• Nie Znaleziono Wyników

IV . Śluby Haimburskie

W dokumencie Jadwiga i Jagiełło (Stron 84-142)

Rodzina andegaweńska. Bośniacki dziad Jadwigi. Missye franciszkańskie. Polska babka Jadwigi. M a t k a J a d w i g i . Dom luksemburski. Dzieci luksemburskie: Wacław i Zygmunt. R o d z i n a Rakuska: ojciec Wilhelmów Leopold, matka Wilhelma Wiryda. Wilhelm czteroletni. Wczesne frymarki swadziebne. Wczesna wieloletność. Zrękowiny luksembur­ skie. Usiłowania rakuzkie. W e s e l e J a d w i g i i W i l ­ h e l m a w H a i m b u r g u . Ceregiele dyplomatyczne. Dwo­ jakość ślubów małżeńskich. Wesele Haimburskie dotyczę korony węgierskiej, niepolskiej. Kontrakt ślubny. J a d w i g a w Wi e d n i u . Dwór wiedeński. Książe Albrecht. Obraz Wiednia. Obyczaje klasztorne. Atmosfera moralna. Sceny widzenia się Jadwigi z Wilhelmem. Pieśń poety Suchenwirta o Litwie. Nowe stwierdzenie ślubów Haimburskich. Wątpli­

wość.

Nasuwające się teraz opowiadaniu naszemu uroczysto­ ści familijne, prowadzą nas w rodzinne kółko andegaweń­ skie. Pierwsze w rodzinie królewskiej miejsce zajmuje sio­ stra Kazimierza W., babka rodziny, znana w Neapolu, w Rzymie, w Awinionie, w Paryżu, w Anglii. U stóp jćj kró­ lewskiego syna Ludwika, „Wielkiego1' w istocie monarchy w Węgrzech, tuli się dwoje maluczkich dziewcząt, pięciole­ tnia Marya i czteroletnia Jadwiga. Przy nich matka Elżbieta załośna jeszcze po niedawnej stracie najstarszej z córek, Katarzyny. Obca dotąd sprawom publicznym i opowiadaniu naszemu, ma ona później spełnić w niej wielce zajmującą, wielce traiczną rolę. W osobie tćj „młodszej“ królowej

wę-gierskićj przybywa rodzinie andegaweńskiej drugi promień słowiański, promień dwubarwny, polsko-bośniacki.

Z siostrą króla polskiego Kazimierza, starszą królową węgierską Elżbietą, wydaną niegdyś za ojca Ludwikowego Roberta, weszło mnogo polszczyzny do Węgier. W fraucy­ merze młodój wówczas królewny polskićj, znajdowała się, między innemi, córka jćj stryjecznego brata Kazimierza, Gniewkowska księżniczka Elżbieta, rodzona siostra Włady­ sława Białego. Pamiętna o jej los młoda królowa węgierska, wyswatała ją za księcia czyli bana podwładnćj Węgrom Bośnii, na imie Stefan. Z nowopoślubioną księżną bośniacką rozszerzyła się polszczyzna dalćj po bośniackich obszarach Słowiańszczyzny. Towarzyszyło tam księżniczce polskićj wielu Polaków, między innymi słynny później w dziejach węgierskich młody Ścibor, syn wojewodzica poznańskiego Ścibora, przybyłego do Węgier z królewną Polską Elżbietą. Polski katolicyzm księżny bośniackiej niemało zapewne do­ pomógł węgiersko-katolickim staraniom o ustalenie łaciń­ skiego w wschodnio-greckiej Bośnii obrządku. Przy polskićj żonie, przy zawisłości od pobożnych Andegaweńczyków, zo­ stał bośniacki dziad naszćj królowćj Jadwigi żarliwym ka­ tolikiem, hojnym protektorem missyonarzy katolickich, gwał­ townym apostołem swoich poddanych. Sprowadzani przezeń do Bośnii Franciszkanie staczali z teologami i kałogierami greckimi srogie walki dysputacyjne, i przy pomocy boskićj, jak doniesienia ówczesne prawią — „zawsze ich zwyciężali szczęśliwie“. Waleczny w tym względzie braciszek Jan z Ar- ragonii, wyzwawszy przeciwników na „próbę bożą“, jakoby na pojedynek duchowny, przeszedł zwycięzko przez wielki stos płomienny. Codziennie przybywało owieczek trzodzie rzymskiśj, a klasztorów Franciszkanom.

Mimo czego jednak bośniacka nieokrzesaność Hisupus- bana, jak Stefan także tytułował się, niemało zgorszyć może. Przy wieśniaczości katolickiego państwa Polski, przy blichtrze całćj tamtoczesnej oświaty, jesteśmy zmuszeni przedstawić naszego bana cerkiewnej Bośnii, jako wielce nieokrzesanego prostaka. Jego moralne wyobrażenia pełzały nader poziomo. Posiłkując króla Ludwika przeciwko Ragu- zanom, dał on się nikczemnie od nich przekupić, i w pół

wojny opuścił obóz swego zwierzchnika. Za sromotną, klęskę, jaką Ludwik poniósł skutkiem tćj zdrady, mszczą się kroniki węgierskie dotąd na Stefanie przydomkiem „Piastun szatana“. W pożyciu z prostaczym Bośniakiem nie mógł także moral- niejszy polor polskićj księżny Elżbiety nie zblednąć nieco. Powiła ona mu córkę, także Elżbieta nazwaną, późnićj matkę naszćj Jadwigi. Powinowactwo z starszą królową wę­ gierską, teraźniejszą spółrządczynią Ludwika, zapewniło no- wonarodzonćj księżniczce bośniackiej fortunną przyszłość. Wzięła ją Ludwikowa matka na dwór węgierski, gdzie młoda księżniczka, wnuka Piastów po matce, czysto kato­ lickie otrzymała wychowanie. Nakoniec owdowiawszy po pierwszćj żonie, pojął ją król Ludwik w małżeństwo, skut­ kiem czego Elżbieta została „młodszą królową Węgier“. Ponieważ między nią a Ludwikiem zachodził czwarty sto­ pień powinowactwa, według ówczesnych pojęć, niepoślednia przeszkoda związku, przeto okazuje się ich małżeństwo owocem nader usilnych życzeń i starań. Należy przypisać je matce królewskićj.

Widać w tćm wszystkiem przywiązanie naszćj siostry Kazimierza W. do Piastowskićj rodziny i do narodowości ojczystej. To zaś utwierdza nas tćm mocnićj w wyobrażeniu o polskości matki Jadwigi. Córka Polki, otoczona polskim orszakiem, z religijnych powodów trzymana w oddaleniu od „heretyckićj, ludności Bośnii, przez Polaków, mianowicie onego Scibora Ściborowica sprowadzona na dwór węgierski, wychowana tam pod okiem polskićj bratanki, w gronie pol­ skiego fraucimeru, była ona jawnie nie Bośniaczką, lecz Polką. Zbośniactwa przylgnęła jćj tylko pewna gminność umysłu, pewna surowość charakteru, zdolna posunąć się do srogości. Okaże się to w dziejach późniejszych. Obecnie przestaniemy na przypomnieniu podania, cechującego jćj niewielką skrupulatność moralną. Będąc już królową wę­ gierską, zwiedziła Elżbieta jednego razu ciało św. Szymona w Raguzie. Na widok tak dużćj i tak cennćj relikwii, któ­ rej każda cząstka, według mniemania wieku, była nietylko pobożnym, lecz nawet i materyalnym skarbem, bo najpe­ wniejszą od wszego złego ochroną, zdjęło królowę niepo- wściągnione zachcenie jakiejś cząstki świętości.

Najprościej-szą ku temu drogą zdało się tajemne przywłaszczenie sobie przedmiotu pożądanego. Uszczknęła więc skrycie kawałek palca świętemu, i wyszła skromnie z kościoła. W tem ogar­ nęły ją nagle mdłości na dworze. Poczytując to za karę grzechu popełnionego, musiała skruszona wrócić swój łup pobożny, a za pokutę przyrzekła sprawić i sprawiła istotnie arcykosztowną trumnę świętemu. Lecz rozgłoszony raz czyn, dowodzący zupełnśj niewybredności w wyborze drogi do celu, utkwił niezmazanie w pamięci ludzkiśj.

Na wszelki wypadek nie dosięgała rodzicielka Jadwigi umysłem swoim ani męża Ludwika, ani matki Elżbiety. Czemu przecież bynajmnićj nie złorzeczmy. Toć właśnie tej niższości charakteru winna Polska ułatwienie sobie drogi do wzrostu. Gdy bowiem Ludwikowa wyższość moralna po­ ciągała go ustawicznie do polerowniejszej zagranicy, do za­ chodu, do niemiecczyzny, obyczajowa niższość Elżbiety prze­ nosiła nad to wszystko z niezmiernym dla Polski zyskiem niepolerowne obyczaje mnićj ukształconych ludów ówcze­ snych. Barbarzyniec litewski był jśj milszym zięciem, niż Niemiec ogładzony. W całćm jćj późniejszćm postępowaniu widzim Elżbietę nieprzyjaciołką plemienia germańskiego. Za taką miała ją cała Europa. Taką też, gdyby nie Ludwik, moglibyśmy wyobrazić ją sobie w teraźniejszem wychowaniu dzieci królewskich. Aleć niemiecczyzna Ludwika nie dozwo­ liła, zda się, Elżbiecie, jak na sprawy publiczne, tak też na wychowanie dzieci żadnego wpływu. Maluczkie królewny miały według życzeń europejsko-światłego ojca, wyróść kiedyś w perły rycersko romansowej wytworności zachodniej, przezna­ czone dla rycersko-romansowych synów dwojga dostojnych domów zachodu. Bóg mu pobłogosławił, lecz dlakogo innego.

Tymczasem w onych domach niemieckich tęskniono równie gorąco do związków z ranogokoronnym teściem wę­ gierskim, jak król węgierski tęsknił do związków z niemi. Zaczem dopełniwszy sobie obrazu rodziny andegaweńskićj wizerunkiem bośniackiśj Polki Elżbiety, wystąpmy teraz w rodzinne koło owych cesarsko-książęcych domów nie­ mieckich.

Na pragskim dworze cesarza i króla Karola IV, już od lat kilku, jak wiemy, związanym z koroną węgierską

ne-gocyacyami o zaślubienie królewicza Zygmunta z Ludwikową córką Maryą, uderza naprzód postać samego ojca-cesarza. Żałujemy, iż brak nam miejsca do skreślenia wizerunku tego osobliwszego charakteru, łączącego w sobie najsprzeczniej­ sze przymioty mędrca, wizyonarza, wybornego administra­ tora, lichego teologa, lichwiarza, autora i prawodawcy. Mu­ simy ograniczyć się na wzmiance o stosunku jego rodu Luksemburskiego do Polski. Od czasów czeskiego króla Jana, ojca cesarza Karola, a następcy czeskich i polskich królów Wacławów, mieli się Luksemburczykowie za właści­ wych dziedziców korony polskićj. Król Jan osobiście z orę­ żem w ręku dobijał się przeciw Kazimierzowi W. o Kra­ ków, używając stale tytułu króla polskiego. Podobnież cesarz Karol, jeszcze margrabią będąc, sprzymierzał się z sąsie­ dnimi monarchami ku wspólnemu, po bezpotomnćj śmierci Kazimierza W., podzieleniu się Polską. Rozsądek lat doj­ rzalszych doradził mu zamienić rolę pretendenta w rolę sprzymierzeńca, a przez poślubienie wnuczki Kazimierzowej Elżbiety Pomorki, stał się Karol nawet bratankiem i przyj- jacielem Piastów. Lecz uroszczenia do Polski nie wyszły przeto nigdy z myśli jego rodziny, a każdy Luksemburski kandydat do berła polskiego, miał pozór do dawnego prawa za sobą.

Obok cesarskiego małżonka Karola, zdumiewa doro­ dną budową i dziwną krzepkością ciała jego krakowska małżonka, wnuka Kazimierza W., matka cesarzewiczów W a­ cława i Zygmunta. „Gdy jćj (przed laty dziesięciu) w Kra­ kowie na weselu przyniesiono nową grubą podkowę, tak ją rozłamała, jakoby była z jakiego drzewa słabego uczy­

niona; potćm kucharskie tasaki i inne dość mocne zwijała, jakoby z lipowego drzewa robione były; pancerz wziąwszy, jako koszulę wiotchą od wierzchu aż do końca rozdarła, co było z wielkiem podziwieniem wszystkich książąt i panów“. W pobliżu takich rodziców luksemburskich igra dwoje chło­ piąt — czternastoletni Wacław, pasierb Elżbiecin, urodzony z przedostatnićj cesarzowej Anny Szlązaczki i sześcioletni, jasnowłosy, nadobny Zygmunt, prawnuk Kazimierza W.

Ojciec, Cesarz Karol IV, kocha nad wszystko star­ szego syna Wacława. Nie masz pieszczoty, zaszczytu, sta­

rań, któremiby go nie pieścił, nie udosto.jnił, któremiby nie czuwał nad jego wychowaniem i przyszłością. Co za żal, iż Petrarka nie chciał się podjąć edukacyi cesarzewicza! Zato jeszcze w pieluchach ustroił cesarz Wacława tytułem margrabi Brandenburgu i Łużyc, skutkiem czego niemowlę ku nadzwyczajnćj radości ojca przykłada, jako współprzy- sięgający świadek, maluczkie palce do ewangielii, ma swoją własną pieczęć, otrzymuje w pierwszych dniach życia zape­ wnioną sobie licznemi dyplomatami oblubienicę, a w trze­ cim roku życia, śród uroczystego obrzędu koronę czeską. Ojciec pisze dlań pamiętniki, przekazuje mu doświadczenia własnego życia. Cóż za mądry, co za wielki monarcha bę­ dzie kiedyś z Wacława!... Wacław, jak wiadomo, wyrósł w wierutnego niedołęgę, a tyrana. Dziedzic wszystkich ko­ ron ojcowskich, traci on jedną po drugićj. Detronizowany przez Niemców, więziony przez Czechów, umęczyciel św. J a ­ na Nepomucena, zostaje ulubieniec ojcowski nawet z grobu wyrzucony przez Prażan — pastwa wzgardy ludzkićj za ży­ cia i po śmierci.

Krakowska matka Elżbieta lgnie więcćj do rodzonego syna Zygmunta. Widzićć go kiedyś na tronie polskim, było oczywiście najmilszćm Kazimierzowskićj wnuczki życzeniem. Zbliżyć go do której z Ludwikowych dziedziczek Węgier i Polski, do którćj z koron obudwóch, ciężyło obojgu rów­ nie na sercu.

Takiemiż właśnie życzeniami pałała także książęca para tego z d w ó c h ówczesnych dworów rakuzkich, o któ­ rego swadziebnych z rodziną andegaweńską stosunkach wspomniano już pobieżnie, to jest, dworu Styryjsko-Rakuz- kiego. Wszelako jeśli Luksemburgi i Styryjczyki jednako­ wym w tej mierze oddychały pragnieniem, osobistość oboj­ ga rodziców młodego Wilhelma przydawała życzeniom ra- kuzkim nieskończenie więcćj zapału i gwałtowności. W Wil- helmowym ojcu Leopoldzie i jego matce W’irydzie wrzała dziwnie burzliwa krew. Doznał tego najboleśnićj starszy Leopoldów brat Albrecht, książę Wiedeńsko-Rakuzki. Mając starodawnym obyczajem żyć w powszechnćj niegdyś fami- lijnćj spólności z bratem, zmuszał go młodszy brat coraz

nowemi swarami do coraz nowych podziałów, aż wreszcie wymógł na nim zrzeczenie się większćj części posiadłości i praw starszeństwa. Łagodny z urodzenia, lecz późnićj ogniem jakićjś „dzikićj lekkomyślności*' rozpłomieniony, dawał Leo­

pold unosić się do „haniebnych“ kroków wiarołomstwa i zdrady, które wtrąciły w przepaść brata, ojczyznę, nako- niec jegoż samego. W całćj historyi nie znajdziesz drugie­ go lekkomyślnika, którego płochość śmiałaby tak powa­ żnych sięgać przedmiotów, tak traicznie poważne miałaby skutki.

Dla lekkomyślnój przekory bratu, chwyta się książę Leopold strony antipapieża Klemensa, przeciw któremu brat Albrecht w ówczesnćj schizmie kościelnej trzymał z rzymskim Urbanem VI. Co tćm większą pociechę przy­ nosiło Leopoldowi, ile, że jak wszyscy książęta owego cza­ su zadłużony niezmiernie, pobierał za swoje odszczepień- stwo roczną płacę 120,000 dukatów od awiniońskiego anti­ papieża Klemensa. Będąc w ustawicznych konszachtach z nad- adryatyckiemi miastami, z których mianowicie Treviso od­ dało mu się w zbrojną opiekę, przysięga Leopold sprzymie­ rzonym Trevizanom „na przenajświętszą komunię przed wiel­ kim ołtarzem w kościele św. Piotra,“ że ich nigdy w cu­ dze ręce nie wyda. Mimo tego sprzedał ich Leopold późnićj księciu Franciszkowi Karrarze za 60,000 dukatów. „Ale biada ci książę!“ — woła za uchodzącym po zdradzie Leo­ poldem włoski kronikarz Redusio—„za Treviso kupiłeś so­ bie śmierć!“ Jakoż ziściła się przepowiednia, za dukaty bo­ wiem Karrary zaciągnął książę roty na bliską wojnę szwaj­ carską, w. którćj zginął sromotnie. Uwikłany podówczas w sidła jakićjś tajnćj miłości, śpieszył Leopold przed bitwą z Szwajcarami pod alpejską strzechę swojćj nowej ulubienicy, „aby w jćj objęciach wszelkiego rycerskiego pozbywszy du­ cha, niewieścią rozkoszą pijany,“ rzucić się wkrótce na oślep pomiędzy oszczepy „tłumu chłopskiego“ w krwawym wąwo­ zie Sempachskim.

Odurzony zabobonnemi widziadły swojćj rozkiełznanćj fantazyi, zapalił się był Leopold poprzednio nowym jeszcze zwyczajem wytępiania czarowmic i czarowników. I oto wszelkiego wieku dziady i baby płoną na licznych stosach

•w szczęśliwy początek tego uniwersalnego pożaru, który na­ stępnie po wszystkich sąsiednich rozlany krajach, miał po­ chłonąć krocie ofiar niewinnych. Tą nienawiścią ku czaro­ wnicom, zjednał sobie ojciec naszego Wilhelma u swoich spółczesnych sędziów opinii historycznćj, najlepszą jeszcze kreskę. Zresztą, widzą go ciągle otoczonym od ludzi, któ­ rzy, według ich zdania, byli małoco lepsi od tych palonych czarowników. Najmilszymi w oczach Leopolda gośćmi państw jego byli Żydzi i bannici. Żydów poczytywano naówczas w Niemczech za wyłączną własność skarbu cesarskiego, i nie inaczćj, jak tylko za osobnym przywilejem cesarskim mógł ich posiadać którykolwiek z podrzędnych książąt nie­ mieckich. Takim też łaskawym przywilejem cesarza Karola IV , wolno było Leopoldowi, ku niemałćj zazdrości sąsiadów utrzymywać u siebie Żydów w niemałej liczbie. Pożądał ich Leopold wprawdzie z tej jedynćj przyczyny, aby groźbą stosu płomiennego i wygnania wymusić na nich, jak wów­ czas w wielu krajach czyniono, wydanie wszelkiej własno­ ści, zwłaszcza pieniędzy. Lecz złupionych i nakoniec prze­ cież wygnanych, wabiono do kraju solennemi przeprosinami i najchojniejszemi obietnicami swobody. Laskę wolnego przechowywania bannitów, równie jak Żydzi, srodze za to zdzieranych, pozyskał Leopold od króla rzymskiego Wa­ cława.

Nie mnićj dziwnym okazał się Leopold w wyborze swojej małżonki Wirydy. Była ona córką najsroższego okru- tnika owćj epoki, medyolańskiego tyrana Bernaby Visconti. Nie skończylibyśmy, gdyby nam przyszło opowiadać krwa­ we czyny tego, według słów bulli papiezkićj—„wroga Chry­ stusowego, nieprzyjaciela kościoła,“ gorszego od prototypu wszelkiej zgrozy i okropności ówczesnćj—od Turków. Przy­ pominamy jedynie, iż tento dziad naszego Wilhelma kazał podkuwać mnichów św. Franciszka w Medyolanie, „aby, uwijając się skrzętnie po mieście, nóg sobie nie podbijali.“ Kobićty średnich wieków nie ustępowały w niczćm swoim ojcom i braciom. Córkę Bernaby trudno wyobrazić sobie niegodną ojca i męża. Nie bez powodu musiał ten mąż „dozgonną przyjaźń“ z Włoszką Wirydą słodzić sobie ubo- cznćm małżeństwem z hrabianką Katarzyną, a gdy i to nie

starczyło miłośnemu sercu książęcia, rozkoszami ustronnych dolin szwajcarskich.

Wszakże nie by łato przyjaźń bezpłodna. Z krwi Me- dyolanki Wh-ydy i miłośnika róż alpejskich wypłynęło czte­ rech męzkich potomków. Najstarszym z nich był nasz Wil­ helm, czyli, jak on sam zwyczajnie pisze się Wilhalm, na­ dobne teraz dziecko, które późniejszemi czasy umiało po­ dobać się wielu sercom, a między innymi spółczesnemu kroni­ karzowi niemieckiemu i biednej królewnie węgierskiej. Zda­ je się Wilhelm atoli cokolwiek chorowitym, podobnym w tćj mierze do swego paralitycznego stryja Albrechta, z której- to przyczyny wyrażano się czasem wątpliwie o jego przy- szłćm zdrowiu i uzdolnieniu. Liczy on w porze układu ko­ szyckiego dopićro czwarty rok życia, tyleż, co królewna wę­ gierska Jadwiga. Zważając na to, i przypominając sobie równie dziecinny wiek sześcioletniego Zygmunta, a pięciole- tnićj Maryi, widzimy w bohaterach i bohaterkach niniejsze­ go swadziebnego rozdziału powieści naszćj — zbiór drobnych dziatek. Jestto charakterystyczny rys czasu. Ten w pospo- litćm mniemaniu jedynie uczuciami honoru i romantyczno- ścią wiedziony, za bliższćm zaś wpatrzeniem się w jego rysy dziwnie przytćm zyskolubny, łakomy i lichwie oddany czas, był zdolen frymarczyć wszystkićm. Pobożną łatwo­ wierność pokolenia, wymiar sprawiedliwości, niedolę Żydów, wszystko miano tylko^za upoważnienie do ciągnienia korzy­ ści. Nawet powszechne w tym czasie zakładanie akademij było częstokroć tylko pieniężną spekulacyą.

Spekulowano więc także losem, przyszłością dzieci. Od pierwszych dni urodzenia syna lub córki ubiegały się u b o ż s z e domy książęce o wyswatanie nowonarodzo­ nych dziatek w domy możniejsze, możniejsze zaś rodziny 0 jaknajkorzystniejsze spożytkowanie swoich poniewolnych z domami uboższemi sojuszów. Gdy po jednym zawar­ tym już układzie nadarzył się widok układu pomyślniej­ szego, zrywano z bezprzykładną; lekkomyślnością związek dotychczasowy, aby równie lekkomyślnie zawrzćć drugi 1 trzeci. Ztąd przy nadzwyczajnie wczesnćm rozpoczynaniu takich frymarków swadziebnych kończono rzadko na pierw­ szych swatach. Ciekawym przedmiotem takićj wczesności

i zmienności swadziebnćj, jest naprzykład starszy brat na­ szego Luksemburczyka Zygmunta, późniejszy król czeski, Wacław. Zaledwie na świat przyszedł, zaręcza go ojciec, cesarz, Karol IV, szeregiem dokumentów z córką bogatego burgrabi norymberskiego, Fryderyka. W kilka lat później zerwaną swadźbę pierwszą, zastępuje świetniejszy związek z synowicą Ludwika, Węgierskiego. Po kilku dalszych la­ tach i węgierskie zrękowiny stargane, a w miejsce synowi­ cy króla Ludwika przeznaczona zostaje małoletniemu Wa­ cławowi jedna z równie małoletnich córek polskiego króla, Kazimierza W., dla którejto nowśj narzeczonej uzyskuje oj­ ciec Wacław od papieża potrzebną ku temu dyspensę i le- gitymacyą królewnćj polskiej. Ale i ta nowra ugoda ślubna wystarcza zaledwie na jeden rok, gdyż po kilkunastu mie­ siącach umyślił cesarz dziesięcioletniemu synowi czwarty już w kilku leciech projekt małżeński z księżniczką ba­ warską Joanną, uwieńczony nareszcie zawarciem rzeczywi­ stego małżeństwa w latach późniejszych. Ośmielała do po- dobnśj swawoli powszechna łatwość utajenia przed okiem świata nietylko tak lekkomyślnie zawiązywanych i zrywa­ nych układów, ale w ogólności każdego kroku życia. W ja­ ki sposób cesarz Karol postąpił sobie z rodziną burgrabi

norymbergskiego, było tajemnicą dworowi węgierskiemu, a krzywda synowicy króla Ludwika i córek zmarłego nie­ bawem Kazimierza Polskiego, tćm łatwiśj ukryła się w Ba­ wary i. Większa dziś jawność każdego czynu, nie małym zai­ ste bodźcem do większej skrupulatności w postępkach.

Z nałogiem spekulowania losem potomków łączyła się druga okoliczność, t. j. nadzwyczajnie wczesna wieloletność pokolenia. Im nieoświeceńszy wiek, nieokrzesańsze pokole­ nie, tóm krócćj w istocie trwa rodzicielska władza nad dziećmi, tem rychlśj następuje usamowolnienie się dzieci. Gdzie moralne i naukowe wychowanie nie długiego wyma­ ga czasu, tam fizyczna niezawisłość i pełnoletność w krótce dojrzewa. Według statutów mazowieckich i uchwały War- teńskićj zaczyna się „parobkom“ t. j. młodzieńcom wiek prawny od lat piętnastu, a „dziewkom“ już od dwunastu. Wiek panieński między 12 a 14 laty, był właśnie tą pożą­ daną porą, która według radośnych słów młodego króla

Francyi, Karola VI, podobała się najwięcćj konkurentom ko­ ronnym. Nierzadko przywdziewały zagraniczne królewny je ­ szcze nierównie wcześniej czepiec małżeński, i wraz z spół- cześniczką naszćj Jadwigi, Izabellą francuzką, wydaną w 8 roku za króla angielskiego Ryszarda, były otoczone wła­ snym dworem, obchodziły patetycznie wszelkie uroczystości dworskie, udzielały posłuchań, słowem odgrywały z wszelką powagą role małżonek królewskich. Natenczas taka w ośmiu leciech poślubiona dama koronna bywała w dwunastym roku

W dokumencie Jadwiga i Jagiełło (Stron 84-142)

Powiązane dokumenty