• Nie Znaleziono Wyników

KSIĘGA TRZECIA

W dokumencie KSIĘGA PIERWSZA (Stron 121-168)

TALIA

Otóż przeciw temu Amazysowi przedsięwziął wyprawę wojenną Kambizes, syn Cyrusa, wiodąc z sobą prócz tych, nad którymi panował, także Hellenów, tj. Jończyków i Eolów; po-wód zaś jej był taki: Kambizes wysłał był do Egiptu herolda i prosił o rękę córki Amazysa;

a prosił o nią, idąc za radą pewnego Egipcjanina, który jej udzielił, zagniewany na Amazysa;

ten bowiem jego właśnie spośród wszystkich lekarzy w Egipcie oderwał od żony i dzieci i przekazał Persom, kiedy to Cyrus prosił Amazysa przez posłów o najlepszego w Egipcie okulistę. O to więc rozżalony Egipcjanin skłonił Kambizesa swojąradą do ubiegania się o rękę córki Amazysa, ażeby ten, dając ją, doznał przykrości, albo odmawiając, naraził się na nie-nawiść Kambizesa. Amazys zaś, którego potęga Persów przejmowała niechęcią i obawą, nie wiedział, czy mu ją dać, czy odmówić; dobrze bowiem wiedział, że Kambizes chciał ją mieć nie za żonę, lecz za nałożnicę. To więc rozważając, tak sobie postąpił: Była córka Apriesa, poprzedniego króla, bardzo rosła i urodziwa, która jedyna z rodziny pozostała, a na imię by-ło jej Nitetis. Tę więc dziewczynę przystroił Amazys w szaty i zby-łoto i wysłał jako swoją córkę do Persów. Po pewnym czasie, gdy ją Kambizes pozdrawiał nazywając imieniem ojca, po-wiedziała doń młoda niewiasta: - Królu, ty nie wiesz, że oszukał cię Amazys. Ubrał mnie w kosztowny strój i do ciebie wysłał, dając niby własną córkę, choć w rzeczywistości jestem córką Apriesa, którego on, swojego pana, uśmiercił po wznieceniu wraz z Egipcjanami bun-tu. - Te zatem słowa i zawarte w nich obwinienie wprawiły w wielki gniew i powiodły na Egipt Kambizesa, syna Cyrusa. Tak opowiadają Persowie. Egipcjanie zaś sobie przywłaszczają Kambizesa, twierdząc, że urodził się on z tej właśnie córki Apriesa: bo Cyrus był tym, który się starał o córkę Amazysa, a nie Kambizes. Lecz tak utrzymując nie mają słuszności. Wszak nawet im samym nie było niewiadome (bo jeżeli w ogóle ktoś, to Egipcjanie znają zwyczaje Persów), że naprzód nie ma u nich zwyczaju, aby nieślubny potomek został królem, jeśli nie brak prawowitego syna, a potem, że Kambizes był synem Kassandany, córki Farnaspesa, Achajmenidy - a nie Egipcjanki. Ale oni przekręcają fakt historyczny, udając, jakoby byli spokrewnieni z rodziną Cyrusa. Tak się przedstawia ta sprawa.

Opowiada się też taką historię, dla mnie nieprzekonywającą, że jedna z perskich niewiast przyszła do niewiast Cyrusa, a ujrzawszy stojące przy Kassandanie dorodne i duże dzieci, pełna była podziwu i bardzo ją wychwalała. Kassandana jednak, żona Cyrusa, tak rzekła: -

Mimo że jestem matką takich dzieci, pogardza mną Cyrus, ceni sobie natomiast świeżo na-bytą z Egiptu niewiastę. - To powiedziała ze złości ku Nitetis, a wtedy starszy z jej synów, Kambizes, tak się odezwał: - Dlatego też, matko, kiedy dorosnę, wywrócę Egipt do góry no-gami. - Tak wyraził się licząc około dziesięciu lat, czemu dziwiły się kobiety. On tedy, pa-miętny tych słów, skoro osiągnął wiek męski i został królem, przedsięwziął wyprawę na Egipt.

Zdarzyło się, że jeszcze taka okoliczność przyczyniła się do tej wyprawy. Był w wojsku najemnym Amazysa mąż rodem z Halikarnasu, a imieniem Fanes, człek rozumny i dzielny wojownik. Ów Fanes, gniewając się o coś na Amazysa, uciekł na statku z Egiptu, aby wejść w porozumienie z Kambizesem. Ponieważ zaś wśród wojsk najemnych niemałe miał znacze-nie i bardzo dokładznacze-nie znał stosunki w Egipcie, przeto ścigał go Amazys i usiłował ująć, wy-sławszy za nim na trójrzędowcu najwierniejszego ze swoich eunuchów. Ten wprawdzie ujął go w Licji, lecz schwytanego nie przywiódł z powrotem do Egiptu,

bo Fanes podstępem go podszedł; mianowicie spoił strażników i umknął do Persji. Kiedy więc Kambizes gotował się do wyprawy na Egipt i był w kłopocie, jak przeprawić się przez bezwodną pustynię, przyszedł do niego Fanes, opowiedział mu, jakie jest położenie Amazy-sa, i objaśnił kierunek marszu, radząc, żeby posłał do króla Arabów i prosił go o pozwolenie bezpiecznego przejścia przez pustynię. Bo tylko przez nią jest otwarty dostęp do Egiptu.

Terytorium od Fenicji aż do granic miasta Kadytis należy do tak zwanych Syryjczyków Pa-lestyńskich . Od Kadytis, które to miasto moim zdaniem niewiele jest mniejsze od Sardes, należą punkty handlowe wzdłuż morza aż do miasta Jenysos do króla Arabów, od Jenysos znowu do Syryjczyków aż do Jeziora Serbonickiego, mimo którego Góry Kasyjskie ciągną się ku morzu. Od Jeziora Serbonickiego, w którym wedle podania ukryty jest Tyfon, zaczyna się już Egipt. Terytorium między miastem Jenysos, Górami Kasyjskimi a Jeziorem Serbonickim - niemałe, bo wynoszące prawie trzy dni marszu – jest strasznie bezwodną pustynią.

Teraz chcę coś opowiedzieć, o czym wie tylko niewielu z tych, co żeglują do Egiptu. Do Egiptu sprowadza się corocznie z całej Hellady, a oprócz tego z Fenicji, napełnione winem gliniane naczynia, a przecież nie można tam ujrzeć, żeby tak rzec, ani jednej nawet próżnej kadzi od wina. Gdzież więc, zapytałby ktoś, one się podziewają? I to także wyjaśnię. Każdy naczelnik miasta powiatowego musi ze swego miasta zbierać wszystkie naczynia gliniane i zawozić do Memfis, a ludzie z Memfis są zobowiązani napełniać je wodą i zanosić na ową Pu-stynię Syryjską. Tak każde nowonadchodzące naczynie gliniane wypróżnia się w Egipcie, a potem dostawia do Syrii do poprzednich naczyń.

Tak właśnie Persowie, skoro tylko zajęli Egipt, urządzili doń dostęp, zaopatrzywszy go w wodę podanym wyżej sposobem.

Wtedy jednak nie było jeszcze w pogotowiu wody; dlatego Kambizes, pouczony przez cu-dzoziemca z Halikarnasu, wysłał posłów do króla Arabów i uzyskał na swą prośbę bezpieczne przejście, przy czym wymienili między sobą rękojmię wierności.

Szanują zaś Arabowie przymierza jak rzadko który naród.

A zawierają je w następujący sposób: Między obu tymi, którzy chcą zawrzeć przymierze, staje w środku inny mąż i nacina im ostrym kamieniem dłoń przy kciuku; następnie bierze z płaszcza każdego z nich kosmyk wełny naciera krwią siedem kamieni, które między nimi le-żą, a czyniąc to, wzywa Dionizosa i Uranię. Potem ten, kto zawarł przymierze, poleca swoim przyjaciołom owego cudzoziemca albo też współziomka, o ile zawiera związek ze współziom-kiem. Przyjaciele zaś również uważają za rzecz słuszną, żeby przymierzy święcie dochowy-wać. Do bogów należą według nich tylko Dionizos i Urania, twierdzą też, że strzygą swe sy w ten sam sposób, jak właśnie Dionizos był ostrzyżony. Strzygą się zaś w koło, goląc wło-sy dokoła skroni. Dionizosa nazywają Orotalt, Uranię A l i l a t.

Skoro więc król Arabów zawarł przymierze z przybyłymi od Kambizesa posłami, obmyślił rzecz następującą: napełnił wodą bukłaki ze skóry wielbłądziej i załadował je na wszystkie żyjące wielbłądy; uczyniwszy to, pociągnął na pustynię i oczekiwał tam wojska Kambizesa.

To jest prawdopodobniejsze z opowiadań, muszę jednak przytoczyć także mniej prawdopo-dobne, skoro już jest w obiegu. Istnieje wielka rzeka w Arabii, a nazywa się Korys; uchodzi ona do tak zwanego Morza Czerwonego. Z tej więc rzeki miał król Arabów skierować wodę przez rynnę, zszytą z surowych skór wołowych i innych, która swą długością sięgała aż do pustyni; w pustyni zaś miał wykopać wielkie cysterny, ażeby przyjęły i przechowywały tę wodę. Droga od rzeki aż do tej pustyni wynosi dwanaście marszów dziennych. Opowiadają nawet, że skierował on wodę przez trzy takie rynny do trzech różnych punktów.

Przy tak zwanym pelusyjskim ramieniu Nilu rozbił swój obóz Psammenit, syn Amazysa, i oczekiwał Kambizesa. Amazysa bowiem nie zastał już Kambizes przy życiu, kiedy na Egipt wyruszył: umarł on po czterdziestu czterech latach panowania, w ciągu których nie spotkało go żadne szczególnie przykre zdarzenie. Po śmierci i zabalsamowaniu pochowano gow gro-bach świątynnych, które sam wybudował. Za rządów zaś egipskich Psammenita, syna Ama-zysa, zdarzył się Egipcjanom bardzo wielki dziw: mianowicie spadł deszcz w egipskich Te-bach, gdzie ani przedtem nigdy nie padał, ani później aż do moich czasów, jak mówią sami Tebańczycy. Bo w górnym Egipcie w ogóle deszcz nie pada, ale wtedy mżyło w Tebach.

Skoro Persowie przeciągnęli przez pustynię i stanęli obozem w pobliżu Egipcjan, gotowi do starcia, wtedy wojska najemne króla Egiptu, złożone z Hellenów i Karów, obmyśliły taki czyn przeciw Fanesowi, oburzone tym, że sprowadził na Egipt cudzoziemską armię: Fanes miał synów, którzy pozostali w Egipcie; tych przyprowadzili do obozu, przed oczy ojca, i ustawili w środku między oboma obozami mieszalnik; następnie przywiedli jednego chłopca po drugim i zarzezali ich, tak że krew spływała do mieszalnika. Gdy uporali się ze wszystkimi chłopcami, wlali do mieszalnika wino i wodę, a potem napili się krwi wszyscy żołnierze za-ciężni i tak ruszyli do walki. Przyszło do zaciętej bitwy, a gdy z obu wojsk wielu padło, zwró-cili się w końcu Egipcjanie do ucieczki.

Widziałem tu coś bardzo dziwnego, na co zwrócili mi uwagę krajowcy. Mianowicie z na-piętrzonych osobno kości jednych i drugich, co w tej bitwie polegli (osobno bowiem leżały kości Persów, tak jak zaraz z początku zostały oddzielone, a na innym miejscu kości Egip-cjan), są czaszki Persów tak słabe, że można by je przedziurawić, gdyby się chciało tylko kamykiem rzucić; natomiast czaszki Egipcjan są tak twarde, że ledwie byś je kamieniem tłu-kąc rozłupał. Jako przyczynę tego zjawiska podawali mi, i łatwo mnie przekonali, że Egipcja-nie zaraz od wczesnego dzieciństwa golą głowy, a kość na słońcu twardEgipcja-nieje. W tym samym tkwi też powód, że nie łysieją; bo wśród wszystkich ludów u Egipcjan najmniej widzi się ły-sych. Dlatego to Egipcjanie twarde mają czaszki, a że Persów czaszkisą kruche, ta istnieje przyczyna: od dziecka głowy swe rozpieszczają, nosząc filcowe kapelusze, czyli tiary. Tak się ta sprawa przedstawia. Coś podobnego widziałem jeszcze w Papremis na tych, którzy razem z Achajmenesem, synem Dariusza, padli z ręki Libijczyka Inarosa.

Skoro zatem Egipcjanie przy końcu bitwy pierzchnęli, uciekali już bez wszelkiego

porząd-ku. A gdy zostali w Memfis zamknięci, wysłał Kambizes w górę rzeki mitylenejski okręt, któ-ry wiózł perskiego herolda, i wezwał Egipcjan do kapitulacji. Ci, zobaczywszy przybyły do Memfis okręt, tłumnie wylegli z obronnego zamku, zniszczyli okręt, ludzi rozszarpali na ka-wałki i ponieśli na zamek. Potem oblegani, wreszcie kapitulowali; a sąsiedni Libijczycy z obawy przed losem Egiptu sami poddali się bez walki, nałożyli sobie haracz i posłali dary. To samo uczynili też Kyrenejczycy i Barkejczycy z podobnej jak Libijczycy obawy. Kambizes po-chodzące od Libijczyków dary łaskawie przyjął, ale z nadesłanych przez Kyrenejczyków nie był zadowolony, jak mi się zdaje, dlatego że były nieznaczne (posłali mu bowiem Kyrenej-czycy pięćset min srebra ); wziął je więc w garść i własną ręką rozrzucił między wojsko.

W dziesiątym dniu po zdobyciu zamku w Memfis chciał Kambizes Psammenitowi, królowi Egipcjan, który przez sześć miesięcy panował, wyrządzić zniewagę i usadowił go wraz z in-nymi Egipcjanami na przedmieściu, gdzie jego hart ducha w ten sposób na próbę wystawił:

wysłał córkę króla, przybraną w szatę niewolniczą, z wiadrem po wodę, a z nią jeszcze inne wybrane dziewice, córki pierwszych w państwie mężów, w podobnym ubiorze jak córka kró-lewska. A kiedy dziewice wśródgłośnego biadania i płaczu przechodziły obok swych ojców, wtedy też oni wszyscy głośne wydali okrzyki i zapłakali, widząc, jak poniewierane są ich dzieci, ale Psammenit popatrzył, zrozumiał i skłonił oblicze ku ziemi. Po przejściu noszących wodę dziewcząt posłał znowu Kambizes syna Psammenitowego z dwoma tysiącami Egipcjan w równym z nim wieku, a wszyscy mieli stryczek na szyi i munsztuk w ustach. Prowadzono ich jako ofiary zemsty za tych Mitylenejczyków, którzy zginęli pod Memfis wraz z okrętami;

mianowicie sędziowie królewscy zawyrokowali, żeby w zamian za każdego męża dziesięciu z pierwszych Egipcjan śmierć poniosło. Widział więc Psammenit przechodzących chłopców i zauważył, że jego syn wiedziony jest na stracenie; ale podczas gdy inni dokoła siedzący Egipcjanie płakali i biadali, on tak samo zachował się jak wobec swej córki. Kiedy i ci prze-szli, zdarzyło się, że starszy mąż z liczby towarzyszy jego stołu, który całe swe mienie utracił

i teraz jako nędzny żebrak prosił żołnierzy o jałmużnę, przechodził obok Psammenita, syna Amazysowego, i tych Egipcjan, którzy tam na przedmieściu siedzieli. Ujrzawszy go Psamme-nit zapłakał głośno, zawołał swego przyjaciela po imieniu i z rozpaczy bił się po głowie. Ale miał on strażników, którzy o całym jego zachowaniu podczas każdego przeciągającego po-chodu donosili Kambizesowi. Ten zdziwił się jego zachowaniem, posłał tłumacza i kazał go tak zapytać: - Mój pan, Kambizes,

zapytuje ciebie, Psammenicie, dlaczego na widok sponiewieranej córki i idącego na śmierć syna nie krzyknąłeś ani nie zapłakałeś, natomiast żebraka, który przecież, jak słychać, nie jest wcale twoim krewnym, uczciłeś takim współczuciem? – Tak kazał zapytać Kambizes; a tamten odpowiedział: - O, synu Cyrusa, mojego domu nieszczęście było zbyt wielkie, by płakać, ale cierpienie przyjaciela było godne łez, gdyż on u progu starości z wielkiego dobro-bytu zeszedł na kij żebraczy. - Gdy tę odpowiedź zaniósł tłumacz Kambizesowi, wydała się słuszna i jemu, i wszystkim, którzy u niego byli; zapłakał też, jakopowiadają Egipcjanie, Krezus (bo i on towarzyszył do Egiptu Kambizesowi), a tak samo obecni przy tym Persowie;

nawet Kambizesa ogarnęło współczucie, i zaraz wydał rozkaz, żeby syna Psammenita wyłą-czyć z liczby skazańców, jego zaś samego zabrać z przedmieścia i do niego przyprowadzić.

Syna, co prawda, nie zastali już posłańcy przy życiu, bo został on najpierw stracony; Psam-menitowi jednak kazali powstać i zawiedli go przed Kambizesa. U niego odtąd spędzał życie, nie doznając żadnych przykrości. I gdyby był umiał nie wtrącać się do nie swoich spraw, byłby Egipt z powrotem otrzymał, ażeby nim zarządzać jako namiestnik, gdyż Persowie za-zwyczaj szanują synów królewskich: choćby nawet ojcowie od nich odpadli, mimo to synom zwracają panowanie.

Zarówno z wielu innych przykładów można wnosić, że mają oni zwyczaj tak postępować, jak i stąd, że Tannyras, syn Inarosa, odzyskał władzę, którą miał jego ojciec, a tak samo syn Amyrtajosa, Pausiris; bo i jemu przywrócono władzę ojcowską. A przecież nikt więcej zła Persom nie wyrządził niż Inaros i Amyrtajos. Psammenit jednak, knując złe zamiary,

otrzymał zapłatę za swoje. Przyłapano go bowiem na podżeganiu Egipcjan do buntu, a kiedy Kambizes udowodnił mu zbrodnię, musiał napić się krwi byka i natychmiast umarł.

Taki był jego koniec.

Kambizes zaś z Memfis przybył do miasta Sais z zamiarem uczynienia tego, co też istot-nie uczynił. Skoro bowiem wszedł do pałacu Amazysa, natychmiast rozkazał wyistot-nieść z grobu jego trupa . Gdy to spełniono, kazał go ochłostać, wyskubać mu włosy, kłuć go ościeniem i wyrządzać mu wszelakie inne zniewagi. A kiedy już wykonawcy zmęczyli się tą robotą (trup bowiem, jako zabalsamowany, stawiał opór i nie rozpadał się), rozkazał go

Kambizes spalić, co było rzeczą niegodziwą, ponieważ Persowie uważają ogień za bóstwo . Palenie zwłok u obu narodów zupełnie nie jest w zwyczaju: u Persów z podanej właśnie przyczyny, bo mówią, że nie przystoi bogu ofiarować trupa człowieka; a u Egipcjan uchodzi ogień za żywe zwierzę, które pochłania wszystko, czego dopadnie, nasycone zaś żerem,

umiera wraz z tym, co pochłonęło. Otóż nie ma u nich zupełnie zwyczaju wydawania zwłok na pastwę zwierzętom; dlatego też je balsamują, aby leżąc w ziemi nie były strawione przez robactwo. Tak zatem Kambizes polecił uczynić to, co sprzeciwiało się zwyczajom obu naro-dów. Atoli, jak utrzymują Egipcjanie, nie Amazys był tym, którego ów los spotkał, lecz inny jakiś Egipcjanin, który był tej samej postawy co Amazys, a którego znieważając Persowie mniemali, że znieważają Amazysa. Oto opowiadają, że Amazys dowiedział się od wyroczni, co ma się z nim stać, gdy umrze; dlatego, chcąc uniknąć grożącego mu losu,

kazał owego właśnie człowieka, którego tak chłostano, złożyć po śmierci tuż przy drzwiach wewnątrz swego grobu, a synowi polecił, żeby jego samego pochował w najdalszym zakątku grobowca. Ale mnie się wydaje, że te zlecenia Amazysa, odnoszące się do jego pogrzebu i do owego człowieka, w ogóle nie zostały wydane, tylko że Egipcjanie bezpodstawnie tę sprawę upiększają.

Po tych wydarzeniach myślał Kambizes o trzech różnych wyprawach wojennych: przeciw Kartagińczykom, Ammoniom i Etiopom Długowiecznym, którzy mieszkają nad południowym morzem Libii. Po dojrzałym namyśle postanowił wysłać przeciw Kartagińczykom siły mor-skie, przeciw Ammoniom wybraną część piechoty, do Etiopów zaś naprzód szpiegów, żeby obejrzeli Stół Słońca, który miał być u tych Etiopów, i przekonali się, czy naprawdę istnieje, a prócz tego wszystko inne wybadali, niosąc dla pozoru dary ich królowi.

Ów Stół Słońca ma być taki: Jest łąka na przedmieściu, pełna ugotowanego mięsa ze wszystkich czworonożnych zwierząt; na niej składają w nocy każdorazowi zwierzchnicy, zręcznie postępując, kawałki mięsa, a za dnia przychodzi każdy, kto zechce, i zjada je. Kra-jowcy mówią, że ziemia za każdym razem z siebie to wydaje. Taki to jest podobno ów tak zwany Stół Słońca.

Skoro Kambizes postanowił wysłać szpiegów, natychmiast kazał sobie sprowadzić z mia-sta Elefantyny kilku Ichtyofagów, którzy znali język etiopski. Tymczasem zaś, gdy ich ścią-gano, rozkazał wojsku morskiemu popłynąć przeciw Kartaginie. Fenicjanie jednak

oświadczyli, że tego nie uczynią: są bowiem związani uroczystą przysięgą i postąpiliby niegodziwie, gdyby wyruszyli przeciw własnym synom. A zatem Fenicjanie nie chcieli, wszyscy zaś inni byli do walki niezdatni. W ten sposób Kartagińczycy uniknęli niewoli perskiej. Kambizes bowiem nie uważał za stosowne użyć przeciw Fenicjanom przemocy, ile że dobrowolnie poddali się Persom, a cała potęga morska od nich zależała. Także

Cypryjczycy dobrowolnie poddali się Persom i wzięli udział w wyprawie na Egipt. Kiedy Ichtyofagowie z Elefantyny przybyli do Kambizesa, wysłał ich do Etiopów i zlecił im, co mają powiedzieć, każąc też jako dary zabrać szatę purpurową, złoty pleciony naszyjni i

bransolety, dalej alabastrową szkatułkę z balsamem i beczułkę wina palmowego. A ci Etiopowie, do których posyłał Kambizes, mają być najroślejszymi i najpiękniejszymi ze wszystkich ludzi. Mówią o nich, że posługują się w ogóle zwyczajami odmiennymi od reszty ludów, specjalnie zaś w odniesieniu do władzy królewskiej taki jest u nich zwyczaj:

taki jest u nich zwyczaj: kogokolwiek ze współziomków uznają za najroślejszego i posiadają-cego odpowiednią do wzrostu siłę, tego uważają za godnego królowania.

Otóż gdy Ichtyofagowie przybyli do nich, oddali podarunki ich królowi i tak rzekli: - Kam-bizes, król Persów, chcąc zostać twoim przyjacielem na prawach gościnności, wysłał nas z rozkazem, żeby się z tobą porozumieć, i ofiaruje ci te dary, których posiadanie także jego samego najbardziej cieszy. – Etiop zmiarkowawszy, że przybyli jako szpiedzy, tak do nich przemówił: - Ani król Persów nie wysłał was z tymi darami dlatego, że wysoko sobie ceniłby przyjaźń ze mną, ani wy nie mówicie prawdy (przybyliście bowiem na wywiad w moim państwie), ani też nie jest on sprawiedliwym mężem. Gdyby bowiem był sprawiedliwy, aniby nie pożądał innego kraju oprócz własnego, ani nie wtrącałby do niewoli ludzi, którzy mu żadnej nie wyrządzili krzywdy. Teraz zaś oddajcie mu ten łuk i to mu powiedzcie: król Etio-pów radzi królowi Persów, ażeby dopiero wtedy z przeważającymi siłami wyruszył w pole przeciw Etiopom Długowiecznym, gdy Persowie tak oto łatwo zdołają napinać tej wielkości łuki; na razie zaś niech będzie wdzięczny bogom, że synom Etiopów nie podsuwają myśli, aby inny kraj przyłączyli do własnego.

Po tych słowach odprężył łuk i oddał go przybyszom. Potem wziął szatę purpurową i zapy-tał, co to jest i jak to sporządzono. Gdy mu Etiopowie po prawdzie opowiedzieli o purpurze i

Po tych słowach odprężył łuk i oddał go przybyszom. Potem wziął szatę purpurową i zapy-tał, co to jest i jak to sporządzono. Gdy mu Etiopowie po prawdzie opowiedzieli o purpurze i

W dokumencie KSIĘGA PIERWSZA (Stron 121-168)

Powiązane dokumenty