nowo założonej „Poradni Świadomej P ra w d y “ ?
KAROL: Oczywiście! Myślę, co skłoni
ło poważnego i bezrobotnego doktora obojga praw i filozofii, człowieka o nie
poszlakowanej przeszłości, z dobrej ro
dziny, nie karanego dotychczas naw et wiele instytucji pożytecznych, lub mniej pożytecznych, jak np. Ochronę lokatorów, czy „Zakład czyszczenia m iasta“, — ale
28
mej P raw d y “, gdzie za drobną opłatą bę
dzie każdy mógł usłyszeć obiektywną i niesfałszowaną praw dę o sobie, choćby mu to miało być przykre, czy niemiłe.
KAROL ; A czy jesteś ubezpieczony, od w ypadków i na życie?
KAZIMI-ERZ: Ńie przeszkadzaj! P y tam s ię : dlaczego człowiek nie ma się, za swo
je pieniądze, dowiedzieć, praw dy, jeśli te
go żąda?... Za pewne honorarium lekarz mówi prawdę pacjentowi — adw okat powie ci w przybliżeniu, ile lat krym inału otrzy masz astrolog oznaczy ci datę śmierci, a komornik ustali term in sprzedaży two
ich ruch o — i nieruchomości. Dlaczego więc tylko w życiu tow arzyskim i kon
wencjonalnym okłam ujem y się wzajemnie i unikamy praw dy, jak kw esty ulicznej?...
KAROL: A czy wolno wiedzieć skąd wziąłeś środki na otw arcie tej poradni?
KAZIMIERZ: Fundusze uzyskałem ze sprzedaży swoich ubrań, letniego palta, aparatu radiowego, pościeli i pożyczki konsolidacyjnej.
KAROL: Złotych zębów ze szczęki oczywiście nie spieniężyłeś?
KAZIMIERZ: A wiesz, że zapom niałem ! KAROL: Więc kiedy nastąpi otw arcie tej poradni?
29 -KAZIMIER/'. Jeszcze dziś. Z a ra z ! P rz e praszam cię, która godzina?...
KAROL (p a trzy na zegarek): P unktu
alnie 6-ta!
KAZIMIERZĄ zryw a się): Ach, najw yż
szy czas! Na 6-tą w yznaczyłem pierwsze w iz y ty !
KAROL: A oo będzie, jeśli nikt się nie
zgłosi? ,
KAZIMIERZ: Nie ma obaw y! (po chwili) Ale. ale... Myślę, że zaciekawią cię moje eksperym enty i dlatego- nie w ypraszam cię. Najlepiej będzie, jeśli skryjesz się (w skazuje) za tvm paraw anem w kącie, aby nie spłoszyć klientów, (poważnie) P roszę cię. ani m ru-m ru! (dzw onek ter
kocze) Za paraw an (popycha Karola) Prędko, skryj się, a ja pójdę o tw o rzy ć!
(dzw onek) Uwaga, zaczynam y! (wybiega do przedpokoju).
SCENA II.
KAZIMIERZ — PANI Z TOW ARYSTW A KAZIMIERZ (wprowadzając panią z to
w arzystw a): Proszę, p ro szę! Tak, tu jest
„P oradnia Świadomej P raw d y “, proszę szanownej pani.
PANI Z TOW ARZYSTW A: Ach, zasa- pałam się na schodach.
30
KAZIMIERZ: Zechce pani spocząć.
PANI Z TOW ARZYSTW A: (s W o R P ańska Poradnia, panie doktorze, będzie błogosławieństwem dla ludzi, którzy p ra gną usłyszeć szczerą prawdę. Są ludzie, którzy tęsknią za nią przez całe życie i nie mogąc dojść do niej, duszą się i mę
czą. Słyszałam o panu wiele i pragnę z ust pańskich* dowiedzieć się, co pan 0 .mnie sądzi. Jestem właścicielką kamie
nicy i wdową (płacze).
KAZIMIERZ: Niech się pani usookoi!
(siada za
biurkiem)-PANI Z TOW ARZYSTW A: Opuszczo
ną i niepocieszoną wdową. S tara się o mnie pewien a rty sta dram atyczno-kabare- towy, znacznie m łodszy ode mnie. Tw ier
dzi jednak, że jestem jego słoneczkiem, że mam inkar nację bogini greckiej...
KAZIMIERZ: (poprawia ją ): Chciała pani powiedzieć karnację?-..
PANI Z TOW ARZYSTW A: Może być
— karnację!... Że w yglądam na lat 30 1 że promieniuję wdziękiem młodej, uro
czej dzieweczki z pasteli W atteau (w y mawia jak się pisze) _
KAZIMIERZ: (poprawia ją): P isze się W atteau, a czyta się, W ato. proszę pani!
31 PANI Z TOW ARZYSTW A: Niech bę- dzie W ato!.-. Czy mam mu wierzyć, pa
nie doktorze?
KAZIMIERZ: (w staje i chrząka — pauza): Nie, proszę pani! P roszę mu nie w ierzyć! Ten facet, to typow y łowca po
sagow y i kłamca. Czy pani nie domyśla się, że idzie mu o kamienicę po niebosz
czyku mężu!... (pauza) Jakże ten blagi er śmie mówić pani w oczy o wdzięku młodej dziew czyny z pasteli W atteau?-.. Pani, jest już we wieku, któ ry upraw nia co naj
mniej do potrójnego głosowania do sena
tu?... C zy pani nie widzi swoich po tynko
w anych zm arszczek, utlenionej siwizny, w staw ionych zębów i figury kopca na W y sokim Zamku?...
PANI Z TOW ARZYSTW A:
Co? co?... Jak pan powiedział?... P an śmie! P an do kobiety z tow arzystw a! (bi
je reku w stół) To jest doktor, człowiek in
teligentny i astrolog? P an nawet nie mógł
by w-piecu palić u błogosławionej pam ię
ci Szylera-Szkolnika! ( w szalonej pasji) Cham! No — proszę ja kogo! F igura jak kopiec na W ysokim Z am ku! (grozi para
solka.) Ja pana n auczę! Powiem swemu narzeczonemu, jak się pan o nim w yraził, i w yciągniem y z tego konsekwencje,
(zbie-32
' ra się do w yjścia — p rzy drzwiach) Ba- ciarz jeden!
KAZIMIERZ: (biegnie za nią — per
swadująca); Niechże się pani uspokoi...
Sam a pani chciała...
PANI Z TOW ARZYSTW A: (w/mw/g pod boki — z g o ryczą ): P raw d y mi się zachciało od blagiera i 'oszusta! Nie, to św iat się kończy! (grozi parasolką) P o dam do w szystkich gazet, to osm aruią pana, że rodzona m atka go nie pozna!
B łazen! (W ychodzi i trzaska drzw iam i) P an jest cliirus, a nie chi ro m anta!
SCENAMI.
KAROL — KAZIMIERZ
KAROL: (w ychodzi zza parawanu):
Jak na początek, to nieźle!
KAZIMIERZ: Nie w yłaź zza parawanu, bo słyszę zbliżające się kroki- Ktoś idzie!
KAROL: Chwileczka! Z da’e sie. że ta pani nie w ręczyła ci żadnego honorarium?..
KAZIMIERZ: (zakłopotany): Jakoś nie wypadało żądać... ( d zw o n ek) Za p araw an ! J u ż cię nie ma! (podchodzi i otwiera drzw i) Proszę, p ro szę!
33 SCENA IV.
POETA — KAZIMIERZ
PO ETA : O ile się nie mylę, znajduję się w „Poradni Świadomej P ra w d y “ ?
KAZIMIERZ: Tak jest! Zechce pan
spocząć-PO ETA (siada): D ziękuję! P rzy sze
dłem do pana w bardzo drażliwej spraw ie;
w spraw ie — że tak rzeknę — ducha.
Wiem, że pan sam drukował! i drukuje wiersze, więc chciałem od pana dowiedzieć się szczerej praw dy. Należę do grupy mło
dych poetów pod zawołaniem „ W a g ary “, gdzie zaliczają mnie do najw ybitniejszych urbanis tów-mi styków.
KAZIMIERZ: Jak proszę?
PO ETA : Może być, do: m istycznych urbanistów, jeśli pan woli. < patos teatral
n y ) Świat moich pojęć obraca się w wizu
alnej podświadomości i irracjonalnego na
stawienia, sublimowanego patosu i zróż
niczkowanej jaźni...
KAZIMIERZ: (nie rozumiejąc — chrzą- ka): Hm! Czym mogę panu służyć?
POETA (i, w .): Otóż pragnę zapytać o zdanie i prosić o ocenę moich prac, któ
re wnoszą nowe horyzonty w horyzontal
ne zagadnienia społecznej stru k tu ry stre- ficznej z uwzględnieniem inkam acyjnej
34
metafizyki sylologicznej. nie w yłączającej onomatopei makohonizrnu intelektualnego..
KAZIMIERZ: (oszołom iony, przeciera sobie szybko czoło): Czekaj pan, czekaj pan! Nie nie rozumiem!-., (po chwili) Czy d łukował pan gdzieś swoje utw ory?
POETA (krygując sie po kom ediancku):
Dotychczas jeszcze nie. Konkurencyjne grupy poetyckie zabierają nam w szystkie wolne szpalty dzienników i tygodników nie dopuszczając naszej grupy do głosu- P r a gnąłbym więc z ust pana dowiedzieć się, co pan sądzi o moim talencie. Mam tu ze sobą dwa dram aty orgia styczne i kilka
set w ierszy irracjonalno-urbanistycznych, . nie Ucząc kilkunastu innych skryptów.
( rozwija stertą papierów) Czy nie zech
ciałby pan posłuchać? Kolację wziąłem ze sobą, więc nic nam nie przeszkodzi w zagłębieniu się w tajniki — że tak powiem
— piękna spektralnego pod kątem urbani
stycznej...
KAZIMIERZ: (przerywając).: Nie, p a
nie! Nie mam czasu. Jedno tylko co mogę zrobić, to w ysłuchać najkrótszego pań
skiego w iersza, na podstawie którego w y
robię sobie zdanie o pańskim talencie.
Proszę w ybrać wiersz, k tó ry ocenia pan z a najlepszy.
35
KAZIMIERZ (zdecydow anie): Nie, pa
nie! Daj pan spokój wierszom- To nie są
36
nie jestem w stanie panu odpowiedzieć:
żyje pan dlatego jeszcze, bo nie zaniósł pan osobiście tego w iersza do żadnej z szanujących się redakcyj, gdyż tam
„zakatrupiliby" p ana na miejscu!...
POETA (w ściekły): Skończyłeś pan?...
Otóż przyjm pan do wiadomości, że je
stem podporucznikiem rezerw y i że tej Obelgi nie mogę panu puścić płazem! (rzu
ca bilet) Oto mój bilet w izytowy! (zbiera szyb&o s&rypfy f Mzfe w y/dcW Krwią tylko zm ywa się podobne zniewagi! Ju
tro będą moi sekundanci u pana. Żegnam!
( w ychodzi trzask drzwiam i).
SCENA V.
KAROL — KAZIMIERZ — PETRONELA KAROL (śpiewa za parawanem): Hej kto Polak na b a g n ety ! (dzwonek).
KAZIMIERZ (do Karola za parawanem ):
Cicho, na miły B ó g ! Czego się drzesz?
Znowu kogoś diabli niosą! Siedź cicho!
Błagam cię! (dzw onek — otwiera drzw i i odpowiada kom uś w przedpokoju): T ak!
P ro sz ę ! Tak je s t! „P oradnia Świadomej P raw d y “.
PETRONELA (w chodzi): A tom si za
sapała — hu! F ajna „poradnia“ aż na
37
KAZIMIERZ: Zechce pani przedstaw ić mi swo’a sprawę. powinnam się szykownie ubierać, pudro
wać, ondulować i w ogóle kukuryczyć- (wachluje sie chustką) Powodzi mi się.
38 te irchowe rękawice na rękach wielkoluda
— nie! Pani w ygląda jak strach na wró
39 jeszcze d a w a j! M agister m agistracki się zn alazł! A w zęby nie łaska?...
KAZIMIERZ ( cofajac się — uspokaja
jąco): Ależ proszę pani...
PETRONELA (do publiczności): Ludzie kochane, słyszeliście? Na czw arte piętro gnałam na stare lata. A niedoczekanie!
Czekaj, ty, ja ej jeszcze przystaw ię stoł
ka za obrazę honoru, że spuchniesz w k ry minale! Choćbym miała do W arszaw y po
jechać to i a tej obrazy nie podaruję!
KAZIMIERZ (błagalnie): P roszę się uspokoić, (ostro) bo inaczej będę zm uszo
ny...
PETRONELA: Ide, już ide! Słyszeliście coś podobnego! (spluwa) Tfu! M agik sie znalazł (w ygraźo pffścW -A by cię, psia krew, na precel pokręciło za krzyw dę po- rządnej kobiety! O y y c W z f ^ frzos&n- jac drzw iam i >.
SCENA VI.
KAROL — KAZIMIERZ
KAROL (w ychodzi zza parawanu): Bu
zia jak -karabin m aszynow y — owszem!
(poważnie) Słuchaj Kaziu, teraz ja mam g ło s!
KAZIMIERZ (wahająeo): Ależ, zoba
czysz jeszcze...
40
KAROL (stanow czo): Ani słowa! Te
raz ty pójdziesz za paraw an, a ja będę klientów przyjm ow ał. Pokażę ci. jak to się robi, idioto! (dzw onek) Za p araw an ! (popycha go za parawan) Ani mru-m ru!
U w ag a! (podchodzi do drzw i — do Kazia) Siedź kołkiem, mówię ci po dobremu (otwiera d rzw i) Proszę, proszę bardzo!
SCENA VII.
STARUSZEK - KAROL
STARUSZEK (w pretensjach — trzę
sący sie, sta rczy głos): Czy, za pozwole- leniem. dobrze trafiłem ?
KAROL: Do usług! (przedstawia sie) Mam zaszczyt się przedstawić, kierownik psychotechniczny ,i fotokotnórkow o-ana- lityczny _ „Poradni Świadomej P raw d y “.
(podstawia mu fotel) R aczy pan spocząć, choć w ydaje mi się. że szanow ny pan nie jest wcale zm ęczony n aszym czw artym piętrem.
STARUSZEK (podbechtany — śmiech).
O, o, o!
KAROL: Jestem do usług szanownego p a n a !
STARUSZEK: Spraw a ma się tak... Za
kochałem się w bardzo uroczym dziecku 18-letnim. Blondyneczka. urocza (mlaska
41
ustami) mla-mla!...Ojciec jej był genera
łem carskim , m atka hrabiną kurlandzką...
lem angielskiego południowca (obraca mu głowę i p rzy trzy m u je pod brodą) i z bły
skiem oczu rasowego. 100 procentowego m ężczyzny, ma jakieś w ątp liw ści?. . . (śm iech) C zy myśli pan, że rasow ą kobie
tę odstręczy ta pańska pikantna siwizna, lub dystynkcja ruchów właściw a tylko do
świadczonym panom z arystokracji?...
(podnosi go z fotela i obraca na w szystkie
STARUSZEK (uradow any): Och, dzię
kuję p a n u ! Nigdy panu tego nie zapomnę.
42
że utrwali! mnie pan w przekonaniu, które nigdy zresztą mnie nie opuszczało ! (zbiera sie do w yjścia)t Spieszę się do mojej uro
cze,] dziewczynki, bo za godzinę mam się z nią spotkać i kupić jej futro, które w y
braliśm y razem. Czy wolno wiedzieć jakie honorarium ?
KAROL: 50 złotych, szanow ny panie!
STARUSZEK: Ż przyjem no ścią! (wre-, cza pieniądze). P roszę i dziękuję jeszcze raz! Nie omieszkam pańskiej poradni po
lecić w -najszerszych kołach moich znajo
mych i przyjaciół...
• KAROL: Bardzo dziękuję i polecam s ię ! STARUSZEK: U szanow anie! Spieszę się, spieszę do mojej dziewczynki (nuci) T rala — la!
KAROL (odprowadza go do drzw i):
Sługa uniżony. Cześć!
STARUSZEK: Do miłego widzenia ł Adieu!
(wychodzi)-SCENA VIII.
KAROL — KAZIMIERZ)
KAROL (do Kazim ierza): W yłaź faitła- po zza paraw anu! S łyszałeś? W idziałeś?..
KAZIMIERZ: (w ychodzi zza parawanu, sm u tn y i zniechęcony): Słyszałem i wi
działem !
43 KAROL (wesoło). Tu masz pierw sze za
robione 50 złotych! (po chwili) C zy na
prawdę sądziłeś, że w yśw iadczysz lu
dziom przysługę, mówiąc im szczerą i bru
talną praw dę w oczy? (śmiech) Nie, mój k o chany! Jesteś w grubym błędzie! (sta nowczo) Od tej chwili pozwolisz, że ja obejmę kierownictwo twej idiotycznej P o radni Świadomej Praw dy... (dzw onek — do Kazia, popychając go w stronę parawa
nu). Za paraw an! Teraz ja mam głos!
KAZIO (opierając sie): Ależ...
KAROL (pchnąw szy go za parawan):
Już cię nie ma! (podbiega do drzw i i otwie ra je szeroko). Proszę, kto następny?
WYDAWNICTWO „ O D R O D Z E N I E "
(T. N alep a i S -ka)
K a t o w i c e — s k r y t k a p o c z t o w a 2 6 .
p o l e c a : N o w o ś ć
F r. B arańskiego
GRY I ZABAWY
P O K O J O W E I T O W A R Z Y S K I E
P odręcznik ten n iezb ęd ny dla każdej św ietlicy, k ażd ego tow arzystw a, a n a w et dla każdego domu, obejmuje ok oło 250 str, druku i opisuje szczeg ó ło w o o k oło 300 gier i zab aw dla k ażd ego w iek u , od n iem ow lę
ceg o aż do starości. C ena zł 250.—
Nr 26 — M. B ałucki. Dom o tw a rty , kom edia w 3 a k t. (12 m. 8 k.) —
N r 239 — M. W itkow ska: Przebaczenie, u tw ó r sc. w 1 odsł. d la świetlic
BIBLIOTECZKĘ TEATRALNĄ DLA DZIECI I MŁODZIEŻY N o w o ś c i :
i
» m k m
B ib lio te k a Ś ląsk a w Katowicach Id: 0030000707302
lu
I 67743
b ^ '§ w 'i 4-M.