• Nie Znaleziono Wyników

Jadwiga i Jagiełło

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jadwiga i Jagiełło"

Copied!
372
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)
(8)
(9)

D Z I E Ł A

KAEOLA SZAJNOCHY.

JA D W IG A I JAGIEŁŁO,

ТОМ VI.

WARSZAWA,

N A K Ł A D E M I D R U K IE M JÓ ZEFA UNGRA. Nowolipki Nr. 2406 (3). 1877

.

(10)

6 0 0 0 8

Дозволено Цензурою.

(11)

J A D W I G A I J A G I E Ł Ł O .

( Dalszy ciąg).

(12)
(13)

Ucieszeni tą wiadomością Polacy przyjęli i stwierdzili jednomyślnie uchwałę zjazdu radomskiego, odstępując tłu ­ mnie Zygmunta, którem u zarzucone w Radom sku uchybie­ nia, mianowicie nadanie probostwa zwierzynieckiego Cze­ chowi, zupełnie odstręczyły harde serca Krakowian. Z woli szlachty zebranej rozesłano po całem państwie rozkazy, aby ani Kraków, ani którekolw iek z m iast i zamków pol­ skich, nie ważyły się wpuścić w swoje bram y Zygmunta. Pozostała mu tylko wierność arcybiskupa Bodzanty i s ta ­ rosty Dom arata. W końcu i ci przekonali się o niepodo­ bieństwie utrzym ania się Luksem burczyka, i zapragnęli po­ łączyć się z bracią szlachecką. S tarosta D om arat ofiarował naw et justyfikacyą z przypisywanych mu win. Atoli z wy- ciężka szlachta nie chciała przyjąć pierwej uspraw iedli­ wienia D om arata, aż póki on stosownie do dawnego żą­ dania Wielkopolan nie złoży starostw a generalnego. Z tćm um yślił D om arat ociągnąć się jeszcze do czasu; przeco prze­ dłużyła się waśń. Młody zaś Zygm unt od kilku miesięcy ta k pewny tronu polskiego, m usiał chcąc niechcąc zdecydować się do odwrotu.

W raz z rozjeżdżającymi się z wiślickiego zjazdu p a ­ nami ud ał się Luksemburczyk ku krakowskiej stolicy. Chciał on tam przed ostatecznem złożeniem broni spróbować, czy zniemczałe mieszczaństwo nie wpuści go do m iasta. „O dra­ dził to “ mieszczanom kasztelan krakowski, stary Dobiesław z Kurożwęk. Nie pozostało mu tedy nic innego ja k ustąpić z królestwa. Aby się tćm prędzćj pozbyć n a trę ta , podjęła się szlachta dostarczyć mu bezpłatnie wszelkich potrzeb po­ dróży. Zaczćm przebywszy W isłę, publicznym podejmowany

(14)

DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

groszem , ruszył Zygmunt zwolna na Niepołomice, B ochnię i Sądcz, w smutną, drogę do W ęgier. Pierw sza jego wy­ cieczka w świat historyczny, pierwsze wystąpienie na scenie dziejów, nieszczęsny wzięło koniec. Najmilsze, bo najwcze­ śniejsze z m arzeń, młodzieńcze marzenie korony polskiej, przyniosło mu. gorycz niespodziewanego zawodu, okryło go niesławą. Pięć różnych koron zajaśniało później na zesta- rzałśj skroni Zygm unta, lecz wszelki ich blask nie zdołał przyćmić bolesnego wspomnienia młodzieńczej niefortuuno- ści w Polsce. Przez całe życie ciągnął późniejszego k ró la i cesarza jak iś dziwny urok na wschód, ku stronie polskiej, tak często przezeń w złych i przyjaznych zwidzanej chwi­ lach. A toli ciągnął go tam na próżno. Bo dokonane teraz przez W ielkopolan wyparcie Zygm unta z Polski było po­ czątkiem ważniejszych zdarzeń, które wciskającemu się i try ­ umfującemu z nim teutonizmowi zagrodziły do czasu wszelką drogę postępu. Dzięki temuż oporowi wielkopolskiemu, r u ­ nęły z nadziejam i młodego Luksem burczyka oraz i całego teutonizm u nadzieje. S ta ra W ielkopolska, stara wielkopol- szczyzna rozradowały się dawno niedoznaną, radością.

Zanosiło się owszem na coraz większą w jej w yobra­ żeniu pomyślność. Znaleźli się bowiem gorliwcy, którzy nie­ zadowoleni odsunięciem Zygm unta, silili się koniecznie do­ pełnić dzieła, wzniesieniem na tron polski książęcia narodo­ wego, potomka dawnych piastów, Semka Mazowieckiego. Na czele tego zwłaszcza w W ielkopolsce szćroko rozgałę­ zionego sti’onnictwa, w ystąpił znany nam już z kilku okoli­ czności B artosz z W iszem burga czyli W ajsborga lub też W ięcborga. A ponieważ teraźniejszy jego udział w wypad­ kach coraz przeważniejszego na ich obrót nabiera wpływu, przeto zawiążemy tu bliższą z tym Nałęczem znajomość.

Był to pan możny, zaszczycony względami i przyjaźnią królów i książąt. Rodzinne jego gniazdo miasteczko Wi- szemburg czyli W ajsborg lub W ięcborg leżało w północnćj W ielkopolsce na pograniczu brandenburskiem , zwanem po­ spolicie K rainą, a mieszczącem w sobie starodawne włości Nałęczów, ja k np. Czarnków, Człopę, W ałcz i inne. Pocho­ dziła zaś rodzina Wiszemburgów pierw otnie (według wszel­ kiego prawdopodobieństwa) ze Szlązka, od bardzo zacnego

(15)

protoplasty. Na 150 la t przed czasami naszćj powieści słu ­ żył u dw om sławnego książęcia szlązkiego H enryka B roda­ cza niejaki P eregryn z W iszemburga. Mimo niemieckiego nazwiska posiadłości, od której się mianował a k tó ra nic nie dowodzi, byłto prawdopodobnie krajowiec szlązki, tj. za

czasów H enryka Brodacza — Polak. Podczas pam iętnego zjazdu między Leszkiem Białym, Henrykiem Brodatym i Świętopełkiem Pomorskim w Gąsawie r, 1227, targ n ą ł się ten ostatni na życie obu poprzednich. Leszek zginął, a H en­ ryka zasłonił własną piersią Peregryn, dając gardło za pa­ na. W wynagrodzenie tego obdarzył ocalony książę potom ­ ków Peregrynowych licznemi włośćmi; z książęty zaś szląz- kimi, mianowicie z Głogowczykiem Henrykiem , który p rz e­ ciw Łokietkowi dzierżył przez niejaki czas W ielkopolskę, a u którego W iszem burgi w wielkiem byli zachowaniu, przeszła rodzina Peregrynow a do Wielkopolski.

Ojciec naszego B artosza, także Peregryn, któ re-to imię pow tarzało się gęsto w rodzinie, p isał się według zwyczaju czasu od innej posiadłości „z C hotela“ albo Chotelski. Syn jego B artosz otrzym ał od Kazimierza W. w r. 1369 d aro ­ w izną miasteczko Koźminek z wsiami Osuchów, Chodupki, Nakwasin i Złotniki. Zapewne tenże sam król n ad ał mu także m iasto i zamek Koźmin, k tóry w r. 1358 odjęty zo­ s ta ł przez Kazimierza W. głośnemu wichrzycielowi Maćko­ wi Borkowicowi, a poźniój przeszedł w ręce B artosza. N a­ stępca Kazimierzów Ludwik obdarzył B artosza na wstawie­ nie się W ładysław a książęcia Opolskiego starostw em odo- lanowskiśm. Zwyczajem ówczesnym służyły Bartoszowi te wszystkie posiadłości za tyle różnych nazwisk. W doku­ mencie Kazimierzowćj darowizny Koźminka używa on sta ­ rodawnej nazwy r o do woj „de W iszem burg“ ; później czytamy go Bartoszem z Koźminka albo Koźmińskim, z Odolanowa albo Odolanowskim, a niekiedy od innćj posiadłości Złoty dawano mu jeszcze miano „de Z łota“ . W onych zaś c z a ­ sach, kiedy przy nieustalonym jeszcze trybie pewnych n a­ zwisk rodowych wyraz „im ię“ znaczył zarazem nazwisko i posiadłość, tak pomyślna obfitość i bałam utność nazwisk świadczyły najdowodnićj o znacznćj w rócnych stronach fortunie.

(16)

Pom nażał ją B artosz jeszcze posiadaniem niektórych dóbr w starodawnej ojczyznie W iszemburgów na Szlązku i zyskownym urzędem w Polsce, tj. starostw em ziemi k u ­ jawskiej. Zwyczajnym zapewne trybem wszystkich urzędni­ ków tamtoczesnych, wyposażanych dochodami z op łat są­ dowych, miejskich i cłowych, było mu to starostw o w pierw ­ szych latach panow ania króla Ludwika wypuszczone d z i e r ­ ż a w ą za 800 grzywien rocznej opłaty. Z ta k znam ienitą fortuną łączył B artosz wypróbowaną w wielu okolicznościach szlachetność i ogładę umysłu. Bogate dary Kazimierzowe nie padły zapewne niegodnemu. W ciągu trzyletniego dzier­ żenia starostw a kujaw skiego okazał się B artosz mężnym obrońcą kraju, gorliwym przestrzegaczem spokoju i bezpie­ czeństwa, srogim prześladowcą łupieżców i złodziei. Wszcze- gólności zasłużył on się domowi królewskiemu przytłum ie­ niem awanturniczego buntu książęcia W ładysław a Białego. P rzy czem wszystkiem celow ał jeszcze możny pan na W ięcborgu, Koźminie, Koźminku i Odolanowie rycerskim na zagraniczną stopę polorem i bardzo żywym sentym entem honoru. W czasie wojny W ładysława Białego popadł p e­ wien m łynarz i bardzo biegły budowniczy machin wojen­ nych imieniem Hanko w niewolę rokoszującego książęcia, k tó ry pod słowem uczciwości pozwolił wrócić mu do domu, z obowiązkiem staw ienia się na każde zawołanie. Gdy wojna nanowo rozgorzała, doszedł H anka rzeczywiście list W ładysławów z napomnieniem staw ienia się. Nie wiedząc czy m a dotrzym ać słowa, u d ał się m łynarz do swejego s ta ­ rosty B artosza z W iszem burga, wojującego właśnie z ksią- żęciem W ładysławem, z prośbą o wsparcie go radą w cięż- kiem zwątpieniu. Pozyskanie budowniczćj pomocy H anka było dla W ładysław a nieocenioną korzyścią, a każda korzyść książęcia była klęską B artosza Mimoto nie ulega Bartosz pokusie utwierdzenia H anka w widocznśj chętce niedotrzy­ m ania słowa, lecz oświadcza mu zimno, iż sam powinien wiedzieć co czynić. Hanko wrócił w niewolę, gdzie książę W ładysław Biały za posądzenie o zdradę spalić go kazał.

Л gdy książę nakoniec zmuszony został do zupełnego poddania się Bartoszowi w zamku Złotoryi, i tem jedynie osło­ dzić sobie chciał niefortunność wojenną, iż swojego zwycięzcę

(17)

B artosza wyzwał n a zwyczajny w takim razie pojedynek rycerski, skory do zadośćuczynienia każdemu honorowemu wezwaniu B artosz, staje do walki z W ładysławem i w nad ­

datek zw y c ięz tw a gruchoce mu prawe ramię. Również ho­ norowe stosunki wiązały B artosza późnićj z niektórem i książęty zagranicznym i jak np. z W. m istrzem krzyżackim

Konradem W allenrodem , utrzym ującym w następnych cza- siech przyjazną, z B artoszem korespondencyę.

Atoli im większej zamożności i powagi używ ał możny W ielkopolanin, tem baczniśj czuwał dwór podejrzliw y nad wszystkiem i jego spraw am i. I owoż zdało się rodzinie kró- lewskićj, że postępki Bartoszow e nieprzyjaznym tch n ą du­ chem. Skutkiem tego zaczął dwór prześladować B artosza Odjęto niebezpiecznemu Nałęczowi starostw o Kujaw, ponie­ waż jego następca, m ałopolski G rzym alita P ietrasz Mało- cha, większy dworowi czynsz ofiarował. Obrażony tem B artosz wywarł swój gnićw na głównym w Polsce spólniku dworu, N adirspanie W ładysławie Opolczyku, księciu W ie­ luńskim , srodze odtąd najazdam i Bartoszow em i utrapionym . T a zaczepka wojenna rozdrażniła przeciw niem u tem wię­ cej um ysł królewski. Około tychże czasów zdarzył się p o ­ wód do coraz nieprzyjaźniejszych zatargów z dworem. B ądźto śród onój zbrojnój zwady z Opolczykiem bądź przy jakiejś innej okoliczności, popadło odrazu 59 rycerzy fran - cuzkich, w drodze na dwór krzyżacki w niewolę pana B a r­ tosza. Nie było innego sposobu uwolnienia się z niśj ja k wypłacić B artoszow i żądany okup w kwocie 27,000 złotych Pożyczył im tę sum ę W . m istrz pruski W inryk z Knipro- de, poczem F rancuzi wyszli na wolność.

Sądząc się je d n a k przeciw prawom rycerskim pojm a­ nymi od W iszem burga, udali się uwolnieni do k ró la L u ­ dwika z żałobą na B artosza i prośbą o dopomożenie im do odzyskania pieniędzy. K ról Ludwik nie p ra g n ął niczego więcej ja k upokorzyć B artosza, do czego właśnie n astrę­ czała się teraz sposobność. U jął się więc krzywdy F ran cu­ zów, i rozkazał hardem u W ięcborgowi zwrócić im 18,000 złotych. Gdy B artosz nie chciał dobrowolnie uczynić za­ dość, n astąp iła exekucya oręża. Z rozkazu królew skiego podjęli wszyscy starostow ie w r. 1381 powszechną prze­

(18)

ciwko Bartoszowi wyprawę, mającą pozbawić go trzym a­ nych przezeń zamków. Skończyło się jednak n a spustosze­ niu .pobliskich włości duchownych i na rozejmie między stronam i, mocą którego odłożono całą sprawę do wyroku czterech sędziów kom prom isarskich.

W skutek tej umowy wróciły wprawdzie niektóre wło­ ści starostw a Odolanowskiego w posiadanie królewskie, atoli główne grody Koźmin, Koźminek, Odolanów i inne widzimy nadal w ręku B artosza. Z tąd, gdy król Ludwik w roku następnym w ypraw iał przed swoją śm iercią m łode­ go m argrabię po koronę do Polski, pićrwszem Zygm unta dziełem miało być stanowcze rozzbrojenie możnego wroga, któ ry zwłaszcza w czasie bezkrólewia mógł stać się nie­ bezpiecznym. Zdobyto na nim podówczas Koźmin, Nabie- życe, Koźminek. A toli nadniesiona przy oblężeniu Odola­ nowa wiadomość o śm ierci króla Ludwika, zm usiła Zygm unta i jego trzech doradzców do stara n ia się o hołd W ielko­ polski w Poznaniu. Zaw arto więc znowuż tylko chwilowy z B artoszem rozejm, po którym później trw alsza za w yro­ kiem polubownym nastąp ić m iała ugoda. Tymczasem o k o ­ liczności inaczej sprawę zakierowały. Zygmunt poszwanko- w ał w W ielkiej i M ałśj Polsce a B artosz rozjątrzony p rze­ ciwko całemu domowi królewskiemu, obawiając się ciągłego odeń prześladow ania, um yślił doprowadzić wypadki do ostateczności, to je s t obalić zupełnie następstw o królewien andegaweńskich, i wbrew uchwałom radom skiej i wiślickiej, podnieść oręż w obronie P ia sta , obwołać Sem ka królem .

W tym celu udał sie zuchwały Nałęcz po wojsko i pieniądze n a Mazowsze do księcia Ziemowita. Ten ją ł się oczewiście z ochotą przedsięwzięcia. W n iedo statk u pie­ niędzy stała zawsze w pogotowiu dla przyjaciół i nieprzy­ jaciół, dla Zygm unta i Ziemowita, lichw iarska pomoc Krzy­ żaków. W przeciągu niewielu dni pomiędzy zjazdami w Eadom sku a W iślicy, podpisał P ia st mazowiecki w krzy­ żackim zamku S trasburg, polskiej Brodnicy, dokum ent ze- znania, jako on, książę Semko, w dowód szczególnój przy­ jaźni dla zakonu, daje mu w zastaw za 7,000 złp. gród W iznę z całym okręgiem . Z częścią tych pieniędzy i uzbie­ ranym naprędce tłum em wojennym ruszył B artosz w poło­

(19)

wie m iesiąca grudnia do W ielkopolski. Zamierzone przezeu ubieżenie królewskiego zamku w Kaliszu nie powiodło się wprawdzie. Za toż wziął B artosz kilka pomniejszych zam ­ ków, jak np. utracony świeżo Koźminek, Chocz, P arsk, i skłonił kilku ziemian do połączenia się z Ziemowitem. To było dostatecznem do podźwignięcia w całej W ielko- polsce stronnictw a mazowieckiego, stronnictw a P iasta.

Jednocześnie z tem pojawieniem się nowćj p a rty i wy­ stąpili stronnicy konfederacyi radomskićj ze zbrojnem upo­ mnieniem Grzymały D om arata, aby ustąpił z generalnego starostw a, tj. z połączonych z niem siedmiu grodów k ró ­ lewskich. N astępnie wydali konfederaci radomscy odezwę do całej szlachty w ielkopolskiej, aby żaden z ziem ian pod u tr a tą gardła i czci nie uznawał D om arata staro stą, nie przyjm ował jego pozwów sądowych, nie sk ład ał mu danin i win. Zresztą trw ali konfederaci w zaprzysiężonej k ró le ­ wnom w Radomsku i W iślicy wierności.

Uporczywy D om arat nie usłuchał wyroku konfedera­ cyi. P ragnąc ciągle widzieć Zygm unta na tronie polskim a rozjątrzony przeciw szlachcie z powodu nieprzyjęcia ofia­ rowanego przezeń w W iślicy usprawiedliwienia, postanowił on utrzym ać się orężem przy wielkorządztwie. Owszem co­ raz dalćj poza granice właściwego Grzym alitom um iarko­ wania sięgając, zaprosił D om arat całemu narodowi w ielko­ polskiemu, iż do poruczonych swojej pieczy zamków kró­ lewskich sprowadzi niemieckie z Zygmuntowćj m archii brandenburskiej posiłki. Te zaś wespół z zaciągnionem przezeń niemieckićm i kaszubskićm żołdactwem zrządzą swojemi napadam i na dwory ziemiańskie, rabowaniem i pa­

leniem włości szlacheckich, ta k w ielką szkodę całemu Krajowi wielkopolskiemu, że dwa wieki następne nie będą jej mogły naprawić.

W ten sposób zabrzm iała W ielkopolska naraz poszczę- kiem trzech różnych stronnictw zbrojnych. S tan ęli naprze­ ciw siebie M a z o w s z a n i e pod sztandarem P ia sta Semka, k o n f e d e r a c i z hasłem królewny zamieszkałćj w Polsce tj. tylko pozornie Maryi w gruncie zaś innćj, i G r z y m a - 1 i с i wierni m argrabi Zygmuntowi. Ale ponieważ ci o sta ­

(20)

tni jako najmniej narodowym przejęci duchem jaw nie na cudzoziemskiej polegali pomocy, przeto nastąpiło niezna­ cznie połączenie się przeciwko nim obudwóch stronnictw poprzednich, narodowych. Zaniechawszy nazwę Mazowszan i konfederatów , nazwały się obie sprzym ierzone strony po­ wszechnie „p a rty ą ziemiańską.11 albo w przeciwieństwie nazwy Grzymalitów, Nałęczami. Co przecież nie zatarło zupełnie różnicy zdań, dzielącej w istocie sprzymierzeńców. Jedni z nich tj. konfederaci radomscy, ludzie możniejsi a tem sa- mem bliżsi możnowładztwu małopolskiemu, popierali spólnie z M ałopolanami sprawę królew ien. Drudzy Mazowszanie, ludzie w ogólności ubożsi, tłum szlachty drobnćj, stali przy Ziemowicie, który zresztą przez poślubienie królew ny po­ jednać mógł obadwa sprzeczne zdania. I na tęż pojedna­ wczą stronę P iastow ą przychyliła się z wyjątkiem kilku najgorliwszych stronników dworu, jaw nie lub skrcie cała nareszcie W ielkopolska.

Znaleźli się tedy Grzymalici zagrożeni zjednoczonemi siłam i konfederatów radom skich i Mazowszan. Nie mogąc im podołać, osadził D om arat swoje grody starościńskie na­ leżytą załogą i pospieszył do sąsiednich k ra in niemieckich, po żołdactwo zaciężne. Tymczasem sprzym ierzeńcy rozpo­ częli kroki nieprzyjacielskie. N aczelnik stronnictw a konfe- derackiego, wojewoda poznański W incenty z Kępy, połączył się z naczelnikiem stronnictw a mazowieckiego, Bartoszem. N aturalnym planem ich wojny z D om aratem było opano­ wanie jego siedm iu grodów starościńskich, głównćj podsta­ wy potęgi wielkorządczój, tj. Poznania, Gniezna, Kalisza, P yzdr, Konina, Kościana i Kcyni. O zamek kaliski kusił się ju ż napróżno pan B artosz z W iszem burga. Szczęśliwiej powiodło mu się w Pyzdrach. Postąpiw szy z wojewodą W in­

centym w połowie stycznia roku 1383 pod tenże drugi gród G rzym alitów , zmusili sprzymierzeńcy mieszczaństwo po czterech dniach oblężenia do otw arcia bram m iejskich; za- czem po trzech dalszych dniach poddał się i zamek z całą załogą. Pospieszyli więc zdobywcy co prędzej ponowić za­ mach na Kalisz. Jednocześnie zaś przygotowano sobie bliz- kie opanowanie trzeciego zamku, Poznania. P osłużył ku

(21)

tem u ważny w onycli czasach wypadek, tj. pisemny sojusz szlachty z mieszczaństwem, w szczególności ziem ian oble­ gających Pyzdry z mieszczany poznańskim i.

W idząc całą prawie szlachtę ziem ską pod bronią prze­ ciw Domaratowi, um yślili mieszczanie poznańscy nie u zn a­ wać go podobnież za wielkorządzcę, i wysłali z tem oświad­ czeniem posłów do obozu ziem iańskiego pod Pyzdram i. W dzięczna za to szlachta d ała nawzajem dnia 18 stycznia r. 1383 pisemne mieszczanom upewnienie, że niem a innych zamiarów, ja k tylko takie, k tó re również trafiają w myśl m ieszczaństwa. A toli ten a k t dyplomatyczny podobnież jak i poprzedni ak t konfederacyi w Radom ska nie zdaje się szczćrym zupełnie. Ja k wprzódy przez wzgląd na Małopo­ lan, ta k obecnie przez wzgląd na mieszczaństwo, jeszcze bezwarunkowiej obstające za przyrzeczonem nieboszczykowi królowi uznaniem córki Maryi, nieskończenie przychylniej­ sze rodzinie andegaweńskiej niż P iastom , nie godziło się zrywać otw arcie z M aryą. Owszem oświadczano się ciągle i oświadczono się teraz w akcie sojuszu z m ieszczanam i, z niezmienną wiernością dla starszej królew ny Maryi. Byle królew na zam ieszkała na zawsze w Polsce i — ja k ak t n i­ niejszy wyraźnóm dodaje orzeczeniem —„byle korona polska i korona węgierska nie należały odtąd do siebie11.

Ale ponieważ królew na Marya zaraz po śm ierci ojca, tj. od blizko 5 miesięcy, była ukorowaną już w W ęgrzech, i ponieważ trudno było przypuścić, iżby ona dla P olski zrzec się chciała świetniejszej korony W ęgier, albo naw et w razie gotowości do tego k ro k u m ogła uzyskać przyzwo­ lenie narodu węgierskiego, więc wszelkie oświadczenia w ier­ ności dla Maryi, jakkolw iek głośne i długo pow tarzane, okazują się tylko pozorne. Dość, że mieszczaństwo poprze­ stało na nich, i przyrzekło nie wspierać pod tym w arun­ kiem D om arata, lecz trzymać wiernie z ziem iaństwem . Co wywzajemniając mieszczanom, zobowiązują się podpisani na tymże dokum encie ziemianie, po większśj części ciżsami, co na' dokumencie konfederacyi radomskiój, z dodatkiem Ja n a sędziego poznańskiego i B artosza z W ięcborga „cześnika" z kilku innymi, względem „panów rajców i wszystkiej spo­ łeczności m iasta Poznania, stać przy nich ciałem, mieniem

(22)

i dostatkam i, pracując nad utrzm aniem ich praw , jakoby swoich własnych, i nie opuszczając ich w żadnym term inie niebezpiecznym, ta k iż ani ziemianie bez przyzwolenia mie­ szczan ani mieszczanie nie będą poczynać niczego bez zgody szlachty.11 W zmocnieni ta k ą spółką mieszczanie „zmusili Doma­ ra ta prośbam i i naleganiem do wyjścia z m iasta P oznania1', gdzie mu tylko zamek pozostał. Za przykładem mieszczan po­ znańskich poszli także kaliscy. I w mieście K aliszu oświad­ czyli się m ieszkańcy z gotowością do przyjaźnego przyjęcia szlachty, a tylko zamek kaliski pozostał wierny rozkazom Domaratowym. W ypadło tedy sprzymierzonym „ziem ianom 11 opanować teraz przedwszystkiem grody w Poznaniu i K a­ liszu.

I owóż wyruszyli obecnie zpod zdobytych już Pyzdr, z j e d n e j strony wojewoda poznański Wincenty wraz z B a r­ toszem z W ięcborga do otw artego m iasta K alisza pod gród kaliski, z d r u g i e j , kasztelan nakielski, Sędziwój Świdwa, żarliwy Nałęcz, w mniej licznćj sile, bo tylko z pięćdziesię­ ciu kopiam i rycerskiem i pod gród poznański. N astąpiło uporczywe oblężenie obudwóch zamków, połączone z pusto­ szeniem przyległych włości, zwłaszcza nieprzyjacielskich i duchownych. Zarazem z powodu rozgałęzienia się prze­ ciwnych stronnictw po wszelkich zakątkach k raju , rozpo­ s ta rła się wojna domowa po całej przestrzeni wielkopolskiej. Pod pozorem wojny dopuszczano się wielokrotnie gwałtów prywatnych, prostych rozbojów gościńcowych. W całćj Wielkopolsce wzmagało się coraz gwarniejsze zamieszanie.

W ciągu tego zebrał już D om arat w poblizkich Niem­ czech zapowiedziane saskie i brandenburskie żołdactw'o, i ciągnął z niern od północy ku Poznaniowi. Mając pewność że szczupła siła sprzymierzonych, oblegających zamek po­

znański, nie będzie mu śm iała zajść drogę, a główna siła sprzymierzeńców, oblegająca Kalisz, nazbyt jest oddaloną, zatrzym ał się D om arat z Niemcami w chęci łupieży nad W artą, w okolicach W ronek i Szamotuł, gdzie niezm ierną ilość wiosek szlacheckich, osobliwie Nałęczów a w szczegól­ ności kasztelana nakielskiego Świdwy, do szczętu splondro- wano i w perzynę obrócono. Dla pomszczenia się krzywdy wyprawił Swidwa potajemnie gońca pod Kalisz po swojego

(23)

spółherbow nika B artosza z W ięcborga, wzywając go clo nie­ spodzianego zamachu na D om arata. Ochoczy do tego B a r­ tosz wziął z sobą Andrzeja kasztelana szremskiego, i w so­ botę przed drugą niedzielą postu przybył w 300 kopij ci­ chaczem do Poznania. Jeszcze tegoż samego wieczora wy­ ruszono spólnemi siłam i naprzeciw Grzymalitom.

Obozował D om arat z swojem żołdactwem niem ieckiem bezpiecznie o mil kilka, w pobliżu Nałęczowych Szam otuł. Około północy dano mu znać, że jakieś wojsko ciągnie nań od Poznania. Lecz D om arat nie wiedząc o nadejściu B a r­ tosza i kasztelana Andrzeja zpod Kalisza, nie chciał żadną m iarą uwierzyć, aby sam Świdwa śm iał go zaczepić. W y­ poczywające zaś nocą rycerstwo niemieckie nie miało wcale ochoty przerywać sobie napróżno wczasu. Bo m yliłby się srodze, ktoby wojennych ludzi onego wieku wyobrażał so­ bie nader hartow nym i wrogami wygód. Owe żelazne zbro­ je średnich wieków nie są bynajmniej żelaznego ducha za­ bytkiem. Owszem, otulano się niemi tak szczelnie, ponieważ chciano tem staran n iśj ubezpieczyć ciało od wszelkich szwanków. Ażeby zaś to żelazne otulisko nie gniotło n a­ zbyt dotkliwie, wdziewano je na grubo wymateracowany strój spodni. Ztąd zdają się te zbroje odzieżą olbrzymów, a one znaczną część swego ogromu winne są tylko w ato­ wanym podkładom.

Jakoż najlepszym dowodem, że nie duch-to rycerski wymyślał i mnożył te olbrzym ie zbroje żelazne, je s t histo- rya stopniowego onych upowszechniania się. Wiadomo wszystkim starożytnikom , iż w łaśnie dopiero z upadkiem rycerstwa, z oziębnięciem ducha rycerskiego, weszła w uży­ wanie całkowita garderoba żelazna. Kiedy rycerskość w istocie kw itnęła u narodów chrześciańskich, od X II do ХІУ wieku, nie znano bynajmniej' tych ciężkich pancerzów i rynsztunków, które dziś budzą nasz podziw a które wów­ czas zastępował strój wcale lekszy, tylko gdzieniegdzie że­ lazem obwarowany. Dopiero pod koniec XIV wieku i pó­ źniej, gdy zamiłowanie w bojach dla samćj uciechy b oju— „byle się tylko b ić !“ ja k ów biskup wojenny mawiał — z a ­ częło przygasać w piersiach stateczniejącćj ludzkości, gdy d la dodania blasku turniejom a ducha oziębłym już sercom

(24)

rycerstwa, weszły w modę wytworne rynsztunki popisowe— dopićro wtedy okuł się rycerz od stóp do głowy w żelazo, najeżył się owemi kolcami i kolczugami, stał się onym brzęczącćm, pióropuszowem, żelaznolicśm dziwem, z jakiem dzisiejsza oswoiła się wyobraźnia.

Zresztą i w czasach surowszego jeszcze rycerstwa, i na owe miękkie, jedwabne, kłakowe albo inne podściółki żela­ znego harnasza, przyoblekano zbroję tylko w razie konie­ cznej potrzeby. Zwyczajnie jechały pancerze i szyszaki osobno za rycerstwem na wozach. Dopićro spodziewając się napadu nieprzyjaciela, ubierało się wojsko w ciężki rynsztunek. Ale i wtedy jeszcze nie przyciągano ostatecznie rzem ieni, którem i przypinała się każda część zbroi. Z wolno przywieszonemi na ciele pancerzem i płatam i, z przyłbicą w ręku, siedząc wygodnie na ziemi, oczekiwało piesze ry ­ cerstw o okazania się nieprzyjaciela w przedchwili bitwy. Gdy nadciągnęły zastępy nieprzyjacielskie, przycieśniał każ­ dy coprędzej zbroję, przypinał hełm, ; i staw ał w swojej żelaznej rynsztunkowej twierdzy do boju. Każde niespo­ dziane najście zastaw ało nieprzyjaciela wygodnie rozzbrojo- nego.

W takim właśnie stanie znachodziło się Dom aratowe wojsko niemieckie. Nie dając wiary pogłoskom o N ałę­ czach, nie chciał żaden z knechtów zbroić się niepotrze­ bnie. D om arat poprzestał n a wyprawieniu szpiegów po okolicy. W tem o świcie nadbiega z nimi wieść, że Świdwa w istocie wpada ze swoimi na obóz. Nuż zbroić się coprę- dzćj! Zaledwie połowa wojska zdołała przywdziać żelazo, gdy Nałęcze w targnęli już w okopy. Musiano na pół w z b ro i,n a p ó ł bez zbroi zetrzeć się z wrogiem. U derzając na siebie według zwyczaju z właściwem każdćj stronie hasłem wojennćm, czyli według ówczesnego wyrazu „powołaniem14, wzniosły obadwa wojska osobliwszem w dziejach zdarzeniem ten sam okrzyk wojenny. Tak bowiem stronnicy Zygmunta Grzymalici, gło­ sząc jego prawo do Polski przez poślubioną mu Maryę, jako też Nałęcze, ukrywając swego Ziemowita za tąż sam ą cór­ k ą Ludwika, natarli na siebie z okrzykiem „Marya! Marya!“ Nie długie było starcie. Zaraz po pierwszćm uderzeniu Nałęczów podali Niemcy tył. N astała przy dłuższa praca

(25)

pogoni. Podczas gdy B artosz ze swojemi pochodem u tru - dzonemi rotam i, stosownie do wojennego onych czasów zwy­

czaju, rozłożył się jako zwycięzca na polu bitwy, Swidwa rozpędził się wściekle za rozbitkami. Ścigano ich wzdłuż W arty ze dwie mile, aż poza Wronki. W ynagrodziło się to Nałęczom mnogiemi jeńcam i i łupami. Ci zaś z niedobit­ ków niemieckich, którzy unikając pogoni Świdwowćj, roz­ pierzchli się po uboczach, popadli w ręce okolicznćj szlachty Nałęczów. Chwytano ich wszędy po polach, i zsadzonych z koni, rozebranych z żelaznćj zbroi, mającćj wielką podów­ czas wartość, puszczano wszystkich pieszo do domu. N agrom a­ dzone w ten sposób zbroje niemieckie leżały w dużych na polu kupach, jakby jakie „wzgórki żelazne." Świdwa m iał zadość zemsty. Znużony pogonią um yślił powrócić nazad na plac zwycięztwa. Chciano tam połączyć się znowu z B ar­ toszem. Jakież atoli było zdziwienie Świdwy, gdy po cało- dziennćj pogoni wracając wieczorem ku pobojowisku poran­ nemu, zamiast hufców B artosza spostrzegł zdaleka zwycięz- kim i panami placu zwyciężonych o świcie Grzymalitów.

Byłto w samćj rzeczy D om arat z głównym stronnikiem swoim W ierzbietą ze Smogulca, który szczególnym trafem przybył mu w’ najgorętszćj potrzebie w pomoc. W ierzbięta na czele stu kopij rycerskich i do pięciuset pieszego żołnie­ rza nocował przeszłćj nocy w pobliżu W ronek, niewiedząc nic o gotującym się zam achu Nąłęczów na D om arata. Sko­ ro jednak dowiedział się w dzień o bitwie, pośpieszył na­ tychm iast ku miejscu walki. Przybywszy już po bitwie, za­ stał on tam samegoż wypoczywającego po zwycięztwie B ar­ tosza, równie nieprzysposobionego teraz do nowćj bitwy, ja k był rano Domarat. To nieprzygotowanie zmusiło Nałęcza do odwrotu, z pozostawieniem wszystkich łupów i jeńców Grzymalickich, przygarnionych teraz przez wybawców nie­ spodziewanych. Po usadowieniu się Grzymality W ierzbięty na odzyskanćm pobojowisku, zaczęli ściągać się zewsząd niedobitki Domaratowe. Nawet sam pojmany i ju ż z ry n­ sztunku wyzuty D om arat, połączył się szczęśliwie z panem W ierzbiętą. S tanęła znowu dość znaczna siła Grzymalitów na placu! Z nią postanowił W ierzbięta oczekiwać zcicha spodziewanego powrotu Świdwy. Atoli wczesne dostrzeże­

(26)

nie zmiennej kolei wojny ocaliło Nałęczów od zasadzki. Nie dotarłszy aż do pobojowiska, sclironił się Świdwa ze swy­ mi do Ostroroga, poblizkiej twierdzy santockiego kasztela­ na Grocholi herbu Nałęcz. Zwycięzcy zaś Grzymalici zajęli w dank wygranej sąsiednie miasteczko Oborniki, ztąd po całćj okolicy między Poznaniem, Bukiem, W ronkami a rz e­ ką W a rtą rozpuszczono zagony spustoszenia.

Tak dziwne zwroty fortuny wojennej, przeistaczając klęskę w zwycięzstwo a zwycięztwo w przegraną, niewiodły wojny do celu. Cierpiał od niej więcej kraj niż nieprzyja­ ciel, zwłaszcza gdy powszechna zamieszka ośmielała coraz bardzićj do użycia broni w swarach prywatnych, do podnie­ sienia jśj nieraz zbójecko przeciw bezbronnym. Obok u ta r­ czek i stronnictw publicznych zdarzały się mnogie gw ałty pokątne, rozboje gościńcowe. Kończyły się one czasem ró ­ wnie nieprzewidzianym sposobem jak zwycięztwo Nałęczów pod W ronkam i. Rycerscy łotrzykowie z Łabiszyna i P ak o ­ ści, napadłszy i zrabowawszy liczną drużynę kupców z bo- gatem i różnych stron tow aram i, wkrótce przy nowym po­ siłku i oporze nietylko łupów pozbyli, ale jeszcze ze s tra tą wielu ubitych koni i ludzi srom otnie pierzchać musieli.

Innych łotrzyków spędził z pola widok nadciągających ku pomocy kmieci Woźnickich. W ogólności kmiecie ów­ cześni b ra li żywy udział w ruchach wojennych. Jak zwykle ta k i teraz, stali oni po stronie ziemian, przeciw Grzymali- tom i cudzoziemcom. W niedawnój rozprawie pod W ron­ kam i zginęło wiele pospólstwa z pod proporców Nałęczów. Nieco późnićj Grzymalici z zamków Kęblowa i Zbąszyna najechali leżącą w pośrodku okolicę Grodziska i kilka po- blizkich wiosek złupili. Na tę wiadomość rzuciła się cała kmieca ludność Grodziska i siół przyległych w przykazaną statu tam i „pogoń łupieżców11. Odebrano im wszelką zdo­ bycz, i wzięto nieco jeńca. Co tak dalece zapaliło odwagę kmieci, iż postanowiwszy wytępić do szczętu Grzymalitów, nie chcieli poprzestać na tćj w ygranśj, lecz zaciekli się w cale daleką pogoń. W tedy przyciśniony gwałtownie nie­ przyjaciel posłał czemprędzój do onych dwóch zamków po większą siłę, k tó ra w rzeczy rychło nadbiegła. Teraz sa- miż prześladowcy ujrzeli się w niebezpieczeństwie. Wzmo­

(27)

cnieni Grzymalici natarli tak mściwie na pospólstwo, że przeszło 160 kmieci legło trupem w ucieczce, a jeszcze większa liczba odniosła rany śm iertelne i w niewolę po­ padła.

W ten sposób pomimo powszechną, nienawiść W ielko­ polan ku stronnikom Zygmunta, zdołali przecież Grzymalici przy pomocy zagranicznej, przy wsparciu poddanćj Zygm un­ towi szlachty m argrabstw a brandenburskiego, dotrzymać placu Nałęczom. Niepodobna jednak było przypuszczać, iż­ by ztąd wyniknąć m iał w końcu tryum f Zygmunta. Sprze­ ciwił mu się osobliwie dalszy skutek niechęci wielkopol- skiśj, objawiający się na dworze królewskim w Węgrzech.

Widząc opór W ielkopolski przeciw Zygmuntowi, nie mając myśli osadzać poślubioną mu Maryę ze stra tą k o ro ­ ny węgierskiej na tronie polskim, będąc wreszcie oddawna nieprzychylną swoim zięciom niemieckim, przyjęła m atka- królowa wcale obojętnie nowinę o przymusowem ustąpieniu Zygm unta z Polski. Żaden też krok królowćj nie okazał chęci podtrzym ania jego sprawy upadającćj. Na wspomnia­ nym pobieżnie zjeździe wiślickim, odbytym wkrótce po k o n ­ federacyi radomskićj, nie nadm ieniła królowa ani słowem o pokrzywdzonych prawach i nadziejach Zygmunta, a zażą­ dała od Polaków jedynie dla swoich córek wierności. W y­ raźna niegdyś gotowość narodu do dania pierwszeństwa starszej królewnie Maryi przed młodszą siostrą Jadw igą p o ­ zostaw iała wówczas zaślubionemu z Maryą Zygmuntowi zawsze jeszcze jakąś nadzieję tronu polskiego. Tymczasem w Radomsku i W iślicy postawili Polacy jako główny wa­ runek swojej wierności, iżby przyszła królowa Polska stale mieszkała w Polsce, owszem aby według onego między szlachtą a mieszczaństwem poznańskiem zawartego układu, nigdy odtąd Węgry i Polska nie były pod jednem złączone berłem.

W takim składzie rzeczy cała nadzieja Zygmunta wi­ siała jeszcze na odpowiedzi, ja k ą m atka-królowa dać m iała owemu warunkowi i żądaniu Polaków. Gdyby królowa E l­ żbieta chciała stawić im opór, zamyślając utrzym ać dalszą jedność i unię koron węgierskiej i polskićj, mógłby był

(28)

gmuut jako poślubieniec młodćj królowćj węgierskiój Maryi pocieszać się jeszcze nadzieją tro n u polskiego. Atoli k ró ­ lowa E lżbieta bynajm nićj nie opierała się. Owszem, gdy w sk n ttk zjazdu wiślickiego przybyło do W ęgier poselstwo polskie, oznajm iając królowej zapadłą na obudwócb zjazdach uchwałę, pomimo woli Polaków przeciwną Maryi, królowa E lżbieta odpow iedziała n a to przychylnie. W yprawione od niój zostało węgierskie do panów polskich poselstwo, zło­ żone z Mikołaja bisk u p a wespryńskiego i kilku panów wę­ gierskich, a mające upoważnienie rozwiązać Polaków z wszel­ kich zobowiązań względem królewny Maryi, przenosząc ta ­ kowe na jćj młodszą sio strę J a d w i g ę .

Posłow ie węgierscy zastali w Polsce trzeci z kolei zjazd narodowy, odbyty przez szczuplejsze grono panów możniejszych, pod sam koniec lutego w wielkopolskiem m ie­ ście Sieradzu. Wpuszczony tam do radnego koła biskup węgierski Mikołaj oświadczył panom polskim, iż królowa Elżbieta zwalnia ich od wszelkich przysiąg i obietnic kró­ lewnie Maryi, i według służącego jćj od czasu umowy ko- szyckićj praw a przeznacza w miejsce Maryi następczynią po ojcu w Polsce—młodszą córkę Jadw igę. Przyrzeczono na­ wet ze strony m atki przysłać j ą w krótkim czasie na koro- nacyą do Krakowa. Żądała królowa E lżbieta jedynie tego, aby panowie polscy ze względu na młode la tk a dw unasto­ le tn ią Jadw igi zobowiązali się przysięgą i dokumentem, odesłać swoją młodocianą królowę natychm iast po korona- cyi na trzyletnie jeszcze wychowanie nazad do W ęgier.

Panowie po długich naradach z e z w o l i l i . Odstąpie­ nie zaś samśj rodziny królewskiej od chęci narzucenia P o­ lakom Maryi sprawiły, że i owo mieszczaństwo polskie, k tóre niedawno tak skrupulatnie obstawało przy Maryi, i zapewne tylko pozornem wywieszeniem tegoż samego sztan­ daru przez szlachtę dało utrzym ać się wr spółce i sojuszu z ziemiaństwem, opuściło teraz zaniechaną przez dwór sp ra­ wę królowćj Maryi. Panowie mieszczanie jęli się wraz z ziemiaństwem sprawy młodszćj królewny Jadwigi. Tylko najzawziętsi Grzymalici bronili jeszcze ciągle pretensyj Zy- gmuntowych, i przedłużali wojnę. W ątlała ona przecież

(29)

coraz bardzićj na silach, i raczćj w czysto prywatną,, ro ­ dową zamieniła się walkę.

Byłto ostatni tryum f W ielkopolan. Oparłszy się szczę­ śliwie Zygmuntowi, zdołali oni nietylko zbyć się młodego B randenburczyka, lecz mimo wszelkie przeciwności oparli się nowemu połączeniu Polski i W ęgier, wykluczyli jeszcze i Maryę. D opiśro to w ielkopolskie usunięcie Zygm unta i Maryi wyprowadziło narodowi na widok młodszą królewnę Jadwigę. Bez W ielkopolan, bez ich oparcia się Zygm un­ towi, bez ich podniesienia broni przeciwko G rzym alitom , nie m iałaby Polska Jadw igi. Bez Jadwigi, bez Jagiełły i Litwy — cała historya P olski odmienną b ra ła drogę i postać.

Odtąd wszystkie usiłowania W ielkopolan wytężyły się ku uzupełnieniu swojego dzieła przez podniesienie na tron polski z J a d w i g ą l u b b e z J a d w i g i mazowieckiego P ia ­ sta, książęcia Semka. Atoli opatrzność przestaje zwyczaj­ nie na połowie ludzkich zamysłów. Odwróciła ona tćż swo­ je oko od tego dalszego ciągu zamysłów wielkopolskich. N atom iast odsłonił się narodowi widok innej nowej postaci. Jednocześnie z wiadomością o przeniesieniu korony polskiśj na skroń Jadw igi, ro zległ się odgłos o napadzie książęcia litewskiego J a g i e ł ł y na Mazowsze.

Słyszeliśmy daw nićj, że podczas ostatniej wojny m ię­ dzy K iejstutem a sprzymierzonym z Krzyżakam i Jag iełłą mazowiecki zięć Kiejstutów książę Janusz opanował P o d la­ sie z zamkami Drohiczynem, M ielnikiem, Surażem i Ka­ mieńcem. Ukończywszy śm iertelną walkę z K iejstutem , postanowił Jagiełło odzyskać niedaw ną stratę. P o d jął tedy obecnie (r. 1383) wyprawę na Mazowsze i dopiął swego celu. Drohiczyn, Mielnik, Suraż, Kamieniec, zostały napo- w rót zdobyte przez Litwinów.

W teraźniejszym stanie spraw polskich m iała ta Ma­ zowszu zadana klęska szczególniejsze znaczenie. O ile W ielkopolanie sprzyjali Piastowi Ziemowitowi, o tyle Ma­ łopolan znamy przeciwnikami dawnego porządku rzeczy, dawnej wielkopolszczyzny, a tem samem i starodawnśj dyna- styi, K andydat wielkopolski, mazowiecki P iast Semko, nie prze­ mawiał bynajmniej do ich serca. Z tego powodu, z powodu

(30)

przychylności W ielkopolan dla Ziemowita a niechęci M ało­ polan ku niemu, zachodził między całem Mazowszem a t e ­ raźniejszą Małopolską pewien nieprzyjazny stosunek. Ztąd każdy w tej chwili przeciw Mazowszu przez kogokolwiek podjęty zamach wprowadzał każdego nieprzyjaciela i najeź­ dźcę Mazowszan w stosunek przyjaźni z Małopolską. Takie też właśnie przychylne porozumienie zaczęło teraz, ja k się zdaje, łączyć Małopolan z wrogiem Mazowszu książęciem

Litwy, z Jagiełłą.

Możemy naw et dostrzedz widocznego śladu przyjaznych w tej porze styczności między L itw ą a M ałopolską. W j e ­ dnym z poprzednich napadów na ziemie m ałopolskie, m ia­ nowicie na święty skarbiec tych ziem tj. na benedyktyńską św iątynię na Lysćj górze, prawdopodobnie w r. 1370 u p ro ­ wadzili Litw ini oprócz drużyny jeńców szlacheckich n ad ­ zwyczajnie drogocenną relikwię, kaw ał drzewa z krzyża pańskiego czyli tak zwany „krzyż lacki“ . W krótce po tej łupieży nawiedził Litw ę pom orek na bydło i ludzi. Zapy­ tano kapłana pogańskiego o sposób odwrócenia tśj klęski. Ten miał odpowiedzieć Jagielle, iż przyczyną nieszczęścia jest uwiezienie krzyża lackiego. Należy go tedy ja k naj- prędzćj odesłać Lachom. W edług innych podań wyszła ta odpowiedź od uprowadzonej podówczas bran ki polskiej, cór­ ki rodu Habdanków, niewolnicy pewnego Litw ina imieniem Dowojno. Byłto może tensam kapłan czyli wróżek litewski, który nauczony pierwotnie przez swoją brankę, dał był ową odpowiedź W. księciu.

Na wszelki wypadek usłuch ał rady książę Jagiełło. Postanowiono zwrócić Małopolanom świętość cudowną. Od­ wiózł ją na dawne miejsce ów zabrany zpod Łysogóry s t a ­ ry szlachcic Korobala, teraz przez książęcia Jagiełłę wol nością udarowany. W róciła z nim i owa również teraz ułaskaw iona niewolnica z rodu Habdanków, a za piękną Laszką udał się tam że i dawny pan jej Dowojno, rozm iło­ wany w swój niewolnicy. Korobala złożył cudotworezy

krzyż lackiu napowrót w klasztorze Świętokrzyskim. Z mi­ łości ku swojej brance przyjął Dowojno chrzest święty, i połączywszy się z nią małżeństwem, został założycielem nowego rodu i herbu „D ębno“ , nazwanego tak od wziętćj

(31)

za żoną wsi pod G órą, a mającego istotnie w czerwonem

polu biały „krzyż lacki“ z wsuniętem mu pod prawe ram ię

znamionkiem żony H abdank. Małopolska przypomniała so­

bie czasy dawnćj przyjaźni z Litwą, umocowanćj zaślubi­

nami Kazimierza W. z Gedyminówną Aldoną — czasy po­

myślności dla Małćj Polski.

W tak przychylnem usposobieniu nie mogłoby zadzi­ wiać, gdyby już wówczas zabłysnęła była M ałopolsce myśl związku z Litwą przez związek swojej królewny z księciem Litewskim. Nieobliczone dla Małopolski, dla całego kraju, dla wszystkiego chrześcijaństw a korzyści uśmiechały się z takiego zjednoczenia. Aby jednak podobna myśl nie po­ została widziadłem, potrzeba było naprzód zapewnić sobie tę młodzieńczą królewnę. P otrzeba było przedewszystkiem ochronić ją od spółzawodnictwa księcia mazowieckiego i jego spodziewanych zabiegów o jćj rękę. Owóż jak dotąd W iel­ kopolska swoim oporem przeciwko Zygmuntowi i Maryi po- niewolnie utorow ała drogę na tron Jadwidze, tak obecnie wypadło Małopolsce stanąć czynnie u naczelnego steru wy­ padków, i w swoich świetnych zamysłach litew skich jąć się gorliwie dzieła uchylenia Ziemowita a utrzym ania Jadw igi— dla wcale nowego oblubieńca.

(32)

G ł ó w n e h e r b y i r o dy. Toporczykowie: Tęczyńscy i Pileccy. Leliwici. Melsztyńscy i Tarnowscy. RozejmwStar- czynowie. Zjazd Sieradzki. Arcybiskup Bodzanta. Mazo­ wieckie sympatye duchowieństwa i szlachty. W y b ó r J a ­ d w i g i . Zamysły Ziemowita. Rozchwianie małżeństwa Ja­ dwigi z Wilhelmem. Nowy układ o Jadwigę w Koszy­ cach. Przyznanie Polakom wolności wyboru męża. Ziemowit w Kujawach i w Sieradzu. O d n o w i e n i e w o j n y . Arcy­ biskup w kłopotach. Wkroczenie Węgrów. Próżny termin na Ś. Marcin. Poselstwo do Węgier. Przytrzymanie zakła­ dników w Węgrzech. Z n ie c h ę c e n i e s i ę M a ł o p o l a n . Odprawa Zygmunta. Wierność Leliwitów. Ostatni termin do świątek. Spytko z Melsztyna. Zamieszka. Zdzierstwa

sądowe. Przyjście Jadwigi.

W Małopolsce działo się wszystko rę k ą przemożnych rodów. Z am iast szerokoram iennych stronnictw wielkopol­ skich, złożonych z różnorodnego tłum u braci szlachetnój a kierowanych pewnemi tradycyam i, stanowiło tu o losie k raju kilka wielowładnych domów, związanych z sobą j e ­ dynie wspólnością interesu. Z tąd i świeżą wzmiankę o na­ stępstwie Jadwigi przyjęło możnowładztwo m ałopolskie głó­ wnie dlatego tak ochoczo, iż ona ze w szechm iar pochlebiała jego prywacie. Panowie małopolscy wracali wciąż myślą do obrazu tych złotych nadziei, jak ie im rokowało przyjście młodzieńczój, niepoślubionćj, ja k w Polsce utrzymywano, królewny. Podczas gdy W ielkopolska wraz z swoim kroni­ karzem „p łak a ła” na srom otę bliskich rządów niewieścich, małopolscy wielmoże wróżyli sobie słusznie, że te rządy niewieście przypuszczą ich do tem większego udziału w

(33)

spra-wowaniu rzeczypospolitej, że obrany przez nich przyszły m ałżonek dziewiczej królowej, przyszły król polski, będzie m usiał odwdzięczyć się im hojnie za wzięty z nią posag

korony polskiej. Mianowicie w możliwym razie wyswatania Jadw igi n a podobieństwo swadźby Kazimierza W. z Gedy- m inowną Aldoną, w razie poślubienia jćj np. panującem u teraz w Litw ie wnukowi Gedyminowemu Jagielle, szerokie obszary pustych krain Rusi litewskiej będą mogły w zna­ cznej części przejść darem królew skim w ich posiadanie, dozwolą im w książęcą z czasem uróść zamożność i potęgę. Toć pam ięć zajętej niegdyś przez Kazimierza W. Rusi Czerwonej, gdzie k ilk a rodzin małopolskich na zyskownych urzędach starościńskich ogromnej z czasem dostąpiło for­ tuny, najpomyślniejsze w tym względzie wzbudzała oczeki­ wanie. Toć dopiero od Kazimierzowych zaślubin z Gedymi- nówną Anną i uzyskanego tem na chwilę spokoju ze strony Litwy, zaludniły się i podniosły w dochód m ajątki m ało­ polskie, któ re przy stałym sojuszu z Litw ą obiecywały trójnasób większą jeszcze in tratę.

A tak światowym powodom pragnienia związku z p a ń ­ stwem Gedyminowem towarzyszył nadto powód m oralny, religijny powód spodziewanego w podobnym razie przyjęcia chrześcijaństwa przez Litw ę. Nieobliczone korzyści ziem skie opromieniały Małopolanom głośna na całą E uropę chwała zasługi apostolskiej, tem cenniejszćj w obec wszystkich narodów, iż wieńczyła pracę długich pokoleń, wiodła do skutku dzieło nieosiągnione kilkuwiekowym bojem K rzyża­ ków. Nie trudno więc zrozumieć, dlaczego panowie m ało­ polscy rozm iłow ali się tak gorąco w ofiarowanej sobie J a ­ dwidze, z którój rę k ą wiązało się tyle dla nich błogosła­ wieństw fortuny. Postanowiono tedy w istocie dołożyć wszelkich starań, użyć wszelkich zabiegów, aby sobie ku dowolnemu później rozporządzeniu jój ręką, zapewnić mło­ docianą królewnę. Ale ponieważ te zabiegi wychodziły p ra ­ wie wyłącznie od kilku najmożniejszych rodów małopolskich, przeto nim przystąpim y do opisywania samych trudów i usiłowań, należy nam obeznać się bliżej z ludźmi, którzy je ta k gorliwie podejmowali.

(34)

szyckich dom Kurożwęckich R ó ż y c ó w , ochromiony obe­ cnie przedwczesną śm iercią najznamienitszego członka ro ­ dziny, biskupa krakowskiego Zawiszy, był tylko przednią czatą możnowładztwa m ałopolskiego. Na równi z Rożycami, dumnymi jeszcze ciągle ze swego „pana krakow skiego.'1 Dobiesława z Kurożwęk, tudzież z jego syna Krzesława kasztelana na Sądczu, szło dalej kilka innych domów klej- notnych, ja k np. dom K o r c z a k ó w Gorajskich, rozświe- tniony głównie zasługą podskarbiego kor. Dym itra, pana na Bożym-darze, Ładzie, Goraju, itp. Obok Gorajskich kwi­ tn ą ł dom Kmitów herbu Ś r z e n i a w a , szczycący się kilku urzędnikam i koronnymi, mianowicie poległym podczas roz­ ruchu węgierskiego w Krakowie sta ro stą grodzkim krako­ wskim Jaśkiem , panem na W iśniczu, ojcem P io tra Kmity, naprzód starosty łęczyckiego, później kasztelana lubelskie­ go. Atoli główna możnowładztwa m ałopolskiego potęga spoczywała w dwóch „społecznościach11 herbowych, w sze- roce rozrastających się domach dwojga najsławniejszych w tćj stronie znamion herbowych — T o p o r u i L e l i w y.

Pierwszy z tych herbów dla swojej starożytności ina- czćj S t a r z ą nazwany, rozszczepił się w przeciągu wieków w dwa różnoimienne lecz zawsza spólnością przywilejów a zwykle i sprawy połączone klejnoty: Topor i Starykoń czyli Zaprzaniec. Świadczyło to przedwszystkiem o nadzwy­ czajnie licznem rozplem ieniu się rodu, poczytywanem po­ spolicie za najpożądańszą chlubę i siłę każdego domu. Gdy król Ludwik przed laty pięciu zawezwał szlachtę do wojny z łupiezką Litw ą, Toporczykowie zdziwili całą Polską wy­ słaniem w pole siedmiu choręgwi rycerskich, przedstaw ia­ jących tyleż możnych rodzin j e d n e g o herbu. W iódł tam

choręgiew pierwszą pan O tto z Pilcy wojewoda i staro sta sędomierski, drugą pan Sędziwój z Szubina wojewoda k a ­ liski i generalny staro sta krakowski, trzecią Jaśko z Tę- czyna kasztelan wojnicki, czwartą Mikołaj z Ossolina k a­ sztelan wiślicki, piątą D rogosz z Chrobrza sędzia k rak o ­ wski i starosta sieradzki, szóstą Zaklika z Międzygórza kanclerz koronny, siódmą Jaśko Wołczek z Łomnicy. Każdy z przewodzców i towarzyszy tych choręgwi posiadał spory kęs ziemi, сэ razem podawało znaczną część k raju i ludu

(35)

małopolskiego w władanie Toporczyków. Do późnych też czasów całe okolice, mnogie włości wzdłuż W isły, niegdyś własność „szlachetnćj braci“ klejnotu Starzy następnie jużto pobożnemi dary już posagami obca posiadłość, brzm iały w razie zwoływania kmieci na gwałt starodawnem „zawo- łaniem “ Toporów: „Starza! Starza!‘‘

Tak znam ienita potęga rodu zrządziła, że jeszcze przed usamowolnieniem szlachty w Koszycach przysługiw ały To- porczykom książęce praw a i przywileje, jakich sobie żaden inny ród nie przywłaszczał podówczas. W szczególności mieli Toporczykowie i Zaprzańscy wszelką sądowniczą wła­ dzę nad swymi kmiećmi, a gdy za króla Kazimierza W. mieszczanie Lelowscy zapozwali przed tryb unał królew ski kmieci p. Jan a P łazy i p. Zawiszy, i p. Ja n a Nekandy z Grzegorzowie, jeden z dziedziców, p. Jan P ła za „stan ą ł przed sądem i oświadczył, iż wszyscy trzćj dziedzice są Toporczykami i Starym i końmi, i pochodzą od jednego przodka i od jednój prozapii, i używają wszyscy zdawien- dawna jednego i tegożsamego prawa, jako n ik t z ludzi nie ma władzy sądzić ich kmieci i służebników, ani sam król jegomość, ani sędzia, ani podsędek, ani którykolwiek z sę­ dziów, ani p. wojewoda, ani którykolw iek z panów (kaszte­ lanów), ani jakikolwiek oprawca, tylko oni sami, panowie Toporowie i Zaprzańscy... I dowiódł tego p. P łaza według prawa zacnymi i wiarogodnymi świadkami, jako to p. A n­ drzejem wojewodą krakowskim, p. Jaśkiem Owcą, jego b ra ­ tem rodzonym, dziedzicem Morawic, p. Januszem z tychże samych Morawic, p. Guiewomirem dziedzicem Miedźwiedzia, p. Tomkiem Źrzebcem z tegoż samego Miedźwiedzia, i wie­ lu innymi wiarogodnymi ludźmi Toporczykami.“ Na co król Kazimierz kazał wydać rzeczonym trzem Toporczykom no ­ wy przywilćj, potwierdzający ich władzę sądowniczą nad kmiećmi, z którego właśnie wyjęto słowa powyższe.

Za tak ą zaś wielmożnością szła niekiedy ju żto nie wzdrygająca się żadnego kroku zuchwałość, ju^to nieum iar- kowana chciwość, lękliw a o każdy grosz swoich skarbów. Smutnym tego przykładem stał się za Kazimierza W. To- porczyk O tta ze Szczekarzewic, zamieszkały w Lubelskiem nad granicą litewską. Będąc tam jeszcze bardziej niż któ ­

(36)

rykolwiek z panów małopolskich narażony na plagę n apa­ dów pogaństwa sąsiedniego, d ał on się uwieść pokusie za­ bezpieczenia dóbr swoich od Litwy potajemnemi związkami z sam ąż dziczą pogańską i ofiarowaną jćj gotowością do służenia napadom litewskim za przewodnika po Małopolsce. Gdy jednak zdrada odkryła się nakoniec, odjął król Kazi­ m ierz przeniewierczemu Ocie cały m ajątek. A ponieważ k ara podobna także innym paść mogła wykroczeniom, prze­ to sta ra li się Toporczykowie nader troskliw ie o zachowanie całości imienia herbowego przez nieposzlakowaną w całym rodzie moralność.

W tym celu sądzili oni sami wszelką przewinę a n a ­ w et „wszelką nieprzystojną spraw ę“ każdego spólklejnotni- ka i „m ieli kronikę spraw swoich od początku prawie Pol- ski“ , w k tó rą zapisywano każdy chwalebny i niechwalebny czyn Toporczyków*'. Skutkiem tego żaden splamiony ja k ą ­ kolwiek zdrożnością „ b ra t herbu“ nie śm iał stanąć w obli­ czu krewnych, wrócić do dom po dopuszczeniu się grzechu. Za K azim ierza W. jeden z Toporczyków, Nawój z Tęczyna, wyprowadziwszy chorągiew zbrojną w nieszczęśliwą w ypra­ wę bukowińską, rozbity z całćm wojskiem królewskiem przez Wołoszę, podał ty ł w trw odze powszechnćj. W szakże ochłonąwszy z przestrachu, uczuł się takim przejęty sro ­ mem, że niechcąc pokazać się ojcu i braciom, uciekł z ca- łćj P olski w świat, aż do Rzymu. Tam dopićro sukienka duchowna zdołała pokryć plam ę rycerską, a uzyskany pó- źnićj stopień kanonika krakowskiego pojednał go wreszcie z rodziną. W obecnym czasie powieści naszćj jest on dzie­ kanem kapituły krakow skiśj, i nie mogąc z orężem w ręku wsławić herbu swojego, sprawia co roku z niemałym ko­

sztem, przy odgłosie wszystkich dzwonów kościelnych, przy świetle mnogich jarzących świec, dokoła świetnie przyozdo­ bionych m ar, sute w katedrze nabożeństwo żałobne za du­ szę ojca.

Dziś mogłyby te egzekwie odbywać się równćrn p ra­ wem za całą społeczność Toporczyków. Ze wszystkich bo­ wiem domów, które z.”, k ró la Lojsa wyprowadziły w pole owe siedm chorągwi herbowych, zaledwie jeden jeszcze ja ­ śnieje. Niektóre z nich, ja k np. Chroberskich, żadnego

(37)

wcale nie pozostawiły śladu po sobie. Inne ja k np. Szu­ bińskich, Pileckich, tylko chwilowo zakwitnęły. Najżywo­ tniejszą zaś przyszłość pomiędzy Toporczykami miały przed sobą domy T ę c z y ń s k i c h i O s s o l i ń s k i c h .

Rozrodziły się one temi czasy z jednego i tegożsame- go przodka. Był nim Toporczyk Nawój, piszący się pier­ wotnie „z P rzegini44 pod Krakowem, wojewoda sendomirski za panowania Ł okietka. W roku pańskim 1319, rokiem przed koronacyą tegoż króla, pozwolił Nawój swojemu „ko- m ornikowi“ Sandowi tam że w Przegini, w „lesie zwanym pospolicie Tęczyno4' założyć osadę wiejską, m ającą rządzić się prawem niemieckiem. Około tegoż czasu sam wojewo­ da zbudował w tymże nowym Tęczynie na znacznćj wynio­ słości, w obliczu „rozlicznych gór i padołów41, które z cza­ sem pokryć się miały siołam i, wspaniały zamek tegoż n a­ zwiska. Udostojniony ta k Tęczyn przyćm ił wkrótce starą Przeginię, a z dwóch synów Nawojowych żaden nie chciał już zwać się od dawnego ubogiego gniazda rodziny. Jeden z nich Andrzśj, podniesiony przez Kazimierza W. na wo­ jewództwo Krakowskie, przybrał nazwę „z Tęczyna44. D ru­ gi Jaśko, nazwany u swoich Owca, na zniemczałym zaś dworze króla Ludwika zniemiecka Uchaf czyli Sc/iof, i pia­ stując za tegoż króla urząd m arszałka koronnego, zbudował sobie około połowy XIV-go wieku Ossolin, kolebkę domu tśj nazwy, spokrewnionego ta k blizko z Tęczyńskimi. Za wojewody krakowskiego A ndrzeja był jego dom najmożniej­ szą odroślą Toporezyków, a gdy przyszło królowi ciągnąć zbrojno na Bukowinę, wszyscy Toporczykowie zgromadzili się pod chorągiew Tęczyńskich. Po śmierci wojewody w po­

rze pierwszego wymienia Jadw igi, przycichła nieco sława domu „z Tęczyna44. Temci goręcój pragnęli wznowić ją sy­ nowie wojewodzińscy. Nie powiodło się to wprawdzie s ta r ­ szemu, Nawojowi, owemu nieszczęsnemu zbiegowi z B uko­ winy, teraz kanonikowi w Krakowie. Dokonał tego później syn młodszy Jaśko, od la t kilkunastu kasztelan wojnicki, upatrujący właśnie w sprawie Jadwigi najpomyślniejszą spo­ sobność do podniesienia domu swojego.

Również przyjaznym Jadwidze okazał się Toporczyk Sędziwój, wojewoda kaliski i generalny starosta krakowski,

(38)

głowa domu S z u b i ń s k i c h . Niegdyś stronnik dworu Lu- dwikowego i doradźca Zygmuntów, przeszedł Sędziwój w cza­ sie zjazdu w Radomsku na stronę narodową zwłaszcza w pojęciu Małopolan, nabierających coraz więcćj zapału dla następstwa Jadwigi, którem u nasz Toporczyk arcyskuteczną wyświad­ czyć m iał przysługę. Powierzone mu urzędy znam ienite, widoczna w nim um iejętność zręcznego utrzym ow ania r ó ­ wnowagi śród miotających narodem stronnictw , połączona z stanowczością każdego zamierzonego raz kroku, nadają Sędziwojowi z Szubina cechę wielce rozumnego i przewa­ żnego w onych czasach człowieka, a niezwykłe zalety pana domu otoczyły chwilowym blaskiem dom cały.

N ajgłośniśj jednak słynął obecnie pomiędzy Toporczy­ kam i dom P i ł e c k i c h . Przewodził mu stary Otto z Pilcy, wojewoda i staro sta sędom ierski, pan nadzwyczajnie bogaty. U rzędując jeszcze za czasów Kazimierza W., wchodził on przed trzydziestą i k ilku laty z rozkazu królewskiego w ową sprawę z biskupem krakowskim B odzantą, w której za po­ ciąganie ■ kmieci biskupich do danin i robocizny n a rzecz korony i król i Otto ściągnęli na siebie klątw ę biskupią, a za doręczenie królowi wyroku klątw y wikary kated ry k ra ­ kowskiej Baryczka w W isłę został wrzucony. Później, za rejencyi króiowćj E lżbiety, u d ał się Otto z jej woli jako generalny staro sta do W ielkopolski, ale pomimo najwspa­ nialszą hojność i rozrzutność nowego wielkorządzcy nie da­ ła h ard a bracia wielkopolska nakłonić się do posłuszeństwa dla możnowładzcy małopolskiego. Powrócił tedy pan Otto dobrowolnie na województwo sędom ierskie, gdzie w swojem dziedzicznem mieście Ł ańcucie, wraz z swoją małżonką, je ­ dną z najpoważniejszych m atron dni onych, przyszłą m atką chrzestną rodu Jagiellońskiego, utrzym ował dwór okazały. Tam, otoczony orszakiem dworzan i domowników, którzy sami dziedzicznymi byli panami, w gronie notaryuszów n a­ dwornych, sołtysów i włodarzy, zawiadujących mnogiemi wsiami kluczów Piłeckiego, Łańcuckiego i innych, zakładał pan Otto coraz nowe osady, rządził królewskiemi i swojemi dobrami, gromadził niezm ierne dostatki i bogactwa.

W szystkie te skarby i zaszczyty spadały dziedzictwem na jedynaczkę córkę Elżbietę, mającą obyczajem m ałopol­

(39)

skim przenieść całą fortunę w dom m ałżonka przyszłego. Czuwali tedy wszyscy Toporczykowie z niezwyczajną baczno­ ścią, aby ten małżonek nie był przypadkiem obcego herbu. Z tćj przyczyny strzeżono następnem i czasy bogatą Topor- czankę bardzo ściśle w warownym zamku Piłeckim . W szak­ że chciwość ówczesnych pokoleń szydziła z wszelkich zam ­ ków i straży. Rozpoczęły się mordercze wyścigi o złotą rękę Elżbiety, trwające przez cały prawie jćj żywot, N a­ przód zdobył j ą sobie w Pilcy i uwiózł za granicę jakiś rycerz morawski, nazwiskiem W isław. Temuż Wisławowi odbił E lżbietę późnićj drugi Morawczyk, Jańczyk Hyczyń- ski. A gdy W isław wkrótce zażądał zw rotu małżonki, J a n ­ czyk dla większćj pewności zabił swego rywala i poślubił wojewodziankę. W dalszych latach jeden z najmożniejszych panów' herbu Leliwa, roszczący sobie prawo do opieki nad owdowiałą po raz drugi Elżbietą, wydał ją przemocą za swego spółherbownika, kasztelana nakielskiego, W incentego z Granowa. Nakoniec sam król polski, stary wdowiec, chci­ wy skarbów starćj już także dziedziczki domu Pileckich, pojął E lżbietę po raz czwarty w małżeństwo, i jako u ko ro ­ nowaną królowę polską osadził przy swoim boku na tronie. Nie darmo zatem grom adził stary ToporCzyk wojewoda złote góry w Łańcucie. B rak męzkiego potomstwa i blizkie ztąd wygaśnięcie całego domu w ynagrodziła dostatecznie sława przygód i koronnego wreszcie zamęźcia córki.

Takiemi domy szczyciła się społeczność herbu Topor. Z n ią spółzawodniczył godnie herb drugi, Leliwa o pół­ księżycu i gwiaździe. Ten był mnićj starożytnym i trącił nawet pewnćm wspomnieniem cudzoziemskości. W edług naj­ dawniejszych podań herbowych zajaśniał on po raz pierwszy dopiero za króla W ładysława Ł okietka na tarczy ry cer­ skiego przybysza z Niemiec nadreńskich, Spicimira. Dowo­ dem tegoż nowszego pochodzenia Leliwitów okazało się ich

niezbyt liczne rozrodzenie w tej porze. Za czasów króla Ludwiku stanowiła społeczność Leliwy tylko dwa domy nie­ dawnego początku. Zatoż sprzyjały im wielce czasy obe­ cne, i sprzyjało to niebo małopolskie, pod którćm osobli­ wie wszelka obczyzna zakw itała rozkosznie. Obaj główni królowie czternastego stulecia Łokietek i Kazimierz W.,

(40)

prześladując jedną ręką wrogą narodowi „wściekłość g e r­ m ańską11, sypali drugą bardzo hojne łask i użytecznym k ra ­ jowi cudzoziemcom, którzy z przychylnością dla narodu

i książąt narodowych osiadali bądźto u dworu królew skiego bądźto po m iastach i siołach polskich.

Podobnież życzliwym Polsce gościem przybył do k ra ­ ju z wracającym z w ygnania królem Łokietkiem ów pan niemiecki Spicimir, przyjęty wkrótce do małoznaczącego dotąd herbu Leliwa. Bądźto on sam bądź syn jego, również Spicimir nazwany, dosłużył się z czasem najwyższych do­ stojeństw w kraju, tj. naprzód godności wojewody krakow ­ skiego a potem kasztelanii krakow skiej i posiadł rozległe włości w Krakowskiem. N ależały mu tam mianowicie za­ mek niemieckićj nazwy, pisany rozmaicie: Mylsleyn, Molstein,

Melestein, Melstein, późniejszy M elsztyn, i szerokie tarn in ą

porosłe obszary nad Dunajcem, zasiane zrzadka m ałem i wio­ skami i zagrodami smutnych od owćj tarniny nazwisk: T ar­ nów wielki, Tarnów mały, Tarnowiec itp.

W nagrodę wiernych usług pozwolił Łokietek wojewo­ dzie Spicimirowi w r. 1330, małoco później od założenia Tęczyna Toporczyków, jeden z tych dziedzicznych Tarnowów zamienić w miasto, obdarzone prawem niemieckiem. Tenże „pan krakowski11 Spicimir m iał nawet poślubić jak ąś księ­ żniczkę mazowiecką, spokrewniając się przeto z samym ro ­ dem królewskim. W zmagająca się w ten sposób zamożność i powaga naszych Leliwitów „z M olsztejnu41 wzniosła się jeszcze nierównie wyżćj, gdy po śmierci Ł okietka niedawno mianowany kasztelan krakowski Spytko, w późniejszych kro­ nikach zwykle J a ś k i e m z M elsztyna m ylnie przezwany, mąż wielce mądry, stał się głównym doradzcą młodego kró­ la Kazimierza, właściwym rządzcą Polski. Za jegoto m ia­ nowicie radą i pomocą miał król Kazimierz opanować Ruś czerwoną, a nadane mu tam włości niem ało przyczyniły się do tem większego pomnożenia fortuny panów „z Molsztej- n u “ . Doszła ta fortuna do prawdziwie zadziwiającego sto ­ pnia, gdy oznaczony przez Kazimierza W. następca Piastów Ludwik węgierski dla zapewnienia sobie łask i Kazimierzo- wej przez zapewnienie przychylności doradzców królew skich, ją ł Spytka obsypywać daram i. Płynęły mu natenczas z r ę ­

(41)

ki Ludwika złotą rzeką kosztowne upominki, wsie, zamki, summy coroczne. Nareszcie nie zadawalniając się posiadło­ ściami po wierzchu ziemi, wziął się pan krakowski do szu­ kania skarbów pod ziemią. Osobny przywilćj króla K azi­ mierza W. we Lwowie r. 1350 wydany, w wynagrodzenie mnogich trudów i kosztów pana Spytka celem wynalezienia nowych kopalni kruszcowych w ziemi krakowskiej, obdarza tegoż pana Spytka tudzież jego synów i spadkobierców w ła­ snością wszystkich nowo wynalezionych kruszców, jakoto złota, srebra, miedzi, ołowiu, z zastrzeżeniem jedynie naj~ wyższego zw ierzchnictw a królewskiego. Toż try sk ały dro­ gie żyły pod stopą pana z Molsztejnu, wznosiły się m iasta na onych puszczach tarniowych, a okolicę stołecznego zam- ku Melsztyna przyozdabiała nowozasadzona roślina wino- gradowa.

W szystkie błogosławieństwa ziemskie zlały się ta k r z ę ­ siście na ten możny dom małopolski, iż sami jego członko­ wie nie mogą w swoich licznych a niezwyczajnie bogatych zapisach na rzecz kościoła wstrzymać się od samochwalstwa dumnego, jak „niewymownie obfito uwielmożyła ich łaska Boża wszelkiemi bogactwy św iata11. A jeśli w sprawach z niebem tak pysznej dopuszczano się mowy, o ileż bardzićj występowali nasi Leliwici z M elsztyna w obec ludzi! „Jam najmędrszy na dworze króla mojego41—przem awiał butnie kasztelan Spytko w Pradze do Niemców, posłując u cesarza K arola — „a mój król równym jest cesarzowi14! Zgorszeni takiem zuchwalstwem dworacy cesarscy radzili z cicha po­ między sobą, jakby „złom ać ta k tw arde k arki41. Spytko zaś schodząc w krótce ze św iata, m iał szczęście widzieć rozkrzewienie się rodu swego w dwa osobne^szerokowładne domy. Założyli je dwaj synowie Spytkowi, starszy Jan z młodszym Rafałem. Tam ten wziął działem Melsztyn i stał się twórcą poszczególnego domu Melsztyńskich; ten odzie­ dziczył Tarnów i dał początek domowi panów z Tarnowa. Powszechna wówczas niezwyczajność pewnych stałych mian familijnych m ieszała wprawdzie z sobą te obadwa nazwi­ ska. Melsztyńskich zwano niekiedy Tarnowskimi; Tarnow­ skim nadawano często nazwę M elsztyńskich; nierzadko wreszcie pociągano obadwa domy pod jedno główne miano

Cytaty

Powiązane dokumenty

dany prostokąt miał pole

A na deser polecam Wam krótkie filmiki na temat unii polsko-litewskiej / wystarczy kliknąć na podane linki/..

Ale także i te niebezpieczeństwa, o których była mowa przed chwilą, jeśli tylko zgodzimy się, że veritas ut adaeąuatio jest wtórna wobec veritas ut

To tym bardziej jest ważne osiągnięcie, bo medal olimpijski stał się teraz tak drogi… Zawodnicy z wielu krajów zaczęli biegać bardzo szybko 400 m, w tym zawodnicy z rejonu

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego

Przy szło oblegać w łaściw ie tylko zam ki w ileńskie... O późniona ju ż pora pobudzała do tern szybszego

Stwierdza się to osobliwie w jednym z tych dalszych krajów ruskich, które po obecnem z a ­ jęciu Rusi Czerwonej otwierają się już to wpływowi, już

Pospolicie, już to dla wygody poratowania się u nich gotową zawsze pożyczką, już też dla znacznych opłat od ich zarobku procentowego, ¡bywali Żydzi