• Nie Znaleziono Wyników

Literatura czwarta powinna rozwijać malucha, stymulować jego wyobraźnię, po­

szerzać zasób słownictwa, intrygować i za­

chęcać do spędzania czasu z książką w przy­

szłości. Powinna - ale zdarzają się czasem publikacje, na widok których co wrażliwsi ro­

dzice załamują ręce. Do takich niechlubnych przykładów zaliczyć można ładnie i staran­

nie wydany Skrzatowski tomik opowiadań Ewy Ostrowskiej Ewcia i drzewko szczęścia.

Wszystko byłoby tu w najlepszym porządku:

sygnalizowanie współczesnych problemów dzieci, wplatanie do obyczajowej fabuły ele­

mentów wziętych z fantazji, mała bohater­

ka, z którą mogą się identyfikować odbiorcy - nawet forma książki: rozdziały, stanowią­

ce osobne opowiastki, a połączone z sobą rozmaitymi m o ty w a m i. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie narracja, która w o­

ła o pomstę do nieba: sposobem realizacji swoich pomysłów Ewa Ostrowska sprawia,

że sympatyczna książka zaczyna odrzucać i budzić wątpliwości - czy aby na pewno na­

daje się dla dziecka.

Bohaterką książki jest pięcioletnia Ewa, dziewczynka mądra, ale niezbyt szczęśliwa.

Mama Ewy właśnie została wybrana na wi­

ceburmistrza i w konsekwencji zapomnia­

ła o tym, jak to jest cieszyć się życiem. Bez przerwy zmęczona i poirytowana, strofuje nie tylko córkę, ale i swoją matkę (a czyni to często na oczach dziecka). Dziadkowie Ewy nic sobie jednak nie robią z kaprysów cór­

ki - pozwalają wnuczce na rozmaite szaleń­

stwa, uczą radości z drobiazgów i wspomi­

nają dzieciństwo mamy - dowód na to, że kobieta potrafiła dawniej korzystać z w y­

obraźni. Ewcia niezbyt pojmuje istotę ma- minych problemów, a konfliktom próbu­

je zaradzić na swój naiwny sposób. Zawsze może przy tym liczyć na pomoc babci, któ­

ra wprawdzie nie przeciwstawi się apodyk­

tycznej córce, ale zapewni przynajmniej wnuczce namiastkę normalnego, beztro­

skiego dzieciństwa. Zdarza się też czasa­

79

mi, że zwyczajne otoczenie nabiera inne­

go wymiaru - pasące się krowy zamieniają się w hipopotamy, a mama przypina aniel­

skie skrzydła i fruwa z córką nad łąkami aż do obiadu - Ewa Ostrowska zapewnia ma­

luchom takie fantazyjne przeskoki, by poka­

zać, jak dużo zależy od wyobraźni i zachęcić do snucia marzeń. Fabularnie to właściwie opowieść bez zarzutu - ciepła mimo wszyst­

ko, przyjemna i sympatyczna.

Stylistycznie za to okazuje się ta książka literackim koszmarkiem. Przede wszystkim ze względu na zamiłowanie Ewy Ostrowskiej do zdrobnień i spieszczeń. Autorka, któ­

ra świetnie radzi sobie z narracją w powie­

ściach dla dorosłych, w utworach dla dzieci zaczyna infantylizować opisy tak, że szyb­

ko stają się one trudne do wytrzymania. To, że bohaterka to Ewcia, a jej rodzice - ma­

musia i tatuś - dałoby się bez trudu znieść.

To, że koleżanki Ewci, w ym ieniane tylko w rozmowach, to Olcia i Agulka, od biedy da się wytrzymać. Ale Ewa Ostrowska idzie dalej i zdrabnia wszystko. Są tu nieśmier­

telne „pieniążki", kolor „jasnozieloniutki".

W kuchni - zawsze „obiadek" i często „śnia­

danko", a do tego „dżemik" i, o zgrozo, „kre- mik" (ze śmietany), „pomarańczki" i kaszka.

Babcia nigdy nie skarży się ani nie narzeka, że brakuje jej pieniążków. Zawsze na śniadanko jest kakao, na obiadek pyszny kurczaczek a l­

bo zraziki. Szybko odbiorców - nie tylko ro­

dziców, czytających pociechom do snu - zacznie mdlić. Las to lasek, owoce - owoc­

ki. Niestety jest tu Ostrowska bardzo kon­

sekwentna. Do tego dochodzi nazywanie samochodów „brumcikami" (jeden, samo­

chód babci, mógłby być nazywany tak z ra­

cji próby oswojenia tego, co własne, nada­

nia własnego imienia. Ale Ewcia i babcia mó­

wią „brumcik" na każde auto).

Najgorsze jest jednak coś innego. Ewcia co chwilę ubarwia swoje wypowiedzi eks­

presyjnym „kurczę blade", wykrzyknieniem, które, co tu ukrywać, pełni funkcję wulga­

ryzmu. W pewnym momencie, pod koniec książki, Ewcia wzm acnia przekleństwo, zastępując na jakiś czas „kurczę blade" „cho­

lerą". Upominana przez mamę, nic nie robi sobie z zakazów i dalej szafuje „kurczęciem".

Co gorsza, nie jest w tym osamotniona, bo i babcia klnie w ten sposób. „Kurczę blade"

pojawia się tu w dialogach bez przerwy, wkrada się też do narracji. Jest wyrazem ra­

dości, smutku, poirytowania, nadziei, roz­

czarowania i całego szeregu innych emo­

cji - nienazwanych, skoro zastępowanych przez tak wygodny wykrzyknik. Nie wiem teraz, czy Ewa Ostrowska chce oduczyć ma­

luchy przeklinania (skoro Ewcia wciąż słyszy, że to nieładnie tak mówić), czy wręcz prze­

ciwnie - fakt, że skutki może mieć lektura nieprzyjemne.

Do tomu dołączone są też rymowan­

ki Ewci, od strony literackiej - zahaczają­

ce wręcz o grafomanię (rymy gramatyczne i oklepane, transakcentacje) - u bohaterów budzą one zachwyt i nadzieję na to, że znaj­

dzie się wydawca, który je opublikuje. Przy tym wszystkim komiksowe i dowcipne ilu­

stracje Agnieszki Kłos zwyczajnie giną.

Ewcia i drzewko szczęścia może przy­

nieść więcej szkody niż pożytku - niestety, dobry pomysł zaprzepaszczony został przez fatalną realizację.

E. Ostrowska, Ewcia i drzewko szczęścia. Wydaw­

nictwo „Skrzat", Kraków 2010.

Joanna Wilmowska

ZŁOŚĆ

Demonizacja przejawiająca się w kolej­

nych tytułach powieści Meg Harper z serii Moja mama i... ma przyciągnąć do lektury 80

młodsze nastolatki, spragnione jeszcze nie historii romantycznych, ale przygód i dy­

namicznej akcji. W tomie Moja mama i zie­

lonooki potwór przygód tych nie zabraknie, chociaż przecież autorka nie wychodzi po­

za zwyczajne życie pewnej niezbyt typowej rodziny. Mama głównej bohaterki jest pa­

storem na pół etatu, ale świetnie zna sztu­

ki walki. Po urodzeniu bliźniaczek wpada jednak w depresję i traci ochotę na w ygłu­

py z dziećmi. Ojciec jest fryzjerem, a młod­

szy brat Kate - nastoletnim mędrcem, zadzi­

wiająco dobrze radzącym sobie w związku.

Narratorka książki M oja mama i zielonooki potwór, Kate to natomiast postać stworzo­

na tak, by nadawała rytm kolejnym histo­

riom. Meg Harper ułatwiła sobie zadanie, wprowadzając do powieści bohaterkę im­

pulsywną i kłótliwą. Kate zawsze głośno w y­

raża swoje zdanie - a ma je na każdy temat - i nie dopuszcza do siebie myśli, że ktoś mógłby sądzić inaczej. Z tego też powodu ciągle wpada w tarapaty.

Trudno zliczyć wszystkie spory, jakie Ka­

te wszczyna: do szału doprowadza ją fran­

cuska opiekunka do dzieci, leniwa i nieroz­

sądna - jak i fakt, że rodzice nie zwracają naj­

mniejszej uwagi na jej opinie w tej kwestii.

W dodatku Chas, najlepszy przyjaciel Kate, który niedawno uciekł ze szkoły z interna­

tem i wreszcie jest na miejscu, zmienia się nie do poznania: całymi dniami gra na kom­

puterze lub jeździ na deskorolce z grupą ha­

łaśliwych i nieznośnych kolegów. Kate nie wie, czy to koniec przyjaźni - ale awantu­

ry to najgorszy z możliwych sposobów roz­

wiązania sprawy. Dorośli także nie są w ol­

ni od zmartwień: umiera babcia Kate, a ma­

ma Chasa najwyraźniej próbuje się zmierzyć z jakimś ogromnym zmartwieniem. M a­

ma Kate, zobojętniała na świat, nagle staje w obronie bitego przez grupkę chuliganów

m ło dzieńca. W tych powieściach dzieje się wiele, a tempo akcji jest naprawdę duże.

Tytułowy zielonooki potwór okaże się zjawiskiem dobrze znanym większości czy­

telniczek, bez względu na wiek. Kiedy Meg Harper wyjaśni znaczenie tego sformułowa­

nia, szybko stanie się jasne, jak wartościowa i ważna może to być publikacja. Pod płaszczy­

kiem rozmaitych, nie zawsze zabawnych dla bohaterki intryg, ukrywa autorka głębokie prawdy o istocie kontaktów międzyludzkich.

Kate - choć tego nie docenia, a nawet chy­

ba nie zauważa - ma prawdziwe szczęście:

jej najlepsza przyjaciółka nie boi się powie­

dzenia kilku gorzkich słów prawdy. Także nielubiana i odtrącana opiekunka potrafi dyplomatycznie dać dziewczynce do zrozu­

mienia, jak powinna się w niektórych

sytu-81

acjach zachowywać - ten kurs bycia z ludź­

mi, wtopiony w wartką fabułę, z pew no­

ścią przyda się odbiorczyniom, niekoniecz­

nie tylko tym podobnym do Kate - każdy w końcu popełnia błędy, liczy się to, czy umie je potem naprawić.

W narracji Meg Harper wybiera prosty opis zdarzeń - przedstawia akcję z punktu widzenia wybuchowej nastolatki, nie może więc pozwolić sobie na analizowanie tego, co się stało lub na rozbudowane przemyśle­

nia. Tylko zjawiska dostrzegane przez nasto­

latkę mają tu rację bytu i Meg Harper świet­

nie zdaje sobie z tego sprawę. Zatem wnio­

ski odbiorczynie będą musiały wyciągać sa­

me - lecz bez trudu sobie z tym poradzą.

Cała seria sprawia wrażenie prostej i miejscami naiwnej, ale w rzeczywistości płaszczyzna znaczeń nieco się w niej kompli­

kuje. Autorka stawia przed Kate coraz trud­

niejsze wyzwania, sprawia, że w bohaterce będą mogły czytelniczki odnaleźć podpo- wiedź, jak rozwiązywać własne problemy.

Jest Moja mama i zielonooki potwór książ­

ką, która nie zmęczy. To powieść w spół­

czesna (napisana według aktualnych tren­

dów w literaturze czwartej), a przy tym nie­

co klasyczna (nie przekracza granic dobre­

go smaku).

M. Harper, Moja mama i zielonooki potwór. Wy­

dawnictwo „Akapit-Press", Łódź 2010.

Mrav