• Nie Znaleziono Wyników

Mikołaja Reja z Nagłowic

W dokumencie Od Reja do Skargi (Stron 31-46)

Krótka rozprawa miedzy trzemi1) osobami, Panem, Wójtem, a Plebanem. Którzy i swe i innich ludzi przygody wyczytają. A takież i zbytki i po­

żytki dzisiejszego świata.

P a n m ó w i : Miły wójcie, cóż się dzieje,

Aboć sie ten ksiądz z nas śmieje!

Mało śpiewa, wszytko2) dzwoni, Msza nie była jako łoni.3) N a naszym dobrym nleszporze

Ju ż więc tam swą każdy porze:4) Jeden wrzeszczy, drugi śpiewa,

A też jednak rzadko bywa.

Jutrzniej, tej nigdy nie słychać, Podobno musi zasypiać;

Odśpiewa ją czasem sowa,

Bo więc księdzu cięży głowa.

A wżdy przed sie jednak łają, Chocia mało nauczają, Ano wie Bóg, za tą sprawą

Obrócimli się na prawą...

Bychmy jedno na lewicy

I z księdzem nie byli wszytcy.

!) trzem i zam. trzem a. 2) ciągle. B) ro k u zeszłego. 4) każdy w sw oją stro n ę ciągnie głosem .

P isarze Polscy. — Krótki w ybćr pism Mikołaja Reja. 3

30 W ó j t . Miły panie, my prostacy,

A cóż wiemy nieboracy?

To mamy za wszytko zdrowie, Co on nam w kazanie powie:

Iź, gdy wydam dziesięcinę,

Bych był nagorszy nie zginę;

A damli dobrą kolędę,

Że z nogami w niebie będę.

Abo gdy w obiad przybieży, A kukła n a stole leży, To ją w net z stołu ogoli,1)

A mnie kęs posypie soli, Jakoby mię nogieć2) napadł:

Mniema, bych już chleba nie jadł.

Potym mię pokropi wodą,

T o już z Bogiem idę zgodą.

P l e b a n . A wójtże sie to ją ł gdakać?

Czymżeby tę gębę zatkać?

Gdzieśto dzban piwa dobrego, Przegadałby mędrca tego Iście trzeclem nachyleniem;

Byłby tańszy z tym zbawieniem.

A jeszczeż cl w tym ksiądz wadzi, Żeć owo na dobre radzi?

Bo nas sam Pan uczył temu:

Chceszli sam brać, daj drugiemu.

A wielkie to upominki U Boga takie uczynki.

A tyś wszytek świat rozwolał, Żeś tej dziesięciny kęs dał.

A my, duchowni stanowię, Jesteśm y ku wam posłowie.

*) zabierze. 2) nicpoń.

31 T ę pracą na was przełożył,

A mało was tym zubożył, Iż z jego hojnego dobra

Słabo wasza ręka szczodra, A nas tym opatrzujecle,

Czym z niego obfitujecie.

Bo byś baczył, miły bracie,

Na jakiemci ksiądz warstacie:

Musi wszytkiego zaniechać, K to się chce wami opiekać, A opuścić dobre mienie,

L atając wasze zbawienie.

Wszak wiesz, że rzemieślnik każdy Potrzebuje płacej zawżdy.

A to jest święta utrata, Bo za nię hojna zapłata.

P a n . Miły księże, dobrzećby tak

Lecz podobno czciesz1) czasem wspak;

H ardzie.tu strząsasz porożym,2) A zowlesz się posłem bożym;

Prawda, żeś jego pastyrzem

A w wielu sprawach kanclerzem, Lecz czasem na wełnę godzisz,

Kiedy za tym stadem chodzisz.

Owa choć trzoda nie spełna, Gdy się wam dostanie wełna, Wlere z ostatka ty owca

Niechaj skubie jako kto chce.

Bo się już więc tam łoml chróst, Kiedy się zejdą na odpust:

Ksiądz w kościele woła, wrzeszczy, . Na cmyntarzu beczka trzeszczy,

') o d c z y ś ć — c z y t a ć . 2) rogam i.

3*

32 Jeden potrząsa kobiałką,

D rugi bębnem a piszczałką, Trzeci wyciągając szyję,

Woła, do k antora1) pije;

K ury wrzeszczą, świnie kwiczą, N a ołtarzu jajca liczą:

Wieręśmy odpust zyskali, Iżechmy się napiskali.

W ó j t .

Miły panie, Bógżeć zapłać!

Snadźby tobie lepiej gęś dać, Kiedybyś nam tak chciał kazać,

Niż ten tłusty połeć mazać, Bo przedslę tak nie słychamy,

Chocia w kościele bywamy.

Jedno kiedy przydzie święto, Usłyszysz, iż cię zaklęto, Wójt, Bartek, M adek z Grzegorzem

Nie uleży przed tym gorzem;2) Świętopietrze u jednego,

A kolenda u drugiego, Trzeci też pokupił winę:

Nie rychło zwiózł dziesięcinę.

T u więc będzie fukał srodze, Rzadko usłyszysz o Bodze, A tym zamknie wszytkę wiarę:

>Idźcież, dziatki, na ofiarę,

>A czekajcie mię z obiadem,

»Boć nam barzo grożą gradem;

»A niechaj rychlej dowiera,

•W leręć po stronach przymiera.

>Trzebać teraz będzie księdza,

»Zać jedna nastanie nędza,

>Bo oń przedslę mało dbacie,

•Jak o bydło ta k młeszkade.

■) śpiew ak kościelny. -) nieszczęście, bieda.

»Już to rychło dwie niedzieli,

>Niceśmy od was nie mieli.

•Czyście1) o tę duszę dbacie;

»Acz nie trzeba, też kęs dajcie.<

Wszytko chce brać, daj mu psią mać, A o Bogu nic nie słychać.

Rzeczpospolita narzekając mówi:

J a już jedno zaglądam z daleka

Znajdzleli też jeszcze gdzie człowieka, Aby mle wżdy k to z łaską wspomłonął, Bacząc, że stan praw ie utonął.

Bo gdziekolwiek mie dziś wspominają, Prawie o żelaznym w ilku bają, Wszytcy na ten nierząd narzekają!

Widzą, iż źle coś, gdy nic nie dbają.

Ach, nlestotyż, jakaż to m a żałość.

Patrząc, na swych przełożonych złość, A snać mie ci więcej opuszczają, Którzy ze mnie dobrodziejstwo znają.

A mnie nie Iza jedno w swych tęsknicach Jęczeć, wołać, skarżyć po ulicach.

Bom się w rynku2) bardzo omyliła Wszytkęm tam swą nadzieję straciła.

Byli ludzie, którzy prawdę znali, Ci mnie zawsze miłą m atką zwali, A gdym przyszła n a tę sprawę płochą, Zdałam się wszem niewdzięczną macochą.

A tak, proszę, pomni na to każdy, Iż za czasem wszytko ginie zawżdy, A iż skokiem prętkość wieku bieży, W tem sie kochaj, co czynić należy.

A baczyszll, iż cię szczęście wzniosło, Mądrze pływaj a dzierż sie za wiosło,

3 3

ł) pięknie. -) państw o, rzeczpospolita.

Bo nie wzwiesz, gdyć sie łodzią zachwieje, Ochynlesz sle1) iście bez nadzieje.

Bo jestli cie Bóg na to przełożył.

Aby przez cie w ludziach sprawę mnożył, . Zawsze bądźże wżdy pllen urzędu,

A ukracaj, kędy możesz błędu.

Zwierzyniec.

M i k o ł a j R e j z N a g ł o w i c ju ż ty kolac, jako chcesz, botem podkowanym,

Już sie więc tam przypatruj ścianam malowanym, Biegaj za nastołkami, a polewki chwataj

A jako kędy możesz, tak swe szczęście ła ta j;

Jam już tak doma siedząc, obrał sobie pokój,

Bogum wszytko poruczył, ty tam, z kim chcesz rokuj, Bo tak słyszę, iż ten Pan przed wszytkimi płuży,

A n ik t na żadnym królu więcej nie wysłuży.

A n d r z e j T r z e c i e s k i . Mlnerwa, ta bogini, kiedy tym władała,

Młodym ludziom w ćwiczeniu wiele pomagała.

Merkurjusz, planeta, też swym przyrodzeniem,

Także je też sprawował roztropnym baczeniem.

Snadź ten nasz gdzieś Trzecieski tej szkoły zachwycił, W cnotach 1 obyczajach by sle przy nich ćwiczył, Żeby wiele młodzieńców cne przykłady z niego

Mogli brać, i z nauki i z postępków jego.

J a n K o c h a n o w s k i . Przypatrzże sle, co umie poczciwe ćwiczenie,

Gdy ślachetne przypadnie k ’niemu przyrodzenie, Co rozeznasz z przypadków 1 z postępków jego,

Tego Kochanowskiego, ślachcica polskiego:

Jak o go przyrodzenie z ćwiczeniem sprawuje, Co jego wiele pisma jaśnie okazuje.

Mógłci umieć Tybullus piórkiem przepierować2) Lecz nie wiem, umiałli tak cnotę

zafarbować-— 34

l) w ta rg u . 2) przyśpiew yw ać.

35 Ż o ł n i e r z e .

Żołnierze, z domu jadąc, pięknie pokrzykają, A gdy w polu pomokną, to i Boga łają.

Ale by ci pobożnie z cirpliwośclą żyli,

Już nie wiem, jakiej sławy nie godnlby byli.

Boć poprawdzie niesprawnie ten funt pomierzono, Drożej wołu niż chłopa z koniem zaceniono, A nie wiem, by nie lepiej tym dać dziesięciny,

Niźli owym, co km lotki gnąblą nam bez winy.

Z y g m u n t , d z w o n z a m k u k r a k o w s k ie g o . Dzwońże, miły Zygmuncie, tymi trzemi głosy,

A niech twój ohromny brzęk bije ludziom w nosy, Aby sie pobudzali 1 ku Pańskiej chwale,

I w Rzeczypospolitej za wżdy trw ali stale.

Bo słyszysz, coć sie dzieje, żeć sie wszytko miesza, Na cienkiej nici czemuś szczęście nas zawiesza;

Bo snadź ty drobne dzwonki uszy nam mieszają, A od przystojnych rzeczy barzo unaszają.

P u s t e p o l a p o d o l s k i e . Zaż to nie wielka żałość, gdy naszy patrzają,

Ano rozkoszne pola pożarem gorają, Albo sie dzikie szkapy z wilki po nich gonią,

Albo nieprzyjaciele lud niewinny gromią?

Zażby to rycerskiej krw i nie lepiej dać tego?

Bogu cześć, sława państwa wżdyby rosła z tego, Gdyby sie tam po trosze wżdy ludzie sadzili,

Wszak już na wielu miejscach tego doświadczyli.

S u k i e n n i c e k r a k o w s k i e . Nadobną Krakowianie sztukę wyprawili

N a owych Sukiennicach, co w rynku sprawili, Bo króle na nich wkoło wszędy zmalowali,

Jedno, Iż im wedle cnót herbów nie przydali;

Bo dobry, tenby godzien korony ze złotem,

Wszetecznemu mógłby jej kęs przypluskać błotem.

Niech sie wżdy cnota wdzięczna koronuje sławą, A wszeteczność odprawić, jako wołu z trawą.

36 M yś li w s t w o .

Zwieraj psy, trąb na czeladź, a nasiodłaj koni!

Anoby czas żyto żąć, bo sie bardzo lotni;

A drugie będziem łamać i być nam w net w grochu;

Bo go teraz nie wytknie, jako na paprochu *).

Nie źleć, gdyby pomiernie tego używali,

Ludziom szkody i sobie drugiej nie działali;

Bo pan robót zamieszka, szkapam podrze boki, A psi po cudzym żytku idą na trzy skoki.

C z e l a d ź .

•W ieręchmy sie odarli i bótów nie mamy,

Już, panie, od pół roka suchych dni czekamy* !

»Trwaliście dłużej, dzieci, już dotrwajcie mało, Ażby się na tych targach wżdy co uprzedało.

A. i u mnieć silny defekt, wlerę, na kalecie,

I w mieściechmy potrosze winni, sami wiecie !<

Ale nie dziw, iż słudzy 1 pan nic nie mają, Bo jak i pan, taki kram, równo dopijają*!

Wizerunek własny Żywota człowieka poczciwego.

Z r o z d z i a ł u d r u g i e g o . Ale kiedybyś spytał przy jakiej rozprawie, Co też je st nalepszego n a tym świecie prawie:

Wierz mi, iżbyś usłyszał sentencie różne A rozliczne wywody i pogadki próżne.

Bo jedni w tym nawiętszą rozkosz pokładają Kiedy onych próżnych skrzyń worki dokładają;

Złoto, srebro i w nocy po kąciech sle błyszczy, Acz na to niejednego nędznika wyniszczy.

N a szyi łańcuch wisi, na palcu pierścienie, Z których się łsną zdaleka rozliczne kamienie.

Szafiry, dyamenty, szmaragdy, rubiny, A sam najmilejszy pan podobien ku świni.

*) m iejsce stratow ane.

37

Więc na ścianach spalery a rozliczne bramy, A gdzie poźrzysz, w każdy k ą t rozłożone kramy.

Konie sie bujno kluszą, a myśliwcy trąbią, A wypadszy na pole, cudze żyto gnąbią.

Więc okna z alabastru, marmurowe ściany, Wierzch zlotem przesadzany, pięknie malowany Drzwi sztukwarkiem *) rozlicznym dziwnie nakrapiane, Listwy, ławy płynącym fladrem 2) pokładane.

Pawiment3) rozmaitym wzorem ułożony,

Owa wszędy gdzie poźrzysz, pstro na wszystki strony.

Patrzajże, co za sokół siedzi w onym gniaździe, Snadź lepszą czasem kanię, co myszy je, znajdzie.

Kiedy więc gębę nadmle w onej obfitości, Już wszyscy pochlebują Jego wielmożności.

Jako pstre sojki przed nim zdaleka dudkują, A palcem sobie z tyłu h i c e s t 4) ukazują.

Czterzej mu ręcznik dzierżą, a trzej wodę leją A odszedszy na stronę, łotrowie sie śmieją.

A drudzy, co nie wiedzą, jako sie św iat plecie, Tuszą, iż szczęśliwszego już niemasz na świecie.

Ale kto to obaczy, co sie pod tym tai, Jako sie świat kołysze w onej marnej zgrai,

A jakie bezpieczeństwo ten w swych sprawach miewa, Kto jedno, jako trawy wół, świata używa,

A każdego postępku rozumem nie rządzi, Mnima, by szedł gościńcem, a on barzo błądzi.

Uo nie baczy pod trawą, iż dziwnego gadu T ai się zawżdy pod nim rozlicznego jadu.

Azaż on ma wżdy kiedy bezpieczne wyspanie:

Auo we łbie kowale, a dziwne szemranie, Jakoby jutrzejszy dzień z rejestru wystawić, Iż będą zacni goście, jako sie im stawić.

Kuchmistrz u drzwi kołace a marszałek łaje, Podskarbiemu pieniędzy już też nie dostaje,

') l n i e m i e c k i e g o S t u c k w e r k — o z d o b a k u n s z t o w n a . -J s ł ó j d r z e w n y (z n ie m ie c k ie g o ) . 3) p o s a d z k a . J) (z ła c .) t e n je s t.

38

Więc1) konie pochromiały, narzeka koniuszy;

Zewsząd płyną roskoszy one] miłe] duszy.

W nocy chłopa goniono, a on łamał kraty, Gdzie widział rozwieszone ony pstre kabaty.

Całą noc sie łeb wierci onej dzikie] świni,

Gdyż tak k ab at miał goście, co sie dzieje skrzyni, A to w niwecz; gdy on śpi, wszyscy o nim czują, A co we dnie źle sprawił, w nocy oszacują.

A gęstego sędziego każdy ma o sobie,

J u tro gdy mu powiedzą, łając sie w łeb skrobie.

Bo takiem u stanow i wszytko z Almanachu

Przyszłoby zawżdy czynić, by był prożen2) strachu.

D rugi okręt po morzu po szalonym puścił, Szyrokie z herby żagle po maszciech rozpuścił.

Szumi mu w iatr i przez sen, a morze sie chwieje Barzo, i rano wstawszy nie dobrej nadzieje.

Myśli, jeśli w Karybdym kędy nie zapłynle, Albo jeśli też srogą szczęściem Scillę minie, O którą sie okręty strasznie rozbijają,

T ak iż ledwo na deszczkach drudzy wypływają.

D rugiem u z mniejszych stanów grzmi we łbie komora, Stodoła, bróg, boisko, za ścianą obora.

Wilcy wyją za gumnem, a cielęta ryczą,

Psi szczekają pod okny, świnie w chlewie kwiczą.

Pociąga rohatynkl3), w oknie hul, hul woła.

Rano wstawszy więc liczy, ano Już gomoła4) Dawno przez płot skoczyła, wełna leży w lesie, Alić kęsy po chwili łeb z nogami niesie.

W gum nie też słomy mało i plew już nie staje,

Więc chociaj mu n ik t nie krzyw, przedslę wszytklm łaje.

Bieży z kijem na pole, n a życie śnieg grzebie, Wierę snadź będzie kłopot na ten rok o chlebie.

Bo to złe gołomrozy pod śniegiem przyprzało, A tego pozdniejszego ) barzo wzeszło mało.

!) p o n ad to . 2) w olny od... 3) w łócznia n a dzikiego zwierza.

4) g om oły — bez rogów . 5) późniejszego.

- 39

Dwornik ostatek zmłócił 1 do łasa dunął, A klucznik drugą dziurą za nim się wysunął, Pastuch z kucharką woła: zapłać, panie, myto;

Nie do tegoć mi teraz, bodaj cię zabito, Daleko to pilniejsza, co jeść do nowego, Pilnie suszy na piecu, bowiem surowego Siła zginie w otrębach, dobrze sie nie zmiele, Ledwie będzie koruszka1) do drugiej niedziele.

Owa skąd ją poczniemy, nie po szwu sie porze, Ano sie we łbie kręci ano zewsząd górze.

Owa każdy takowy chodzi jako wiła2), A tłucze sie po ścianach, by nadęta piła, Którą oni szaleńcy, co ją więc Igrają, Nogami i rękam i bijąc popychają

Czasem nań przydzie rozkosz, a czasem z kłopotem.

Obchodzi sie z nim ten św iat jako z dzikim kotem.

O p i s t a ń c ó w , m u z y k i i s ą d o w n i c t w a : Albo owo wesele, kiedy sie po kąclech

Tłuczecie, wyskakując by szkapy w chomąciech.

Nazajutrz chłop narzeka co go bolą boki, Namierzły m u podobno onegdajsze skoki.

Bo jako pan ma być zdrów a w nim piwo kisa, I od tegoć więc drży łeb, i szupryna łysa.

Nogi, oczy i ręce, i brzuch chłopu puchnie, A z gęby gdzie zaleci, by z wychodu cuchnie.

Goleni sobie potłukł, więc łopianu szuka, D ruga też, jako wirzba, na wiosnę się puka.

Bo jako sie nie pukać, ano pełno zawżdy, Jako ina bestia gdy sie oźre każdy:

Ju ż zapomni i Boga, już nie zna i ludzi, Bo napoły by zdechły, gdy go nie obudzi.

Niźli tam w owym huku, kiedy wrzeszczą wszyscy, A drudzy m arnie wyją, jako w lesie wilcy,

J) k o r u s z e k — m a ł y k o r z e c . 2) s z a lo n y .

40

A kozi róg za uchem jako świnie wrzeszczy,

W bęben tłuką by w pudlo, aż więc we łbie trzeszczy.

Stół uleją i ławy, siedzą jako w łaźni, A sami poszaleją jako inni błaźni.

Więc kręglów nastaw iają w koło podle ściany, Dybie, jako k ot na mysz, z gałką chłop pijany, Puknie w ścianę, a drudzy, wygrał, wygrał, krzyczą, A drudzy płacąc piwo jak o krowy ryczą.

A więc to krotochwila, a więc to biesiada, Oszaleje więc z takiej głowa barzo rada.

Patrzcie gdy nędznik przydzie do wopólnego sądu, A gdzież końca doczeka już swojego błędu,

N a pirwszy rok da sie zdać, a nic nie pokupi, A onego co piszczy, by barana, łupi.

D rugi rok p r o m a i o r l , a niemocą trzeci, Czwarty od munimenta, a czas precz wyleci.

A chodaj więc przypadnie czasem rok zawity, Ali pan mój do sta mil bierze sie na kwity.

A skażąli nie k’myśU, alić on w net ruszy, A spowiednik za uchem nadobnie m u tuszy.

Ruszajże już poki chcesz, aż cię dyabli ruszą Samego, a pam iętne zapłacisz im duszą;

Bo ubogi nędzni czek ciągnie sle jak o lis.

Daj pamiętne, wyjmisz też z pieczędam i zapis.

A przedslę ty czyń co chcesz, będą appellować, Że rzecz, za to niestanie, co będzie kosztować.

Przydze slem, nlebożątka po stodołach leżą, A jako Woźny krzyknie, to by pszczoły bieżą.

Ano jedno bogaczów kilka odprawiają, A nędznikom przez tydzień sądy odwołają, Przybija kartę u drzwi, iż koleją ju tro Będą sądzić, patrzajże alić kunie futro, Albo wilcze, daleko przed Baranem stoi, Lecz nie dziw bo sie Baran zawżdy W ilka boi.

T ak od ju tra do ju tra wlecze sle rzecz ona.

Przedsię on nędznik płacze, śpiewa druga strona.

41

P y s z n e g o , p Ij a n i c ę i o b ż a r t u c h a t a k m a l u j e ; Koronę ma na głowie jasno rozpaloną,

N adął gębę by pudło, na piądź rozszyrzoną, Sceptrum dzierży, rogate, by rogaty kljec,

K tórym sobie potrząsa zuchwały opllec.

Tw arz podobna ku szkapie, kiedy bujno kroczy, Piany mu z g<Jby płyną, a błyszczą sie oczy.

Między nimi pan siedzi, psia głowa u niego, A kędy sie obeźrzy, warczy na każdego.

Na łańcucha przybity do mocnego stołka, T ak sie jedno obraca, by cielę u kołka.

Poglądając tu na świat jakoby wilk marnie, A czego gdzie doslęże, to do siebie garnie.

Łapy by u niedźwiedzia z paznogty ostreml, A co w którą zachwyci, już mu nie wydrzemy.

Dworzanie w sajanlkach, w blretkoch z szpadami, Z onego towarzystwa co wszytko łapamy

A o drugie na świecie już nigdy nie dbamy, By mieli i pozdychać, kiedy sami mamy.

Rzekł Abiron, ten zasię, cóżcl sie podoba, I to wierz mi tam u was nie leda osoba, I dworzany mym zdaniem dosyć foremne ma, Aleć sam wszytko garnie, żadnemu nic nie da. ^ A też jego ta orda, jako T a taro wie,

Gdzie co który ułapi, każdy chowa sobie.

T u weźrzy na pułnocy, już uźrzysz czwartego A poznasz go coć zacz jest, i po herbiech jego Boć jest po ojcu kuflów, po macierzy dzbanków, A siła w tam tym kraju tego herbu panków.

Poźrzy a on pan siedzi z rozwalonym brzuchem, Za nogę uwiązany do stołka łańcuchem,

Jako inna bestya, świni pysk u niego, Pochmurno poglądając by wilk na każdego.

Pod oczyma mu spuchło, na brzuch sobie pluje, A dzierżąc swój herb w ręku sobie rozkoszuje.

42

Kołysze sobie głową 1 tam i sam siedząc, Do herbu naglądając, choclaj mało jedząc.

Włosy m u sie zjerzyły, a pełno w nich pierza, A onym silnym koflem, wszytko na dół zmierza, Jakoby rzekł, nuż wy też przecz darmo mieszkacie, Cóź wam po inych sprawach, wszak sie dobrze znacie.

Dworzanie sle też kręcą, z rożny, z pieczonkaml, Z garncy, z kotły, z bokłagi, z koflmi i z konwiami, Jeden tu u drugiego sobie wydzierając,

Latając po powietrzu, a na świat padając.

Jedni m ają na sobie kożuchy, a szły ki, Drudzy zgrzebne kaftany, kijce basałyki.

O b ż a r t u c h ó w , l e n i w c ó w , p i j a n i c e i p i j a ń ­ s t w o t a k m a l u j e :

Z drugiej strony obżarstwo drugie dziede nosi Co to ledwie przed spaniem i głowę podnosi.

Co je st m arne stworzenie, Lenistwem je zową, Które władać nłe może niczym, ani głową.

A gdy rozum człowieku n a to na więcej dan, Aby od innych zwlrząt był sprawach rozeznan;

Patrzajże gdy jako wieprz jedno leżąc tyje, Jeśllże nie podobien do inej bestyje.

Bochmy nie tak stworzeni, bychmy jedno żarli, A otkawszy brzuch młotem jako świnie marli, Ale bychmy pomiernie wszego używali,

A n a wszem sie rozumem w cnotach sprawowali.

A zwłaszcza gdy oźralstwem jeszcze sie kto bawi, Ju ż nie masz nic tak złego co sie w nim nie zjawi.

W szak jawnie w każdym widasz kiedy łeb zaleje, Jeśli lepiej niż dzikie zwirze nie szaleje.

W net tam rozum wdzięczny, już swój urząd straci, Ju ż się tam szalona myśl ze wszytklm złym zbraci, Ju ż tam żadnej bacznośd, ni żadnej pamięci, Kiedy we łbie zaszumi przestępcie i święci.

K to sie chce podziwować a patrzyć, przełaje, Jeśli w którym zw lrzędu takie obyczaje.

43

-Azasz tam co ze wstydem w szalonym łbie znajdzie, By siedział z Barnadynem, z każdym w burdę zajdzie.

Azasz ręce co czynią, albo język mówi Aby wżdy co podobno było k ’rozumowi, Jednym razem zamruczy, a drugi raz szepce, A czasem jako bocian zjadszy żabę klekce.

Leje, wszeszczy, kołace, a sklenice tłucze.

Bo stracił od rozumu i kłotkl 1 klucze.

Więc podrze, więc popluska, a drugie rozdaje, A kiedy k to nie chce wziąć, tedy mrucząc łaje, Ale sobie po ranu zaslę powracajmy,

Pijanego wieczora dziś nie wspominajmy.

Owa co przez cały rok nań wyrobią chłopi, T o on za jeden tydzień wszytko w brzuch zatopi.

0 nędzny to je st żywot człeka takowego.

Który powinowactwa zapomni swojego;

Jako lny dziki wieprz tak leży w barłogu, Już ni ludzom ni sobie nie godzien, ni Bogu.

Bo sie już więc tam wszytki smysły pomieszają, A też patrz jako wszyscy wdzięczne zdrowie mają, Ręce drżą, łeb sie trzęsie, a nogi zapuchną, Ony wdzięczne wonności z gęby z nosa cuchną.

Owa równo z nim siedzieć jako na wychodzle, A on wszytko pomazał jako Świnia w smrodzie;

Owa równo z nim siedzieć jako na wychodzle, A on wszytko pomazał jako Świnia w smrodzie;

W dokumencie Od Reja do Skargi (Stron 31-46)