• Nie Znaleziono Wyników

P

oznałam Dzieło Lasek jesienią 1959 roku, z okazji odbywa-jącego się w Domu Rekolekcyjnym ogólnopolskiego zjazdu studentów filologii klasycznej pod hasłem: „Sejmik zbuntowa-nych Mohikanów” (zob. S. Wilkanowicz, T.P. 22.11.1959 r.). Moją fascynację tym, co tu odkryłam, można by nazwać po francusku

„un coup de foudre”, to jest „miłością od pierwszego wejrzenia”, ale miało jeszcze upłynąć blisko dwadzieścia lat, zanim wróciłam tu „na dobre i na złe” w Święto Przemienienia Pańskiego roku 1978. To był rok trzech papieży: Pawła VI, Jana Pawła I i wynie-sionego na Stolicę Piotrową w dniu 16 października Jana Pawła II.

W międzyczasie przemierzyłam Europę wzdłuż i wszerz, czerpałam wodę z niejednego źródła. Żadna nie miała jednak dla mnie smaku szklanki wody podanej przez laskowską siostrę w ga-binecie pod chmurką Siostry dr Katarzyny (Steinberg), pod roz-łożystą lipą obok kaplicy Matki Boskiej Anielskiej. Żadna nie miała aromatu kwasu chlebowego, jakim nas przyjmował w upal-ne dni na swej izabelińskiej „plebanii” – w kuchence raczej – ks.

Aleksander Fedorowicz, dodając jeszcze Sakrament Pojednania i ... uśmiech.

Nigdy nie przekroczyłam progu izdebki matki Elżbiety Róży Czackiej za Jej życia. Widywaliśmy Ją z daleka, kruchą, słabiutką, milczącą lub recytującą różaniec, jakby już nieobecną, a przecież nikt tu w Laskach nie miał wątpliwości, że to Ona jest – w wy-miarze ludzkim – fundamentem Dzieła, „które z Boga jest i dla Boga”. W Niej bije serce Matki, mocne serce Lasek.

Ksiądz Władysław Korniłowicz – nasz Ojciec. Styl jego ka-płaństwa w okresie dwudziestolecia międzywojennego nie miał zbyt wielu zwolenników, charyzmatyczny duszpasterz – „łowca

dusz” (venator animarum) ale... jakiś „nietutejszy”. Z przekąsem mawiano o Nim: „nowinkarz z Zachodu”. Szalony czy święty?

pytali gorliwi skądinąd katolicy, których Zygmunt Serafinowicz, rodzony brat Jana Lechonia, znany z ciętego języka, zwykł okre-ślać mianem animae naturaliter ND-cianae [red. – dusze z natu-ry endeckie].

Matka Czacka – niewiasta mężna. Jakiej trzeba było wiary w sercu niewidomej Założycielki, by Jego właśnie wybrać na duchowego kierownika rodzącego się Dzieła Niewidomych, nie-podobnego do żadnej instytucji charytatywnej czy szkolno-wy-chowawczej w kraju i za granicą. A poznała je wszystkie dokład-nie, zanim zaczęła urzeczywistniać „swój własny” – Boży zamysł na polskiej ziemi. „Bóg dziwnymi drogami to Dzieło prowadzi, jego definitywnej formy nie mamy, ale może z czasem Bóg mu ją nada”, powie w jednej ze swych konferencji dla sióstr (Notatki, 1930–1947, s. 23).

Połączenie służby niewidomym fizycznie z wynagradza-niem za duchową ślepotę świata zaowocowało z biegiem lat powstaniem środowiska, które dla wielu ludzi poszukujących, dalekich od Boga, stało się znakiem, drogowskazem, punktem odniesienia, duchową ojczyzną. Ludzie Lasek. Nikt z nas do końca nie wie, kto do Lasek przynależy. Nawet ks. Władysław Korniłowicz zapewne nie wiedział, kto był rzeczywistym członkiem „Kółka”.

Napisał do mnie niedawno ktoś, kogo z racji przekonań reli-gijnych jak i zaangażowań społeczno-politycznych trudno było-by tak bez wahania wpisać do grona ludzi Lasek. A jednak On pisze: „Laski zawsze są w moim sercu i tak już pozostanie do końca mego życia. Serdecznie pozdrawiam. Przez krzyż do nieba”.

Czy Dzieło Lasek przetrwa? To pytanie jest szczególnie aktu-alne dziś z uwagi na zbliżającą się setną rocznicę założenia Zgro-madzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża (1918–2018).

Wierzę mocno, że się ostoi, że pozostanie tym, czym było od

początku: jednością w różnorodności, wspólnotą niewidomych, świeckich, księży i sióstr, wspólnotą ubogą, służebną i otwartą, za jaką tęsknił Profesor Stefan Swieżawski wspominając „pier-wotne Laski”.

„Niewidomi niosący z poddaniem się woli Bożej krzyż swego kalectwa, powinni być apostołami wśród widzących, ślepych duchowo, nieznających Boga i dalekich od Niego na skutek nie-wiary i grzechu”, pisała Matka w Dyrektorium (I, s. 151).

Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia siostry franciszkanki zastanawiały się w czasie Kapituły, czy mogą istnieć zakłady i szkoły dla niewidomych kierowane przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi bez udziału zgromadzenia. Pytałyśmy o to wiele osób w Laskach i poza Laskami. Odpowiadano na ogół, że szkoły państwowe na wysokim poziomie już są i będzie ich coraz więcej. Dodawano jednak: kto z tamtych dyplomowanych pedagogów nauczy naszą młodzież, jak żyć po niewidomemu, jak przyjąć w duchu wiary krzyż ślepoty, jak ukazywać własnym życiem „pierwszeństwo ducha”, czyli dokładnie to, o czym pisał francuski filozof – wielki przyjaciel Lasek Jacques Maritain [la primauté du spirituel].

Kto im powie, jak matka Elżbieta Róża Czacka, że ślepota jest krzyżem, ale i zadaniem: „Niedołęstwo, kalectwo powołane do pełni dzieła Bożego. Potęga ducha – przeciwstawiona sile mate-rialnej i brutalnej obecnego świata pogańskiego” (Dyrektorium, III, grudzień 1925, s. 153).

Na pytanie zaś, czy Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Słu-żebnic Krzyża może się ostać jako wspólnota zakonna, bez Dzie-ła Triuno, bez całej tej ogromnej rzeszy ludzi, którzy do nas przy-chodzą, padała odpowiedź: tak, ale to byłaby już zupełnie inna jakość, pusta rama bez obrazu, struktura chociaż kościelna, ale pozbawiona charyzmatu, który sto lat temu stał się jej kamieniem węgielnym. Która z nas chciałaby wstąpić do takiego zgromadze-nia?

Powiedział ktoś, że Laski to jakby Polska w miniaturze i mały Kościół domowy. Żadne trudności, ludzkie biedy, konflikty i po-działy nie są nam obce. Znamy je nie tylko z prasy i mediów.

Próbujemy ze zmiennym szczęściem stawiać im czoła wraz z nie-widomymi i dla niewidomych, a w wymiarze najgłębszym: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”.

Warszawa, 15 sierpnia 2017 r.

Hanna Pasterny*2 Hanna Pasterny