• Nie Znaleziono Wyników

o l e g iu m polskie, aczkolw iek w p o śro d k u m iasta położone, zn a jd u je się je d n a k w b a r­

dzo nieszczęśliw em m iejscu: przy b ru d n y m zaułku, a w sąsiedztw ie najniższej w arstw y lu d n o śc i rzym skiej. Z w łaszcza w kościele, po d cz as nabożeństw , kilk u n astu ch ło p ak ó w z ulicy, sp raw ia ło nam w ielkie ro zta rg n ie­

n ia sw em hałaśliw em zachow aniem się.

Z g a n ie n ie ich lu b sk arcen ie nie d o p ro ­ w ad z iło b y n ig d y d o p o ż ą d an e g o skutku.

P o lec ił te d y O . R ektor, żeby ich ła g o d n ie u p o m n ie ć, p rze m ó w ić d o ich ro zu m u — a w razie p o p ra w y przyrzec n ag ro d y . W tym że czasie, t. j. w jesieni r. z. 1901, przeczytał był O . W ic e re k to r dzieje założenia o rato ry ó w św iątecznych Ks.

Ja n a B osco w T u ry n ie. P rzyszło m u te d y n a m yśl w p o d o b n y sp o só b zająć się tym i ulicznikam i z Via de’ Maroniti. P oczął się w ięc d o nich zbliżać i w k ró tce do te g o sto p n ia ośm ielił, że m ó g ł ich, b ojących się zaw sze jeszcze jakiejś kary, n a n a ­ stę p n ą n iedzielę d o K olegium zaprosić. Z eb rało ich się z dzie­

sięciu, w w ieku o d sześciu d o d w u n a stu lat — zrazu bard zo n ie śm ia ło i lękliw ie — ale cukierki i obrazki sw. zaraz u su ­ n ęły w szelkie obaw y.

Lecz n ie m ałą b y ło tru d n o ścią, czem by ich pożytecznie z a ją ć : uczyć katechizm u lu b historyi św. nie b y ło potrzeba, g d y ż n au k ę religii po b ierali już alb o w parafii, albo w szkole, ą n a w e t niektórzy w C o lleg iu m O e rm a n ic u m ; uczyć zaś

2.

18

-czego in n e g o n. p. p oczątków łaciny, nie b y ło roztropnie, g d y ż m o g ło b y biedniejszych rod zicó w w k ło p o t w prow adzić.

N a szczęście pokazało się, że żaden z nich nie u m ia ł jeszcze służyć d o Mszy św. Zaczęli się w ięc uczyć m inistrantury, a g d y poduczyw szy się nieco, otrzym ali sutanny, pasy zielone i kom eżki, (tu w R zym ie jest w zwyczaju, że u sługujący chłopcy, ub ierają się jak kapłani przy kościele b ęd ący ) to nie było p raw ie ko ń ca ich radości. D la nas zaś jest ta korzyść, że nikt już nam nie przeszkadza po d czas nabożeństw , że w b rak u k leryków do M szy św. i litanii, śpiew anych przez alu m n ó w K olegium , ci chłopcy służą przy ołtarzu, że wreszcie, zajm ując się nim i d o b ry uczynek spełniam y i ćw iczym y się w k ierow aniu m łodzieżą.

P o M szy św. przychodzą oni codzień razem z nam i na śniadanie d o w sp ó ln e g o refektarza, a w uroczyste św ięta także i n a obiad. D o d ać należy, że w izerunek, um ieszczony na początku te g o artykułu, przedstaw ia je d n e g o ze starszych m inistrantów , b o o śm ioletniego, g d y ż najm łodsi, ale ślicznie d o Mszy św. służący chłopaczkow ie, ledw o sześć lat liczą.

X. T. O.

Ś. P. J A N Z U L E W S K I

zień 25. Marca zwiastun wielkiego szczęścia, bo odrodzenia

\_J ludzkości całej, dobrą był wróżbą, gdy w. r. 1866 pierwsi l— O O . Zmartwychwstańcy po długich i wielkich pracach, otworzyli w Rzymie Kolegium dla wychowania Kościołowi pol­

skiemu kapłanów, pełnych ducha apostolskiego, którzyby pracowali nad odrodzeniem swego narodu. Upłynęło od tego czasu trzydzieści pięć lat i dziś Kościół polski widzi na swych stolicach biskupich pierwszych alumnów Kolegium.

Rzuciwszy okiem na cały ten trzydziesto pięcio letni okres trwania Kolegium, niejedną czarną chm urę dojrzećby można, które ód czasu do czasu przesuwały się po nad niem, starając się za­

słonić jasny widnokrąg niebieski i niedopuścić w całej pełni do­

broczynnego wpływu słońca łask Boskich.

Właśnie w roku zeszłym 25 Marca obchodziliśmy uroczyście trzydziesto pięcio letnią rocznicę założenia Kolegium, uprzytomnia­

liśmy sobie chwilę założenia i całą historyę, oraz niektóre walki, jakie wytrzymać musiało, i każdy z nas wzdychał do Pana, by zesłał hojność, błogosławieństw swoich na Kolegium, by pokój Boży w niem się ustalił na zawsze.

Pan wysłuchał tych modłów, lecz wszelka łaska być winna okupiona o fiarą; zażądał więc Pan Bóg i od Kolegium polskiego daniny, zażądał ofiary i takową upodobał Sobie w najmłodszym z alumnów, powołując do Swej Chwały ś. p. Jana Zulewskiego.

Niechaj więc na pierwszych kartkach, mającego się wydawać Ro­

cznika Kolegium, słów kilka poświęconych będzie pamięci zmarłego naszego kolegi, by smutek nasz nieco ukoić, a z przedwczesnej jego śmierci mieć zawsze przypomnienie gotowości na rozkaz Pański.

U rodził się ś. p. Jan Zulewski 26 Maja r. 1882 w Buffalo, gdzie uczęszczał też do szkoły parafialnej św. Jana Kantego ; poczem ukończył kurs klasyczny i rok filozofii w polskiem seminaryum

- 20 filozofii w uniwerytecie gregoryańskim. Skromny, cichy, łagodnego usposobienia, szczerze pobożny, zjednał sobie miłość i przyjaźń

wszystkich. Silnie zbudo­

jechało na letnie miesiące do swej wili w Albano, zdawało się, iż świeże i czyste powietrze albańskie zupełnie obawy wszelkie usunie. Zdawało się też być mu lepiej, a dla niejakiej rozrywki wyjechaliśmy we dwóch na pewien czas nad morze do Nettuno, gdzie przez trzy pierwsze dni roskoszowaliśmy się kąpielami morskiemi. Choroba atoli, przy­

czajona na chwilę, czekała tylko sposobności by się rzucić na swą ofiarę i powaliwszy go dnia szóstego pobytu w Nettuno na łoże boleści, w dwa tygodnie przecięła pasmo krótkiego, lecz pięknego jego żywota. Nie pomogła najtroskliwsza opieka, jaką go otoczyli Bracia Miłosierdzia św. Jana Bożego, O. Wicerektor i koledzy; - dnia 22 Sierpnia oddał niewinnego swego ducha Bogu, przenosząc się do lepszych przybytków. Cios ten tern boleśniej dotknął wszyst­

21

kich alumnów, pozostałych w Albano na wakacyach, im mniej był spodziewany. Uwiadomiono też wszystkich innych, po za Kolegium wakacye spędzających kolegów, dzieląc się tą smutną wiadomością.

W kilka godzin po zgonie ś. p. Jana już wszyscy alumni z Albano byli wokoło zwłok zmarłego kolegi. Przybył też zaraz O. Czorba, zastępca O. Rektora, który w tym czasie znajdował się w Ameryce.

Wszyscyśmy zamieniali z sobą tylko nieme spojrzenia, nie mogąc znaleść ukojenia w bólu. Lecz, iż taka była W ola Boża, a iż « pla­

cita erat apud Deum anima illius », więc w pokorze przyjęliśmy ten krzyżyk od Pana, pęlecając w modlitwie duszę zmarłego kolegi Panu Bogu. Nazajutrz rano kapłani odprawili Msze św., a klerycy przyjęli Komunię św. za jego duszę, i wspólnie odprawiono przy trum nie Wigilie, poczem O. Czorba wyszedł z uroczystą żałobną Mszą św ., podczas której bardzo pięknie śpiewali alumni pod dy- rekcyą Ks. Prefekta. Po absolucyi, na której byli obecni wszyscy kapłani, bawiący w zakładzie kąpielowym, trumnę drewnianą umie­

szczono w drugiej metalowej, którą zaraz zalutowano, i wyruszy­

liśmy z drogiemi szczątkami zmarłego kolegi na miejsce wiecznego spoczynku. Towarzyszyli nam dwaj klerycy Zmartwychwstań cy;

brat ekonom, dwaj alumni kolegium szkockiego, Bonifratrzy O. U r­

ban i minorzysta br. Florentyn. Tu zostawiliśmy nieodżałowanego towarzysza aż do dnia powszechnego ciał zmartwychwstania.

Zdała od rodzinnej ziemi, na drugim końcu świata, nad brze­

giem morza, którego szum i ryk bałwanów jednak ze snu wiecznego nie zbudzi, leży w murowanym grobie pierwszy alumn Kolegium polskiego, jako ofiara, którą Sobie Pan upodobał, aby była zakła­

dnikiem naszym : zgody, miłości i pokoju.

Kamień grobowy ma te słowa w yryte:

H IC RESURRECTURUS QUIESCIT

JOANNES ZULEWSKI

A LUM NUS PO N T IFIC I COLLEGII PO LON O RU M NATUS XXVI MAII MDCCCLXXXII

OBIIT XXII A UGUSTI MCMI

R. J. P.

Ks. Karol Antoniewicz

Powiązane dokumenty