• Nie Znaleziono Wyników

 

Tobie, Xi¹¿ê nad pochwa³y, Pod ojczyzny twej brzemieniem, Twardem pracuj¹c ramieniem, Od zorze schodzi dzieñ ca³y.

Ja w jesiennem pró¿nowaniu Jak rozrywa³em niæ nudy, Daj czas krótkiemu czytaniu I wysokie przerwij trudy.

 

Kiedy na górnej zodyjaku szali S³oñce tu wa¿y jesieñ, a tam lato I poty, które rolnicy przelali, I plon, jakowym nagrodzeni za to, Wody mg³a gruba okrywa,

Wiatr siê pó³nocny poœwistem zwo³ywa, Ju¿ nas rzucacie, wêdrowne ¿órawie!...

Póki na naszej ¿yæ mogliœcie strawie, Póki przy naszem s³oñcuœcie siê grza³y...

Jak g³ód i zimno, zaraz ulecia³y!

Tak robi przyjaŸñ fa³szywa, Gdy u mnie nie czuje z³ota, Gdy siê sto³ów nie spodziéwa, Nikt w moje nie wje¿d¿a wrota.

Ch³odne wieczory. MroŸna jutrzenki godzina

Rosê, kiedyœ ¿ywotn¹, œcina;

Truchleje na zimy przyœcie Zatrwo¿one puszczy liœcie.

Cz³owiek, jak ten list drzewa, który mrozem zdjêty, Od swej ga³êzi odciêty,

Kiedy na ziemiê padnie, nizac ju¿ nie stoi, Tylko siê jego szumu daremnie zwierz boi!...

Wichry nabieraj¹ si³y, Robi¹ lasy niepogody.

Nieba siê chmur¹ zakry³y, Chwila lodem pêta wody.

Tymczasem skrzêtny ko³o swojej chaty Gospodarz chodz¹c, opatruje œciany, A¿eby matkê, obci¹¿on¹ laty,

W cieple uchowa³ do pory wioœnianéj.

Ptak mu zlatuje leœny na podsienie, I szuka, gdzieby ¿ywnoœæ jaka by³a, Której opatrznoœæ, karmi¹ca stworzenie, W naszych mu gumnach cz¹stkê wyznaczy³a.

O, wy niewinne ptaszêta, Nie leæcie¿ nigdy w te strony, Gdzie ptasznik nieukojony Sieci wam stawia i pêta!

Ni waszym pieszczonym g³osem, Ani piór bogatym strojem

Uchronicie siê przed ciosem;

On samym ¿yje zabojem!...

Przy ubogich siê prêdzej po¿ywicie;

Zagrody mej ozdobo, lipo okaza³a!

Jak twoja minê³a chwa³a!...

Straci³aœ g³owy koronê, I uplotki zielone,

I weso³e przedtem czo³o, I nas bawi¹cych siê wko³o.

Na korze tylko karby siê zosta³y, Które lata poora³y...

Tak kiedyœ ho¿a Teona, Przybrana w ró¿ane wieñce, Wiod¹c zalotne m³odzieñce, Wdziêkami by³a ws³awiona.

Teraz, ten siê jej nawet nie natr¹ca, Którym wzgardzi³a Irys panuj¹ca, Kwaœnemi s³owy mówi, urywa,

Jej uœmiech zmarszczki nowe odkrywa, G³oœno siê do lat swych nie przyznaje, A w ciszy zbieg³ym godzinom ³aje.

Drzewom siê z wiosn¹ zielonoœæ wróci, Nas m³odoœæ, gdy raz porzuci,

Nie chce ju¿ nigdy zbujana, Dawnego odwiedziæ pana.

O cudzych mówi¹c, swoje przypominam szkody!

I ja by³em kiedyœ m³ody!...

Dziœ, gdy miê wiek uj¹³ cieœniéj, Nie œpiewam Lindorze pieœni, Nie idê, chocia¿ miê wzywa Igraæ m³odzie¿ ³askotliwa, Ani miê tak nie zamroczy

Irys urocznemi oczy.

Bli¿ej zima, tem wiêksze zawieruchy wzros³y;

Jaki despot, takie posty.

£amie burzaza, co tylko jej oprzeæ siê œmialo.

To ciebie, królu puszczy, jesionie, spotka³o!...

On swym wierzcho³kiem zuchwa³ym Panowa³ nad lasem ca³ym.

Niby od wichrów drobny krzew zas³ania³, Ale ga³êzi¹ razem ogromn¹

Przygniata³ chróœcinê skromn¹, I wzrostu wiecznie zabrania³.

Jedna godzina zdarzy³a:

Pad³, burza siê z nim sk³óci³a.

Pad³, i niewiele czasu przeminê³o,

Œlady i jego wspomnienie zginê³o.

Ów bohatyr zawo³any Zatrz¹s³ ziemskiemi œciany:

Œwiat mu s³aby u nóg klêkn¹³.

Choæ siê korzy³ przed swym katem, Winnym go znalaz³, ¿e padaj¹c jêkn¹³.

On jeden gada³, a ca³a Posêpna ziemia milcza³a.

¯eby w potomnoœæ ¿yæ móg³ odwlek³a, Podziw póŸnemu czyni¹c plemieniu,

¯elazem, krórc krwi¹ ludów ciek³o, Dzie³a swe w twardym ryje kamieniu.

Lecz nie tak, jak on, czas natarczywy Zwolna ku niemu szed³, zemsty chciwy:

¯elazo, kamieñ i bohatyra!...

Choæ czasem s³oñce pogodne zab³yœnie, Zdaje siê, ¿e nas chce dra¿niæ umyœlnie, Bo wkrótce z wichrem nawalne œnie¿nice Siek¹ z³ej chwili ziemiê niewolnicê.

Mojej to obraz, mojej to ojczyzny!...

Dla której chêtnie przykroœci znosili I poczciwemi chlubili siê blizny, I œmierci¹ dawniPolacy gardzili.

Dziœ tê¿ samê matkê mamy, Czemu¿ nie tak o nie dbamy ? Czemu siê, bracia, k³ócicie, Gdy wam chodzi o jej ¿ycie?

Gdy wam grób ju¿ wykopany Od potê¿nych s¹siad œciany, Rok jeden mo¿e nie minie, Piêkny kiedyœ naród zginie !...

Burzliwe wasze obrady, O nic nieskoñczone zwady, Zawiœæ, uraza prywatna, Pycha, nigdy niepop³atna, Po¿¹dan¹ porê psuj¹,

Sprawê narodu wstrzymuj¹ !

Tymczasem (mo¿e ku wiecznej ohydzie) Stan nasz do zguby, jak idzie, tak idzie.

I choæ siê tego morza uciszaj¹ wody, Znakiem to tylko przysz³ej niepogody.

Ten cierpi z tej czasu straty Szkodê sw¹ w ojczyzny szkodzie,

I pod królewskiemi szaty

Niezgód naszych cierñ go bodzie.

Cierpi¹ i serca poczciwe, Patrz¹c na siebie i dzieci, W jakiej burze nie¿yczliwe Chc¹ ich pogr¹¿yæ zamieci!...

Xi¹¿ê, gdzie stoisz, st¹d was nie ubiegn¹ ! Z tob¹ wraz czuje ów stróz osiwia³y I insi piêknej towarzysze chwa³y, Co siê pod pracy ciê¿arem nie zegn¹.

Nie opierasz siê, znuzony niewczasem, Na baszcie, której stra¿ ci poruczona, Aby snaæ sen ciê nie ogarn¹³ czasem, Góry nie wziê³a nieprzyjazna strona.

Jeœ³i po burzy, któr¹ siê dziœ chwieje, Swojej siê wiosny doczeka ojczyzna, I polska niwa zielonoœæ przywdzieje,

Kiedyœ w krzew laurów nieœmiertelnych ¿yzna, Wam ja, mê¿owie, pochwa³ warci sami,

Póki mi ¿ycia nie przerw¹ siê watki, Lataj¹c myœl¹ i piórem za wami,

Pod³ug si³ w pismach wystawiê pami¹tki.

Nie w marmurze twardym ryte, Ani œpi¿¹ znakomite,

Ma³eæ wprawdzie, ma³e, Ale mo¿e trwa³e.

O NIESZCZʌCIACH OJCZYZNY

Powiązane dokumenty