• Nie Znaleziono Wyników

czyli o korzyściach z instytucjonalizacji entuzjazmu

Przedmiotem ostatniego studium przypadku powiązań pomiędzy lokalno-ścią, kapitałem społecznym a rozwojem lokalnym jest wieś M., położona w po-wiecie świeckim. To rolnicza wieś leżąca na granicy regionu kujawsko-pomor-skiego i pomorkujawsko-pomor-skiego, w etnicznych granicach Kociewia. W chwili obecnej M. jako sołectwo liczy ok. 600 mieszkańców, z tym, że na miejscowość M. składa się ok. 360 z nich. Pozostali zamieszkują dwa mniejsze przysiółki. Przedmiotem naszych analiz jest główna osada tego sołectwa.

Rolnictwo dominuje w krajobrazie gospodarczym wsi, jednakże znaczna część mieszkańców to osoby już nieaktywne zawodowo, na emeryturze lub na rencie. O ile rolnictwo tu nie ginie jako domena przestrzenna, o tyle w zasadzie

Przypadek 7 – M., czyli o korzyściach z instytucjonalizacji entuzjazmu

zanika tu warstwa społeczna rolników w sensie społecznym i kulturowym, co ma swoje określone skutki dla lokalnej tożsamości.

…wieś w tej chwili to nie jest skupisko rolników, uprawiających ziemię. Tu mieszkają ludzie, i oni właściwie nie wiedzą, kim oni są, i gubią tożsamość.

Wieś leży w odległości ok. 20 km od Grudziądza, a najbliższe miasteczko oddalone jest o 5–6 km. Niedaleko od wsi położona jest droga krajowa nr 91 (stara „jedynka”), a kilka kilometrów dalej – węzeł autostradowy na A1. Miej-scowość ulokowana została w niezwykle malowniczym otoczeniu krajobrazowym Doliny Dolnej Wisły. Mimo położenia na uboczu we wsi zanotowaliśmy spory ruch samochodów, najwyraźniej traktujących lokalne drogi jako objazdy. W efek-cie tego w tej małej wsi znajduje się nadzwyczaj wiele billboardów, niestety moc-no wpływających na charakter krajobrazu.

Ze względu na swoje położenie istnieje we wsi „nieformalna geografia prze-strzeni”, oparta na swoistej taksonomii miejsc. Centrum wsi to „górki”, a jej pe-ryferie to „dołki”. We wsi znajdują się też „parowy”, czyli głębokie doliny polo-dowcowe, skierowane w stronę Wisły.

Miejscowość nie należy do zamożnych, co widać po domostwach. Są one ra-czej skromne, ale bardzo zadbane. Zadbane jest też ich otoczenie. Jeśli zdarzają się bogatsze zabudowania, nie są one skupione w jednym miejscu, albo wydzie-lone lub odgrodzone. W opinii miejscowych liderów oraz animatorów wygląd wsi jest prostą konsekwencją istniejącego tu ducha wspólnoty.

…tutaj jest inna rzeczywistość. W różnych płaszczyznach. No bo weźmy płaszczyznę estetyczną: jest tu po prostu ładnie. Ludzie dbają. Widać to tutaj. Nie jest to już wieś taka brudna, taka… jeszcze są wsie, że się zdarza… dużo takich wsi. A tu – jest mocno zgrane to środowisko.

M. ma charakter wsi-pierścienicy z charakterystycznym pierścieniem ulic w ścisłym centrum. Tamże stoi odnowiony kościół, którego historia odbudowy i przywrócenia dla wspólnoty religijnej zostanie opisana poniżej. We wsi stoi też bardzo aktywnie wykorzystywana przez społeczność świetlica wiejska, należąca formalnie do gminy, zawiadywana jednak przez prężnie funkcjonujące Stowa-rzyszenie S. Świetlica została uruchomiona na bazie części zlikwidowanej nie-wielkiej wiejskiej szkoły. Pozostała część szkoły została zamieniona na miesz-kania komunalne. Sama świetlica jest autentycznym centrum życia społecznego i kulturalnego. Jest zadbana, została niedawno odnowiona. Drugim ważnym miejscem jest strażnica OSP, gdzie znajduje się także sala wykorzystywana na potrzeby całej miejscowości (zebrania, imprezy, zabawy). W świetlicy odbywają się także próby miejscowego zespołu rockowego. Przy świetlicy znajduje się piec chlebowy, wykorzystywany na potrzeby imprez tematycznych. Jest tam również plac zabaw.

Rozdział VI. Lokalność i kapitał społeczny zaklęte w rozmowach

180

We wsi znajduje się również sklep GS, gdzie obserwowaliśmy pojawiające się często w różnych konfiguracjach grupki mężczyzn pijących piwo. Sklep to ważna platforma wymiany informacji, regulujących przepływ wiedzy o społeczności.

Mieszkańcy M. to w większości ludzie otwarci, rozmowni i w miarę ufni wo-bec obcych. Pojawiają się we wsi typowe dla współczesnej wsi polskiej podziały i konflikty. Do najważniejszych należą te oparte na konflikcie pokoleń. Ludzie młodzi, coraz mniej liczni, nie wykazują woli angażowania się w działalność spo-łeczną, czasami otwarcie kontestując sens działań zbiorowych.

Życie społeczne w M. jest intensywne, grzechem byłoby typowe stwierdze-nie, które napotykaliśmy gdzie indziej, że „tu nic się nie dzieje”.

Najważniejszą osią aktywności społecznej M. jest diada zrzeszeniowa w po-staci Ochotniczej Straży Pożarnej oraz Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Wsi M. S. Działalność tych organizacji splata się i interferuje ze sobą. Interesujący jest podział występujący wśród członków obu organizacji – S. jest z jednym wy-jątkiem sfeminizowane, gdy OSP – zmaskulinizowane. Zrzeszenia te w natural-ny niejako sposób współpracują ze sobą, gdyż wielu mężczyzn należy do straży, a ich małżonki, partnerki, narzeczone lub siostry do stowarzyszenia.

Diada ta w swoisty sposób „zawłaszczyła” sobie dwa z trzech najważniej-szych miejsc społecznie istotnych dla wsi. Stowarzyszenie działa w świetlicy i można śmiało powiedzieć, że świetlica to S. Strażacy oczywiście rządzą w swo-jej świetlicy. Jedni i drudzy oczywiście okazjonalnie włączają całą wieś w organi-zowane przez siebie inicjatywy.

Samo powstanie stowarzyszenia było sposobem formalizacji wcześniejszych działań zasugerowanym w ramach projektu ROPS w Nowem. Inicjatorem zmian był pracownik socjalny i animator. Można więc tu mówić o zewnętrznym impul-sie kształtującym działania wspólne we wsi. Był to jednak impuls, w przypadku którego wykorzystano istniejący potencjał organizacyjny wsi.

Jest to mocno zgrane środowisko. Ono się oczywiście zgrało trochę z naszej socjotechniki też, zastosowanej w programie aktywności lokalnej, ale ta wieś i tak była zgrana. Za-wsze ta grupa przy tym sołectwie była, moim zdaniem, taka wyrazista.

Po pierwsze, S. powstało, ujmując to nieco poetycko, „na zgliszczach” ko-ła gospodyń wiejskich. Koło rozpadło się, gdy zabrakło liderek: jedna zginęko-ła w wypadku, a jej następczyni zaczęła wyjeżdżać do pracy za granicę. Po drugie, wieś zjednoczyła się i przy okazji wyłoniła swoją liderkę (obecną radną) przy „ratowaniu” kościoła.

Ta świątynia, wzniesiona jako ewangelicka, po wojnie była wykorzystywana najpierw jako magazyny, potem jako składowisko, wreszcie zaczęto tam organi-zować huczne… dyskoteki. Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych budynek przejęła OSP, urządzając tam remizę. Wraz z oddaniem nowej strażnicy OSP, stra-żacy opuścili zrujnowany kościół, a we wsi pojawił się pomysł odbudowy świą-tyni na potrzeby wspólnoty katolików. Miejscowa ludność najpierw samorzutnie

Przypadek 7 – M., czyli o korzyściach z instytucjonalizacji entuzjazmu

zaczęła proces odbudowy. Jego legalizacją zajęła się grupa inicjatywna, na czele z obecną liderką wspólnoty, na bazie której uformował się ruch społeczny, który po kilkunastu latach zaowocował stworzeniem S. oraz znacząco wzmocnił OSP o nowych, aktywnych członków.

Najpierw to była kaplica. I wówczas, wtedy, trzeba było mieć większy kontakt z ludźmi. I zaczęłam się bardziej interesować tymi wszystkimi sprawami tutaj, naszego społeczeń-stwa. I rozmawiać z ludźmi, chodzić po domach – była taka sytuacja, że chodziliśmy raz w miesiącu i zbieraliśmy pieniążki, datki na remont tego kościoła. Bo myśmy sami tutaj, z naszych funduszy remontowali. Nikt nam nie pomagał. I jakoś tak się wciągnęło, że jakoś więcej ludzi się poznało. I tak było, i zostało.

Mieszkańcy wsi solidarnie dzielą się obowiązkami związanymi z utrzyma-niem porządku i czystości kościoła. Co miesiąc kolejna rodzina przychodzi go gruntownie wysprzątać.

Fotografia 23 „Uratowany” kościół

Rozdział VI. Lokalność i kapitał społeczny zaklęte w rozmowach

182

Tu trzeba na chwilę zatrzymać się w naszych analizach i zadać sobie pytanie o frapująco niski poziom zaangażowania miejscowego księdza w działania lokal-ne. Całość aktywności na rzecz restytucji filialnego kościoła tej parafii wzięła na siebie rada parafialna i powołane stowarzyszenie. Co więcej, w opinii miejsco-wych liderów stowarzyszenie powstało właśnie dlatego, że organizacje parafial-ne, a przede wszystkim kolejni księża, słabo angażowali się w proces ratowania kościoła. Czy to tylko skutek osobowości konkretnego kapłana, czy już poważny w skutkach proces społeczny osłabiania znaczenia księdza jako osoby ważnej dla lokalnego rozwoju?

Tak więc w M. doszło do znacznego wzrostu poziomu integracji społecznej oraz wzmocnienia się sąsiedztwa.

Do każdego mogę pójść i nikt mi nie odmówi. Taka jest prawda. No, chyba, że akurat jakaś tam sytuacja taka, że czy dziecko tam chore, czy… no różne są sytuacje, że… no w zależności, po jaką tam pomoc trzeba pójść. Ale zazwyczaj nie ma problemu. Nie ma naprawdę problemu.

Trzecim ważnym asumptem do rewitalizacji społecznej M. było pojawienie się we wsi nowej mieszkanki, osoby niebywale aktywnej i przyjaznej, sprowadza-jącej się tu z gotowymi pomysłami organizacyjnymi.

Szczęśliwym zrządzeniem losu w M. doszło więc do koincydencji trzech czynników bardzo ważnych dla rekonstrukcji lokalności oraz tworzenia dobre-go klimatu dla oddolnej zrzeszeniowej samorządności. Najpierw pojawił się tam kapitał społeczny, jako skutek sukcesu wspólnoty w odbudowie kościoła. Potem doszło do jego odpowiedniego ukierunkowania i rozbudowy przez nieformalną liderkę, która przychodząc z zewnątrz nie była uwikłana w rozmaite relacje ro-dzinno-towarzyskie. Na koniec pojawił się zewnętrzny animator, który dopomógł w instytucjonalizacji tego entuzjazmu.

…w tej wsi teraz coś się zaczęło dziać, jakieś życie powstało, ta świetlica działa, dziecia-ki przychodzą, i grają, i chłopacy sobie zespół założyli.

Stowarzyszenie i Ochotnicza Straż Pożarna obejmują obecnie swym zasię-giem większość rodzin w M. S. koncentrują się głównie na przygotowywaniu festynów oraz obsłudze kulinarnej imprez strażackich, imprez gminnych oraz o randze regionalnej.

Niektórzy narzekają, że ta aktywność uległa specjalizacji i profesjonalizacji, co znacząco obniża efekty jego działań.

Oni nie czują się formalni. Oni czują się… KGW [kołem gospodyń wiejskich]. To jest problem w tej chwili. […] Bo… ja się śmieję trochę, że stworzyliśmy potwora. Oni w tej chwili są firmą, dobrze prosperującą. Przy czym wiesz, jaki jest problem? I dla mnie organizacja pozarządowa musi być… pierwszą i najważniejszą rzeczą jest misyjność. Cel społeczny. I ten cel społeczny na tą chwilę tu u nich się rozjechał.

Przypadek 7 – M., czyli o korzyściach z instytucjonalizacji entuzjazmu

Fotografia 24

Członkinie S. przygotowują się w swej świetlicy do obsługi kolejnego festynu kulinarnego Fot. Beata Bielska

Warto jednak zwrócić uwagę, że te działania przyczyniają się do integracji społecznej oraz wytwarzają poczucie lokalnej dumy.

No niektórzy czasem coś tak zazdroszczą, czy coś, a ja tam jestem za. Ja się cieszę, że w ogóle jest takie stowarzyszenie. Nie będę przeszkadzał, raczej jak będą chcieli, to im pomogę.

Trudno jednak odmówić celności stwierdzeniu, że S. są dziś dobrze pro-sperującym przedsiębiorstwem, nawet jeśli społecznym (sprofesjonalizowali się). Warto też wskazać, że zrobili to, czego od nich oczekiwano i chyba nie do końca rozumieją, co im się zarzuca (brak realizowania misji społecznej? – prze-cież np. ufundowali obraz do kościoła, organizują ferie dla dzieci, zajęcia dla seniorów). S. nie są pomysłem bardzo oryginalnym – gotowanie swojskiego jadła i własny chleb, to pomysł wybitnie imitacyjny, nawiązujący do długich tradycji kół gospodyń wiejskich i wpisujący się w trend powrotu do zdrowego lokalne-go nieprzetworzonelokalne-go jedzenia. W tej formule mógłby, jak się zdaje, również dobrze funkcjonować bez zarobku, bo stowarzyszenie powstało na bazie istnie-jących już aktywności. Retorycznie należałoby jednak zapytać – czy łączenie pasji, zaspokajania potrzeby towarzyskości i zarobku jest w jakikolwiek sposób naganne?

Rozdział VI. Lokalność i kapitał społeczny zaklęte w rozmowach

184 Fotografia 25 S. na festynie Fot. Beata Bielska

W remizie OSP w trakcie naszych badań odbywało się walne zebranie człon-ków tego zrzeszenia. Przybyło na nie ponad 40 osób. W tak niewielkiej wsi to imponująca frekwencja. Mimo to, w przeprowadzonych wywiadach podkreślano, że pojawił się w działaniu OSP problem w postaci zmniejszania się liczby mło-dych ludzi chętnych do członkostwa w tej organizacji. Podobny trend zgłaszały panie zaangażowane w aktywność S.

Gdyby, jak tu by się udało tak więcej tych młodych […], ale nie chcą, no nie chcą, co zro-bić (a tymczasem młodzi są bardziej wytrwali) ale wieczorem przyjść, nawet w nocy, jakby była potrzeba, żeby przygotować do jakiejś tam, do jakiegoś spotkania na dzień następny. Zjawisko to próbuje się rozwiązać poprzez poszukiwanie przez liderów obu organizacji swych młodych następców, nowych twarzy, które mogłyby przycią-gnąć swoich rówieśników do zrzeszeń.

Liderzy obydwu organizacji ostrzegali nas jednak o osiągnięciu przez ten sprawnie działający organizm społeczny pewnego punktu krytycznego. W S. to problem wypalenia się ich liderki. Lider strażaków skarży się z kolei na swoje osa-motnienie w animowaniu społecznej odnogi OSP i rekrutacji nowych członków.

Podsumowując – M. to społeczność z bogatym kapitałem społecznym, który zdecydowanie przekłada się na obecną tam wysoką jakość procesów

Przypadek 7 – M., czyli o korzyściach z instytucjonalizacji entuzjazmu

programowania i realizacji rozwoju lokalnego. Wieś jest niezwykle barwnym, ciekawym, a przede wszystkim trafnym dowodem silnego związku pomiędzy dynamiką lokalności, tożsamością, odpowiednim bilansem kapitału społecznego a jakością rządzenia. To wieś solidarna, a jednocześnie otwarta, zorganizowa-na wokół formalnych zrzeszeń. I to chyba w związku z tym tak zorganizowazorganizowa-na i zwarta wspólnota jest traktowana przez instytucje odpowiedzialne za zarządza-niem rozwojem (na poziomie powiatu i gminy) w sposób subsydiarny.

M. jest przykładem przewagi kapitału społecznego budowanego na bazie zinstytucjonalizowanych (oczywiście do rozsądnych jak dla warunków lokalnych granic) zrzeszeń, których funkcjonowanie interferuje ze sobą, przynosząc syner-gię. To kapitał trwalszy, o bardziej otwartym charakterze, a przy tym – w obliczu postępującego ogólnego formalizowania się rzeczywistości społecznej – bardziej efektywny, bo kompatybilny z szerszym systemem społecznym (weźmy chociażby kwestię dostępu do funduszy unijnych).

Fotografia 26

Symboliczna ilustracja interferencji działalności strażaków i S. – wspólne świętowanie z okazji walnego zebrania członków OSP

Fot. Beata Bielska

To również interesujący i inspirujący przykład znaczenia zewnętrznych sty-mulatorów, czy animatorów życia społecznego dla pobudzania lokalnej aktyw-ności, a w konsekwencji – dla budowania kapitału społecznego. Jest on ufor-mowany w sposób trwały – pokazaliśmy bowiem, jak ważna jest odpowiednia

Rozdział VI. Lokalność i kapitał społeczny zaklęte w rozmowach

socjalizacja (albo jej brak) członków wspólnoty w kierunku poszanowania war-tości pracy społecznej i wolontariatu. Zinternalizowana wola podtrzymywania więzi społecznych w celu kolektywnego zaspokajania pewnych lokalnych potrzeb przekłada się na transmisję idei wolontariatu pomiędzy pokoleniami. Oczywi-ście otwarte pozostaje pytanie o powszechność tych procesów, przy trwałym po-zostawaniu pewnych osób i grup poza wpływem tych działań. Byłoby jednak naiwnością oczekiwać, aby w obliczu zindywidualizowanej współczesności cała wspólnota działała jako solidarny, zgrany i autonomiczny kolektyw. Zagrożeniem dla tak rozwojowej społeczności są nieuchronne niestety procesy demograficzne – starzenie się miejscowej populacji, któremu towarzyszy systematyczna emigra-cja ludzi młodych. Z czasem może okazać się, że depopulaemigra-cja M. w naturalny sposób wygasi obserwowane tu interesujące i intensywne działania.

ROZDZIAŁ VII

LOKALNE HORYZONTY ZDARZEŃ

W KULTURZE (NIE)UFNOŚCI

Na koniec musimy zadać jedno, kluczowe pytanie: jaka właściwie jest lokal-ność w przypadku wsi kujawsko-pomorskiej? Odpowiedź na nie jest dość skom-plikowana. Badania ilościowe pokazują, że bardzo podobna do wsi w innych re-gionach. Pewne zależności, specyfiki, procesy mają raczej charakter uniwersalny i odnoszą się do całego społeczeństwa polskiego, a nie tylko do jego wybranych elementów. Zaburzony charakter związków z fizyczną przestrzenią wiąże się w nim ze słabym wpływem tożsamości regionalnej. Niezbyt szerokie kręgi kontak-tów i relacji ze światem zewnętrznym uzupełniane są przez zdolność do solidarno-ści. Nakłada się na to niechęć do działań zinstytucjonalizowanych oraz delegacja uprawnień na instytucje publiczne. Powyżej wymienione elementy nie mogą bu-dzić zaskoczenia, są one doskonale znane badaczom społeczności lokalnych, kul-tury obywatelskiej i kapitału społecznego. Martwi nas natomiast fakt, że 26 lat po transformacji ustrojowej nie widać symptomów zmiany, przesunięcia postaw w kierunku odpowiedzialności i zaangażowania, chociaż za najbliższą przestrzeń. W tym sensie, w naszym przekonaniu, mamy już do czynienia nie z pewnym ewe-nementem, potransformacyjnym rozchwianiem, ale ze specyficzną, utrwaloną i re-produkowaną kulturą nie-uczestnictwa. Brak zaufania do instytucji państwa, brak poczucia wpływu na otaczający świat, niechęć do działań zbiorowych są trwałe, wykraczają poza cechy jednostkowe, są odtwarzane przez różne grupy wiekowe, tworzą pewien charakterystyczny, w miarę spójny, wzór. Jest to nieco problema-tyczne spostrzeżenie, gdyż oznacza, ze indywidualisproblema-tyczne i pesymisproblema-tyczne posta-wy będą reprodukowane wraz z kodującym je wzorem kultury. W tym sensie, bez wyraźnego wstrząsu, nie jest możliwe odwrócenie procesu ciągłej rekonstrukcji procesów odrywania jednostki od społeczności, przestrzeni fizycznej, lokalnych symboli i wartości. Powracając do terminologii rozdziału teoretycznego można uznać, że przestrzenie przepływów ogniskują się na jednostkach i są przesunięte w stosunku do przestrzeni miejsc. Lokalność ogranicza się do pojedynczych miesz-kańców i ich najbliższych kręgów znajomych. To przez pryzmat ich specyfiki, war-tości, symboli poznawana jest zarówno sama społeczność jak i otaczający świat.

Lokalne horyzonty zdarzeń…

188

Problem pojawia się już na poziomie Lefebvre’owskiej idei lokalności. Jest ona niespójna (choć pewnie tak musi być) oraz, co ważniejsze, wykorzenio-na. Brakuje jasnych i powszechnie akceptowalnych wzorów kultury porządkują-cych lokalność. W tym sensie to, co tak naprawdę różni wieś kujawsko-pomorską od wsi irlandzkiej, bretońskiej czy andaluzyjskiej, to pewien aksjonormatywny chaos, zanik regionalnych tradycji wprowadzający bałagan w postrzeganiu lo-kalności. Miejscem kultury lokalnej nie jest skansen, pełni ona kluczową rolę w kształtowaniu lokalności jej dynamiki, powiązań ze światem zewnętrznym, a co za tym idzie także losów jednostek z nią związanych. Kultura lokalna nie może również opierać się na „tożsamości eventowej”. Pokazuje to przykład ba-danych przez nas społeczności. Wydaje się, że nieco intuicyjnie można określić modelowe dynamiki, które, bazując na specyficznych układach lokalnej kultury, decydują o charakterze zmiany lokalności. Są to:

Dynamika festynu: tworzy ona lokalność z fragmentów niepowiązanych ze sobą wzorów i symboli, stereotypowo odwołujących się do wsi. Przestrzeń kultury przypomina wycinankę, jest chaotyczna, eklektyczna. Ta niesterowalność widoczna jest też w przestrzeni fizycznej: góralskie gospody, uniwersalno-przy-drożne knajpy udające zajazdy, quasi-szlacheckie kolumny i podjazdy. W sferze ekonomii dominują usługi. Z kolei przestrzeń społeczna jest rynkowo egalitarna, jak długo możesz zapłacić za produkt, mieszkanie, życie, tak długo jesteś składo-wą częścią tej przestrzeni. Lokalności poddane tej dynamice przypominają bilę na bilardowym stole. Kule pędzą, ale bez określonego kierunku. Samą dynami-kę festynu można też podzielić. Występuje ona w formie eventu w skansenie, do którego przyjeżdżamy przyciągani egalitarną potrzebą obcowania z wyobra-żeniami dotyczącymi wsi. Drugą z odmian jest innowacyjny produkt turystycz-ny: wytwory, technologie, przedmioty w lukrowanym opakowaniu z pieczątką „wiejskość”4.

Dynamika pustkowia: czy kojarzycie Państwo stare westerny… puste miasta, przez pustą ulicę przebiega dzikie zwierzę, wiatr gna wyrwane krzaki. Ten obraz charakteryzuje niektóre z badanych lokalności. Trawione problemami ekonomicznymi, zapadające się pod własnym ciężarem, dawno zapomniały już o swojej wyjątkowości. Siła entropii rozrywa je od środka. Lokalne układy, wzory lokalnej kultury przykrył kurz, przyroda wdziera się w przestrzeń fizyczną, lokal-nie ekonomia sprowadza się do paru sieciowych sklepów, społeczność zamyka się obrębie rodzinnych kręgów.

Dynamika miasta: w tym wypadku idea lokalności została zagubiona, spo-łeczność roztapia się w sąsiednim mieście lub wizji miasta. Wieś pełni funkcję sy-pialni, przytłumionej przez usługowe i produkcyjne centrum. Specyficzne układy kultury i lokalna ekonomia zanikają. W przestrzeni fizycznej mamy do czynienia