• Nie Znaleziono Wyników

Ty w sercach naszych, co biją żywo, Choć bez posągu, będziesz posągiem.

Lenartowicz.

o s ą o i, sta w ian e w y b ra ń c o m n aro d ó w , m ają sw ą w iel­

ką racy ę bytu . S ą o n e n ie tylk o n a g ro d ą za czyny, n ie tylk o uczczeniem p am ięc i tych, n a cześć k tórych są w znoszone, lecz i zlaniem się u cz u ć społecznych w je d n ą całość, co w g r a n it ujęta, staje się trw alszą i n ie p o - żytą. D o te g o m ożna zaliczyć w szelkie w sp o m n ie n ia p o ­ śm iertne, m o n o g rafie i życiorysy o só b w ybitnych, b o ch o ć p isa n e przez jednostki, nie m niej są o d b ic iem w ielu serc i o d zw iercied len iem m yśli tych ludzi, co sp o je n i je d n e m i u cz u ­ ciam i, je d n ak ie cele i id eały so b ie zakreślili.

S tąd w R ocznikach K o leg iu m P o lsk ie g o zam yśliliśm y w y d ać sto p n io w o cały sz ereg w iększych, lu b m niejszych ży­

ciorysów , alb o ch arakterystyk tych osób, k tó re b ą d ź w większej, b ą d ź w m niejszej m ierze przyczyniły się d o założenia i utrzy ­ m a n ia tej instytucyi — u w zg lę d n ia ją c p rzedew szystkiem te rzeczy, k tó re o d n o sz ą się d o n asze g o K olegium .

B ędzie to słab em o d zw ie rcie d len iem w dzięczności, jaka im się o d n as niezaprzeczenie należy, w iązanką m yśli i uczuć, ja k ie im z serca ofiaro w ać p ra g n ie m y , h o łd em , jaki im z p raw a złożyć w in n iśm y .

N ie m yślim y tu an i o c h ro n o lo g iczn y m p o rzą d k u o só b działających, an i o pierw szeństw ie ze w zg lę d u n a zasługi, o d ­ d a n e n asze m u zakładow i. N ie zd o łam y też w y czerp ać w szech­

stro n n ie zakreślonych tem atów , b o i o b ję to ść R oczników i b ra k

22

danych historycznych, a zw łaszcza początkujące siły literackie nam na to nie pozw olą.

Z aczynam y o d k ardynała W łodzim ierza C zackiego, d o ­ b rodzieja K olegium P o lsk ie g o — który, ja k o m ąż sta n u i g e ­ nialny polityk, stojący w n a d e r tru d n y c h czasach tu ż u steru N aw y P iotrow ej, raczej należy d o histo ry i K ościoła p o ­ w szechnego, niż sk ro m n e g o zakątka, jakim jest nasze K ole­

gium , ale zasługi, jakie d lań położył, p ozw alają nam n a to.

I.

P o śró d falujących ła n ó w złocistej pszenicy, na żyznem P o d o lu , rozłożyło się od n iep am iętn y ch czasów m iasteczko P oryck. W o d y jeziora P o ry c k ieg o i w ązkiej rzeczki Ł u k u o blew ają m u sto p y i p ięk n em u p o ło ż en iu d o d a ją jeszcze w ię­

cej w dzięku. N a w yspie jeziora p o śró d pysznych o g ro d ó w w idnieją jeszcze ru in y sta re g o zam czyska —daw n ej siedziby książąt K orybutów — P oryckich. Było to sta ro d a w n e g n ia zd o rycerzy, g n iazd o o rłó w polsk ich ,k tó rzy n ie je d n o k ro tn ie u k o śn y lot sw ój kierow ali tam , gd zie su rm y g rały d o boju, g d zie slupy Czarnego d y m u w znosiły się ku niebu, a łu n y p o żaró w rozśw iecały okolicę. T am biegli dziedzice P orycka, b y p iersią w pierś z w ro g iem się zderzyć, by po tru p a c h n ieprzyjaciół trato w ać, lub w łasn ą g ło w ą za O jczyznę nałożyć. W XVII w ieku ju ż ich nie stało, a P o ry c k d ro g ą sp a d k ó w przeszedł do h rab ió w C zackich. N ow i dziedzice oręż przekuli n a lem iesz, a m iasto miecza, jęli się nau k i i p racy dyplom atycznej. P o ­ rzucili po le ro zpraw y orężnej, o d k ą d trą b y O ra d y w a nie d o zwycięztw, je n o d o strasznych p o g ro m ó w w ołały ich ziom ków . O d y P olska politycznie u p ad ła, g d y b ezp rzy k ład n ie w d zie­

jach n a ro d ó w ro zd a rto n a części n ie g d y ś potężne państw o, strażnicę krzyża i p rze d m u rz e chrześcijaństw a, o g ó ln y zap a­

now ał nieład. P rzeróżne partye, najczęściej so b ie przeciw ne, kruszyły kop ie o skrajne sw e zasady, nie d o p ro w a d z a ją c do żadnych stałych w yników . P o sy p ały się jak z ro g u obfitości zdania, broszury, pam flety, u lo tn e pisem ka, p ra g n ą c p rz e p ro ­ w adzić sw oje cele —tym czasem p o g łę b iały tylko O jczyznę

w p rzep aść, w jak ą się stoczyła. P o w o li d o p ie ro poczęto się otrząsać i szykać d rogi, k tó rab y m o g ła z te g o chaosu, jaki za p an o w a ł w kraju, w y p ro w a d zić P olaków .

D o tych, którzy o drazu stanęli n a p ew n y m g ru n c ie i n ig d y z w łaściw ej d ro g i nie zboczyli, należał d o m hr. C za­

ckich. Z auw ażył to p rze d tem ju ż b y stry polity k rosyjski, a p o lsk ieg o im ienia zaklęty w r ó g —p o seł K atarzyny II. R epnin, kiedy p o sta ra ł się o p o rw a n ie w raz z in n y m i i C zackiego, by, zdała o d kraju m ieszkając, n ie m ó g ł w p ro w a d zić ziom ków n a w łaściw ą d r o g ę .—Syn p o rw a n e g o Sczęsnego, p o dczaszego w. kor., T adeusz, życie całe p o św ię cił dla d o b ra publicznegó:

w ykształcił n o w e p okolenie, tc h n ą ł w n ie d u c h a praw dziw ej w iary, m iłości B oga i k raju ro d z in n e g o . W p ra w d z ie n ie u b ła ­ g a n a p o lity k a rosyjska zburzyła g m a ch , przez hr. T ad eu sza z takim tru d e m staw iany, niszcząc L iceum K rzem ienieckie, niem niej je d n a k ci, co g o zdążyli ukończyć, stali się zacząt­

kiem i fu n d a m e n te m lepszej cząstki w narodzie.

P a m ię ć T ad eu sza hr. C zackiego i je g o sław ę p o d trzy m ał sw ym i tz y n a m i i p racą w n u k założyciela L iceum K rzem ie­

n ieckiego, W łodzim ierz, k tó ry im ię hr. C zackich n o w ą chw ałą o p ro m ie n ił nie tylko p o śró d sw oich, ale i p o śró d całego św iata kato lick ieg o .

W r. 1835 P o ry c k praw em , dziedziczności dzierżył syn T ad e u sza C zackiego, hr. W iktor, ożen io n y z P ela g ią ks. Sa- pieżanką, có rk ą M ikołaja S apiehy, w ojew o d zica S m oleńskiego, i Idali z P otockich, córki S tanisław a S zczęsnego P o to ck ie g o i Józefy z M niszków .

D n ia 16. k w ietn ia 1835. r. B ó g d a ł dziedzicom P o ry c k a sy n a W łodzim ierza. D ziecię b y ło w ątłe, d la te g o nikt nie ro k o ­ wał, b y w przyszłości m o g ło siłą w oli i o g n isto ścią d u c h a sp ro sta ć sw ym przo d k o m . B ó g je d n a k w tę k ru c h ą lepiankę, ja k ą b y ło ciało dziecięcia, w lał p ło m ie n n ą duszę, k tó ra w ielu p o te m sw em ciepłem ogrzała, a u b o g a c ił ją takim i dary, że z czasem w n u k założyciela K rzem ienieckiej uczelni w p o d ziw w p ra w ia ł sw oich i obcych.

- 23

O g rz ew a n y ciepłem m iłości m acierzyńskiej, w zrastał m ło ­ d y W łodzim ierz, pow szechnie m iędzy blizkim i M irem zw any, w P orycku, g d zie g o rliw o ść katolicka, idąc o lepszą z m iło ­ ścią kraju, jaśniała w całym sw ym blasku tradycyi ro dow ych, p o m n o ż o n a przez hr. P elagię. W zaraniu p rzeto lat w chłaniał w siebie przyszły k ard y n a ł atm osferę praw dy, m iłości B oga i bliźniego. O d kolebki u jął w d ro b n e rączęta d w ie p o ch o d n ie, które m u m atka p o d a ła : w iary i m iłości. P o c h o d n ie te coraz w iększym b u ch a ły o gniem , a blask, bijący od nich, rozśw iecał M irow i ciem n ą d ro g ę życia. W iara i m iłość były m u zaw sze ostoją i puklerzem w tru d n y c h zapasach dyplom atycznych.

O trzym aw szy taki p o d k ła d w d o m o w e m ognisku, M iro Czacki został w y p raw io n y w raz ze starszym b ratem W ła d y ­ sław em d o W arszaw y, b y w ykształcenie um ysłu p ostaw ić na ró w n i z w ykształceniem serca. T utaj p oczątkow o uczęszczał n a pensyę an g lik a F ergussona, po tem do g im nazyum , zawsze pozostając p o d o sobistą o p iek ą K arola W itteg o , in sp ek to ra szkół. Jaką m usiała b y ć o pieka tego zn a k o m iteg o pedagoga»

d o w o d zi późniejsza d ziałalność je g o ucznia, który zaw sze z w dzięcznością w sp o m in a ł sw eg o o piekuna. W zm agająca się je d n a k ch o ro b a i w ycieńczenie sił fizycznych nie pozw oliły W łodzim ierzow i C zackiem u d okończyć studyów w śró d sw oich.

P o kilku latach p o b y tu w W arszaw ie w y ro k lekarzy skazał g o na n ie c h y b n ą śm ierć, jeśli nie zam ieszka w kraju o cie­

plejszym klim acie. D latego o p u śc ił stro n y ro d zin n e n a zawsze, w yjeżdżając d o F rancyi. P o k rótkim p o b y cie w P aryżu przy­

je ch a ł 1851. r. d o Rzym u. T u zam ieszkał d o śm ierci, w yjeżdża­

jąc n a k ró tk o czy to n a W o ły ń , czy d o w ód, lu b K airu w celu p o ra to w a n ia zdrow ia.

II.

W

R zym ie zam iesźkał W ło d zim ierz C zacki u ciotecznej siostry sw ej m atki, kś. Zofii z hr. B ranickićh O descalćhi, na piazza cłei A postoli. W y b ó r te g o m ieszkania b y ł b ard z o trafny.

Z etknięcie się b o w iem ż ks. O descalćh i i ciągłe z nią o b c o ­ w an ie m iało o lbrzym ie znaczenie d la 16-letniego M ira. M ając

— 24 —

w iele z so b ą w sp ó ln e g o , o d raz u się zrozum iały te dw ie dusze, w y b ra n e z p o śró d tysięcy, rzekłbyś stw o rzo n e d o w spólnej zam ian y m yśli i uczuć w zn io sły ch — o b ie u la n e ze spiżu i złota.

K siężna O descalchi, zm u szo n ą b ę d ą c przez sw e zam ąż- p ó jscie p rze b y w a ć zdała od ro d zin n y c h strzech, uczucie P olki n a zaw sze zachow ała. P rzyjąw szy ojczyznę męża, p o trz e b o ­ w ała d u sz ą żyć w sw ojej i d la niej. P o le znalazła: b y ł niem K ościół l. O d d a ła się tej służbie całą duszą, bo, p om ijając w zg lę d y religijne, przez n ią i w niej m o g ła czuw ać n a d sp ra ­ w ą P olski w Rzymie. A m o g ła naów czas w iele zdziałać... G łę ­ b o k a nauka, w ro d z o n y takt, w ielkie u rodzenie, połączone z w y jątk o w ą pięknością, sta n o w isk o m ęża toro w ały jej d ro g ę w szędzie. B rakło jej tylko sw oich. T o też, g d y o d d a n o jej w o p ie k ę siostrzeńca, zlała n a n ie g o w szystkie u czucia nie tylko krew nej, lecz i P olki. O to czy ła m ło d e g o M ira m acierzyńską opieką, zastąpiła m u czułą m atkę, d o m rodzicielski, nieledw ie O jczyznę. A o p ie k a ta b y ła p o trz e b n ą tem u, k tó ry porzucił stro n y ojczyste, stro n y te,

„G d z ie każda ch w ila b y ła w io sn y kw iatem ,

„A człow iek każdy siostrą, a lb o bratem "... !.

T o też ks. O d escalch i o d b ie ra ła w zam ian o d sw eg o k rew n eg o w szystko to, co m o g ła o fiaro w ać tak a o g n ista dusza i p raw o ść charakteru, jakim b y ł Czacki.

„Byli w ięc so b ie w za jem n ą p ociechą," a im dłużej p rz e ­ byw ali z sobą, te m b ard ziej d ro g im skarbem , d o b ro d zie jstw e m n ieocenionem , sk a rb e m b o ż y m 3. P rzy bliższem p o z n a n iu M ira, k siężn a o d k ry w a ła w nim co raz to n o w e zaso b y rozum u, sp rę ­ żystości ducha, czystości charakteru... C o raz to w ięcej u p la ­ styczniała się p rze d nią d u sz a p ię k n a i w zniosła,,I;jak słońce p rzebłyskuje z p o za o p o n y n aw isłych c h m u r i strzela .jasnymi p ro m ie n iam i, by, w ychynąw szy n a la zu ro w y stro p niebieski,

— 25 —

1. 'St. hr..Tarnowski.

2. Z. Krasiński 3. St. h r Tarnowski.

zajaśnieć w całej swej krasie i zachw ycić oczy ludzkie, tak zalety ro zu m u i serca okazyw ały się w słow ach i czynach C za­

ckiego, aż w ydobyw szy się zu p ełn ie na jaśnię, uw yp u k lały w całej swej pełni duszę je g o czystą, zd o ln ą p o ciąg n ą ć każ­

d ego. Ks Z ofia m iała u czucia i p o ry w y serca p o d o b n e d o tych, jakie m iał Czacki; jednak, g d y w nim były jeszcze n ie­

stałe i m gliste, o n a d o św iadczeniem życiow em zdążyła je w sobie skrystalizow ać. P rzez ciągłe zaś o b co w a n ie z M irem zdołała i w sw oim siostrzeńcu w y ro b ić z czasem tęż sam ą siłę woli, niepożytą energię i zdu m iew ającą sw ą stałością nie- w zruszoność uczuć i przekonań katolickich. D odajm y do tego w pływ O O . S einenenki i Kajsiewicza, o których naw et au to r

„Tarasa Bulby pow iedział: „U was, u w as co za życie... po u p ad k u tyle mocy, co za nadzieje! T o rzecz n ig d y n iesły ch a­

na," g d y się z nim i zetknął; a w reszcie po w ied zm y o p rzy ­ jaźni C zackiego z K rasińskim , a przyznać m usim y, że W ło ­ dzim ierz Czacki m usiał być takim , jakim był...

„Z jakim kto przestaje, takim się sam staje;'' a Czacki z nim i przedew szystkiem przestaw ał — zwłaszcza z ks. Zofią i Krasińskim.

M ógłby kto rzec, że Czacki b y ł to ch arak ter n aw skróś sam odzielny, uporczyw ie stojący przy sw ojem zdaniu, zatem na w pływ y o d p o rn y , b o ć te g o d o w ió d ł najzupełniej w przy- szłem sw em życiu —w szrankach dyplo m aty czn y ch w alk i p o ­ litycznych starć. Tak... ale trzeba w ziąć po d u w ag ę je g o w iek m łodzieńczy i m iłość, jaką p ło n ą ł ku tej g arstce w ybranych!

Kto bow iem spojrzy w przeszłość i zagłębi się w te czasy niezbyt odległe, a tak straszne dla k ażdego P olaka, ten nie­

w ątpliw ie przyzna, że a u to r „P rzed św itu " i „P sa lm ó w " zbyt w iele znaczył, by osobiste z nim zetknięcie, a zwłaszcza p rzy ­ jacielska zażyłość nie pozostaw iła sw ych śladów .

„Bo kraj trzy sępy ro zd a rły na ćwierci,..." a syny jego:

„Jedni w bojaźni swej się zasklepili

„D rudzy żądali g w ałtu każdej c h w ili"...2.

- 26

-1. Mi koląj Gogol,* genialny pisarz rosyjski, nienawidzący początkowo Polaków, co przedewszystkiem w powieści „Taras Bulba" zaznaczył.

2. Z. Krasiński — Dzień dzisiejszy. ■*

— 27 —

W r. 1831. te n „g w ałt" w yw ołano. P o w stan ie ro zg o rzało w całym kraju. I ch o ć tak św ietn e w początkach, niestety....

zostało zgniecione. Vae victis! ., ro zleg ło się od p o n tu E u- xy n u d o sinych fal B ałtyku, a okrzykow i te m u tow arzyszył jęk m o rd o w a n y c h m ężów , niew iast i dzieci i g łu c h y brzęk kajdan, kręp u jący ch sy n ó w w olności, w yw ożonych w śn ie g ie m p o k ry te tajgi sybirskie... C o zdołało w ynieść cało gło w y z p o g ro m u , ro zp ierzch ło się n a w szystkie stro n y św iata, zo ­ staw iając n a zaw sze strony:

„G d zie w łą k zieleni i przez kło só w fale,

„G zie w kłosie każdym szem rzą ziem i ż a le ''...'.

Polska, co jak lew złożony niem ocą, ze rw a ła się, by w strząśnieniem sw ej królew skiej grzy w y o d p ęd z ić n ie p rz y ja­

ciół, leżała w p ro c h u u n ó g o d w iecznych w rogów ... Jednak, ch o ć O jczyzna była zg n ę b io n a i w sro g ie zakuta jarzm o, nie przestała b y ć d ro g ą d la P olaków , a im więcej ta M atka cier­

piała, tem była droższą, w ięcej u m iło w an ą. T ym czasem zap a­

now ało o g ó ln e przyg n ęb ien ie, „ucichły pieśni... zam ilkł g w a r n aro d u ," g d y ż: jak m ów i poeta:

„Szum tylko b o ró w słychać tam w przestrzeni,

„A w b o rac h g ro b y z zielska i kam ieni,

„A w każdym g ro b ie m ęczennik spoczyw a

„I n a d nim so sn a h y m n u m a rły ch śpiew a"...

W ted y to n a tych „g ro b a ch " zjaw ił się a u to r „ I r y d y o n a . "

W ziąw szy n a siebie „w szystkie k ajd an y w szystkich sw oich b r a c i," 3 w gen ialn y ch p ieśniach o d tw o rzy ł w szystkie bóle, jakie P olacy przeżyw ali; on za g rał n a harfie naro d o w ej, a w y ­ d o b y ł z niej takie dźw ięki, zan u cił takim głoserti „pełnym d rg n ie ń b o le ś c i" 4, że w szystkich u jął za serce, w szystkich d o siebie pociągnął. D la społeczeństw a w ięc sw eg o stał się ge~.

niuszem , wieszczem , n ie led w ie p ro ro k iem .

1. Z. Krasiński.

2. Tamże.

3. Tamże.

4. J.

Słowacki-D latego nie dziw, że z u w ielbieniem i m iłością lg n ą ł do n ie g o Czacki, w y ch o w an y w zasadach m iłości B oga i O jczyzny.

U tw o ry literackie zresztą, jakie Czacki p o sobie zostawił, najlepiej dow odzą, że od w p ły w u K rasińskiego n ie b y ł

wolny-N ie są te u tw o ry znane szerszem u ogóło w i, g d y ż Czacki d ru k o w a ł je je n o d la najbliższych, i d o te g o p o d p s e u d o n i­

m em G aszyńskiego.

N ap rzó d p o ja w ił się w G en e w ie „ L i s t o P o l s c e i P a ń ­ s t w i e k o ś c i e l n e m " (1860 r.), w którym d ow odzi autor, że istnieje spó jn ia p raw n o — historyczna p om iędzy sp raw ą p o l­

ską, a w ładzą d o czesn ą papieża 1 — w ypisał zaś g o d ła : Iu- d i c a m e D e u s e t d i s c e r n e c a u s a m m e a m d e g e n t e n o n s a n c t a i w y ś l i j ś w i a t ł o ś ć T w o j ą , i p r a w d ę T w o j ą , b y t e m i ę p r z e p r o w a d z i ł y i p r z y w i o d ł y n a g ó r ę ś w i ę t ą T w o j ą i d o p r z y b y t k ó w T w o i c h , a także w ezw a­

nie m odlitw y P ańskiej — A d v e n i a t r e g n u m T u u m . — P o tem szły k o le jn o utw o ry p o ety cz n e: „ Z o r z a W i e c z n o ś c i 1' (Paryż 1860.), „ O s t a t n i a p r ó b a " (P aryż 1861.), wreszcie:

, , Bą d ź c o b ą d ź " — trzy pieśni: p o k u ta — przejrzenie — m odlitw a.

Jaką m ają w artość literacką o w e utw ory, ocenił je znaw ca b o d aj najlepszy literatury naszej hr. S tanisław T arnow ski tem i s ło w y : „pisyw ał C zacki w iersze dość liczne i... lic h e " 2.

N ie chcem y kruszyć kopii za ich w artością literacką, g d y ż nie o to w dan ej chw ili nam chodzi. D la nas w ażniejsze to, że w yziera z nich d u c h Z y g m u n ta K rasińskiego, jak jutrzenka przez o p o n ę m g ły poran n ej — a z sam ych już go d eł, jakie um ieścił Czacki n a d u tw oram i, w ieje g łę b o k ie nam aszczenie relig ijn e i m iłość Boga, którem i przyszły kard y n ał b y ł przejęty.

„Jest w tych pism ach toż sam o pojęcie p olitycznego p o ­ ło ż en ia św iata i Polski, ich obow iązku, ich przyszłości zale­

żnej o d ich d o b rej w oli, pojęcie, jakie p o sia d ał a u to r „ N ie - b o s k i e j k o m e d y i . " S tąd w y p ły w a stanow czy i praktyczny w niosek, że skoro źródłem tej d o b rej w oli jest B óg, w ięc na

- 28 —

1. L. Dębicki. „Czas" 1888 r.

2. Przegląd polski r. 1888.

ziem i w K ościele katolickim jej o g n isk o d o m o w e V Z K ościoła w ięc te g o m ożna o w ą d o b rą w o lę czerpać. Ż e Czacki u le g ł p o ­ tężnem u u m ysłow i K rasińskiego, to nic dziw nego, ale rzecz dziw niejsza i co m oże najw ięcej p rze m aw ia za Czackim , że K rasiński zbliżył się d o niego. O n, k tóry „idee te g o św iata w swej g enialnej g ło w ie tyle razy b y ł ju ż o b ró cił," szukał to ­ w arzystw a te g o m łod zień ca o p o ch y lo n ej p ostaci i b lad em licu. Ó w a u to r „ I r y d y o n a , " tak o g lę d n y w w y b o rz e ludzi, których d o siebie przybliżał, tak w y b re d n y w przyjaźni, te g o m ło d z ie ń ca u w ażał z czasem za przyjaciela, k tó reg o n a ró w n i z Jerzym L u b o m irsk im i C ieszkow skim trak to w a ł — n ie je d n o ­ k ro tn ie zw ierzał m u się, p rze d nim , jako p rze d d ru h e m , roz- tw ierał sw ą duszę wieszczą.

D w a w ięc przedew szystkiem w p ły w y w alczyły z so b ą o lepszą n ad C zackim — K rasińskiego i ks. O descalchi. C h o ć p o d n iek tó ry m i w zg lęd am i różniły się, je d n a k nie n a tyle, b y m o g ły nie iść z so b ą w parze, ow szem o b a w zajem się u zu ­ pełniały, jak . w o d a i las, n a w zgórzach p orosły, u zu p e łn ia ją się w w ytw orzeniu p ię k n eg o k rajobrazu.

E ssencya b o w iem m yśli C zackiego, je g o p rze k o n an ia p o ­ lityczne, je g o po jęcia o Polsce, o życiu n a ziem i — były, rzec m ożna, K rasińskiego. Je d n ak zb y tn io o d erw an e , zb y tn io przei- dealizow ane p ro sto w ał krzepki u m y sł ks. O d esc alch i* . N ie m o g ą c b o w iem lotn o ścią g en iu szu d o ró w n a ć K rasińskiem u, ks. Z ofia praktycznością i stałością zasad g ó ro w a ła n a d nim bezw ątpienia.

I zaczęło się życie n o w e zu p e łn ie d la M ira, nie takie, jak w stro n ach ro dzinnych. T am b o w iem m iłość ro d zic ó w w y ­ starczała m u zupełnie. O to cz o n y sw o im i nie rw a ł się d o życia.

T u n a piazza dei A postoli p oczuł w so b ie siłę, że m oże być użytecznym d la innych; d la teg o o d d a w a ł się z zapałem m o ­ dlitw ie i pracy, p ro stu ją c tem sam em skrzydła d o przyszłe­

g o lotu.

— 29 —

1. St. hr. Tarnowski — tamże 2. Stanisław hr. Tarnowski.

W ykształcenie, rozpoczęte w P o ry ck u a potem w W a r­

szawie, p ro w a d ził w dalszym ciągu w Rzymie. K arola W itteg o zastąpiła ks. O descalchi, p o d osobistem okiem której o d b y ­ w ały się studya. A czuw anie to było b ardzo zbaw ienne, bo prócz serca, jakie okazyw ała ciotka siostrzeńcow i, była n ad e r sk ru p u latn ą i obow iązk o w ą w w y p ełn ian iu w ziętego na się obow iązku. D o te g o sto p n ia zajm ow ała się sw ym w y ch o w an ­ kiem, że codziennie przesłuchiw ała g o z p rzestudyow anych lekcyi, b a naw et z przed m io tó w teologicznych, jak o p o w ia­

d a ł je d en z ich rod zin y

U m ysł naw et bardzo lotny nie stanie się elastycznym , g d y m u b rak n ie tych, w śró d k tó ry ch b y sw ą sprężystość m ó g ł ćw iczyć — g d y nie będzie m ó g ł skrzyżow ać sw ej giętkości z ró w n ie g iętkim i um ysłam i — g d y nie skrzesze o g n ia u m y ­ sło w eg o w szerm ierce dyskusyjnej i o b ro n ie sw ych zasad.

S p o so b n o ść w y p ró b o w a n ia sw ych sił n adarzała się C zackie­

m u ni emal codziennie w pałacu ks. O descalchich.

Liczny zastęp gości g ro m ad z ił się często w salonach na piazza dei A postoli. A byli to ludzie najczęściej głębokiej nauki, stałych przekonań, w yszkoleni w dyp lo m acy i — zaj­

m ujący alb o już w ysokie stanow iska, albo w niedalekiej przy­

szłości m ający je osiągnąć.

Do stałych n iem al gości należeli m iędzy innym i książęta:

d e S erm oneta, M assino R egnano, Jerzy L ubom irski, C olonna, D om in ik O rsini; h rab io w ie : S tanisław M ałachow ski, A ug u st C ieszkow ski, A d am Potocki, Leon Rzewuski, g e n e ra ł Z am o j­

ski, Z y g m u n t Krasiński; dalej M aurycy M ann, les d eu x illustres Peres, jak m ów i Soderini*, resurrectionistes K ajsiew ićz i S em e­

nenko; m o n sig n o ro w ie a z czasem k ard y n ało w ie i sekretarze stan u F ran ch i i Jacobini, m gr. A n g e Bianchi k ard y n a ł „ega- lem ent," O o rre, sp o w ie d n ik i przyjaciel M ira, i w ielu innych...

G d y się ci w szyscy zebrali, a poczęli g ęsto słow am i rzucać, w idziałeś naów czas cały ten św iat polityczno — katolicki,

t . O. Czorba — Rektor Kolegium Polskiego.

2. Le Cardinal W. Czacki par E. Soderini.

— 30 —

— 31

-jaki się k o n ce n tro w ał w odw iecznym g ro d z ie K w irytów . Każdy w ted y b ro n ił sw ych o p in ii i zasad — a przy starciu się zdań b ły sk a ł rozum tych ludzi, jak błyskają iskry przy skrzyżow a­

niu d w ó ch m ieczów z to led ań sk iej stali. R ozm ow y takie, w których Czacki b ra ł udział, ro zw inęły g o n ad podziw i dały m u m o ż n o ść w m ło d y m ju ż w ieku p o zn a ć w szystkie sp rę­

żyny zakulisow ej działalności politycznej. M ając przytem um ysł z n a tu ry bystry, szybko się o ry en tu jący w danej spraw ie, m iał sp o so b n o ść g ru n to w n ie się za p raw ić w dyplom acyi. N ie­

k ie d y ze b ra n ia te try sk ały sarm ackim dow cip em , który w p o ­ łączen iu z w łoskim , przy w y p o lero w an e m w ielkopańskiem o b e j­

ściu ujęty b y ł w artystycznie w y k w in tn ą form ę. T akim dow cipem , lotnym , u m ie ją cy m k o rzystać z każdej sp osobności, niekiedy, c h o ć rzadko, zjadliw ym g ó ro w a ł Czacki n a d innym i. M iał też w ielki d a r u d a w a n ia i z je g o p o m o c ą b aw ił się w o ry g in aln e m istyfikacye. T o też poczęły lg n ą ć d o n ie g o um ysły i serca, tem - b ardziej, że d o w cip m iłością okraszał, a poetycką w ym ow ę sta ro p o lsk ą serdecznością.

T e zalety tow arzyskie m iędzy innem i zjednały m u w ielką życzliw ość i zażyłość z człow iekiem , ze w szech m ia r m u d a ­ lekim i ob cy m , z księciem M o r n y 1. Książę ó w m iał za so b ą w ielce b u rzliw ą przeszłość — nazy w an o g o pow szechnie D on Ju a n em . Z czasem został m ężem stanu, b o m inistrem w ielce w p ły w o w y m . S potkaw szy m ło d e g o M ira n a w o d ach w Ems, p rzyw iązał się d o n ie g o i n ie je d n o k ro tn ie toczył z nim d łu g ie ro z h o w o ry o P olsce, ch o ć sk ą d in ą d nie b y ł jej zw olennikiem , b o n aw e t żo n ę m iał m oskiew kę.

T e ró w n ież zalety ściągały d o m ieszkania m ło d e g o W ło ­ d zim ierza w ielu, i lu b o sam d la w ątłeg o z d ro w ia rzad k o gdzie byw ał, inni tłu m n ie g o od w ied zali. T o też sław a jego, jako człow ieka, ro k u ją c e g o n a p rzyszłość w ielkie nadzieje, rosła z d n ie m każdym . R ozchodząc się zaś p o śró d dyplom aty czn eg o

T e ró w n ież zalety ściągały d o m ieszkania m ło d e g o W ło ­ d zim ierza w ielu, i lu b o sam d la w ątłeg o z d ro w ia rzad k o gdzie byw ał, inni tłu m n ie g o od w ied zali. T o też sław a jego, jako człow ieka, ro k u ją c e g o n a p rzyszłość w ielkie nadzieje, rosła z d n ie m każdym . R ozchodząc się zaś p o śró d dyplom aty czn eg o

Powiązane dokumenty