„DYDAKTYCZNEGO SM RO D KU "
Aurelka czyli wielkie hece m ałej świnki1 Piotra Rowickiego, podobnie jak Dżok Bar
bary Gawryluk, wpisuje się w bogatą litera
turę, której bohaterami są zwierzęta. Nie
stety, w przypadku opowieści trzydzie- stosześcioletniego prozaika, dramaturga i autora książek dla dzieci nie jest to udana próba włączenia się w poczet pisarzy w y
korzystujących animistyczny świat na po
trzeby historyjek dla młodych odbiorców.
Należałoby wręcz stwierdzić, że opowiast
ka o śwince wbrew zapowiedziom z czwar
tej strony okładki, iż nie ma w niej „dydak
tycznego smrodku", wprost nie może się od niego uwolnić.
Gdy weźmiemy pod uwagę zagadnie
nia, jakimi postanowił zająć się autor, nale
żałoby stwierdzić, że pomysł przedstawienia rzeczywistości niejako na opak, w swego ro
dzaju negatywie, nie należy do najszczęśliw
szych. Jednym z poruszanych problemów jest higiena osobista. Aurelka jest dość nie
typową świnką, gdyż w przeciwieństwie do swoich krewnych nie lubi brudu, za co jest przez wszystkich strofowana, a w pierw szym dniu nauki w szkole otrzymuje nawet uwagę z tego powodu. Polecenia mamy i jej koleżanki, aby się bardziej ubrudziła, by głośniej siorbała albo pozostawiła tro
chę jedzenia w korycie, trącą bodaj naiw
nością pisarza. Naiwną wiarą w wolę i umie
jętność dziecka, by z karykaturalnego opisu rzeczywistości wyciągnąć słuszny dla siebie wniosek. Część młodych odbiorców, oczy
wiście przy pomocy starszych, dostrzeże ironię oraz przerysowanie postaci i postaw, a także sformułuje prawidłowo brzmiące za
sady. Jednakże część, zwłaszcza ta, która ma problemy z utrzymaniem osobistej higieny, odnajdzie w poleceniach rodziny i nauczy
cieli Aurelki raczej sojuszników swoich złych nawyków. Tym bardziej ważnych, bo prze
mawiających z pozycji naturalnych autory
tetów. Wzmocnieniu oddziaływania swo
istych antyprzykładów służą także ilustra
cje Dymitra Kuźmenki, na których wszyst
kie dorosłe świnie są umorusane błotem, szkoła zaś upstrzona jest kleksami, a na kla
sowej tablicy widnieje wzorcowy wręcz an- tytemat: Brak higieny jako element sprzyjają
cy zdrowiu.
Problematyczna wydaje się także sa
ma fabuła. Otóż Rowicki próbuje przenieść świat dziecka z jego mniejszymi i większymi
kłopotami oraz z osobami charakterystycz
nymi dla otoczenia najmłodszych w fikcyj
ną przestrzeń, nadając wszystkiemu bajko
wą formułę. Niestety, wybór świńskiego ko
ryta wydaje się być nieprzemyślany, gdyż doprowadza do takich irracjonalnych sytu
acji, jak nazwanie nauczycielki, dyrektorki czy rodzica świnią. W bajce jest to uzasad
nione określenie, jednak bezmyślnie lub zło
śliwie przeniesione na grunt szkolnych oraz domowych relacji może prowadzić do nie
porozumień, a także nadszarpnięcia autory
tetu pedagogów oraz rodziców. A przecież cel opowieści jest zgoła odmienny - poprzez negatywne przerysowanie prawidłowych i nieprawidłowych zachowań ma skłonić dziecko do w yboru w łaściw ych postaw w życiu. Niestety Aurelka... odnosi skutek ra
czej przeciwny do zamierzonego.
Słabym punktem publikacji jest także niewprawna narracja, wskazująca na brak mądrego i ciekawego pomysłu na fabułę.
Czytelnik nie może uwolnić się od poczu
cia, iż autor chwilami w sztuczny sposób za
pełnia kartkę zdaniami nic niewnoszącymi ani w treść książki, ani tym bardziej w pro
ces poznawczy młodego odbiorcy. Wraże
nie to jest o tyle silniejsze, o ile poprzedzo
ne zostało w miarę sprawnym, a nawet wcią
gającym wstępem, który rozbudził czytelni
cze nadzieje. Jednakże pisarzowi zabrakło energii do kontynuacji obiecująco rozpoczę
tej historii i miast spełnienia nadziei wartką narracją, wypełnił kolejne strony przykrym nudziarstwem.
Opowiastka Rowickiego jest zatem peł
na „dydaktycznego smrodku", choć w od
miennym tego określenia znaczeniu. Rze
czywiście brakuje w niej moralizatorstwa czy uporczywego wręcz dydaktyzmu, jest jednakże obecna swoista nieświadomość lub nieznajomość zasad dydaktyki. Dopro
wadziło to pisarza do stworzenia niemą
drej i bezwartościowej wychowawczo po
zycji, w której wydarzenia nie znajdują żad
nego uzasadnienia wewnątrz czy na ze
wnątrz fabuły. Przykładem może być tutaj rozdział, w którym bohaterka spotyka gru- biańskie i nieokrzesane dzikie świnie2 oraz matołkowatego myśliwego, niepotrafiącego odróżnić prosiaka od rysia3. Przede wszyst
kim jednak wspomniana niewiedza unie
możliwiła autorowi poważne potraktowa
nie dziecięcego adresata - najostrzejsze
go krytyka wśród czytelni
ków - który nie potrzebuje i nie chce infantylizacji ani treści, ani formy. W y m a ga zaś tekstu przemyśla
nego, niosącego głębokie przesłanie, z którym będzie mógł się zmierzyć w part
nerskim dialogu. Rów no
cześnie stroni od tekstów przegadanych, przerysowa
nych, nadmiernie uprosz
czonych, bagatelizujących jego poznawcze możliwości i rzeczywiste zaintereso
wania.
Aurelkę... przepełnia „dydaktyczny smrodek", który powstał jako skutek ubocz
ny źle pojmowanego dydaktyzmu, przed którym pisarz tak bardzo chciał się uchronić, że ostatecznie wpadł w jego pułapki. Gdyby zaś zgłębił tajniki dziecięcego umysłu i zasa
dy uczenia się, stworzyłby głęboką i piękną opowieść, która „sama by się czytała" i w y
chowywałaby niepostrzeżenie poprzez do
brą zabawę podczas lektury, bez zbędnych słów i przekręcania na siłę rzeczywistości w świński świat. Nadałby postaciom psycho
logicznej wyrazistości, uniknąłby szablono
wych rysów oraz nieuzasadnionych skró
tów. Przede wszystkim jednak wiedziałby, co opowiedzieć dzieciom i dlaczego. Przy czym należy podkreślić, że nie chodzi bynajmniej o konieczność posiadania przez dziecięce
go prozaika formalnego wykształcenia z za
kresu psychologii czy pedagogiki. Chodzi 0 to, żeby nie bagatelizował on odbiorcy, nie wpadał w pułapkę przekonania, że li
teratura dla dzieci jest łatwa do napisa
nia. Nic bardziej mylnego. Jest bodaj jedną z najtrudniejszych odmian. Wym aga bo
wiem od autora um iejętności zawarcia w niewielu nieskom pli
kowanych słowach mak
simum treści i to w spo
sób przyciągający niezwy
kle krytycznie nastawio
ną i trudną do utrzymania uwagę młodego czytelni
ka. I tej umiejętności za
brakło Piotrowi Rowickie- mu na kartach Aurelki. , dlatego, miast porywają
cej książki dla najm łod
szych, powstało coś w ro
dzaju dziecięcego „pro- dukcyjniaka".
O dzw ierciedleniem w skazanych słabych pu n któ w w w ar
stwie literackiej są średniej jakości ilu
stracje. O ile technika, nawiązująca tro
chę do kolażu, w ydaje się być ciekawa 1 nieszablonowa, o tyle wykonanie zdaje się nie wpisywać w oczekiwania i wrażliwość adresata, który w pierwszej kolejności do
konuje oceny szaty graficznej. Jeśli ta odbie
rana jest przez niego jako atrakcyjna, wów czas przechodzi do lektury treści. Natomiast odrzuca odruchowo te książki, których ko
lorystyka, rysunki, typografia wydają mu się nudne, nieciekawe, nieestetyczne, o czym powinien pamiętać każdy ilustrator.
W ob ec powyższego należałoby po
stawić pytanie: czy w dobie kryzysu czyta
nia podobne nieudane pozycje mają jaką
kolwiek rację bytu? Czy nie powinno się ra
czej z jeszcze większą starannością dobierać treść, formę i grafikę, by pozyskać wymyka
jącego się literaturze przyszłego dorosłego czytelnika?
P. Rowicki, Aurelka czyli wielkie hece małej świnki, Wydawnictwo Amea, Budzyń 2010.
1 P. Rowicki, Aurelka czyli wielkie hece małej świnki, Budzyń 2010.
2 Tamże, s. 19-27.
3 Tamże, s. 29-35.
Izabela Mikrut