Okropności, których widownią stał się Konstantynopol, nie zdo
łały zachwiać pokojowego usposobienia wielkich mocarstw. W jednej Anglii opinia publiczna poruszyła się żywiej i rozległy się głośniejsze wołania o repressyę przeciwko niedołężnemu rzędowi tureckiemu, któ
ry nietylko dopuszcza do rzezi w stolicy państwa, ale j ą nawet po
dobno sam urządza i popiera. Gladstone w mowie publicznej domagał się zerwania z Turcyą stosunków dyplomatycznych, t. zw. mityngi obu
rzenia zapowiadały krucyatę przeciwko Turkom. Rząd angielski nie dal się jednak porwać temu prądowi. Przeciwnie, widząc, j a k ą obawę budzą zagranicą te agitacye, na mocy których zaczęto posądzać Anglię o chęć wywołania wojny europejskiej, lord Salisbury wykreślił z in- strukcyi swojego ambasadora przy Porcie to wszystko, co mogło pro
wadzić choćby do pozorów akcyi odosobnionej. Obecnie ambasador stoi równo w szeregu, nie wysuwając się naprzód, ani nie ociągając się w tyle za innymi kolegami.
K R O N IK A M IESIĘCZNA. 179 .Takie są rezultaty „solidarnej“ postawy mocarstw wobec zamie
szek tureckich? W sprawie kreteńskiej były rzeczywiście dodatnie.
Dyplomaci przyczynili się do powstrzymania rozlewu krwi. do przyję
cia przez obie strony zwaśnione kompromisu, słowem do uspokojenia wyspy i zarazem utrzymania jej przy Turcyi. Ale Konstantynopol nie j e s t ‘odosobnioną i mało zaludnioną wyspą. Tu trzeba było powściągać zapamiętałość samego rządu tureckiego. Przytem odjęcie Turcyi w ła
dzy nad K r ę tą było-by tylko—uszczupleniem Turcyi. Czemby było od
jęcie jej władzy nad Konstantynopolem? Mocarstwa rozumiały, że jeśli wejdą na drogę repressyi, to nigdy się z sobą nie zgodzą, na czem ta ma polegać, ani ja k daleko ma sięgać. Wystosowano do Porty kilka cierpkich not, sułtan miał kilka nieprzyjemnych audyencyi, podczas których ambasadorowie dawali mu do zrozumienia, j a k nie
dobrze się w jego państwie dzieje. P o rta ze swej strony, po- jąwszy, że nie należy jednak przeciągać struny wyrozumiałości euro
pejskiej, nakazała rozlegle środki policyjne przeciw ponowieniu się rozruchów i rzezi. I zaczęło się uspokajać. Sułtan wystosował do ce
sarza niemieckiego list, w którym zapewnia o czystości swoich za
miarów i o życzliwszem usposobieniu dla chrześcian.
Wszystko to niezawodnie jest prawdą. Mocarstwa nie były w sta nie ani sprawy ormiańskiej załatwić w roku zeszłym, ani w obecnym dalszemu jej rozwojowi zapobiedz, ani Turków od użycia barbarzyń
skiego środka repressyi powstrzymać, ani wreszcie tchnąć nowego du
cha w zmurszały organizm administraoyi tureckiej. Nie chciały wojny
“nędzy sobą, nie chciały jej i z Turcyą, bo ta prowadziła-by do tamtej.
Nie chciały z tego samego powodu detronizacyi sułtana i rozbioru Turcyi. Że jednak wypadki tureckie działały podniecająco i wywoły
wały nietylko oburzenie opinii publicznej w Europie, ale ua- Wet zniecierpliwię niektórych rządów, inne rządy całą swoją usilność skierowały do zapanowania przedewszystkiem nad temi europejskiemi Porywami repressyjnemi, które mogły-by pokój narazić. To im się zu- Pełnie udało i w obecnej chwili, skutkiem zgodnej postawy mocarstw, Uczących się skrupulatnie jedno z drugiem, pokojowi nie grożą niebez
pieczeństwa inne od tych, jakie-by mogły wyniknąć z nowych lokalnych 'Vstrzą.śnień w państwie tureckiem.
Jeśli wszakże wierzyć pogłoskom, gabinety, po zneutralizowaniu się
^zajemnem, »ie pogrążyły się w bezczyn ności. Teraz właśnie ze spokojem zupełnym porozumiewają sią w dalszym ciągu, jakie refor
my i jakiemi środkami należalo-by zaprowadzić w Turcyi. Rozcho
dzi się nawet wieść, jakoby rządy rossyjski i angielski zgodziły się
180 K R O N IK A M IESIĘC ZN A .
na ułożony wspólnie program reform. J a k daleko program ten się
ga, dotąd nic o tern nie słychać. Można jednak być prawie pewnym, że jakikolwiek byłby, jeśli tylko zmierza do utrzymania w całości, i w lepszym niż dotąd porządku, państwa ottomańskiego, wszy
stkie inne wielkie mocarstwa potwierdzą go. Anglia i Rossya wy
obrażają dwa przeciwne sobie prądy interesów politycznych na Wschodzie, a inne państwa grupują się bądź przy jednej, bądź przy drugiej. Gdyby Anglia i Rossya znalazły formułę postępowania, po
zwalającą im wznieść się po-nad sprzeczności swycli dążeń i interesów, należało-by przypuszczać, że formuła owa uczyni zadość wszelkim mo
żliwym drażliwośeiom i będzie mogła zostać przyjętą ogólnie. Nie mo
gło zresztą być, żeby mocarstwa zupełnie opuściły ręce i z obojętnym- spokojem patrzały na ten Wscdód, którego stosunki, przy dzisiejszym stanie rzeczy, podminowane są niebezpiecznemi niespodziankami. To też przypuszczenie, że obecna bezczynność dyplomacyi jest tylko po
zorną, nasilwała-by się nawet w takim razie, gdyby nie było pogłosek o prowadzących się układach. Tem niechaj się pocieszają wszyscy, poczytujący obecne stosunki w państwie tureckiem za anomalię, która ani trwać, ani tolerowaną być przez rządy państw chrześciańskich nie powinna.
W ypraw a sudańska powiodła się, ja k nie można lepiej. Wojska angielsko-egipskie zdobyły Dons:olę, która była właściwym celem eks- pedycyi. Notabene zdobyły ją prawie bez s tra t w ludziach. Artylerya torowała drogę wojskom, które posuwały się naprzód pod osłoną dział dalekonośnych. To powodzenie odbiło się radosnem echem w Anglii, gdzie dzienniki zaczęły namawiać rząd do prowadzenia dalej wyprawy, chociażby już teraz na koszt skarbu angielskiego. I zdawało się w pierwszej chwili, że tak się też stanie. Obecnie jednak nadchodzą doniesienia, że posuwanie się wyprawy w głąb Sudanu zostało wstrzy
mane, a bataliony angielskie dostały rozkaz powrotu do Kairu.
Ta raptowna zmiana frontu wywołała ogólne zdziwienie, i nie wszyscy chcieli odrazu uwierzyć, żeby była nieodwołalnie postanowio
ną. Zaczęto się domyślać jakichś sprężyn ukrytych. Opowiadano o złym nastroju ludności w Kairze, o niesubordynacyi w wojsku ekspe
dycyjnym i t. d. Jakoż to jest niewątpliwem, że część angielska kor
pusu ekspedycyjnego powraca ku północnemu Egiptowi. Czy jednak jest to już naprawdę powrót wyprawy, która się dalej nie posunie? Aż do otrzymania dowodów stanowczych, trzeba to uważać za rzecz wąt
pliwą. Anglicy, przedsiębiorąc wyprawę do Sudanu, mieli coś więcej
K R O N IK A M IESIĘCZNA. 1 8 1
na widoku, uiż odebranie Derwiszom Dongoli i przywrócenie jej Egip
towi. A choćby nawet chcieli się na razie wyrzec tych swoich roz- leglejszych planów, nie wyrzekną się korzyści ta k zwanego „niebez
pieczeństwa ze strony Derwiszów“, które służyło dotąd za motyw przedłużania okkupaoyi. Przerwać wyprawę po wzięciu Dongoli bez wysiłku i prawie b ez rozlewu krwi, znaczyło-by to okazać, że ze strony Mahdystów Egiptowi nie grożą niebezpieczeństwa. Do trzymania w szachu przeciwnika tak słabego wystarczały-by wojska własne ke- dywa. Zapewne też żołnierze angielscy jeszcze wrócą pod Dongolę, pomimo, że z niewiadomych bliżej powodów odeszli od niej. A może to niezrozumiałe posunięcie na szachownicy egipskiej jest w jakimś ukrytym związku z polityką ogólną Anglii i z wypadkami na Wscho
dzie? Śmiałe to pytanie co najwyżej można—postawić.
W Paryżu podpisany został przez ambasadora włoskiego i przez francuskiego ministra spraw zagranicznych tra k ta t handlowy włosko- tunetański. Przez tr a k t a t ten Włochy zrzekają się kapitulacyi, a otrzymują stanowisko państwa „najbardziej uprzywilejowanego“; na
tomiast rząd francuski pozostawia dotychczasowy ustrój szkół wło
skich w Tunisie, zakładów dobroczynnych i missyjnych. T ra k ta t ten usuwa jedną z przyczyn rozterki włosko-francuskiej. Dotychczas Włosi ja k gdyby ociągali się z uznaniem prawowitości protektoratu francuskiego nad Tunisem, co drażniło opinię publiczną francuską.
Obecnie uznali go stanowczo. J e s t do przypuszczenia, że odbije się to korzystnie na stosunku ogólnym Francyi do Włoch. Wojna celna, którą dwa te państwa z sobą toczą, nietylko bez zapału lub choćby bez przekonania, ale z zupełną świadomością s tra t ekonomicznych, mo
że po tym dobrym początku zgody ustąpić miejsca porozumieniu i po
kojowi. 1 właśnie ta perspektywa naprawy stosunków włosko-fran- cuzkich podniosła zawarcie tra k ta tu włosko-tuuetańskiego do znacze
nia faktu politycznego większej wagi. Znaczące przytemjest, że berliń
ska półurzędowa Norddeutsche Allgemeine Zeitung
ostentacyjnie
akceptuje z góry tę przyszłą zgodę Włoch i Francyi, jako nową rękojmię Pokoju.
182 K R O N IK A MIESIĘCZNA.
S piritus fia t, ubi vult\ Duch tchnął, g d z i e chciał! Nie poszedł do komnat bogatych, do dworów jasnych, przestronnych. Zszedł pod nizką strzechę chłopską, wstąpił do ciała pacholęcego, pokierował j e go fantazyą i ręką, i powstał dziw! Pacholę kmiece, nie umiejące czy
tać i pisać, bierze w ręce masę gliny, łopatkę drewnianą i lepi. P o wstają kształty, postacie, pełne życia, ruchu i prawdy; jakieś nie sza
blonowe, niezwykłe. Duch twórczy, talent je ożywia. Ten chłopak nie pospolity, to dziecię wsi szczerej, prawdziwie cudowne dziecię, bo przez naturę wypielęgnowane duchowo, pochodzi z okolic Ciechanowa, nazywa się Biegalski. Wynalazł go dr Rajkowski, i los jego szczerze wziął do serca. Chłopak, przyodziany w szaty świata cywilizowanego, przyjechał do W arszawy, pokazał swe roboty sztukatorowi, i otrzy
mał odrazu korzystne zajęcie z wynagrodzeniem 25 rs. miesięcznie.
Ale, rzecz dziwna, po paru tygodniach uciekł. Nie mógł się nałamać do jednostajnej, bezmyślnej pracy rzemieślniczej. Duch jego zbunto
wał się, talent pokonał względy materyalne: — „ J a tego robić nie mo
gę! Pozwólcie mi lepić, j a k mi każe moja dusza,. Nie krępujcie mnie!“
I pozostawiono mu znowu swobodę w rodzinie d-ra Rajkowskiego.
Czytano, opowiadano legendy, czyny bohaterskie Grecyi- Chłopiec słuchał chciwie, chwyta! to, co najbardziej, najgłębiej przenikało do jego mózgu i duszy i, odtwarzał z gliny, nie figury banalne, lecz całe grupy, pełne treści i wyrazu, wysnute żywo z opowiadań zasły
szanych.
Nie jestem fachowcem, nie mogę wzrokiem wytrawnego a r t y s ty - rzeźbiarza ocenić poprawności lub wadliwości linii. Ale to, com wi
dział z próbek, danych przez Biegalskiego pod opiekę radaktorowi Prawd;/, Aleksandrowi Świętochowskiemu, rodzi wprost zdumienie.
Taka nadzwyczajna dokładność anatomiczna w mięśniach, żyłach, zgięciach stop i dłoni, taki realizm w prostej, zgrzebnej odzieży chłopca wiejskiego, grającego na fujarce, i zarazem tyle poezyi, tyle wyrazu w rysach owego grajka, że doprawdy wątpić nie można, iż w młodocianym samouku-rzeźbiarzu tkwi talent niepospolity, pełen natchnienia i bogatej fantazyi. Niech pójdą, zobaczą specyaliści i mo
żni miłośnicy sztuki, ’niech pozwolą wzbić się nowemu [duchowi, a może będzie im wdzięczne społeczeństwo. Te próbki, których już jest sporo, warto było-by gdzie wystawić, ażeby łatwiej mogli oglądać i oceniać ci, którzy zechcieli-by pośpieszyć z pomocą. Taka wystawa była-by nie popisem pacholęcia cudownego, lecz środkiem do ocalenia i wypielęgnowania talentu.
K R O N IK A M IESIĘCZN A . 183 Jechałem nad Wołgę z wielka ciekawością, po pierwsze, że mia
łem tam zobaczyć mniej więcej dokładne zobrazowanie ogólnego roz
woju pracy ekonomicznej, a raczej jej owoców, powtóre, że Niższy No
wogród jest bramą, prowadzącą do Azyi. Wołga wraz ze swemi do
pływami, to Dunaj wschodni, różniący się wszakże charakterem, rolą swoją, od pięknej rzeki zachodu. Stanowi ona główną arteryę łączącą świat cywilizowany z olbrzymiemi obszarami, nietkniętemi przez kul
turę. Wiąże rozerwane linie kolei żelaznych i, za pomocą rozgałęzień szerokich, mieści na swym ciemno-niebieskawyin grzbiecie kilka t y sięcy statków, miliony pudów towaru z krain zakaspijskich i zaural- skich, ze smętnej i ubogiej Północy: z po-za Fermu i Ekaterynburga.
Dzięki kanałom, jest to najwspanialszy, najrozleglejszy i najbogatszy
„system wodny“ w całej Europie, bo łączy Bałtyk i ocean Lodowaty z morzeni Kaspijskiem. W Niższym Nowogrodzie, opartym o brzegi Wołgi i Oki, zogniskował się handel szerokich obszarów państwa, przedmioty produkcyi od Aniuru i K aszgar-Daryi, od W isły i Prutu.
Tutaj na jarm arku wytwórczość i interesy europejski# stykają się z azyatyckiemi J a rm a rk ten tworzy osobne miasto, tętniące życiem gorączkowem przez kilka tygodni po śnie całorocznym; tutaj długie ulice, złożone z samych sklepów, i wielki „dom główny“ z passażami, zapełniają się mnóstwem przeróżnych wyrobów, tkanin wschodnich»
futer bogatych, galanteryi, przedmiotów skórzanych, żelaznych i t. d.
Tutaj kilka lilii bankowych pracuje gorączkowo od rana do nocy.
Ciemno-oliwkowe twarze kupców wschodnich mieszają się z tłumami nabywców, zgiełk, wrzawa, fale głosów, wymiana urywanych wyra
zów różno-językowych, zachwalanie i zamiana towaru. Ten ruch, to życie przyśpieszone pulsuje milionowemi obrotami, a w przystaniach na kotwicach setki olbrzymich statków towarowych i osobowych, peł
nych i wyładowanych, drzemią spokojnie, po spełnieniu swej roli do
starczycieli tego zgiełku i bogactwa. Co chwila ryk i smuga dymu na szlaku wodnym daje znać, że ruch jeszcze się nie skończył, że nowe olbrzymy i gmachy pływające przybywają z towarem i ludźmi.
Ja rm a rk , oddawna posiadający swoją tradycyę, ściągający mnó
stwo ludzi z odległości sześciu a nawet ośmiu tysięcy wiorst, ma gdzie pomieścić swych gości, bo posiada liczne hotele i zajazdy. Połączenie wszakże z nim drugiej uroczystości—kilkomiesięcżnej— wystawy, mu
siało wywołać przewrót w miejscowem życiu przedsiębiorczem, całko
wicie usunąć jego powszedniość. Tworząc ten popis wielki w miejsco
wości odległej o tysiąc kilkaset wiorst od granic zachodnich, a bardziej zbliżonej do azyatyckich, miano prawdopodobnie na względzie zbliże
nie rynków azyatyckich i europejskich, przytem Niższy Nowogród jest Punktem przylega:ącvm do okręgu przemysłu wielkiego, który się
sku-184 K R O N IK A M IESIĘCZNA.
]>ił w gubernii Moskiewskiej i Włodzimierskiej. Stosunkowo niedale
ko także są rozsiane ogniska drobnej warsztatowej wytwórczości włoś
ciańskiej („K ustarnej“). Wybrano tedy Niższy Nowogród na w ysta
wę wszechpaństwową, nie oglądając się na inne warunki, mianowicie te, że miasto nie było przygotowane do przyjęcia wielkich mas gości, jakich z góry już się spodziewano. Pusty, obszerny plac pozamiejski, przytykający do terrytoryum jarmarcznego między Oką a Wołgą, wy
brano na wystawę, zbudowano tam 7O pawilonów rządowych, przewa
żnie dużych i w znacznej części murowanych, oraz 118 prywatnych.
Samą wystawę zaopatrzono w komunikacyę tramwajową z motorem elektrycznym. Wprowadzono również w mieście tramwaje elektrycz
ne, oświetlono nlice elektrycznością, wreszcie ułatwiono wycieczki gościom i stałym mieszkańcom miasta za pomocą specyalnych statków na Oce i gałęzi kolejowej od przystani do wystawy. Tuż przy niej pobu
dowano mnóstwo hotelów, choć drewnianych lecz kosztownych, otwo
rzono wielką obfitość jadłodajni z lichą lecz drogą strawą. Przedsię
biorcy, chcąc prędko zwrócić sobie nakład, oznaczyli ceny postojów w hotelach bajecznie wysokie, kazali płacić od 3 do 10 rubli za dobę.
Oprócz tego, przeróżna spekulacya rozsiadła się we wszystkich kątach, zaułkach, z zamachem na kieszenie (przybyszów). Sama wystawa skupiła w sobie wielkie bogactwo, cały postęp techniki wytwórczej z ostatniego czternastolecia (licząc od pierwszej wystawy wszechświa
towej w Moskwie 1882). Przedewszystkiem zwraca na siebie uwagę para i elektryczność - najpotężniejsze motory produkeyi dzisiejszej.
W osobnej wspaniałej halli zgromadzono różnorodne machiny i w ruch je puszczono, kazano im pracować, piłować drzewo, tkać i t. d., ażeby publiczność miała pojęcie o icli znaczeniu i sprawności. Olbrzymie piece naftowe pokazują całą siłę ryczących płomiB»i i zarazem potęgę przemysłu, którego wyroby z ognia wychodzą.
Przedstawiciele produkeyi z gub. Królestwa Polskiego wzięli udział wybitny, wybudowali własne halle, własne witryny ozdobne, cenione po kilkadziesiąt, a nawet paręset tysięcy rubli, a zrobione za g r a nicą. Chodziło o dekoracyę, na której tak okazałe wykonanie nie zdobyli się jeszcze najlepsi majstrowie krajowi, a zresztą możeby się nawet zdobyli, tylko że, jako nieodrodne dzieci matki niesłowności, uie zdążyli na czas wywiązać się z zadania. Królowie i królikowie prze
mysłu bawełnianego z Łodzi, Zgierza, Pabianic, wystawili swoje prze
różne wyroby obok wytworów gub. Moskiewskiej i Włodzimierskiej.
Gdy się widzi z blizka te owoce dwu kolosów wytwórczości, współza
wodniczących z sobą, uderzają w oczy zalety jednych, spostrzega się ich i słabe, i modie strony. Np. kangaruom z Królestwa Polskiego dorównać nie mogą wyroby moskiewsko-włodzimierskie, i na odwrót
K R O N I K A MIESIĘCZNA. 185 wszelkie drukowane lekkie tkaniny, perkaliki, kretouy, satynki, posia
dają więcej urozmaicenia w Cesarstwie, niż Królestwie, ich zaś konsu
mentem jest ludność średnio-zamożna. W ytwórcy tutejsi więcej się liczę, z ludnością ubogą, niż estetyką.
inni reprezentanci kapitału wielkiego z gub. Królestwa, również okazale wystąpili. Widzimy tam Dąbrowę, Sosnowice, najwybitniejszych garbarzy, wytwórców machin i kotłów parowych i dzierżących prym w calem państwie producentów mebli giętych, zwracających uwagę za
równo dobrocią, ja k i gustownością wyrobów. Ale gdy jednocześnie obejrzymy meble miękkie, wykonane polączouemi siłami (arteloweini), tapicerów petersburskich, gdy się przyjrzymy każdemu szczegółowi, wykazującemu rzetelność pracy, mimowoli przychodzi nam na myśl, dlaczego to u nas fachowcy z tego zakresu pracują odosobnieni. I za
raz uprzytomnimy sobie, jak każdy z nich, borykając się z brakiem kapitału, nie może ani na czas wykończyć zamówionej roboty, ani uja
wnić swych zdolności. Taki brak pracy połączonej daje się spostrze
gać i w innych działach naszej produkcyi rękodzielniczej. Np. znale- leźliśmy na wystawie zaledwie paru szewców naszych, starannie ukry
tych, pomimo, że obuwie warszawskie jest bardzo poszukiwane wcałem Cesarstwie.
Po obejrzeniu osobno wystawionej produkcyi drobnej włościań
skiej, tłoczą się nam w myśli inne refłeksye. Zarysowywa się sylwet
ka Mazura, z cechą jego niezaradności, z życiem nieprodukcyjnem lub marnem zarobkowaniem po-za pracą na roli. Zobaczmy, jakie owoce wydaje praca „Kustarów.“ W miejscowościach nieczarnoziemnych, a więc zamieszkanych przez uboższą ludność rolną, wielce się rozwinę
ły wyroby z materyałów leśnych, między innemi produkcya sań, wo
zów, kół. W guberniach: Kazańskiej, Wiackiej, Permskiej, Niżno- Nowogrodzkiej, Kałuskiej i Saratowskiej,przeszło 20,000 chat uprawia powyższe gałęzie pracy rzemieślniczej ręcznej. Ponieważ każda chata daje przeciętnie trzech robotników, więc liczba ich wynosi przeszło 00,000. P ra c a tego rodzaju nie wymaga osobnych warsztatów, ani urządzeń. Latem robota odbywa się pod jakąkolwiek szopą, a jesie- nią i zimą w tych samych izbach, gdzie mieszkają. J a k dalece koło- dziejstwo je s t poważnem dziełem produkcyi, dość przytoczyć cyfrę ogólną w przybliżeniu obliczoną: dla ludności przeszło stu milionowej całego państwa, trzeba rocznie przeszło 20 milionów kół.
W gub. Królestwa Polskiego wyrób kól i wozów także jest zna
czny, a nawet w paru miejscowościach — słynny. Nie rozpostarł się on jednakże w całym kraju i nie stał się jednym ze środków podtrzy
mania ekonomicznego ludności małorolnej.
186 K R O N IK A MIESIĘCZNA.
Bednarstwo w dziale produkcyi włościańskiej (w Cesarstwie) również zajmuje pokaźne miejsce. Przeszło 24,000 rodzin trudni się tem rzemiosłem. Jeden bednarz w ciągu dnia 15-godzinnego może zrobić 1—4 beczek, stosownie do ich wielkości, w ciągu zaś całego sezonu swej pracy pozarolnej może wykonać 5 0 —200 sztuk; średni jego zarobek wynosi 80—40 kop. dziennie.
Trzecie miejsce zajmuje stolarstwo i ciesielstwo (wyrób kufrów, skrzyń, warsztatów tkackich, ram do okien, mebli najprostszych i t. d.).
T a gałąź pracy daje zarobek 10,000 rodzinom. Niektórzy z fachow
ców w tym zakresie wyrabiają nawet meble, odpowiadające wymaga
niom oświeconej ludności miejskiej. To też praca fca nie jest już do
mową. Rzemieślnik musi śledzić modę, upodobania i gusty odbiorców, a więc zakłada warsztaty i jako majster posługuje się pracą najemną.
Owi najemnicy w stolarniach wszystkich otrzymują rocznie40 -80 rubli i wikt. Ponieważ większość takich warsztatów obsługuje 2—8 robo
tników, więc i sam gospodarz na równi z nimi pracuje. W niektórych miejscowościach, np. gub Wiackiej, czysty zarobek stolarzy, wyrabia
jących proste meble, wynosi 90— 100 rs. rocznie. Przy wyrobie zaś mebli miejskich stanowi naw ft 100—500.
Wszelkiego rodzaju plecionkami zajmuje się 20,000 rodzin włoś
ciańskich. Niektórzy koszykarze zarabiają do 70 rs. rocznie. Opusz
czamy już szczegółową charakterystykę takich działów drobnej pro
dukcyi włościańskiej, jak wyrób łyżek, grabi, grzebieni, łopat i t. d., wreszcie osobną g a łą ź —tkactwo, bo na to nie starczyłoby nam miejsca.
Zazna,czając tylko wybitniejsze gałęzie pracy, ugrupowane na wysta
wie, pominąć między innemi nie możemy wyrobów skórzanych. Oprócz garbarstw a, śród włościan tamtejszych je s t rozpowszechnionym szewc- two i kuśnierstwo. Istnieją wiejskie warsztaty szewckie, zatrudnia
wie, pominąć między innemi nie możemy wyrobów skórzanych. Oprócz garbarstw a, śród włościan tamtejszych je s t rozpowszechnionym szewc- two i kuśnierstwo. Istnieją wiejskie warsztaty szewckie, zatrudnia