• Nie Znaleziono Wyników

Mityzacja Paryża

W dokumencie Z wdzięcznością i miłością (Stron 33-37)

W znanym eseju Roger Caillois pisał, że na mityczny wizerunek francuskiej stoli-cy, jaki funkcjonował w XIX wieku, składa się:

1 Cf. S. Eile, Dialektyka „Lalki” Bolesława Prusa. „Pamiętnik Literacki” 1973, z. 1, s. 21.

2 Cf. T. Wójcik, „Ależ tu jest więcej marmurów i brązów aniżeli w całej Warszawie!”. Paryska utopia Bolesława Prusa. W zbiorze: Nowe stulecie trójcy powieściopisarzy. Red. A.Z. Makowiecki. Warszawa 1992, s. 173.

...fantasmagoryczne wyobrażenie Paryża (…), tak silnie ujarzmiające wyobraźnię, że nikt nie zastanawia się, czy jest wierne, wyobrażenie zrodzone z książek, tak jednak rozpo-wszechnione, że przeniknęło do ogólnej atmosfery myślowej i zaczęło wywierać pewien przymus. Są to, jak wiemy, cechy wyobrażenia mitycznego3.

Prus posługuje się podobną strategią: konstruuje bowiem obraz Paryża w ska-li mikroskopowej, ale wybrane fragmenty ulegają odrealnieniu, w którym bez-pośrednia obserwacja ustępuje miejsca imaginacji. Jednakże – i na tym polega zasadnicza różnica – pisarz wie, że taka wizja nie jest adekwatna i dlatego wiele wysiłku wkłada w przedstawienie mechanizmu, który ją powołał do istnienia.

Paryskie fantasmagorie w Lalce mają dwojaki charakter: kształtuje je albo za-chwyt, albo przerażenie miastem. Sytuacja pierwsza zdarza się znacznie częściej, ponieważ pan Stanisław jest oczarowany niemal wszystkim: budynkami, ulicami, parkami, pomnikami czy placami. Imponują mu przede wszystkim skala i roz-mach, z jakim zostały wykonane, jednak równie ważne jest to, z czego się składają.

Dlatego paryska opera zadziwia nie tylko rozmiarami, ale i wykończeniem:

Na parterze – szereg arkad i posągów, na pierwszym piętrze olbrzymie kolumny ka-mienne i nieco mniejsze marmurowe, ze złoconymi kapitelami. Na wysokości dachu w ką-tach orły i złocone posągi, unoszące się nad złoconymi fi gurami rozhukanych koni. Dach – bliżej płaski, dalej kopuła, zakończona koroną, a jeszcze dalej – dach trójkątny, również dźwigający na szczycie grupę fi gur. Wszędzie marmur, brąz, złoto, wszędzie kolumny, po-sągi i medaliony… (II, 106)4.

Tej deskrypcji dokonuje wprawdzie narrator, ale czyni to z perspektywy Wo-kulskiego, pokazując charakterystyczne dla niego przejście od detalicznej enume-racji do wizji „zatartej”, oddającej stan emocjonalny, w jaki wprawił go oglądany obiekt.

Jednak Paryż staje się też miastem męczącym, a nawet nieprzyjaznym. Ten typ doznań nie występuje ani często, ani bezpośrednio, niemniej jego rola jest równie istotna. Kiedy np. Wokulski odpoczywa w hotelu po całodziennym spacerze, po-pada w letarg, w trakcie którego ponownie „widzi” miejską scenerię. Schemat jest podobny jak poprzednio: najpierw pojawia się zestaw detali, który następnie traci konkretne kształty:

Potem marzyło mu się, że to morze domów i las posągów i nieskończone szeregi drzew zwalają się na niego i że on sam już śpi w niezmiernym grobowcu samotny, cichy, prawie szczęśliwy. Śpi, o niczym nie myśli, o nikim nie pamięta, i tak przespałby wieki, gdyby, ach!

nie ta kropla żalu, która leży w nim czy obok niego, tak mała, że jej nie dojrzy ludzkie oko, a tak gorzka, że mogłaby cały świat zatruć (II, 131).

3 R. Caillois, Paryż, mit współczesny. Przeł. K. Dolatowska. W: Odpowiedzialność i styl. Eseje.

Warszawa 1967, s. 103–104.

4 W ten sposób odsyłam do: B. Prus, Lalka. Oprac. J. Bachórz. Wyd. 2, Wrocław–Warszawa–Kraków 1998; cyfra rzymska oznacza tom, arabska – stronę.

35 Pierwsza faza wizyty Wokulskiego naznaczona jest zatem ambiwalencją: Paryż fascynuje i zarazem dręczy, wywołując katastrofi czne wizje. Tego typu polaryzacja urbanistycznej przestrzeni nie tylko nadaje jej charakter fantasmagoryczny; spra-wia również, że jej zrozumienie wymaga uwzględnienia stanu, w jakim znajduje się obserwator. Kondycja Wokulskiego w Paryżu – przynajmniej na tym etapie – nie jest jednak odseparowana od tego, czego doświadczył w Warszawie (zwłasz-cza tuż przed wyjazdem), dlatego szkicowe przypomnienie tej kwestii wydaje się nieodzowne5.

Pan Stanisław jest uwikłany w stosunki z Izabelą oraz z jej – rzeczywistymi lub domniemanymi – konkurentami (Starski, Ochocki, Rossi). Obie relacje mają podobną naturę, gdyż powstały w wyniku naśladowczych skłonności pragnienia.

Wokulski, rozpoznawszy w Izabeli osobę narcystyczną, imituje jej autokoncentra-cję; natomiast otaczający ją mężczyźni sugerują zainteresowanie piękną arysto-kratką, prowadząc do intensyfi kacji pragnienia. Różnica w obu wypadkach polega tylko na rozkładzie akcentów: Izabela jest wzorem, który wskazuje na samą siebie, niemniej jest także przeszkodą, uniemożliwiającą spełnienie tej sugestii. Kon-kurenci zaś odwrotnie: są przede wszystkim rywalami, jak również utwierdzają amanta w dalszych zabiegach.

Uroki fascynacji i męki zazdrości wypełniają tak silnie warszawską egzystencję Wokulskiego, iż w Paryżu nie potrafi on się od nich uwolnić. Dlatego jego postrze-ganie ludzi oraz urbanistyki jest niemal zdeterminowane przez te przeżycia, które tworzą coś w rodzaju transcendentalnych zasad apercepcji.

Przechadzając się po Paryżu, Wokulski parokrotnie zwraca uwagę na kobie-ty. Wywierają na nim pozytywne wrażenie: są niepowtarzalne i intrygujące, ob-darzone urodą i tajemniczym spojrzeniem. W analogiczny sposób kształtuje się doświadczenie miejskie; budowle i place jawią się jako różnorodne, zaskakujące, wyposażone w niezwykłe ozdoby, a przede wszystkim pełne jakiejś wewnętrznej, ukrytej energii.

Jednakże nawet ten zachwyt nie jest zupełny; wystarczy bowiem, iż któraś z dam okaże się zbyt podobna do Izabeli, a Wokulski natychmiast przypomni so-bie, że został przez nią odrzucony. Wówczas piękny salon w hotelu przestaje go interesować, uliczne widoki natomiast wywołują zmęczenie, a nawet gwałtowne osłabienie.

W kontaktach z mężczyznami – wyłączając Suzina – rola pierwiastka nega-tywnego staje się dominująca. Nieznajomych na ulicy Wokulski traktuje jak wro-gów, którzy szydzą z niego, dlatego najchętniej wszystkich wyzwałby na pojedy-nek. Tych zaś, którzy przychodzą do niego w interesach, też podejrzewa o niecne zamiary, traktuje więc ich z wyraźnym dystansem. Wokulski przenosi zatem

5 Odwołuję się tu do własnych ustaleń zawartych w książce Powracająca fala (Kraków, 2005), rozdz. III: Lalka i lustro. Pseudonarcyzm w „Lalce” Bolesława Prusa.

doświadczenie rywalizacji o Izabelę na przypadkowych mężczyzn i skutki tego procesu pojawiają się natychmiast. Pan Stanisław jest targany sprzecznymi oraz gwałtownymi emocjami, powodującymi już nie tylko wyczerpanie, ale także za-chwianie psychicznej równowagi.

Stąd właśnie pochodzi owo poczucie wewnętrznego chaosu, które następnie jest ekstrapolowane. Narrator, podsumowując pierwszy etap pobytu Wokulskie-go, zauważa bowiem: „Wszystkie te widoki tworzyły dookoła niego chaos, któ-remu odpowiadał chaos panujący w jego własnej duszy” (II, 134). Analogia ta nie ma jednak charakteru izomorfi cznego, ale genetyczny: to, w jakim stanie jest oglądający, wyznacza kształt tego, co jest przez niego obserwowane. Prus podkre-śla ten związek, pokazując, iż w obu – podmiotowej i „przedmiotowej” – sferach panuje podobna zasada. Ci, którzy ze sobą rywalizują, przestają się różnić; i dla-tego Wokulski tak często doświadcza depersonalizującego „roztopienia” w tłumie otaczających go mężczyzn. Zarazem jednak to, co widzi, także jest pozbawione wyraźnych dystynkcji – i Prus pokazuje ten efekt w wielu dziedzinach.

Wśród odwiedzających Wokulskiego osób dominuje jeden styl zachowania, który niweczy pozostałości dawnych różnic. Żołnierz, inżynier czy baronowa za-chowują się jak zwykli oszuści, próbując wyłudzić pieniądze. Prawdziwą fi gurą niezróżnicowania jest Jumart, dla którego tożsamość polega właśnie na jej bra-ku; na przybieraniu odpowiednich ról w zależności od aktualnej sytuacji. Sama zresztą klasyfi kacja ludzi, którą stworzył, jest parodią wszelkiej klasyfi kacji w tym sensie, iż obnaża jej nietrwały, konwencjonalny charakter.

Przestrzeń miejska podlega tej samej zasadzie prezentacji. Wokulski zwiedza Paryż, posługując się alfabetycznym spisem jego dzielnic, jednakże ten rodzaj

„porządku” nie powoduje nic innego, jak tylko zamęt. Pan Stanisław kolejno oglą-da kościoły, bulwary, kawiarnie, parki, cmentarze, przedmieścia i fabryki, ale żad-ne z tych miejsc nie przykuwa jego uwagi swoją specyfi ką. Ostatecznie wszystkie zlewają się w owe „morza domów” i „lasy posągów”, tworząc obraz fantasmago-ryczny, a przy tym niebezpieczny.

Reasumując: mityzacja Paryża polega na ujednoliceniu jego przestrzeni. Zo-staje ona pozbawiona wyraźnych podziałów, separujących centrum od peryferii i nadających poszczególnym miejscom odrębny status. Miasto przypomina wielką ulicę, na której bez przerwy trwa ruch, zacierający wszelkie kontury. Sporadycz-nie można wprawdzie w nim ujrzeć coś Sporadycz-niezwykłego – a nawet mistycznego (por.

II, 131) – ale wymaga to koncentracji i wysiłku, na które Wokulskiego coraz rza-dziej stać. Częściej natomiast nawiedza go apatia i otępienie, za sprawą których coraz dotkliwiej doświadcza owej „kropli żalu”, jaką przywiózł z Warszawy.

37

W dokumencie Z wdzięcznością i miłością (Stron 33-37)