• Nie Znaleziono Wyników

Mitologia i realizm

Feudalna mitologia jest uogólnieniem sytuacji społecznej, politycznej, m aterialnej i moralnej stanu szlacheckiego, który w w yniku przemian politycznych i ekonomicznych uzyskał dominującą pozycję w państw ie i utrw alił swoją przewagę nad innym i stanam i. Jest równocześnie w yra­ zem aprobaty dla tej sytuacji, środkiem jej uwiecznienia i uświęcenia, próbą upowszechnienia systemu wartości dogodnego dla szlachty i przez nią stworzonego.

Atrakcyjność stanu szlacheckiego prowokowała plebejuszy do przekra­ czania, wszelkimi możliwymi sposobami, barier stanowych — pomnikiem tych usiłowań jest Liber cham orum ; była ona także źródłem uznania dla wielu postaw i ideałów szlacheckich ze strony pisarzy krytycznie skąd­ inąd do szlachty ustosunkowanych. Należą tu m. in. marzenia o własnym folwarku, wspólne mieszczańskim i szlacheckim „chudym literatom ”, w y ­

36 K o c h a n o w s k i , S a t y r a lb o D z i k i m ą ż , w . 73— 76.

37 A . S. N a r u s z e w i c z , S a t y r y . O p racow ał S . G r z e s z c z u k . W rocław 1962, s. 87. B N I, 179.

rażające „nie tylko dążenie do dostatku, ale też do uzyskania wew nętrznej niezależności [...]” 38.

W kierunku zgoła przeciwnym zmierzali sowizdrzalscy humoryści. Nie adaptowali szlacheckich mitów, lecz je dem istyfikowali i kompromitowali poprzez zestawienie z nagą realnością, odzierając z uroków niezwykłości, piękna i godności — przym ierzając legendę ziemiańskiego bytowania do realnych w ymiarów codzienności. To pierwszy kierunek sowizdrzalskiej konfrontacji. Drugi zaś polegał na ograniczaniu mitów do ich właściwych, klasowych wymiarów, traktow aniu nie jako powszechnego systemu w ar­ tości, których posiadanie wynosi szlachtę ziemiańską ponad inne stany, lecz jako wartości ważnych jedynie dla szlacheckich posiadaczy.

Konfrontacja plebejskich, sowizdrzalskich postaw i feudalnej mitologii zrodziła się z odmienności w arunków bytow ania i sytuacji społecznej: mitotwórców z jednej strony, a dem istyfikatorów z drugiej. Z n atural­ ności tego zderzenia autorzy sowizdrzalscy w pełni zdawali sobie sprawę. Zgodnie zresztą z pouczeniami Marchołta —

Sa lo m o n : N a sy cen ich m y , p o d zięk u jm y ż P a n u B ogu.

M archołt: Ś p ie w a drozd, a sojk a św ie g o c e : n iejed n a k o śp iew a sy ty z ty m , k tórem u s ie je ść c h c e 39.

W tej perspektyw ie i w tej tradycji łatw iej zrozumieć niektóre postawy sowizdrzałów, sprawdzających feudalne ideały z pozycji plebejskiego włó­ częgi i błazna. Spośród szlacheckich ideałów najmocniej zaważył na obli­ czu ku ltu ry staropolskiej program i mit ziemiańskiej szczęśliwości. Ukształ­ towały go rozmaite, na ogół dobrze znane, czynniki polityczne i ekono­ miczne, głównie rozwój i sukcesy gospodarki folwarcznej oraz społeczno- -polityczna dominacja średniej szlachty w owoczesnej Rzeczypospolitej. W arunkiem podstawowym „ziemiańskiej szczęśliwości” było posiadanie folwarku, niewielkiego, za to jednak samodzielnego; zapewniał on właści­ cielowi niezależność m aterialną i moralną, dostatek bez ludzkiej krzywdy i nadmiernego wysiłku oraz poczucie spokoju, stabilizacji i bezpieczeń­ stwa. O idealnym ziemianinie pisał Jakub Ponętowski:

N ie ch cę, b y m ia ł n a sz szla ch cic w ię c e j, ty lk o jed n ę w ie ś, a dobrą: sto w n iej k m ieci, a rząd n ych , na d zied zin ie u rod zon ych , w ię c n a ro la ch z a k u p - n y ch , к tem u o g ran iczon ą. K o śció ł w niej m u ro w a n y , p e w n y m p ła tem n ad an y, sw y m ty lk o lu d zio m farę. M ły n trzem a k ó ł, tu ż p rzy w si, w e m liw ie u sta w ic z ­ n ym . N a ty m k o ń cu w s i fo lw a r k z d a w n a sporząd zon y, przy on y m k arczem p a ra n a k rzy żo w y m g o ściń cu . B row ar b liżej od d w ora, co b y raz w ra z z a w a - rzał. N u ż p rzy b ro w a rze d rew n ik , a w t y le к tem u c h m ieln ik . O gród p rzy ty m za k u ch n ią. G um no za w sz e jak o ga j, o b o ra jako n atk n ął. N iech ob ejd ą d zied zin ę m y tn e la s y po d w u stron , sp u stn e s ta w y p o trzeciej, a łą k i z jed n ę.

38 H e r n a s , op. cit., s. 19.

W koło n iech m a p a sze p rzestron e, p a ste w n ik d o b rej tra w y . K raj żyzn y, w ię c sp ok ojn y, gru n t p ew n y , w o d ę d obrą, d rew n o b lisk o . W m ili, a ch oć i d alej, n iech b ęd zie sp u stn a rzeka, m ia sto nad n ią sk ła d o w e , b ogate, rządne, zgodne, w nim n iech m a k a m ien icę i o s w y c h rzeczach h a n d e l. A p oty w ło ś c i jego n ie c h g ran ica b ę d z ie 40.

Ideowy i kulturow y sens powyższych postulatów wyjaśnić można n aj­ lepiej za pośrednictwem celnej form uły Czesława H ernasa; odnosi się ona do genezy m itu „wsi spokojnej, wsi wesołej”, w pełni zaś przystaje do program u Ponętowskiego :

[S y tu a cja ekonom iczna] sz la c h c ic a sied zą ceg o „na stu ch łop ach ” i ra cjo ­ n a ln ie zagosp od arow an ej w ło ś c i [...] tw o r z y ła p e r sp e k ty w ę n a jw ła śc iw sz ą d la p ełn e g o rozsm ak ow an ia się w u ro k a ch w si. N ie m a w n ie j m iejsca n a tr o sk i s z la c h c ic a -g o ło ty , n ie m a też m ie jsc a n a „k ło p o ty b o g a c tw a ” — p ó łp a n k ó w i m a g n a tó w 41.

Poetycki wykład m itu ziemiańskiej szczęśliwości przynosi Pieśń świę­ tojańska o Sobótce 42. Rezygnując z jego szczegółowej analizy, zatrzymamy się jedynie nad elementami, wobec których autorzy sowizdrzalscy usto­ sunkowali się polemicznie. Oto one:

O racz p łu g iem zarżn ie w ziem ię; S tą d i sie b ie , i s w e p lem ię, Stąd roczną czela d ź i w sz y te k O patruje sw ó j d o b y tek . Jem u sad y obrad zają, Jem u p sz c z o ły m iód daw ają: N ań p rzych od zi z ow iec w e łn a I zagroda ja g n ią t p ełn a. On łą k i, on p ola k o si,

A do g u m n a w s z y tk o nosi. [X II, w . 17— 26]

Praw dę o szlacheckim dostatku i dobrobycie potw ierdzają ironicznie autorzy sowizdrzalscy. Sowizdrzalskie „credo” w Minucjach В zawiera ta ­ kie oto, nawiązujące do tekstu Ewangelii, w yznanie:

W ierzę i to, ż e się do śm ie r c i dobrze n ie b ę d ę m iał. A dlategom str a c ił n ad zieję, że n ie orzę ani sie ję [1].

Natomiast

pan om sz c z ę ś liw ie się [...] w sz y tk o p o w ied zie, bo o co jed n o p od d an ych p ro sić b ęd ą (k ijem p ogłask u jąc), w sz y tk o z ch ęcią dla n ich u czyn ią.

— choć też

40 J. P o n ę t o w s k i , Ziemianin. W: S. K o t , Urok w s i i ży cia ziemiańskiego W poezji staropolskiej. W arszaw a 1937, s. 70— 71.

41 H e r n a s, op. cit., s. 18.

42 Zob. K o t , op. cit., s. 11— 12. — M. P i s z c z k o w s k i , Wieś w literaturze polskiego Renesansu. K raków 1959, s. 66— 70.

sp r a w y p a ń sk ie n iejed n a k o p ójdą, bo k to m o żn iejszy i bogatszy, te n lep iej sw o je rzeczy p rzew ied zie [...].

Ф

Najostrzejszy akcent polemiczny wobec ideałów szczęśliwości ziemiań­ skiej odnajdujem y wszakże w wierszu Jan a z Kij an Co ludzie robią na świecie?; parafrazując tekst Kochanowskiego, poeta plebejski ukazał kla­ sowe i ekonomiczne podstawy szlacheckiego m itu — obcego ubogim ple- bej uszom:

N iera z w id z ę sta d a , id ą b a ra n y , w o ły , W idzę gu m n a n a w ie z io n e , p e łn e sto d o ły , W idzę sad y ob rod zon e, w n ich p szczo ły roje, N iem n iej sie ja ty m n ie c ieszę, g d y to n ie m oje.

(F r a s z k i S o w i r z a l a 2 (2), w . 39— 42)

W idealizacji ziemiańskiej szczęśliwości doniosłą rolę odgrywa mom ent spokoju, uczciwości i dostojeństwa pracy ziemianina.

C zło w iek w tw e j p ie c z y u cz c iw ie B ez w s z e la k ie j lic h w y ż y w ię ; P ob ożn e je g o sta r a n ie I b ezp iecz n e n a b y w a n ie 43.

N asz ziem ia ń sk i dobry b y t ja k o su b te ln o śc i n ie zdoła, ta k by żad n ą n ie - m ia rą ob k ład ać się n ie m iał. D osić, ab y ziem ia n in śrzod k iem p o w in n y m sobie żył, szp ła ch eć rządny aby m ia ł, w ię c a b y dobrze m ieszk a ł. W życiu ch cia łb y m ta k ieg o , co b y an i z w o le j c zło w ie k a , an i z ręku fo rtu n y jego u m y sł dzierżał się, a k tó ry w i e r n i e z B o g i e m , w e c z c i z k r ó l e m a s z c z e r z e z l u d ź m i ż y w i ę . M a zd ro w ie dobre, s u m n ie n ie p ew n e, żonę u czciw ą , w e d le m y ś li, к tem u p o to m stw o u cieszn e, p r z y ja c ie la w iern eg o , słu g ę dobrego, s ą ­ siad a zgodnego, к tem u czasu , ile ch ce, a dobrze nim sza fu je. N ie ła k o m , n ie fu ria t, ty m że m n iej sy k o fa n ta . N ie d łu żen , n ie pożycza, p raw a n ie w ie d z ie , słu żb ą n ie zaw iązan , n ie u la ta grom ad zie, n ie gon i te ż jed n ego. N a ś w ie c ie n ie g o ściem , w O jczyźn ie n ie cu d zo ziem cem , u p rzy ja ciela n ie osłem , u g ościa n ie karczm arzem , u czelad zi n ie sęd zim . N ie w a lc z y , w ię c zgryźle n ie rach u je, n ie b u d u je, n ie k u p u je, n ie p rzed a w a , n ie w łó c z y się, n ie m y ś liw , ś w ia ta sob ie n ie s ła w i, i o w szem o jczy źn ie z m iarą s w e j słu ż ą c 44.

Przeciwstawiają mu autorzy sowizdrzalscy nerwową pogoń za pienią­ dzem:

J ak i ta k i id zie so b ie na s w o je p o le A bo so b ie te r m in u je k red k ą n a sto le: W iele sie m u u rod zieło, w ie le n a m łó cił, W iele p rzed ał i po czem u i g d z ie obrócił. D rugi rejestra ra ch u je, lic z y d ziesią tk i A bo tk aczom rozd aje, co n a p rzęd ły prządki. A d ru gi po p a stern ik a ch ź r zeb ięta liczy , D ru g i też rad, k ie d y m u co w oborze ryczy,

13 K o c h a n o w s k i , P ie ś ń ś w i ę t o j a ń s k a o S o b ó tc e , X II, w . 5—8.

P a trzy , je ś li co p rzy b y ło w k tó ry m fo lw a r k u , D ru gi to w a r y p ro w a d zi g d zie do jarm ark u .

(Fraszki S o w i r z a ł a 2 {2}, w . 19— 28)

— i chciwość, której ofiarą padają wprawdzie ubodzy, ale wcale nie przy­ bywa dostatku bogaczom, postępującym w brew tak częstym w pismach moralistów szlacheckich i mieszczańskich zaleceniom mierności:

n iejed n a k o B óg rozd ał w sz y tk im , P o m ie sz a ł nam fa n ta z y je rzadko z p o ży tk iem . Jed n y ch ścisn ą ł, le d w o się m a n n ą ż y w ią B ożą, D rugim nazb yt, aże zboże do G d ań sk a w o żą , D a ł B óg dosyć, jeszcze czegoś p rzecię szu k a ją , N ik t n ie rzecze, że już d osyć, choć w sz y tk o m ają.

(F ras zki S o w i r z a ł a 2 {2), w . 3—8) K iż w a m diab eł? C h ociażeście gosp od arze tęd zy , W żdy sie odjąć n ie m o żecie n ie c n o tliw e j n ęd zy . W szytk iego p rzecię n ie sta je, w sz y tk o p ożyczacie, O d jęliście c h le b u b ogim , sa m i g o n ie m acie.

( N o w y S o w i ź r z a ł 65, w . 17— 20)

Tak wygląda odwrotność mitycznego dostatku, szczególnie -cenionego przez szlacheckich posiadaczy. Dostatek i ład ziemiańskiego bytowania ukazują autorzy w karykaturalnym odwróceniu, z mściwą złośliwością opisując nieporządek domowy i niegodne ubóstwo szlachcica-gołoty w wierszu K tóry pan portki lata a suknie nicuje, na ty m każdy pachołek mało w ysłu g u je:

W k u ch n i n ie m a sz riic, p o łu d n ie n ad ch od zi, D ia b łu sie godzi.

K u ch arz sie g n iew a , ch o d zi k oło k u ch n ie, C oraz to dm u ch n ie.

N ie m oże sie m u roztopić i m asło, W szytk o p ogasło. Jarzy n y w id zę, że n ie barzo tłu ste ,

O gn isk o puste.

[... ] P a n iej w garn u szk u tro ch ę p iw a zgrzano,

I to rozlano.

Do sto łu każą w p o łu d n ie gotow ać, B y p o stn ik o w a ć.

[...

1

W net n a p ó łm isk u p r z y n io s ą gorczycę

D o p o ło w ice.

К tem u jęczm ien ia , serw a tcza n a k asza P o c ie c h a nasza.

[...] C h łop ię p rzed p a n em w o d ra p a n ej b a rw ie,

Ja k o łoitr p r a w ie .

W y sech ł ja k szczep a, le d w ie ż y w od głod u , D ob rego rodu.

A p an go p r z e c ię zło d ziejem n a zy w a , T ak ci to b yw a.

S k ą p eg o kradną, zg in ie ty le czw oro, iW szędy niesp oro.

(N o w y S owiźrzał 58, w . 9— 16,

21— 24, 29— 32, 43— 50)

Ostrość tej drw iny ujaw nia się dobitnie na tle pospolitych przekonań o „niegodności” ubóstwa. Godność szlachecka opierała się na dostatku, po­ siadaniu. Obraz przedstawiony przez Jana z Kij an jest w yraźnym zaprze­ czeniem ideału, plebejskim ośmieszeniem rzekomej wyższości stanów

„wyższych” .

G warantem i współtwórcą szlacheckiego dostatku jest dobra żona. Ż ona u czciw a ozdoba m ężo w i

I n a p e w n ie jsz a podpora dom ow i;

N a niej rząd w sz y te k ; sw eg o m ęża ona G ło w y korona.

Z atym sp rzętn a g o sp o d y n i O w ieczerzej p iln o ść czyni, M ając dom a ten d ostatek , Że się o b ejd zie bez jatek . O na sam a b y d ło liczy , K ied y z p o la idąc ryczy, O na i sp u szczać pom oże; M ęża w zm a g a , ja k o m o ż e 45.

Nieomalże jak parodia „sprzętnej” gospodyni z poezji ziemiańskiej wy­ gląda w wierszu Jan a z K ijan Na łakomych chciwa szlachcianka sprzeda­ jąca masło i maślankę na rynku miejskim;

N a jd zie tera z i szla ch cia n k ę, co p rzed a je m iark ą, C oraz do m ia sta w le c z e p osp ołu z k u charką.

M asło ły ż k a m i przed aje, g a rn u sk iem m a śla n k ę, G om ółk i serw a tcza n e, to p a n n ie n a tk a n k ę. P iw a w e d w orze naw arzą, g o rza łk i z p oślad u , N ic tam , ty lk o za g o to w e p rzed ają, ja k jadu 46.

( N o w y S o w i ź r z a ł 65, w . 5— 10)

Fundam entem szczęśliwości ziemiańskiej jest cnota: C nota sk arb w ie c z n y , cn ota k le jn o t drogi; T egoć n ie w y d r z e n iep rzy ja ciel srogi, N ie sp a li o g ień , n ie zab ierze w oda;

N ad w sz y stk im in szy m p a n u je p rzy g o d a 47.

45 K o c h a n o w s k i , P i e ś n i II, 10, w . 9— 12; P ie ś ń ś w i ę t o j a ń s k a o S o b ó tc e X II, w . 45— 52.

46 Zob. też E. O t w i n o w s k i , O p isa n ie p o b o ż n e j i s t a t e c z n e j ż o n y i d o b r e j

g o s p o d y n i . W: K o t , op. cit., s. 133.

Jej źródłem zaś — dostatek i niezależność, nie godzi się ona z ubó­ stwem :

U b ó stw o , hań b a w ie lk a , k aże c z ło w ie k o w i C zynić i cierp ieć w szy stk o ; ju ż on i w sty d o w i M ir d aw n o w y p o w ie d z ia ł, i cn ocie, n ied b a ły , P o św ięco n ej n ie m y ś li d o stęp o w a ć s k a ł y 48.

Dlatego też charakteryzując postawy moralne frantowskiej społeczno­ ści i miejskich mętów Sebastian Klonowie dowodził:

N ie u sły sz y sz tam n igd y, b y ch w a lo n o cn otę A b o sp ra w ę u czciw ą, bo ta m tru d n o o tę. A le ch w a lą sza lb ierstw o , łeż i oszu k an ie,

Do n iecn o ty p o d n ia tę i też p o n u k a n ie 49.

Pisarze sowizdrzalscy odpowiadali na podobne oskarżenia, dem askując zarazem obiegowe pojęcie cnoty i dowodząc jej znikomej wartości w świe­ cie rządzonym przez pieniądz:

C hoćbyś b y ł n a jcn o tliw szy m , coć p o tw o je j cnocie, J e śli n ie m asz p ien ięd zy abo co w e złocie.

(Nowy Sowiźrzal 49, w . 23— 24)

Doświadczenie uczy też, że „nie poznać szalbierza miedzy cnotliwemi”' i że w „Polszczę / Pożywi się szalbierstwem jeszcze, kiedy kto chce” 50. „Wszak dziś cnota nie popłaca” 51 — konstatuje ironicznie Jan Dzwonow- ski. Było to zresztą przekonanie powszechne, cynicznie w ykorzystyw ane nie tylko przez sowizdrzałów, ale i przez moralistów w rodzaju Krzysztofa Opalińskiego, który w liście do brata Łukasza pisał:

O koło p rzy szłeg o T ryb u n ału chodzić p iln ie trzeba i rzeczy disponere. T y m i

la ty sły sz ę (ba, i sam em testis), n ic się bez u jm ow an ia i p rak tyk ow an ia n ie

sp ra w i w ty m m iły m sądzie, a te ż grzechu n ie m asz w ty m , w id zą c tak co r-

ruptos mores 52.

Cnota, spokój sumienia, uczciwość i prawość wywodzą się z poprzesta­ w ania na małym, z „mierności”.

N iew zru szo n e n iem a l p o d sta w y sk rom n ego d ob rob ytu b y ły p od łożem u ła t­ w ia ją c y m w stu le c iu X V I recep cję id ea łó w złotej m iern o ści (aurea mediocri-

tas), którą p isarze n asi w ie lb ią , a P iotr Z b y lito w sk i w y n o si pod n ieb iosy w in -48 Ibidem, I, 1, w . 37— 40.

49 S. F. K l o n o w i e , Wore k Judaszów. O pracow ali К . В u d z у к, A . O b -

r ę b s k a - J a b ł o ń s k a . K o m en tarz p ra w n iczy p rzy g o to w a ł Z. Z d r ó j k o w s k i . W rocław 1960, s. 8. B P P , seria B, nr 10.

50 Peregrynacja dziadowska, w . 724— 726. 51 Statut, w . 482.

52 L isty K r zy szto fa Opalińskiego do brata Łukasza. 1641— 1653. Pod red ak cją i ze w stę p e m R. P o 11 а к a. T ek st p rzy g o to w a ł M. P e ł c z y ń s k i . K om en tarz op ra co w a li M. P e ł c z y ń s k i i A. S a j k o w s k i . W rocław 1957, s. 206.

w o k a c ji p op rzed zającej S ch adzkę zie m iań ską: „M ierności, cnoto św ię ta , cnoto

u lu b io n a ” 53.

I znowu można by z poezji Kochanowskiego i innych pisarzy ziemiań­ skich ułożyć antologię pochwał owej mierności, poprzestawania na małym, na własnym. Należy ona również do pozytywnych ideałów mieszczańskich. Stąd w antologii tej niemało miejsca zajęliby np. Biernat z Lublina czy au to r Dialogu Palinura z Karonem 54. O cnocie mierności mówi się m. in. w zakończeniu Pieśni świętojańskiej:

A n ied o ro śli w n u k o w ie , C h y lą c s ię ku sta rszej g ło w ie, W yk n ą p rzesta w a ć n a m a l e ,

W styd i cn otę ch o w a ć w c a l e . [X II, w . 53— 56]

Do tego właśnie fragm entu nawiązał Klonowie — na co wskazuje po­ dobieństwo pary rymowej — pouczając frantów :

A ta k z m łodu p rzy w y k a j p rzesta w a ć n a m a l e , K ochaj się w dobrej s ła w ie , zach ow aj ją w c a l e 55.

0 ile genezę sowizdrzalskich niecnot umiał burm istrz lubelski trafnie zaobserwować, o tyle jego rady były zupełnie nie na czasie. „Cnotę” i „mierność” warunkowało przecież posiadanie — „cnotliwe” i „m ierne”, ale posiadanie. Jednakże dla społeczności plebejskiej, której poglądy w y­

rażają autorzy sowizdrzalscy, pojęcie cnoty wiązać się mogło jedynie z całkowitym podporządkowaniem się woli pańskiej; jej poczucie godności ustawicznie było naruszane, a minim um egzystencji zapewniały częstokroć nieuczciwe źródła dochodów. W plebejskiej perspektyw ie zarówno miesz­ czańskie jak i ziemiańskie ideały mierności były najzupełniej bezw arto­ ściowe. Dlatego też przyjm owali je z drwiną, po swojemu doprowadzając do absurdu.

1 tak we frantowskim K rym inale o cudzołóstwo, odwracającym zasady obyczajowe i moralne, znajdujem y tęż samą parę rymową Kochanowskiego w żartobliwym nawiązaniu do Pieśni świętojańskiej, a zarazem i do Wor­ ka Judaszowego:

K ied y b y k to cudzą żonę U w ió d ł g d zie w d alek ą stronę, U czy n ek to m iło siern y , Znać, że to p r z y ja c ie l w iern y .

[ ]

53 M. P i s z c z k o w s k i , Literatu ra staropolska jako tw órczość w a r s t w y po ­ siadającej. „ P am iętn ik L itera c k i” 1934, s. 4.

54 W sp ra w ie a u to rstw a Dialogu Palinura z K aronem zob. S. G r z e s z c z u k , Sporne i niesporne p ro b le m y bibliografii Biernata z Lublina. W: Księga pam ią tk o w a ku czci S tanisława Pigonia. K ra k ó w 1961, s. 148— 152. — J. S t a r n a w s k i , rec.: Piśmiennictw o staropolskie. „N o w y K o r b u t”. „ P am iętn ik L itera c k i” 1967, z. 1,

s. 250— 251.

On m u si i d zieci ch ow ać, Z p ię tn a śc ie la t p o k u to w a ć, A w ż d y jed n a k cza su sw e g o P r z y jd z ie sz ty do g o to w eg o . Ż o n a -ć n igd y n ie u leci, F r z y w ie z ie -ć d w a w o z y d zieci, Coś t y p r z e sta w a ł n a m a l e , T o b ęd ziesz m ia ł sw o je w c a l e . {S tatu t, w . 359— 362, 375—382)

Przy wyborze konia chlebodawca A lbertusa w W yprawie plebańskiej kierował się drwiąco zastosowaną zasadą „mierności” ; wyprowadził on zgoła absurdalne wnioski z obiegowych banałów, powołując je w n ader nieoczekiwanym i nieodpowiednim kontekście:

ALBIERTUS]

W idzę o n d zie rosłego i n ieża d n ej sierci, Zda się coś ch od ziw ego, bo o g o n em w ie r c i.

PLEJBAN]

O A lb erte! A lb erte! to ż e ś barzo g łu p i, C hyba fu rm a n s ó l w o z ić ta k ą szk ap ę kupi. Z aw rócił ci b y s ie łeb , a ja k b y sp ad ł z n iego, P e w n ie b y sz y ję zło m ił z szk a p y tak w ie lk ie g o . S ied zia łb y n a nim w ła ś n ie jak w ró b l na sto d o le, N ie trzeb a ć b y po gu zy jeźd zić na P od ole.

N ie m ó g łb y n ieb ezp ieczn iej sie d z ie ć i w p otrzeb ie, W szy scy b y, ja k w ja k i c e l, str z e la li do cieb ie.

M i a r ę t r z y m a j w e w s z y t k i m , i koń m iern ie ro sły L ep szy n iż barzo drob n y i n azb yt w y n io sły , [w . 257— 268]

Również w tym hum orystycznym potraktow aniu mitów świadomości sowizdrzałowie pozostali w ierni sobie, przechodząc od poważnej polemiki ideowej do żartobliwych błazeńskich konceptów, gwoli uciesze czytelni­ ków, przy czym owe igraszki dowcipu — podobnie jak i poważne dysku­ sje — spełniały funkcje konfrontacji postaw i poglądów.

5. „Nauki potrzebne do rzemiosła”

Nie da się przeprowadzić w yraźnej granicy pomiędzy rozmaitymi od­ mianami plebejskich konfrontacji a sowizdrzalskimi prowokacjami. Kon­ frontacja w samej swej strukturze — sprawdzania obowiązujących idea­ łów i zniżania ich do w ymiarów m aterialnych i konkretnych, dostępnych plebejskiemu doświadczeniu, w konsekwencji zaś i ośmieszania ich — ma, częściowo przynajm niej, charakter prowokacyjny, zawsze zaś o prowokację się ociera.

Prowokacja jest niewątpliw ie zasadniczym elementem sowizdrzalskiej postawy wobec świata, wobec oficjalnej moralistyki i panującego porządku prawnego, obyczajowego i społecznego. Jest zarazem metodą postępowania

artystycznego, a także sposobem oceny rzeczywistości feudalnej. U źródeł prowokacji leżą głębokie sprzeczności pomiędzy k u ltu rą ludową i k u ltu rą oficjalną, widoczne zarówno w upodobaniach estetycznych jak w posta­ w ach etycznych i światopoglądowych; sprzeczności owe w ostatecznej in­ stancji sprowadzają się do antynom ii społecznych, klasowych. Prowokacja jest w tym kontekście swoistą form ą plebejskiej opozycji, w której totalna negacja panującego porządku, obowiązującego systemu wartości i norm społecznych łączy się z brakiem perspektyw na jakąkolwiek ich zmianę. Rezygnując z formułowania program u pozytywnego, autorzy sowizdrzalscy poprzestawali na prostym odwróceniu hierarchii ważności i wartości, norm m oralnych i ocen społecznych. W ich pismach spraw y i postawy powszechnie ganione, naw et piętnowane, spotykały się z uznaniem, zaś. świetności i świętości feudalne sprowadzane były do wymiarów karyka­ turalnych, pospolitowane i ośmieszane.

Prow okacyjny ze wszech m iar jest już w ybór patrona literackiego — Sowizdrzała, oraz aprobata dla płynących z jego biografii nauk i wzorów postępowania. Przygody Sowizdrzała-Eulenspiegla cieszyły się niebywałą popularnością wśród plebejskich czytelników, toteż nie bez przyczyny uchodziły w oczach moralistów i teoretyków literatu ry oficjalnej za syno­ nim gminnego, plebejskiego, ergo złego smaku.

N egatywnie też oceniano w dworskiej kulturze renesansowej i porene- sansowej igraszki błaznów. Całkowicie jest im przeciwstawna dw orska koncepcja żartu, wyłożona w Dworzaninie polskim Łukasza Górnickiego:

D o [...] [p irw szego sposobu d w o ro w a n ia ] p rzy łą cz a się b aczne k o n tr e fe to - w a n ie a p o k a zo w a n ie czyich o b y cza jó w abo p rzy ro d zo n y ch n ied o sta tk ó w , jako. p a n G a b ry jel n a sz G ra b o w ieck i w ty m je s t osob n y, bo k ie d y N iem ca P o la k iem c zy n i, tru d n o m a b yć co tr e fn ie js z e g o , z w ła szcza iż on w ty m za ch o w u je u czci­ w o ś ć p r z y sto jn ą śla c h c ic e w i, a je ś li co ta k tro szk ę p rzy sw o b o d n iejszy m p o w ie, te d y w to p ię k n ie ugodzi, iż s ie n ic z y je u sz y n ie obrażą, g d zie w ie lk i rozu m jego, acz w in n y c h p o w a żn y ch rzeczach , a le i w ty m zn ać b arzo dobrze. A b o w ie m k t o b y c h c ia ł ta k k o n trefeto w a ć lu d z ie ja k o gu zm an z rozd zieran iem gęb y, z w y s z - czy n ia n iem języ k a , n ie u sz e d łb y te ż za imego, jed n o za gu zm an a a bodaj n ie gorzej; bo w d y g u zm a n o w i, iż t o je s t jeg o r zem ięsło , ta k o w y sp osób tr e fn o w a n ia p rzy sto i, a le d w o rza n in barzo b y s ie ty m o szp ecił, b o jem u t e rzeczy od g u zm a - n ó w fo r e m n ie k raść p rzy d zie a lu d zio m je ta k p o d a w a ć, iżb y ten , k to sie onem u p rzy p a tru je, je sz c z e w ię c e j r o zu m ia ł, n iż s ły s z y abo w id z i, a w e w sz y tk im aby za ch o w a ń b y ł w sty d i ś la e h e c k ie p rz y sto je ń stw o . T ego te ż d ołożę, iż w ty m p rzy d rzeźn ia n iu abo p o k a zo w a n iu czy jej p o sta w y m ą d rze sie sp ra w o w a ć trzeba,, a b y z żartu n ie w y s z ło a w n ie p r z y ja ź ń s ie n ie ob róciło. К te m u m a to obaczyć

Powiązane dokumenty