• Nie Znaleziono Wyników

( 52 )

( l ) M ozę kom u zdaw ać się b ę d z ie , ze ten ustęp 7. H isto rji S alw an d eg o , jak o ubliżający ch arak tero w i narodow em u, w C za­

so p iśm ie n a ro d o w e m , m iejsca m ieć nie pow inien. A le n a ­ p r z ó d : w H istorji praw d ę nad w szystkie inne w zględy p rz e n o ­ sić trz e b a ; je s t ona zaw sze przestróg«!, a jeżeli jak zw ykle m a ­ w ia je s t gorzka p o tra w a , ale tu zbaw ienna i z d ro w a.— P o - w t o r e : w tym w łaśn ie u stę p ie p o k azu je s ic , ze form a rządu m ająca w sobie E le k cją K ró ló w , złe dla kraju p rzy n o siła sku­

t k i , ale P o lacy w y b ierając zaw sze starszych synów w ciągłych d y n a stja c h , poprarwiali tę w adę p ra w sw oich. M o n tesq u ieu w dziele sw oim o d u chu p ra w , w y d an ia G enew skiego z r . 1751.

w T o m ie I. w R ozd. X . na str. 238 w yraża „ Z e m ało je s t p r a w , k tó re b y nieb y ły d o brem i, kiedy kraj n ieu tracił jesczc sw o ­ ich zasad i jak E p ik u r w spom ina m ów iąc o bo g actw ac h : z e n ie lik w o r zarazo n y , ale n a czy n ie.” T u S alw andi zdaje się przecir w nie tw ierd zić o P o lsc z e , ze n aczynie n ie tak b y ło p rzesz ło Kwasem czyli l u d z ie , jak sam lik w o r czyli p ra w a .—

X . W .

P O E Z J E

B R O N I S Ł A W A S Z O Ł A J S K I E G O .

T Ç S K N O ś Ć.

C h ło d n o m i , tę s k n o , p u s t o , k rew p rzy g asa w ż y łach , C z u cia ry ch lej w ięd n ieją, niz liście je s ie n n e ,

L iś ć u m a rły z tę sk n o tą p o d o lin a c h jęczy B ło n ia się p o g ro b o w a p rz y stro iły szata;

Ż ad en się k rzew ro zkoszny n ie ro z m ili o k u , S ło ń c e b la d o w p o n u ry c h w iją c się o b ło k ach C a łu n śm ierci n ad sm utną zaw iesza n a tu rą , I w szędzie c ic h o , p u s t o , rzew liw ie i m artw o^—

Sam a w so b ie sk o n a ła dusza P rz y ro d z e n ia , C zucie jej ju z w zleciało w in n e sfery n ie b a , I ja k sta rz e c zsiw ialy m arzy jescze W io s n ę , I ja k sta rz e c b ezduszny jescze tchnie żywotem.*—

N ie ste ty ! czym ze sta ro ś ć ? echem ty lk o ż y c ia , G o n itw ą chw il o sta tn ic h do m rocznego ło z a ; N ad zieja tam w y s ty g ła , w y w rzała ju z tk liw o ść I lśni jak so p e l lo d u p rz y zachodzie sło ń c a .—

J a z a ś , k tórego dusza m ło d zień cza i bujna Ż arem je sc z e p o łu d n ia ro zzarza sw e czucia G d zie czucie c z y ste , p ię k n e , jak m arzenie n ie b a ; G d z ie w y o b ra z n o ść lo tn a , ja k skrzydlata P c ria , W sz y stk ie w io sn y i E d e n k’w oli swe'j p rzebiega.

D la czegóz m yśl tak m ło d a , ogniem rozjaśniona T ę s k n i, m arzy i p łacze w sm e n ta rzu sw ej duszyP B o dusza je s t św ią ty n ią Boga i m iło ści,

B o se rce bez m iło ści, m ogiłą je s t ż y c ia ,

B o życie b e z w szech czuciów , św iatem je s t bez s ło ń c a ; B o s ło ń c e , E d e n — N iebo— bez kochanki— niczym ...

P rz e b y łe m cu d n ą w io s n ę , św ieciło mi la to , R azem z w iosną w zd y ch ałem do m ojego S tw órcy W ra z z słow ikiem śpiew ałem do m ojej kochanki.

N a tu ra m nie cieszy ła jak o k o p rz y ja ź n i O n a se rce k o iła , ja jej łzy daw ałem —

M yśl m ło d zień cza w raz z w io sn ą m usiała się zbratać.

F a n ta z ja P o e ty , zaślubia N a tu rę , W ło n ie je j św iętem czyta n ieb io s ideały L e c z se rce jeg o sm ętne i p rz y nie'j sa m o tn e .—

U m y sł p rag n ie z lubością ro zk o szo w a ć w niebie D u sza zada m i ł o ś c i . . . . same'j chce m iło ś c i! ..

P rz e to m yśl żywa często p rzeb ieg a p o gw iazdach C z ęsto lu b i p o d rz y m a ć w p ro m y k a c h x iç z y c a , C zęsto się zacz aru je n a tu r ą , p ię k n o śc ią ;

L ecz gdy w długich ro z g o n ia c h , stru d z o n a , om dlała Z a to p i się głęb o k o w w n ę trz e sw ej istoty,

T o się p r z e s t r a s z y ... lak tam c h ło d n o i s a m o tn ic ...

J a k m ogiła ste rc z ą c a w ste p ach U krainy, J a k ża ło sn y głos dzw o n u w b ezlu d n ej p u sty n i, J a k plac krw aw ej p o ż o g i ... tak serce sam otne—

Ś w iat żelazny i tw a rd y , dzikie nosi piersi N a p ró zn o go ogrzew a M ądrość i N a tu ra ; Ja k straszliw y kaganiec w pieczarach G lińskiego, Jak d esp o ty spojrzenie w kole P a trjo tó w , Ja k w ieczne gm achy lodu na K rępaku sczytach T a k życic bez m iło śc i, zim ne j e s t ... u m a rłe —

DO

G dzież to m a duszo ulatasz w w e stc h n ie n ia c h , W ło n ie m ło d z ia n a , w ą tłe z ci m ieszkanie?

Pragnicsz-li b u jać w w ieczy sty ch m arzen iach , Czy u tęsk n io n a śp ie w ać ch cesz k o c h a n ie ? A ch! lekko żagle w y o b raźn i p ły n ą , P ierś tw o ja męzka n ie zw ięzi p ło m ie n ie , J a w ie c z n ie , w iecznie gonię za d ziew cz y n ą.

Ja w se rc u lubej znajdę u b ó stw ie n ie , l m oich w estch n ień i w ierne'j m iłości.

O jak jćj o b raz w irem w mózgu błyska

( 54 )

JaU zach w y t Ja n a w p iersiach cicho gości, T o ech em św ia tó w p o n e rw a c h zabrząka, B o jak anielska p iesczotka mi śp ie w a ! S łó w k o , kocham c ię , jak n ieb io s strum ienia C o b ło g o d źw ięczą w ś ró d d u ch ó w u śp ie n ia , S n y n ie śm ie rte ln e n a m e c z o ło zlew a.—

P o ty m m nie w ied zie w ty c h snach ukochanych W c n ó t sw y ch i w d zięk ó w b o sk ie o k o lic e , P iesc zo tą n ę c i, w oczach łzam i zlanych Ł am ią się gw iazd y , cdeńskie x içzy ce.

I p ó ź n ie 'j, p ó źn iej tak sło d k o w e s tc h n ę ła , Z e się az w io sn a w R a ju zru m ien iła N atu ra c a ła scześciem o d jęk n ęła N atch n ien ie lu b e'j, co A n io ły zćm iła.

1 a c h ! z lu b o tą ch w y ta m nie w o b ię c ie , W ów czas to w ó w c z a s u m rzeć b y ło trz e b a , G d y w jej calu n k ach — czułem B óstw a tk u ię c ie , A oua u s t y . . . o tw o rz y ła n i e b a ! , . . - —

M I Ł O Ś Ć 1 ) 0 E . . . .

W d u c h u , w d u ch u p ięk n o ta kw itn ie n ieśm iertelna F a n ta z ja ciem ną xiegę um ności ro zjaśn ia

M iło ść uinu korabiem '— h asłem jej besk o n czn o ść Ż a l i b o ja ź ń jej słu g i— O cean je j dziecie.

*

G d ziez je s t ó w A n io ł w d z ię k u , gdzie ó w B ó g m ło d o śc i?

W u c z u c iu , w n ie b ie , w s z ę d z ie , gdzie górą zap ały — B lizszy św ię ty c h P o e ta , m arząc id e a ły

O n sam m iłość p rz e n ik n ą ł— a W ieczn o ść w m iłości—

ś w ia ta niebyło*— lecz m iło ść tłu m io n a , W sercu Je h o w y ju z sło d k o śp ie w a ła , A gdy ją p rz e s ła ł do n a tu ry ło n a W w io śn ie E d e n u h a rm o n ją w zd y ch a ła . I śliczna w io sn a ! b o w uśm iechu P ana W y k w itła m ło d a ró ż a p rz y ro d z e n ia , B o ma b y d ź duszą w yzszego stw o rz e n ia , P rzez w yższe d u ch y , A n io ły kochana'—

( 55 )

D ziew icza p ię k n o ś ć ., w o ń św iata całego!

D ługo n atchnieniem p o ezji k arm iła U m ność p rzed w ieczn ą i ogniem się tliła N im w dziele p ry sła — i z ło n a p ięk n eg o , Ja k sen w ie c z n o śc i, W ia rą ro zn ieco n y D o k o n ch y czarów uro k i sw e ję ła I w gw iazd o kręcie do R aju sp ły n ę ła—

Ś w ia ty n ań p a trz ą — i Bóg sam zdum iony, K reślił w je'j licach tw ó rcze sw e m arzen ia, S ły sz a ł w jej se rcu p rz y sz ły c h hym n ofiary O czy jej oknem m iały by d ź zbaw ienia P o św ię c a ć w ie c z n ie , gdy zgaśnie duch w iary . I p o sta ć Izejsza niz S erafów skrzydła W tęczy zach w y tó w ru m ien i s ię , b ły sk a ,

T c h n ie n ie dziew icy krociem ró z w y try sk a , A oczki snują sam ym du ch o m sidła—

P rz y stą p ił czło w iek — ch o ć nizszy w stw orzeniu N ie m iał C h erubów blasku ni o b lic z a , M yśl w nim g o rzała jak lu tn ia w natchnieniu C złek dum ą sw oją niebianom przyśw ieca.

O l jakież dziw o! E d e n u m łodzieniec C ały się p o z n a ł w boskiej jej źre n ic y , P a tr z a ł.... a z ło n a najczystszej dziew icy W e stc h n ą ł lu b o śn y , żądnych uczuć w ien iec—

Z zapędem g ro m u , p ad a p rz e d jej n o g i, Z e rw a ł się , o b ją ł, c a ło w a ł, p o c h ło n ą ł W szy stk o co b o sk ie w usta jej w y z io n ą ł, G d y sm utne d u chy w ró c iły w sw e p ro g i—

A człow iek w b u rz y sczęścia i z a p a łu , T o sło ń c e ciska z p iersi ro zo g n io n y ch , T o słu c h a w estch n ień m iłości stłu m io n y c h , L u b krad n ie czarto m do rozkoszy szału.

D um ny sw ą s iłą , św ia t p o d b ić goto w y ; N ie ra d , ze p o sia d ł tej ziem i ta jn ic e , C hciałby sie w g łęb ić az w B óstw a św iątnicc P rz e w o d z ić ś w ia tu , P rz ed w ieczn eg o sło w y —

( 57 )

( 58 )

U p n d ! .,. çzyü p ie k ło m a go zem sta c h ło sta ć ? Ó w sczytny A n io ł p rz e z m iło ść zbłąkany U p a d ł, ze k o c h a ł, ze n a z b y t k o ch an y , Ż e sczęścicm sw oim ju z B ogu m iał sp ro sta ć t . . Z g rz y b ia łe w ieki m ło d em skrzydłem le c ą , X śm ierć p o c z w a rn a ciska ję k i d rż e n ie , M iło ść p rz e z y ła sam czas i zn isczen ie, I w p ię k n y c h oczach zaw sze n ieb a św iecą.

A c h ! i ja k o ch am — b o m oja d ziew ica Ja k b y się z ło n a sło ń c a p o ja w iła W s z y stk ie mi sk a rb y m ło d o ści ro z w iła G a rn ą c m ą duszę do sw o je g o lica-N ieznam J e h o w ę , sw oją znam kochankę T o b ó stw o c z u c ia , jego je s t o b ra z e m , C n o ta i lito ść i cu d o w n o ść razem C z a ru ją , piększą tę B aju p o sła n k ę—

O c n a E lo d jo — gienjuszu m ło d o śc i, T y ś w m ło d e se rce tc h n ę ła sw e z a p a ły , N a tw o ich u sta c h m arząc id e a ły P o jm u ję W ie c z n o ść w u ciech ach m iłości 1

D O P R Z Y S Z Ł E J K O C H A N K I.

H tó re z cię n ie b a i k raje p o w iły ? Ja k ą ż to ziem ię w d zięk i tw e ozd o b ią t C zyli ju z k w itn ie sz m ło d zian o m i sw iatn

Czy d rzym iesz jescze w k o le b c e ? M o z eś ty lu b a w niezm ysłow ym św ie c ic , N iezn an a o k u , śpisz w se rc u n a tu ry N ie b y ła n ig d z ie , c h o ć ju z B o g u ,z n an a

Z czasem się ludziom o b jaw isz.

M o z eś w e s o łą , p rześliczn ą dzieciną Igrasz z k w ia ta m i, m o ty lk ie m , zabaw ką C zysta jak n ieb o '— piękniejsza o d w iosny

D ziecię piękniejsze od p raw d y —

8

( 59 )

P ra w d a ci o b cą

i

życic n iezn an e;

M ędrzec się w znosi n a z b y t dum ną myślą T w o ja n iew in n o ść m ędrców tłu m przew aży

L u b y A n io łk u tć j ziem i.

Ś w ięć się w iec d uszo nieb iesk a i m łoda K arm się ró żam i i m iłp ścią M a tk i, W zrasta j sc z e śliw ie , kiedyś cieb ie spotkam

Z g rzy b iały do nóg tw y cli p ad n ę.

L ecz w p e łn i w ie k u , gdy zyjesz sam o tn ic C udna u czu ciem , cała w id e a le ,

W ielka w p rzy jaźn i— w yzsza n a d p o ch leb stw o Z tę sk n o tą w zd y ch asz ku nieb u . W p o e z ji u c z u ć , w zab u rzen iach se rc a G dy dum asz łzaw o o w iecznej m iłości W ów czas dziew ico śliczna i nieznana

Z dała ju z cieb ie ub ó stw ia m !

Je sc z e cię nieznam , ju z w idzę w mćj duszy, W snach z ło ty c h , codzieii oglądam tw e w d zięk i, M o d lę się codzieu i zapłaczę co d zień ,

Do cieb ie d ro g a — nieznana.

M ozę ty jed n ak liców sw ych m elodją Budzisz w estch n ien ia z każdej p ie rsi m łodej K o ch ałaś d aw n iej— stałegoś zdradziła

C h e łp liw a— dum na z u ro d y . N ie łu d ź m nie w ów czas p o ety czn e w idm o O b ca skrom ności i z a p a łu w ia ry C h o ć b y ś p ięknoścm zw alczyła A nioły

N ie jeste ś m oją kochanką.

S k ro m n o ść zaś z czuciem gdy lica tw e płonią W p o sta ci lubośo tk liw ie w alczy z c n o ty , Ja k xiçzyc R a ju , oko tw e u tęsk n ia

M oją cic nazw ę dziew ico!

L ecz jeźli je ste ś p o m y słem ro zk o szy , M instrelów stw ó rcy nadniebiański duchu Jeźli w tw ym sercu sam a m iłość w ład a

Sam ą oddychasz m iłością.

I dla m nie ty ' ' • # p rag n ąc £yć n a św iecic

W s.crcu n a jtk l v szém , w szystkie znajdziesz sczęśeia A ch p r z y b ą d ź , p rz y b ą d ź n ajśw iętsza kochanko !

Z to b ą na w ieki £yć p ra g n ę ! W ów ezas czy c ie b ie naju b o zsza chatka P o w iła zdała o d zb y tk u i p y c h y N ieznana ludziom c a ta zy jesz w se rcu

W e sn a c h się ty lk o k ochałaś Czy cię n iew in n ą jak kw iatek p u sty n i D osięgła zd rad a w ia ro ło m c y p ło c h a 1 dni" p ła c z liw e w zg ry zo cie i zalu

L iczysz z h a ń b io n a — cn o tliw a.

S k arżąc n a lu d z i, z ro zk rw a w io n ć m sercem P e łn a b o sk o ści i m iło śc i, d z iew cz e!

Je śli w śró d ż a ló w m asz je s c z e nadzieję Z e znajdziesz kiedyś k o c h a n k a , J a to nim j e s t e m ! . . . za b łę d y w szech ludzi M iło śc ią m o ją w y p ła c ę cię lu b a ,

K o c h a ć cię b ęd ę z sz aleń stw em bez g ranic Ż y ć w iecznie T o b ą — d la cieb ie—

M o re najdrozsza w n ic sc z ę sn ć j tej d o li O fiara in try g , p rz e m o c y i dum y, D an a in n e m u , c h o ć se rc e tw e d la m nie

O dem nie w zy w asz p o m o c y ? P o tę g a św iata n ic z d o ła cię w y rtv ac P rz e m o c ą c z artó w w te j o b r o n ie g ard zę N a św ię ty ch n a w e t z w ściek ło ścią się rzu ęę

G d y m i c ię w y d rz e ć zapragną*

T a k ra m ie n ie z lo d u c ie b ie ogó?nie S ło n e c z n y m żarem p ie rś k o ch an k a g ore Ż arem w ieczystym m iło ści i ządzy

A ch sto k ro ć zam rzem w jrozkoszy.

U cieknę t to b ą w n ajd alsze p u sty n ie M iło ści n aszćj pozazdrosczfffR ogi L u b w alcząc za ,cię z św iatam i i p ie k łe m ,

W uściskach tw o ic h chcę um rzeć !

< <50 ),

G d y jednali lo sy p rzek lęstw a m l z b ro jn e N a zgubę m o ją ta m lu b ę u m ie s c z ą G d zie św ię ta w ia ra i p ierścień i kościół

D aw no ją d la m n ie w y d arli >

ż y c ie sk o ń c zo n e« « , raz w e jrz ę w jej o k o , K rw aw em i łzam i w y p łaczę mą dolę*

R a z się p o k u sz ę o n i e b o . . . ra z w u s t a ..*

1 zejdę sc zęsn y w m ogiłę.'—

S O N E T Y .

i ; \ '

Isk rz y się lam pa d n io w a n a zachodu tr o n ie , F a n ta z y jn e u ro k i p o ch m u rk ach ro z le w a , I ja k m ło d o ść w ro zk o szach z lu b o tą om dlew a R o n ią c tc h n ie n ia m iłości w z b liz o n y m ju z zgonie.

Ja k ż e tęsk n o ! ro zk o szn ie w w ieczo ro ej o sło n ie P a m ię ć m i czarodziejskie w spom nienia odśpiew a M ó w ię z odgłosem d z w o n u , czują ze m ną d rz e w a , A d u sz a m arzy ć zda się n a »Elodji ło n ie . B ły s ła zorza*—-g w iazd k ro cie w e jź ra ły z p o w icia D u ch w z a to p y w ieczności w ia rą się u n o si, I skrzydłem arc h a n ie lsk ie m , b łąd ząc p o p rzestrzen i S zuka życia*— żaląc się ze śró d g ro b ó w cieni K w itn ie m iło śę —* ze gasną w ieczy ste se rc b ic ia , Z e j a zaw sze k u niebu 1... m nie śm ierć w szystko głosi !

2 .

M yśl b y ła B ogiem w p rz e d w ie c z n o ś c i tc h n ie n iu , W d z ię k i, czucie i ro zk o sz k w itły m u na s k r o n i, A czas i w ie c z n o ść d o jrz e w a ły w d ło n i G d y żyw a p ra w d a sk rz y ła się w pro m ie n iu — W e s tc h n ą ł Je h o w a w m iło sn e m n a tc h n ie n iu , A sc zy tn a p rz y ją ę ń p o św iatach zad zw o n i, 1 um n o ść lu d z k a zaw sze w nieba goni»

Szuka p rzy jaźn i , m arzy o zb aw ien iu )

( 61 )

( 62 )

Du s z o A n io łó w , Idealo b y cia!

T y , p r a w d z ie , cn o cie p o d n o sz ą c o łta rz e Czuciem o d d y c h a sz , scześciem drugich zyjesz L o t tw ó j d u c h o w y , c h o ć zm ysłom się k ry je s z , T y n ie b o z c n o tą zaw sze łączysz w p a r z e , P rz y ja ź ń ! ty je ste ś ab so lu tu m życia I

3.

O B R A Z J É J .

P ię k n ie jsz a niźli w io sn a n a K aszm iru b ło n ia c h , Niz'li h y m n y sło w ik ó w d la sc rc a p o e ty , O c z y tw e ja k o p ło m ie ń na w ieżac h B a lb e ty

W ło s w sk rzy d laty ch k le jn o ta c h tu li się w jć j skroniach.

T o N u rm ah al p ó łn o c y ! głosem Israfila P o i A m b ro zją d r z e w a , c o w o n i w ieczn o ścią Z ócz w y try sk a u c z u c ie , p ie rś w zd y ch a m iło ś c ią , A ło n o z cza ro w an e n ie b io sa w y c h y la .

C u d n y tw o rz e u r o je ń , w ieczn o ści p o sła n k o ! S w iatb y m c a ły n a c h y lił p o d tw e św ię te n o g i»

H ukiem g ro m u i p ie k ie ł w y s ła w ia ł tw e w dzięki.

W y d a r ł b rz e m ie n u e sło ń c e z sa m y ch B ogów ręk i Ï n a sk rzy d le p ro m ie n n e m lecąc w n ieb io s p ro g i W o ła łb y m c h w ała T o b ie , c h w a ła ci k o c h a n k o !!

4.

M Ł O D E D Z I E W C Z Ç .

W zim ie d rz e w a w z d y c h a ją d o w io sn y p o ra n k u T ę sk n ią c jęk am i w ic h ru co w k o n ary b ije ,

B y c e rz , w iescz śni o s ła w ie , m ło d zian w s e rc u żyje L ecz p ię k n o ść sło d z ić j m a rz y o p rz y sz ły m kochanku-, O n a — czy r ó ż e , m irty u z b ie ra d o w ian k u , C zy ściska p rz y ja c ió łk ę , alb o b r a ta sz y ję , P rz y m o d litw ie , n a u c z ta c h , czy w sam otni k ry je Z aw sze ach I o n a zaw sze śni o sw ym k o chanku.

( 63 )

IÎO tc£ m yśl jćj u ro cza jak sło w ic ze pienie W z d ro ja c b p ły w a uciechy— w u lu d z e ń picsczocie W szystkich ro zk o sz balsam y chce w p ie rsi p rz y c h o w a ć , Chce k o ić łz y m ło d z ia n a , czuć rączek ściśnienie P a tr z y ć — p a trz y ć mu w oczy, a w b ło g iej sczerocie

Rzucić się w lubo usta i w iecznie cało w ać .—

B . 1 8 2 8.

GŁOS

D Y R E K T O R A S L O T W IIv S K IE G O , Z A ST Ę PC Y X IE C IA K U R A T O R A N A U K O W E G O , Z . N. 1. O . w sali in sty tu to w e j, d nia 12 P aźd ziern ik a 1833. m iany.

V.

Ile ucz uć dotkliw ych cięży na sercach naszych,

Powiązane dokumenty