.- C '
Ć WI ERĆ T U Z I N A SKECZÓW
K A T O W IC E
WYDAWNICTWO „ODRODZENIE1 (T. NALEPA i S-ka)
W Y D A W N I C T W O „ O D R O D Z E N I E “
(T. N alepa i S -k a)
K A T O W I C E — SK R Y TK A POCZTOW A NR. 26
P. T.
P o d ejm u jąc po zupełnym zniszczeniu naszej przedw ojennej firmy
„Sp ó łk a N akładow a „O drodzenie“ we Lwowie“ , prow adzoną przez n ią działalność w ydawniczą, w znaw iam y w pierw szym rzędzie ta k po
p u larn ą i od 40 lat istn iejącą
BIBLIOTEKĘ TEATRÓW AMATORSKICH
w ypuszczając na ry n e k szereg najw eselszych i najw iększym cieszących się powodzeniem kom edii, fars i sztu k ludow ych.
N o w o ś c i ;
N r 242"— L. Szczepański: Trzy Skecze (1. W gabinecie lekarza, 2. Dru
ga podróż poślubna, 3. R ad io k atary n iarz — m onolog) —- ce
n a zł 40,—.
N r 154 — Br. W ina w er: R oztw ór Pro f. P y tla , hum oreska w 3 a k t. — cena zł 60,—.
N r 233 — Ign. Piątk o w sk a: Gody N arodzenia Bożego, obrazek lud. w 3 odsł. z m uzyką, śpiewam i i tańcam i — cena zł 60,—.
N r 240 — M. W itkow ska: Biuro K ojarzenia Małżeństw, kom edia w 8 a k tł — cena zł 60,—.
N r 243 — T. K ozłow ski: W esoła M arynarska W iara, rew ia m orska w 3 częściach z m uzyką, śpiew, i tańcam i — cena zł 55,—.
N r 241 — A. K ozłow ski: Baśka, obraz scen. z n ied alek iej przeszłości w 4 aktach — cena zł 50,—.
Nr 244 — M. W odzyński: Ten głupi F ran ek , kom edia lu d . w 8 a k t. — cena zł 55,—.
N r 207 — J . S. P obratym iec: W różby na św. Jęd rze ja , obrazek lud.
ze śpiewam i i tańe. w 2 a k t. — cena zł 50,—.
N r 2 — A. Fred ro : Kalosze, kom . w 1 ak cie (3 m. 3 k) — cen*
zł 35,—.
N r 12— M. B ałucki: T eatr A m atorski, kom edia w 2 ak tach (4 m.
2 k.) — cena zł 50,—.
N- 23 — A. W alew ski: T atu ś pozw olił, kom ed. w 1 akc. (3 m. 4 k.)
— cena zł 40,—
BIBLIOTEKA TEATRÓW A M A T O R S K IC H
# x 231
W . RAORT
ĆWIERĆ TUZINA SKECZÓW
K A T O W I C E
W Y D A W N I C T W O „ O D R O D Z E N I E “ IT, Na l e p a i S - k a )
M UV
T
2W
k w f " 'D ruk. nr. 9, Spółek, W yd. „ C z y te ln ik “ K atow ice — R 6743
/(A m /SM Z K0Ź(/SZ%/2M
O S O B Y :
■ P an K.
P an 15.
Kelner.
(p rzy stolika z marmurową płytą — w kawiarni).
SCENA I.
PAN B: (nuci monotonnie — w zdycha
— znowu nuci).
PAN I<: Co pan tak sobie podśpiewuje, parnie B, jak kanarek? Tak panu wesoło, czy co?.,.
PAN B : To pański interes, panie K? ■ A zresztą kto panu powiedział, że ja sobie podśpiewuję?
PAN K: A co to było, to pańskie... (nu
ci tak sam o jak poprzednio B ) — nie śpie
wanie?
PAN B: Przypuśćm y nawet, że to było śpiewanie — to co?... Każdemu wolno się irytować, jak mu się podoba, panie K!
4
PAN K: Jak to irytow ać? Nie rozumiem!
PAN B: Ja zaw sze sobie podśpiewuję, gdy jestem poirytow any. Inni rzucają krzesłami, w rzeszczą jak w ariaty, lub zg rzy tają zębami — a ja sobie podśpie
wuję, gdy szlag mnie chce trafić! Taką już mam naturę, panie K!
PAN K: A dlaczego pana szlag chce trafić, panie B?
PAN B : Być może, że pan jesteś gołąb
kiem, lub aniołkiem panie K, i to pana nie w ytrąca z równowagi, że siedzimy już pól godziny przy stole, a kelner jeszcze nie przyniósł zamówionej przez nas kaw y!
(puka pierścionkiem o blat stołu) Kelner ! Czy tu ktoś podaje do stołu, czy nie? Co to za p orządk i!
KELNER (podbiega): Proszę bardzo, parne B ! Panowie coś zam awiają?...
PAN K: M y już temu pół godziny za
mówili dwie białe kaw y z kożuszkiem!
PAN B : Jak pan jesteś głuchy, panie ober, to podaj się pan na referenta egze
kucyjnego od podatków! (nuci i do taktu bębni palcami po stole).
KELNER: W ięc panowie zam awiają dwie białe z kożuszkiem!
PAN B: (nuci j. w.).
KELNER: P an sobie śpiewa panie B, zam iast zrobić zamówienie...
PAN K: Niech pan nie przeszkadza, bo pana B. właśnie szlag trafia. P rzynieś pan dwie białe kaw y z kożuszkiem, ale na jednej nodze!
KELNER: Już się robi, panie K! (nuci)
„Kawusia z kożuszkiem, — dywanik przed łóżkiem!“ — (z uśmiechem, poufale) Pan pewnie też zna ten szlagier w arszaw ski?
PAN B : (skanduje, w. pasji): Odlep się pan od stołu i przynieś pan te dwie białe kawy. do jasnej cholery!
K ELNER: (strzepuje serw etką): Już, już się robi, panie B! (odchodzi i zamawia głośno) Dwie kaw y z kożuszkiem — raz!
SCENA II.
PAN B : Cr o zwija pakuneczek): Chleb ze sobą przyniosłem. Zawsze taniej w y
padnie...
PAN K: Ja uważam, że to jakoś nie wypada. Dziesięć g roszy za dwie bułki, to nie m ajątek!..,
PAN B: Może dla pana, panie K, ale dla mnie to du żo ! P an jesteś chwilowo bezro
botnym, k tó ry ma swoje ustalone mini
mum z Funduszu P racy, ale ja jako ku
piec, muszę się liczyć z każdym groszem- PAN K-: Po co pan w takim razie chodzi do kawiarni?... W domu kaw a znacznie
6
taniej kosztuje, bo za te 25 groszy można mieć w'dom u cały baniak...
PAN B : A kto panu powiedział, że ja mam dom. panie K?... Moja żona jest obecnie w obozie drużyny kajakowej, starsza córka trenuje do m istrzostw a w zawodach pływackich, a m łodsza p rzy gotowuje się do rekordu w lotach na szy bowcach bezsilnikowych... Ciężkie czasy, panie K! W sklepie przez cały dzień psa z kulawą nogą naw et nie zobaczysz, oprócz komornika, albo notariusza z zaprotesto
w anym wekslem, a mój wspólnik nie chce tego uwzględnić. Sam palcem nie ruszy, do sklepu nie chce w łożyć nawet złamanego grosza, a z tego co się zarobi w interesie, zabiera swoją część!...
PAN K: Nie wiedziałem, że pan ma spólnika. panie B! Jak on się nazyw a?
PAN B : (śm iech): On się n a z y w a : urząd pod atk ow y!
KELNER: (dzwoniąc szklankam i na ta
c y ): Jest kawa, proszę panów! Sam dopil
nowałem, żeby była gorąca i z kożusz
kiem! (stawia na stole). P roszę sobie za
mieszać, bo ja muszę łyżeczki; zabrać!
Sto szesnaście łyżeczek zginęło nam już tego roku w kawiarni.
PAN B: ( skanduje, w pasji): Odlep—się
■—p a n . od -— Stolika!...
KELNER: Już, już, panie B! Łyżeczki oddaje się pod opiekę P . T. Publiczności!
(odchodzi).
SCENA III,
PAN B : (m iesza kawę. popija i je chieh), PAN K: Smacznego, panie B! (pije).
PAN B : (z pełnym i ustam i): Yhym!
PAN K: Mówię p a n u : smacznego!
PAN B: Nie ma za co!
PAN K: P rzepraszam pana, panie B — ale nie mówi się: „nie ma za co — tylko ew entualnie: „nie ma do czego“.
PAN B : Może dawniej tak się mówiło, ale teraz powinno się mówić: „nie ma za co" (siorbanie i ciamkanie).
KnLNER (podchodzi): Jak smakuje kawcia?... Pierw szorzędna - - co?...
PAN K: P rzynieś mi pan d j tej kaw y kilka młodych buraczków i trochę soli.
KELNER: Co znaczy: trochę buracz
ków i soli?
PAN JK: Zrobię sobie z niej barszczyk zabielany, panie ober. Li piej będzie dla mnie i dla tej k a w y !
' KELNER (strzepuje serw etkę, z ły ) : Za 25 groszy może pan na drugi raz pójść do Cafe Żorż na kawę 1
PAN B : P an nie ma racji, panie K! Ta kawa jest o tyle dobra, że nie m a w niej
cykorii, ale jest o tyle zła. że nie ma w niej kawy.
KELNER: Dowcipy panom w głowie!
Skąd wziąć teraz kawę, jak w Brazylii w sypują całymi wagonami tow ar do mo
rza?,.. Czy mogę już zabrać łyżeczki p a
nie B?.„
PAN B: Razem ze sobą i niech pana już nie widzę!
KELNER (zabiera łyżec zk i — w zd y cha): Oj, ci goście, ci goście! Żebym ja już raz doczekał pracow ać w kawiarni bez gości!... (odchodzi).
SCENA IV.
PAN K: (zakłopotany): Ładny dzień dziś mamy, panie B, bo zapowiadali przez radio chm ury warstwowo - kłębiaste i skłonność do burz... W arto by się przejść trochę na spacer... C zy pan nie m a zam ia
ru wy.iść stąd?
PAN B : Nie!
PAN K: (i. w .): Dlaczego pan nie idzie trochę do sklepu panie B?..- Jak pan mo
że tak interes zostaw ić całymi godzinami?
PAN B : To moja rzecz, panie K!
PAN K: (chrzaka i bębni palcami po stole — m ilczenie): Jakbym ja miał sklep, to siedziałbym kam yczkiem w sklepie,
9 a nie w kaw iarni S Co można wiedzieć...
W tej chwili może tam właśnie być gość, który chce kupić tuzin kołnierzyków, szel
ki, mydło toaletow e,'lub naw et parasol...
PAN B : (nuci — po chwili): P an już wie co to znaczy?
PAN K: Szlag P an a trafia — wiem — ale to nie ma znaczenia!... Ja mówię, że w tej chwili może być w sklepie gość...
Może się nawet palić, mogą przyjść z Ubezpiecząlni, może przyjść komornik albo ja wiem, kto może przy jść? — a właściciela nie ma w interesie.
PAN B: (j. w .); A czemu pan nie idzie do domu, panie !<?-..
PAN K: Bo mnie się nie chce! Mus,, czy co?... (W /czenW .
PAN B : P anu się nie chce, panie K?.-, A czy można wiedzieć, co pan ma za in
teres siedzieć tu w kawiarni, jeśli tak ła
du :e jest na dworze?
PAN K: (zdecydow anie): Panie B, g raj
my w otw arte k a r ty ! Czy pan myśli, że ja nie widziałem, gdy tylko usiedliśmy przy tym stiole, jak pan postaw iłeś nogę na pewną rzecz na podłodze?
PAN B : Na jaką rzecz ja postawiłem nogę. panie I<?
PAN K: P an postawiłeś nogę na 2-zło~
tówce. panie B! Z początku myślałem, że
2 ć w ie rć
10
to tylko przypadkowo, ale teraz widzę, że pan to zrobiłeś naumyślnie, czyli z prem e
dytacją i czeka pan tylko, żebym ja sobie poszedł...
PAN B : P rzypuśćm y nawet, panie K, że ja postawiłem nogę na 2-złotówce i trz y mam ją pod podeszwą... P an ją może zgu
bił, panie K?
PAN K: Ja jej nie zgubiłem, ale ktoś zgubił j pan, zam iast jak porządny czło
wiek, podnieść ją i zanieść na policję — siedzi już godzinę na miejscu i trzym a ją pod bucikiem.
PAN B: Ja mogę ją ewentualnie w ypuś
cić spod bucika, ale co będzie miała poli
cja z dwóch złotych, panie K?... Ja pana tylko tak pytam retory czn ie: czy policji le s t potrzebna do szczęścia ta 2-złotów-
ka?.„
PAN K: Do szczęścia jej nie potrzebna,, ale ja się nie mogę patrzeć, jak pan chce przyw łaszczyć sobie cudzy k a p ita l!
PAN B: W ięc jakie pan ma propozycje, panie K?
PAN K: J a mam propozycję — al pari!
P an 50 procent i ja 50 procent.
PAN B : W ykluczone panie K! Mogę zaoferować panu 25 procent od całego kapitału. Niech się panu zdaje, że zrobi-
11 fern z panem postępowanie ugodowe od m asy upadłościowej.
PAN K: Mnie się nie chce zdawać, p a nie B ! (zdecydow anie) Albo tak, jak ja pro ponuię: pół na pół, albo trzeba będzie pójść troszkę n a policję.
PAN B : (nuci — po chwili): P an już wie co to znaczy?
PAN K: W iem! Szlag pana trafia, ale nic n a to nie poradzę, panie B !
PAN B: (z ły ): Pozwól mi pan się n a myśleć! H itler dał się naw et Austrii na-
myśleć... fpp f/nWM, iy ffum W ef p as# ; Pan idzie na mnie z nożem. panie K? Ja panu tego nigdy me zapomnę!
PAN K: (niecierpliwie): W ięc co?...
Proszę się zdecydować!
PAN B : (z ciężka d e c y zja ): D aję panu 50. procent i niech pan to w yda na specja
listę chorób w ew nętrznych! (po chwili) Niech pan pilnuje, czy kelner nie widzu (schyla sie i sapiac podnosi z podłogi.
2 -zło tó w k ę). Jest Całkiem now a 2-zTo- tówka spod p rasy (rzuca o blat stołu) Praw dziw a!
PAN K: (w ycia za ręką): P anu złotów
ka. innie złotów ka!
PAN B : Nie bój się pan. nie ucieknę!
(puka pieniądzem o stół) Kelner Płacić!
12
KELNER (podbiega): Służę panu, panie B ! Jedna biała z kożuszkiem — 25 g ro sz y !
PAN B : Zmień mi pan naprzód 2 złote, KELNER (zmienia i rzuca o siół dro
bne): Proszę bardzo, bardzo p ro szę!
PAN B : (do pana K.): Ma pan tu swe
go złotego, którego pożyczyłem od pana»
panie K! Kwit z nam i?
PAN K: K w it! P łacić panie ober!
KELNER: B ardzo p ro sz ę ! Biała kawa z kożuszkiem 25 groszy! (odbiera pienią
dze).
PAN K: (do pana B. zabierając sie do w yjścia): A pan nie wychodzi, panie B ?
PAN B : Nie, jeszcze sobie gazetę po
czytam o różnych szantażystach, panie K!
PAN K: Wobec te g o : moje uszanow a
nie. wesołej zabaw y, cześć! (w ychodzi).
PAN B: (nuci — milczenie — po chwili, szuka po kieszeniach — zaaferow any):
Co?.-. Co to jest?... Gdzie się p o d ziały ?. . . Nie, to niemożliwe! Może w tej kieszeni?.., (szuka) Nie ma! (w ściekły, uderza sie rę ką w czoło) Moja 2-złotów ka! Zgubiłem swoje dwa z ło te ! (nuci. bijąc do taktu o stół) Kawusi z kożuszkiem mi się za chciało! (tragicznie) Moje własne dwa zło te!
„PRZYJACIEL" PRZEKLADAÜSKIEQO O S O B Y :
ADAM KAROL
MYDLAKOWSKI PRZEKŁADA^SKI
SCENA I.
(P rzy stoliku kawiarnianym ).
ADAM (przysuw a gwałtownie krzesło do stolika — zaaferow any): Pozwolisz, że się przysiądę? (siada) Dobrze, że cię zna
lazłem, bo już trzeci raz w tym miesiącu zmieniasz kawiarnię...
KAROL (niechętnie): I tę będę musiał, zdaje się, zmienić, dopóki nie znajdę ta
kiej kawiarni, w której można spokojnie dzienn'ki przeczytać...
ADAM: Och! Cóż to — odludek?...
KAROL: Nie odludek, ale zrozum, że chce w spokoju gazety przeczytać!
ADAM: Ach, w takim razie nie prze
szkadzam , nie przesz em,
14
że interesuje cię skandal Przekiadańskie- go..
KAROL (zaciekaw iony): Jaki skandal?..
ADAM: Cóż to, nie czytałeś chyba dzi
siejszej „T rąby P opularnej“? Skandal na cały regulator!
KAROL: Nie czytuję „T rąby P opular
nej“... (zdziw iony) Jakże to możliwe, aby Przekładański urządził skandal?... Nie w ierzę!
ADAM (trium falnie): Nie w ierzyszPfpo.
kazuje mii gazetę). Jeśli nie wierzysz, to przeczytaj sobie sam tę notatkę, którą za
kreśliłem czerwonym ołówkiem (pokazu,*
je) O, tu! P roszę — przeczytaj!
KAROL (czyta — potęgujące się zd u
mienie): „W ydział śledczy aresztow ał onegdaj Alojzego Przekładańskiego za niebezpieczne pogróżki i szantaż dokona
ne na osobie Agnieszki P rzeciąg (Przer
wana 47), wdowy po kontraktow ym funk
cjonariuszu T ow arzystw a Ochrony Kró
lików i Kanarków, P rzekładański został od staw iony do dyspozycji sędziego, k tó ry zawiesił nad nim areszt śledczy“.
ADAM (z sa tysfa kcja ): No — i cóż ten twój brylant, Przekładański?.,.
KAROL (oburzony): Ależ to niemożli
we! Nonsens! Alojzy Przekładański, czło
wiek bez zm azy i skazy — członek hoho-
row y w szystkich tow arzystw społecz
nych, filantropijnych, gospodarczych, kul
turalnych i politycznych w naszym mieś
cie — bandytą i szan taży stą? Absurd!
Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że dziwnym zbiegiem okoliczności, jakiś drań nosi identyczne imię i nazwisko czcigodnego i ogólnie szanowanego Aloj
zego Przekładańskiegol...
ADAM: A jedak, według moich infor- m acyj jest ten twój (ironicznie) szanow a
ny i ogólnie ceniony Alojzy P rzakładań- ski identycznym facetem szantażującym Agnieszkę Przeciąg! —
KAROL: B rednie!
ADAM: Jeśli mnie nie w ierzysz, to mo
żesz spytać się jego najbliższego p rz y ja ciela, w iceprezesa M ydlakowskiego, który siedzi właśnie p rzy sąsiednim stoliku. Za
pytaj go! M ydlakow ski którego z P rze- kadańskim łączyły najserdeczniejsze sto
sunki przyjaźni będzie chyba znał fak
tyczny stan rzeczy...
KAROL: Oczywiście, że zapytam go!
(w staje) Kto, jak kto, ale M ydlakowski bę
dzie chyba również mego zdania, że zaszło tu jakieś głupie nieporozumienie.
ADAM: Ńo, to bądź zdrów! Odchodzę i nie przeszkadzam ! M asz tu gazetę z za
kreśleniem afery Przekladańskiego... Po
16
de idź i zapytaj Mydlakowskiego. S erw us!
(odchodzi)
KAROL (Irer ze gazetę): W głowie mi się pomieścić nie może. aby P rz e k h d a ń - ski — szantaż ; niebezpieczne pogróżki — niemożliwe!
SCENA II.
KAROL (podchodzi z gazetą do za czy- taneso p rzy drugim stoliku. M ydlakow skiego): C zytał nan to- nan'e wiceprezesie?
MYDT AKOWSKI: Czytałem . KAROL: No i co?
MYDL AKOW SKI: A no, nic!
KAROL. Jakto nic?,.. P a n chyba w to nie wierzy, że Aloizy Przekktdański — myślę o tym praw dziw ym Aloizym Przekład ań- sk;m! — ma coś wspólnego z Agnieszką Przeciąg, wdowa po śp. funkcjonariuszu Tow arzystw a O chrony Królików i K anar- ków?
MYDŁAK.: Hm! W co ja wierze, a w co ja nie wierze to jest moią pryw atną spra
wą! P an widocznie sądzi, że ja również należe do gatunku ludzi, którzy pod po
kryw ką udanej przyjaźni rozpow szech
niają oszczerstw a? Orubo się pan pomy
lił, panie ła sk aw y ! P rzekładański jest mo
im długoletnim przyjacielem i proszę się z tym liczyć!
17 KAROL (zm iesza n y): Ależ, panie wi
ceprezesie !...
MYDL AKOWSKI (lekko poirytow any):
Tu nie ma żadnych „ależ“ ! Zechce pan nie zapominać, że z Przekładańskim łączy mnie szczera i niekłamana przyjaźń, któ
rej nie o słab ią'żadn e kłam stw a gazeciar- skie! Jeśli pan sądzi, że ja będę również kolportował bzdurne kalumnie, jakie sze
rzą o nim jego wrogowie, to grubo się pan pomylił.
KAROL (j. w .): Niechże mi pan pozwoli, panie wiceprezesie... Ja wcale nie..
MYDL AKOWSKI (bardziej poirytow a
n y ): Nic nie pozwolę, bo za język ciągnąć się nie dam! Nie wiem, co pana upoważ
n i do bawienia się w sędziego P rzek ła- dańskiego, ale myślę, że nikt rozsądny nie będzie z tego robił kwestii, iż P rzekła- dański miał swego czasu dochodzenia k ar
ne w spraw ie „Polbimbamu“, które zre
sztą zostały umorzone...
KAROL: Daję panu s iw o , panie wice
prezesie, że nie miałem naw et o tym zie
lonego pojęcia...
MYDLAK.: Oczywiście, że to się tak zawsze m ów i: „nie miałem zielonego po
jęcia“, a potem się twierdzi głośno, że P rzekładański robi nieczyste interesy i że lada dzień skończy w krym inale! P rz y -
8 Ćwierć tuzina
18
puśćmy nawet, że 'wystawił M achlojkiero- wi kilka czeków b e z pokrycia — więc co?..
A może pan także uw aża się za ofiarę je
go (ironicznie) nieczystych sprawek — jak to zwykle się mówi o interesach P rz e - kładańskiego w sferach jego osobistych wrogów?... Otóż przy jm pan do w iado
mości, że oba czeki bez pokrycia zostały przez Przekładańskiego pokryte tego sa
mego dnia. w. którym dostał wezwanie do W ydziału śledczego. Tak, panie! To nie sztuka rzucać na kogoś oszczerstwa, lecz trzeba to naprzód udowodnić!
KAROL (zd u m io n y): N igdy nie byłbym przypuścił, że P rzekładański wystawni czeki bez...
MYDLAK.: (przeryw ając): Po co pan się zgryw a, kochany panie? Dlaczego pan udaie, że nie wie o rzeczach, o których wróble ćw ierkają n a dachach?... Czy m yś
li pan że spraw a tych czeków um niejszy mój szacunek, jaki od lat żywię dla P rze
kładańskiego? (? m o c ą ) Nigdy, proszę p a na (Pauza) P rz y tej sposobności chciał
bym zapytać pana, co go upoważnia do wdzierania się w tajemnice cudzego ży cia?.-. Go?... Domyślam się, że pan chciał
by może także dowiedzieć się, wśród ja
kich okoliczności żona Przekładańskiego uciekła swego czasu z fordanserem, o czym
19 rozbębnili jego jawni i zam askowani w ro
gowie.., Nic z tego, mój pan ie!
KAROL (zm ieszany): Ależ n a m iły Róg, daj mi pan przyjść do sło w a! Ja chciałem tylko w sprawie Agnieszki P rze
ciąg...
MYDL AK.: (i. w .): Tak, znam te pod
chwytliwe p ytan ka! Teraz panu idzie o Agnieszkę Przeciąg, a za chwilę zechce pan może ze mnie Wydobyć szczególny w sprawie alimentów, które Przekładański zupełnie niesłusznie musi płacić swojej stenotypistce?...
KAROL (i. w .): P rzysięgam panu, że o niczym nie wiedziałem i że chciałem tylko dowiedzieć się...
MYDL AK.: (i, w .): Otóż to! Dowie
dzieć się! T ak się zaczyna każda rozm o
wa zm ierzająca do oczernienia najczci
godniejszych ludzi w k ra ju ! (w pasii) Do
wiedzieć sie! Ładne słówko! Może pan jeszcze zażada, abym potw ierdził panu, że P rzekładański nigdy nie ukończył uni
w ersytetu w K rasnojarsku i że ukończył tylko kilka klas loterii państwowej — jak tw ierdzą jego złośliwi znajomi?... Źle się pan w ybrał panie szanow ny! T ak samo nie mogę' panu udzielić informacji co do autentyczności jego odznaczeń. Dla mnie decyduje człowiek, a nie jego odznaczę-
20
nia!... (powoli). P rzypuśćm y nawet. że Przckładaiiski nosi te dw ie,,czy trz y w stą
żeczki w butonierce nieprawnie — więc co?... (zły ) W ara panu, panie łaskaw y!
KAROL (oburzony) .• Niechże mi pan wreszcie pozwtoli, do stu tysięcy diabłów!.-
MYDLAK.:(j. w-): Nic łatwiejszego jak udawać oburzonego! Zmam ludzi tego po
kroju! Naprzód usiłuje pan w ydobyć ode mnie cudze tajemnice, a gdy to się nie u d a
je, zaczynam y się irytować. Mnie pan nie nabierze!
KAROL (w złości): Ależ pan chyba zwariował, panie wiceprezesie! Ja się chciałem tylko zapytać, czy Alojzy P rz e - kładański jest identyczny...
MYDLAK-: (j. w .): W iecznie Alojzy Przekładański nie daje ludziom spokoju!
Co pana obchodzi życie mego najbliższe
go druha i przyjaciela? O kradł pana, oszu
kał. okłamał, ograbił — więc co?... To, że jako m łody chłopak zabrał swemu ko
ledze złoty zegarek i sprzedał paserowi, nie upoważnia jeszcze nikogo do w ysnu
w ania wniosków o etyce poważnego dziś 1 ogólnie cenionego obywatela! Nie wolno nikogo potępiać za jakiś głupi błąd młodo
ści! P an uwziął się widocznie, aby p y ta niami na tem at Przekładańskiego dopro
21 wadzić mnie do tego, że szlag mnie trafi na miejscu!...
KAROL (w ściekły): C zy pozwoli mi pan wreszcie, do stu tysięcych rogatych diabłów, p rzy jść do słowa?!...
MYDLAK.: (i. w .): Nic nie pozwolę!
Nic! — rozumie pan? P rzekładański za w ysoko stoi w opinii ogółu, aby mu pań
skie złośliwe insynuacje m ogły ujmę p rz y nieść! P an sam dobrze wie, że osobnik o indemtycznym imieniu i nazwisku, który został aresztow any za szantaż i niebez
pieczne pogróżki wobec Agnieszki P rze
ciąg, nie ma nic wspólnego z moim p rzy jacielem Alojzym P rzekładańskim . więc po co mnie się pan p y ta? ( patos) Podcho
dzi pan do najbliższego i oddanego p rz y jaciela Przekładańskiego. z którym ternu dwie godziny skończyłem dwa rob ry bri- dża i usiłuje mi pan wmówić, że siedzi w więzieniu za jakąś Agnieszkę Przeciąg!...
Czy tak robi gentlemen? (w pasji) O lu
dzie, ludzie! Słusznie też powiedział pe
wien filozof, że im bardziej poznaje ludzi, tym bardziej kocha zw ierzęta! (pauza) No, co? T eraz pan milczy?... D udy w miech, wobec tak oczywistego nietaktu!...
Nic, pan nie ma na swoje usprawiedliwie
nie — Co?...
4 Ow&eró tuzin*
KAROL (podnosi sio, patrząc w kierun
ku drzw i): Owszem! Mam kilka słówek usprawiedliwienia, które jednak w ypo
wiem w obecności nadchodzącego tu w ła
śnie prezesa Przekładańskiego...
MYDL AK,: (zd um io ny): Co?... P rz e - kladański tu?... (p a trzy w kierunku drzwi).
KAROL: W łaśnie wszedł do kaw iarni i zbliża się do naszego stołu (robiąc m iej
sce p rzy stole — głośno) Prosim y, pro
simy do nas, panie p rezesie! Jest m iejsce:
Tędy proszę, tędy!
SCENA III.
PRZEKŁADANSKI (ty p jow ialny): Ko
go widzę?... P an tu, partie Karolu? (pow i
tania) Jak się m asz M ydlakowski?... Tfu, zasapałem się! Co słychać?... Pewnie me
dytujecie nad Agnieszką Przeciąg, która mi tyle kłopotu narobiła... (siada).
KAROL (z p a to sem ): Panie prezesie, znam pana jako porządnego człowieka i nie mogę pozwolić, aby pan M ydlakowski pod pokryw ką przyjaźni rzucał n a pana n a j
potworniejsze kalum nie i oszczerstwa...
PRZE KŁAD A NS KI (śm iech): Spokoj
nie, spokojnie m łody człowieku! (jowial
nie) Młodości, podaj mi skrzydła!... W y młodzi, zaraz w szystko bierzecie na g o rą
23 co... Wiem, co mój obecny tu przyjaciel M ydlakowski o mnie sądzi i on wie, co ja o nim sądzę,,.
* KAROL: Ależ zapewniam pana, panie prezesie, że pan wiceprezes Mydlakowski przed chwilą w yssał sobie z palca najbrud
niejsze insynuacje...
PRZEKŁAD ANSKI: (p rzeryw a jąc):
Skąd w yssał, to jego rzecz,, ale to nie um niejszy — zapewniam pana m łody czło
wieku — naszego wzajemnego zaufania, ani wypróbowanej przyjaźni m iędzy mną a panem M ydlakowskim! Co? (śm iech>
P raw da, stary?... Młodość nigdy nie z; <>
zumie nas, starych! (refleksyjnie) Wiem, wiem... Czasem słowa kry ty k i przekra
czają dozwolone granice, ale m iędzy sta rym i przyjaciółm i są takie rzeczy dopusz
czalne, bo pochodzą ze'szczerego serca...
P raw d a stary?... (śm iech) No cóż — czy nie tak?...
MYDŁAK. (zm iesza ny): Oczywiście!
Tym bardziej, że zawsze o tobie w yrażam się w najw yższych superlatyw ach i dzi
wię się tylko temu młodemu człowiekowi...
PRZEKŁADANSKI (przeryw a). Daj pó- kój! N igdy w td n ie w ątpiłem ! A czy m y
ślisz, że ja o tobie kiedyś źle się w yrażam ?..
Ot, na p rzy kład temu pół godziny, dałem o tobie najlepsze referencje... Zapewniłem, że
24
jesteś wbrew pozorom, znakomicie sytuo
w anym człowiekiem — co zresztą jest praw dą — gdyż przedsiębiorstw o twoje daje przeciętnie 20 do 25 tysięcy czyste
go dochodu rocznego. Oświadczyłem też, że zasługujesz na k red y t w całej pełni, choć z wrodzonej skromności lubisz się przedstaw iać jako ofiara kryzysu..,
MYDLAK- (uradow any): O, dziękuje ci, sta rv przyjacielu!
PRZEKŁAD AŃSKI: Nie m a za c o ! N ad
mieniłem również, że oprócz tak świetnie ren tającego się przedsiębiorstw a, masz jeszcze kilka pakietów akcyj „C ukrooo- lu", nie licząc dochodów z folwarku w P o - znańskiem przepisanego na imię twej żony i z dwóch kamienic w Gdańsku... Jak wi
dzisz, przedstaw iłem cię w najk orzyst
niejszym świetle*! tym sam ym zadałem kłam w szystkim nieuzasadnionym pogło
skom, jakobyś chwilowo znajdował się w trudnościach finansowych...
MYDLAK. (zaniepokojny): Faktycznie, bardzo ci dziękuję!... A czy mogę wie
dzieć komu udzieliłeś tych pochlebnych dla mnie informacyj?..-
PRZEKŁADANEK!: Uśmiejesz się do łez, s ta ry przyjacielu, gdy ci powiem!...
(dobrotliwy śmiech) zgaduj, zgadula!...
MYDLAK.: No?...
PRZE,KŁAD ANSKI.: Co, no?...
MYDLAK: Komu udzieliłeś tych infor- m acyj, pytam ?...
PRZE KŁA DAŃSKl: Urzędowi Skarbo
wemu !
MYDLAK. (jęcząc): Och!
KAROL (parska śmiechem ) :m O Boże, ja skonam ze śmiechu!
MYDLAK: Nie śmiej się pan, młody człowieku! (po chwili — z g o ryczą) A te
raz widzi pan?... I w arto to być przy ja
cielem Przekładańskiego?...
„Poradnia świadom ej praw dy"
O S O B Y : KAROL,
PANI Z TOWARZYSTWA.
PETRONELA.
KAZIMIERZ.
POETA.
STARUSZEK.
SC EN A /.
(Biurko — dwa fotele — parawan).
KAROL: Słuchaj, Kaziu, czy ty jesteś przy w szystkich zdrow ych klepkach?
KAZIMIERZ: O co ci chodzi?
KAROL: P a ra d n e ! Gość normalnie zdrow y na umyśle, w ariuje pewnego dnia, doprow adza opinię całego m iasta do tem p eratu ry wrzenia, rozpętuje w prasie re
klamę, o jakiej pojęcia nie ma naw et ża
den propagandzista filmów1 krajow ych i teraz mnie się p y ta s z : o co chodzi?...
27 KAZIMIERZ: M yślisz zapewne o mojej nowo założonej „Poradni Świadomej P ra w d y “ ?
KAROL: Oczywiście! Myślę, co skłoni
ło poważnego i bezrobotnego doktora obojga praw i filozofii, człowieka o nie
poszlakowanej przeszłości, z dobrej ro
dziny, nie karanego dotychczas naw et amnestią, z zawieszeniem...
KAZIMIERZ (przeryw a m u): Skończy
łeś?... . „P oradnia Świadomej P ra w d y “, któ rą założyłem, jest moim zdaniem, czy
nem społecznym doniosłej wagi- M amy wiele instytucji pożytecznych, lub mniej pożytecznych, jak np. Ochronę lokatorów, czy „Zakład czyszczenia m iasta“, — ale nie m am y instytucji, która by człowieko
wi pragnącem u dowiedzieć się szczerej praw dy o sobie samym, daw ąła mu tę praw dę bez obsłonek i blagi.
KAROL: Przepraszam , bo nie jest jesz
cze tak źle! Sam w czoraj słyszałem , jak kilku twoich przyjaciół nazwało cię pa
tentow anym idiotą...
KAZIMIERZ: To się nie liczy, mój ko
chany! Po za oczy mówią ludzie o sobie często praw dę — ale w oczy?... W oczy, to milczą jak zgotowane ryby, a co gor
sze: kłam ią! Tak jest ;— po komediancku kłam ią! Stw orzyłem „Poradnię Świado
28
mej P raw d y “, gdzie za drobną opłatą bę
dzie każdy mógł usłyszeć obiektywną i niesfałszowaną praw dę o sobie, choćby mu to miało być przykre, czy niemiłe.
KAROL ; A czy jesteś ubezpieczony, od w ypadków i na życie?
KAZIMI-ERZ: Ńie przeszkadzaj! P y tam s ię : dlaczego człowiek nie ma się, za swo
je pieniądze, dowiedzieć, praw dy, jeśli te
go żąda?... Za pewne honorarium lekarz mówi prawdę pacjentowi — adw okat powie ci w przybliżeniu, ile lat krym inału otrzy masz astrolog oznaczy ci datę śmierci, a komornik ustali term in sprzedaży two
ich ruch o — i nieruchomości. Dlaczego więc tylko w życiu tow arzyskim i kon
wencjonalnym okłam ujem y się wzajemnie i unikamy praw dy, jak kw esty ulicznej?...
KAROL: A czy wolno wiedzieć skąd wziąłeś środki na otw arcie tej poradni?
KAZIMIERZ: Fundusze uzyskałem ze sprzedaży swoich ubrań, letniego palta, aparatu radiowego, pościeli i pożyczki konsolidacyjnej.
KAROL: Złotych zębów ze szczęki oczywiście nie spieniężyłeś?
KAZIMIERZ: A wiesz, że zapom niałem ! KAROL: Więc kiedy nastąpi otw arcie tej poradni?
29 -KAZIMIER/'. Jeszcze dziś. Z a ra z ! P rz e praszam cię, która godzina?...
KAROL (p a trzy na zegarek): P unktu
alnie 6-ta!
KAZIMIERZĄ zryw a się): Ach, najw yż
szy czas! Na 6-tą w yznaczyłem pierwsze w iz y ty !
KAROL: A oo będzie, jeśli nikt się nie
zgłosi? ,
KAZIMIERZ: Nie ma obaw y! (po chwili) Ale. ale... Myślę, że zaciekawią cię moje eksperym enty i dlatego- nie w ypraszam cię. Najlepiej będzie, jeśli skryjesz się (w skazuje) za tvm paraw anem w kącie, aby nie spłoszyć klientów, (poważnie) P roszę cię. ani m ru-m ru! (dzw onek ter
kocze) Za paraw an (popycha Karola) Prędko, skryj się, a ja pójdę o tw o rzy ć!
(dzw onek) Uwaga, zaczynam y! (wybiega do przedpokoju).
SCENA II.
KAZIMIERZ — PANI Z TOW ARYSTW A KAZIMIERZ (wprowadzając panią z to
w arzystw a): Proszę, p ro szę! Tak, tu jest
„P oradnia Świadomej P raw d y “, proszę szanownej pani.
PANI Z TOW ARZYSTW A: Ach, zasa- pałam się na schodach.
30
KAZIMIERZ: Zechce pani spocząć.
PANI Z TOW ARZYSTW A: (s W o R P ańska Poradnia, panie doktorze, będzie błogosławieństwem dla ludzi, którzy p ra gną usłyszeć szczerą prawdę. Są ludzie, którzy tęsknią za nią przez całe życie i nie mogąc dojść do niej, duszą się i mę
czą. Słyszałam o panu wiele i pragnę z ust pańskich* dowiedzieć się, co pan 0 .mnie sądzi. Jestem właścicielką kamie
nicy i wdową (płacze).
KAZIMIERZ: Niech się pani usookoi!
(siada za biurkiem)-
PANI Z TOW ARZYSTW A: Opuszczo
ną i niepocieszoną wdową. S tara się o mnie pewien a rty sta dram atyczno-kabare- towy, znacznie m łodszy ode mnie. Tw ier
dzi jednak, że jestem jego słoneczkiem, że mam inkar nację bogini greckiej...
KAZIMIERZ: (poprawia ją ): Chciała pani powiedzieć karnację?-..
PANI Z TOW ARZYSTW A: Może być
— karnację!... Że w yglądam na lat 30 1 że promieniuję wdziękiem młodej, uro
czej dzieweczki z pasteli W atteau (w y mawia jak się pisze) _
KAZIMIERZ: (poprawia ją): P isze się W atteau, a czyta się, W ato. proszę pani!
31 PANI Z TOW ARZYSTW A: Niech bę- dzie W ato!.-. Czy mam mu wierzyć, pa
nie doktorze?
KAZIMIERZ: (w staje i chrząka — pauza): Nie, proszę pani! P roszę mu nie w ierzyć! Ten facet, to typow y łowca po
sagow y i kłamca. Czy pani nie domyśla się, że idzie mu o kamienicę po niebosz
czyku mężu!... (pauza) Jakże ten blagi er śmie mówić pani w oczy o wdzięku młodej dziew czyny z pasteli W atteau?-.. Pani, jest już we wieku, któ ry upraw nia co naj
mniej do potrójnego głosowania do sena
tu?... C zy pani nie widzi swoich po tynko
w anych zm arszczek, utlenionej siwizny, w staw ionych zębów i figury kopca na W y sokim Zamku?...
PANI Z TOW ARZYSTW A:
Co? co?... Jak pan powiedział?... P an śmie! P an do kobiety z tow arzystw a! (bi
je reku w stół) To jest doktor, człowiek in
teligentny i astrolog? P an nawet nie mógł
by w-piecu palić u błogosławionej pam ię
ci Szylera-Szkolnika! ( w szalonej pasji) Cham! No — proszę ja kogo! F igura jak kopiec na W ysokim Z am ku! (grozi para
solka.) Ja pana n auczę! Powiem swemu narzeczonemu, jak się pan o nim w yraził, i w yciągniem y z tego konsekwencje, (zbie-
32
' ra się do w yjścia — p rzy drzwiach) Ba- ciarz jeden!
KAZIMIERZ: (biegnie za nią — per
swadująca); Niechże się pani uspokoi...
Sam a pani chciała...
PANI Z TOW ARZYSTW A: (w/mw/g pod boki — z g o ryczą ): P raw d y mi się zachciało od blagiera i 'oszusta! Nie, to św iat się kończy! (grozi parasolką) P o dam do w szystkich gazet, to osm aruią pana, że rodzona m atka go nie pozna!
B łazen! (W ychodzi i trzaska drzw iam i) P an jest cliirus, a nie chi ro m anta!
SCENAMI.
KAROL — KAZIMIERZ
KAROL: (w ychodzi zza parawanu):
Jak na początek, to nieźle!
KAZIMIERZ: Nie w yłaź zza parawanu, bo słyszę zbliżające się kroki- Ktoś idzie!
KAROL: Chwileczka! Z da’e sie. że ta pani nie w ręczyła ci żadnego honorarium?..
KAZIMIERZ: (zakłopotany): Jakoś nie wypadało żądać... ( d zw o n ek) Za p araw an ! J u ż cię nie ma! (podchodzi i otwiera drzw i) Proszę, p ro szę!
33 SCENA IV.
POETA — KAZIMIERZ
PO ETA : O ile się nie mylę, znajduję się w „Poradni Świadomej P ra w d y “ ?
KAZIMIERZ: Tak jest! Zechce pan spocząć-
PO ETA (siada): D ziękuję! P rzy sze
dłem do pana w bardzo drażliwej spraw ie;
w spraw ie — że tak rzeknę — ducha.
Wiem, że pan sam drukował! i drukuje wiersze, więc chciałem od pana dowiedzieć się szczerej praw dy. Należę do grupy mło
dych poetów pod zawołaniem „ W a g ary “, gdzie zaliczają mnie do najw ybitniejszych urbanis tów-mi styków.
KAZIMIERZ: Jak proszę?
PO ETA : Może być, do: m istycznych urbanistów, jeśli pan woli. < patos teatral
n y ) Świat moich pojęć obraca się w wizu
alnej podświadomości i irracjonalnego na
stawienia, sublimowanego patosu i zróż
niczkowanej jaźni...
KAZIMIERZ: (nie rozumiejąc — chrzą- ka): Hm! Czym mogę panu służyć?
POETA (i, w .): Otóż pragnę zapytać o zdanie i prosić o ocenę moich prac, któ
re wnoszą nowe horyzonty w horyzontal
ne zagadnienia społecznej stru k tu ry stre- ficznej z uwzględnieniem inkam acyjnej
34
metafizyki sylologicznej. nie w yłączającej onomatopei makohonizrnu intelektualnego..
KAZIMIERZ: (oszołom iony, przeciera sobie szybko czoło): Czekaj pan, czekaj pan! Nie nie rozumiem!-., (po chwili) Czy d łukował pan gdzieś swoje utw ory?
POETA (krygując sie po kom ediancku):
Dotychczas jeszcze nie. Konkurencyjne grupy poetyckie zabierają nam w szystkie wolne szpalty dzienników i tygodników nie dopuszczając naszej grupy do głosu- P r a gnąłbym więc z ust pana dowiedzieć się, co pan sądzi o moim talencie. Mam tu ze sobą dwa dram aty orgia styczne i kilka
set w ierszy irracjonalno-urbanistycznych, . nie Ucząc kilkunastu innych skryptów.
( rozwija stertą papierów) Czy nie zech
ciałby pan posłuchać? Kolację wziąłem ze sobą, więc nic nam nie przeszkodzi w zagłębieniu się w tajniki — że tak powiem
— piękna spektralnego pod kątem urbani
stycznej...
KAZIMIERZ: (przerywając).: Nie, p a
nie! Nie mam czasu. Jedno tylko co mogę zrobić, to w ysłuchać najkrótszego pań
skiego w iersza, na podstawie którego w y
robię sobie zdanie o pańskim talencie.
Proszę w ybrać wiersz, k tó ry ocenia pan z a najlepszy.
35 POETA (rozczarow any): Jak pan uw a
ża... P rzeczytam panu wiersz pod ty tyłem :
„Dlaczego ja żyję jeszcze“.
KAZIMIERZ: P ro s z ę !
POETA (c zy ta z patosem ): „Dlaczego ja ży ję jeszcze“ ?
„Sen — mózg tli. Bezkres dali... śni...
śni.., Krok namiętny. S tarym testamentem idziemy w dal! Miasto pobytu księżyca.
K wadrat kompleksu w nożycach. T ry - śnij fontanną ciasta! W dal ulicy na mia
sta, I rzygmij krw ią! (śpiewnie) Eheu!
Oto .tworzywo i d o sy t! Dla w as i dla nas w prabycie. M iasto spowite w dreszcze.
Dlaczego ja żyję jeszcze (j. w,) Eheu!
Ehen“ (po chwili, w sztu czn ym zadum a
niu) Oto w szystko! No i co?... Co pan są
dzi o tym w ierszu?
KAZIMIERZ (zdecydow anie): Nie, pa
nie! Daj pan spokój wierszom- To nie są zresztą w iersze! To są krym inały grafo
mana w ypranego chemicznie z talentu i zdrowego rozumu. Takimi wierszam i można jakiś czas zaw racać ludziom gło- ' wy, dlatego, że z kabotyństw a w stydzą się przyznać, iż tej ględologij nie rozu- : mieją i zrozumieć nie mogą. W eź się pan . do uczciwej i produktyw nej p racy ((ociera czoło chustka) P y ta pan w swoim wierszu, dlaczego pan jeszcze żyje?... Na to p y ta
36
nie jestem w stanie panu odpowiedzieć:
żyje pan dlatego jeszcze, bo nie zaniósł pan osobiście tego w iersza do żadnej z szanujących się redakcyj, gdyż tam
„zakatrupiliby" p ana na miejscu!...
POETA (w ściekły): Skończyłeś pan?...
Otóż przyjm pan do wiadomości, że je
stem podporucznikiem rezerw y i że tej Obelgi nie mogę panu puścić płazem! (rzu
ca bilet) Oto mój bilet w izytowy! (zbiera szyb&o s&rypfy f Mzfe w y/dcW Krwią tylko zm ywa się podobne zniewagi! Ju
tro będą moi sekundanci u pana. Żegnam!
( w ychodzi trzask drzwiam i).
SCENA V.
KAROL — KAZIMIERZ — PETRONELA KAROL (śpiewa za parawanem): Hej kto Polak na b a g n ety ! (dzwonek).
KAZIMIERZ (do Karola za parawanem ):
Cicho, na miły B ó g ! Czego się drzesz?
Znowu kogoś diabli niosą! Siedź cicho!
Błagam cię! (dzw onek — otwiera drzw i i odpowiada kom uś w przedpokoju): T ak!
P ro sz ę ! Tak je s t! „P oradnia Świadomej P raw d y “.
PETRONELA (w chodzi): A tom si za
sapała — hu! F ajna „poradnia“ aż na
37 czw artym piętrze... Oj. Boże! Aż me kolki w sparły z tych schodów!... Pfe! Gorąc, jak na przedstawieniu z Kiepurą...
KAZIMIERZ: Proszę, niech pani spo
cznie. Czym mogę służyć?
PETRONET.A (siada): Służyć to pan mi-nie potrzebuje, bo ja w swojej m asarni
i wędlin i ar n i mam trzech chłopców do posługi... (wachluje sie) Spociłam się. jak na meczu fnotbalowym... Pfe!... Ja panie, dowiedziałem się z gazetów. że pan lu
dziom praw dę gada. więc przyszłam i su
miennie zapłacę. Za frajer ja sam a nie lubię...
KAZIMIERZ: Zechce pani przedstaw ić mi swo’a sprawę.
PETRONELA: Pewnie, że zechcę! Ale bez owijania w bawełnę i bez bujania w bambus! Nóżki na stół — praw da na wierzch!... Otóż ja. proszę pana, byłam już u jasnowidzącej F ray a F ay a n a ulicy Starotandetnej i ta powiedziała mi. że je
stem w niebezpiecznym wieku, więc od tej chwili przestałam kupować „Wiek Nowy“ — aby się coś do mnie nie p rzy czepiło. Pow iedziała mi także, że jak chcę zatrzym ać w wierności swego męża. to powinnam się szykownie ubierać, pudro
wać, ondulować i w ogóle kukuryczyć- (wachluje sie chustką) Powodzi mi się.
38
dzięki Bogu dobrze od czasu, jak wpro
wadzili taryfę m aksym alną, więc w yku- kuryczam się jak się p atrzy i teraz chcia
łam pana zapytać, ( wstaje i pokazuje) czy tein kostium, kapelusz i we wogóle, ja ca
ła. jestem do rzeczy...
KAZIMIERZ: Powiem pani, jak pani sama sobie życzy, bez owijania w bawełnę.
PETRONELA: A no. właśnie!
KAZIMIERZ (sta no w czo): W tym zięb
ionym kapelusiku z piórkiem, nabiera p a
ni tw arz koloru starego siniaka. Kostium leży jak chałat na pacjencie szpitalnym, a te irchowe rękawice na rękach wielkoluda
— nie! Pani w ygląda jak strach na wró
ble. Honorarium moje w ynosi 10 złotych
— skończyłem!...
PETRONELA (w pasji — do publicz
ności): Ludzie kochane, słyszeliście coś podobnego?... (załam uje rece — potem w pasji) A pan co za jeden, że do mnie z ta
kim pyskiem?..- (podchodzi do Kazia, któ ry sie ciągle cofa) Ta jakbym nie miała Boga w sercu, to zam alow ałabym ci gębę, jak parkan przed w y boram i! No, proszę bard zo! S trach na wróble jestem ? A ty hyclu zatracony, to ty z pyskiem do po
rządnej kobiety?!... A bodajby ci pypeć wyrósł na języku, ty ham anie zakaloowa- ty! Widzicie, go batiara! 10 złotych mii
39 jeszcze d a w a j! M agister m agistracki się zn alazł! A w zęby nie łaska?...
KAZIMIERZ ( cofajac się — uspokaja
jąco): Ależ proszę pani...
PETRONELA (do publiczności): Ludzie kochane, słyszeliście? Na czw arte piętro gnałam na stare lata. A niedoczekanie!
Czekaj, ty, ja ej jeszcze przystaw ię stoł
ka za obrazę honoru, że spuchniesz w k ry minale! Choćbym miała do W arszaw y po
jechać to i a tej obrazy nie podaruję!
KAZIMIERZ (błagalnie): P roszę się uspokoić, (ostro) bo inaczej będę zm uszo
ny...
PETRONELA: Ide, już ide! Słyszeliście coś podobnego! (spluwa) Tfu! M agik sie znalazł (w ygraźo pffścW -A by cię, psia krew, na precel pokręciło za krzyw dę po- rządnej kobiety! O y y c W z f ^ frzos&n- jac drzw iam i >.
SCENA VI.
KAROL — KAZIMIERZ
KAROL (w ychodzi zza parawanu): Bu
zia jak -karabin m aszynow y — owszem!
(poważnie) Słuchaj Kaziu, teraz ja mam g ło s!
KAZIMIERZ (wahająeo): Ależ, zoba
czysz jeszcze...
40
KAROL (stanow czo): Ani słowa! Te
raz ty pójdziesz za paraw an, a ja będę klientów przyjm ow ał. Pokażę ci. jak to się robi, idioto! (dzw onek) Za p araw an ! (popycha go za parawan) Ani mru-m ru!
U w ag a! (podchodzi do drzw i — do Kazia) Siedź kołkiem, mówię ci po dobremu (otwiera d rzw i) Proszę, proszę bardzo!
SCENA VII.
STARUSZEK - KAROL
STARUSZEK (w pretensjach — trzę
sący sie, sta rczy głos): Czy, za pozwole- leniem. dobrze trafiłem ?
KAROL: Do usług! (przedstawia sie) Mam zaszczyt się przedstawić, kierownik psychotechniczny ,i fotokotnórkow o-ana- lityczny _ „Poradni Świadomej P raw d y “.
(podstawia mu fotel) R aczy pan spocząć, choć w ydaje mi się. że szanow ny pan nie jest wcale zm ęczony n aszym czw artym piętrem.
STARUSZEK (podbechtany — śmiech).
O, o, o!
KAROL: Jestem do usług szanownego p a n a !
STARUSZEK: Spraw a ma się tak... Za
kochałem się w bardzo uroczym dziecku 18-letnim. Blondyneczka. urocza (mlaska
41
ustami) mla-mla!...Ojciec jej był genera
łem carskim , m atka hrabiną kurlandzką...
Pracuje obecnie jako fortan cerka w jed
nym z lokali dancingowych... Twierdzi, że mnie kocha i Dopełni samobójstwo, jeśli ją opuszczę. Czy mogę jej wierzyć, że mnie kocha?... P an rozumie — w tym wieku...
KAROL (o żyw io ny — sztuczne zdum ie
nie): Jakto?.., Szanowny pan mówi o ja
kimś wieku?.-. Pan. którego nos+awa i tę
żyzna nrzynom inaią G arry Coopera w je
go nailcnszvm wieku — pan, z tvm profi
lem angielskiego południowca (obraca mu głowę i p rzy trzy m u je pod brodą) i z bły
skiem oczu rasowego. 100 procentowego m ężczyzny, ma jakieś w ątp liw ści?. . . (śm iech) C zy myśli pan, że rasow ą kobie
tę odstręczy ta pańska pikantna siwizna, lub dystynkcja ruchów właściw a tylko do
świadczonym panom z arystokracji?...
(podnosi go z fotela i obraca na w szystkie strony). Zapewniam pana. że może pan i powinien pan być kochany! Dla mnie nie ulega to najmniejszej w ątpliw ości! Czło
wiek ma tyle lat; na ile się czuje, a pan chy
ba to czuje, że się czuje tak. jak się czuje.
Co? (śmiech — klepie go po ramieniu).
STARUSZEK (uradow any): Och, dzię
kuję p a n u ! Nigdy panu tego nie zapomnę.
42
że utrwali! mnie pan w przekonaniu, które nigdy zresztą mnie nie opuszczało ! (zbiera sie do w yjścia)t Spieszę się do mojej uro
cze,] dziewczynki, bo za godzinę mam się z nią spotkać i kupić jej futro, które w y
braliśm y razem. Czy wolno wiedzieć jakie honorarium ?
KAROL: 50 złotych, szanow ny panie!
STARUSZEK: Ż przyjem no ścią! (wre-, cza pieniądze). P roszę i dziękuję jeszcze raz! Nie omieszkam pańskiej poradni po
lecić w -najszerszych kołach moich znajo
mych i przyjaciół...
• KAROL: Bardzo dziękuję i polecam s ię ! STARUSZEK: U szanow anie! Spieszę się, spieszę do mojej dziewczynki (nuci) T rala — la!
KAROL (odprowadza go do drzw i):
Sługa uniżony. Cześć!
STARUSZEK: Do miłego widzenia ł Adieu! (wychodzi)-
SCENA VIII.
KAROL — KAZIMIERZ)
KAROL (do Kazim ierza): W yłaź faitła- po zza paraw anu! S łyszałeś? W idziałeś?..
KAZIMIERZ: (w ychodzi zza parawanu, sm u tn y i zniechęcony): Słyszałem i wi
działem !
43 KAROL (wesoło). Tu masz pierw sze za
robione 50 złotych! (po chwili) C zy na
prawdę sądziłeś, że w yśw iadczysz lu
dziom przysługę, mówiąc im szczerą i bru
talną praw dę w oczy? (śmiech) Nie, mój k o chany! Jesteś w grubym błędzie! (sta nowczo) Od tej chwili pozwolisz, że ja obejmę kierownictwo twej idiotycznej P o radni Świadomej Praw dy... (dzw onek — do Kazia, popychając go w stronę parawa
nu). Za paraw an! Teraz ja mam głos!
KAZIO (opierając sie): Ależ...
KAROL (pchnąw szy go za parawan):
Już cię nie ma! (podbiega do drzw i i otwie ra je szeroko). Proszę, kto następny?
WYDAWNICTWO „ O D R O D Z E N I E "
(T. N alep a i S -ka)
K a t o w i c e — s k r y t k a p o c z t o w a 2 6 .
p o l e c a : N o w o ś ć
F r. B arańskiego
GRY I ZABAWY
P O K O J O W E I T O W A R Z Y S K I E
P odręcznik ten n iezb ęd ny dla każdej św ietlicy, k ażd ego tow arzystw a, a n a w et dla każdego domu, obejmuje ok oło 250 str, druku i opisuje szczeg ó ło w o o k oło 300 gier i zab aw dla k ażd ego w iek u , od n iem ow lę
ceg o aż do starości. C ena zł 250.—
Nr 26 — M. B ałucki. Dom o tw a rty , kom edia w 3 a k t. (12 m. 8 k.) — cena zł 70,—.
N r 31 — St. D obrzański: P odejrzana osoba, kom edia w 1 ak cie (4 m.
2 k .) — cena zł 40,—.
N r 32 — J . B liziński. C io tk a na w ydaniu, kom . w 1 akcie (2 m. 2 k.)
— cena zł. 40,—.
N r 34 — St. D obrzański. K ajcło, kom edia w 1 akc.' (3 m. 2 k.) cena zł 40,— .
N r 36 — A. W alew ski; Żywy nieboszczyk, kom edia w 1 akcie (3 m, 3 k .) cena zł 40,—.
Nr 55 — J . K. G regorow icz: W erbel domowy, obrazek ludow y ze śpię«
wem w 1 akcie, (z nut) (4 m. 2 k.) zł 55,—.
Nr 57 — W ł. K oziebrodzki: Stryj przyjechał, kom edia w 1 akc. (4 m.
2 k .) — cena zł 50.—
Nr 64 — St. D obrzański: W ujaszek, kom ed. w 1 akc. (9 m. 5 k.) — cena zł 45,—.
Nr 66 —i Popław ski i G olański: Pokój do w ynajęcia, krotocbw ila w 1 akcie (5 m. 3 k.) — cena zł 40,—.
Nr 75 — E . L abische: Jed en z nas musi silę ożenić, kom . w 1 akcie (2 ni. 2 k.) — cena zł 40,—.
Nr 83 — Sewer. Dla św iętej ziemi, sztuka ludow a w 4 a k t. (9 m. 7 k.)
— ceną zł 60,— .
N r 137 — H. Zbierzchow ski: Małżeństwo Loli, — 3 a k ty wesołej ko- m edii (8 m. 3 k .) — cena zł 70,—.
Nr 162 — I. M rozowicka: B abska p olityka, kom . ludow a w 3 oda!.
(8 m. 3 k .) — cena zł 50.—.
Nr 170 — W . R ao rt; Poseł czy kom iniarz, farsa w 1 akc. (6 m. 2 k.) — cena zł 40,—.
N r 172 — W. R aó rt. G eneralna próba, farsa w jednym akcie (6 m. 2 k .) — cena zł 40,—.
Nr 174 175 — W. Ra&rt: Nowe monologi (seria I i I I razem ) — cena zł 45,—.
N r 208 — J . Bieniasz: J a k K ow alicha diabła w y k iw ała, kom edia lu d . w 2 a \ t . ze śpiew. (6 m. 1 k.) — cena zł 40,—.
Nr 217 — J . B orys: Kom ornik swatem , kom edia lud. w 1 akc. ze śpiew. — cena zł 40,—.
Nr 224 — K. T urzański: Po kolędzie, insceniz. w idow isko lud. na Boże N arodzenie w 2 odsł. ze śpiewam i i m uzyką — cena zł 6 0 , - .
N r 225 — B. K. S tefań sk i: P anna rek ru tem , kom ed. w 3 a k t. (3 m. 8 k .) — cena zł 50,—
Nr 226 — B. K. S tefański: W ojskowa k u ra c ja , kom edia lu d . w 3 a k t, (4 m. 2 k.) — cena zł 50.—.
Nr 227 — J . Jarem M irski: Mundur swatem , kom edia ludow a w 3 ak t.
(4 m. 2 k .) — cena zł 50.
Nr 2 3 1 — W . R ao rt: „ ć w ie rć tuzina skeczów “ — cena zł 40,—.
Nr 237 — T. K ozłow ski: Zaloty na kw aterze, wodewil w 3 a k t. (8. m, 4 k.) — cena zł 65,—.
N r 239 — M. W itkow ska: Przebaczenie, u tw ó r sc. w 1 odsł. d la świetlic w iejskich. — cena zł 30,—.
N r 238 — M. W itkow ska: W rośli w ziem ię, sztu k a w 3 aktach na tle pow ojennych stosunków na Śląsku, — cena 35,—.
Rów nocześnie w znaw iam y naszą ulu b io n ą przez dzieci i wycho wawców.
BIBLIOTECZKĘ TEATRALNĄ DLA DZIECI I MŁODZIEŻY N o w o ś c i :
N r 88 — J . K ochanow ska: Dziś M ikołaj przyjdzie św ięty, jedń o -ak t.
okoliczn. ze śpiew i tańc. w 3 odsł. — cena zł 30,—.
N r 89 — N. Kozłowska: M ikołajowe D uszki, fan tazja sceniczna w 4 odsł. ze śpiew. — cena zł 40,—.
Nr 42 — I. M rozowicka: W esołą now inę b racia słuchajcie, jasełk a w 3 odsłonach dla dzieci i starszych — cena zł 40,—.
N r 47 — I. M rozowicka: Posłuchajcie, wesołe monologi dla młodzieży
— cena zł 25,—.
N r 58 — E. EułenfeldT: Święty M ikołaj, obrazek scen. w 8 odsł. (6 dz. 8 chł.) — cena zł 30,—.
N r 59 — H. Zbierzchow ski: Czarodziej, sztuczka w 1 akcie wierszem dla młodzieży (3 dz. 4 chł.) — cena zł 20,—.
N r 60 — St. D aszyńska. Im ieniny św. M ikołaja, fan tazja scen. w 8 odsł. ze śpiewami (3 dz. 6 chł.) — cena zł 35,—.
N r 64 — St. D aszyńska: H ejnał O drodzenia, utw ór scen. w 3 odsło
nach ze śpiew, na uroczystości narodow e (5 chł. 1 dz.) — cena zł 30,—.
N r 67 — St. D aszyńska: O pustoszała klasa, obrazek scen. w 1 odsł.
na ukończenie roku szk. — cena zł 30,—.
N r 68 — S t D aszyńska: Chcemy w łasny sztan d ar mleć, obrazek scen.
w 2 odsł. na obchody św iąt narodow ych — cena zł 80,—.
N r 69 — St. D aszyńska: Śpijże Jezu n iu w polskiej kolebeczce, ja se ł
k a polskie w 2 odsł. ze piew am i i m uzyką, dla dzieci i star szych — cena zł 40,—.
N r 71 — St. D aszyńska: Monolożki i dialożki — dla dzieci m niej
szych (8 monol iżków) — zł 25 —.
N r 72 — St. D aszyńska: Monolożki i dialożki d la dzieci starszych — cena zł 25,—.
N r 76 — St. D aszyńska: Szumi B ałtyk, obrazek scen. w 2 odsł. ze śpiewam i na święto morza — cena zł 30.—.
N r 77 — I. M rozowicka: W noc w ig ilijn ą, obrazek scen. w 1 odsł.
(1 m. 2 k . 2 chł. 1 dz.) — cena zł! 25,—.
N r 79 — St. D aszyńska: Strach ma w ielkie oczy, — wesoły obrazek lud. w 2 odsł. (3 chł. 3 dziew czynki) — cena zł 30,— . N r 80 — St. D aszyńska: Nowy zbiór dek lam acy j, recy tacy j i śpie
wów na obchody narodow e i okoliczn. — cena zł 50,—.
N r 82 — St. D aszyńska: Przędza Najśw. P an ien k i, obrazek scen. w 8 odsł. ze śpiew. — cena zł 30,—.
Dalsze w znowienia i nowości ta k w B ibliotece Teatrów A nm i ja k i Bibl. T eatr, dla Dz. | Młodz. w toku
i
» m k m
B ib lio te k a Ś ląsk a w Katowicach Id: 0030000707302
lu
I 67743
b ^ '§ w 'i 4-M.