• Nie Znaleziono Wyników

Przedewszystkiem winienem oświadczyć wdzięczność za te słowa, które dopiero co słyszeliście.** W inienem nadto p o ­ dziękować tym, co, uczęszczając na moje lekcye, mogli ocenić, jak przykrem jest położenie moje jako cudzoziemca i jak ciężkim obowiązek wyrażania się w języku, który nie jest m oim rodo­

witym: ich to zachęcie zawdzięczam, iż nie upadłem pod brze­

mieniem zadania.

Spółczucie, jakie tu znajduję, tem mi jest konieczniejszem, iż przedmiot, o którym w obec was rozprawiać zamierzam, na­

leży do liczby tych, jakieby może stosowniej traktować wypa­

dało w skromnem kółku słuchaczy akademickich. Mam bowiem zamiar zwrócić poszukiwania moje do epoki literackiej mało znanej i zbyt zaniedbanej przez historyografów i historyków. Są­

dzę, że myśl ogólna i plan tych studyów przedstawiają niejakie zajęcie, gdyż odnoszą się do tradycyj religijnych, spólnych wszystkim narodom europejskim. W istocie obejmują one epokę ciągnącą się przez ostatnie chwile cesarstwa pogańskiego i pierw­

szy wiek kościoła tryumfującego.

W szczególności zajmę się poetami chrześciańskimi, p i­

szącymi po łacinie. Dziś powiem słów kilka o

Prudencyuszu (Aurelius Prudenłius Clemens),

największym pisarzu swego czasu i prawdziwym przedstawicielu tego przejściowego okresu.

W losach poetów chrześciańskich jest coś dziwnego: dzieła ich, zlane początkowo z dziełami ojców Kościoła, wymknęły się

* z d n ia 20. czerwca 1840 r.

** M ow y de la H a r p e ’a i M o n n a r d a .

Pisma Micklewicra. VII 4

50

tym sposobem z pod rozbioru literackiego retorów pogańskich.

Uczeni filologowie Odrodzenia również nie zadali sobie trudu wyszukiwania ich wśród ogromnych zbiorów dzieł O jc ó w K o­

ścioła. Jakżeby mogli zresztą zajmować się tekstem tych łacin- ników prawie nowożytnych, oni, co w swem zagorzalstwie re- akcyjnem chcieli wyrzucić z kanonu klasycznego wszystkie dzieła, które miały nieszczęście przeżyć cesarza Augusta? Pewien filo­

log wieku XVII, nazwiskiem Melchior Inchofer, lubo stara się dowieść, że błogosławieni m ów ią w niebie po łacinie (proszę zobaczyć rozdział pod napisem:

Beałos in coelo latine locuturos probabile

'), dodaje przecież, że łacina ta nie może być inną od

łaciny z czasów Augusta. Tak więc nauka, nawet pobożna po­

gardzała utworami najpobożniejszych z poetów.

Rzecz dziwna: historycy-to i filozofowie przeszłego wie­

ku pierwsi zaczęli badać, z pewnego punktu widzenia krytycz­

nego, tę tak mało znaną część literatury. Nie trudno zgadnąć cel tych poszukiwań. Beyle, Wolter i G ib b o n na to tylko powołują do życia literackiego Juwenkusa, Prudencyusza i Sydoniusza Apo­

linarego, ażeby ich napowrót odrzucić w przepaść zapomnienia, obarczywszy ich wprzódy straszliwem oskarżeniem. Według hi- storyi i filozofii wieku przeszłego, poeci chrześciańscy mają być istotnymi kazicielami, istotnymi niszczycielami języka łacińskiego:

mamy w nich widzieć barbarzyńców, W andalów - najezdców świata literackiego dawniejszego. Oskarżenie to powtórzono ty­

lokrotnie i w tak wielkiej liczbie książek, że poczytuję za rzecz potrzebną odpowiedzieć na nie.

Fałszywie-by sobie wyobrażano położenie cesarstwa rzym­

skiego w wiekach jego upadku, gdyby wystawiano sobie ów­

czesne społeczeństwo jako pogrążone w niewiadomości i cie­

mnocie. Pom im o politycznego osłabienia państwa, duch ludzki nie przestał iść drogą postępu. Pomniki rzymskie, poczytywane za cuda architektoniczne, świadczą o wysokim stopniu matema­

tyki stosowanej. Historya naturalna szczyci się Pliniuszem i licz­

1 N a str 220 dzieła p. t . : H is ło ria e sacrcie latinitatis lib r i V I, lectiun- culis exquisitis, jucundisgue n a rra tio n ibu s nnimurn relnxantes, auctore Melchior

Inch ofer e societate Jesu m o n a c h i, a p u d M elchiorem Segen, bibliopolam anno M D C X X X V 1 1 I,

51 nymi jego następcami. Możnaby przytoczyć mnóstwo odkryć me­

chanicznych, datujących z tej epoki. Prawoznawcy wypracowują teoryą i kładą podwaliny owego kodeksu rzymskiego, tak p o ­ dziwianego przez uczonych nowożytnych. Symptomata upadku

cesarstwa objawiają się jedynie w utworach literackich: tak da­

lece jest-to rzeczą prawdziwą, że literatura jest najdokładniejszym wyrazem społeczeństwa. Społeczeństwo, chcąc stworzyć dzieła nauki lub zaprowadzić pracownie przemysłowe, potrzebuje w pra­

wić w ruch jednę, jedyną tylko ze swych zdolności to jest:

inteligencyą; ale pragnąc stworzyć literaturę, musi rozwinąć wszystkie siły umysłowe i moralne, jakie posiada. Literatura w y­

tryska z głębi duszy narodu. O t ó ż grunt moralny społeczeństwa rzymskiego był wstrząśnięty, cesarstwo czuło cios zadany w d u ­ szę. Zarodki życia pogańskiego, zawarte w mitologii, rozkwitały powoli i stopniowo urzeczywistniały się jako idee filozofii sta­

rożytnej. Zadowolenie, jakie dają kombinacye i walki polityczne;

uciechy, jakich dostarczają bogactwo i władza, rozkosze, jakie sprawić mogą zadośćuczynienie dumie i panowanie: słowem wszystko społeczeństwo to poznało, spróbowało, wyzyskało, wy- czerpałodo sytości, a w końcu — odrzuciło. Nowe pragnienia wywołują nadejście żywiołu nowego, który powoli wydobywa się z poezyj chrześciańskich.

Poezye chrześciańskie znajdowały dla siebie miejsce w księ­

gach rytuałowych i w książkach do nabożeństwa: prawie wszyst­ był mawiać, że dzień tworzenia artystycznego wypadałoby roz­

począć od rozmyślania nad kilku wierszami z tej pieśni, którą nazywał m odlitw ą pańską sztuki.

Atoli te hymny i im podobne noszą na sobie cechę zbyt uroczystą, ażeby stosownem było poddawać je pod skalpel kry­

tyki czysto-literakiej. Przejdźmy do innej szkoły. Tam będziemy swobodniejsi.

4*

52

Mam wejść wpośród poetów-filozofów i retorów. Rze­

czywiście, wszyscy autorowie poezyi chrześciańskiej pisanej, p o ­ czynając od Laktancyusza i Tertuliana, należą do klasy filozo­

fów i retorów. Wmieszani w polemikę religijną, posługiwali się poezyą jako środkiem szerzenia swych poglądów, albo zbijania nauki przeciwników. Zajęci pracą apostolską, po burzliwych p o ­ siedzeniach na soborze, niekiedy w przededniu męczeństwa, ci

ludzie poważni a pobożni trawili noce na studyowaniu W irgi­

liusza, Horacego i Cycerona. Starali się oni podchwycić tajem­

nicę sztuki, za pomocą której ci poeci zdobyli sobie popularność tak olbrzymią. Uczyli się języka swojego wieku, ażeby do tego

wieku przemawiać. Pragnęli podstawić upoetyzowaną Księgę R o­

dzaju na miejsce teogonij mitycznych, a tekst Starego i N o ­ wego Testamentu na miejsce epopei Homera i Wirgiliusza. Myśl

utworzenia epopei ewangelicznej zajmowała wówczas wszystkie umysły. Cajus Vettius Aquilinus Juvencus zyskał największe po­

wodzenie, odpowiedział najlepiej wymaganiom szkoły, stał się wzorem tego rodzaju poezyi i wywołał nowych naśladowców.

Wszyscy pisarze chrześciańscy tej epoki dbali o zacho­

wanie form stylu klasycznego; pod tym względem przewyższają spółczesnych sobie poetów pogańskich. Ten to wszakże klasy­

cyzm stylu zarzucił więzy na ich zapał poetycki. Przeniknięci wspomnieniami literackiemi, wykarniieni zdaniami Wirgiliuszo- wemi i Owidyuszowemi, stają się częstokroć poganami pomimo woli i wiedzy.

Myśli i uczucia chrześciańskie, owinięte w szerokie he- ksametry lub wystrojone w eleganckie pentametry, stają się zgor­

szeniem dla pobożności, a niemiłem wrażeniem dla smaku czy­

telnika. Wygląda to tak, jakby się widziało cienie surowych p u ­ stelników i pokornych dziewic kościoła pierwotnego, przecha­

dzające się w ubraniu rzymian w latiklawach, chlamidach i su­

kniach jedwabnych. Pisarze tej szkoły nie tylko nie zepsuli ję­

zyka, ale aż nazbyt często składali ofiary cieniom łaciny.

Przy takim stanie rzeczy, sztuka chrześciańska nie istniała jeszcze. Natchnienie liryczne poszukiwało rytmu, zwrotek i

melodyj, któreby dla niego stosownemi być mogły, a rów no­

53 cześnie odpowiadały wymaganiom sztuki. Z drugiej strony uczony styl szkoły doktoralnej łamał się i rozkładał, gdyż nie wystar­

czał już na wyrażenie wszystkich tajemnic, zawartych w sło­

wie nowem.

Do stworzenia sztuki chrześciańskiej potrzeba było poety, któryby połączył święte natchnienia wyznawcy z umiejętnością filologa. Chwała ta należy się Prudencyuszowi

(Aurelius Pruden- tius (Siemens),

poecie z czwartego wieku naszej ery.

Życie Prudencyusza otoczone jest niezgłębionemi tajemni­

cami. Nie znamy daty jego urodzenia, ani roku jego śmierci. rozwinięcia wszystkich zasobów swego geniuszu.

Stało się to wówczas, gdy Symmach, gubernator rzymski, zrobił ostatni wysiłek na rzecz pogaństwa. Już świątynie bogów były zamknięte lub pozostawały puste i przerażały swojem osa­

motnieniem, Ze wszystkich bogów jeden już tylko wznosił się bałwan, t. j. posąg Zwycięstwa. Mieścił się on w sali senatu, na ołtarzu obciążonym niezliczonemi wieńcami. Cesarz wydał w ła­

śnie rozporządzenie, żeby to bóstwo Zwycięstwa zdetronizować.

Usunięcie tego godła Cesarstwa pogrążyło miasto odwieczne w żałobę i zaniepokoiło chrześcian nawet.

Symmach zręcznie wyzyskał to usposobienie umysłów.

Zw ołuje senat; postanawiają wysłać deputacyą do cesarza ce­

lem przywrócenia bóstwa na dawne miejsce. Symmach wypra­

cował w imieniu senatu rozprawę, a raczej depeszę dyploma­

tyczną znaną pod napisem:

Relałio Symmachi ad Augustos,

rzecz zasługującą na uwagę nawet pod względem układu i stylu. Stary Symmach, któregoby można nazwać ostatnim z Rzymian, mówiąc o kwestyi publiczne], wydaje się niekiedy bliskim odkrycia wiel­

kiej tajemnicy pisarzów dawnych, ich zdrowego rozsądku i ścisłej logiki. W rozprawie jego są ustępy godne Salustyusza i Tacyta.

54

Położenie Symmacha było trudne: trzeba było. w obec ce- sarzów chrześciańskich bronić sprawy pogaństwa. Zręcznie o d ­ wraca tę trudność, przenosi roztrząsanie do dziedziny politycznej,

unikając cienia polemiki religijnej. „Niech nikt nie mniema — powiada on — jakobym zajmował się zagadnieniami oderwa- nemi o prawdzie i szczęściu bezwzględnem. Zdaje się, że jest więcej niż jedna droga do nich prowadząca. Pozostawmy po­

szukiwania te uczonym. Jako politycy starajmy się utrzymać prawo i tradycyą, stanowiącą wielkość i siłę państwa. Pow ia­

dają, że mniemania religijne naszego Rzymu są prostymi prze­

sądami: niech i tak będzie. Jednakże nowe pokolenie dobrzeby zrobiło, gdyby nie potępiało zbyt lekkomyślnie przesądów starca tak godnego poważania, jakim jest nasza stolica. Każda jednost­

powiedzieć na zarzuty prefekta1). Za przewodnika bierze jego rozprawę, dzieli ją na rozdziały i na każdy punkt oskarżenia dy­

plomatycznego odpowiada argumentem wierszowanym, odą lub satyrą, gdyż poezya jego z tych dwu składa się rodzajów. Przy­

toczymy tylko sam wstęp. Poeta rozpoczyna opowiadaniem, wy- jętem z Dziejów Apostolskich. „Człowiek boży — pow iada2) -- przepływał przez burzliwe morze. Długo miotany wiatrami i na­

wałnicami, wysiada na wyspie dzikiej, zapala ogień, pociesza towarzyszów niedoli. Nagle z pod zeschłej trawy wypełza ż m i­

ja i obwija mu się koło ręki. Uważano go za zgubionego, ale podniósł tylko rękę i rzucił płaz w płomienie- Podobnież kościół, długo poniewierany wśród nawałnic ludowych, tylokrotnie gnę­

biony z rozkazu cesarzów, dotarł wreszcie do brzegu. Już zapa­

lono ogień miłości, już światło prawdy zaczęło się rozszerzać,

1 C o n tra Symmachi orationem libri duo.

» Praefatło in lib. 1.

55 gdy w tern nagle jadowity sofista wypełznął z pod zwalisk, chcąc ukąsić rękę rozbitka. Przypomnijmy sobie, że w jednem z w i­

dzeń niebieskich, Bóg dozwolił apostołowi oczyścić nawet płazy.w Na ten raz tylko Prudencyusz pozwolił sobie wyrazić swe oburzenie. Zresztą traktuje Symmacha z poważaniem, z szacun­

kiem; nazywa go swoim mistrzem i korzy się przed jego um y­

słem i wiedzą, Ta miłość wśród polemiki jest symptomatem dzi­

wnym. To nowe zjawisko byłoby niezrozumiałem dla starożyt­

nych. Było ono niemożliwem przed erą chrześciańską. Nic po­

dobnego nie znajdujemy u satyryków greckich i rzymskich.

Po ogłoszeniu tych satyr, Prudencyusz, styl sobie ju ż uro­ chrześciański, nie poprzestając na skreśleniu obrazu, na opisaniu poranku lub wieczoru, stara się głębiej wniknąć w przyrodę i usiłuje pochwycić znaczenie moralne każdego z jej zjawisk.

W e d ług jego systemu, świat umysłowy jest jedynie odblaskiem świata materyalnego, który znow uż przedstawicielem jest świata nadprzyrodzonego. Z tych rozpamiętywali wypływają naturalnie napomnienia duchowne, rozwijające myśl poety: zazwyczaj koń­

czą one pieśń każdą i uzupełniają tym sposobem jej organizm.

Najpiękniejszem wszelako z dzieł Prudencyusza jest bez zaprzeczenia

Peristephanon

, to jest wieniec a raczej uwieńcze­

nie męczenników, ku czci których poezye te są poświęcone. Po­

mimo pozornej m onotonii dziejów i legend martyrologii trudno znaleźć coś bardziej urozmaiconego jak sceny i charaktery

Pe- ristephanon'u.

Każda pieśń to jakby akt jakiejś wielkiej tragedyi.

Ton i styl zmieniają się co chwila i dowodzą dojrzałości jego talentu. W każdej scenie tego szeregu obrazów, prokonsul rzym­

ski zajmuje plan pierwszy, osobistość nowa. nieznana tragedyi greckiej, stiaszniejsza od Labdakidów i Atrydów. Typ charakte­

rów tych widzimy w Festusie i Feliksie z Dziejów Apostolskich.

56

Przed takie-to istoty przyprowadzają starców, młodych żołnierzy, dziewice, których opór przybiera formy różnorodne a

zawsze przedziwne.

W

peristephanonie

świętego Hipolita, prokonsul, usły­

szawszy imię świętego, zapytuje: „A znasz ty, biskupie, H ip o ­ Inventa, exemplo quo trepident alii.

Ule supinata residens cervice, quis, inquit, Dicitur? Adfirmant dicier Hippolytum.

Ergo fit Hippolytus: quatiat turbetque jugales, lntereatque feris dilaceratus equis.

Powiązane dokumenty