• Nie Znaleziono Wyników

Bibliografia historyi literatury i krytyki literackiej polskiej za rok 1905 : [ciąg dalszy]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Bibliografia historyi literatury i krytyki literackiej polskiej za rok 1905 : [ciąg dalszy]"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

Stefan Vrtel-Wierczyński

Bibliografia historyi literatury i

krytyki literackiej polskiej za rok

1905 : [ciąg dalszy]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 6/1/4, 81-135

(2)

81

Arcydziełem musimy nazwać charakterystykę szlachty z „ Pana

Tadeusza“, tych sejmikowych i zajazdowych bohaterów, zawadya-

ków, awanturników,

z ich impetem do pieniactw a, gwałtów,

sam ow oli, z pociągiem do b u r d , p ijatyki, zajazdów i kłótni. Znał

ich Mickiewicz , boć przecie obracał się pośród nich w młodości

swojej , znał ich i skądinąd , bo dostali się już dawniej do litera­

ckich kreacyi. Typy te , choć u je m n e , były przecież arcyśmieszne

i ciekawe, nadaw ały się do literackiego użytku, a serdeczny humor

Mickiewicza lubi rozweselać nimi przedmiotowe pieśni epopei. Po­

święcił im całą VI. i VII. p ie śń , tyle wierszy w IV. , VIII. i IX.

i we wszystkich prawie księgach. Ich polsko-sarmackie wady i przy­

mioty znalazły znakomitego piewcę w Mickiewiczu.

Nie szukał

poeta wzorów do „Tadeusza“, ale nie przebrzmiało dlań bez echa

nic , co kiedykolwiek czytał o swoich ziomkach; nie zaniedbał zu­

żytkować żadnych reminiscencyi. Bez wrażenia nie odczytał więc

i „ S a r m a t y z m u “ Zabłockiego.

Słaba to kom edya, ale — jak na owe czasy — wcale swoj­

ska , a co ważniejsza : wyśmiewająca te same wady i popędy szla­

checkie, które później w „Panu Tadeuszu“ tak silnie wystąpiły.

Autorów XVIII. w., jak w iadom o, lubił Mickiewicz czytywać,

a właśnie w 1820 r. wyszło w Wilnie wydanie dzieł Zabłockiego,

w którem po raz pierwszy pojawił się w druku i „Sarm atyzm “.

I w 6-cio tomowem wydaniu Dmochowskiego (1829/30) powtórzono

tę komedyę. Niezawodnie zapoznał się Mickiewicz z tą sztuką, któ­

rej treść obraca się około kłótni tak sławnej i głośnej, źe nią „już...

i W arszawę bawią na teatrze“ J). Przypatrzył się więc sporowi

granicznemu dwóch braci — szlachty niezgodnych, poznał Gu-

ronosa i pana Ż e g o t ę , a nazwisko to splotło się z przezwiskiem

„Zegota“, nadanem Ignacemu Domeyce ; poznał czeredę zaw alidro­

gów, którzy na każde skinienie gotowi uczynić zajazd, ale pochop-

niejsi są do przelewania trunków, niż krwi; zobaczył miniaturowy

zajazd i starcie między chłopami (w akcie IV.), dowiedział się, że

pan Podkomorzy, choć nieobecny na scenie. przysłał rejenta Wi-

dym usa, by ten spór zażegnać, zobaczył w reszcie, jak pięknie się

pogodzono, zapaliwszy pochodnię Hymenowi, gdy Imci Radomir Że-

gota poślubił Anielę Guronosiankę.

Trudno przypuścić, żeby treść tej kom edyi, niegdyś zapewne

czytanej , nie przypomniała się poecie , piszącemu poemat o treści

mocno podobnej, o niezgodzie dwóch rodów, o podkomorskich są­

dach granicznych, o zajeździe hałaśliwym i o małżeństwie, które ten

spór wreszcie zakończyło.

I chyba nie przypadkowe analogie, ale świadome reminiscen-

cye z „Sarmatyzmu“ kierowały poetą, gdy charakteryzował swoich

!) D zieła Гг. Zabłockiego. W arszaw a 1877 str. 288 — 382, T . I. p. 369.

(3)

82 Notatki.

szlachetków-zabijaków. Wspólne oni mają przymioty. Jednakowo są

świadomi przeróżnych koligacyi i znają doskonale każdą gałąź

drzewa genealogicznego członków... całego powiatu. Gerwazy przy­

pomina Hrabiemu, źe w nim przecież

„krew H oreszków płynie, J e s te ś krewnym. Stolnika po matce Łow czynie, Która się rodzi z drugiej córki K asztelana, K tóry był, ja k wiadomo, wujem m ego P ana“ .

(II., 257.).

Pan Guronos jest jeszcze dokładniej obeznany z historyą

swego zacnego domu (p. 290. wyd. cyt.):

„GurĄonos Bartłom iej,... d oszedłszy la t pory (Po naszym , Sędziw ojów w onczas b y ł dom w tóry I już schod ził) — otóż w nim w zią ł sociam vitae

, . Otóż z tego Bartłom ieja I B ry g id y , gasn ąca dwóch domów nadzieja W sk rzesiła się na M ieszku, jed yn ym ich syn ie, K tóry M ieszko, pojąw szy G ryszkę na M yślinie, S p łod ził Andrzeja, Marka, Piotra, M atyasza," Protazego, Ł u kasza i M alachiasza,

Z k tórych jeden b y ł ty lk o sterilis P ro ta zy ...“

Wogóle szlachta byw ała czuła na punkcie swToich klejnotów

i biegła była w heraldyce:

„W aść ma k rzyż w herbie, w ołał Podhajski, to sk ryta A llu zya, źe w rodzie b yw ał n eo fita !“

(IV ., 347.).

a Guronos powiada:

г

Brygidę,

O statnią z Sędziwojów, h e r b u K o z i e j - g ł o w y , A l l u z y j a , j a k w i e m y z kroniki domowej, T w ardych rogów do Marsa, a koziej osady Do dziedzicznej domowi Sędziw ojów S w ad y“.

(p. 2 9 0 .).

Szlachta nie lubi procesów. Co tam proces, to dużo kosztuje !

Lepszy zajazd! — poucza Gerwazy Hrabiego.

„ J eśli Pan chce m ieć pokój, niech w szystk o zagrabi. Po co proces, Mopanku, sprawa jak dzień czysta,

(4)

Notatki. 83 Zamek w ręku H oreszków b y ł przez lat czterysta ; . . . . Mówiłem Panu zaw sze : Procesów zaniechać ! M ówiłem Panu zawsze : Najechać, zajechać ! Tak było po dawnemu : kto raz grunt posiądzie, Ten dziedzic ; w ygraj w polu a w ygrasz i w sądzie. Co się ty czy daw niejszych z Soplicami sprzeczek, J e s t na to od procesu lep szy scyzoryczek ; . . . “

(V., 813. syg.).

Podobne plany snuje i Guronos i podobnie ocenia wartość

procesów i sądów (p. 294·.) :

„Patrz W aćpan: te dwa łan y, z tą n izin y sztuką W m o j e m b y ł y i m i e n i u , d z i ś je ma Żegota ; On mi i ten k aw ał w zią ł z tej strony płota. A le ja dzisiaj jeszcze, zegnaw szy gromadę, Grródź rotzucam, jak moją w łaścizn ę z a j a d ę .

P r a w e m ? N i e c h j e p i o r u n t r z a ś n i e ! W olałbym m ieć nareszcie z dyabłem do czynienia. N iż z ludźmi, Panie odpuść, prawnego sumienia.

. . . . A mnie to na co ? Arwan prawo w szy stk im katom ! Ten p a ł a s z , to mój proces, sąd i ultimatum !“

Spiritus movens jest w „Panu Tadeuszu“ G e r w a z y — on to

prze do zajazdu.

I

w „Sarmatyzmie“ mamy takiego podżegacza,

lecz to wartogłow, tchórz, choć mocny w języku, B u r z y w o j :

„ W szy scy mówią (prawi A gatk a do Burzywoja), źe cała z w a ć - p a n a je st zw ada, że d ra żn isz, ją tr zy sz wuja, poddajesz mu fumu* (p. 303.).

„Alboź i ten niepokój (znów A gatk a) we w si naszej , z kogo, je ś li nie z j e g o (Burzywoja) plotek, poduszczań, porady ?! O n , nie kto, pana jątrzy, o n kłóci sąsiad y. Ta waśń z panem Żegotą trwa- ła źb y tak d łu g o ? ! “ (p. 305/6.).

I

zło zwycięża. Krew bierze górę; trzeba zrobić zajazd i użyć

godnej kompanii do tego. Gerwazy biegnie po Dobrzyńskich , Guro­

nos ściąga i ma wciąż pod ręką jakichś zawadyaków z pod ciemnej

gwiazdy. Dobrzyńscy byli niegdyś m ężni, dziś, co najwyżej, tempe­

ram ent z o s ta ł, który szuka ujścia w burdach ; szlachta z „Sarm a-

tyzm u“ nigdy pono mężna nie była. Ale ci i tamci czują pociąg do

szabelki i do dzieł rycerskich. Są ślady tego :

„Burda, nic męstwo, burda w każdym jest opoju. Jakoż bardzo pam iętne ma dom tego z n a k i !

(5)

84 Notatki.

K l a m k i , z a w i a s y , k ł ó d k i , z a m k i , s k o b l e , h a k i , W sz y stk o pootrącane !. . . “

(A gatka, p. 3 0 3 .).

I w Dobrzyniu podobne znaki widzimy :

„U drzw i dom ostw a w sz y s tk ie klam ki, ćw iek i, haki Albo ucięte, albo noszą szabel z n a k i . . . , w

( VI , 461.).

Istotne zdolności szlachty widzimy dopiero, gdy bierze się ona

do dzieła : an im u sz, głód i pragnienie walczą ze sobą o lepsze,

ostateczny wynik: próżne rądle, szklanki i... „sen, b rat śm ierci“.

„ . B ieg ą do folwarku, Do kuchni — g d y do kuchni w esz li, widok garków , O gień ledw ie za g a sły , potraw zapach św ieży,

Chrupanie psów . g ryzących ostatk i w ieczerzy, C hw yta w szy stk ich za s e r c a ... S tudzi gn iew y, zapala potrzebę jed zenia...

„ J eść! j e ś ć ! “ — po trzykroć zgodnym w ezw ali okrzykiem, Odpowiedziano „pi ć! p ić ! “ m iędzy szla ch ty .zgrają.

Stoją dwa ch ory: ci „ p ić !“ a ci „ je ś ć !“ w o ł a j ą .. .

O d głos... w zbudza oskomę w ustach, głód w żołądkach rodzi. I tak na dane z kuchni hasło, niespodzianie

R ozeszła się armia na furażow anie“ .

( V I I I , 705. n s ) .

„Szlachta głod n a plądruje, zabiera, co może.

K ropiciel... w oborze jed nego wołu i dwa cielce w łb y zakropił, A B rzytew k a im szablę w gard zielach utopił.

Szyd ełk o... u ży w a ł swej szpadki Kabany i prosięta koląc pod łop atk i... W pada w kotuch K onew ka...

...M łody Sak w padł do kurniku...

Gną się s to ły pod mięsem, trunek p łyn ie rzeką... Lecz powoli zaczęli drzemać i poziewać ;

Oko gaśn ie za okiem, i cała gromada

K iw a głow am i, każdy gd zie siedział, tam pada, Ten z m isą, ten nad kuflem, ten przy wołu ćw ierci. Tak zw ycięźców z w y c ię ż y ł w końcu sen, brat śm ierci“.

(V III., 7 6 6 . sy g .).

I w „Sarm atyzm ie“ opowiada Agatka o tych junakach:

„K tórych m ęstw o na tem się kończy i zaczyna :

(6)

Notatki. 85 G dzie się husarz so sisty w pieczeni utaja,

Na przyjęcie bigosem hultajskim hultaja, Gościa nieproszonego; a tak ich tu gości

...pełno w naszej w łości. ...K to ich pamięta,

To nasze k o j c e , nasze o b o r n e b y d l ę t a , K tórych t y l e za każdą gościną u b y w a . N ie wzm iankuję gorzałki, madery (!) i piw a...

Śmiać mi się chce, g d y się to plugastw o p o p i j e : Jeden k w iczy pod ławą, drugi, jak pies, wyje,

T rzeci sw ych przeciwników p r z e z s e n na harc w zy w a ; In n y, marząc, źe najazd, z za pieca się zrywa,

Dopókąd u słu źn iejszy tra f jakiejś krawędzi Lub progu, g d y się ten tłok ku sobie rozpędzi, W szystk ich wraz nie o b a l i . . . “

(p. 302/3.).

Są więc w „Panu Tadeuszu“ analogie uderzające i prawdo­

podobnie nie przypadkowe. Udowodnić nie podobna , że Mickiewicz

kreślił1 swoją szlac h tę, mając „Sarm atyzm “ w ręku , lecz bądź co

bądź znał go, a spamiętane szczegóły pod jego piórem urosły w prze­

śliczne obrazy, jakby w prost z życia wzięte.

Zabłocki jest dosyć płytki : chodzi mu o efekt słów i komi­

cznych sytu acyi, które ze sceny miały bawić publiczność zebraną,

jest satyrykiem z zawodu, a wcale nie wybrednym. Mickiewicz jest

głęboki; nie satyryczna ży łk a, lecz rzewny humor skłaniał go do

kreślenia tych figur. Jest głębszy, bo umiał dotrzeć do bardziej

ukrytej warstwy tej „psyche“ szlacheckiej i umiał stworzyć —

arcydzieło.

W ładysław Jankow ski.

„S am uel Zborow ski“ a „^Beniowski“.

Pierwszorzędnym postulatem metody naukowej w zakresie hi­

storyczno-literackim jest zbadanie genezy i historyi tekstu danego

utworu. Dziwić się należy, że dr. Hahn, omawiając historyę zewnę­

trzną tekstu „Sam. Zb.“, pominął jej stronę wewnętrzną. Chodzi

mianowicie o t, zw. scenę III. z t. zw. aktu II. (Biegeleisena str.

3 6 - 3 9 .) .

Nie zauważył dr. H a h n , źe scena ta w całości znajduje się

ju ż we fragmentach „Beniowskiego“ (d ram atu , wyd. Małeckiego

(7)

8 6 Notatki.

Między obu tekstami zachodzą drobne w aryanty następujące:

Zb. w. 348. świata — B. św iatła (tekst Zb. lepszy); Zb. w. 349.

I orłów — B. Gdzie orłów ; Zb. 352. Nad — B. Pod (t. B. lepszy) ;

Zb. 355. I całe — B. A całe; Zb. 357. A jęczy — B. A płacze;

Zb. 358. Pod wstęgą — B. Od jęk u ; Zb. w. 360. morskich — B.

chm urnych; Zb. 361. Ja, duch — B. Jak duch (t. Zb. lepszy); Zb.

364. Stanęłam — B. Znów jestem ; Zb. 367. Piorun — B. Pioruny

(t, Zb. lepszy); Zb. 368. krew — A krew (t. Zb. lepszy); Zb. 371.

A skąd lecisz? — B. Skąd ty lecisz?; Zb. 375, nam — B. ci; Zb.

380. aż — B. nim ; Zb. 384. Dla dusz białych pokusa — B. Z Pe-

lejad i Syryusa; Zb. 386. Rzuca — B. Sieje; Zb. 38 9—90. Mrozem

je ducha zwionę | Sierpem je ducha zetnę — В W alkirya — m ro­

zem zioną I I sierpem krwawym zetnę. Najważniejsza jednak róż­

nica w osobach występujących w scenie : Zb. Dwie Walkirye — B.

Dyabeł i W alkirya (Pomijam waryanty w instrukcyi scenicznej

i w ortografii oraz interpunkcyi — nie m ając przed sobą autogra­

fów, lecz niedokładne wydania; pomijam też „poprawki“ Biegelei-

sena rękopiśmiennego „w ejdą“ na „w zejdą“ (387—8.).

Zastanawiający to fakt, takie pojawienie się jednej i tejsamej

sceny w dwu odrębnych utw orach bez żadnych zmian istotnych.

Mimowoli nasuw a się p y ta n ie , do którego właściwie przynależy,

w którym z nich stw orzona została jako składnik konstrukcyjnej

całości, aby przejść następnie do drugiego? W „Sam. Zb.“ scena ta

nasuw a niemało wątpliwości. Oto n, p. owe dwie W alkirye zresztą

nigdzie w dram acie nie występują. Następnie zaś scena ta wogóle

jest w dram acie tym niezrozumiała. Co znaczą np. te słow a:

I. W alkirya.

Siotro, teg o człow ieka...

II. Walkirya.

875. Wiem, w ydarto nam z ręku,

Lecz ten człow iek nasz będzie, N asz ! nasz ! zaw sze i w szędzie, J a k harfa, pełna jęku,

Jako gw iazd a stracona, 380. N asz będzie, nasz, aż skona!

Nie widzieliśmy wcale, jakoby Helion dla duchów (złych) stra­

cony został. Może to nastąpić dopiero przez miłość, po rozpoznaniu

Atessy w córce ry b a k a , ale wszak to dopiero w scenie następnej ^

Więc chyba anticipatio?

A oto drugi ustęp, już zupełnie niewytłómaczalny :

I. Walkirya.

Czy w id zia ła ś C hrystusa ? W łóczy się przez ciem notę

(8)

87 I sieje gw ia zd y złote ..

D la dusz b iałych pokusa — 3 8 5 . Jak chłop w kraj przeorany,

R zuca g w ia zd y w kurhany.

Obraz sam przez się przepiękny i jasny zu pełnie, niezrozu­

miały jednak w stosunku do całości d ra m a tu , z innych scen bo*

wiem nieznany.

Ustęp ten wyjaśnia się dopiero , zestawiony z kompleksem

fragmentów, objętych tytułem „Beniowski“. Zauważmy przedewszy­

stkiem , że postać występującego tam dyabła jest zupełnie zgodna

z postacią Pam fila, towarzysza - kusiciela Beniowskiego. Powtóre

słow a o wydarciu Beniowskiego z rąk dyabelskich przystają do

akcyi w tym dramacie. Przypomnijmy odnośne słowa poety :

W id zicie go w ięc teraz, że w ręku szatana Traci młodość i z duszy ociera skrzydlatej M otyle pierwsze blaski uczucia i w iary...

(Pp. 2III. 418.).

Od tego szatana uwalnia go ks Marek:

Onego w ięc czasu,

K siądz Marek, który w ielk ie gotow ał powstanie, I z biskupem K rasińskim się w W iedniu naradzał, B osy K siądz — g d y go zaszła noc głu ch a w Karpatach, Do B eniow skiego zamku zapukał... Pamfilus

O tw orzył drzw i i cofnął się blady... (420.).

Na str. 423. znajduje się drugie opracowanie tego samego mo­

tywu (sceniczne):

Pielgrzym.

N a B oga ! D yab ła tutaj czuję nosem.

K to jest ten chudosz ? Cóż to ? gd zie się podział ? (Pam filus znika).

(423.).

Beniowski (wskazując przez okno):

W id zisz go?

Ks. Marek.

W idzę, źe jak nietoperz unosi się nad przepaściami. (424.).

(9)

8 8 Notatki.

Ks. Marek wypędza złe duchy z domu wodą święconą; Be­

niowskiego wyrywa ze św iata myśli i m arzeń bezpłodnych dla św iata

czynu (walka w obronie Ojczyzny — konfederacya barska). Słowa

odnośne stają się tedy obecnie całkiem zrozumiałe. Pam filus, wy­

pędzony z zamku, uniósłszy się nad przepaściami, bezpośrednio zna­

lazł się nad Morskiem Okiem w omawianej (a następującej bezpo­

średnio) scenie.

Również i drugi zakwestyonowany ustęp znajduje wytłóma-

czenie w „Beniowskim“. Zestawmy z nim inne słowa tegoż dram atu:

K ied y w ięc z jednej strony po w ielk ich m ogiłach Stąp ał C hrystus, jak człow iek, co gw ia zd y złotym i Ma n apełniony przetak i z g a rści je syp ie

N a przeorane pola...

(Pp. 2I II. 418.).

Obrazy zupełnie te same : mogiły — kurhany. W obu gwiazdy

złote i przeorane pola, Chrystus przyrównany chłopu, siejącemu na

przeorane pola gwiazdy złote.

Stąd zaczerpnąwszy wskazówki

o „wielkich m ogiłach“ (418.) i o „sianiu gwiazd w k urhany “ (426.),

bez trudu odnajdziemy pożądaną przez nas scenę. Mieści się ona

tuż na początku drugiego fragmentu (Małeckiego s tr/4 1 2 —4.). Chry­

stus idzie z Maryą i św. Piotrem okolicą dziką i bezludną ku Jeru ­

zalem słowiańskiemu :

Głos z mogiły.

Skoczyłam do W isły , cała w zbroi, K ied y b iła god zin a rozpaczy :

D ziś na grobie moim C hrystus sto i — Wspomni o m nie mój Pan — i przebaczy.

Marya.

Panie m ó j, azaliż ty nie m ożesz w ziąć tej d ziew eczk i za rękę i podnieść z grobu ?

Chrystus.

U jrzelib y

i nie u w ierzy lib y ani w m iecz jéj , ani w duszę jej, ani w piękność jéj. — Z m o g iły jéj w yprowadzę siedm kw iatów b iałych , i to będzie siedm oliw moich, pod którym i płakałem.

Owa wielka mogiła i kurhan, wzmiankowany poprzednio, jest

to więc mogiła W andy. Gwiazdy zaś rzucane w kurhan, to owych

siedm kwiatów białych, lilii, które kijem połamie Pamfilus (414.).

Że o kw iatach tu mowa, świadczą też następujące zaraz po przyto­

czonych wyżej słowach („Sieje gwiazdy w kurhany“) wiersze w om a­

wianej (wspólnej obu dram atom ) scenie :

(10)

Notatki. 89

Walkirya.

N iech wejdą k ło sy św ietne, Niechaj wejdą czerwone ! W alkirya — mrozem zionę I sierpem krwawym zetnę.

(Pp. 2III. 4 2 6 .).

W wyniku ogólnym powiemy tedy; scena wspólna „Sam ue­

lowi Zborowskiemu“ i „Beniowskiemu“ (dramatowi) jest integralną

częścią „Beniowskiego“ ; bez znajomości tego utworu zrozumianą być

nie może. W jaki sposób zaś znalazła się w „Zborowskim“ ; jak się

wobec tego przedstawia stosunek „Zborowskiego“ do „Beniowskiego“,

względnie i do innych utworów współczesnych; co możemy sądzió

o powstawaniu „Zborowskiego“ ? — oto pytania, wchodzące w za­

kres szczegółowej historyi wewnętrznej tekstu tegoż dramatu. W czę

ści na nie odpowiedzieć będę się starał w pracy o zagadnieniu

„Poety i natchnienia“ w twórczości Słowackiego lat ostatnich.

Tadeusz Dąbrowski.

Зоинапегцсц między sobą.

Niemal tragedya. Towianka , w której mistrz spodziewał się

znaleźć naczynie w ybrane, a która nadzieje jego zaw iodła; po jej

stronie chęci najlep sze, ale chęci te niszczone przez podszepty

„złego“, u m istrza widoczny ból , płynący z przeświadczenia, że

jedna owieczka z owczarni jego idzie na manowce. Dzieje tej tra ­

gedyi zaw arte w ośmiu listach z lat 1869—1872. Z tych trzy listy

Andrzeja Towiańskiego (jeden pisany ręką c ó r k i, ale z podpisem

mistrza), cztery Karoliny Towiańskiej , jeden W andy Zaborowskiej.

Zaborowska właśnie jest ową zbłąkaną Towiańską i do niej pisane

są wszystkie listy uprzednie1).

W anda Fryderyka z Oloffów Z aborow ska, żona Konstantego

(brata Tymona), urodzona 18. m aja 1822 r., była właścicielka klu­

cza Liczkowieckiego, a wówczas dóbr Tudorowa, należała już przed

rokiem 1869 do koła Towiańczyków, widywała się z mistrzem oso­

biście i utrzym ywała z nim korespondencyę. Z nią to wiódł mistrz

ową rozmowę, z której wyjątek znajdujemy w tomie drugim pism

jego 2). W liście, pisanym ręką Karoliny T. , z dnia 16. listopada

J) K orzystanie z nich zawdzięczam uprzejmości p. Zygm unta K aszow skiego (iun.), w łaściciela całej korespondencyi.

2) P ism a Andrzeja T ow iańskiego. Turyn. N akł. wydawców, 1882. „W yjątek z rozmowy z W andą Z .“ T. II. s. 2 7 3 — 4.

(11)

Notatki.

1869 , stw ierdza m istrz z ż a le m , źe ongiś wielkie w niej pokładał

n ad z ie je, „oceniając zaród duszy“ W andy, że przeto zawód jest

tem boleśniejszy1).

Co było powodem tego rozdźwięku?

„Pomimo tego, źe podzielam troski i utrapienia Twoje, o któ­

rych piszesz do mni e , listy T w oje, Siostro, postawiły mnie w tak

trudnem położeniu, że dotąd na nie odpowiedzieć nie m o g łe m ...

Znasz, Siostro, grzechy Twoje i masz pełną wiedzę, jak je zm azać

przed Bogiem. Odwoływanie się więc Twoje do mnie w tak gorą­

cem zaufaniu o pomoc jest to przypisywać mnie moc udzielenia

Tobie Łaski B o żej, której nieobecności doświadczasz — a wyja­

śnianie powodów oddalenia się od Ciebie tego dobra Niebieskiego

po tylu w yjaśnieniach, które o trzy m a ła ś, również nie może mieć

miejsca; bo sam a wiesz o tem i każdego nauczysz, że ani sp eł­

nianie litery praw a B ożego, ani obietnica poprawy nie wybawiają

od złego, a wybawia tylko życie w czynnej pokucie, życie pokorne,

ofiarne, we wszelkiej myśli, mowie i uczynku \

Tak pisała (5 lutego 1869) siostra Karolina Towiańska do

targanej niepokojem wewnętrznym siostry Wandy.

Sądząc ze słów powyższych, mniemaćby m ożna, że głównym

powodem oziębienia stosunków między wyznawezynią nauki m i­

strza a nim samym i jego otoczeniem były „grzechy“ siostry

W andy, t. j. życie jej za mało pokutne, pokorne i ofiarne. Tak też

było niew ątpliw ie, nie mniej jednak stwierdzić nie tru d n o , że za­

równo mistrza , jak i Karolinę Towiańską raziło przedewszystkiem

u siostry Wandy co innego : e g z a l t a c y a ! Domyśleć się tego m o­

żemy z dalszych słów listu Karoliny T .: „Do tego głównego po­

wodu milczenia mego przykłada się i t e n , że czekałam cierpliwie

pożądanej wiadomości, źe a d o r a c y ę l e k a r s t w a dla duszy Two­

jej zamienisz. Siostro, na używanie onego, na tę prawdziwą chrze­

ścijańską adoracyę“ . Co to znaczy? Oto najwidoczniejsza ra d a : nie

zachwycaj się nauką m istrza , ale żyj według jej wskazań. Dopóki

zaś zm iana taka w życiu siostry W andy nie zajdzie , dopóki nie

otrzym a ona wiadomości „o tem w szystkiem , czem całe jestestwo

(Towiańczyków) przejęte jest w tych ważnych czasach kierunko­

wych dla Sprawy Bożej, dla sług Jej i dla świata całego“.

List był gorzki, niemal odpychający, ale W anda Zaborowska

przejęła się gorąco jego treścią, pragnęła wejść w siebie i wysłała

do m istrza p ism o , w którem „w ydała uczucia swoje dla Sprawy

Bożej i dla drogi zbaw ienia“, jak wyraził się mistrz w odpowiedzi,

wysłanej z Zurychu 16. listopada 1869. Niestety i tym razem nie

otrzym ała słów pociechy, której tak gorąco pragnęła. Odpowiedź

*) Siostra W an dy, baronowa Iza Rothkirch Pan then , znana w gronie „ słu g Sprawy B o żej“, ciesz y ła się zaw sze stałem zaufa­ niem m istrza.

(12)

Notatki. 91

mistrza jest surowsza, niż poprzedni list córki, surowsza i — b a r­

dziej charakterystyczna. T o , co tam powiedziano przez opisanie,

tu wyrażono w p ro st, w tonie groźnym n iem al, przestrzegającym

przed następstwami. „Czuję — pisze mistrz — że przyszła już pora,

w której stało się powinnością moją przedstawić T o b ie, Siostro,

położenie Twoje względem Sprawy Bożej i względem Sług Jej,

abyśmy, nim staniemy przed Sądem Bożym , stanęli wprzód jeden

pzed drugim bez złudzenia, w czystym, jasnym rachunku“. A oto

rachunek ten niema wypaść dla zbłąkanej siostry pocieszająco.

Śmiertelną jej chorobą są loty g ó rn e , uniesienia poetyczne, wyo­

braźnia, która każe jej brać pozory za rzeczywistość. „Przem ija­

jące loty, a przytem łatw e i świetne wydawanie pismem tego , co

w locie chwilowo widzisz i czujesz, poczytujesz. Siostro, za wszy­

stko , co czynić powinnaś dla zbawienia duszy Twojej , za ofiarę,

za pracę wewmętrzną, za spełnienie chrześcijańskich powinności

Twoich. „Stan to bardzo niebezpieczny“ . Mistrz przestrzegał nie­

jednokrotnie i innych także wyznawców nauki przed owymi „unie­

sieniami poetycznymi“, wderzył bowiem , źe duch zły łatwo może

wówczas opętać człowieka. „W lotach, m arzeniach, bujaniach du­

cha wyzwolonego — nauczał Towiański — niema żadnej pracy,

żadnej ofiary w ew nętrznej, a jest tylko swawola d u c h a , może też

być męczenie się ducha targanego przez z łe , które w tym stanie

m a przystęp do człowieka“ 1). W taką zaś „swawolę ducha“ po­

padła właśnie siostra Wanda. „Zamiast zastanowić się w skupieniu

i w ofierze nad tem, co z Woli Bożej podaje się Tobie w Sprawie

B o ż e j . . . , Ty, Siostro, obracasz to na samą tylko z a b a w ę , n a

s a m ą r o z k o s z d u c h a , którą dają Tobie loty i wiedza w nich

nabywana, oraz wymowa poetyczna, wzbogacona obfitością wyrażeń

chrześcijańskich Epoki W yższej“ 2). Jest to „doskonalenie formy s a ­

m ej“ zamiast treści, „mamienie siebie i bliźnich“, jest to „grzech!“

A i mistrz popełniłby grzech, gdyby ze zbłąkaną utrzymywał dal­

sze stosunki: „Nie mam praw a dla powyższych przyczyn służyć

więcej Tobie , ani nawet zaspokoić żądania Twojego co do udzie­

lania Pism Spraw y“ ; grzechem bowiem byłoby udzielanie Pism „na

grzeszną zabaw ę“. Wszelako nie chciał Towiański pozostawić ducha

„targanego przez złe“ bez wszelkich pouczeń , jak od tego zła się

uwolnić, więc zakończył surową odezwę ra d ą: wyrzeknij się „o b ­

s z e r n e j w i e d z y , ś w i e t n e j w y m o w y , i rozkoszy Ducha z tego

źródła czerpanej“, a stań się „ u b o g ą w D u c h u , p o k o r n ą

t) P ism a A. T., I., 46 5 . („K ilk a notatek z u stn ych objaśnień“ ). 2) Porówn. „Treść rozmowy z E lżbietą N .“ : „niczem są w szy ­ stk ie półśrodki chrześcijańskie, niczem n ajczystsza nawet egzaltacya, ta para ch rześcijańska“ (Pism a , I I . , 235.) i „N otkę dla K aroliny P . “ : „nie w ystarcza tu egzaltacya, ta para chrześcijańska; tu trzeba skupienia ducha i ciągłej ofiary“ (Op. c., II., 269.).

(13)

92 Notatki.

i g ł u p i ą d l a C h r y s t u s a “, przyjmij krzyż Chrystusów, stań się

Chrześcijanką i składaj „owoce Chrześcijaństwa Bogu i bliźniemu

w słowach, pismach i czynnościach Tw oich“ ; uczyń to tem pilniej,

„abyś nie utraciła Miłosierdzia Bożego, które w tych dniach nazna­

czone jest dla człowieka i które już rychło może zam knąć się dla

niego, abyś przez to nie utrudniła sobie w tem życiu i w Wiekach

przyszłości Twojej“.

Ta ostatnia groźba w strząsnęła widocznie siostrą W andą do

głębi. M usiała pasow ać się z sobą, zwalczać wrodzone sobie „loty“ ,

bo mistrz nie tylko nie zerw ał z nią stosunków, jak to zapowie­

dział , ale na nieznany nam z treści list odpowiedział stosunkowo

łaskawie, dziękował „za uczucia dla Sprawy Bożej i dla sługi Je j“,

gróźb zaś żadnych nie rzucał. Zdaje się, źe ujęły m istrza kopie li­

stów siostry Wandy, pisane do proboszcza (?) i do sióstr T. , pra­

wdopodobnie celem zyskania ich dla Sprawy. Towiański chwali

„ton“, w którym siostra W anda wydała w nich prawdy boże,

a życzy sobie tylko, by prawdy te „realizow ała we wszystkich oko­

licznościach życia“. (List z dnia 7. stycznia 1870, z Zurychu). Po­

dobnie życzliwym jest list Karoliny T. (z 18. stycznia 1870) ; tra ­

piona wewnętrznym niepokojem W anda Z. m usiała doznać niem a­

łej pociechy, gdy wyczytała w nim słowa : „Zapewniam C ię , ko­

chana Siostro , że żywo dzielimy radość Twoją z te g o , coś dotąd

uczyniła na drodze powołania Twego“. List jest dłuższy, zaw iera

sporo w iadom ości, odnoszących się do osób znanych obu „sio­

strom “ 1) , a bardzo interesującym staje się dla nas przez to , że

mieści pew ną znam ienną przestrogę. Oto Karolina T., niewątpliwie

w porozumieniu z Ojcem, poucza siostrę Wandę, w jaki sposób n a­

leży pozyskiwać nowych wyznawców. Chodziło w tym wypadku

0 dzieci W andy Z. Matka pragnęła gorąco, by i one służyły sp ra­

wie, ale spotykała się widocznie z oporem. Świadczą o tem słowa

cytowanego listu Karoliny T. „Podzielamy też sm utek Twój, źe nie

masz połączenia z dziećmi Twemi, ale dzięki Bogu, że pod nim nie

upadasz, ja k to dawniej było. Świadectwem zaś najlepszem będzie

dla nich , kiedy okażesz, że oparcie się o Boga w ystarcza Tobie,

1 kiedy postępowaniem Twojem z nimi podpierać będziesz to , co

im przedstaw iasz“. Obtite rady nic tu nie pomogą, przeciwnie, one

*) Karolina T. opisuje n. p. akt zaręczyn dwojga T ow iańczy- ków „wobec 27 braci i sióstr trzech narodowości: Polaków, Francu­ zów i W łochów , lic zn ie w tym roku p rzyb yłych w odw iedziny dc Ojca n a sze g o “. „Nie opisuję — czytam y dalej — s t o p n i z a c h o ­ w a n y c h ani w a r u n k ó w s p e ł n i o n y c h , jakie J ó z e f i K arolina przechodzili, nim p o c z u li, źe to ich bezinteresow ne braterstw o mają prawo i obowiązek podnieść przez zw iązek m ałżeński. W ielkie to dzieło, spełnione przez nich , k o n stytu cya ich itd . n ie da się opisać p ob ieżn ie“ .

(14)

Notatki. 93

to właśnie są „tym gwałtem, od którego oni (dzieci Wandy Z.) bez

przerwy się bronią“. Podobne stanowisko zajął także sam mistrz

w liście z dnia 10. stycznia 1871. W dniu 8 grudnia 1870 speł­

niła siostra W anda jakiś ważny czyn. („W inszuję Tobie, Siostro —

pisze mistrz — spełnienia czynu Twojego z 8-go grudnia , czynu

niełatwego, a koniecznego dla Twojego własnego i Towarzysza Tw o­

jego zbaw ienia“.) Domyślamy się, że w dniu tym m usiała Wanda

Z. pozyskać męża swego dla grona sług Sprawy. Wskazywałyby

na to następne także słow a: „Idzie teraz o rzecz trudniejszą, aby

ten początek ofiarą dokonać, aby wedle tego, co uczyniłaś , postę­

pować we wspólnem pożyciu , przez to przeciągać zakreślony kie­

runek spółki bratniej chrześcijańskiej i m ałżeńskiej“. A teraz w y ­

soce interesująca przestroga: „Po przedstawieniu rzeczy, życzę, abyś

s z a n o w a ł a w o l n o ś ć , n i e b u d z i ł a , n i e w y z y w a ł a , bo

to, czego wymagasz . . . może być uczynione nie inaczej , jak tylko

w pełnej wolności chrześcijańskiej“.

List ten , z wyrazami u z n a n ia , otrzym ała W anda Z. równo­

cześnie z listem Karoliny Towiańskiej (z 9. stycznia 1871). I oto

znów rzecz niezmiernie charakterystyczna: mistrz nie czyni wyzna-

wczyni nauki żadnych już wyrzutówr, owszem „winszuje“ jej „speł­

nienia czynu niełatwego“, a Karolina T. odzywa się równocześnie

do gorliwej apostołki Towianizmu tak surowo, ja k tego jeszcze do­

tychczas nie uczyniła Chce ją poprostu zmiażdżyć (oczywiście za­

wsze po to , aby zbłąkana przejrzała). Powodem tego oburzenia

i arcysurowych karceń był list Wandy Z. do Karoliny T. I tego

listu nie mamy, ale wyjątki z niego znajdują się (jako cytaty)

w omawianej odpowiedzi Karoliny Towiańskiej, warto je więc przy­

toczyć, ażeby zrozumieć wreszcie, o co to z Zurychu padały gromy

na pokorną siostrę. Oto owe wyjątki:

„Przyciskając z miłością do ust i serca mego rękę Twoją,

tulę się do Ciebie, jak do Matki i Siostry z ducha, wielbiąc w tym

związku niewidzialnym i niepojętym dla ogółu Miłosierdzie Boże...“

„Przebacz m nie. kochana M atko, że zraniłam Cię powtórnie

w r. b. przez brak ofiary wewnętrznej, ofiarowaniem m ateryalnem ,

które odrzucone z o sta ło , bo zasłużyłam na to ; cierpiałam wiele

z tego powodu . . . , ale ponieważ prawem Bożem cierpienie gładzi

grzechy i oczyszcza nas, ufam, że przebaczysz mnie to uchybienie...“

„Nie miałam szczęścia dotąd otrzymać od niej (od Karoliny

T.) słówka pociechy ożywiającej i oświetlającej drogi życia mojego...“

Więcej cytatów z listu siostry Wandy nie spotykamy w liście

Karoliny Κ., ale powyższe wszystkie uznano w Zurychu niemal za

herezyę. Na pierwsze przytoczone zdanie odpowiedziała Karolina T.

prawie ironicznie: „Mój Boże! jakiż to obraz spółki kreślisz, sio­

s tr o , w egzaitacyi T w ojej, k i e d y r z e c z y w i ś c i e n i c p o m i ę ­

(15)

94 Notatki.

d z y n a m i n i e m a i kiedy na to niejednokrotnie użalałam się

przed Tobą“ . Z surowszym wyrokiem spotkało się twierdzenie sio­

stry W andy, jakoby cierpienie gładziło grzechy. „Przecież w pi­

smach Sprawy — pisze Karolina T. — wyjaśniona jest ta zasadni­

cza praw da chrześcijańska, że c i e r p i e n i a n i e g ł a d z ą g r z e ­

c h ó w i nie oczyszczają ty ch , którzy przypisując sobie zasługę

z tego , źe c ie rp ią , nie frasują się i nie tru d z ą , aby poznać przy­

czynę cierpienia“ (siostra W anda — jak z jej własnych słów wy­

nika

poznała jednak przyczynę cierpienia). Na żądanie pociechy

wreszcie odpowiada Karolina T . , że „z Nieba tylko może iść po­

ciecha wskutek zasługi człow ieka, wskutek ofiary jego , a Ty, Sio­

stro, chcesz otrzymywać pociechę od człowieka i to z a e g z a l t a -

c y ę s a m ą . . “ A teraz dopiero ostateczne wnioski, nauka i groźba,

jakby streszczenie wszystkiego, co siostrze Wandzie dotychczas po­

wiedziano , ale nauka d obitniejsza i groźba surowsza : „Kiedy dziś

ściślejszy, niż kiedykolwiek dotąd, czyni się rachunek z każdej czyn­

ności człowieka*), życzymy Tobie, kochana Siostro, a b y ś w i ę c e j

c z c i ł a , a m n i e j e g z a l t o w a ł a s i ę i m n i e j s t y l o w a ł a ; styl

Twój bowiem wysoki a bez czucia smutkiem napełnia dusze nasze,

pragnące w czuciu zespolić się z Tobą Trudno jest nam odpowia­

dać na listy Twoje , bo mamy w stręt i nie wolno nam z obrazą

prawdy egzaltować się z Tobą; a odpowiadać czuciem na egzzaltacyę

Tw oją byłoby to zaspokajać się czczością , zaspokajać się formą

błyszczącą bez rzeczy, byłoby to szych za złoto poczytywać. Kiedy

Tobie , Siostro , wydaje się , źe, pięknie napisawszy, wszystko już

uczyniłaś , dla nas widocznem j e s t , źe samo piękne napisanie nie

jest naw et ani początkiem czynienia , a nadto dla Ciebie, Siostro,

jest wielka do czynienia przeszk o d a, bo jest grzesznem użyciem

św iatła Bożego na rozkosz d uch a, na uspokojenie sum ienia“. Na­

stępuje groźba: „Ufam, Siostro, że, wchodząc w położenie moje,

uznasz za rzecz sprawiedliw ą, a n a w e t z a p o w i n n o ś ć , ś c i ś l e

o b o w i ą z u j ą c ą s u m i e n i e m o j e , n i e o d p o w i a d a ć Tobie

nadal na podobne listy“.

List siostry Karoliny byłby niewątpliwie ciężkim ciosem dla

garnącej się do m istrza wyznawczyni jego n a u k i, gdyby nie to, że

sam mistrz właśnie postanowił tym razem złagodzić nieco surowy

wyrok, wydany na „egzaltow aną“. Oto przeczytawszy list Karoliny,

dodał w cytowanej korespondencyi z 10. stycznia 1871 postscriptum :

„ Po przeczytaniu listu , który siostra Karolina napisała do Ciebie,

Siostro, poczułem , że w waszej pracy przyjęcia czucia, a odrzuce­

nia egzaltacyi usłużyć Tobie mogą wyjątki z usług, które odemnie w tej

materyi otrzym ałaś , i dlatego wyjątki te załączam “. Niestety „wy­

jątków “ owych w zachowanej korespondecyi brak. Jaki skutek wy­

4) Zwracam u w agę, że m yśl ta powtarza się w cytow anych l i ­ stach kilkakrotnie.

(16)

Notatki. 95

w arły, nie wiadomo , stosunek jednak między dwiema „siostram i“

pozostał, zdaje się, nadal naprężony. Świadczyłby o tem cierpki ton

listu Karoliny T. (z dnia 6. kwietnia 1872). Mistrz zaniemógł, a na

wieść o tem siostra W anda postanowiła pospieszyć do Szwajcaryi,

by znaleźć się przy łożu ukochanego wodza Sprawy. Nie śmiała

jednak uczynić tego bez przyzwolenia, więc przedtem wyjawiła plan

swój

Karolinie T. Odpowiedź otrzym ała niezbyt

zachęcającą :

„Kiedy wiadomem już T o b ie, kochana Siostro, obecne położenie

nasze: że Ojciec chory, źe przybywającym tu nie służy, a nawet

często i nie widuje się z nimi itd., itd . . . i kiedy Bóg nie oświeca

mnie w tem, czy pragnienie Twoje, Siostro, przybycia do nas, jest

lub nie jest zgodnem z W olą Bożą , nie pozostaje mnie przeto nic

więcej, jak życzyć, abyś s a ma , kochana S iostro, ofiarą w łasną tę

Wolę Najwyższą zbadała i zgodnie z Nią rozw iązała sobie kwe­

sty ę, którąś mnie zadała. Z całego więc serca życzę, a b y ś p r z e ­

d e w s z y s t k i e m w i d z i a ł a r z e c z y w i s t y c e l w z a m i a r z e

p r z y b y c i a t u t a j , bo wybacz, że otwarcie powiem, że tak bez zda

nia sobie samej sprawy, po co się jedzie, smutno byłoby rozpatry­

wać to tutaj , gdzie każdy z nas własnem polem zajęty je st“. Po

otrzymaniu takiego listu mało kto wytrwałby zapewne w myśli p o ­

dróży, siostra W anda jednak, choć jej wyrzucano ciągle brak czu­

cia , nie dała się i tym cierpkim tonem odstręczyć, owszem, wyło­

żyła cel zamierzonych odwiedzin w liście do siostry K. Brulion

owego listu zachował się w korespondencyi. „Celem podróży mojej

do Zurychu — odpowiadała siostra W anda — jest pragnienie przy­

jęcia na siebie cząsteczki krzyża , który Mistrz dźwiga tak długo

i w ytrw ale, przez wzięcie u Źródła Miłosierdzia Bożego za jedyną

podstawę mojego życia wprowadzanie w czyn Chrześcijaństwa, bu­

dząc wciąż miłość dla Boga i Prawdy, ohydę dla złego i fałszu —

a tem przyniesienie ulgi Jego cierpieniom i wypłacenie w małej

cząsteczce długu wdzięczności Dobrodziejowi mej duszy i Ojcu naj­

lepszemu wszystkich Braci i Sióstr w Chrystusie. Potrzebą duszy

mojej jest powiedzieć źywem słowem Mistrzowi, ile cierpię nad tem,

źe jest chory i do sił nie powraca, pożegnać Go z uczuciem, jakie

noszę w duszy, i wynurzyć w kilku słowach t o , co odmieniło się

we mnie, co zwalczyłam w sobie, o co się opieram (o Boga, a nie

o stworzenia) i na czem stoję (na dążen iu , aby służyć w Sprawie

Bożej Bogu i bliźniemu). Pragnę rozmowy z duszy z siostrą K aro ­

liną, aby zasłużyć na jej spółkę i mieć z Nią stosunek naznaczony...

Pragnę namaszczenia przez K apłana nowej Epoki i błogosławień­

stw a Jego na dalszą drogę mego żywota, aby odtąd czynnie służyć

w Sprawie Bożej Bogu, bliźniemu, Ojczyźnie i własnemu zbawieniu,

aby przyjąć krzyż Chrystusowy do duszy i z tą bronią dążyć do

celu mego wytrwale i z miłością, ja k mi to naznaczono; płacąc tym

sposobem dług wdzięczności mojej dla Boga i Sługi Chrystusowego,

przez którego otrzymałam W ezwanie Boże“.

(17)

96 Notatki.

Jakie wrażenie w yw arł ten list w Zurychu , jak ą odpowiedź

wywołał, nie wiemy, na przytoczonym bowiem brulionie uryw a się

korespondencya. Przypuścić jednak możemy, że w liście powyższym

dopatrzyła siostra Karolina znów tylko „egzaltacyi i stylow ania“ ,

a ani śladów czucia i ofiary wewnętrznej.

Bądź co bądź , mimo, że mistrz nie m yślał dopuścić egzalto­

wanej ^siostry“ do swych wyżyn, „siostra“ w ytrw ała „w służbie

Sprawy Bożej“ i do końca życia pozostała wierną nauce mistrza,

wyznając przed najbliższym i, że towianizm dał jej siłę i m oralną

podstawę do utrzym ania się na wyżynach ducha po klęskach ma-

teryalnych i tragicznych przejściach życiowych. Uwierzyła, że „zwal­

czyła w sobie“ to, co m istrz poczytywał jej za grzech, że poskro­

miła loty wyobraźni.

(18)

M A T E R Y A Ł Y

JCieznamj wiersz Tom asza Z ana.

Wśród poszukiwań m ateryałów do mojej monografii o „Filo- matach , P rom ienistych i F ilaretach “ udało mi się u zysk ać dzięki uprzejm ości ks. Stan isław a Z ałęsk iego kopię nieznanego w iersza To­ m asza Z a n a , deklamowanego przez niego na zebraniu loży masoń­ sk iej w dzień obchodu u roczystości św. Jana (dzień św . Jana — 24. czerwca — jako patrona wolnomularzy, b y ł coroczuie bardzo uroczyście przez loże obchodzony). W iersz ten dowodzi n iezbicie, źe Tomasz Zan jako stud en t u niw ersytetu b y ł członkiem loży masoń­ skiej w W iln ie. Sam on zresztą o tem wspomina w uryw ku pa­ m iętnika, z którego k orzystał Maryan Gawalewicz przy pisaniu swej pracy p. t. „Druh M ickiew icza“ (T ygod nik polski, W arszaw a, 1899., str. 103.). W prowadził go do loży Jan Chodźko, niestrudzony i ru­ ch liw y działacz ów czesn y na L i t w ie , znany i w literaturze pod pseudonimem Jana ze S w isło czy . W którym roku to się stało, orzec trudno. T yle tylko z niektórych słów („D zięk i, B racia, żeście sw e cele i obrzędy Nam znać dali, w szanowne um ieścili rz ęd y ...“) w spo­ m nianego w iersza w yw nioskow ać da s ię , źe b y ł napisany i w y g ło ­ szon y niebawem po przyjęciu go z kimś innym czy też k ilk u in ­ nym i do loży („Bracia p i e r w s z e g o ś w i a t ł a , razem się złączym y I życzeń moich w yraz oklaskiem stw ierdzim y“).

Możnaby się d ziw ić , jak Tomasz Z a n , człow iek tak głęboko relig ijn y , m ógł zostać Bratem-Masonem. B yło to jednak w łaściw ością m asonii p o lsk ie j, źe jej członkow ie um ieli w d ziw n y sposób pogo­ d zić obow iązki lożowych braci z obowiązkami prawowiernych — w swem m niemaniu — chrześcijan. Stąd w ielka ilość duchow ień­ stw a , w y ższeg o i niższego, należała do lóż, a archidyakon w ileński, p rałat M ichał D łu sk i, również wolno - m ularz, w osobnej broszurze

(19)

98 Materyały.

bronił gorąco masonów przed atakam i, dowodząc m iędzy in nem i, źe sam C hrystus b y ł masonem (Pism a Ign acego Chodźki, W ilno, 1880. T. II.).

W końcu nadm ienić jeszcze n ależy przy tej sp o so b n o śc i, źe ślad y w p ływ ów m asońskich widoczne są na celach i poglądach mło­ d zieży w ile ń sk ie j, a p ieśń M ickiew icza „H ej, radością oczy b ły s n ą “ śpiew ano na nutę jednej z p ieśn i m asońskich. Po ty ch k ilk u uw a­ gach podaję poniżej w iersz Zana, zm ieniając jed y n ie p isow nię i in - terpunkcyę na d zisiejszą . Feliks Przyjem sM .

Wiersz przez B. (rata) Zana deklamowany na obrzędowy cli

pracach = .·. Prow .·. Litt-ej:1) w dzień obchodu uroczysto­

ści S-o .·. Jana.

K ied y poważne g ło s y i radości pienia Tłóm aczą zjednoczonych B raci uniesienia, G dy sy cą c się słod yczą szczerości, p rostoty, P raw ą część n iosą Bogu, u w ielbiają cn oty:

I nas czcigod n y obrzęd podnosi i w zrusza : W m łodych s ię ustach ja w i uniesiona dusza, Od W schodu do Zachodu odzyw a się Echo, G łosim czucia i chw ałę Zakonu z pociechą.

W itaj, Ś w ią ty n i cnoty, czci B oga i w iary, A troistem i mądrze podparta F ilary,

T u człow iek, otrzą sn ą w szy uprzedzenia świata, Króle, km iotka uważa jak człeka i Brata, R ów ności Bratniej słod kie odzyskane prawa, Porządek, zgoda, jedność rozkoszą napawa, Cnota bierze za sz c z y ty przed złotem i perłą, Dum a u progu k ru szy napuszone berło,

P otw arca swój p łaszcz zrzuca w ty sią c p rzestęp stw tkany, A w chodzi łagod ności sza tą p rzyodziany.

Tu prawda, na przestronnym zniew ażana lądzie, Jęczą c w jarzm ie przem ocy i ciem nym przesądzie, Z burzy u niesień serca, z św iatow ej powodzi, I tron w ła sn y i prawa i cześć sw ą znachodzi.

T u w B raterstw a uczuciu złote k w itn ą w ieki, Pokoju i sw obody cz y ste p łyną rzeki,

Serce na ustach m ieszka, na czele pogoda,

S łodycz i p iękność w duszy, w pracowaniu zgod a. Mądrość, przezorność w sterze, w obrzędach powaga, ? S tałość w przygodach, w czynach siła i odwaga,

K u czci Tw órcy nie trzeba sk ln iącego mamidła, A modłom prawe czucia przypinają skrzydła. B óg braterskie umacnia i spaja ogniw a,

(20)

Materyały. 99 B óg sprawom pięknym sprzyja i wśród nich przebywa, B óg w lew a w duszę naszą cnotę, m iłość ludzi,

K tóra na nędze bliźn ich śpiącą czułość b ud zi: M iłość ta niem a granic, wyborów, różnicy, Nikomu dobroczynnej nie umkniem prawicy. Tę Ziemię, którą obłęk gw iazdam i utkany Okrywa, gd zie się w znosi zorze, św it różany, Gdzie św iecą się i gasn ą n iebieskie kagańce, Tę ziem ię, przeznaczoną na ludzkie m ieszkance, I gd zie tylk o istn ieją dziw y ludzkich cudów, Ta m iłość obejmuje m iliony ludów :

G dzieby się w ięc od głosy nędzy odezwały, Mularze b iegn ą pomódz, nie szukając ch w ały.

T ak strumień, sk ry ty m iędzy zielonym i brzegi, Pod cien istą krzew iną jasne tocząc biegi,

S ąsied nie ży w i kw iaty, zielonością stroi, Powtórzonym w ężykiem łączkę całą poi :

A sam w olny od spieki, cich y w pośród cien i (!;, D arzy chłodem, strudzonych przyjmuje pragnienie, B ierze dań m niejszych zdrojów, staje się daleko Lud z Ludem, a ród z rodem zwięzującą rzeką.

Z w iastu nk i słońca pierwszym oświecon promieniem, Słabym ledwom zakonu św ietn ość odbił cieniem ; N iech św iatło, co powoli z obłoków przeziera, Oświeca nasze serca, źrenice otwiera,

B y każde w tej św ią ty n i ukazane godło Do odkryć prawdziwego znaczenia przywiodło, B y czucia, m yśli, kroki złożyć pod miary I przygotow ać siłę na piękne zamiary. Tak w szkole usposobień Bracia przyuczeni Tu św iecą i szlą św iatło po ziemskiej przestrzeni.

D zięki, Bracia, żeście sw e cele i obrzędy Nam znać dali, w szanowne um ieścili rzędy ! My, póki dzwon ostatniej nie w ybije ch w ili, Póki się czara życia do dna nie przechyli, Poznawać cel Zakonu nie stracim ochoty,

W prawdy zbogacim um ysł, serca nasze w cnoty. Bracia pierwszego św iatła razem się złączym y I życzeń moich wyraz oklaskiem stw ierdzim y :

— „Niechaj w Mularzach znajdzie przez naszą życzliw ość B ó g prawą cześć, kraj wsparcie, a ludzie szcz ęśliw o ść“ .

N.·. M .\ E.*. Prow.*, L .·.1)

*) Najprzewielebniejszemu Mistrzowi katedry lóż prowincyi litewskiej t. j. Michałowi Romerowi.

(21)

too Materyały.

JCiedrukowana w iersz 3*. £enartow icza.

Poniżej zam ieszczony w iersz znajduje się w zbiorach rękopisów lw ow skiej „B ib liotek i N arodnego Dom uw. W ielk ości zw y k łeg o arku­ sza (21 X 32 cm.) p ożółk ły, zresztą doskonale zachowany, p isan y je st ten utw ór w ła sn ą ręką poety i zaopatrzony w d a tę , podpis i m iej­ sce. G d zieniegd zie znajdują się w tek ście p rzek reślen ia , niezm ienia- jące zresztą treści p oszczególnych zdań. Poeta p ośw ięcił w iersz ten H ip olitow i T erleck iem u , postaci znanej w dziejach K ościoła k a toli­ ck iego ostatn ich lat k ilk u d ziesięciu .

H ip o lit T erlecki, pochodzeniem R u s in , u n ita , b y ł początkowo członkiem „Zgrom adzenia Z m artw ychw stania P a ń sk ie g o “ . M yślą jego przewodnią i celem, do którego u staw iczn ie d ążył, b y ł zam iar zje­ dnania K ościołow i katolickiem u całej S łow iań szczyzn y. A k cyę sw ą w tym kierunku Terlecki gorąco rozw ijał i gd zie m ógł, starał się dla sw ych planów jed nać tak dostojników K o śc io ła , jak członków Zgromadzenia, do którego n ależał.

N ied łu g o jednak różnice zapatryw ań co do sposobów przepro­ w adzenia ty ch planów w y tw o rzy ły pewną n iechęć i nieufność m ię­ d zy nim a O. O. Z m artw ychw stańcam i i b y ły powodem założenia przez T erleck iego w roku 1850. w P aryżu osobnego zgrom adzenia „W oskreseńców * dla w ych ow yw an ia w niem m isyon arzy W schodu.

W ted y to w ła śn ie b aw ił w Paryżu L enartow icz, zm uszony do tego w ypadkam i p olityczn ym i i grożącem mu w kraju aresztow a­ niem. Z aw arta przez n iego znajomość z T erleckim zam ieniła się w krótce w przyjaźń i zacieśn iła jeszcze siln iejszym w ęzłem z chw ilą w stąpienia L enartow icza do zgrom adzenia „ W oskreseńców “ *). Przeko­ nania bowiem Lenartow icza nie w iele się różniły od przekonań Ter­ leck iego. L enartow icz n aw oływ ał do braterstw a lu d y słow iań sk ie, w ie r z y ł, iż nadejdzie d z ie ń , w którym te ludy, zu p ełn ie pojednane, powiąże :

...Ten, co ziem ię S ław y

Górami ogrod ził od dalekich św iatów ,

G rzbietam i K arkonosz, śn ie ż y sty c h K arpatów 2).

Od czasu w stąp ien ia L enartow icza do zakonu nie rozłączali się prawie obydwaj m ężowie. K ied y T erlecki w 1858. r. w yjech ał do R z y m u , to w a rzy szy ł mu w tej podróży L enartow icz i b y ł z nim razem na posłuchaniu u papieża.

P lan y jednak i zam ysły T erleckiego nie trw ały d ługo, w roku bowiem 1856. zwija on zakład z powodu, jak sam p is z e 3) „pewnego

*) Smolikowski P. X ., Historya Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego. Tom IV., str. 834.

*) Por. Lenartowicz, Do braci rodu Słoweńskiego, Wybór poezyi. Kra­ ków, 1876. T. II., str. 346.

(22)

Materyały. 101

uprzedzenia i niechęci jak ie przebijało się w postępow aniu papieża i jego otoczenia w zględem zakładu p aryskiego“ . Po rozwiązaniu za­ kładu i rozpuszczeniu w ychow anków w yjechał Terlecki z P aryża, przebyw ał przez d łu ż szy czas w G alicy i a potem na W ę g r z e c h , aż nakoniec udał się do R o s y i, g d zie w K ijow ie w 1872. r. p rzy ją ł praw osław ie 1).

J ózef Zaleski.

Słudze Bożemu Terleckiemu Hipolitowi.

D nia 18. sierpnia 1852. r. Ju ż w yście, m iły Ojcze, bezpieczny

Tak w noc gw iaźd zistą, jak w dzień słoneczny, K ied y przed wami w noc czy w poranek Z krzyżem zbaw ienia stąpa baranek Przy którym ciągn ą w powietrza fali D uchow ie z nieba perłowo biali.

J e śli wam w drodze słońce dogrzeje, To A nioł [sk rzyd ł]2) szatą chłodu nawieje. Na skałach będziesz oddychał błogo, Przez w ody suchą przem kniesz się nogą. Burza piorunna ciebie ominie,

Ś n ieg się w w iosenny potok rozpłynie, W głu ch ej pustyni, w odludnym lesie, Kruk ci podpłomyk w dziobie przyniesie. C hw ila spoczynku bezpiecznąć będzie, Przed T w ą pieczarą A n iół usiędzie I mech zielony i mokrą skałę Oświecą b laski srebrzyście białe.

Z Bogiem , serdeczny ! w straszną posuszę Ożywiaj dobre prostacze dusze.

W rozległych polach nasze słobody U każe Tobie Ś w ięty M etody. K ędy cię przyjmą w ciche zaranie Z błogosław ieństw em błogo Sławianie.

Tam jeszcze w szystk o nieodmienione, Te same bory, step y zielone,

I ludzie jed ni, jak w owej chwili, G dy brat M etody i brat Cyryli W złotego św itu sennej pogodzie C hrzcili ten naród w Dunaju wodzie.

*) Smolikowski, 1. c. str. 340.

2) Wyrazy, umieszczone w nawiasach, zostały przez poetę w tekście przekreślone i zastąpione innemi słowami.

(23)

102 Materyały.

Taż sama ziem ia k w iecista, wonna Taż sama d ziatw a bogu pokłonna, P ow ita gościa chlebem i solą, Zapłacze z serca nad sw ą niedolą, Swoje w iekow e bóle w ypow ie,

W tem przenadobnem gęślarsk iem sło w ie .

Id źźe w ięc śm iało, boży pątniku, Od Sinej C issy do Illiryk u ,

Od wód B ojany po Czarne morze, — A słudze sw em u pomagaj Boże !

W id zisz przed sobą w w ieków pomroczy, K to tam z Ju d ei z za morza kroczy, Sch ylon y starzec, skóra a kości, A przed nim w sze lk i naród się mości. B y najhardziejsza sch y la się głow a Przed blaskiem wzroku i mieczem słow a. Za nim śród lasów ż ó łty jak słom a Z rozpostartem i w niebo rękom a, A postoł w tóry, idąc, przystaw a, Tak, że się c a ły krzyżem w ydawa, B liżej po ścieżce już w ydeptanej S pieszą do ziem i, do obiecanej

Przez szum ne gaje, przez bujne traw y Dwaj św ięci bracia kornej postaw y. T en z srebrną lask ą, ten z k się g ą złotą, A lud się c iesz y z d ziw ną prostotą, Z śpiewem radośnem, z klaskaniem dłoni ; Bo słow o P a ń sk ie do serca dzw oni, J a k najm ilejszej m atki p ieszczoty, W m owie ojczystej najdroższej, złotej. W ie ść się rozbiega [z] radośnym krzykiem , Ze św ięci k ażą Słow ian język iem .

I oto w id zisz : nad brzegiem wody W łodarze, k niazie i wojewody,

Ci w greckich hełm ach, ci w w ilczych skórach, Za niem i naród po krutyeh górach

Obleczon w b iałe odzienie m leczne Z stępuje przyjąć słow o przedw ieczne.

I cała ziem ia szeroka, długa, K tórą oborał p łu g Ś w iatopługa, W e m gle o d ległych w ieków tajemna, J ak ciem ne bory [dębowe] jodłow e ciemna. N a raz w y sta je z w szy stk iem i w dzięk i, Jak n ajp ięk n iejszy twór bożej ręki.

(24)

Materyały. 103 G dybyź to, g d y b y nieszczęsna dola

Krwią nie zalała te szczere pola, G dyby nie straszna bitw a przy W arnie

Gdzie [on król piękny] nasz królewicz p oległ ofiarnie. Cudny m łodzieńczyk a pielgrzym praw y,

Pobożny, m ężny, [w ielk i] mocny a łzaw y. Co głow ę w boże św ia tła promienną Odział w hełm prosty z koroną cenną D latego jeno, b y słu ż y ł więcej — Młodzian, co n osił ubiór k siążęcy, A tak b y ł cichy, tak pychy w olny, Jak pracujący w ziemi kmieć rolny — On rozkochany w P an i Aniołów,

Co z [chorągw i] ofiarami do jej kościołów Potąd bosemi w łóczył się nogi,

Aż w szed ł na niebo w końcu swej drogi.

G dyby nie rozbrat w łonie K ościoła, Tożby to w idzieć sło w ia ń sk ie sioła, Od gór kaukazkich po Dunaj siny, Jed yn e dzieci jednej rodziny.

Ż y ły b y św ięcie w bratnich uściskach, P rzy sw ych ogniskach, na tych pastw iskach Trącając lirę, lirę złoconą,

Śpiew ając p ieśn i p iersią natchnioną. K u wam, serdeczny — duch św ię ty w oła Sprowadź ich, sprowadź w progi Kościoła, N iech sierć się jeż y na dzikim w rogu, Pojednaj tylko tw ych braci w Bogu, A co już dalej, nie troszcz się w cale, Kto w ie, co niosą przyszłości fale. A ni się poddaj pierzchliwej trwodze, Choć mocne króle spotkasz na drodze, Masz św ięte czary na piekieł czary, N iezw yciężon y krzyż na Cezary. Moc tak straszliw a z tego A nioła Zniknie na cichym progu K ościoła, 1 nowa siła w św iecie się zjawi — Której słow iań sk i duch b łogosław i.

ż, 13. sierpnia 52.

(25)

104 Materyały.

Z pośmiertnych utworów Gypryana j^orw ida.

W bibliotece P aw lik ow skich we L w ow ie znajduje się szereg autografów Cypryana Norw ida, jego listów , w ierszy, doryw czych no­ tatek , p isanych do M ieczysław a P a w lik ow sk iego lub ofiarowanych mu przez poetę, a pochodzących z szóstego d ziesią tk a lat u b iegłego w ieku. Zanim zajmę się nim i dokładniej, podaję tu trzy utw ory w ier­ szowane, nie mające z autorem „B aczm ahy“ bezpośredniego związku, a posiadające n iew ątp liw ie arty sty czn ą i h istoryczn ą wartość.

N ajw ażniejszym z nich j e s t urywrek przekładu „H am leta“. A uto­ g r a f tego przekładu obejmuje trz y ark u szyk i prążkowanego papieru listow ego, form atu 2 0 8 i 184 m m .; p ierw szy z nich niem a znaku w o d n eg o , dwa inne mają ob cięty nieco n apis wodny : L A C R O IX F R E R E S . T e k st p isan y atramentem, drobnem, wyraźnem pismem — n agłów k i scen i im iona w y stęp u ją cy ch osób dopisane ołówkiem . Cztery p ierw sze k artki szczeln ie zapisane (dowód , źe na tem praca się urw ała), na d ziew iątej stronie napisane u góry atram entem , ale pismem o in nym już charakterze, niź kartki poprzednie :

T łum aczyłem z orygin ału 1855 lata — ile tu j e s t , P . P a w li­ kowskiem u ofiaruję.

N orw id.

D w a in n e utw ory mają rów nież sw e n iew ątp liw e d aty. W iersz „D uch Adama i sk an d al“, p isan y na kartce listow ego papieru , ma na dole notatkę, która gen ezę jeg o w yjaśnia :

P isałem po powrocie z pogrzebu

Adama M ickiew icza 1856 w Paryżu

C ypry an N orw id.

P o w sta ł w ięc ów w ierszyk dnia 21. sty c z n ia 1 8 5 6 roku (bo w tym dniu od był się pogrzeb w ieszcza) pod w rażeniem sk and ali­ cznego zajścia. Oto w k ościele św . Maryi M agdaleny, g d y nad zw ło­ kam i M ickiew icza przed złożeniem ich do grobu odprawiono nabo­ żeństw o (por. „...pokazał się naprzód M agd alenie“), em igrant J aźw ió- sk i w y su n ą ł się z tłum u, u d erzył z tyłu kijem hr. W ł. Z am oyskiego, do którego m iał osob istą urazę , i um knął *). To je st owa „hańba domowa“, o której N orw id wspom ina — to b y ło podnietą do n a p i­ sania tego p rzepięknego utworu.

W iersz „O byczaje“ ma podpis poety, ale niema daty, położonej jeg o ręką. Poniew aż jednak N orw id w y s ła ł go M. P aw lik ow skiem u

(26)

Materyały. 105 pocztą, jako lis t, w ięc na odwrotnej stronie k artki św iad czy o daeie w y s ła n ia , a w ięc zapewne i p ow sta n ia , stem pel p ocztow y: „5e

28.

octo.

58.“,

znajdujący się obok adresu.

Tadeusz P in i.

Duch Adama i skandal.

»Resurrexitt sicut dixit".

1.

Oto ten samy, którego bez dumna

W kościoła w nętrzu czerniła się trumna,

Z m artw ych w stał w S ł o w o . . .

2.

I „ K o c h a j m y s i ę “ w y rz ek łsz y przy zgonie Po zgon ie jeszcze w swem ukrywa łonie H a ń b ę d o m o w ą !

8 .

W ięc pokazał się naprzód Magdalenie, Podobny Panu, jak sw ym wzorom cienie Podobne w iernie...

4.

I na Emaus idącym powiada, Jak się to pismo niejasne w ykłada, Ze laur, to ciernie.

Obyczaje.

1.

Do u czty g d y z gwarem siadano za stół, N iestety, mnie m iejsca zabrakło jednemu — Lecz sta ry obyczaj pod rękę mnie w zią ł I zaraz n a d o b r e w y ło ży ł — i czemu ?

2.

A k ielich gdym podniósł, dziękując onemu, Zaledwo, zaledwo w ystarczał już p łyn — Lecz prawi obyczaj : „nie w ieszczbij stąd złemu, „Na dobre, na dobre tłom aczy to g m in “.

8.

„H a! rzekłem, to może juź taki mój los !u I szedłem dalekiej zaufać podróży ;

Cytaty

Powiązane dokumenty

W toku trw ającej przeszło godzinę rozm owy goście radzieccy żyw o interesow ali się ustrojem adwokatury polskiej, i ze sw ej strony udzielali szczegółow ych

Model maszyny licytującej, którym posłużył się Lange, miał w ekono- mii neoklasycznej za zadanie opis teoretyczny, jego autor nie zakładał wykorzystania jego elementów

Odwołując się do wyników własnych badań, przedstawia opis obrazu szkoły, który wyłonił się z treści rozmów z rodzicami uczniów klasy pierwszej.. Wykorzystanie

rozważania J.S. Brunera dotyczące kultury (Bruner, 2006, s. 126, 139). Kultura 

W ramach modelowania procesu wytwarzania gazu generatorowego (syntetycznego) z biomasy lub paliw formowanych rozpatruje się układ cieplno-przepływowy dwuwarstwo-

Zaprezentowana instalacja przeznaczona do kompleksowego unieszkodliwiania odpadów komunalnych, zaprojektowana została wraz z piecem rusztowym typu W-MARK 5 przez

The smallest entropy generation was observed for small values of Reynolds number while the carriers of low efficiency of heat transfer were used.. More informative was the

проведения критического сравнительного анализа коммерческого потенциала определить факторы и составлящие