• Nie Znaleziono Wyników

Aleksander Kamiński (Juliusz Górecki): Kamienie na sza-niec. Wydanie III krajowe. Spółdzielnia Wydawnicza „Wie-dza”, Warszawa, 1946; str. 208.

[…]61.

Kamienie i słowa

Bohaterowie opowieści Kamienie na szaniec – to młodzi chłopcy, harcerze, którzy w roku 1939 ukończyli

gimna-60 Krystyna Kuliczkowska (1912–1986) – krytyczka literacka, pro-zaiczka, tłumaczka. W czasie wojny działała w podziemiu, wal-czyła w powstaniu warszawskim. Pracowała w Polskiej Akade-mii Nauk oraz na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka wielu prac poświęconych literaturze dla dzieci i młodzieży.

61 Pomijam pierwszy fragment tekstu, zatytułowany Z barykady w codzienność, w którym autorka przedstawia ogólne uwagi na temat sytuacji, form i charakteru literatury dotyczącej II wojny światowej. Następnie wskazuje rolę, jaką w czasie okupacji od-grywały książki wówczas publikowane. Podkreśla, że w okresie powojennym konieczna jest ich ponowna lektura oraz namysł nad takimi kwestiami, jak: praca w  konspiracji, nieustanne ryzykowanie życiem, poczucie uczestniczenia w bohaterskich przygodach, wreszcie – niezdolność do uwolnienia się od to-warzyszących im emocji w okresie pokoju, trwanie w niewoli romantycznego mitu. Wątki te Kuliczkowska rozwija i omawia dokładniej w przedrukowanej tu części tekstu, która poświęco-na jest Kamieniom.

zjum im. St.[efana] Batorego w Warszawie i w normalnych warunkach wstąpiliby na wyższe studia, by – poprzez na-ukę i udział w organizacjach studenckich – przygotować się do przyszłego zawodu i dorastać do zrozumienia swej roli w życiu społecznym. Tymczasem życie postawiło ich nagle przed wypadkami, które nakazały zrezygnować z osobistych planów i postawić wszystko na jedną kar-tę. Czarny, Wojtek i Zośka w ciągu czterech lat okupacji przeszli kolejne etapy pracy konspiracyjnej – organizacja polityczno-społeczna, mały sabotaż, dywersja, a  choć w po w staniu nie mogli już brać udziału, bataliony nazwane ich imieniem stanowiły w walce na barykadach Warszawy przedłużenie ich działalności i patriotycznej ideologii.

Książka w  postaci żywych, sugestywnych obrazów odtwarza poszczególne odcinki ich akcji pełnej odwagi i samozaparcia, akcji wiodącej od początkowej zaprawy do bohaterskiej śmierci. Sylwetki trzech młodych chłop-ców ukazują się jednak nie tylko w akcji bojowej, lecz też w gronie rodzinnym, w życiu codziennym, w momentach wytężonej pracy nad sobą. Należy przyznać, że nigdy nie spotykamy się tutaj z jednostronną apoteozą bohater-stwa i czynu zbrojnego. Młodzi zdają sobie sprawę, że praca ich stanowi stadium konieczne, ale przejściowe, że w przyszłości czeka ich – jak mówi Zośka – „walka na jednym z pokojowych frontów, które powstaną po woj-nie – społecznym, gospodarczym, kulturalnym, politycz-nym”. Nigdy także praca naukowa i samokształceniowa nie jest uważana za dziedzinę mniej ważną, którą należy odłożyć na później wobec „wielkich zadań”, domagają-cych się natychmiastowego wypełnienia. Młodzi ludzie, wykonując te zadania, „kończyli swe szkoły z dobrymi na ogół wynikami, równocześnie na zbiórkach harcer-skich dyskutowali systematycznie zagadnienia społeczne, etyczne, ekonomiczne”. Czarny zaś, który swą niezwykłą indywidualnością wywierał największy wpływ, „kończył

szkołę Wawelberga jako pierwszy uczeń, chłonął masami literaturę naukową, socjologiczną i filozoficzną oraz brał udział w szeregu odczytów i dyskusji kilku na ogół nauko-wych ośrodków”.

Szczególnie znamienny jest ten moment, w którym Andrzej Morro62 przewiduje niebezpieczeństwa wynikają-ce z pracy konspiracyjnej na przyszłość. „Tkwi ono w in-tensywności naszych przeżyć; dzień dzisiejszy tak targa duszą, że gdy się skończy, gotowa nadejść fatalna reakcja”.

Inni uczestnicy pracy konspiracyjnej kładą nacisk na zro-zumienie idei Służby, której formy mogą być zmienne i ciągle dostosowywane do potrzeb życia: raz będzie to mały sabotaż, innym razem dywersja, kiedy indziej praca w świetlicy lub prowadzenie kompletu samokształcenio-wego. „Bowiem jest rzeczą bardzo ważną nie tylko pełnić służbę dziś, ale także przygotować się do służby w Polsce Jutra”.

Wydawałoby się więc, że wszystko jest w porządku, że młodzież ta była naprawdę wyjątkowa w swej ciągłej samokontroli, w swym dążeniu do pełni życia, w zrozu-mieniu, że jej praca sama przez się jest tylko bu r z e n i e m z ł a, nie bu d ow ą. A jednak… Jednak istnieje pewna przyczyna, która sprawia, że ta wewnętrzna harmonia bo-haterów, ten wysiłek uniknięcia jednostronności wymyka się uwadze czytelnika, a ostateczny wydźwięk książki jest inny. Żeby wytłumaczyć to zjawisko, należy z głębszej warstwy i problematyki Kamieni na szaniec przejść ku warstwie bliższej powierzchni i zbadać kształt formalny utworu.

62 Andrzej Romocki, pseud. Morro (1923–1944) – kapitan harc-mistrz, członek Grup Szturmowych Szarych Szeregów, żołnierz Armii Krajowej, zginął w  czasie powstania warszawskiego, 15 września 1944 roku.

„Opowiadanie niniejsze  – pisze Juliusz Górecki w przedmowie do drugiego tajnego wydania – jest we wszystkich szczegółach oparte na rzeczywistych faktach, jest dokumentem, któremu nadano formę opowieści”.

Widoczna jest w tej wypowiedzi dążność do zespolenia w utworze dwóch tendencji: wierność w odtworzeniu zda-rzeń z pragnieniem ich spopularyzowania, zamknięcia w formie żywej, atrakcyjnej, która umożliwiłaby najszer-szej publiczności ich poznanie.

Te dwie dążności sprawiają, że Kamienie na szaniec mają dwojakie oblicze. Dla autora i najbliższych towarzyszy poległych bohaterów – to niewątpliwie d o ku -m e nt, w który-m każde słowo pisane jest krwią i stanowi odcisk przeżywanej wspólnie rzeczywistości. Dla innych czytelników to po prostu op ow i e ś ć o   n i e w i e l k i m c i ę ż ar z e g atu n kow y m, którą czyta się z „zapartym tchem”, niemal jak powieść awanturniczą. Wojtek, Czarny i Zośka odrywają się od realnego tła i stają się bohatera-mi powieści, nie zawsze godnybohatera-mi bohatera-miary ich życia. Autor wyzyskał wszystkie momenty z realnego życia dzielnych chłopców, by zainteresować czytelnika, i to młodocianego, gdyż Kamienie na szaniec są książką o młodzieży, która przez młodzież przede wszystkim była i będzie czytana.

(Taki a nie inny charakter książki potwierdza powojenne wydanie z ilustracjami).

Poszukiwanie wyrazu, który mógłby najsilniej prze-mówić i uwypuklić momenty najbardziej dramatyczne, sprawia, że wszystkie wyżej podkreślone fragmenty o pra-cy nad sobą, o wychowaniu pełnego człowieka, podane w formie dialogu o charakterze nieco dydaktycznym lub po prostu w postaci rozważań na tematy moralne, po-siadają o wiele słabszą wymowę niż sceny odtwarzające przebieg akcji sabotażowej, podchodzenie wroga, ćwicze-nia w lesie, przygotowaćwicze-nia do powstaćwicze-nia… Lekka, pełna humoru swada nadaje pracy konspiracyjnej pozór jakiejś

tragicznej zabawy w wojnę, w której bohaterska odwaga miesza się z żyłką sportowego współzawodnictwa, z po-trzebą doznawania silnych wrażeń… Mimo woli przy-pominają się „ludzie zabawy” z książki Znanieckiego63 (Ludzie teraźniejsi i cywilizacja przyszłości)64, którzy jak małe dzieci przeżywają wojenne emocje. „Pasjonujące wy-czyny Małego Sabotażu, pozytywna ocena tej roboty przez opinię publiczną oraz widoczne jej skutki, wszystko to powodowało, że… już nie dziesiątki, lecz setki głów i rąk rywalizowało w jak najlepszej pracy”.

Ta rywalizacja rozciąga się wkrótce na akcję dywer-syjną, obejmującą indywidualne zabójstwa esesowców i gestapowców. Oto relacja z przebiegu akcji:

… Gdy odległość między nimi zmniejszyła się o 5 kroków, Czarny wyjął pistolet i skierował go do piersi SS-mana65: – Ręce do góry! – rzucił krótko. Oficer zbaraniał. Zbara-niał przede wszystkim dlatego, że cała sytuacja wydawa-ła mu się groteskową… Widząc jednak złowieszczy błysk w  oczach niskiego, szczupłego przeciwnika, uskoczył na jezdnię i sięgnął do boku po broń. Czarny nacisnął spust pistoletu i z chłodem patrzał, jak zgina się wpół i pada na śnieg SS-man. Bez pośpiechu schylił się nad umierającym Niemcem i odpinał mu pistolet… Rysy jego twarzy były stężałe w zaciętości.

Czymże są wobec takiej sceny zamieszczone na na-stępnej stronie skrupuły Wojtka, któremu „kwestia po-zbawienia życia nawet takiego nikczemnego człowieka

63 Zob. s. 135, przyp. 26.

64 Mowa o książce Floriana Znanieckiego Ludzie teraźniejsi a cy-wilizacja przyszłości (Lwów–Warszawa 1935).

65 Esesman – członek SS, hitlerowskich partyjnych formacji sztur-mowych.

jak Niemiec odbierała spokój snu”? Takie i tym podobne momenty posiadają zdolność wywarcia głęboko sięga-jącego wpływu na psychikę młodego czytelnika dlatego przede wszystkim, że d z i a ł aj ą na w yobr a ź n i ę, pod-czas gdy szlachetne pogadanki o samokształceniu, nie-poparte wewnętrznym przeżyciem czytelnika, spływają bez większego wrażenia. To rozkołysanie wyobraźni – to jednostronne skierowanie wszystkich motorów działa-nia w kierunku legalnego burzedziała-nia zła, to osnucie walki i zemsty nimbem bohaterstwa, atmosferą romantyczną czynu – mogą w dzisiejszej dobie pracy konstruktywnej zaprowadzić na manowce.

Kamienie na szaniec – nie są utworem, który może po-móc młodemu pokoleniu w odnalezieniu drogi działania na tle dzisiejszych warunków życia. A chodzi tu przecież nie tylko o tych, którzy brali udział w działalności konspi-racyjnej. W większej jeszcze mierze chodzi o młodszych, którzy z racji swego wieku nie mogli jeszcze w tej pracy brać udziału, a dzisiaj patrzą z zazdrością na swych star-szych kolegów-bohaterów [!] i marzą o podobnych wyczy-nach. W takich warunkach lepiej dać im do ręki zdrową książkę cowboyską w rodzaju Płomienia Zane Gray niż zrodzone z tak szlachetnych pobudek i z pietyzmu dla poległych bohaterów Kamienie na szaniec.

Rola tej książki została spełniona wówczas, gdy – jak pisze autor w posłowiu – „we krwi i męce tworzenia rodził się polski świat Jutra”. Lecz w obecnej chwili nie może stanowić pomocy w formowaniu zrębów nowego świa-topoglądu młodzieży. I jeszcze jedno. Może takie właśnie ujęcie tematu jak w Kamieniach na szaniec było w okre-sie okupacji najlepsze. Może forma atrakcyjnej opowie-ści była tym właśnie, czego najbardziej pragnął czytelnik przyciśnięty ponad miarę powagą zdarzeń. Dzisiaj wszak-że słowo, które miałoby wystawić bohaterskim chłopcom pomnik w pamięci potomnych, musiałoby być krzepkie,

twarde i trudne, takie właśnie, jak życie i śmierć tych, którzy padali po kolei, jak „kamienie przez Boga rzucane na szaniec”…

[…]66.

66 Pomijam obszerne fragmenty tekstu, które Kuliczkowska po-święca omówieniu Dymów nad Birkenau Seweryny Szmaglew-skiej oraz, przede wszystkim, Z otchłani Zofii Kossak-Szczuc-kiej. Recenzja kończy się słowami: „Zofia Kossak ukazuje ponad otchłanią ludzkiego cierpienia – niebo, w którym rozpłynie się wszelkie zło, ponura i  ciemna gmatwanina ludzkich spraw.

Inni  – jak Szmaglewska  – ukazują ziemię i  głęboką ludzką treść – społecznego na niej bytowania. W tym relacje się roz-mijają. Wszystkich jednak winno przenikać głębokie pragnie-nie, by przeżyta tragedia była ostatnią, i przekonapragnie-nie, że jedyną drogą uniknięcia zła na przyszłość jest nie patos wielkich słów, lecz – wychowanie nowego człowieka. […] Jeśli bowiem milio-ny jednostek ginęły codziennie w tych twardych dniach niewoli, padały jak „kamienie rzucane na szaniec”, to ci, którzy pozostali, winni są im więcej, niż wzniosłe epitaphium, niż wstrząsający opis ich śmierci. Byłyby to słowa sugerujące przeżycie wzrusze-niowe, ale bądź co bądź – tylko słowa. Czytelnik ma prawo do-magać się, by obraz śmierci był zarazem jej przezwyciężeniem, czy to poprzez postawę moralną, czy to na drodze uwznioślają-cego artyzmu – ma prawo żądać, by mu dopomógł żyć i walczyć o lepszą rzeczywistość tych, którzy pozostali”.

Powiązane dokumenty