• Nie Znaleziono Wyników

Koronacya. Kraków

W dokumencie Jadwiga i Jagiełło (Stron 138-200)

Obrzęd koronacyjny. Miasto i mieszczaństwo krakowskie. Urzętly miejskie. Cudzoziemczyzna. Wielka ludność. Dworki szlacheckie. Mieszczaństwo przeciw szlachcie i duchowień­ stwu. Młodzieńczość miasta. „Bogacze i Ubodzy.“ Rozliczność i obyczaje cechów. Stan kupiecki. Stosunki i drogi han­ dlowe. Trakt bałtycki. Miedź i sukna polskie. Trakt wschodni. Czerwiec. Trakt wrocławski. Hansa. Moneta. Weksle. Procenty. Szalbierstwo. Żydzi krakowscy. Za­ możność i wykwintność. Pożycie domowe mieszczan. Strój zbytkowy. Łakocie. Wygody. Rozrywki. Kuglarze. Za­ miłowanie w muzyce. Zabawy mężczyzn i kobiet. Wesela. Rękawka i Konik. Miłosierność i wojenność. Wędrowność mieszczan. Kopernikowie. Pierwsze czynności Jadwigi. Dokumenty. Fundacye. Nabożeństwo powszechne do M. Boskiej. Czasy łaski. Zabytki czci Bogarodzicy. Klasztor Paulinów na Jasnej górze. Rozsławienie się Częstochowy. Pielgrzymki jubileuszowe. Miejsca cudowne. Wizye. Po­

lityka.

O ile przyjazd Jadw igi długo odwlekał sig, o tyle spieszyły teraz dalsze jego następstwa. Zaledwie Jadw iga wypoczęła z podróży, przystąpiono do koronacyi. Nie było już żadnćj wątpliw ości co do miejsca tego obrzędu. Po upadku wielkopolszczyzny, zniknęła dla Gniezna wszelka nadzieja 'koronacyjnego, przed Krakowem pierwszeństwa. Koronowany w Krakowie k ról, nie potrzebow ał ju ż lękać się, aby ja k niegdyś Kazimierza W. tylko „krakow skim 14 nazwano go królem. Jakoż odraczając na późnićj sprawę zaślubienia Jadw igi, postanowiono przedwszystkićm ukoro­ nować ją w Krakowie, i podobnie ja k się stało z jćj sio strą w*Węgrzech, ukoronować j ą pod męzkim m ianem ,,króla*1 Polskiego.

Brakowało wprawdzie męzkiej ku temu korony Bole­ sławów, którą król Ludwik po koronacyi uwiózł z sobą, do W ęgier, a którśj naw et Jadw iga nie przywiozła do Polski, lecz gorąca chęć panów polskich uzupełniła wszelki niedo­ statek ceremonijny. Uznano dawną koronę żeńską, służącą do k o r o n o w a n ia małżonek królewskich, a przeto bez obawy pozostawioną niegdyś przez Ludwika w skarbcu krakow ­ skim, za cale dostateczną do ważności koronacyi króla pol­ skiego. Temci mnićj chciano czekać, aż niedawne uszczer­ bki państwa, osobliwie zaś opanowane przez Ziemowita zamki kujawskie, powrócą nazad koronie. Odbył słę te ­ raźniejszy obrzęd koronacyjny już w kilka dni po przybyciu młodej królowśj, jak się zdaje, w sam dzień św. Jadw igi, w niedzielę 15 października.

Zgrom adzili się dnia tego zrana w zamku krakow ­ skim wszyscy dostojnicy koronni, najprzedniejsi panowie świeccy i wszelkie obecne w Krakowie duchowieństwo. W niem ałćj jego liczbie odznaczał się przybyły z W ęgier przewodnik i doradzca Jadw igi, arcybiskup strygoński i le­ g at papiezki w Polsce, kardynał Dym itr, mający w swojem towarzystwie czanadzkiego biskupa Jana. Duchowieństwu polskiem u przodkowali: arcybiskup gnieźnieński B odzanta, i „m iły biskup“ krakowski, Jan Radlica

Po zmówieniu modlitwy wstępnćj i pokropieniu J a d ­ wigi wodą święconą, wyruszył dwór cały w uroczystym po­ chodzie ku poblizkiej katedrze. Przodem ciągnęli panowie i szlachta świecka, za nimi panowie duchowni: opaci z pa- starałam i w infułach, biskupi w szatach pontyfikalnych, arcybiskup polski z arcybiskupem -kardynałem węgierskim. Po nich postępowali dygnitarze koronni z insygniami w ła­ dzy królewskiój. Koronę niósł zwyczajnie kasztelan k ra ­ kowski, berło wojewoda krakowski, jab łk o i szczerbiec inni wojewodowie. Teraz wszystkie te klejnoty spoczywały w skarb* cu węgierskim, a przed Jadw igą chyba jakieś inne d z ie r­ żono znaki.

Tuż za temi godłam i, pod baldachimem złocistym, przez resztę panów i urzędników trzymanym, szła czterna­ stoletnia królowa w stroju koronacyjnym, w kapłańśkiej albie, tunice, dalm atyce, w sandałach złocistych, w kapie

czyli płaszczu królewskim, z rozpuszczonemi włosami. P rzy boku młodocianćj królowćj znajdowało się kilk a niewiast dostojnych, mianowicie jedna i druga z ksień i przeoryszek krakowskich. Towarzyszyły wreszcie orszakowi koronacyj­ nemu tłum y dworzan i szlachty z zapalonem i świćcami, a zamykało go liczne grono trębaczy i fletnisłów, przygry­ wających ochoczo pochodowi.

Za wnijściem do kościoła, gdzie w pośrodku na pod­ niesieniu ustawiony był tron królewski; złożono insygnia królewskie na ołtarzu. Królowa otoczona orszakiem dwor­ skim, pozostała u stopni tronu. Rozpoczęła się msza święta. P rzed odczytaniem ewanielii przystąpiła królowa do ołtarza. Arcybiskup zapytał ją, czy chce zachowywać wszystkie prawa, swobody i przywileje narodu? Odpowiedź królowćj: ,,Chcę ta k mi Boże dopomóż!" m iała wagę przysięgi. Poczćm uklękła Jadw iga, a arcybiskup w oleju św. um aczał palec wielki, aby namaścić krzyże i prawe ram ię królow ćj. Za­ stosowana do tego suknia koronacyjna odchyliła się z ła t­ wością dokoła ramion.

Skończywszy tę ceremonię, wziął arcybiskup koronę z ołtarza i włożył ją na skronie Jadw igi. Zagrzm iały wszystkie trąby i fletnie, wzniósł się stugłośny okrzyk na cześć nowćj królowćj. Po odczytaniu ewanielii odprowa- dzonono ją nazad do tronu, uścielonego z kosztownych złotogłowiów, gdzie Jadw iga usiadła. Aby ciężka, dużemi kamieniami wysadzona korona nie gniotła zbyt długo skroni dziewiczych, podnieśli ją dwaj dostojnicy koronni nieco w powietrze, i trzym ali ją ta k przez cały czas ponad głową.

Ja k podówczas w kościele katedralnym , tak dziś przed oczyma naszemi siedzi Jadw iga w okazałości królewskićj na rzeźbie wielkich pieczęci majestatycznych. Widzimy tam w bardzo m isternćj robocie, na tronie w kształcie gotycko rzeźbionego ołtarza, o dwóch szeroce rozw artych podwojach czyli niżach tejżesamćj struktury, młodocianą, wyniosłą po­ stać dziewiczą. Pod rozsłonionym płaszczem królewskim rysuje się sm ukła kibić w obcisłym, aż pod szyję zapiętym stroju. W ysoka korona na głowie osobliwszym uderza kształtem . Składa się ona naprzód z szerokićj, kamieniami wysadzonćj obrączki, z którćj wysokiemi łodygi wystrzelają

<lo koła lilie rozkwitłe. Pomiędzy każdą parą kwiatów tkwi niższy pręcik liliowy, zakończony pączkiem zamkniętym. Roztworzyste kielichy wyższych lilji unoszą się ponad niemi nadobnym wieńcem u góry.

Jestto może owo ,,liliami ozdobne'1 ubranie głowy, które sławna babka E lżbieta zapisała testam entem Jadw i­ dze. Z pod korony spływają dokoła według francuzkićj onego czasu mody, długie szerokie wstęgi. P raw a ręka trzym a wysokie berło, rozkw itające podobnież liliowym w górze kielichem, W niżach z prawa i z lewa stoją dwaj aniołowie. Obocza i podnóża tronu ozdobione są herbam i głównych ziem polskich. Wiszą takie wizerunki pieczęciowe u pergaminów na jedw abiu zielonym i czerwonym.

W dalszym ciągu mszy, przy offertorium, zstąpiła kró­ lowa z tronu, i w szczerozłotym naczyniu złożyła chlćb i wino w ofierze na ołtarzu. Za przykładem królowej każdy z panów ofiarował co łaska. Poczśm wróciwszy znowuż na tron, pozostała tam Jadw iga aż do kom unii kapłańskićj. W tedy u d ała się ona jeszcze raz do o łtarza, i uklęknąwszy w pokorze, przyjęła ciało i krew pańską. Byłto ostatni a k t ceremonii kościelnćj. W zakończenie ozwał się znowuż gwarny chór trą b i fletni. Przy ich ciągłym odgłosie wró­ cił cały orszak koronacyjny tym samym porządkiem w bramy zamkowe. Czekała tam wszystkich świetna w obecności królowćj uczta. Jadw iga zasiadła przy nićj na przygotowa­ nym u stołu tronie, Goście chwalili sobie w tak im razie nad wszystko „obfitość wina i ry b.“

Czem się obrzęd koronacyjny w Krakowie różnił od podobnych obrzędów zagranicznych, to chyba tćm , iż stan miejski żadnego nie miewał w nim udziału. Gdy za gra­ nicą sami królowie powoływali mieszczan do spółuczestni- ctwa w tym akcie, u Polaków tylko świeccy i duchowni panowie, jakby wyłącznie dla siebie koronowali króla no­ wego. Dopićro nazajutrz udaw ał się ukoronowany ju ż król w pośrodek m iasta na rynek, i tam przed ratuszem , tym stołecznym zamkiem mieszczaństwa, odbierał hołd i przy­ sięgę wierności miejskićj. M usiała tćż i Jadwiga dopełnić tego „starożytnego zwyczaju."

obje-chawszy główny plac m iasta, zasiadła młoda królowa na tronie przed ratuszem , gdzie uderzyli czołem przed n ią burm istrz, dwudziestu czterej rajcowie czyli konsule, apo­ stolskie grono, jedynastu sędziów-ławników z dwunastym wójtem na czele, i wszystka wreszcie pospólność m iejska, wiedziona przez swoich ,,starszych,'1 których bywało do czterdziestu. Pierw szą oznaką łaski otrzymywali m ieszcza­ nie zwykle potwierdzenie dawnych przywilejów i praw. Jadwidze zaś nastręczała ta scena hołdu pićrwszy widok właściwego w nętrza stolicy, tak odmićnnym od reszty Pol­ ski napełnionego życiem, tak różnego od nićj swoim gwa­ rem , strojem i obyczajem. Aby je poznać, opuścimy na j a ­ kiś czas naszą królowę, powracającą z swoim szlacheckim i kapłańskim dworem na zamek, i pozostawszy wpośród tłum u miejskiego, obejrzym się po ówczesnym Krakowie w ściślejszćm jego znaczeuiu, tj. w obrębie murów głównego m iasta.

Naprzód wpadają nam w oczy budynki. W tćj mie­ rze Kraków za dni Jadwigi nie różni się zbytecznie od K rakowa czasów późniejszych. Na tym samym rynku wzno­ szą się teżsam e gmachy, wszystkim z większych m iast m ag­ deburskich właściwe. Byłto ratusz z izbą sądową, ze sk arb ­ cem przywilejów i aktów miejskich, z podziemiem to rtu r praw a magdeburskiego. Obok ratusza ogromne sukiennice, dwojakiego pierw otnie przeznaczenia. W swojćj dolnćj we- wnętrznćj części były one miejscem postrzygania i sprze­ daży najpowszedniejszego z ówczesnych towarów sukna, w górnćj, tak zwanym sm atruzem czyli bazarem kupieckim , dokoła zaś gmachu zewnątrz, zbiorem kramów „bogatych11 i ubogich.‘‘ Pod kram am i „bogatem i“ rozumiano kram y kupieckie, pod „ubogiem i11 rzemieślnicze; kupiectwo bowiem zwało się z urzędu stanem „bogatym ,“ rzemieślnicy zaś mieli nazwę ,,ubogich.11 Opodal od sukiennic, około sta ro ­ żytnego kościoła św. W ojciecha, stoi również wielki budy­ nek—waga, źródło bardzo znacznego dochodu dla m iasta. W edług dawnych bowiem praw i zwyczajów, musiały wszyst­ kie przez Kraków przechodzące towary, wystawione być wprzódy w sukiennicach na „składzie" miejskim, a nim to

stać się mogło, szedł każdy tow ar za dość znaczną opłatą, na wagę miejską.

Dalćj za kościołkiem św. W ojciecha piętrzy się w spa­ niały kościół parafialny Panny Maryi, z przyboczną kaplicą św. B arbary, jeszcze nieukończoną. Głównemi osobliwoś­ ciami nowój budowy kościelnśj — wieżyca niebotyczna, cu­ dnie malowane okna i żelazne u wnijścia kuny, tj. przykute na łańcuchu do ścian obręcze, w których dawnym m agde­ burskim zwyczajem wystawiano na obelgę publiczną wy- stępców i występczynie pomniejsze, ja k np. opilców, kłótni- ków itp. W szeregu otaczających rynek kamienic, znacho- dzimy niejeden z budynków po dziś dzień istniejących, jak np. sławną kam ienicę Wierzynków i dom pod B aranam i, znanemi jeszcze z czasów Kazimierza W. Podobnież znane s ą już wtedy wszystkie prawie ulice z rynku na poblizkie przedm ieścia, ja k np. grodzka, żydowska, szwecka, floryań- ską, m ikołajska, sienna, bracka czyli Bosacka itd.

Temi ulicami wychodzi się w przyległe części m iasta czyli jego cztery tie rtle czyli kw artały; tj. grodzki ku zam ­ kowi z południa, garncarski na zachód ku ulicom żydow­ skiej i szweckićj, rzeźniczy ku północy w pobliżu ulicy flo- ryańskićj, sławkowski dalój na północ i ku wschodowi. Różne miejscowości tych firtlów m ają odrębne nazwy, jak np. Okol, czyli południowy zak ąt m iasta pod zamkiem, brzmiący ustawicznym łoskotem osiadłśj tu zgrai kotlarzy, i Grunda, przyległa mniejszemu zamkowi czyli Grodkowi. Najokazalszemi zaś gmachami, jakie oprócz tegoż zamku mniejszego wznoszą się w najludniejszej części m iasta mię­ dzy wielkim zamkiem a rynkiem , są dwa starożytne, rywa­ lizujące z sobą klasztory, franciszkański, czyli ja k go wów­ czas zwano „bosacki,*1 leżący bliżej zam ku wielkiego, po lewej stronie ulicy grodzkiej, i klasztor dominikański, zwany wówczas klasztorem „P aw łó w /1 zajmujący szeroką prze­ strzeń z przeciwka ku Gródkowi.

Zresztą okrom wielu kościołów we wszystkich stro ­ nach miasta, nie brak onych osobliwie w tój niewielkiej, najludniejszśj dzielnicy, między owemi dwoma klasztoram i a zamkiem. Stoją tu kościoły św. Piotra, Marcina, Idziego,

tuż pod zamkiem; św. M ichała i Jerzego n a zamku, a sta ro ­ żytny pomiędzy niemi kościół św. Jędrzeja, grubćj waro- wnćj budowy, i często przeto dawniejszemi czasy za tw ier­ dzę używany, sam za trzeci w razie potrzeby uchodził za­ mek. W ogólności już za czasów K azim ierza W. liczono w Krakowie przeszło 24 kościołów. Przy każdym znajdowała się w iększa lub m niejsza szkoła. Z niektórem i łączyły się szpitale. Obok szkół i szpitalów dymiły się również użyte­ czne a ta k ulubione podówczas łaźnie, których niekiedy po kilk a naraz przyznaw ali królowie w darze mieszczanom.

Każdy z tych duchownych, szkolnych, dobroczynnych i sanitarnych zakładów miejskich służył pospolicie osobnćj klasie ludności. Inną ulicę do m ieszkania, bram ę do strze ^ żenią, naw et świątynię lub pewny odrębny ołtarz w świą­ tyni do nabożeństw a, miało każde pojedyńcze rzem iosło. Ten zasadniczy średnich wieków obyczaj odosobnienia ludzi nadaw ał każdćj stronie m iasta pew ną odmienną barwę. To przyczyniało się do malowniczości ogółu m iasta, a już w wy­ dawanych przez K azim ierza W. rozporządzeniach, „aby place m iejskie nie oszpecały się budynkam i niep o rząd n em i/1 przebijała potrzeba ozdobności zewnętrznćj.

Mimo tego nie widać jeszcze śladów oświecenia ulic z wieczora, a nader niedostateczny bruk nie zarad zał obfi­ tości błota, na k tó rą jeszcze w dwieście la t później u ty ­ skiwali w Krakowie goście z sfer południowych. Teraz jeśli miano użytek zrobić z kam ienia, wolało mieszczaństwo użyć go do powiększenia murów około m iasta. Od la t wielu pracowano ciągle nad niemi. P rzy k ład ał się do tego Leszek Czarny, król Wacław, Kazimierz W. Ztem wszystkiem dale­ ko jeszcze było do zupełnego obmurowania stolicy, wyma­ gającego znacznych kosztów, którem i mieszczanie pragnęli podzielić się kiedyś z skarbem królewskim .

Co do osiedlonćj w tych m urach ludności, ta wyró­ żniała się od innych wielkich m iast m agdeburskich osobli­ wie swoją nierów nie m niejszą samowładnością. Podczas gdy pierw otne stolice m agdeburskie pod swoimi w ó j t a m i tj. sędziami, w rzeczy zaś dziedzicznymi naczelnikam i obywa­ telstw a i prawie zupełnym i panam i m iasta, nieograniczonćj w ew nątrz używały niezawisłości; w Krakowie szczególnym

zbiegiem wypadków, mianowicie skutkiem stanowczego w dziejach krakowskich buntu wójta A lb erta , sprężysty urząd wójciński z przydanem sobie gronem ławników u tra ­ cił swoje pierwszeństwo na korzyść podrzędnego dotych­ czas urzędu r a d z i e c k i e g o , a ten przez oddanie coro­ cznego wyboru rajców w ręce wojewodów królewskich uległ z całem miastem wpływowi najwyźszćj władzy krajowćj Ponieważ bowiem wszystkie główne zwierzchności m iejskie,' jakoto, urząd burm istrzów czyli przełożonych najwyższej rady m iejskićj, wybieranych zpomiędzy n o w y c h rajców i urząd ławników czyli sędziów miejskich, obsadzany zw y­ czajnie członkami d a w n ć j rady, wypływały z k o ła kon­ su latu miejskiego, przeto uczyniwszy wybór konsulów zale­ żnym od woli wrojewodów krajowych, ogarnęła w ładza k ró ­ lewska wszystkie sprężyny tak potężnego podówczas w całej E uropie życia miejskiego. Wójtowstwo, zaszczycone godnością przewodniczenia trybunałow i ławników i zawsze jeszcze dziedziczne, postradało wszelkiej politycznćj przewagi. R epu­ b lik ań sk a organizacya wielkich ówczesnych m iast i p o łą ­ czona z nią nadzieja ta k bujnego wzrostu K rakow a jak tego spodziewać się kazały m agdeburska samowładność i teutoński monopolizm wszystkich polsko-niem ieckich m iast onćj daty, poniosła uszczerbek nienagrodzony. Ów zamek „m niejszy,w k tó ry niegdyś u Mikołajskićj bram y zagroził m iastu, staw ał się od ro k u do roku mnićj potrzebnym , i gasł też rzeczywiście coraz więcćj w pam ięci ludzkićj.

W powszechnem od la t kilkudziesięciu rozbudzeniu się narodowości krajowćj zniknęło ju r n i e b e z p i e c z e ń s t w o tych przyczyn, k tóre wywołały grozę zamku mniejszego; nie zniknął ato li ciągle jeszcze obecny, tylko już nieszko­ dliwy ieh w i d o k . Owszem był on jeszcze n ader ja s k r a ­ wym i przedstaw ia nam Kraków ówczesny w cale orygi­ nalnych rysach. Są tem i przyczynami: teraźn iejsza c u d z o - z i e m c z y z n a K rakow a i nieproporcyonalna w i e l k o ś ć m iast średniowiecznych.

O cudzoziemczym charakterze Krakowa przekonywa najpobieżniejszy rz u t oka na jego właściwą ludność m iej­ ską. Składa się ona z samych praw ie teutońskich nazwisk,

mówi prawie wyłącznie po niem iecku, słucha niemieckiego u Panny Maryi kazania, układ a w tym języku wszystkie zabytki pisemne, np. a k ta sądowe, w szelkie zapiski m iej­ skie itp., żyje wreszcie obyczajem m ieszczan niem ieckich.

N ie zawsze atoli było tak w dotychczasowym K rako­ wie. Liczy się to dopiero od n o w ć j fundacyi Krakowa po zburzeniu m iasta i wyludnieniu k ra ju przez T atar. D awniejszy Kraków, K raków pierwszych czasów p ia sto ­ wskich, m iał wcale odm ienną postać. T e n był całkowicie słow iańskim , polskim. Mimo swoje drewniane po największćj części budynki posiadał on znaczną ludność, zwyczajne urzędy miejskie, radę takzw auych „к o n s u 1 ó w“ miej­ skich, o wiele wcześniejszych od późniejszego konsu latu magdeburskiego. W ted y stosownie do staropolskiego zwy­ czaju szeroko rozpostartych siedzib zadziwiał Kraków roz­ ległością swych granic m iejskich, liczbą swoich placów targowych, zielenią swoich pomiędzy teiniż placam i, budyn­ kami i dworami kwitnących sadów i ogrodów szerokich. Z tego też czasu pochodzą liczne jeszcze w mieście za dni Jadw igi dwory i posiadłości szlacheckie. Mieszkańcy tych dworów, dostojnicy owych urzędów konsularnych, mówią tylko po polsku. W głównym podówczas kościele miejskim, u św. Trójcy, a po oddaniu św. Trójcy zakonowi Domini­ kańskiem u u P. M aryi, odpraw iają księża nabożeństwo w języku polskim. Techniczne wyrazy starożytnego górnic­ tw a w blizkiej W ieliczce, przytłum ione późnićj narostem term inologii niem ieckićj, brzm ią pierw otnie po polsku. Kraków nie wie co niemczyzna.

Wszakże od zupełnej zagłady m iasta przez T atar, od wyplenionćj przez nich jużto jasyrem już mieczem ludno­ ści okolicznćj, od rozbieżenia się reszty mieszkańców po różnych stronach św iata, wszystko inny przybrało widok. P o w t ó r n a fundacya K rakow a przez B olesława W stydli­

wego o parła się głównie na nowo przybyłych osadnikach niemieckich. Ci przedw szystkiem z niemiecka ścieśniają obręb m iasta, kupią się teutońskim obyczajem w około rynku, wprowadzają język i zwyczaje teutońskie. W ratuszu, w sm atruzie, po kram ach, w głównym kościele u P. Maryi,

wszędzie słyszysz sądy, ta rg i i kazania niemieckie. Polski język brzmi chyba w dawnych dworach szlacheckich lub na odleglejszych, pozamiejskich targ ach zbożowych.

Skutkiem koniecznśj mieszaniny obudwóch języków przechodziły z języka polskiego w język niemiecki tytuły panujących dostojeństw krajowych, wyrazy przywiązania do polskiśj m atki, nazwy przyjętych od ludności polskićj r o ­ dzajów uczt dorywczych — z języka niemieckiego w polski przedwszystkiem m iana stro ju i gmachów m iejskich. W ten sposób Polacy przyswoili sobie sm atruzy, cekauzy, ra/i/uchy,

obercuchy niemieckie, Niemcy zaś m aw iali vieine liebe ma- tken, herr krakischer podsendek, kein snadeyn, żadne śnia­

danie. Przew ażał jed n ak wpływ obczyzny, a gdy jeszcze w kilkadziesiąt la t po Jadw idze zap y tał ktoś za granicą, jakiem też właściwie m iastem , polskiem -li czy niemieckiem je st Kraków, dochodziła go od w ieloletniego wychowanka stolicy nadw iślańskićj odpowiedź następująca: „Mogę cię upewnić, że lubo w Krakowie mówią po polsku i po nie­ miecku, Niemcy przecież górują. K aznodzieje niemieccy miewają kazania w głównym parafialnym kościele, kazno­ dzieje polscy w przybocznćj kaplicy i na cm entarzu. Toż­ samo dzieje się w Koszycach i w Budzie w W ęgrzech14... Za czasów przyjścia Jadw igi działo się to w sposób jeszcze bardzićj rażący. Nie dziw więc, że najwyższa władza k ra ­ jowa nie m ogła dozwolić m iastu zupełnśj sam owładności. D ruga tego przyczyna, wielkość, ludność i wewnętrzna potęga m iasta, była wszystkim ówczesnym krajom właściwą. Średnie wieki jako pora m łodszćj, nieudoskonalonój orga- nizacyi społecznćj, przedstaw iają osobliwsze widowisko n aj­ wszechstronniejszych przeciwieństw i sprzeczności pozor­ nych. Sąto czasy ciemnoty a pojedyńcze szkoły uczone m ają daleko większą liczbę uczniów niż dziś. Sąto czasy ubóstwa, a odzież ludzka świeci powszechnie trudnym do uwierzenia przepychem, wystawiającym na widok całe mienie właści- cielów. W podobnym też stosunku im rzadszą, im niejedno- stajniejszą bywała ludność siół, kraju w ogóle, tem tłum niej- szy mieszkaniec cisnął się w miejsca niektóre, w m iasta stołeczne.

sig późnićj, miewały komuny ówczesne większą niż dzisiaj ludność. Tożsamo wiemy ze wspomnień i zabytków miejsco­ wych o wielu dawniejszych m iastach polskich, jak np. o Sę- domierzu, Bydgoszczy, Kruszwicy, itd. Tożsamo należy r o ­ zumieć o Krakowie. Ścieśniony obręb jego nowćj fundacyi

W dokumencie Jadwiga i Jagiełło (Stron 138-200)

Powiązane dokumenty