• Nie Znaleziono Wyników

Pusta Str. 195

5.1. Cienie Europy. Próba metaforologii 1.

Historia inicjalna brzmi tak:

„Na brzegu morskim w Sydonie biały byk wydawał niewprawne miłosne pomruki. Był to Zeus. Wstrząsał nim dreszcz, jakby się opędzał przed gzami. Ten dreszcz był jednak oznaką rozkoszy. Oto Eros pomagał dziewczynie Europie wsiąść na grzbiet byka. Potem białe zwierzę od razu rzuciło się do wody, a jego zwalisty korpus wystawał z niej na tyle, żeby Europa nie musiała się zamoczyć. Wszyscy na to patrzyli” [przypis 5.1.1].

Jak każda mityczna opowieść, również i ta ma szereg wariantów, toteż Roberto Calasso opowiada ją jeszcze na kilka sposobów, ale to, co najistotniejsze, pojawia się już w przywołanym akapicie. Ekspresyjny obraz zapadający w pamięć.

Z katalogu symbolicznych figur będących obrazowym skrótem Europy największą karierę w zachodniej wyobraźni zrobił – jak dobrze wiadomo – obraz powabnej dziewczyny, uwiedzionej i porwanej przez jurnego byka. Obraz, któremu narracyjne wsparcie dała grecka mitologia. Ikonografia zachodnia obfituje w różnorodne wersje „porwania Europy”, pełna jest obrazów młodej kobiety porwanej przemocą przez zoomorficzne bóstwo.

Owszem, obraz ten odradza się jeszcze współcześnie w sztukach pięknych czy

publicystyce politycznej, ale jego moc jakby nieco osłabła. Jeśli w tekstach dotykających kwestii tożsamości europejskiej, jej granic i wewnętrznych podziałów, wspomina się czasem o „porwanej Europie”, to figura ta najczęściej wzięta jest w wyraźny cudzysłów, który jest widomym sygnałem mentalnego dystansu wobec żywego niegdyś obrazu [przypis 5.1.2]. Z kolei w realizacjach plastycznych temat porwanej Europy pojawia się relatywnie znacznie częściej, acz trudno nie zauważyć, że w tym przypadku mamy do czynienia z indywidualnymi wypowiedziami – wiele z nich zresztą, podanych w

zdradzających dystans, ironicznych trawestacjach – a ich zasięg oddziaływania nie jest szeroki [przypis 5.1.3].

Str. 196

Wydaje się, że ów „dający do myślenia” obraz symboliczny jak gdyby utracił w wyobraźni zbiorowej zdolność nazywania i wyrażania angażujących nas treści.

Natura, jak wiemy, nie znosi próżni. Ale kultura – także. Jeśli obraz Europy jako powabnej kobiety, na której dokonano podstępnego gwałtu, powoli blaknie, odchodzi do lamusa figuralnych protez, to zgodnie ze wspomnianą wyżej regułą jakiś inny obraz powinien zająć jego miejsce. Czy znajdzie się dzisiaj jakiś żywy i impresywny symboliczny wizerunek, w którym współczesna wrażliwość europejska mogłaby się w pełni rozpoznać? Czy potrafimy odnaleźć takie metaforyczne wyrażenie, które kumulowałoby w sposób kongenialny

europejskie doświadczenie? Czy takie metafory pojawiają się jeszcze we współczesnym dyskursie? Po przeprowadzonej (wyrywkowo co prawda) kwerendzie źródłowej

zaproponowałbym dwie kandydatury, które, jak sądzę, miałyby duże szanse wejść na wakującą od pewnego czasu pozycję. To dwa słowa-obrazy: „dom” i „dusza”. Obydwa o ogromnej wadze kulturowej i bogatym potencjale metaforyczno-symbolicznym [przypis

5.1.4]. Ale czy hasła „Europa-dom” i „Europa-dusza” rokują w ogóle poznawczo – to trzeba dopiero sprawdzić.

W związku z tym przyjrzyjmy się teraz bliżej, jak w zwierciadle tych dwóch pojemnych metafor rysuje się portret współczesnej Europy, czy – a jeśli tak – to jaką realną wiedzę o jej mieszkańcach objawiają. Tak – wiedzę. W przestrzeni nauki nikt już bodaj nie

kwestionuje poznawczej wartości metafory. W istocie metafora uznawana jest – coraz powszechniej – za użyteczny, acz niedyskursywny instrument poznawczy.

Str. 197

Jak pisał Ortega y Gasset, jeden z pierwszych orędowników epistemologicznych walorów metafory: „Służy [ona] po prostu do przybliżania tego, co zagadkowo błyska na horyzoncie naszych zdolności umysłowych” [przypis 5.1.5]. Podobnie o poznawczej funkcji metafory pisali Lakoff i Johnson:

„metafora jest naszym podstawowym narzędziem do częściowego rozumienia tego, co nie może być rozumiane całkowicie, tj. naszych uczuć, doznań estetycznych, rozterek

moralnych i świadomości duchowej. Te wysiłki wyobraźni nie są pozbawione racjonalności; ponieważ posługują się metaforą, odnoszą się do racjonalności imaginatywnej” [przypis 5.1.6].

Wartość wyobraźni jako metaforycznej matrycy dla pojęć podnosił Blumenberg:

„Świadectwo bazowych metafor zmusza nas do przemyślenia związków między logosem i wyobraźnią. Sfera wyobraźni nie może być dalej uważana jedynie za substrat dla

transformacji w pojęciowość (…) ale za sferę katalizy, poprzez którą uniwersum pojęć wciąż się odnawia, tym samym bez przetwarzania i wyczerpywania tej wyjściowej rezerwy”

[przypis 5.1.7].

Sugestię o poznawczej mocy metafory potwierdza jeszcze Ricoeur: „metafora nie jest ozdobą dyskursu. Wnosi ona więcej niż wartość emotywną, ponieważ oferuje nową informację. Krótko mówiąc, metafora mówi nam coś nowego o rzeczywistości” [przypis 5.1.

8 ]. Innymi słowy, pozwala czasem lepiej uchwycić to, co w przestrzeni myśli ledwie przeczuwane czy tylko domniemywane. Ogarnia, jak gdyby w jednym błysku flesza, to, co dyskurs pojęciowy nie zawsze potrafi dostrzec, trafnie nazwać i opisać. Metafora nie należy do sfery estetyki, ale przestrzeni myślenia.

Str. 198

Może być znakomitym źródłem wiedzy na temat naszych sposobów konceptualizowania przeżywanej rzeczywistości.

Jeśli tak, to warto od razu podkreślić fakt dla naszej analizy szczególny. Otóż przywołane dalej egzemplarycznie teksty, w których wspomniane metafory odgrywają funkcję

rewelatorską, są – oprócz ich poważnej zawartości myślowej – frapujące także i dlatego, ponieważ nie kontynuują biernie zastanej semantyki, którą język zwyczajowo z nimi wiąże, ale dokonują ich twórczej i wzbogacającej reinterpretacji. Tak się składa, że metaforyczne lustro, w którym dostrzec chcemy cechy istotne Europy, ma tę właściwość, że – jak

zobaczymy – głównie ciemne barwy rejestruje. Warto jednak pamiętać, że to osobliwe z pewnością zwierciadło (czy w istocie jest ono „krzywe”, należałoby dopiero dowieść!) z całą pewnością nie kłamie, co najwyżej: eksponuje z dużą intensywnością elementy najbardziej wyraziste odbijanego obrazu. A zatem odnosi się bez wątpienia do tego, co istnieje naprawdę, co jest żywą częścią realnej europejskiej historii.

2.

Nie jest zapewne tezą nazbyt odkrywczą, że w publicystyce politycznej ostatnich lat, szerzej: w przestrzeni dyskursywnej obejmującej teksty odnoszące się zwłaszcza do obecnego kształtu Europy i jej problemów, bodaj największą frekwencję wykazuje figura domu. Po upadku muru berlińskiego, na fali europejskiego zjednoczenia, ale także w trakcie trwającego wciąż procesu poszerzania Unii Europejskiej o nowe kraje

członkowskie, kolportowane są w publicystyce politycznej do znudzenia frazy o „wspólnym europejskim domu”, o budowie „nowego europejskiego domu”, o powracaniu do „własnego europejskiego domu” itd., itp.

W znakomitej książce Thérèse Delpech, Powrót barbarzyństwa w 21 wieku, metafora europejskiego domu jest wyraźnie obecna, co może nie dziwi, ale – co już wielce

symptomatyczne – pojawia się tam w niezmiennie ciemnej tonacji. Delpech jest (porzućmy politycznie poprawne głuptactwa) francuskim politologiem, pełni funkcję dyrektora do spraw strategicznych w Commissariat à l’énergie atomique, jest pracownikiem naukowym w Centre d’etudes et de recherches internationales, wchodzi także w skład rady Institute for Strategic Studies i RAND Europe’s Advisory Board. Lista zatrudnień autorki wskazuje, że jej analizy i ekspertyzy mają wyraźny rys pragmatyczny, są bezpośrednio powiązane z doraźną praktyką polityczną.

Str. 199

Tym ciekawszy w tym kontekście jawi się fakt, iż okazuje się ona także finezyjnym badaczem kultury, szczególnie wyczulonym na wartość i siłę sfery symbolicznej.

Podkreślam te dwie strony strategii retorycznej Delpech, albowiem jej książka jest rzadkim przykładem owocnej jedności przeciwieństw. Przykładem olśniewającym. Doskonałą znajomość faktów z historii politycznej uzupełniają w jej pracy raz po raz tropy

symboliczne. Autorka chętnie sięga po nie, a tego rodzaju praktyka hermeneutyczna jest zawsze uzasadniona poznawczo: idzie bowiem o detaliczną rekonstrukcję anatomii europejskiej tożsamości, ze szczególnym uwzględnieniem nieszczęść toczących 20 stulecie. Z jednej więc strony: przenikliwy polityczny realizm, erudycja historyczna, twarde fakty, z drugiej: sfera wyobraźni, przestrzeń literackiej fikcji. Polityka i sztuka zachodzą tu ściśle na siebie, tworząc osobliwy melanż zdarzeń najnowszej europejskiej historii.

„Rzeczywiste” bywa tu oglądane z punktu widzenia „nierzeczywistego”, te dwie

perspektywy udzielają sobie wzajemnie światła. Z przemieszania tych dwóch porządków wyłaniają się zarysy przekonującej konstrukcji intelektualnej. To błyskotliwe studium wiąże też twórczo dwie jakości, które nieczęsto spotykają się pod jedną okładką: analityczny chłód i emocjonalne wrzenie.

Godna podkreślenia jest też postawa poznawcza Delpech, wolna od łatwych uproszczeń i ideologicznych przesądów. Trzeźwość spojrzenia, tak mocno dochodząca tu do głosu, nie jest bowiem jednoznaczna z katastroficzną wizją dziejów. Francuska autorka nie drapuje się ani przez chwilę w szaty oszalałej współczesnej Kasandry. Stara się jedynie – a robi to z rzadką uczciwością – raz jeszcze spojrzeć na kontynent europejski i jego krwawą

dwudziestowieczną przygodę. I czyni to nie tylko z historycznych pobudek, ale po to głównie, by uważnie prześledzić symptomy nadchodzącej przyszłości. Nie jest to zatem wróżenie z fusów, ale wnikliwa i ostrożna analiza symptomów tego, co dopiero może nadejść, co mniej lub bardziej wyraźnie rysuje się na horyzoncie współczesnego momentu historycznego. Jej uwagi mają w zamyśle skłonić raz jeszcze czytelników do gruntownego przemyślenia dwudziestowiecznej historii, ze szczególnym uwzględnieniem znaków wyznaczających zarysy możliwej przyszłości.

Metafora domu zjawia się w rozważaniach Delpech już w jednym z początkowych rozdziałów. I od razu też zostajemy wraz z jej pojawieniem się wrzuceni w przestrzeń dyskursu dalekiego od emocjonalnej letniości. Trzeba powiedzieć wyraźnie: europejski dom – to nie brzmi tu ani dumnie, ani przesadnie ciepło:

Str. 200

„Dzieje minionego wieku pokazały, jak łatwo po najpiękniejszej z epok mogą bez żadnego ostrzeżenia nastąpić niesłychanie gwałtowne wstrząsy historyczne. Jak w tragedii greckiej, zbrodnia zrodziła zbrodnię w domu Europa, ta zaś dwa razy podpaliła resztę świata.

Wyciągnięto z tego naukę ostrożności, co doprowadziło do pogodzenia się narodów europejskich. Obecnie jednak gra toczy się o to, czy Europa będzie zdolna wziąć na siebie obowiązki międzynarodowe w do głębi niespokojnym świecie. Z tego zaś punktu widzenia wnioski wewnętrzne (…) są niewystarczające. Bo bezprecedensowy wybuch historyczny, z którego wyłonił się cały wiek dwudziesty, nie jest jedynie dowodem szaleństwa Europy czy absurdu namiętności narodowych. Jest świadectwem większej przygody, przeżywanej przez całą ludzkość: rozpętania się burz, których zapowiedzi już dawno majaczyły na horyzoncie, chociaż udawano, że się ich nie zauważa, i których biegu, kiedy już wybuchły, nie sposób już było kontrolować. Takie raptowne przyspieszenie historii oznacza zawsze porażkę działania politycznego, które może wtedy tylko próbować nadążyć za

wydarzeniami, a w końcu pogrążyć się wraz z nimi. Jeśli Europa ma coś do przekazania światu, to właśnie to” [przypis 5.1. 9 ].

A zatem, wraz z refleksją politologiczną Delpech, szybko oddalamy się od pozytywnych konotacji, które zazwyczaj łączymy z metaforą domu [przypis 5.1. 10 ]. „Dom Europa”, opisywany przez autorkę, nie jest z całą pewnością przestrzenią bezpieczną. Nie jest ani przystanią, ani schronieniem, ani azylem dla jego mieszkańców. To, owszem, wciąż dom rodzinny, ale ufundowany na nieprzedawnionej zbrodni. To nade wszystko przestrzeń ryzyka, niepewności, strachu i niepokoju. To dom, który ciągnie za sobą swoją brudną historię rodzinną jak fatum, którego nie sposób się pozbyć ani z którym – jak chcą niektórzy – nie sposób walczyć. To, wreszcie, dom nawiedzony, miejsce zjawiania się upiorów, obiekt, który przywodzi na myśl obraz the haunted house – z jego przykładowymi realizacjami u Walpole’a (The Castle of Otranto), Poego (The Fall of the House of Usher) czy Dickensa (The Haunted House) – który tak często nawiedzał angielską powieść gotycką. To dom, w którym straszy, pełen powracających nocą duchów przeszłości. Dom, który z zewnątrz prezentuje się szykownie, nobliwie i okazale, ale w istocie jest w stanie zaawansowanej ruiny. To dom, który skrywa w sobie także nierozpoznane w pełni mroczne tajemnice.

Str. 201

W jednym z późniejszych akapitów Delpech rozwija jeszcze ciekawie obraz tego

europejskiego domostwa. I tu również w sukurs przychodzi jej literatura, której fikcjonalne twory mają czasem zadziwiającą moc kondensacji doświadczenia historycznego w

symbolicznym skrócie. Wraz z kolejnymi przybliżeniami obraz „Dom Europa” nabiera konkretnej formy. Teraz zamienia się w dobrze nam znany ponury dom-zamek z Szekspirowskiego Hamleta. To duński Elsynor. Zamek nawiedzany przez ducha ojca Hamleta. Ale ów zamek, przypomnijmy, to także przestrzeń, która stanie się scenerią – uruchomionych mimowolnie, jakby niechcący – kolejnych tragedii. Więcej: tytułowa postać staje się tu bardzo wiarygodnym porte-parole europejskiego ducha: apatycznego,

bezwolnego i pogrążonego w acedii. W duszy Hamleta – przepastnej, niejednoznacznej, będącej dla niego samego zagadką – żywo przegląda się europejska mentalność:

„Gdyby trzeba było jednym słowem określić wiek 20, najtrafniejszym byłoby Herzelend, co oznacza po niemiecku „smutek serca”. Określa się tak pewną postać melancholii i

osłabienia emocjonalnej strony natury ludzkiej. Czyżby więc człowiek 20 wieku znalazł naturalnego towarzysza w najbardziej uniwersalnym z tragicznych bohaterów, księciu Hamlecie, z którym łączyłby go również paraliż woli? Wszystkie tragedie tego stulecia wydarzyły się, mimo że ich nie chciano, podobnie jak Hamlet chciał tylko śmierci

Klaudiusza, żadnej innej. Spaczenie, jakiemu uległ rodzaj ludzki na początku ubiegłego wieku, było jak burza, której przyczyn i ostatecznych konsekwencji nigdy nie poznamy. Te zaś wciąż obijają się o nasze brzegi niczym spóźnione fale wielkiej katastrofy, która nie powiedziała swego ostatniego słowa. Elsynor jest więc wyjątkowo mocnym symbolem Europy 20 wieku.

Przypadek sprawił, że obie wojny światowe dały okazję do licznych studiów na temat sztuki Szekspira: podobnie jak bohater elżbietański, wykształceni Europejczycy zostali zanurzeni w barbarzyństwie, nie mając czasu zastanowić się, co im się przydarza. W pewnym sensie tajemnica charakteru Hamleta może im służyć za zwierciadło: im więcej się ją bada, tym więcej pozostaje do wyjaśnienia. Śmierć jest tematem i tej sztuki, i tego stulecia” [przypis 5.1. 11 ].

Ta niezdolność do trudnej (to prawda) samorefleksji jest dla Delpech grzechem

śmiertelnym europejskiego ducha. Tytułowe l’ensauvagement, barbarzyństwo, czy może jeszcze bardziej literalnie: zdziczenie dwudziestowiecznej historii, z rzadka jedynie staje

się przedmiotem gruntownego namysłu. Nie idzie przecież o prostą rejestrację zjawiska (to czynią już podręczniki szkolne!), ale o dogłębną i wielowarstwową analizę warunków politycznych i mentalnych, a może nade wszystko: duchowych, które uczyniły z „Domu Europa” przestrzeń upiorów, śmierci i zdziczenia.

Str. 202

O żywy, emocjonalny respons, ale i mądre przepracowanie tej historycznej traumy. Tak w skali jednostkowej, jak i zbiorowej. Jak się zdaje, brak takiego namysłu powoduje, że krwawa historia wciąż się powtarza. Dochodzi do tego jakaś organiczna (hamletyczna z ducha?) niechęć Europy do czynu, do jasnego przeciwstawienia się dziejącemu się barbarzyństwu. Przykłady z naszej najbliższej przeszłości, trafność tego rozpoznania jedynie potwierdzają:

„Podczas gdy Europejczycy oddają się drzemce, inni uświadamiają sobie siłę idei. Ale najwięcej terenu zyskują idee najzupełniej sprzeczne z wartościami europejskimi. Pogarda dla życia ludzkiego, odmowa odróżniania cywilów od uczestników walk, prezentowanie morderstwa jako obowiązku – to wręcz prowokacje wobec wartości, których nasze społeczeństwa niby to powinny bronić. Jaką cenę jesteśmy gotowi płacić, żeby to robić?

Reakcja Unii Europejskiej na masakrę w Biesłanie, w Osetii Południowej, we wrześniu 2004 roku świadczy, że raczej niezbyt wysoką. Pominąwszy Holandię, żaden z rządów zachodnich nie ośmielił się zapytać Władimira Putina o sposób, w jaki zareagowano na tę tragedię. A przecież uzasadnione byłoby chyba niejedno pytanie, skoro środki wybuchowe pochodziły z rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a co najmniej jeden z

napastników miał związki z policją” [przypis 5.1. 12 ].

„Dom Europa” w opisie Delpech to także przestrzeń muzealna, zabudowana mało

wartościowymi rupieciami z przeszłości, pogrążona w otępiającym zapachu naftaliny. To stąd bierze się poczucie bezsilności jej mieszkańców i nachodzące ich często przekonanie – wygląda na to, że jak najbardziej słuszne – przesuwania „starego kontynentu”,

władającego nie tak dawno przecież całym światem, na boczny tor historii. W „Domu Europa” nie tylko straszy. W tym domu zwyczajnie nie ma życia, to przestrzeń zanikającej żywotności, jego mieszkańcy, jak się zdaje, poruszają się już tylko siłą bezwładu,

pozbawieni są twardego substratu. Przypominają błądzące bez celu bezkrwiste cienie z Elizjum:

„Europa jest zarazem nazbyt zwrócona ku przeszłości, by być liczącym się graczem w 21 wieku, i nazbyt od niej odcięta, by w historii szukać inspiracji. Podobnie jak inne

społeczeństwa zachodnie żyje zanurzona w aktualności, co nie pozwala jej ani zgrać swej teraźniejszości ze swą przeszłością, ani wyobrazić sobie przyszłości. Jeśli za europejską polityką nie stoi europejska myśl, to dlatego, że ta myśl przestała być żywa. Europejska demokracja stała się abstrakcyjna tak jak europejskie wartości, niezdolne wywierać na świat wpływu, jakiego by on potrzebował. W okresie wielkiej stabilności międzynarodowej mogłoby to zapewne pozostać bez konsekwencji.

Str. 203

W epoce wielkich wstrząsów i rozjątrzonych namiętności takie wyczerpanie jest

brzemienne w zagrożenia. Byłby czas przestać przeżuwać po cichu historię i zająć się przyszłością. W przeciwnym wypadku – inni zrobią to za nas” [przypis 5.1. 13 ].

Paradoks sformułowany na początku tej wypowiedzi trzeba dobrze rozumieć. Co to

miałoby bliżej znaczyć, że Europa wpatrzona jest w przeszłość, a jednocześnie jest od niej odcięta? Ów zwrot ku przeszłości, przynoszący świadomości europejskiej negatywne konsekwencje, rozumieć trzeba jako rytualną celebrację przez Europę jej niegdysiejszej chwały. Odcięcie zaś od przeszłości to ten traumatyczny garb wynikający z

nieprzemyślenia (niedomyślenia) głębszych – a zatem nie tylko i nie przede wszystkim:

politycznych – przyczyn jej historycznych upadków. Obydwa gesty powodują tę, coraz częściej podkreślaną przez analityków, słabość Europy jako przestrzeni idei. Słabość i miałkość cywilizacyjnego projektu „Europa”, który – można odnieść wrażenie – wyczerpał swoją kreatywną moc i może zostać złożony do grobu. Idee europejskie nie stanowią już modelu dla reszty świata, nie są nawet dla niego źródłem inspiracji. Najbardziej rzucającą się w oczy konsekwencją tego stanu rzeczy jest brak wyraźnie rysującej się wizji

przyszłości. Europa to dom dryfujący bezwładnie po morzu historii, przeciekająca tratwa pełna rozbitków o niejasnej tożsamości.

Jaka przyszłość czeka nawiedzony i trzęsący się w posadach „Dom Europa”? W ostatnim rozdziale swojej książki, notabene zatytułowanym Dusza ludzka pokawałkowana (z

naszego punktu widzenia, nie sposób oczywiście nie zauważyć, że w sercu tej mrocznej metaforyki „domowej” pojawia się i jest świetnie ogrywane jej „duszne” dopełnienie!

[przypis 5.1. 14 ]), Delpech podkreśla, że nasza dzisiejsza sytuacja przypomina tę z roku

1905. Cała druga część książki (z jej bohaterami, pośród których znajdziemy m.in.

Mikołaja 2 i Wilhelma 2, ale i Błoka, Biełego, Einsteina, Deraina, Freuda i in.) to kapitalna analiza zapowiedzi przyszłego nieszczęścia, którego rok 1905 jest symbolicznym

początkiem. Francuski oryginał Powrotu barbarzyństwa… ukazał się dokładnie sto lat po tej dacie, jakby dla mocnego podkreślenia duchowego powinowactwa z tamtym czasem.

Str. 204

Historia, jak wiemy, nigdy nie powtarza się dokładnie, ale pewne analogie między odległymi momentami historii można jednak uchwycić. Autorka upiera się, że uczciwe rozpoznanie obecnych znaków czasu jest nie tylko istotnym zadaniem poznawczym, ale może też uchronić nas od realizacji – wcale nie niemożliwego czarnego scenariusza. Od historycznej recydywy. Co takiego ukrywamy w piwnicach naszego europejskiego domu, czego nie chcemy bądź nie potrafimy – sobie przyswoić?

„Najosobliwszą cechą naszej epoki jest to, że przekonani, iż zło tkwi w sercu historii, jednocześnie usilnie odrzucamy to stwierdzenie. Człowiek 21 wieku dziwnie przypomina zatem człowieka pierwotnego, który starał się wypchnąć zło poza ramy znanego mu świata i przekształcić je w tabu. Dla niego, tak jak dla nas, zło niesie nieszczęście. Trzeba się od niego odwrócić. Ale nasz świat nie ma już granic, poza które można by było wrzucić to, czego nie chcemy widzieć, a doświadczenie zła jest w świadomości współczesnych osadzone tak silnie, chaos w umysłach i rzeczach jest tak oczywisty, że przede wszystkim należałoby raczej tchnąć nowe życie we wszystko, co mogłoby złagodzić wszechobecny lęk” [przypis 5.1. 15 ].

Sytuacja nasza przypomina nastroje roku 1905 w tym sensie, iż podobnie jak mieszkańcy

Sytuacja nasza przypomina nastroje roku 1905 w tym sensie, iż podobnie jak mieszkańcy

Powiązane dokumenty