• Nie Znaleziono Wyników

Książę czeka w przedpokoju

W dokumencie Przygody księcia Ottona (Stron 87-94)

Pokrzepiony na duchu pierwszą sprawą dzienną, książę, przejęty teraz trudniejszem zadaniem, skierował się spo­ kojnie w stronę apartamentów swej małżonki. Portyera podniosła się przed nim gościnnie, odźwierny wymienił głośno

jego imi§, i Otto wszedł do pokoju z pewną żartobliwą przesadą w powadze, właściwej jego godności. Oczekiwało tutaj kilkanaście osób, dam dworskich po większej części, towarzystwo, w którem książę czuł się miłym i pożądanym. Dyżurująca panna honorowa wyszła zaraz skrytemi drzwiami, uwiadomić księżnę panią o wizycie dostojnego małżonka, a tymczasem Otton krążył po pokoju, przyjmując wdzięczne hołdy i uprzejme powitania, rozdzielając słodkie słówka i uśmiechy. Gdyby na tem jedynie polegały jego obowiązki księcia, wywiązałby się z nich znakomicie i byłby bez wątpie­ nia jednym z najgoręcej uwielbianych monarchów.

Damy dworu bez wyjątku były zadowolone: każdej z nich dostało się właściwe spojrzenie, odpowiednie miłe słówko, każda czuła się wyróżnioną i ocenioną słusznie.

— Pani,— zwrócił się do jasnej blondynki o zamglonem spojrzeniu— racz mi objaśnić, jakim dziwem codzień znajduję cię piękniejszą i godniejszą uwielbienia?

— A ja Waszą Książęcą Mość coraz bardziej opa­ lonym!— zaśmiała się wesoła dama.— Lecz skoro zaczęliśmy rozmowę na stopie przyjacielskiej równości, stanę się zu­ chwałą i powiem więcej: oboje mamy płeć zachwycającą, ale ja pielęgnuję swoją delikatną skórkę, a Wasza Książęca Mość swoją garbuje na słońcu, deszczu i wietrze. A zatem niezaprzeczona wyższość przyznaną być musi...

— Wyglądam jak murzyn, — zaśmiał się książę — ale zdaniem mojem, jest to cera najwłaściwsza dla niewolnika piękności, za jakiego się poczytuję — doda! z głębokim ukłonem.

— Witam panią Grafińską; kiedyż wystawimy naszą nową komedyjkę? Właśnie się dowiedziałem, że jestem cichym aktorem.

__ O nieba!— zawołała dama dworu z przerażeniem— kto się poważył? Co za niedźwiedź nieokrzesany!

83

O, nigdy, nigdy temu nie uwierzę! — zaprzeczyła cienkim głosikiem wyzwana — Wasza Książęca Mość gra, jak anioł. *

Pani musi mieć słuszność. Czyz może się mylić osoba tak zachwycająca i dowcipna? Lecz ten jegomość wolałby zapewne, żebym grał, jak zwykły aktor.

Przyjemny szmer podziwu, zachęty, uznania, był odpo­ wiedzią na to zręczne słówko; książę zarumienił się z za­ dowolenia, jak paw pyszny i dumny, przechadzał się w tej atmosferze kobiecych pochlebstw, słodkich komplimentów. wesołego szczebiotania, ciepłych spojrzeń i uśmiechów, które przenikały go do szpiku kości miłem uczuciem zadowolenia i swobody.

Cóz za artystyczne, śliczne uczesanie, pani Eisen- tbal!— zauważył, ze swym szczerym uśmiechem.

— Każdy na nie zwraca uwagę — odezwał się ktoś z otoczenia.

Podoba się księciu mojemu i panu? — spytała naj­ słodszym głosem właścicielka pięknej koafiury z głębokim ukłonem i wymownym rzutem oka.

— To coś nowego? Moda wiedeńska? — dopytywał zainteresowany monarcha.

Każdy pragnie czemś nowem powitać miły powrót Waszej Książęcej Mości. Obudziłam się dzisiaj młodą: było to przeczucie. Dlaczegóż, Mości Książę, opuszczasz nas tak często?

Dla przyjemności powrotu jedynie — wesoło odparł Otton. — Jestem jak ten pies, który zakopuje drogą kość w ziemię, aby powróciwszy, pożerać ją stęsknionym wzrokiem.

Fe! fe! fi donc! kość! Co za brzydkie porównanie!— wołały oburzone damy.

Dla psa jest to rzecz najdroższa — bronił się ksią­ żę. A le spostrzegam właśnie panią Rosen... nie witałem jej jeszcze.

84

I żegnając ukłonem i spojrzeniem grupę, z którą rozmawiał, Otton lekkim krokiem skierował się ku oknu, gdzie w pewnem odosobnieniu siedziała milcząca hrabina.

Hrabina Eosen dotychczas zdawała się przygnębioną jakąś cichą zadumą, lecz za zbliżeniem się księcia, ożywiła się nagle. Była to kobieta wysoka i wysmukła, niby nimfa, o ruchach bardzo lekkich, pełnych wdzięku. Twarz jej, piękna w spokoju, pod wpływem ożywienia zmieniała się, rozjaśniała, przeistaczała cudownie w grę barw, blasków, uśmiechów i drgnień porywających. Głos stanowił też jeden z jej nieporównanych powabów: śpiewała zachwycająco i na­ wet w zwykłej mowie władała bogactwem tonów i rozmai­ tością; w nutach nizkich brzmienia jej były głębokie i dziwnie sympatyczne, w wysokich — lekko drżące, melodyjne, dźwię­ czne: — cała muzyka. B ył to brylant czystej wody, rznięty ręką mistrza, w tysiące ścian, promieniejących tysiącami ogni; kobieta, maskująca własną swoją pięknośó, a przynaj­ mniej najpotężniejsze powaby, aby w chwili pieszczoty bły­ snąć nimi nagle, jak bronią niezwyciężoną. Chwilami można było widzieć w niej jedynie osobę wysoką i zgrabną, o twa­ rzy oliwkowej i śmiałym temperamencie; nagle— jak kwiat, który otwiera swój kielich do słońca, ożywiała się blaskiem życia, barw, wesołości, tkliwości, całej gamy uczuć, objawia­ jących się coraz to nowym urokiem. Pani Eosen miała zawsze jakąś broń ukrytą, by pokonać ostatecznie niepewne­ go wielbiciela. Księcia powitała strzałą tkliwego zadowo­ lenia.

— Nakoniec!— zawołała swoim melodyjnym głosem.— Eaczyłeś wspomnieć o mnie, o książę okrutny!.. Motyl z cie­

bie, Mości Książę. Czy pozwolisz mi w dowód łaski uca­ łować swą rękę?

— O pani, to rzecz moja prosić o łaskę podobną! Pochylił się z ukłonem i dotknął ustami palców pięknej hrabiny.

85

— Odmawiasz mi wszystkiego, Mości Książę — rzekła z uśmiechem i cichem westchnieniem.

— Cóż nowego, hrabino? Przychodzę do ciebie, jak zwykle, na gazetkę.

— Cisza morska, Mości Książę— martwa cisza. Świat usnął i marzy we śnie już wiek cały. Nie przypominam sobie najlżejszego objawu przebudzenia. Okropny stan. Po raz ostatni w życiu doznałam rozkoszy wzruszenia, gdy pozwolono mojej opiekunce wymierzyć mi sumiennie zasłu­ żonego klapsa! A le nie, nie, nieprawda, popełniłam nie­ sprawiedliwość względem siebie i twego zaczarowanego pa­ łacu. Tak, to było po raz ostatni. Już naprawdę raz ostatni!

I za wachlarzem, lekko pochylona, pośród tysiąca spoj­ rzeń, uśmiechów i zwrotów zręcznej rozmowy, rozwijać za­ częła barwne opowiadanie ostatniej przygody, która jej urozmaiciła senną monotonię życia.

Otaczające ją damy dyskretnie usunęły się na bok, gdyż widocznem było, że piękna hrabina jest w łasce. W i­ działa to zapewne i podniecona znowu, kryła się za wachla­ rzem, głos zniżyła do szeptu, i chwilami obie pochylone głowy dotykały się prawie w tern zbliżeniu.

— Jesteś pani... wiesz o tern? — mówił, śmiejąc się książę — jesteś najzręczniejszą kobietą pod słońcem! najbar­ dziej zajmującą.

— Ach, nakoniec spostrzegłeś to, okrutny książę! — O, tak, pani, nabywam z wiekiem doświadczenia i trochę przenikliwości.

— Z wiekiem?— powtórzyła.— Możesz pan mówić o tym zdrajcy? Ja nie wierzę w bieg czasu. Cały kalendarz jest złudzeniem, kłamstwem.

— Musisz pani mieć słuszność— odparł poważnie ksią­ ż ę .— Od lat sześciu, gdy zostaliśmy przyjaciółmi, widzę cię codzień młodszą i piękniejszą.

86

— Pochlebca!— zawołała, a potem, zmieniając ton na­ gle; —. Nie, pocóź mam tak mówić, jeśli na honor, sama myślę zupełnie tak samo. Przed tygodniem miałam konsylium z moim Ojcem Przewodnikiem, ze zwierciadłem, Mości K sią­ żę. Zwierciadło mi odpowiedziało: „Nie jeszcze.” Podobne konferencye odbywam co miesiąc. O, wierz mi, książę, to chwila bardzo uroczysta. Czy wiesz, co zrobię, kiedy zwier­ ciadło odpowie: „Już pora?” ^

— Nie umiałbym odgadnąć.

— Ani ja tembardziej — zaśmiała się hrabina. — Ale wybór mam rozległy: samobójstwo, gra, klasztor, pamiętniki, polityka nakoniec. Obawiam się, że poprzestanę na ostatniej.

— Smutne powołanie — zauważył Otton.

— Niekoniecznie — odparła. — Czuję do niego pociąg. Polityka jest cioteczną siostrą plotki, którą w każdym razie musimy uznać za zabawną, a często bardzo zajmującą. Nie przecz, książę. Jeśli ci opowiem np., że księżna pani co- dzień wyjeżdża z baronem na przegląd artyleryi, będzie to z mojej strony, stosownie do sposobu wypowiedzenia tej no­ winy, polityką lub plotką. Jestem jak alchemik, który stwa­ rza nowe pierwiastki za pomocą środków tajemniczych... Od chwili wyjazdu.twego, Mości Książę, widywano ich wszę­ dzie razem...— ciągnęła dalej z błyszczącym spojrzeniem, pod którem twarz Ottona pokryła się ciemnym rumieńcem.— To będzie mała plotka, cokolwiek złośliwa... A le jeżeli dodam, że witano ich wszędzie okrzykiem, moja ploteczka stanie się wiadomością polityczną.

— Mówmy o czem innem — rzekł Otton spokojnie. — Właśnie chciałam to samo proponować, a raczej chcę się zwrócić do polityki. W ojna jest popularną, nie prawdaź? Musi być dość popularną, skoro ludność wydaje okrzyk na cześć księżny Serafiny.

— Wszystko to jest możliwem, wszystko to być może, droga pani — powtórzył książę. — Być może, iż rzeczywiście

87

robimy przygotowania do wojny, ale słowu honoru daję, źe nie wiem, z kim mamy wojować.

— I pan pozwalasz na to? Znosisz to, Mości Ksią­ żę?— zawołała z zalotnem oburzeniem.— Przyznaję, źe nie miałam nigdy pretensyi do moralnych zasad: jagnię wstręt we mnie budzi, a wilk — podziw romantyczny. O, skończ raz, Mości Książę, z tą rolą jagnięcia! Pozwól nam się przekonać, źe mamy monarchę. Dość, dość już tej kądzielil

— Sądziłem, pani, — zauważył Otton — iż należysz do przeciwnego obozu.

— Będę należała do twego, mój książę, ale niech za­ cznie istnieć — odparła wesoło.— Czyż rzeczywiście nie masz najmniejszej ambicyi? Był niegdyś w Anglii człowiek, któ­ rego nazwano: „Twórcą królów..." Czy wiesz, Mości Ksią­ żę, zdaje mi się, że i ja także umiałabym stworzyć, czy zrobić choć księcia?

— Może wkrótce poproszę panią o dobrą radę, jak zrobić z siebie zwykłego wieśniaka — zauważył książę zna­ cząco.

— Czy to zagadka?

— Tak, pani, i nawet bardzo dobra.

— Odpowiem ci podobną: Gdzie jest w tej chwili Gondremark?

— Pierwszy minister? Prawdopodobnie w ministe-ryum.

— Niewątpliwie, Mości Książę — uśmiechnęła się hra­ bina, końcem wachlarza wskazując apartament księżny. — My, Mości Książę, oboje znajdujemy się w przedpokoju. Sądzisz,— dodała— źe jestem złośliwą? Wypróbuj mię. Daj mi jakie bardzo trudne polecenie. Zapytaj o coś. Niema trudności, którejbym nie zdołała pokonać dla ciebie; niema tajemnicy, którejbym tobie nie odkryła.

Książę ucałował piękną, małą rączkę.

— Wierz mi pani,. iż zanadto cenię w tobie przyja­ ciela, abym miał to uczucie wystawiać na próby. Stokrotnie

88

wolę o niczem nie wiedzieć. Łączmy się i bratajmy, jak żołnierze przeciwnych obozów na neutralnym gruncie, lecz każdy z nas niech zostanie wiernym swej chorągwi.

— Gdyby wszyscy mężczyźni byli tak wspaniałomyślni,— . gorąco zawołała hrabina—warto byłoby jeszcze być kobietą!

Sądząc jednakże z wyrazu jej twarzy, wspaniałomyślność księcia raczej ją zawiodła. Zdawało się, iż szuka w myśli punktu wyjścia, i skoro go znalazła, ożywiła się znowu. »

— Czy mi wolno pożegnać mojego monarchę? — zapy­ tała z uczuciem.— Jest to bunt z mojej strony karygodny, lecz cóż pocznę? Mój niedźwiedź jest zazdrosny...

— Zmiłuj się, hrabino! Ahasverus podał ci berło, więcej nawet: pod każdym względem chce ci być posłusznym. Doprawdy, powinienem się był psem urodzić, aby mód z śpieszyć na każde skinienie.

Książę pożegnał ją z wytworną grzecznością i poszedł motylkować koło pani Grafińskiej i Eisenthal. Lecz hra­ bina była rada ze swej strzały, która musiała utkwić w sercu pięknego księcia. Gondremark zazdrosny! Miła zemsta,

t

A pani Rosen, powód tej zazdrości, powinna przedstawić mu się całkiem w nowem świetle.

R O Z D Z IA Ł V.

W dokumencie Przygody księcia Ottona (Stron 87-94)