• Nie Znaleziono Wyników

A. Mazanowski: S t a n i s ł a w W y s p i a ń s k i . Charakterystyki

literackie pisarzów polskich XVI. w. Złoczów, nakładem Zucker-

kandla. 16° str. 96. J. Sten: S t. W y s p i a ń s k i : „Szkice

krytyczne“. Lwów, 1906, str. 1—70. — Ostap Ortwin: Ko n -

s t r u k c y a t e a t r u W y s p i a ń s k i e g o . „Krytyka“, 1906, I.

str. 33—39, 216—223. — Stanisław Lack : N o t a t k i i U w a g i .

I. St. Wyspiańskiego „ L e l e w e l “. Kraków, 1906. 8°, str. 56. —

Tenże: O m a l a r s k i c h d z i e ł a c h St. W y s p i a ń s k i e g o . —

Tenże: R o z b i ó r d r a m a t ó w W y s p i a ń s k i e g o . — K. Mis-

sona: „ W e s e l e “ St. W y s p i a ń s k i e g o . K ołom yja, 1904. —

Tenże: „ W y z w o l e n i e “, Kołom yja, 1905. — T. Jaworski:

I d e a p r z e w o d n i a w d r a m a t a c h W - g o : „ W e s e l e “ , „ W y ­

z w o l e n i e “, „ A k r o p o l i s “. — St. Brzozowski: „ H a m l e t “

W y s p i a ń s k i e g o .

Od ostatnich sprawozdań w „P am iętn ik u “ sporo upłynęło czasu, w iele się zm ieniło. Zastrzeżenia, z jakiem i jeszcze p. P in i odnosił się do twórczości W ysp iańskiego, poszły w niepamięć. W y ­ sp iański sta ł się znanym i uznanym, nawet przez Akad. Um., co prawda tylko jako malarz ; zysk ał katedrę w Akad. Sztuk pięknych; Ba nawet b y ł czas kiedy żyw iono u łudne nadzieje, źe zostanie d y ­ rektorem teatru m iejskiego w K rakow ie, stw orzy nowy polski teatr. Prasa krakowska w rzała...

I twórczość dram atyczna W ysp iań sk iego spotkała się z głęb - szem w niknięciem . W ostatnich czasach poświęcono mu k ilka pra­ w dziw ie pięknych studyów . A przyznać trzeba, rzecz to n iełatw a m ówić o pisarzu w spółczesnym

i

powiedzieć coś isto tn ie wartościo­ w ego. T yle mamy przykładów ! Jak każde bowiem zjaw isko literackie,

130 Recenzye i Sprawozdania.

traktow ać go trzeba rów nocześnie z dwu stron : jako indyw idualność artystyczn ą w jej praw dziw ej, nieodjemnej isto tn o ści i jako ogniw o w h istorycznym rozwoju życia i sztu k i. Tu w ięc otworem stoi pole dla w szelk iego pokroju um ysłów k rytyczn ych .

C ałość twórczości W y sp ia ń sk ieg o obejmuje A ntoniego Maza- now skiego : S ta n isła w W ysp iański. R zecz drobna, popularna, prze­ znaczona dla m łodzieży szkolnej, nie za słu g iw a ła b y na szersze omó­ w ien ie, g d y b y nie to jej przeznaczenie w łaśn ie. Trzeba zaś z góry ośw iad czyć, że to rzecz marna, że o W ysp iań sk im nie może nikogo p ouczyć, bo zresztą autor sam n iegłęb ok ie ma jego odczucie. Pozory naukowości, p ersp ek tyw y dziejowej i t. d., które usiłu je nadać swemu p rzedstaw ieniu — naiw ne. A rcybanalne np. co autor mówi o nastroju „uczuć młodej P o lsk i d zisiejsze j“ (str. 19). Sam układ pracy nie zaw sze sz cz ęśliw y ; wrogóle chronologicznie traktuje autor utw ory W y sp ia ń sk ie g o ; g d zie od chronologicznego porządku odstępuje, schodzi zu pełnie na bezdroża, np. z „ A ch ille id ą “, którą omawia w spólnie z dramatami „greck im i“ W -go („P rotesilaosem “ i „M eleagrem“) — w ten bowiem sposób z góry w yklucza możność ew olucyi autora w odstępie m iędzy w ym ienionym i dramatami a „ A ch illeid ą“ . P rzy tem zau w ażyć należy, źe d aty, kładzione przezeń przy utworach naj­ w cześn iejszych („ L eg e n d zie“, „M eleagrze“, „W arszaw iance“), ozna­ czające czas koncepcyi, a nie w ydania, m ogą nieśw iadom ych m ylić. A utor traktuje rów nież tw órczość m alarską W -go ; szkoda tylko, że, korzystając z prac poprzedników, nie zapoznał się z bardzo cie- kawem stud yum p. S t. Lacka „O m alarskich d ziełach W -g o “ (K rytyka 1 9 0 4 . I I . str. 1 6 2 — 1 7 6 .). O W y sp iań sk im -m alarzu m ówił zresztą także w znanem studyum Andrzej N iem ojew ski. P. M. zadow olił się streszczeniem (na 7 — 8 str.) tego , co pow iedział przedtem A ntoni Potocki, oczyw iście zapom niaw szy tylk o w y cią g n ą ć z zestaw ienia w niosek p. P otockiego. N a str. 9 — 12 omawia „L egen d ę“ ; nie do­ strzega is to ty różnicy I. i II. w yd. „W arszaw ian kę“ streszcza dość słabo. Zdaniem autora „na p ytan ie, co stanow i g łó w n y ton, duszę tej pieśni, trzeba odrzec, że uczucie m iłości o jcz y zn y “ (str. 14). Zapewne, lecz gd zież dramat M aryi ? N ie zapomina też zestaw ić Maryi z R ozą W enedą (str. 20). Te cią g łe rem iniscencye p. Maza- n ow sk iego! D laczego ju ż n ie z K assandrą? C zyż można bowiem brać poważnie słow a następujące : „możemy się dom yśleć, że może Marya u m yśliła pełnym zuchw ałej brawury w ystęp em przeciw śm ierci — Śm ierć p rzezw yciężyć. Czyż w podaniach i legendach nie ma ten pom ysł p ierw ow zorów ?“ (str. 17 — 18). A sąd ogóln y o „W arsza­ w ian ce“ : „W . n ie u czy n ił patryotyzm u prostolinijnym , lecz w młodych zesp olił go z bajronizmem, u starych ze stoicyzm em “ (str. 19). Jakiż to je s t patryotyzm p rostolin ijny? I g d zie pokazał p. M. patryotyzm połączony u starych ze stoicyzm em ? A w reszcie to p rzeciw staw ienie bajronizmu i stoicyzm u !

P rz y „M eleagrze“ daje autor W ysp iań sk iem u naukę m oralną: „N ie można zapłonąć ku dziecku własnem u tak ą nienaw iścią, aby

Recenzja i Sprawozdania.

w jednem oka m gnieniu pozbyć się piastow anego k ilk ad ziesiąt lat przesądu i w lot skazać w łasn e dziecię na śm ierć“ (str. 22). N ie zrozum iał także jeg o m yślow ego podkładu: nie podawać się dobro­ w olnie za narzędzie Losow i (jak czyn i A ltea, żałująca sw ego p ostępku— po stracie bezzwrotnej). Czasami zabawia się autor w fanfaronadę, ja k np. „K lątw a... w ydaje mi się powtarzaną niezliczone razy w d zie­ jach dramatu próbą przeniesienia na grunt rodzinny greckich m oty­ w ów tra g iczn y ch “ (str. 25). Po cóż to „wydaje mi się", k ied y już p. Feldm an w I I I . t. P iśm ienn ictw a (str. 130) n ap isał: „K lątw a — próba przeniesienia greckiej traged yi na naszą g le b ę “ . W „ K lą tw ie“ zdaniem autora „W . popełnił b łą d “, ponieważ zapomniał, że ma m i­ łow ać sw ego Stwórcę (str. 27). „Poecie zresztą w traged yi obok przesądów o ideę idzie; a ta opiera się na mylnej zasadzie“ — pisze dalej o „ K lą tw ie “, lecz jaka je st w łaściw ie ta idea, nie mówi w y ­ raźnie. N ie rozumie zu pełnie A chillesa, O dysseusa i t. d. z „A ch il­ le id y “ ; nie k orzysta z artykułów o „ A ch illeid zie“ p. Lacka w „No­ wem S ło w ie“ (za r. 19 0 4 str. 6 9 — 72 , 89 — 96, 1 1 7 — 120, 1 3 7 — 144 i 16 2 — 168), który utwór i postaci wybornie pojął i przedstaw ił. O „Lelew elu“ poza wzm ianką o w ydaniu na str. 34. kompletne m ilczenie. Id eą „Kazimierza W ie lk ieg o “ ma b yć „źe należy przysw oić ż y w io ły obce, ocucić senne, ożyw ić martwe i źe to je s t nieod w ołal­ nym warunkiem odrodzenia“ (str. 38). Z „W esela“ robi p. M. nową „K rótką rozprawę m iędzy dwiema osobami, In teligen cyą i Ludem “ , zarzuca brak reprezentacyi nauczycielstw a, zaręcza, że duchowieństw o od w ydania bulli „Rerum novarum“ poprawiło się (41 — 2). „Złoty r ó g “ pojęty jako „czarodziejski instrum ent bratniej zgody i jedności m ięd zy stanam i“ (47). W zm iankę o „Qui am ant“, o malarskiej pracy Gospodarza nazyw a p. M. niefortunną (51). Zapomina, że „W esele“ możnaby uw ażać za odpowiedź na teorye W ł. Tetmajera, w yłożone w „Nocach le tn ic h “ i we fragm entach „ P ia sta “ (zwrócono na to uw agę w artyk ule „W ł. T. jako poeta“, Głos narodu, 1901 nr. 171); że Z aw isza, Hetm an i t. d., są to postaci z dramatów K. Tetmajera, R yd la i t. p. ; że w reszcie każdą osobę z „W esela“ Krakowianin może palcem w skazać : dramat w yrósł w prost z rzeczyw istości. Autor przyjmuje za pewne trylogię S ten a : „W esele“ , „W yzw olen ie“, „A kropolis“. N a jw y ższy czas już na usunięcie tego rodzaju nonsen­ sów, w ałęsających się po pracach o W yspiańskim od czasu studyum p. Feldm ana. Albowiem po 1-e : tryad y dostatecznie już do d ziś zo­ s t a ły zbanalizowane ; po 2-e, przez ujmowanie pewnej tylk o liczby d zieł w schem aty (jak w tym wypadku trójkowy) daje się d ostate­ cz n y dowód nie ujmowania twórczości danego pisarza w całkow itym jej rozwoju. (Specyalnie co do try lo g ii p. Feldmana, w ykażę to po­ n iżej). Całkiem źle streszczona je st „Noc listopadow a“ (str. 8 1 — 2) ; autor pomija zupełnie pożegnanie Demetery z K orą, które należy w łaśn ie do momentów n ajistotniejszych. W reszcie przy ostatniem d ziele o „H am lecie“ w ykazuje gruntow ne nierozumienie spraw y ducha

132 Recenzye i Sprawozdania.

i stosunku do niego in te lig e n c y i. Z charak terystyk ą ogólną W -go załatw ia się po krotce i bardzo słabiuchno.

Przytoczyłem całą tę litan ię braków, naiw ności, śm ieszności um yślnie, g d y ż z takiej oto pracy zapoznawać się mają z W ysp iań ­ skim w ychow ankow ie szkół naszych. Całe szczęście jeszcze, źe p. M. nie zapragnął zgrom ić W -go tak, ja k np. P rzyb yszew sk iego, nazy­ w anego „rzekomym prym asem “, k tóry „pieczętuje obelgam i“, „woła w obelżyw ym p atosie“ słow a „Confiteor“ (str. 6). T akie w yrażenia, ja k : „jałow e hasła „sztuki dla sztu k i“ brzm iały w tem jutrznianem rozpłomienieniu połysków słońca, jak b y szyderczy a id yotyczn y śmiech tego arystarcha: he, he, h e ...“ — rozbrajają czytelnika, pam iętającego, że to przecież pisze p. A ntoni Mazanowski o S tan isław ie P rzyb y­ szew skim . Jednakże w ciskać takie rzeczy w ręce m łodzieży...

Jedną z najpiękniejszych, a zarazem najlepiej napisanych rzeczy 0 W ysp iańskim j e s t szkic Jana Stena w zbiorze „Szkiców k ry ty ­ cznych“ . Autor, idąc torem, w ytyczon ym juź dawniej przez St. Brzo­ zow skiego, tw ierdzi, że „fragm enty życia nie są w dziełach W -go treścią n ig d y , lecz je d y n ie m ateryałem “ (str. 5), z którego W . bu­ duje św iat swój w ła sn y . „Cała twórczość W -go z jej plastyką, z jej łatw ością najtrudniejszych uzewnętrznień, z prostotą i ogromem lin ii psychicznych, z jej g łę b ią słów i barwnością szat, to jedna w ielka żądza bytu, jedno w ielk ie rozpowicie najtajniejszego w łasn ego, w o l ­ n e g o istn ien ia “ (22). Zatem „chłodną bezmoralność twórczość W -go w spólną ma z przyrodą. J e s t taka, bo je s t również sama dla siebie — całym bytem . W sz y stk ie stosunki w niej są tylk o w ew nętrzne; b y ć moralnym zaś — j e s t to patrzeć na zew nątrz“ (33). „Osią, która grupuje rozpierzchłe dramatów scen y, j e s t zaw sze pewien stan uczu­ ciow y, i te stan y są jed yn ą koordynującą logik ą jego dram atów“ (25).

„ J est to niejako liryka w yższego rzędu, bo stworzona środkami, które same są już złożonemi, skom plikowanemi dziełam i sz tu k i“ (26). L iryk a ta działa przez sw ą senną obrazowość (5 3 — 4). W . działa nie treścią, zagadnieniam i m yślow em i ; „u W -go każde słow o lub grupa n ieli­ cznych słów zachowuje sw e elem entarne znaczenie dźw iękow e i w y ­ zwala pewne pierwotne nieokreślone wrażenie e s te ty c zn e“ ( 1 0 — 11). Stąd dążność do źródłowości język a (str. 13). Stąd też charakter elem entarny składni W -go (14).

Na w szystk o to zgoda, jeżeli p. Sten przyzna, że zajmuje się tylk o stroną formalną twórczości W -go, źe natom iast pomija jej stronę ideologiczną. D la n iego jednak zagadnienia m yślow e w twórczości W -go w ogóle nie istn ieją. Stosunku W -go do św iata, wyznaczenia roli w łasnej, jako s iły czynnej kształtującej, sądu moralnego o sobie 1 życiu, nie rozumie zupełnie. Stąd pochodzą jed yn e w swoim rodzaju kompromitacye, w studyum niniejszem napotykane. N a dowód nie­ określonego w rażenia estetyczn ego, w yw ieranego u W -go przez słow o lub nieliczną grupę słów , przytacza p. Sten słow a Rapsoda z „L e­ gionu" :

Recenzye i Sprawozdania. 1 3 3 Pow staną, kiedyś powstaną

1 będą nad nami drżeć. K ied yś godzinę wołaną będziemy, będziem y mieć. Pow staną nad nami, powstaną w powietrzu będą drżeć

chorągwie — to będzie wczas rano, nim liście zaczną drżeć ;

to będzie, to będzie wczas rano, zanim ptacy zaświergocą swój św it. Cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt.

A przecież na te słow a w łaśnie krwawą satyrą je s t „W esele“ , gdzie się przy końcu aktu trzeciego prawie w tej samej formie powtarzają. Podobnież dla p. Stena postać Harfiarki w I. akcie „W yzw olen ia“ , „ jest pięknym obrazem i pięknem wrażeniem — to d o sy ć“ (str. 44). A leż w łaśn ie walką na śmierć i życie z tą Harfiarką, śpiewającą w iecznie „n ic“ , z tym i nastrojami — je st „ W yzw olen ie“ . Kompromi- tacya chyba źe bezprzykładna i charakterystyczna.

To zaś zmusza mię do paru słów , chwilowo odbiegających od przedmiotu. B łąka się dotychczas po głowach rozmaitych i pismach o W ysp iańskim bajka, jakoby „W yzw olen ie“ było walką z M ickie­ w iczem z „L egion u “ . J est to oczyw iste niezrozumienie rzeczy: w „L e­ g io n ie “ przecież tak samo, jak tu Konrad, w alczy M ickiewicz z R a­ psodem (jakkolwiek w łagodniejszej formie). Ten Rapsod w ystępuje później (lazarone ! lazarone!) w „ W eselu “ w postaci Poety, Pana M łodego, Gospodarza, w „W yzw oleniu “ zaś jako Geniusz. Ten sam R apsod je s t mówcą w „Kazimierzu W ielkim “. Z tym i nastrojami w ięc walczą bohaterowie w e w szystk ich tych utworach W -go : odwie­ czna walka. Taką bohaterską postacią, wołającą czynu, je st Kazim ierz

W . Taką w alkę, czyn, podejmują bez w zględu na n astępstw a Mickie­ w icz i Konrad, a później A chilles, B olesław Śm iały i t. d. I gdzież tu teza, antyteza i synteza, którą dostrzegł p. Feldm an?

Tego w szystk iego nie rozumie p. Sten. D latego tak słabo w y ­ pada np. jeg o interpretacya „W yzw olenia“. D latego nikogo nie prze­ kona jego trylogia: „ W esele“ , „ W y zw o le n ie“, „Akropolis“ , pojmo­ wana jako „tragedya W aw elu, tragedya rzeczy m inionych“ (str. 57). Zagadnienie, postaw ione przez p. Stena, podejmuje i snuje w dalszym ciągu Ostap Ortwin w artykule : „K onstrukcya teatru W y sp ia ń sk ie g o “. (K rytyka 1906 I. 33 — 39, 216 — 223). A utor sądzi również, źe „samą tylko konstrukcyjną zasadą sw ego sty lu stają dram aty W -go w rzędzie utworów oderwanych od życia, odsuniętych z rzeczyw istości w inną dziedzinę, wT atmosferę złożoną z innych pierwiastków , w kręgi, gd zie rządzą odmienne prawidła : zaklęte czary S ztu k i“. W dramatach tych obowiązuje jedyna prawda — prawda artystycznej logik i. Lecz „dla charakterystyki teatru W -go nie w y­ starczy stw ierdzić, jak to dotąd czynili inni, że ma wyobraźnię

ma-134 Recenzye i Sprawozdania.

larską, źe grupuje sceniczne obrazy, a postacie dramatu układa w posągi. W aźniejszem je s t tu i istotnem , jak , z natężenia wyrazu p lastyczn ego w ychodząc, w coraz m ocniejszem jego stopniowaniu z przedmiotową koniecznością m usiał z naturalnym rozwojem swej artystycznej działalności w stąpić na d esk i sceniczne“ . W m yśl tego- w ykazuje autor, źe, jak formy muzyczne b yły w prost rozpierane przez, treść, której nie m ogły ogarnąć, aż w reszcie muzyka połączyć się m usiała ze słow em mówionem w dramat m uzyczny, tak tez rzeźba, czy obraz, doprowadzane do najw yższego stopnia natężenia ducha,, bezustannie z w ięzów się w ydzierającego, m usiały zaw ieść artystę plastyka do teatru, dopełniając gestu , wyrazu twarzy, słowem , jako nowym środkiem ekspresyjnym i składając w spólnie now y teatr : p lastyczn y. Na podstaw ie w yw odów teoryopoznaw czych dochodzi autor do w niosku, że „wrażliwości dram aturga działalność żywej istoty ludzkiej na ruchliwej powierzchni życia, całok ształt reagow ań jej na bodźce i podniety przedstaw i się jako szereg luźnych, zmiennych, pozbawionych ciągłości, bezustannie przeobrażanych obrazów scen i­ cznych, a nie jako nieprzerwany w pochodzie swym dyalek tyczn y proces, któregoby poszczególne ogniw a w iązały się w spójny i śc isły łańcuch. W yn ik iem tego będzie zwarta i zbieżna kompozycya drama­ tyczna, wychodząca z jed n ego tylk o z pom iędzy całego tego szeregu momentów i w nim zamknięta, albo znowu oparta na całkow itym sze­ regu równorzędnych takich, w spółm iernych momentów, które W . na­ zyw a „scenami dram atycznem iu, a z których, każdy dla sieb ie stanow i odrębną, sam oistną, w e w łaściw e sobie ramy oprawną, obrazową, sceniczną całość“ (str. 221).

W y w o d y nadzwyczaj ciekawe i ogromnie pouczające. D la m nie jednak są one rozwiązaniem zagadnienia ze w zględu na p. Ortwina ; w skazują, jak się potrafił załatw ić z nową, trapiącą go sprawą. Oto po w ydaniu „scen dram atycznych“ „A ch illeis“ stanął p. O. wobec now ego zjaw iska bezradnie (K rytyka 1 9 0 4 I. 1 0 7 — 115, 1 8 9 — 201). P rzykładał do utworu miarę epiczną, dramatyczną, zrzędził, czynił w y ­ rzuty W -m u. Teraz po dalszych etapach na tej samej drodze potrafił sobie w reszcie nową technikę dramatyczną w ytłum aczyć. W ątpię jednak, aby technika ta w yłon iła się i u W ysp iań sk iego drogą rozu­ mowań teoryopoznawczych, a w ięc z pełnią samo w iedzy teoryzującej. W przeciwnym zaś razie w yw od y całe tracą na w artości, gd yż wobec ty ch sam ych granic poznania b y ł m ożliw y przecież dramat grecki i Szekspirow ski, będący w łaśn ie nieprzerwanym w pochodzie swym dyalektycznym procesem. Szukając ted y w innym zakresie genezy psychologicznej now ego dramatu W -g o , podkreślić muszę zaznaczony już przez p. Stena p ierw iastek marzenia sennego, w dramatach tych w ystęp ujący. To zdaniem mojem j e s t w k w e sty i omawianej czynni­ kiem decydującym . Komentarz znakom ity do twórczości dramatycznej W -go, zw łaszcza dramatów ostatnich, znajdziem y w książce Karola du P rela: „P sych ologie der L y r ik “ . L ip sk 1880, szczególniej w trzech p ierw szych rozdziałach : I. D ie u nbew usste Produktion, II. D ie dichte­

Recenzye i Sprawozdania. 135 rische P han tasie im Traume, III. D ie Traumphantasie in der D ich t­ kunst. Du P rel przytacza dowody na swoje spostrzeżenia z poezyi Greifa najczęściej, daleko słabsze, n iżb y m ógł znaleźć u W -go. Sądzę, źe zbadanie twórczości W -go na podstaw ie p sych ologii snu doprowa­ dziłoby do ciekaw ych ze wszech miar w yników . W sk azałob y np. źe „A kropolis“ i „Noc listopadow a“ są tylko przeżyciem w śnie dziejów jednej nocy : W ielkiej N ocy i N ocy powstania narodowego, że zaś nie są zbudowane na żadnej osi m yślowej (jakkolwiek podłoże ideow e może tam istn ieć). B ędzie to owocne naw et bez w zględu na zagadnie­ nie, czy W . tw orzył tak świadomie, czy nie, gd yż tub y w łaśnie było pole dla „produkcyi b ezw ied n ej“.

Żałować tylko przychodzi, źe p. Ortwin pozwolił (przy końcu omawianego artykułu) spodziewać się dalszego ciągu o ideologii w twórczości W -go — jak dotychczas — napróżno.

Do zrozumienia twórczości W -go znakomicie przyczynić się mogą artyk uły St. Lacka, zamieszczane od szeregu lat w „Nowem S łow ie“ i (wyjątkowo) w „K rytyce“ . Naturalnie, o ile same będą zrozumiane. A rzecz to nieco przytrudna. P . Lack dużo pisał o doktrynerach, tj. ludziach, którzy w szelkie fakty, życie, chcą przystosować do sw oich m yśli, „realizov/aó id e e “. Obok P rzybyszew sk iego, Irzykow skiego, Berenta, znalazł się tu także M ickiewicz z „L egionu“ (Nowe Słowo 1903. 161— 7), Konrad z „W yzw olenia“ (N. S. 1908. 9 3 — 6, 1 1 9 — 120, 142 — 144, tudzież 137 — 8 z powodu w ystaw ien ia na scenie). Sfera marzenia i sfera życia to dwie rzeczy całkiem różne. Marzyciel, chcący realizować, toczy się bezpam iętnie w przepaść. M arzyciel czyni — w swoim zakresie. Tworzy — poezyę, dramat, realizuje idee w dziełach naukowych. P . Lack w ydał osobno rozprawkę na ten tem at w łaśnie o „L elew elu “. (N otatki i uw agi pisane w latach 19 0 0 — 1906 I. St. W ysp iań sk iego L elew el i J. Słow ackiego Samuel Zborowski. Str. 5 — 16). Konrad chce się wyzwalać, a przecież je st w o ln y ; chce czynu, a przecież każde jeg o poruszenie się jest w łaśnie czynem — dziełem sztuki. Konrad zam knięty wiecznie w błędnem kole.

W przeciw ieństw ie do tego typu doktrynerów (tak, św iat się przedstawia tu bardzo prosto, typowo, dualistycznie) wyróżnia p. Lack typ ludzi przytom nych, żyjących chw ilą (słow a Monelli), niepam iętnych sw ego „wczoraj“ i sw ego „jutro“ . Cali są w ysilen i w jednym kierunku, żyją całą osobistością. Taką j e s t Laodamia (N. S. 1903, 2 1 3 — 214) takim B olesław Śm iały (N. S. 1903, 227 — 232, 258 — 264, 2 7 8 — 281). T ragedya B olesław a w tem w łaśnie, że nagle odzyskuje pamięć — przyszłości.

P. Lack je s t jednak sam doktrynerem. N ie chce zrozumieć, że fak ty są zaw sze rozleglejsze od m yśli, ujmującej je. Do utworu przy­ chodzi ze swoją ukrytą m yślą i szuka jej, naturalnie w tę lub ową stronę na łożu Prokrustowem w yciągając dzieło. Stąd artykuły jego składają się na organiczną całość, którąby można zatytułow ać : O war­ tościach życia w spółczesnego. Stąd p. Lack u igd y przy nowem dziele się nie uniesie, nie w ybuchnie radością upojenia, zaw sze zimny, przy­

Powiązane dokumenty