• Nie Znaleziono Wyników

Moje związki z Jelenią Górą i Kolegium Karkonoskim

W dokumencie Księga X-lecia Kolegium Karkonoskiego (Stron 103-108)

Ludzie są niepojęci. Nigdy nie wiadomo, jaka błahostka wytrąci ich z równowagi.

wywędrowała, pozostało miasto Łódź. Sięgając pamięcią do tamtego okresu widzę w pierwszej chwili śnieg, narty, wyczerpujące niedzielne wędrówki do górskich schronisk, zwykle wymuszone niedziałającymi z powodu silnego wiatru wyciągami. Czuję wspaniały smak zmrożonych na kamień kanapek, które pałaszowałem na stoku Łabskiego Szczytu przy dźwiękach silnika spalinowego, napędzającego stojącą tam przez długie lata tzw. wyrwirączkę. W pamięci pozostał mi też zapach górskiej wiosny, ciepłego wiatru i słońca, kiedy w grupie opalonych na brąz szkółkowiczów, bez zimowych kurtek, z nartami na plecach schodziłem szlakami przypominającymi rwące strumienie.

Te wspomnienia dominują i budują poczucie dobrej więzi. Ale są też inne. Zachodzące zmiany, znikające tramwaje jeleniogórskie, latający spodek, który osiadł na szczycie Śnieżki, burzone stare domy i nowe dzielnice miasta. Silnie utkwił w mej pamięci okres emancypacji Jeleniej Góry, której ranga nagle urosła dzięki stworzeniu nowego województwa, chociaż „ludzie dorośli” rozprawiali o utracie tożsamości przez miasta i wioski, włączone do aglomeracji tylko po to, by nowa stolica województwa osiągnęła pułap stu tysięcy mieszkańców. Jak fotografia pozostała mi w pamięci tyleż ekscytująca, co niezrozumiała wówczas scena z podjeleniogórskiej drogi, którą ciągnęły w kierunku granicy wielkie czołgi i wojskowe ciężarówki, a ruch regulował żołnierz w niepodobnym do polskiego mundurze.

Po chwili refleksji dostrzegam jednak również nie w pełni uświadomione poczucie izolacji i obcości. Poczucie izolacji wywoływał otaczający Kotlinę Jeleniogórską wieniec górski, a także obecność umundurowanych i zbrojonych w długą broń strażników polskich granic, którzy patrolowali drogę dziwnej przyjaźni polsko-czechosłowackiej, strzegąc nas przed bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwem. Ale niedostępność wzmagała tylko ciekawość skierowaną ku południowej stronie Karkonoszy, które przecież zawsze były spójną całością. Poczucie obcości wiązać należy z niemiecką historią tych ziem, silnie wpisaną w porządek architektoniczny i w strukturę komunikacyjną, wołającą spod łuszczącej się farby przykrywającej dawne szyldy i napisy, widoczną nie tylko na jarmarkach staroci, ale w owym czasie również na strychach domów i w relacjach ludzi, którzy osiedlali się tutaj po wojnie. Wspomnieniem przykrym, mimo upływu lat, pozostaje obraz zlikwidowanego później cmentarza ewangelickiego w centrum Cieplic, gdzie w otwartych i splądrowanych grobowcach, nad którymi panowie raczyli się tanimi trunkami, widać było rozbite trumny i walające się szczątki ludzkie.

Etap drugi to z pewnością cztery lata spędzone w jeleniogórskim liceum im. Stefana Żeromskiego, które do dziś pozostało najlepszą szkołą średnią całego regionu i jedną z przodujących na Dolnym Śląsku. Po trzydziestu latach, jakie upłynęły mi na studiach, podróżach i pracy naukowej, wciąż cenię sobie zdobytą tam wiedzę, pierwsze spotkania

z , a niekiedy nawet z czołówką polskiej kultury.

Istniał wówczas zwyczaj posyłania całych roczników na przedstawienia do Teatru im. Norwida, a bliskość Wrocławia i, jak mniemam, pewna zażyłość dyrekcji teatrów dolnośląskich, sprawiały, że od czasu do czasu jako uczniowie mogliśmy oglądać wspaniałe spektakle pantomimy Henryka Tomaszewskiego. Pierwszym, niezapomnianym przedsta-wieniem, jakie dane mi było oglądać w trybie tej masowej edukacji była

gombrowiczowska . Wrażenie wywarło

na mnie spotkanie z długoletnią dyrektor teatru, Aliną Obidniak, która na lekcji języka polskiego opowiadała trzecioklasistom o sobie i o teatrze. Również jako uczeń „Żeroma” po raz pierwszy trafiłem na krótko w mury Uniwersytetu Wrocławskiego, który miał stać się po wielu latach moim głównym miejscem pracy. Kiedy mianowicie zakwalifikowałem się do wojewódzkiego etapu Olimpiady Języka Angielskiego, wraz z grupą innych uczniów uczestniczyłem w egzaminie odbywającym się w tej samej sali budynku przy pl. Nankiera, w której dziś, jako profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, biorę udział w posiedzeniach Rady Wydziału Filologicznego.

Stopniowe pożegnanie z Jelenią Górą następowało od chwili rozpoczęcia studiów na Politechnice Wrocławskiej (informatyka i zarządzanie), kontynuowanych na Uniwersytecie Wrocławskim (romanistyka) i na Uniwersytecie w Lozannie (doktorat). Dziś tak długi okres nauki jest raczej zjawiskiem rzadkim, ale pamiętać należy, że lata osiemdziesiąte nie zachęcały do podejmowania pracy, ponieważ zatrudnienie nie dawało praktycznie żadnych perspektyw finansowych.

Na mojej decyzji o zatrudnieniu w Kolegium Karkonoskim, podjętej pod koniec lat dziewięćdziesiątych, zaważyło kilka czynników. Pierwszym był z pewnością opisany wyżej jeleniogórski fragment biografii, a także silne związki rodzinne z Cieplicami, które zresztą do dziś postrzegam jako osobne miasto, a nie dzielnicę Jeleniej Góry. Czynnikiem drugim była gorąca zachęta płynąca od mojego wrocławskiego kolegi, dr. Marka Graszewicza, który był jednym z pomysłodawców utworzenia w Jeleniej Górze wyższej szkoły zawodowej i organizatorem nowoczesnej, otwartej na nowe media polonistyki jeleniogórskiej, usytuowanej

nieco większym światem

w istniejącym do 2007 roku Instytucie Języków Słowiańskich. Dzięki niemu związany jestem z Kolegium Karkonoskim nieprzerwanie od początku jego powstania w 1998 roku. W początkowych latach prowadziłem przedmioty z zakresu technologii informacji, wzbogacone o elementy edytorstwa, a po przeniesieniu ich do Instytutu Techniki, usytuowanego w nowym kampusie przy ul. Lwóweckiej, zajmuję się nauką o języku i szeroko pojętą komunikacją.

Innym argumentem, który w pewnym stopniu związał mnie z Kolegium, było zaangażowanie bliskich członków mojej rodziny w proces tworzenia uczelni. Pomysłodawcami tego przedsięwzięcia i autorami pierwszego statutu wyższej szkoły zawodowej w Jeleniej Górze byli m.in. mgr inż. Bohdan Pawłowski, mój ojciec, w początku lat dziewięćdziesiątych wicewojewoda jeleniogórski, oraz dr inż. Maciej Pawłowski, mój brat, jeden z twórców Instytutu Techniki Kolegium Karkonoskiego i dyrektor cieplickiej Filii Politechniki Wrocławskiej.

Wypada przypomnieć, że chociaż Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Jeleniej Górze została powołana 1 lipca 1998 roku, działania prowadzące do jej utworzenia rozpoczęły się już w roku 1996. W dniu 26 lutego 1996 roku odbyło się pierwsze spotkanie Komisji Kolegium Rektorów Wyższych Uczelni Wrocławia i Opola poświęcone utworzeniu w Jeleniej Górze, Wałbrzychu i Legnicy wyższych szkół zawodowych afiliowanych przy uczelniach akademickich Wrocławia. Kolegium Rektorów obradujące 5 marca 1996 roku poparło decyzję utworzenia takich szkół (w tym jeleniogórskiej). Z inicjatywy dr. inż. Macieja Pawłowskiego, głównego animatora tego przedsięwzięcia, 30 stycznia 1997 r. odbyło się w siedzibie Filii Politechniki Wrocławskiej w Jeleniej Górze – Cieplicach spotkanie „grupy założycielskiej”, która wyraziła wolę utworzenia w Jeleniej Górze wyższej szkoły zawodowej. W spotkaniu wzięli udział Zofia Czernow (Prezydent Jeleniej Góry), Henryk Gradkowski (Kurator Oświaty i Wychowania w Jeleniej Górze), Marek Graszewicz (Punkt Konsultacyjny Uniwersytetu Wrocławskiego), Krystyna Listwan (dyrektor Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych), Ryszard Matusiak (Poseł na Sejm RP i reprezentant NSZZ Solidarność), Marian Michalski (Poseł na Sejm RP), Wojciech Myślecki (Politechnika Wrocławska, przewodniczący Komisji Kolegium Rektorów Wyższych Uczelni Wrocławia i Opola), Bohdan Pawłowski (były wicewojewoda jeleniogórski), Bronisław Peikert (Komendant Wyższej Oficerskiej Szkoły Radiotechnicznej), Janusz Pezda (Wojewoda Jeleniogórski), Piotr Roman (Przewodniczący Sejmiku Województwa

Jeleniogórskiego), Jerzy Szmajdziński (poseł na Sejm RP), Andrzej Szustak (Kurator Oświaty i Wychowania w Jeleniej Górze), Marek Walesiak (dziekan Wydziału Zamiejscowego Akademii Ekonomicznej), Janusz Wrzal (Kurator Oświaty i Wychowania w Jeleniej Górze), Marcin Zawiła (poseł na Sejm RP). Jednym z konkretnych efektów tego spotkania było przyjęcie wstępnego statutu przyszłej szkoły w formie zapro-ponowanej przez Bohdana Pawłowskiego i rozpoczęcie prac nad wnioskiem do ministerstwa. Nazwę „Kolegium Karkonoskie” zapro-ponował w pierwszym roku istnienia jeleniogórskiej wyższej szkoły zawodowej jej Rektor, prof. Tomasz Winnicki.

Widząc imponujący rozwój Kolegium Karkonoskiego, nowy kampus, odnowiony gmach biblioteki, rosnącą liczbę wydziałów i studentów, warto pamiętać o osobach, które w tamtych latach przyczyniły się do powstania szkoły. Warto także zastanowić się nad kolejami losów ludzkich, które sprawiły, że dr inż. M. Pawłowski, oraz dr M. Graszewicz – zostali krótko po reorganizacji Uczelni zwolnieni z pracy.

Podsumowując powyższe rozważania wypada przyznać, że są one świadectwem doświadczeń typowych dla pewnego pokolenia miesz-kańców Kotliny Jeleniogórskiej. Jednak we mnie pozostawiły one silne poczucie więzi z wciśniętym w południowo-zachodni róg Polski regionem. Kształtująca się tożsamość tej ziemi, którą także dziś wyznacza górskie otoczenie oraz widoczna coraz wyraźniej wielokulturowość sprawiają, że przyjazdów do Kolegium Karkonoskiego nie traktuję jedynie w kategoriach zawodowych. Wciąż przyciąga mnie majestatyczny spokój i urok zapamiętanych z dzieciństwa górskich widoków, stanowiąc rekompensatę trudów związanych z pokonywaniem odległości dzielącej Jelenią Górę i Wrocław. Praca w Kolegium Karkonoskim stała się więc dla mnie swoistą formą powrotu i okazją do spłacenia długu zaciągniętego w latach minionych.

DOROTAPATYŃSKA

Marzeniem wielu pracujących zawodowo pielęgniarek jest ukoń-czenie studiów wyższych, lecz nie każda z nich podejmuje takie wyzwanie.

Kilka lat temu zimnym lutowym popołudniem, w piątek, ponad 120 pielęgniarek, odrywając się od swoich zajęć zawodowych w szpitalu, czy obowiązków domowych, wyruszyło do Jeleniej Góry, aby zrealizować swoje zawodowe marzenia. Były pełne sprzecznych uczuć, zaciekawienie mieszało się z determinacją i pytaniem, co przyniesie im ich nowe wyzwanie – nauka w Kolegium Karkonoskim w Jeleniej Górze.

Decyzja o kontynuacji nauki nie należała do łatwych. W rozważaniu o podjęciu tego przedsięwzięcia było więcej przeciw niż za. Należało brać pod uwagę życie rodzinne, sytuację życiową, zawodową, finansową, no i oczywiście fakt ponownego przebywania w ławce szkolnej, niejednokrotnie po kilkunastu latach przerwy, kiedy to czas największej chłonności umysłu miałyśmy już poza sobą.

Wszystko to wiązało się ze zmianą dotychczasowego trybu życia, ponownym ustaleniem hierarchii priorytetów w swoim życiu. Należało liczyć się ze wszystkimi możliwymi konsekwencjami tego kroku. Było wiele rozterek, pytań które w miarę praktykowania w zawodzie nurtowały i nurtują także dzisiaj. Oto niektóre z nich:

• Jaka jest przyszłość dla zawodu pielęgniarki, co można zrobić, żeby wzmocnić jego prestiż?

W dokumencie Księga X-lecia Kolegium Karkonoskiego (Stron 103-108)