• Nie Znaleziono Wyników

Krytyczna analiza problematyki ochrony praw i podmiotowości dziecka w mass mediach

Czy właściciele mediów, szefowie redakcji, wydawcy nasyłają na nas i na na-sze dzieci dziennikarskie oddziały janczarów zysku netto i hunwejbinów oglą-dalności, czy może raczej otaczają ochronnym murem zawodowej etyki, prawa i empatycznej wrażliwości? To pytanie z gatunku: Czy biznes jest dobry czy zły?

Czy technika jest dobra czy zła? Czy w kontekście praw dziecka media są do-bre czy złe? Na tak postawione pytania nie sposób udzielić jednoznacznej od-powiedzi. Badania prenatalne pozwalają wcześnie wykryć niepokojące sygnały wysyłane przez płód oraz organizm ciężarnej matki i uratować im życie, ale w Indiach czy Chinach ich wyniki mogą oznaczać selektywną aborcję i śmierć nienarodzonych dziewczynek. Piórem można bądź napisać wiersz o miłości, bądź złożyć nim podpis pod wyrokiem śmierci. Media zarówno mogą uratować czyjeś życie, jak i są w stanie doprowadzić do zawodowej czy publicznej śmier-ci. Pomiędzy tymi dwiema skrajnościami istnieje szereg pośrednich wariantów, które zależą od bardzo wielu czynników.

Swoje przemyślenia na ten temat prezentuję z perspektywy nie naukowca, lecz praktyka, byłego dziennikarza, reportera, wydawcy i szefa kilku redakcji in-formacyjnych.

Pozwolę sobie odwołać się w tym miejscu do fragmentu motta eseju Sztuka powieści Milana Kundery: „Obcy jest mi świat teorii. Poniższe refleksje są reflek-sjami praktyka”1. Zmiany, które zachodzą obecnie w środowisku medialnym, są tak dynamiczne, że odwoływanie się do teorii sprzed kilku czy kilkunastu lat niesie ze sobą ryzyko oderwania od współczesnych realiów. Zmiany te stanowią wyzwanie dla dziennikarzy, którzy w tym zmieniającym się świecie muszą chro-nić dobro dziecka w zgodzie z etyką zawodową i przepisami prawa, co stanowi niebagatelne wyzwanie, okupione czasem błędami.

Na wstępie pragnę odnieść się do tytułu całej monografii: Szanować – słu-chać, wspierać – chronić: Prawa dziecka w domu, szkole i środowisku. Napisany

1 M. Kundera: Sztuka powieści. Warszawa, PIW 2004, s. 5.

przeze mnie rozdział siłą faktów i nieuchronności postępu technologicznego dotyczy zarówno domu, szkoły, jak i tzw. środowiska dziecka. Będące w po-wszechnym użytku telefony z dostępem, często bezpłatnym, do bezprzewo-dowego Internetu rozszerzają wpływ mediów na dzieci na wszystkie miejsca i środowiska, w których przyszło im przebywać. Rodzi to z całą pewnością nowe wyzwania, które jednak nie będą przedmiotem moich rozważań. Nie zajmę się tu zatem – choć to bardzo ważny problem – ochroną przed demoralizacją, przed zalewem treści niedostosowanych do dziecięcej wrażliwości i stopnia zrozumie-nia świata przez dziecko. Przedmiotem moich analiz nie będą też możliwości ochrony przed upowszechnianiem postaw aspołecznych, nacechowanych agre-sją i wulgarnością, oraz przed zalewem silnych bodźców seksualnych. Każdy z tych wątków zasługuje na odrębne opracowanie. Przedstawię natomiast anali-zę przypadków, w których dziecko nie jest biernym odbiorcą treści oferowanych przez media, lecz – nagle i bardzo często niespodziewanie – znajduje się w cen-trum zainteresowania, staje się bohaterem, najczęściej mimowolnym, medial-nych relacji.

Dla uporządkowania pojęć oraz lepszego zrozumienia przytaczanych tu przy- kładów i ich analizy zawężę pole widzenia wyłącznie do przypadków, które do-tyczą pracy dziennikarzy, w tym również dziennikarzy obywatelskich (w sytu-acjach gdy ich praca poddana jest profesjonalnej weryfikacji). Chodzi o stałe re-dakcje, w których obowiązują uniwersalne zasady etyki zawodowej, funkcjonuje system wewnętrznej kontroli treści i formy prezentowanych materiałów oraz sztafeta doświadczeń, polegająca na tym, że dziennikarze z dłuższym stażem przekazują młodszym koleżankom i kolegom swoje doświadczenia. Te redakcje podlegają również zewnętrznej zawodowej kontroli organizacji dziennikarskich i Rady Etyki Mediów.

Dnia 17 listopada 1796 roku zmarła caryca Katarzyna II. Dla imperium, któ-rym ta urodzona w Stettin (Szczecinie) z książęcego rodu Anhalt-Zerbst kobie-ta, obdarzona przydomkiem Wielka, rządziła męską ręką, było to wydarzenie o znaczeniu przełomowym. Tron po niej objął jej syn Paweł I. Ze stołecznego wówczas Petersburga z tymi arcyważnymi dla całego imperium informacjami wyruszył carski kurier. Przemierzał bezkresne przestrzenie Rosji, przejeżdżał z miasta do miasta i przekazywał ważne dla wszystkich wieści. Po 34 dniach do-tarł do położonego ponad 6 tys. kilometrów na wschód Irkucka. Na wieść o no-wym carze rozbrzmiewały dzwony we wszystkich cerkwiach miasta. Ich odgłos żegnał kuriera podążającego z informacjami dalej na wschód. Opis ten pozwala obliczyć, z jaką prędkością rozchodziły się najważniejsze informacje w carskiej Rosji u schyłku XVIII wieku. To 187 kilometrów na dobę2.

Trzy stulecia wcześniej 9 czerwca 1476 roku informacja o zwycięstwie od-działów kantonów szwajcarskich nad zjednoczonymi siłami Burgundii pod

Mo-2 N. Edelman: Paweł I. Warszawa, PIW 1990, s. 10.

rat dotarła do żywo zainteresowanego tym rozstrzygnięciem króla Francji Lu-dwika XI po dwóch dniach. Kurier pokonał w tym czasie 280 kilometrów. To 140 kilometrów na dobę3.

Mimo upływu kilkuset lat prędkość rozprzestrzenienia się najważniejszych informacji była podobna. Zależała od wytrzymałości koni i kuriera oraz jakości pojazdów i dróg. Przełom nastąpił w XIX wieku. Wynalazek najpierw telegrafu, a następnie telefonu zrewolucjonizował przekazywanie wieści. Rewolucja trwa i dziś tempo rozprzestrzeniania informacji ogranicza jedynie czas potrzebny na jej napisanie, wstawienie zdjęcia lub pliku wideo oraz dostęp do Internetu i szyb-kość przesyłu danych. Informację może stworzyć każdy i każdy w dowolnym miejscu na świecie może ją odczytać czy obejrzeć. Tempo rozprzestrzeniania się informacji, konieczność szybkiej ich weryfikacji i określenia się przez dziennika-rzy wobec nich – to zagadnienia, które będą poruszane w tym eseju.

Pierwszy przypadek, który chciałem poddać tu analizie, jest właśnie zwią-zany z przedstawionym powyżej problemem. Kryterium czasu, dostęp do po-zbawionej autorstwa informacji oraz konieczność jej zweryfikowania odegrały w tej sprawie kluczową rolę. Punktem wyjścia jest pojawienie się na jednej ze stron internetowych o profilu informacyjno-publicystycznym filmu, który nie pozostawiał widzów obojętnymi. Jego pojawienie się w miejscu ogólnodostęp-nym uruchomiło łańcuch zdarzeń. Najogólniej rzecz ujmując, to historia kon-fliktu między rozwiedzionymi rodzicami o prawo do opieki nad dzieckiem. Sąd prawo to przyznał ojcu. Matka mogła spotykać się z dzieckiem jedynie w wy-znaczone dni. Często, jak się później okazało, łamała postanowienia sądu. Na zamieszczonym w Internecie filmie można było zobaczyć niewielki plac przed szkołą, na którym widoczne były trzy postaci: mężczyzna, kobieta i tulące się do niej dziecko. Dorośli szarpali się, przepychali, słychać było głośny płacz i krzy-ki. Na ulicy i placu przed szkołą nie było przechodniów, przypadkowych osób.

Mężczyzna, widząc, że sam nie da rady odebrać kobiecie dziecka, wzywa kogoś na pomoc. W kadrze pojawia się troje policjantów – dwaj mężczyźni i kobieta.

Policjanci bezceremonialnie interweniują, kobieta upada na chodnik, odbierają jej dziecko. Wszyscy wraz z ojcem pośpiesznie wsiadają do prywatnego samo-chodu mężczyzny. Auto odjeżdża, a rozpaczająca po utracie dziecka kobieta leży na chodniku. Film ze strony, na której pierwotnie został zamieszczony, trafia na bardziej popularne serwisy, także te, które specjalizują się w udostępnianiu swo-jego miejsca dla amatorskich plików wideo. Film następnie dzięki pojawieniu się w tradycyjnych mediach staje się jeszcze bardziej popularny. Dziennikarze z prasy i telewizji rozpoznają miejsce, szkołę, przed którą rozegrały się sceny z filmu, bez większego trudu ustalają personalia dziecka i docierają do jego mat-ki. W telewizji można zobaczyć fragmenty filmu z Internetu, wypowiada się dy-rektor szkoły, policja nieporadnie tłumaczy się z bezceremonialności, braku

psy-3 P.M. Kendal: Ludwik XI. Warszawa, PIW 1996, s. 330.

chologa na miejscu interwencji i – co równie ważne – korzystania z prywatnego samochodu jednej ze stron konfliktu. Ojciec tego dnia odmawia komentarza w sprawie, rozmowna natomiast, nawet bardzo, jest niepracująca matka dziec-ka. Sympatia dziennikarzy i opinii publicznej jest po jej stronie. W Internecie pojawiają się napastliwe komentarze pod adresem ojca. Mimo interwencji ad-ministratorów portali przewija się nazwisko dziewczynki. Matka, która przed-stawia się jako prawny opiekun dziecka, zezwala dziennikarzom na publikację jego imienia, nazwiska oraz wizerunku. Jednak redakcje podejmują decyzję o tym, by wszystkie ujęcia, na których widoczne jest dziecko i jego ojciec, były cyfrowo wyretuszowane. Taki obraz powstał pierwszego dnia medialnego zain-teresowania sprawą. Ojciec, widząc, jakie skutki przynosi jego milczenie, posta-nawia mówić. Okazuje się, że sytuacja przed szkołą nosiła znamiona tak zwanej w żargonie dziennikarskim „ustawki”. Było wiadomo, że tego dnia ojciec w asy-ście policji przyjedzie odebrać dziecko – zgodnie z przysługującymi mu prawa-mi. Osoba z kamerą nie pojawiła się tam przypadkowo. Przy okazji wyszło na jaw, że matka dziecka w przeszłości sama zrzekła się prawa do opieki nad córką, a biegli stwierdzili u niej zaburzenia natury psychicznej. Efekt był piorunują-cy. Środowisko, w którym przebywało dziecko, ze szczegółami dowiedziało się o konflikcie rodziców i problemach matki, również koleżanki i koledzy ze szko-ły, znajomi i sąsiedzi matki, znajomi i sąsiedzi ojca. Wszyscy zobaczyli ujęcia fizycznej walki rodziców o dziecko. Co czuło i co musiało przechodzić przez kolejne tygodnie dziecko, tego możemy się jedynie domyślać.

Mamy tu do czynienia z dwoma problemami: po pierwsze, odarte z prywat-ności i wystawione na widok publiczny dziecko; po drugie, zdeformowany obraz rzeczywistości. Paradoksalnie wszystko to odbyło się jednak w zgodzie z pra-wem prasowym. Matka dziecka nie była prawnym opiekunem dziecka i nie mo-gła dysponować prawami do jego wizerunku. Redakcje podjęły słuszną decyzję o jego ukryciu. Na jego straży stoją zapisy kodeksu cywilnego, prawa autorskie-go i praw pokrewnych oraz prawa prasoweautorskie-go.

Charakterystyka przywołanego przypadku pozwala na dokonanie krótkiej analizy sytuacji w kontekście rozwiązań legislacyjnych.

Zgodnie z artykułem 23. kodeksu cywilnego:

wizerunek człowieka jest zaliczany do jego dóbr osobistych i podlega ochro-nie. Przyjmuje się, iż ochrona taka przysługuje niezależnie od tego, czy wsku-tek posłużenia się przez osobę trzecią wizerunkiem danej osoby w sposób bez-prawny, a więc bez zgody zainteresowanego, doszło do naruszenia innych dóbr osobistych człowieka, takich jak cześć czy godność.

(DzU 1964, nr 16, poz. 93)

To najsurowiej sformułowane zapisy dotyczące wizerunku. W prawie autor-skim jest zapis:

rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedsta-wionej. Przy braku zaś wyraźnego zastrzeżenia takiej zgody zezwolenie nie jest wymagane, jeżeli osoba ta otrzymała umówioną opłatę za pozowanie.

(DzU 1994, nr 24, poz. 83)

W prawie prasowym interesujące są w tym przypadku dwa punkty:

Art.14.

1. Publikowanie lub rozpowszechnianie w inny sposób informacji utrwalonych za pomocą zapisów fonicznych i wizualnych wymaga zgody osób udzielają-cych informacji.

Art.14.

6. Nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz da-nych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby.

(DzU 1984, nr 5, poz. 24)

I jeśli trzymać się sztywno litery prawa, to wizerunek dziecka, pierwszego bohatera tego eseju, był chroniony. Jego twarz została zasłonięta. Imię i nazwi-sko nie pojawiło się w materiale. Na straży wizerunku stał cyfrowy retusz Ale patrząc na tę sprawę szerzej, można ocenić, że był to raczej tiulowy woal niż szczelny czador. Relacje dziennikarskie żywiły się jedynie ocenzurowanymi przez własną wrażliwość, prawo prasowe i wewnętrzną politykę redakcji frag-mentami filmu. Bez trudu w Internecie można było jednak znaleźć pełną, pozba-wioną cyfrowego retuszu wersję wideo, a artykuły w prasie, radiowe relacje oraz felietony w telewizyjnych programach informacyjnych stanowiły niezamierzoną wskazówkę, jak do niej dotrzeć.

Opisywany przypadek w pewnym zakresie przypomina casus Przemysława W. sprzed wielu lat. Pozwala zbudować pewną analogię. W listopadzie 1993 roku w Gdańsku młody kierowca będący pod wpływem alkoholu spowodował wypa-dek. Pewien zręczny prawnik desperacko bronił go, używając koronnego argu-mentu w postaci pomroczności jasnej. Sąd drugiej instancji w 1994 roku skazał go na 21 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata. W mediach spraw-ca wypadku występował jako Przemysław W. – syn prezydenta. Choć jego wize-runek skrywał się za inicjałem oraz pod czarnym paskiem zasłaniającym na zdję-ciach oczy, dla nikogo w Polsce nie było tajemnicą, kim był nietrzeźwy kierowca4. Z podobną sytuacją, choć oczywiście w innej skali i w innym układzie odniesie-nia mamy – moim zdaniem – do czynieodniesie-nia w tym przypadku. Nazwisko rodzi-ców, ich wizerunek, szkoła, odzież, w którą ubrana była dziewczynka, stanowiły dla osób z jej środowiska oraz środowiska jej rodziców aż nadto czytelne znaki.

4 http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Pomrocznosc-jasna-znow-skazany,wid,1376155, wiadomosc.html?ticaid=1e5c9 [data dostępu: 25.04.2012].

Pora zastanowić się nad przyczynami tej sytuacji. Pojawienie się tego typu publikacji w sferze Internetu budzi zrozumiałe zainteresowanie tradycyjnych mediów. Zawarte w filmie sceny sugerowały, że doszło do działań pozapraw-nych, w których dobro dziecka i jego matki zostało naruszone. Paradoksalnie, dziennikarze działali ze szlachetnych pobudek. Dodatkowym elementem moty-wującym ich do zajęcia się tym tematem była jego medialna atrakcyjność, która przekłada się na czytelnictwo, oglądalność, słuchalność i liczbę odsłon. Milcze-nie ojca dziecka uwiarygodniało w oczach dziennikarzy wersję matki. Sprawy potoczyły się zbyt szybko, ze szkodą dla prawdziwego obrazu sytuacji oraz dobra dziecka.

Analiza tego przypadku i jego skutków pozwala na sformułowanie następu-jących wniosków. Tempo pracy i zamieszczenia materiałów na łamach i antenach podyktowane było kilkoma czynnikami. Po pierwsze, ze względu na dużą kon-kurencyjność na rynku mediów, wśród wielu reporterów czy wydawców istniała obawa, że opis tego rodzinnego dramatu w innych mediach pojawi się wcześniej, że to inne media będą szybsze, lepiej oceniane i chętniej czytane, słuchane czy oglądane. A to, przekłada się oczywiście, na zyski ze sprzedaży powierzchni czy czasu reklamowego. Po drugie, w większości redakcji mamy obecnie do czy-nienia z niedoborem zatrudczy-nienia. Można dostrzec tendencję do eliminowania z medialnego rynku pracy specjalności dziennikarskich, które wymagają więcej czasu, cyklu, który wykracza poza jeden dzień, takich jak: dziennikarstwo śled-cze, dziennikarstwo specjalistyczne w dużych redakcjach itp. Liczba dziennika-rzy dostosowana jest do czasu antenowego, powierzchni prasowej. Cały dzień pracy z wykorzystaniem kamery, samochodu służbowego, fotoreportera bez efektu końcowego w postaci artykułu, radiowej relacji czy telewizyjnego mate-riału jest – z punktu widzenia szefa redakcji czy właściciela – niedopuszczalnym marnotrawstwem. Po trzecie, w wielu redakcjach obowiązuje honoracyjny sys-tem wynagradzania, a stawki nie są wygórowane. Oznacza to, że zarobek repor-tera uzależniony jest od tego, czy uda mu się zamieścić na antenie lub na łamach relację radiową, telewizyjnego newsa czy artykuł.

W opisanym tu przypadku możemy mówić o naruszeniu artykułu 16. Kon-wencji o prawach dziecka:

1. Żadne dziecko nie będzie podlegało arbitralnej lub bezprawnej ingerencji w sferę jego życia prywatnego, rodzinnego lub domowego czy w koresponden-cję ani bezprawnym zamachom na jego honor i reputakoresponden-cję5.

Jeśli podczas analizy przywołanego tu przypadku zastosujemy filtr w posta-ci Karty etycznej mediów, to – moim zdaniem – można zaryzykować tezę, że

5 Konwencja o prawach dziecka. Zgromadzenie Ogólne ONZ 20 listopada 1989 roku. http://

www.brpd.gov.pl/detail.php?recid=53 [data dostępu: 2.05.2012].

prawdopodobnie doszło do złamania zasady wolności i odpowiedzialności. We-dług niej wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje. Sposób relacjonowania pierwszego dnia ocierał się o złamanie in-nej zasady – zasady prawdy. W jej definicji możemy przeczytać, że:

[…] dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy dokładają wszelkich sta-rań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumiennie i bez zniekształceń relacjonują fakty w ich właściwym kontekście, a w razie rozpo-wszechnienia błędnej informacji niezwłocznie dokonują sprostowania6. Sprostowania w formie pełnej wersji wydarzeń, poszerzonej o wypowiedź ojca i pobieżną analizę dokumentów sądowych oraz medycznych pojawiły się w kolejnych dniach. Wypełniły one wymogi prawa prasowego i Karty etycznej mediów, nie poprawiły jednak sytuacji dziecka.

Dla równowagi proponuję teraz analizę przypadku zamieszczenia w grudniu 2011 roku w serwisie YouTube bulwersującego, amatorskiego filmu. Przedsta-wiał on kilkuletnie dziecko, które było zachęcane przez – jak się później okaza-ło – ojca do agresywnych zachowań (bicie, kopanie, uderzanie gokaza-łową itp.) oraz wulgarnych okrzyków. Film został opatrzony przez osobę, która go zamieści-ła w Internecie, tytułem: Następne Pokolenie 4latek … mały gangster (pisownia oryginalna)7. Filmem zainteresowali się dziennikarze. Pojawienie się tematu w mediach spowodowało lawinę maili do Rzecznika Praw Dziecka, a filmem i jego autorem zajęła się Prokuratura Generalna. W tym przypadku nagłośnie- nie sprawy przez media zmobilizowało opinię publiczną i instytucje stojące na straży praw dziecka. Zachowanie ojca dziecka i jednocześnie autora filmu oraz osoby, która doprowadziła do jego rozpowszechnienia, co najmniej w dwójnasób godzi w zapisy Konwencji o prawach dziecka. Po pierwsze, nakłanianie kilkulet-niego syna do zachowania naruszającego jego godność oraz poniżające wysta-wienie na widok publiczny tego typu zachowań, sprowokowanych i zawinionych wyłącznie przez osobę dorosłą. Godzi to w sformułowania zawarte w preambule konwencji:

Państwa-Strony niniejszej konwencji, uważając, że zgodnie z zasadami zawar-tymi w Karcie Narodów Zjednoczonych uznanie wrodzonej godności oraz równych i niezbywalnych praw wszystkich członków rodziny ludzkiej jest podstawą wolności, sprawiedliwości oraz pokoju na świecie, mając na uwadze, że ludy Narodów Zjednoczonych potwierdziły w Karcie swą wiarę w podsta-wowe prawa człowieka oraz w godność i wartość jednostki ludzkiej i

postano-6 Karta etyczna mediów, 29 marca 1995 r. http://www.radaetykimediow.pl/index.php?option

=com_content&view=category&layout=blog&id=2&Itemid=3 [data dostępu: 2.05.2012].

7 http://www.youtube.com/watch?v=Gnh5b9B25m8 [data dostępu: 30.04.2012].

wiły sprzyjać postępowi społecznemu oraz osiąganiu lepszego poziomu życia w warunkach większej wolności8.

Nakłanianie do agresywnego, wulgarnego i poniżającego zachowania naru-sza również punkt 1. artykułu 19. Konwencji o prawach dziecka:

Państwa-Strony będą podejmowały wszelkie właściwe kroki w dziedzinie ustawodawczej, administracyjnej, społecznej oraz wychowawczej dla ochro-ny dziecka przed wszelkimi formami przemocy fizycznej bądź psychicznej, krzywdy lub zaniedbania bądź złego traktowania lub wyzysku, w tym wy-korzystywania w celach seksualnych, dzieci pozostających pod opieką rodzi-ca(ów), opiekuna(ów) prawnego(ych) lub innej osoby sprawującej opiekę nad dzieckiem9.

Ojciec kilkulatka postanowił dobrowolnie poddać się karze. Prokuratura oskarżyła go o składanie fałszywych zeznań (twierdził, że nagranie zostało mu skradzione i bez jego wiedzy zamieszczone w Internecie, co okazało się niepraw-dą). Ustalona z prokuratorami kara wyniosła rok pozbawienia wolności w za-wieszeniu oraz 1000 zł grzywny. Dodatkowo sprawę bada sąd rodzinny, którego zadaniem jest sprawdzenie czy opieka nad dzieckiem przebiega w sposób pra-widłowy10. W tym przypadku – podobnie jak w wielu innych podobnych sytu-acjach – media okazały się sprzymierzeńcem, nieformalną instytucją stojącą na straży praw dziecka, a interes korporacyjny nie pozostawał w opozycji do inte-resu społecznego.

W dalszej kolejności chciałbym zwrócić uwagę na kilka interesujących przy-padków naruszenia praw dzieci, które trafiły w formie skargi do Rady Etyki Mediów, organizacji powołanej do życia w 1995 roku dla przestrzegania za-sad etycznych w mediach. Jej ocena działalności dziennikarskiej opiera się na Karcie etycznej mediów. Jedną ze spraw, którą zajmowali się członkowie REM, była skarga rzecznika Sądu Okręgowego w Krakowie na publikację jednego z dzienników. Dotyczyła ona artykułu poświęconego decyzji sędziów o ode-braniu dziewięciomiesięcznego dziecka matce i umieszczeniu go w rodzinnym ośrodku diagnostyczno-konsultacyjnym. Jakimi przesłankami kierował się sąd?

Kim jest matka dziecka i jaka jest jej przeszłość? Czy niemowlę ma rodzeństwo?

Odpowiedzi na te pytania nie padły w dziennikarskiej relacji. Pojawiła się na-tomiast zdecydowana krytyka sądu. Można było przeczytać m.in. o tym, że bezduszni urzędnicy, policjanci i sędzia oderwali dziecko od matki, że matka

8 Konwencja o prawach dziecka. Zgromadzenie Ogólne ONZ 20 listopada 1989 roku http://

www.brpd.gov.pl/detail.php?recid=53 [data dostępu: 2.05.2012].

9 Ibidem.

10 http://policyjni.gazeta.pl/Policyjni/1,91152,11610326,Szkolil_dziecko_na_stadionowego_

bandyte_Chce_dobrowolnie.html [data dostępu: 29.04.2012].

jest niewinna, a sędziowie ją skrzywdzili. W kolejnej publikacji do ataków na sąd zostali wykorzystani bardzo znani wówczas parlamentarzyści z właściwego okręgu wyborczego. Czy znali szczegóły sprawy? Czy byli świadomi roli, w jakiej postawili ich dziennikarze? Pełniejszy obraz sprawy – według REM – wyglądał inaczej11. Matka dziewięciomiesięcznej dziewczynki podejrzana o udział w na-padzie rabunkowym była poszukiwana listem gończym przez Prokuraturę

jest niewinna, a sędziowie ją skrzywdzili. W kolejnej publikacji do ataków na sąd zostali wykorzystani bardzo znani wówczas parlamentarzyści z właściwego okręgu wyborczego. Czy znali szczegóły sprawy? Czy byli świadomi roli, w jakiej postawili ich dziennikarze? Pełniejszy obraz sprawy – według REM – wyglądał inaczej11. Matka dziewięciomiesięcznej dziewczynki podejrzana o udział w na-padzie rabunkowym była poszukiwana listem gończym przez Prokuraturę