W olbrzymim szeregu dzieł, jakie statyści nasi w ciągu czterech stuleci pozostawili, dostrzedz mo
żna trzy przemiany, trzy doby, uposażone w odrę
bne cechy charakterystyczne.
Pierwsza z nich rozpoczyna się w XV-m wieku wraz z Ostrorogiem, ciągnie przez wiek XVI i koń
czy na sejmowych kazaniach Skargi. Jest to epoka, jednocząca młodzieńczy zapał wraz z siłą męzką.
Po-nad wszystldem panuje w tej dobie gorąca miłość publicznego dobra i sprawiedliwość wzglę
dem plebejuszów, a przytem w każdej pracy prze
bija się poczucie tejże samej siły, co zgniotła że
lazne Krzyżaków zastępy. Pragnienie utrwalenia budowy państwowej nie zadawalnia umysłów, bo tam tli żądza czynów, chęć rozszerzenia swych sie
dzib i zasłużenia się ludzkości zniszczeniem potęgi
„Bisurm ana".
Druga epoka obejmuje wiek XVII a kończy się w XVIII wraz 7. projektami Andrzeja Zamojskiego. W tej dobie na miejsce gorącej miłości wstępuje coraz bardziej słabnąca wiara, iż bezrząd i swawola opa
miętają się nareszcie, a poczucie sprawiedliwości dla plebejuszów odżyje. Pragnienie czynów objawia się jeszcze czasami w „turcykach". Odgłos pięknćj ry
cerskiej pieśni „Ad arma, ad arma, milites ad arma, pacidis seges borreat aerea campis“ daje się nie
kiedy słyszeć i ginie dopiero na wzgórzach Kalen- berga. Ale poczucie siły, pragnienie zasług dla ludzkości słabnie, a góruje ponad wszystkióm wiara, iż, pomimo anarchii, rla się jeszcze nadwątlony gmach państwa- utrzymać.
Trzecia epoka-—to schyłek wieku XVIII, uosabia
jm y s'§ przeważnie w pracach Staszica i Kołłątaja.
W tćj dobie wiara już poczyna znikać na dobre, a jej miejsce zajmuje słaby promyk nadziei, jaki zwykle ożywia twarz człowieka, złożonego ciężką niemocą. Bezład i pośpiech w tworzeniu mnóztwa projektów, gorączkowa żądza polepszeń, i brak pe
wności urzeczywistnienia naglących reform: są zwia
stunami ogólnego przygnębienia, wśród którego bły
ska nadzieja uratowania choćby szczątków państwo
wej nawy.
Gdyby myśli naszych statystów dały się wcielić w odpowiednie postacie, to pierwsza doba odżyłaby w rycerzu, któremu z bark wyrastają strusie skrzy
dła, a głowa śni o tem, w jaki sposób na meczecie Sofijskim ’ w Konstantynopolu półksiężyca znamię zastąpić krzyża znakiem. Druga doba przypomnia
łaby postać Laokona, broniącego się długo i upor
czywie od dławiących uścisków swawoli i bezrządu a trzecia ukazałaby gladyatora, co wzrok gasnący śle w rodzinne strony i żywi nadzieję, iż przynaj- mnićj dusza jego zamieszka znowu wśród ciemnych, szumiących borów.
M
/ Je*.A tlei j£rvirv/{,
\' = „N ie wódź nas na pokuszenie, Ojców naszych wielki Boże!
W szak gdy wstąpił w progi moje, W łos mu z głowy spaść nie może."
= Piękne słowa są nieraz jak piękne kwiaty, które, chociaż upajają wonią, rzadko jednak dają
owoce. = Śpiewać twoje szczęście? — łatwo-bym umiała;
a ulżyć twej niedoli? jest mojem pragnieniem.
Medyolan.
C __£
= N ie płacz, gdy cierpisz, nie klnij, nie załamuj dłoni, Kto wytrwa, ten zwycięży—zginie, kto łzy roni.
Dziecię słabe boleje, skarży się, narzeka, Lecz siła i wytrwałość— to znamię człowieka.
36
Z I A R N O .
Praczka. (Rysował Bolesław Łaszczyóski).
Ż y c i e .
Z drobn ych kam yków sk ład a się m ozaika. A le nie je s t ona tylko zbiorem ty ch kam yk ó w , ani po
w staje dla tego, że użyto p ew n ych s ił do ich zło że
nia; dopiero zestaw ienie ich w e d łu g pewnej artysty
cznej m yśli daje m ozaikę. P od obnie w ży ją cy ch je ste stw a ch . Te sam e w nich s iły , te sam e p ier
w iastki, co w m artw ej przyrodzie; ty lk o inne, w yższe ich złożenie. Ż ycie je s t ch w ilą, w której części te są spojone w arty styczn ą całość. Z czasem bowiem k am yk i życio w ego budynku ro zp rzęgają się. I tylko na tle tego rozkładu, tylko jak o przeciw staw ien ie śm ierci, dającej św iadectw o m inionem u życiu, pojm u
jem y je , jako całość tw órczą.
_J=fa “i -5- . ; = j--= F = ^ = j
.— 1— v
-—
t—
•• - i ;
u _ S L _ . t .
: : : •
* -yr
- h— 3
---—
r
ij.. ..^-^^==4=
,+— — --- —
’-f:~..i--- — a .. -i
Bareewicz Stanisław.
G U r -< X - c A
-m
h \ U f U L - ' " r > t ~ t _ T t ś ? • - r * —
l c £ = J L £ F ?
fr 1 -H*V Lit1
( £ j E * -7 / - T A
l A y r _ x
... _
i ~ X .
- ! ^ ± — > .
f = - ...- f
t = F ^ - h v l --- H
— * / < T ?
;
•
Krakowiak. (Noskowski Zygmunt).
38 Z I A R N O . zalegała lewe zwłaszcza nadbrzeże O dry; kraj mniój by ł zaludniom y, niż okolice P ło c k a, G niezna lub K rakow a; znać było, że jeszcze się nie ocknął po klęskach i spustoszeniach, jak ie nań przed k ilku dzie
siątkam i lat ściągnęły wojny z czeskim sąsiadem.
„B rakło rą k do upraw y ziemi lasem porosłćj, pod ciężarem nędzy ugin ała się ludność leniwa, drew nia
nym lemieszem bez żelaza poruszając glebę piaszczy
stą, po dwie krow y tylko lub dwa woły zaprzęgając do orki. W całym k ra ju ani jednego m iasta nie by
ło, tylko targ i wiejskie koło grodów książęcych lub kaplic. Soli napróżno-byś Szukał, żelaza, pieniędzy lub jakiegobądź kruszcu; naw et bez dobrego odzie
nia obyw ała się ludność zbiedzona, boso bydło pa
sając." T ak o tych czasach pisze obcy przybysz, niem iecki mnich z cysterskiego klasztoru w L u biążu.
Nowi książęta, przyw ykli na dworze B arbarossy • do świetności, do bogactw a m iast lom bardzkich,
któ-• i . .
re z nim razem zdobyw ali, pragnęli co tchu inne życie w swych dzielnicach zaszczepić. Bogactw a zaś były w ziemi niezm ierne, tylko rąk zamało do ich wydobycia, zam ało ochoczój pracy w w ynędzniałćj ludności, ciężką niewolą przygniecionej. D aw nićj przodkow ie szlązkich książąt, K rzyw ousty i C hro organizacyjnego, żeby ulżeniem losu chłopskićj lu dności podwoić jój w ytrw ałość i zdolność do pracy, żeby ją obudzić z uśpienia dobrodziejstw em wolno
ści osobistej i własności. W oleli sięgnąć po rzecz gotową za granicę; woleli, za przykładem lubiązkich Cystersów , sprow adzać z Niemiec osadników; nęcili przyw ilejam i, dla polskiego chłopa niedostąpnem i, pracow itą ludność z nad R enu i D un aju ; otw arli na
m iennych przekonań i rozmawiali.
Optymista. „B urza przeszła, czas wziąć się do
Czekam niecierpliw ie na pow rót wichrów, grzmotów i piorunów , czekam n a wścieklejszy szał przyrody...
strzeni wyskakiwał pagórek, zapewne ręką ludzką usypany, na jednym bowiem z jego stoków czerw ie
Optymista. „Możesz się cieszyć, szaleńcze!.. B urza pow raca. R adzę ci, strzeż swojój głowy. Usłyszysz w krótce m iły dla twego ucha trzask walących się lip starych i dębów rosochatych."
Pessymista. „Czekam na huragan. I ty, i ja, wobec pod sklepieniem posępnćm. Głos sygnaturki, jakkol
wiek głuszony rykiem orkanu, srebrnym swym dźwiękiem tętn ił i naw oływ ał.
Nagle piorun zygzakiem ognistym prześlizgnął się po ciemności i u derzył w strzechę m odrzewiowe swych napełniające powietrze, ocieniały drew nianą ławeczkę, tworząc nad nią sklepienie z gęsto zbitych dla biednych, będzie nam szczodrze policzona w Nie- biesiech. Filozofia pod tym względem zgadza się z religią. Zenon, S okrates, E p ik tet, A rystoteles.
L eibnitz, Pascal, wszyscy najwznioślejsi myśliciele, dla k tó ry ch szczęście i cnota jest jedną i tąż samą rzeczą, widzą w cnocie m iłosierdzia coś bozkiego.
G łos m iłosierdzia, przem aw iający do naszego sum ie
nia, jest według nich zarazem głosem Tego, który w przyszłych, dalekich wiekach, uszczęśliwiać lu dz
kość!
r u A
Z I A R N O . 3 9
raz doskonalsze i piękniejsze kształty.
W śród wszystkich zaś wytworów piękna życiow ego, najw znioślejszym — miłość b ra
terska i wzajem na pomoc, serdeczne w spół
czucie, stw ierdzone czynem skutecznym .
= Na głodnych pobratym ców , szanowni Zakres, aby pokazać ducha rusztow anie, A b y w trz y d z iestu w ierszach , ni mniój ani naszych ze Szlązka. Powoli otwieram y oczy, przejrzeliśm y, poj
mować zaczynamy doniosłość katastrofy, a ju ż nasze serca za przydatności i konieczności; publicysta jedn ak, zarów no jak mąż stanu, powinien praw dę w zględną poczytyw ać w danej
zgody między dwoma sąsiadującem i państwami.
= Bóg daje pożywienie każdej ptaszynie, lecz go jój nie zanosi do gniazda; i nam tóż dostarcza chleba powszedniego o tyle, o ile sami nań zapracujem y.
Wspomnienie dziejowe.
W r. 1362 naw iedził ciężki nieurodzaj ca
łą Polskę owoczesną, ponieważ prześlicznie rozwinięte w M aju zboża i zapowiadające pewność nieuniknionej klęski głodowój p rzed
staw iała się w przerażającej postaci ju ż z g ó wszystkim starostom , aby przystąpili do zaję
cia ludu rozm aitem i robotam i około budowy
dliwym do uskutecznionój roboty, płacili ziar
nem. T ym sposobem za tru d n ił setki tysięcy rąk około prac użytecznych krajow i, poosu- szał moczary, ponasypyw ał groble przez b a
gna, przedtem nieprzebyte, pozakładał gościń
ce, poutw ierdżał m iast wiele i w ykopał od
biegliwości K azim ierza powinno każdego z nas przekonać, że w dziejach przeszłości narodu
tąd jej następstwem. Cywilizacya wszakże nie zachow ała się wobec tej walki obojętnie, lecz okrucieństw a praw n atu ry złagodziła tro sk li
wością m iłosierdzia. G dy jed no zwierzę za
gryza drugie dla odebrania mu łup u, gdy dzi
ki człowiek, zdeptawszy współzawodnika, z try umfem pokazuje zdobycz mu wydartą; cyw ili śm iertelnóm łożem, a to wydawnictwo — dzwon
kiem, wzywającym do posługi „dla głodnych".