• Nie Znaleziono Wyników

Niepodobna—powtórzył z naciskiem Gondremark

W dokumencie Przygody księcia Ottona (Stron 96-102)

Wasza Książęca Mość sama to przyzna, skoro zechce roz­ patrzyć sprawę. Zaczynając, mogliśmy pełzać i kryć się jak węże, lecz wobec ultimatum nie mamy wyboru: teraz musimy zdobyć się na lwią odwagę. Zapewne, byłoby lepiej, gdyby książę był nie powrócił jeszcze czas jakiś, lecz za- szliśmy już zbyt daleko, by się wahać i zwłóczyć.

__ Co go mogło sprowadzić? —zawołała księżna z nieu­ daną niechęcią.— I to dziś właśnie!

— Los ślepy, instynkt... Lecz nie przesadzajmy nie­ bezpieczeństwa. Proszę, pomyśl Pani, czegośmy dokazali mimo tyłu przeszkód! Nie jesteśmy Księciem Piórko — do­ dał, lekko dmuchnąwszy w palce.

— Książę Piórko jest jednak księciem Grunewaldu. — Dzięki twej tolerancyi i wyrozumiałości, Mościa Księżno, i tylko poty, póki raczysz na to zezwolić. Istnieją prawa natury, których nic nie zmieni,— na tej zasadzie wła­ dza należy do silnych. Gdyby się poważył kiedy sprzeci­ wiać swemu przeznaczeniu., zechcesz mu, księżno, opowie­ dzieć bajkę o glinianym garuku i żelaznym.

— Nazywasz mię pan garnkiem? To niezbyt uprzej­ mie, baronie! — zawołała, śmiejąc się, księżna.

91

— Nim skończymy z chwałą, swoje dzieło, mam na­ dzieję nazwać panią wielu róźnemi jeszcze imionami—odparł Gondremark.

Księżna zarumieniła się pod wpływem przyjemnego wrażenia,

— Mimo to wszystko, Fryderyk jest księciem, panie pochlebco—odparła z uśmiechem.—Nie myślisz chyba prze­ cież o rewolucyi, baronie?

— Rewolucya już się odbyła, droga pani: Książę Fryderyk istnieje jeszcze w kalendarzu, lecz księżna pani rządzi i panuje w Grunewaldzie,

Utopił w niej spojrzenie pełne uwielbienia i miłości, pod którem próżne serce Serafiny wezbrało dumą i rozko- sznem wzruszeniem. Patrząc na olbrzymiego niewolnika, upajała się poczuciem swej władzy. Lecz Grondremark krótką chwilę pozwoli! jej tylko kosztować słodkich wrażeń, wkrótce przerwał milczenie ze swą ciężką niezręcznością.

— Jedna tylko słaba strona w świetnej przyszłości mej pani grozi niebezpieczeństwem — zaczął znowu. — Czyż mam ją nazwać? Czyż mi wolno pozwolić sobie na ten objaw śmiałości? Słabość tkwi w niej samej... w tkliwem sercu mej księżny...

— Albo w braku prawdziwej odwagi, baronie. A je­ śliśmy źle obliczyli? A jeśli będziemy pokonani?

— Pokonani, księżno?!— zawołał Gondremark z urazą.— Czyż pies może być pokonanym przez zająca? W ojska na­ sze, rozmieszczone wzdłuż całej granicy, i pięć tysięcy ka­ rabinów awangardy w ciągu pięciu godzin stanie u bram Brandenau, a w Gerolsteinie niema i pięciuset ludzi, umie­ jących władać bronią. To jasne jak słońce; oporu spotkać nie możemy.

— A le też nie możemy nazwać tego bohaterstwem. W ięc tak wygląda zblizka piękna sława? To jakby ktoś obił dziecko!

— Odwaga nasza, pani, leży w dyplomacyi— zapewniał baron.— Jest to krok poważny: po raz pierwszy zwracamy, oczy Europy na bezwładny dotąd Grunewald, i stosownie do zręczności naszej polityki, w ciągu następnych trzech' miesięcy, dzięki układom mocarstw pierwszorzędnych, utrzy­ mamy się na zdobytem stanowisku, albo spadniemy w nicość. I w tych to trudnych i stanowczych chwilach — dodał po­ sępnie— liczę na twe rady, pani. Gdybym nie widział ciebie lat tyle przy pracy, gdybym nie znał płodności twojego umysłu, wyznaję, iż zadrżałbym i uląkł się może konse- kwencyi zamierzonego przedsięwzięcia. Na tein polu mężczy­ źni uznać muszą zawsze swój brak zdolności i konieczność pomocy subtelniejszego umysłu kobiety. Który z wielkich dyplomatów nie miał obok siebie, albo ponad sobą tego ducha opiekuńczego, źródła inicyatywy, a często geniuszu? Pani Pompadour nie miała zdolnego wykonawcy swej woli, nie znalazła wiernego Gondremarka. A le co za potężna polityka! A Katarzyna Medicis... jaka bystrrfść oka, trafność poglądów i stanowczość środków!., jaka odporność i siła w upadku! Niestety jednak, dla niej własne dzieci były tern, czem Książę Piórko... A oprócz tego miała ona w cha­ rakterze rys mieszczański, pospolity: uczucia i względy ro­ dzinne ograniczały zawsze swobodę jej czynów.

Ten oryginalny pogląd historyczny, zastosowany ściśle „ad usum Seraphinae,” nie zdawał się jednakże wywierać na księżnie magnetycznego wpływu. Widocznem było, iż na czas jakiś przynajmniej zniechęciła się do własnych swoich postanowień, gdyż słowa Gondremarka nie przekonały jej zupełnie, ani skłoniły do zaniechania oporu. Z pod nawpół spuszczonych powiek spojrzała na swego doradcę i odparła z lekkim odcieniem szyderstwa:

— Ludzie są zawsze dziećmi: lubią wielkie słowa! Piękna odwaga! Wzniosłe, bohaterskie czyny! Zdaje mi się w tej chwili, że gdybyś zmuszonym był, baronie, czyścić rondle, nazwałbyś to zajęcie „odwagą domową!”

93

— Być bardzo może, pani, nawet niewątpliwie, zwła­ szcza, gdybym tę czynność spełnił należycie. Nazywam cnotę naleźnem jej mianem,— i w tern niema przesady: cnoty same w sobie nie są zachwycające, ani bardzo świetne.

— Być może, lecz zastanówmy się tylko: chciałabym ' rzeczywiście zrozumieć tę naszą odwagę. A le nie mogę.

Czyż nie musimy, jak dzieci, prosić o pozwolenie na swa­ wolę? Babcia z Berlina i wujaszek z Wiednia, cała rodzina wreszcie, dobrotliwie poklepie nas po twarzy, zarumienionej z pragnienia, i — pozwoli. Odważnie, dzieci! śmiało, dzieci! Doprawdy, nie rozumiem pana.

— Odmieniono mi moją panią! — smutnie zawołał ba­ ron:— nie chce wiedzieć, gdzie się kryje prawdziwe niebez­ pieczeństwo. Prawda, że wszyscy zachęcają nas do tego kroku, ale czyż księżna moja zapomniała, pod jak niemożli­ wymi warunkami? Wszak wie, jak było w Diete na konfe- rencyach, gdy w dyskusyach jawnych przeczono lub zapo­ minano o wszystkiem, o czem się mówiło na stronie? Nie­ bezpieczeństwo jest i rzeczywiste — ciągnął dalej, wściekły w duszy, iż musi potrącać strunę, którą sam przed chwilą uciszał.— Rzeczywiste i groźne, choć nie wyłącznie militarne. Nie mniej przeto odważnie stawimy mu czoło. Co do armii, jakkolwiek podzielam zupełnie zaufanie Waszej Książęcej Mości w uzdolnienie i szczere chęci Alvenau!a, muszę pamię­ tać o tem, iż ten młodzieniec nie miał dotychczas sposobności złożyć nam dowodów, iż potrafi odpowiedzieć swojemu za­ daniu na tak Wysokiem stanowisku. Co zaś do negocyacyi, mam nadzieję pozyskać wpływ na ich kierunek, a przy twej 1 pomocy, pani, nie wątpię, iż wypłyniemy szczęśliwie.

— Być może—powtórzyła z westchnieniem Serafina.—

\

Ja widzę niebezpieczeństwo gdzieindziej. Lud, ten lud stra- | szny, gdyby się nagle zbuntował? Piękniebyśmy wyglądali . wtedy w oczach Europy: przedsiębrać zaborczą wojnę, gdy

__ W tem jednem nie jesteś pani na własnej swojej' wysokości— zauważył baron z uśmiechem.— Cóż wśród ludu wywołuje całe niezadowolenie? Co go burzy? — Podatki. Lecz zająwszy Gerolstein, zmniejszymy podatki; synowie wrócą ze sławą do domu, niosąc obfitą zdobycz i łupy wo­ jenne; każdy potrosze będzie czuł na sobie cząstkę powsze­ chnego blasku i tryumfu, i zniknie wszelki powód do nie­ chęci. Będziemy znów spokojni, dumni i szczęśliwi. „Tak, tak,— będą powtarzali sobie grubi tracze—nasza księżna ma rozum i pojmuje rzeczy, to tęga głowa... Ot, jesteśmy dzi­ siaj bogatsi, niż poprzednio.” — Ale komuż ja to tłómaczę? Czyż nie ty, pani, pierwsza ukazałaś mi tę drogę? Wszak w podobhy sposób skłoniłaś mię do tego kroku.

— Zdaje mi się, panie Gondremark, — rzekła sucho Serafina— iż często przypisujesz mi swe własne myśli.

-Niespodziewany i subtelny atak zmieszał na chwilę barona tak mocno, że nie umiał odpowiedzieć. A le prędko przyszedł do siebie.

— Doprawdy? — spytał z naiwnem zdziwieniem. — To być może... gdyż zauważyłem, niejednokrotnie podobną ten- dencyę w słowach Waszej Książęcej Mości.

Odpowiedź wydawała się tak naturalną i słuszną, iż Serafina odetchnęła swobodnie. Próżność jej była ocaloną i ulga, jakiej z tego powodu doznała, podnieciła jej energię.

— W każdym razie,— zaczęła—wszystko to dziś nie na czasie. Fryderyk czeka w przedpokoju, a ja nie znam do­ tąd hasła. Tak, mój towarzyszu pracy, decydujmy. Jak go mam przyjąć? Co zrobimy, jeśli zechce być na radzie?

— Jak go masz przyjąć, księżno, tu, u siebie, pozo­ stawiam Najzupełniej twemu dowcipowi. Widziałem cię już w ogniu. Odeślij go najlepiej do teatru. A le łagodnie! Czy np. nie byłby dogodny dla mojej pani nagły atak migreny?

— Nigdy!— odparła żywo.— Kobieta, która może rzą­ dzić, tak samo jak mężczyzna, który może walczyć, nie po­

95

r winni nigdy unikać spotkania. Rycerz nie ma prawa bra- :• kiem zaufania zniesławiać swojej broni.

•— Ha! niechże zatem moja okrutna księżna pozwoli chociaż błagać się o jedną łaskę: bądź litościwą dla nie­ szczęśliwego człowieka! Udaj, że cię zajmują jego polowa­ nia, a polityka nudzi! Staraj się pani znaleźć w jego to­ warzystwie, że tak powiem, przyjemny wypoczynek po mę­ czącej pracy. Czy księżna pani moja przyjmuje ten projekt? — Wszystko to zresztą mniejsza, drobiazgi... szcze­ góły— ale Rada? W tern kwestya.

— Rada?— zaśmiał się rubasznie Gondremark.— K się­ żna Pani pozwoli?

Podniósł się i zaczął biegać po pokoju, naśladując dość udatnie głos i ruchy księcia.

— „Ach, cóż tam dzisiaj mamy, panie de Gondremark? Ach, panie kanclerzu, nowa peruka? Kie zwiedziesz mię! znam wszystkie peruki w Grunewałdzie! Mam oko księcia, panie!,. Cóż to za papiery? Aha, aha! naturalnie!.. Z ało­ żyłbym się, iż żaden z was nie zwrócił uwagi na perukę.. Bez wątpienia. Nic w tem wszystkiem nie rozumiem... A tak dużo! Mój Boże!.. Podpisujcie, podpisujcie, macie przecież upoważnienie... Widzisz pan, panie kanclerzu, poznałem się odrazu na twojej peruce!..” I tak dalej—dokończył baron, odzyskując głos naturalny. — W taki to sposób nasz mo­ narcha z łaski Boga oświeca swych doradców w sprawach aństwa i wskazuje im drogę właściwą.

Baron tryumfująco spojrzał na Serafinę, oczekując należytego uznania, ale ją zastał lodowato zimną.

— Masz pan wielkie zdolności, panie Gondremark, — rzekła dumnie — ale zapomniałeś dziś, gdzie się znajdujesz. Pozory niekiedy mylą. I nasz monarcha, książę Grur.ewaldu, bywa więcej wymagającym.

W głębi duszy Gondremark posłał ją do wszystkich dyabłów. Ambicya i próżność błazna bywa najdrażliwszą.

96

a kiedy sprawy ważne utrzymują system nerwowy w pewnem naprężeniu, ukłucie szpilką staje się nieznośnem. Lecz ba­ ron był żelazny: nic nie okazał po sobie. Nie przyśpieszył nawet odejścia, jak zwykły szarlatan, który się przerachował. Zachował powagę i spokój.

— P ani,— rzekł — mówisz słusznie: książę bywa wyma­ gającym, trzeba wziąć bysia za rogi.

— Zobaczymy — odparła, poprawiając suknię.

Gniew, pogarda, niesmak, tysiąc uczuć cierpkich i nie­ określonych ogarnęło ją nagle z niepojętą siłą, uczuła wstręt najwyższy do wszystkiego, co miało związek z polityką i ba­ ronem.

„Daj Boże, żeby się tu pokłócili — myślał tymczasem, odchodząc, Gondremark. — Ta święta lala gotowa mi dziś spłatać figla — chyba, że się pokłócą... Czas go wpuścić wreszcie... Wynoś się, piesku, na kolana przed panią!..”

Przykląkł na jedno kolano i z rycerską galanteryą ucałował rękę księżny.

— Trzeba, by księżna pani oddaliła swego sługę — rzekł pokornie.— Mam jeszcze wiele rzeczy przygotować przed otwarciem Rady.

— Żegnam pana.

Podniosła się, i kiedy baron Gondremark na palcach wychodził ukrytemi drzwiami, księżna nacisnęła dzwonek i wydała rozkaz, aby prosić księcia.

R O Z D Z IA Ł V I.

Rozmowa o małżeństwie i praktycznie pojęta kwestya

W dokumencie Przygody księcia Ottona (Stron 96-102)