(1545— 1602).
Ja n Kochanowski nie znalazł równego sobie na
stępcy w poezji polskiej XVI-go wieku. Podniósłszy ją do wyżyn sztuki, pozostał na tych wyżynach samotny.
N ik t już po nim nie wzniósł się tak wysoko, aczkolwiek wśród idących wskazanym przez niego torem nie brak było talentów szczerych 1 duże budzących nadzieje. N a
dzieje te atoli zawiodły. Niszczyła je albo śmierć przed
wczesna, która, jak u Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego na
stąpiła zanim poeta zdołał rozwinąć skrzydła do lotu, albo życie, które układało się w kierunku raczej prozy niż poezji, skłaniając społeczeństwo przy rosnących po
trzebach kulturalnych i rozlewającym się szeroko zbytku do coraz większych wysiłków i zabiegów w kierunku zdobywania i gromadzenia środków materjalnych.
T en swoisty dla drugiej połowy wieku XVI-go ma- terjalizm za mało je st w dziejach naszej kultury uwzględ
niony, aczkolwiek przyczynił się on niewątpliwie w nie
małym stopniu do późniejszego, w wieku XVII-ym, upadku naszej literatury, nie będącego, zresztą, w dziejach ów
czesnej umysłów oś cl europejskiej zjawiskiem odosobnlonem.
Zanim jednak do tego przesilenia ujemnego doszło, poezja 1 proza polska miały jeszcze długi szereg
świet-Pisarze Polscy. — M. Szarzyński i S . Klonowicz. ^ 3
— 174
-nych przedstawicieli, god-nych »złotego wieku*, który ich wydał.
W szeregu Ich pierwsze po Kochanowskim zajmują miejsce: M i k o ł a j S ę p S z a r z y ń s k i i S e b a s t j a n K l o n o w i e z.
O życiu S z a r z y ń s k i e g o skąpe mamy wiado
mości. Wiemy, iż był synem Joachim a Sępa, piszącego się od wioski Szarzyno Szarzyńsklm. Rodzina Sępów po
chodziła — wedle Bartosza Paprockiego — z województwa płockiego, skąd jeden z jej członków wy wędrował na Ruś- a poją wszy za małżonkę Zimnowodzką, właścicielkę Zim
nej Wody, osiadł tam na stałe. Pan Joachim Sęp, rodzic Mikołaja, był podstollm lwowskim i mieszkał w Zimnej Wodzie, której część do niego należała. Był typowym szlachcicem polskim, rozmiłowanym w pienlactwie.
»W aktach sądowych — podaje prof. Piłat — za
chowały się ślady rozlicznych jego procesów z krewnymi, współwłaścicielami Z im ną Wody, z mieszczanami lwow
skimi, konw entem Dominikanów i t. d., a naw et są ślady najazdów gwałtownych, za których pomocą sam wymie
rzał sobie sprawiedliwość*.
Zgoła inaczej oświetla tę postać Paprocki, pochlebca szlachty, który w swoich > H erbach rycerstwa polskiego*
nazywa Im ć Pana Joachim a »człowiekiem cnotliwym i bo
gobojnym*.
O matce Mikołaja nie wiemy nic. Nieznane nam jest naw et jej nazwisko panieńskie.
Urodzony około r. 1550-go, poeta pierwsze nauki po
bierał prawdopodobnie we Lwowie. Mając lat około 15-tu, wyjechał do Lipska, gdzie studjował jakiś czas, kolegując z Trzecleskim. N a to, iż był we Włoszech, jak przypusz
czają niektórzy jego biografowie, żadnych nie posiadamy dowodów. W ątpliwe to jednak z uw agi na fakt, że cały jego pobyt zagranicą trw ał zaledwie dwa lata, od roku 1565-go do r. 1567-go. Jeżeli więc w tym czasie zdążył być we Włoszech, to n a krótko 1 w każdym razie nie na
stu-— 175 —
djach a w charakterze zwiedzającego kraj cudzoziemca.
Prawdopodobnie ojciec, sterany wiekiem 1 zmęczony nle- nstannem l procesami, odwołał go z tej podróży, potrze
bując zastępcy 1 wyręczyclela w gospodarstwie. Wnosić to można stąd, że już w r. 1573-im Mikołaj jest samo
dzielnym rolnikiem, jako dzierżawca Zimnej Wody 1 Rudna.
Miał wówczas la t niewiele więcej ponad dwadzieścia, to znaczy, był w wieku, kiedy norm alnie szlachcic albo się jeszcze uczył, albo ocierał po śwlecie, zaczepiony o ten lub inny dwór wlelkopańskl. Mikołaj tej szkoły poloru nie przechodził. Musiał mleć jednak wiele wrodzonego smaku, skoro bez nłej zdobył wykwint, cechujący jego poezje, a więc domnlemaluie i życie domowe.
W roku 1580-ym, na krótko przed śmiercią, prze
nosi się poeta do ziemi przemyskiej i nabywa tam w do
żywocie wieś Wollcę pod Przemyślem. Nie zdążył jed
nak zadomowić się jeszcze w nowej siedzibie, gdy śmierć niespodziewana stanęła u jego łoża 1 w r. 1581-ym za
brała go z pośród żywych.
Miał Szarzyński zostawić po sobie w rękopisach
>niemało utworów poetycznych*, ale z tych niewiele do nas doszło.
Andrzej W argockl w dziele swojem » 0 Rzymie po
gańskim i chrześcijańskim* (Kraków, 1610) następującą czyni wzmiankę: »Pokazowa! w bibljotece swojej JW . Ja- kób Predflcz z Gawron, wojewoda podolski, skrypta Mi
kołaja Sępa Szarzyńskiego, przedniego poety, który Jan a W italisa wiersz o Rzymie przełożył*.
Dom wojewody zgorzał następnie, a w pożarze tym zaginęły w znacznej części pisma Mikołaja Sępa. Pozo
stałe zebrał, o ile mógł, 1 wydał b ra t poety, Jakób, po ojcu podstoli ziemi lwowskiej. W ydanie to, do rzadkości bibljograficznych dzisiaj należące, nosi tytuł: »Mikołaj a S ępa Szarzyńskiego rytm y albo wiersze polskie. Po jego śmierci zebrane i wydane R. P. 1601* (bez miejsca druku •
13*
— 176 —
Książka dedykowana je st »Jego Mości P anu Jakó- bowl Leśniowsklemu, podczaszemu ziemi lwowskiej*.
W dedykacji tej Jakób Szarzyński tak pisze: »Czę
stokroć wiele ludzi zacnych, Mciwy panie bracie, którzy nieboszczyka pana Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, brata mego rodzonego, albo znali albo też pism a jego czytali, rozmawiali ze m ną 1 z narzekaniem, żem się o to nie starał, aby prace i pism a jego do kupy były za mojem staraniem zebrane i światłu pokazane J a zaiste, będąc w tej mierze i sam na się frasowity, żem do tego przyjść nie mógł, 1 narzekaniem ludzkiem poruszony, starałem się, jakobym 1 żądnoścl onej praw ie pospolitej od wszyst
kich, którzy się w dowcipie brata mego zakochali, i po
winności mojej braterskiej a przytem sławy b rata mego nie odbiegał. Lecz mi to n a wielkiej przeszkodzie było, że po zejściu z tego świata brata mego nieboszczyk za
cnej pamięci JM. pan Stanisław Starzechowski, podkomo
rzy ziemie lwowskiej, pisma i księgi jego na swój dozór i opiekę wziął, który też potem wrychle umarł, także też ja z pilnością się o onych pismach pytając, mianowicie u nlebószczyka pana Pobidzińskiego, nie mogłem się do
pytać. Mając tedy trochę pism takowych brata mego, oczekiwałem z niemi, ażeby się ich więcej kędy między ludźmi uczonymi naleźć mogło. Lecz gdy się nic tako
wego nie pojawiło, jam się, patrząc na złe zdrowie moje, aby i ta trocha, co przy m nie była, jako inszych wiele nie zginęła, obawiając, użyłem jednej zacnej osoby du
chownej do przejrzenia 1 sporządzenia pism, ręki brata mego własnej, które przy m nie były, które ja, aby świat widziały, pod miłościwą obronę W. M., mego miłościwego pana i brata, 1 za upominek po bracie mym oddaję*.
Je st to jedyna relacja autentyczna, jaką mamy o po
ezjach Mikołaja.
Ważnem jest w niej to, że Im ć pan Jakób Sęp stwierdza, że płody pióra jego brata, acz niedrukowane, cieszyły się popularnością wśród ziemian, że były czyty
— 177 —
wane 1 krążyć musiały w odpisach, skoro powszechnie
»narzekano« na to, iż nie są »do kupy* zebrane.
Zebranie to, niestety, nie nastąpiło. To, co obej
muje wydanie z r. 1601-go, je st nikłym tylko ułamkiem twórczości poetyckiej Mikołaja, który pomiędzy 20-ym a 30-ym rokiem życia musiał był napisać znacznie wię
cej, mając zresztą niemało sposobności do >zabawlania się« piórem podczas jesiennych 1 zimowych dni, spędza
nych na wsi, o tem bowiem, aby gdziekolwiek na dłużej wyjeżdżał, nie wiemy — chyba do Lwowa pobliskiego lub do Starzechowskich, z których domem był w przy
jaźni.
Badania i poszukiwania późniejsze również nie dały wyników znaczniejszych. Jedynie prof. Brucknerowi udało się odszukać w rękopisie z wieku XVI-go, pomiędzy wierszami innych autorów, wiązankę nieznanych drobnych wierszy, wśród których znalazło się także kilka utworów Sępa, zamieszczonych w wydaniu r. 1601-go. N a tej podstawie można było przypuścić, że i pozostałe utw ory są pióra Mikołaja. W ten sposób puścizna po nim zwiększyła się nieco, daleko jej atoli do całokształtu.
Dla literatury jest to krzywda poważna, nie .ulega bowiem wątpliwości, że Mikołaj Sęp Szarzyński był poetą z Bożej łaski i arty stą na miarę niepowszednią. Wyczuł to doskonale Sienkiewicz, który, będąc jeszcze uczniem Szkoły Głównej, napisał o Szarzyńskim rozprawę, uwy
datniającą piękno jego poezji.
Tego samego zdania był również znakom ity poeta drugiej połowy X IX -go wieku, Felicjan Faleński, parna- sista, sam nieskażony w formie i formę tę u Szarzyń- skiego bardzo wysoko szacujący.
Sienkiewicz tak mówi o Szarzyńskim:
»Sęp, zmarły w r. 1581-ym, stoi już w epoce przej
ścia z fazy rozumu w fazę uczucia religijnego. Idea jed
ności religijnej zaczęła się powoli wyłaniać pod koniec XVI-go wieku w Polsce. Początkowo nie m iała ona
— 178 —
i nie m ogła mieć jaw no określonego charakteru; widzimy ją naprzód jako objawiającą się tu i owdzie reakcję prak
tycznego kierunku przeszłości. Zawsze się tak dzieje:
kiedy stare ma upadać, nowe w zawiązku je st tylko jeg o negacją. Ju ż reforma, swobodnie krzewiąca się u nas, zwracała po części najzdolniejsze umysły k u rze
czom wiary, z czego w chwili, o której mówimy, jako owa bezwiedna jeszcze negacja przeszłości objawiać się poczęło pewne zniechęcenie, pewna obojętność na sprawy doczesne. Głosy te, rozumie się, początkowo były słabe i rzadkie, że jednak zaczęły się gdzie niegdzie podnosić niech na dowód służy jeden z najpiękniejszych sonetów Sępa, noszący charakterystyczny tytuł: » 0 nietrwałej mi
łości rzeczy świata tego® (»I nie miłować ciężko, 1 miło
wać nędzna pociecha*). Chociaż, zaprawdę, owa religij
ność chwili przejściowej nie była jeszcze nlczem Innem, jak tylko pleśnią, wyrywającą się przez usta wieszczów z przepełnionej piersi, nieraz dziękczynną, częściej po
chwalną — zawsze piękną. Sęp jest doskonałym obja
wem tej wygórowanej religijności. Ju ż Maciejowski za
uważył to w Rysie dziejów piśmiennictwa (t. I, str. 518), gdzie, porównywając go do Kochanowskiego, mówi: »Po- gan bowiem miał przed oczyma pierwszy (Kochanowski) i, jak powinien był, pojmował ich światowo; chrześcijan, a do tego gorliwych katolików, miał przed sobą drugi (Szarzyński) i musiał ich pojmować bosko, jako ten, któ
rego nie ziemskie, ale niebieskie zajmowały istoty, który takież, jak i włoski wieszcz, miał uwielbień cele, religję 1 miłość opiewając, który więcej pierwszą, niż drugą prze
jęty, lub Ilekroć się na nią puścił (?), więcej ją religijnie, niż ziemsko pojmując, w religijnym tylko, jak Petrarka, duchu umiał świeckie śpiewać przedmioty*. Kraszewski przypisuje tem u kierunkow i religijnem u wzlętość Sępa u współczesnych. Zdanie to słuszne, a wypada ono z sa
mej konsekwencji historycznej. J a k z jednej strony na
turalnym skutkiem rozwoju była łatwość szerzenia się
— 179 —
reformy, tak z drugiej też reforma, zwracając zmysły ku rzeczom wiary, była przyczyną rozbudzenia się interesu religijnego. Z tego względu był Mikołaj Sęp Szarzyńskl dziecięciem swojego w ieku więcej, niż ktokolwiek Inny.
Nie zdawał on sobie sprawy z tego, że kierunek taki w dalszym biegu kolei przerodzi się i odmieni, niemniej jednak był doskonałym jego objawem. Młodość i prze
ważnie poetyckie usposobienie Sępa nie dozwalały mu inaczej, jak przez pieśń, w stąpić w£ szeregi bojowników wiary. In ni tam słowem gorącem, nam iętną polemiką, Inni zablegliwością o rzeczy Kościoła, inni ostrą satyrą występowali w imię idei — on bił pięścią zapału w struny własnej duszy, śpiewając jakby pieśń zachęty tym, którzy czynem walczyli.
Oceniając Sępa, jako poetę, wyznać należy, że właś
nie ogarnięcie w poezji tego kierunku dowodzi w nim bystrego um ysłu i owej łatwości odczucia stosunków spół- czesnych, właściwej tylko wrażliwym, poetyckim duszomc.
T yle o Sępie, jako o objawie wieku.
D rugi element — według Sienkiewicza — bardzo ważny, jako p un k t wyjścia analogiczny w badaniu cha
rakteru tego poety, stanow i: » pewna myśl filozoficzna, przebijająca się w nim wszędzie, a szczególniej w orygi
nalnych jego utworach. T a szczególniejsza zdolność do refleksji, ten dar zagłębiania się w siebie — jako nowe źródło w poezji — je st jedynym względem, na który ba
cząc, możnaby przyznać wyższość Sępowi nad Kochanow
skim. Jan z Czamolesia ma więcej werwy, więcej jędr- ności w wyrażeniu, nieraz więcej natchnienia — Sęp ce
luje przedewszystklem filozoficzno-moralną myślą. Ze zdu
mieniem napotykamy niejednokrotnie w jego utworach głębokie psychologiczne uwagi, zdania moralne, nie te, które wszyscy powtarzają i które zwykle z ojca na syna przechodzą, ale ja k gdyby wykopane dopiero przez poetę z g runtu n atu ry ludzkiej, oparte na głębokiej filozoficz
nej świadomości siebie i drugich. Sęp filozofuje w sone
— 180 —
tach, w pleśniach; gdziekolwiek z tokn rzeczy przychodzi mn n a myśl jakaś nw aga ogólniejsza, gdzie tylko prawda ze świata wiedzy lnb uczucia ukaże się, jako przykład, jako skutek, jako naturalny, choćby niewyraźny, wynik słów jego — tam Sęp niezawodnie ją pochwyci, odczuje i rzuci na świat w prawdziwie nieraz zadziwiającej formie
Z takiego usposobienia Sępa w ynikają w nim jakoby dwie natury psychiczne: jedna głęboko poetyczna, uczu
ciowa, objawiająca się w jego krańcowym pietyzmie, druga filozoficzna, odnośnie do św iata zewnętrznego. Tam , gdzie mówi o Bogu, jest nawskroś i tylko poetą, w stosunkach ze światem jest — moralistą. Ś w iat wyobraża sobiejako jedno szerokie pole walki z namiętnościami. Co płynie z ducha, je st dla niego świętem, niepokalanem, wlecznem, co z m aterji — marnem i przemijającem w czasie. Stąd wynika ów rozbrat między życiem wewnętrznem a ze- wnętrznem, który widzi wszędzie, którego dopatrzył się i w sobie (sonet IV).
Charaktery takie, w których obok głębokiej uczu
ciowości widać skłonność do rozmysłu i refleksji, są na
der ciekaweml objawami w dziedzinie psychologji. Razem nam iętne i rozumujące chłodno, przedstawiają jakoby zgodę dwóch pozornie sprzecznych pierwiastków. Jednakże charaktery takie zdarzają się i nie są sprzeczne w sobie.
Istota namiętności niekoniecznie jest gwałtowną. Tem peram enty delikatne, nerwowe, w młodym zwłaszcza wieku, nieraz bywają palone jakąś głęboką a cichą namiętnością, która nigdy nie wybucha nazewnątrz, jako rozpacz, jako nam iętna skarga, jak o przekleństwo, niemniej jednak jest płomieniem, trawiącym zwolna ciało 1 rzucającym w groby tyle przedwczesnych kwiatów. Szczególniejszą a właśnie filozoficzną cechą takiej namiętności jest drugostronna, chłodna świadomość siebie. Szuka ona pokarm u dla sie
bie w świecie zewnętrznym, a nie znajdując go dosyć od
powiednim, narzeka, tęskni, wyrabiając w sobie przez ową tęsknotę pewien fllozoficzno-poetyczny pogląd na
— 181 —
rzeczywistość. Pogląd zatem taki nietylko nie będzie sprzecznym z istotą namiętności, ale owszem, będzie na
turalnym jej wypływem*.
Sęp — zdaniem Sienkiewicza — jest doskonałym przykładem takiego tem peram entu: »Młody, trochę m a
rzyciel, czuł i potrzebował kochać głęboko. Wychowanie i ogólny kierunek ówczesny popchnęły serce jego ku niebu. T ęsknota za życiem przyszłem, życiem niezmąco
nego, jak je sobie wystawiał, szczęścia 1 spokoju, owład
nęła całą jego istotą. Przechodząc szybko coraz wyższe stopnie rozwoju, tęsknota owa stała się namięLną i była m u wówczas pryzmatem, przez który w niezbyt jasnych kolorach widział ziemię i życie. Ona wreszcie rzuciła na jego utw ory ów sm ętny a przytem filozoficzny odcień*.
C harakterystyka powyższa jest niewątpliwie bardzo przenikliwa, ale grzeszy jednostronnością. Grzechu tego jednak Sienkiewicz uniknąć nie mógł, nie znał bo
wiem tych utworów Sępa, k tó re dopiero w r. 1891-ym od
nalazł 1 ogłosił drukiem prof. Bruckner, a które zamieścił w wydaniu książkowem poezyj Szarzyńsklego dopiero proŁ Chrzanowski w r. 1913-ym.
N a podstawie tych utw orów świetne wywody Sien
kiewicza muszą być tu 1 owdzie sprostowane.
T ak np. Sienkiewicz w swojej rozprawie, omawiając pieśń p. t. »Pannie Jadw idze Tarłów nłe (potem wojewo
dzinie ruskiej) k ’wolł«, przyznaje, że z wielką radością wyczytał tytuł tej pleśni, sądząc, że w jej .słowach do
patrzy się >uderzeń serca autora nietylko dla religjł i nieba*.
»Dziś wydaje nam się — mówi — rzeczą niepo
dobną, Iżby młodemu poecie, choć czasem nłe przesunęła się przez oczy i serce czarowna postać dziewicza, żeby choć czasem nie wyrwały m u się z u st słowa, opiewające najpiękniejsze z uczuć, uczucie miłości. Jednak, jak w ca
łych naszych dziejach 1 w pisarzach przeszłości, brak prawie zupełny elementów erotycznych. N a zachodzie
— 182 —
brzmią pleśni trubadurów i truwerów, nocą, gdy księżyc oświecił m ury zamkowe, w niezmąconej ciszy pieśń minne- zyngera, tajemnicza a sm utna, cicha a nam iętna, razem ze szmerem liści, z wonią kwiatów, unosi się k u otwar
tym oknom kom nat dziewiczych. N a kanałach weneckich sunie gondola, pcd pałacami dożów słychać dźwięki bar
karoli i szmer westchnień 1 pocałunków — zda się, samo powietrze oddycha miłością, rozkoszą, pieszczotą. U nas, gdy na chwilę zcichnie wrzawa lub ustaną pożogi wojen, razem z jękiem dzwonów wawelskich unosi się ku niebu to poważny chorał, to sam otna pleśń religijna, rodzinna, byle nie erotyczna. Z tego zapewne wynika, że pomimo całej dramatycznoścl naszych dziejów, jednostkom brak dramatyczności. Zasadą każdego dram atu jest nam ięt
ność, a im więcej ona jest ludzką, Indywidualną, tem więcej nadaje się do dram atu, bo tem więcej przeciw
staw ia jednostkę ogółowi, tem więcej nosi w sobie za
rodów kollzyj 1 katastrofy. Otóż eros, będąc ze wszyst
kich najwięcej Indywldualnem uczuciem, je st bardzo waż
nym pierwiastkiem dram atycznym w życiu człowieka. Są to wprawdzie próby ogniow e: jedni w nich osmalają pióra, drudzy wychodzą brylantam i najczystszej wody. Ileżby to światła rzuciła na charakter i utw ory Sępa choćby najkrótsza wiadomość o dziejach jego serca*.
Niestety, wiersz p. t. »Pannie Jadw idze k ’woli* pod tym względem zawiódł Sienkiewicza. W całej znanej sobie puściźnle po Szarzyńskim znalazł był tylko w jednej
»Pieśni«, poczynającej się od przepięknej strofy:
»Zaprzęż nie tygry, nie lwice, Cyprydo*...
słowa, »mogące naprowadzić na domysł, że 1 w życiu Szarzyńskłego były chwile, w których serce dopominało się o swoje prawac.
Domysł ten był trafny. Dzisiaj mamy już na to do
wody. W odnalezionych bowiem przez profesora Bruck
nera domniemanych utw orach Szarzyńskłego, a przez pro
fesora Chrzanowskiego uznanych za takie bez zastrzeżeń
(»że to poezje Szarzyńsklego, nie ulega wątpliwości*), znaj
duje się właśnie szereg erotyków, przechowanych prawdo
podobnie przez jednego z przyjaciół i miłośników poety, który je w starannym odpisie od zagłady uchronił, nie wiedząc, jak ą tem przysługę historji poezji polskiej odda.
Wśród erotyków powyższych znajduje się kilkanaście wierszy miłych, pełnych swoistego wdzięku i swobody, pisanych »do Zosie*, »do Kasie*, i »do Anusie*, świad
czących, że serce poety uderzało »nietylko dla religji i nieba*, ale że i ziemskie uczucia nie były m u obce.
Były w niem »nlezgaszone płomienie miłości*, była na
miętność 1 tęsknota, które mu spokój odbierały, jak wszystkim kochankom od początku świata.
Wiedział poeta dobrze o tem, że »kto nie zna m i
łości, ten żyje szczęśliwy — 1 noc ma spokojną 1 dzień nietęskliwy*, skoro skarżył się, ja k tylu Innych przed nim 1 po nim :
»Owo ja sm utny cierpię gw ałt nieskończony, Miedzy nadzieją a strachem postaw iony;
Dzień mie nie widzi od frasunku wolnego I noc spokojna nie zna mie spokojnego*.
O tej »Zosie«, która taki afekt w sercu Jm ć Pana Mikołaja Sępa, będącego wówczas w rozkwicie pełnej młodości, obudziła, nic zgoła nie wiemy. Musiała ona jednak odegrać w jego życiu wewnętrznem rolę większą, niż Kasia 1 Anusia, do których skierowane są wiersze Inne. T e dwie dziewoje były, jak się zdaje, siostrami.
O bie piękne, wdzięczne, obie »godne pochwalenia* tak, że wybór pomiędzy niemi był trudny. Poeta stosunek ten traktow ał żartobliwie, lekko, schlebiając obu, gdy je widywał razem:
»A gdy czasem pospołu wedle siebie siedzą, N a k tó rą pilniej patrzać oczy me nie wiedzą.
Anusia zda mi się być piękniejszą nad Kasię, Kasia zda się piękniejszą nad Anusię zasię.
— 183 —
— 184 —
T am ta nad tę, a ta też nad tam tę wdzięczniejsza;
W rozmowie, ja nie wiem, która przyjemniejsza.
T o jedno wiem, że obie bez m iary miłuję.
Ja k to może być? N ie wiem. Ale miłość czuję*.
Obie miały jednak serca kim innym zajęte. Kasia
»wzdychała po kimś tęskllwle* i poeta temu komuś (może mężowi) zazdrościł, pocieszając się pewno tem, że go
»wzdychała po kimś tęskllwle* i poeta temu komuś (może mężowi) zazdrościł, pocieszając się pewno tem, że go