L A G O M A G G I O R E .
R ozchw iałem skrzydeł moich lot W wieczorną cichą porę Nad A lpy aż po morski brzeg I nad L ago Maggiore.
N ie śmiałem słowa puścić z ust, B łękitów skrzydłem trącić, N ie śmiałem myśleć ani chcieć, B y ciszy tej nie zmącić.
Jako spragniony gołąb mknę N ad toń jeziora szklaną,
Nurzam się w ciszę, chwytam czar I piję w oń różaną.
Takbym rozkoszy nektar pił Od zmroku aż d o świtu, L ecz na San Carlo cichy dzwon Obudził m ię z zachw ytu ...
3 2 W Ł A D Y S Ł A W T R Z C IŃ S K I
Zeszła zaduma, jako cień, B y serca żar uśmierzyć — Słyszę modlitwy, dzwony, śpiew I pragnę wierzyć, w ie r z y ć ...
W duszy jako natchnienia wiew Spokojność idzie błoga,
A śród natury cudnych fal Bezwiednie szukam B o g a ...
Z N E A P O L U .
I.
Nad Neapolem błękit drży, Niezacieniony mgłami, Serce się p o i, dusza śni Brylantowemi snami.
Cicha, miłosna dźwięczy pieśń N a ciepłych ust koralach I , jak jaskółka, puszcza lot P o niezmąconych falach.
Upojeń słodkich niosą dar P ó ł rozchylone róże
I niknie, niknie ciemna m yśl, Że są na świecie b u rz e ...
II.
P ośród kaktusów, pośród palm M iłosne szepty słyszę, Przechodzę wolno, jako cień,
S irocco mną kołysze. . .
Słońca gorący spływa blask I drażni do kochania, P o żyłach biega wrząca krew, N a trawkę m ięką skłania...
I jakieś dreszcze biorą mnie W objęcia niepojęte — Pragnę pieszczoty, drżących ust I dolce f a r niente...
III.
Zwątpienia, bóle, cichy żal W ylata z duszy ptakiem I dalej, dalej w niebios toń Błękitnym niknie szlakiem.
Czuję, że wspomnień cały rój, Co się nade mną błąka, W upojeń ciepłej niknie mgle, W cichą niepamięć w sią k a...
S irocco p oi, łechce wciąż,
K rew burzy się goręcej I marzyć, kochać, pieścić chcę, A c h ! co raz więcej, w ięcej. . .
IV .
W upajającej woni róż K oły szę wzrok na fali, Chwila za chwilą now y czar Tęczuje i krysztali...
I żadna siła, żadna m oc N ie wyrwie m ię z u p o je ń , Z ciepłych, lubieżnych serca snów I duszy dziwnych r o je ń ...
T ylko ustami szukam ust, M iłości i pieszczoty,
A ż się przepełni ogniem żądz R ozkoszy puhar z ło ty ...
V.
Bez dźwięku m owy, szmeru słów Źrenicą pałającą
M ów im y sobie tysiąc dziw Tak ciepło, tak gorąco!
P o co nam słowa, próżny g w a r! Serc lutnia nastrojona,
H ym n czarodziejski niesie nam I pieśń Anakreona.
Dziewicze puchy, naga pierś Pieszczotne budzą drżenie, A c h , bliżej, bliżej — jeden dech, W jedno się zlać istnienie!...
K rew przyspieszona ogniem żądz Świadom ość w ogniu pali I wszystkie zmysły w jeden żar Połączą i krysztali.
38 W Ł A D Y S Ł A W T R Z C IŃ S K I
Z fali na falę, ja ko łó d ź , Nad upojenia tonią,
Z ustami usta, z piersią pierś Ruchom e ognie g on ią . . .
Bez dźwięku mowy, szmeru słów , Źrenicą pałającą
M ów im y sobie tysiąc dziw Tak ciepło, tak g o r ą c o !...
VI.
R óżow e blaski wysłał świt D o ziemi na podsłuchy, Czy już umilkły gwary serc, Czy puhar żądz już suchy.
Czarowną rosą leje znów Nektarów strumień boski, Z pam ięci, z myśli w cichą dal Odsuwa życia troski.
Znów niebo, ptaszę, fala, kwiat Prastare nucą pieśni — Chwytaj miłości krótki czas, B o prześni się — ach! p rześn i...
I znów od świtu aż po zmrok Pieszczoty wir nie spocznie, T ylk o pożądań płonie stos Co chwila mocniej, m ocn iej. . .
VII.
Serce się pali, życie wre, K rew ogniem się porusza Przy tej marzącej pieśni fal P od stopą W ezu w iu sza...
N ic nie rozgania marzeń, snów, N iedola serc nie gniecie, B o głos natury szepce wciąż, Że m iłość jest na świecie.
»Mniejsza, czem ciało okryć mam W purpury czy w łachmany, B o mnie okrywa palmy cień I słońca blask świetlany.
Mniejsza, co będ ę dzisiaj ja d ł, Pragnienie czem ugaszę: P od falą leży cały skarb, A w morzu wszystko nasze.
W I E Ż A B A B E L
Najpotężniejszy życia czar, Najmilszy zdrój kojący L eży na ustach lubej mej I na jej piersi drżącej...
Niech cały świat w szalony wir W nieznaną leci drogę — Jam król nad falą, świata król, B o kochać wiecznie m ogę!«
Z W E N E C Y I .
I.
Leciuchna w locie jako wiatr, Skrzydlata nieś mnie barko W prost do weneckich starych bram, D o fiiazza d i S a n M a rco .
Gdzie wiek za wiekiem , dzień za dniem O płytę granitową
Fala uderza, pluska, drży, A wiecznie jednakowo.
Czyli za dożów ciężkich chwil Płynęła krew różowa, Fala pluskała, jako dziś, A zawsze jednakowa.
Czy Tiziana ujrzał świat Z blaskami zórz nad g ło w ą , Fala, jak dzisiaj, drżała wciąż Półsennie, jed n a k ow o...
W I E Ż A B A B E L 4 3
Czy, jak świetlany czysty duch, P o ziemi szedł Canova, Fala się tłukła w twardy brzeg W ciąż zimna, jednakowa.
T ylk o duch ludzki jako ptak, Jako różowa chmura, Leci i zdobi skrzydła swe Coraz w jaśniejsze p ió ra ...
T ylk o duch ludzki dzień za dniem Pom yka w dal tęczow ą,
Choć fala chłodna pluska, drży Przez wieki jed n a k ow o...
II.
Błyszcząca, mięka, letnia noc Tysiącem gwiazdek mruga, Przez kanał, jak cudowny most, Srebrzysta leży smuga.
Cisza dokoła — miasto śpi, T ylko z wyniosłej wieży Czasem spokojnie, jak przez sen, Godzinę dzwon uderzy.
N a placu cisza, lekkim snem Błękitne drżą głębiny,
T ylk o gdzieś zdała idzie dźwięk Marzącej mandoliny.
A lb o przechodni jaki cień W y szepce : b u o n a sera , L ub się rozleje srebrny głos Piosenki gondoliera.
W I E Ż A B A B E L
A nad tą ciszą siwy czas Potężnem skrzydłem wieje
I puszczyk gdzieś z kościelnych nisz T rzepocąc się zaśmieje.
B o nim palący serca ból Czarowna noc ukoi, Już ranek wrzący, życia wir
Za mgłą przejrzystą sto i...
Za chwilę zniszczą srebrny most Poranku chłodne dłonie, A pieśń natchniona, marzeń rój W życiu, jak w mgle, u ton ie...
O, krótki, krótki złudzeń czas, Natchnienia nitka rwie się, B o rzeczywistość chwyta sny I w szarą otchłań niesie.
L ecz nim poranku wrzawa, krzyk D źw ięk mandoliny zgłuszą,
Chwytam czar nocy, marzeń blask Rozkołysaną d u sz ą ...
III.
Stanąłem cichy, drżąca dłoń Zakryła m oje o c z y ;
N a moście westchnień cały rój, A z proga krew się to cz y ...
W strzymałem od dech, a mój duch Poleciał w czasy ow e,
K ied y tu zbrodnia, jako król, W znosiła dumną głow ę.
K ied y gwałt, przemoc, jako gad, Pełzały pośród świata,
A co godzina ofiar tłum Umierał w ręku kata. . .
Lecz cały w lęku wracam znów, Z łona wybucha łkanie,
N a pierś, odchodząc, kładę krzyż I szepcę: chroń nas, Panie ! . . .
IV .
Dalej od ludzi, bliżej fal, Co chłodem na mnie dyszą, Niech rozpaloną m oją skroń Uśmierzą i uciszą.
N a L ido jako delfin mknę W leciuchnej sam gondoli, B y ukołysać burze dum I ból mej ludzkiej doli.
Znowu z naturą sam na sam N a pełne biegnę morze, Gdzie z duszą m oją gada Bóg, A w sercu świecą zorze.
I wierzę w siłę, drżącą w nas, Utkaną z boskiej szaty, C zuję, żem tęcza, światło, duch I biały ptak skrzydlaty...
W O D L O C I E .
P o ś wiecie lecę, ja ko ptak, Z natury wdziękiem gadam, T o ponad A lp y wznoszę lot, T o ponad morze spadam . . .
T o jako orzeł patrzę z gór N a migocące miasta, Gdzie namiętnym, jako żar, Uśmiechem drży niewiasta. T o płynę m ewą z obcych w ód Nad włoskiem gdzieś jeziorem — N a sercu lekko, w duszy blask Tęczow ym lśni kolorem.
I wszystkie czary chwytam wnet, Jako sen , co się prześni,
N a lutnię ducha, wspomnień sieć, N a złotą nitkę p ieśn i. . .
BLIŻEJ NA T UR Y
I.
W I T A J C I E M I !
W itajcie rai łąki, witajcie mi bory! Kaskado srebrząca się, witaj!
W skrześ duch mój zbolały, rozbity i chory, Skąd wracam d o ciebie — zapytaj! W itajcie m i, kwiecia stubarwne gromady, Co B óg was otula i strzeże,
Niech wrócę d o waszej kojącej biesiady, Niech wasze wyszepcę p a cierze!... Leciałem daleko za szczęściem przez grody, Gdzie szumi, jak mrowie, tłum ludzi, Szukałem ukojeń, szukałem sw obody I zd roju , co skroń m i ostudzi...
Tam b y łem , gdzie świątyń kopuły złocone W niebiosa wpatrują się szare,
A tłumy przeżyte, spróchniałe, zgnębione Obłudne spalają ofiary.
Tam byłem , gdzie prawa skrzydłami trzepocą, Gdzie czołga się g łó d , jak pantera,
52 W Ł A D Y S Ł A W T R Z C IŃ S K I
Tam byłem , gdzie prawda, gwałcona przemocą, N a łożu Prokrusta umiera.
Gdzie rozpacz i przesyt od mroku d o świtu D o śmierci wyciąga ramiona,
Gdzie piosnka, nim dojdzie przeźrocza błękitu, Usycha i milknie i k o n a ...
Tam byłem goniony zapałem m łodości, Jak motyl schwytany przez burze, Tam objął me serce chłód gorzkiej żałości, Jak szron, co upada na r ó ż e ...
Jak syn marnotrawny, na łono przyrody Powracam bez żalu i troski,
D o rosy, do kwiecia, do słońca, d o wody, Gdzie serce okrywa duch b o s k i... Witajcie mi łąki, witajcie mi bory, Kaskado srebrząca się, w itaj!
W skrześ duch mój zbolały, rozbity i chory, Skąd wracam — już więcej nie p yta j! . . .
T Y Ś M O J A O B R O N A ! . . . I I .
Naturo kwiecista, tyś moja ob ron a ! Nie rzucaj mnie w otchłań przesytu,
Gdzie serce próchnieje, gdzie duszy m oc kona, Gdzie niema ni zorzy ni świtu.
Nie rzucaj mnie w otchłań, gdzie lutnia pieśniarza Bezduszną odzywa się nutą,
Gdzie świeżość wiosenną dech zgniły zaraża, Pierś chwyta w o ń , śmiercią zatrutą... Nim życie upłynie, jak złota nić z motka, A duszę śmierć z ciała wypłoszy, Nim czara zachwytu wychyli się słodka, Daj wonnej, daj świeżej rozkoszy.
Niech dłonią zbrodniarza nie sięgam po kwiaty, Gdy pierś rozłamana i pusta,
Niech pieśń leci czysta, jak duch mój skrzydlaty, A żądzą rozkoszy drżą usta.
Nie zrywaj przedwcześnie strun złotych upojeń Z tej lutni okrytej k w ia tłh i,
5 4 W Ł A D Y S Ł A W T R Z C IŃ S K I
N iech róże uwiędną śród pieśni i rojeń I wspomnień owiną się snami.
Gdy nektar wysączy się boski z amfory, Niestartej przedwcześnie na pyły, Niech pieśni polecą za góry, za bory, A duch niech wspomina, że b y ły ... Niech kwiecie uwiędłe rozpaczą nie dyszy, Przesytem nie kala serc lu d zi,
L ecz jako krzyż sielski w cmentarnej zaciszy Westchnienie w przechodniu o b u d z i... Naturo kwiecista, tyś m oją obroną! Nie rzucaj mnie w otchłań przesytu, Lecz z duszą świetlaną i pieśnią natchnioną, Przez życie wiedź w głębie b łę k itu ...
III.
N I E Ż Ą D A M .
Nie żądam od ludzi słów marnej pociechy, Gdy sercem owładnie tęsknota,
N ie koją mych- b ólów łaskawe uśmiechy, Ni uczuć kłamanych p o z ło ta ...
P ołożę me skrzydła na lasy, na góry, Pierś drżącą przytulę d o ziemi I słuchać tak będ ę szeptania natury, Czar chwytać ustami d rżącem i... I cicha tęsknota, w te szepty wpleciona, Poleci ode mnie daleko,
W otchłani wspomnienia zastygnie i skona Za siódmą gdzieś górą i r z e k ą ...
Z otuchą niech d o mnie tłum ludzki nie spieszy, Gdy mara przygniata zwątpienia.
B o wiary nie wskrzesi oziębła dłoń rzeszy, N i chłodne spółczucia w estchnienia... Polecę na góry i stanę na szczycie
5 « W Ł A D Y S Ł A W T R Z C IŃ S K I
W noc bożą i ciemną i głuchą, Gdzie potok piorunów wiruje w błękicie, Tam serce okryję o tu c h ą ...
Gdy ziemia drżeć będzie śród grom ów odgłosu, Jak zbrodniarz w przedśmiertnej katuszy, Tam Boga odczuję śród świata chaosu I wiara powróci d o duszy...
Nie żądam od ludzi napojów kojących, Gdy gorycz d o życia się wkradnie B o w kubkach złotemi winami kipiących Obłuda ukrywa się na d n ie ...
K w ieciste doliny, dąbrowy, jeziora W dal nęcą mnie siłą tajemną —
Tam pójdę pod skrzydłem srebrzystem wieczora, Dziewico, ty ze mną bądź, ze m ną!
N a ustach powabnych, na piersiach jedwabnych Gorycze się zmienią w nektary...
Daj, dziewczę, pieszczoty! upojeń płyn złoty D o życia spragnionej lej czary! . . .
IV .
G D Y B Ę D Ę U M I E R A Ł
Gdy będę umierał w marzonym spokoju, Jak ptaszka o wiośnie skrzydlata,
T o niech dusza ze mnie wybiegnie przy zdroju, Jak w oń , co od kwiecia ulata.
Jak szmer, co od leśnej oddziela się strugi, P o listkach chwiejących się płynie, W ton echa się zmienia niknący a długi, Z błękitem się łączy i ginie.
Gdy jasnym rumieńcem zapali się zorza, A rosą zasrebrzy się trawa,
Niech z pieśnią duch z ciała odejdzie w przestworze^ Jak cicha ostatnia oktawa.
A odłam granitu złożony na grobie, Niech ludziom ni światu nie będzie K u żadnym napisom , złoconej ozdobie — Murawa g o wieńcem obsiędzie.
W Ł A D Y S Ł A W T R Z C IŃ S K I 5 *
B o jeśli nie dosyć będzie mej mogiły, B y dać nieśmiertelność tej skale,
T o mchy niech ją kryją jako dawniej kryły I ros czystych zdobią o p a le !
J A M D O L I N I E W O L N I K .
V.
Jam doli niewolnik i uczuć mych sługa I sługa mej wiary w te świty, Co jako tęczowa, iskrząca się smuga, G łębokie rumienią błękity.
A duch mój — niewolnik tajemnej tej chwili, Co wzięła go z głębi przestworza
I jako kwiat polny do dusz bratnich chyli, I kłoni w tę stronę, gdzie z o rz a ... A dała mi skrzydła natura d o lotu N ad zorzy i świtu purpury,
Bym widział i czekał ludzkości powrotu Świadomie a bliżej natury.
Kazała przenikać serc ludzkich tęsknotę I słuchać przyszłości szeptania,
I czuć, idąc cicho przez życia G olgotę, Zbliżanie się chwil Zm artw ychw stania!...
VI.
P O T Ę Ż N A M Y Ś L N A S Z A .
Potężna myśl chyża, potężna myśl złota, G d y ogniem się bożym rozpali,
Olbrzym i duch ludzki, co w niebios mknie wrota, Olbrzym i, bo m yśmy tak mali!
Potężna ludzkości z postępem biesiada, C o naprzód potrąca i wabi,
Potężny głos czasu, co wiekiem o włada, Potężny, bo m yśmy tak słab i! Bez celu to życie, bez celu tłum szary W cmentarne podąża gdzieś bramy, Bez celu łez tyle, bez celu ofiary, Bez celu, b o my go nie znam y!
L eć duszo płomienna nad światy, za światy, A gdy cię duch pustki wypłoszy,
Zniż lot twój ku ziem i, na łąk i, na kwiaty — Tam szukaj kojącej rozk osz y !
Śród wdzięku natury, śród cudów ziemicy, Jak róża rozkwitnie twe serce,
W IE Ż A B A B E L
R ozp yli się żałość, jak cień bladolicy, N a kwiatów bogate kobierce.
Gdy rozpacz pochwyci w przemocy ramiona, A śmierć się uśmiechnie z oddali,
Pieszczoty twej słodkiej dziewoja spragniona N iech duszę mdlejącą o ca li. . .
W o ń kwiatów, blask zorzy, upojeń zdrój boży I ciche płomienne pieszczoty
W e wianki tęczowe okryją twą głow ę I dadzą spokoju dzień złoty.
VII.
T O M O R Z A P I O S E N K A . . .
Szum fali, plusk w ody i wichru gwizdanie W pierś m oją, jak w lutnię uderza — T o morza piosenka, to w ieków szeptanie, T o fala tak fali się zw ierza. . .
Zbielały fal grzbiety, wiatr leci jak strzała, I budzi uśpione m órz tonie,
Już pianą nadbrzeżna okryła się skała, Już bryzgi mi lecą na skronie. . . Jak delfin do fali przytulam się łonem I z morzem się razem kołyszę,
I z pianą się ślizgam p o morzu spienionem, I żyję tą burzą i dyszę.
Blask gromu wezbrane odm ęty krysztali, A bryzgi tęczami oplata,
Jak łabędź na żywej kołysze się fali, Coś z burzą mnie łączy i brata.
P ył wodny i piana skał brzeżnych nie wzruszy, W głąb pójdzie i tam się ukoi —
W I E Ż A B A DEL 63
L e ć falo, jak mewa, a struny mej duszy N iech twoja piosenka nastroi...
L e ć wichrze szalony, pioruny niech biją, N iech głos ich głębina usłyszy:
P o burzy, po grom ach, gdy wicher się skryje Tak błog o powracać d o ciszy! . . .
V III.
P O R A N E K .
Zbudziło mnie ze snu stukanie dzięcioła I szmery półsennej przyrody,
I w rosie porannej kąpiące się zioła, I dźwięczny w pobliżu szum wody. Jak stado g ołęb i, w niebiosa przeczyste M gły poszły wstęgami białem i, A głosy poranku, jak piosnki srebrzyste P o kwiatach biegają i ziemi.
Nim słońce przybędzie z dalekiej krainy, Już błądzą odblaski różowe
I gonią noc szarą z dąbrownej gęstwiny, I w rosy się kryją tę c z o w e ...
Dzień idzie! Dzień idzie, bo płonie szczyt góry, Tłum dźw ięków w ypływ a z ukrycia,
I kwietna ziemica wysyła w lazury H ym n czysty, potężny hymn życia! . . .
I X .
P R Z Y J D Ź , P I E Ś N l !
Przyjdź, pieśni miłosna, ty życia m istrzyni! N a falach kwitnącej przyrody,
D o serca m ojego wybranej świątyni, D o życia ubogiej zagrody.
M yśl moja cię szuka śród nocy pomroku I w złotym promieniu jutrzenki,
I w cichej dąbrowie, i w srebrnym potoku, I w dźwiękach zbłąkanej p iosenki!
S O N E T Y
W I T A M W A S !
W itam was, którzy ze mną czuwacie w pom roku, Myślami zawieszeni na niebios krysztale,
Słuchający śród ciszy przytłumione żale T ych , co bez echa giną w życiowym p otoku ;
I was m yśli, w płomiennym idące natłoku, Jak wzburzonego morza niezwalczone fale,
I ciebie piękna, dobra jasny ideale, I ciebie, śród lazuru niknący o b ło k u !
W itajcie, o chleb marny walczące miliony, I ty prawdo, żyjąca sama z sobą w Kłótni, I wy, którym los twardy od m ów ił obrony;
W szyscy, co tu żyjecie dum ni, chociaż smutni, Jak różnymi d o duszy przemawiacie tony,
D A J C I E M I N I E B I O S G R O M U . . .
Dajcie mi niebios gromu, płomieni wulkanu, Żebym głębie mej duszy odzwierciedlił jasno, Dajcie mi orlich skrzydeł, bo na ziemi ciasno, G dy pragnę z myślą pędzić lotem huraganu!
Słowa — blade promienie, co przez mur tumanu N im przenikną, już w drodze zimnieją i gasną; Nasz lot — to ruch polipa, co skorupą własną Przygnieciony umiera w mętach oceanu.
Szkoda tych iskier ognia, co nim dotkną lodu Już je chmura przykrywa, jak deska grobowa, A coby żyć pragnęło — umiera od ch ło d u !
A c h ! gdyby schwytać blaski, nim je mgła pochowa, G dyby nas koncha ciała nie gniotła za m łodu , G dyby dzieje serc naszych opisać bez sło w a !
M A T K O M E G O I S T N I E N I A . . .
Matko mego istnienia, matko moich losów, Ziem io szara, pokryta cierniami i g łog iem ! Rzuciłaś mnie samotnie przed wieczności progiem, Jak obłok między ziemią i tęczą niebiosów. ..
Czekam śród ludzi tłumu dla duszy odgłosów, Lecz niema dla mnie echa w odm ęcie złowrogim, I leżą czarne pola, jak dawniej, odłogiem, N ie wschodzi dla mnie trawa chlebodajnych kłosów.
L ecz rzucając me losy na życia wichury, Zdmuchnęłaś, matko, welon zwątpienia ponury I w przyrodzie kazałaś szukać odpocznienia ..
W ię c czerpię spokój, siłę w objęciach natury, Z jej zdrojów życiodajnych uśmierzam pragnienia, R an y leczę tęczową kroplą up ojenia...
W Y P O G O D Ź T W O J E C Z O Ł O !
W y p og od ź twoje czoło, na którem spoczywa Zwątpienie, jako obłok zwiastujący burze,
N ie wierz temu, że w gaju zw iędły wszystkie róże, Że pozostały tylko piołun i pokrzywa!
R ozw esel twe oblicze, które ból okrywa, Jak słońce, gdy go chmura spotyka w lazurze, N ie wierz temu, że prawda zamarła w naturze, Ż e piękno z ziemi naszej na wieki od pływ a!
N ie wierz temu, że serce ludzkie skołatane W alką o chleb powszedni, życie, prawo bytu, N ie odżywa, gdy spotka uroki wiośniane!
Daj nadzieję spoczynku, daj promienie świtu, A pójdzie z tobą rzesza, jak fale wezbrane, W krainę piękna, dobra, d o marzeń zenitu!
b ą d ź b ł o g o s ł a w io n a
,
b u r z o.
W ich er zdmuchnął mi z czoła chmurą, co drzemała Jako zgryzoty mara, jak tęsknoty cienie,
I dziękowałem burzy za życia zbawienie, B o dusza skołatana cierpieniem om dlała. . .
Błyskawica z przed oczu ciemności rozwiała, C o gnębiły, jak przesyt i jako zwątpienie — Błogosławiłem burzę za duszy wskrzeszenie, B o w ciemni, jako w grobie, powolnie konała. . .
Gdy huragan przeleciał, ścichły grom ów bicia, Gwiazdy zabłysły, miesiąc wyszedł z chmur powicia — Jakże błogiemi były uśmiechy p rzyrody!
O, bądź błogosławiona, burzo m ego życia, Co jako kwiatom polnym życiodajną w o d ę , Darzyłaś duszy sp ok ój, a myśli sw obodę 1
S Z A Ł .
(Przed obrazem Podkowińskiego).
N a rumaku szalonym bez uzdy i siodła,
W pleciony w grzywę konia, jako w pęk płomieni. Ponad wąwozy, góry i grudy kamieni
L eciałem , kędy m iłość gorąca m ię wiodła.
Zakrwawiona ostroga wciąż rumaka bodła, Pędzimy lotem ptaka, w jeden dech złączeni, Nad nami namiętności gwiazda się czernieni, A purpurowy ranek maluje swe godła.
W zapomnieniu, ustami spieczonemi żarem, N a poły rozwartemi upojenia czarem, Chwytam fale powietrza w pierś rozkołysaną;
Przyćmione oczy patrzą w jakąś dal nieznaną, B ól w objęciu rozkoszy nieświadomie tonie — Piekło i niebo w jednem spotkały się łonie !
J E S I E Ń I D Z I E .
N a skrzydłach, tęczowem i barwy nakrapianych, P o niezmąconych szlakach niebieskiego morza, Z całym rojem m oty li, w różach rozkochanych, Uleciała czarowna wiosna gdzieś w przestworza.
Poszło bogate lato, kędy świeci zorza, Sypiąc w koło klejnoty ze źródeł świetlanych, Podścieliwszy pod stopy złotokłose zboża — Ziszczenie snów uroczych i marzeń wiosnianych.
Jesień id z ie ! L iść zeschły odleciał z topoli I wnet na mokrej glebie na wieki już zaśnie: T o zwiastun niknącego i życia i w o li!
O słonko! Zaświeć jeszcze choć na chwilę jaśniej, Zbudź wiosenne zachw yty... O, jakże to boli, G dy serce życia pragnie, a życie już gaśnie!
C I S Z A W I E C Z O R N A .
Łagodne, miękie, ciche, wiosenne w ieczory ! W ietrzyk skrył się w gęstwinie i zmienił się w ciszę, I żadnym listkiem drzewa już nie zakołysze — A n ioł spokoju dłonie p ołożył na bory.
Rum iany miesiąc wyszedł na odwieczne tory I zda się, że ruch jeg o śród niebiosów słyszę, Oddechem przytłumionym senna ziemia dysze, W net wystąpi na wschodzie rumieniec Aurory.
I przed oczami ducha wspomnienia półsenne Przechodzą pośród ciszy długiemi szeregi, Jak po spokojnej wodzie białe mgły wiosenne. . .
I nikt ich nie zatrzyma, daremne zabiegi, Idą jak przyjaciele m łodości niezmienne, A t złotą czarę marzeń napełnią po brzegi.
J E S T E Ś B Ó S T W E M .
K o b ie to ! Jesteś bóstw em , nieba szatą białą, W której możesz duch ludzki tulić jak dziecinę, W znosząc go oskrzydlona w słoneczną dziedzinę — Jesteś aniołem cnoty i dobroci chwałą!
A le jesteś szatanem, zimną, nagą skałą, Gdy w duszy wyhodujesz bezwstydu gadzinę, A samolubstwa wątłą snując pajęczynę Jesteś przekleństwem świata, ludzkości zakałą!
P o promieniach twej duszy, czystych jak łza matki, Biega człowiecze myśli ponad chmur powicie, Zbierając serca spokój, jak na łące k w iatki...
I w ciemniach twojej duszy, skalanego życia, Giną, jako w bagnisku, nadziei ostatki, K on ają ideały, gasną wiary śn icia...
P O C O Z W Ą T P I E N I E ?
Jeżeli w sercu biją pełne życia zdroje, A dusza w niekłamane puszcza się porywy, Jeżeli czar m iłości otacza nas żyw y —
P o co rozpaczy bóle, zwątpień niepokoje ?