• Nie Znaleziono Wyników

Dworzec w Drohobyczu, miejsce, w którym urodził się Kazimierz Wierzyński. Był synem zawiadowcy stacji

bieszczańskiego – lekarza w Sam-borze5.

Rodzeństwo miało ogromny wpływ na ukształtowanie się osobo-wości Kazimierza Wierzyńskiego, szczególnie siostry, które szybko się usamodzielniły i pozakładały rodzi-ny. Kazimierz często u nich bywał i w Drohobyczu, i w Samborze. Był dużo młodszy od swego rodzeństwa, bo do chrztu w kościele drohobyc-kim 9 września 1896 roku trzymali go siostra Gizela i brat Bronisław. Z przekazów rodzinnych wynika, że był chłopcem pogodnym, wesołym, wysportowanym. Kochał górskie wycieczki. „Lata młodzieńcze – wspominał – spędziłem pod szczę-śliwym dachem rodzinnym, a także pod pięknym niebem Podkarpacia.

Chodziłem chętnie w góry, odbywałem wielodniowe wycieczki, sypiałem w namiocie i wędrowałem pod dawną granicę węgierską. Stacją wypadową tych wy-praw był Stryj, Drohobycz, Sambor, albo Stanisławów.

Wszystkie lasy sosnowe, dębiny i bukowiny stały przede

5 Paweł Kądziela, Młodość Wierzyńskiego, „Kresy” 2001, s.

212.

mną otworem. Paraszka, piękny szczyt między Sno-wódzkiem a Skolem, sielanki i serpentyny na przełęczy Użoka, tartaki w Wygodzie i dolina Prutu kusiły mnie przez kilka lat, zanim przerzuciłem się na wycieczki w Tatry i na Podhale”6.

W Drohobyczu Kazimierz Wierzyński przeżył swą młodzieńczą miłość do Emilii Wyczyńskiej (1892–1970).

Była to córka Józefa Wyczyńskiego, inżyniera i wła-ściciela odkrywkowej kopalni wosku na Pomiarkach oraz kilku will w Truskawcu. Najpiękniejszą z nich była willa „Modrzew” zaprojektowana przez Juliana Semkowicza, która dotrwała do naszych czasów i jest tam dziś sanatorium dla lotników. O względy pięknej i posażnej „panny Emilii z Truskawca” konkurował Wie-rzyński z nie byle kim, bo z samym Leonem Reuttem (1883–1939), późniejszym długoletnim – bo aż trzy kadencje (1919–1931) – prezydentem Drohobycza. Wie-rzyński był dużo młodszy od Reutta i nie wypominając – biedniejszy. Konkurencję tę przegrał7.

Sentyment do Drohobycza został Wierzyńskiemu na zawsze. Najbardziej tęsknił za nim na emigracji w Londynie, podobnie jak Hemar za Lwowem. W wierszu

„Księżyc” pisał:

Za czym ja krążę?

Za księżycem.

Czym on mnie wabi?

Drohobyczem8.

A w prozie o tej swojej utraconej ojczyźnie pisał: „Oto jest ziemia moja, bo nie ma ziemi wybranej, jest tylko ziemia przeznaczona; ze wszystkich bogactw – cztery

6 Tamże.

7 J. Pilecki, Pierwszy prezydent Drohobycza Leon Reutt, „Ziemia Drohobycka” 1997, nr 10, s. 17

8 R. Matuszewski, Literatura polska 1939–1991, Warszawa 1992, s. 235.

Cerkiew w Drohobyczu

Kazimierz Wierzyński, 1899 r.

ściany, z całego świata – tamta strona”9.

Gdy przebijamy się przez twórczość Kazimierza Wie-rzyńskiego to raz po raz natrafiamy na jego dom rodzinny z progiem nabijanym podkowami „na szczęście”, na gimnazjum z lekcjami historii, łaciny i przyrody, na drohobycki dworzec kolejowy z pustym peronem i mi-gającymi oknami przejeżdżających pociągów wabiących gimnazjalistę dalekim, tajemniczym światem, który nie-długo go wchłonie. „Jako syn emerytowanego wówczas urzędnika – wspominał – najlepiej czułem się w okolicy dworca, skąd – jak mi się zdawało –wylatują drogi w szeroki świat lub nadciągają smutki i tęsknoty”10.

„Są takie miasta, o których nie można Choćby się nawet i chciało coś orzec:

Uliczki, rynek, plebania pobożna – I tylko jedno jest zdarzenie: dworzec.

Pociąg przychodzi raz w dzień regularnie, (O melancholio stołecznych kurierów), Na jednej nodze drżą przed nim latarnie I salutują bez rąk pasażerów.

Panny, co tęsknią z pustego peronu,

9 Cyt. za: A. Chciuk, Ziemia księżycowa, Warszawa 2002, s.

10.

10 K. Wierzyński, Pamiętnik…, s. 18.

Skąd wieje dusza prowincji i spleenu, Porywa dziwny świat okien wagonu, Podróż po bajkach. Trwa ona pięć minut.”

Wierzyński opisywał Drohobycz i pobliski Stryj. Ty-śmienicę płynącą jarami oraz pasma Bieszczad, Gorga-nów, Czarnohory ze szczytami Howerli, Sywuli, Popa Iwana. Wspominał krajobrazy z żółtym owsem, łaciatymi krowami na łąkach, buczącymi w kwitnących zbożach i grykach pszczołami i trzmielami, uśpione kurhany i lasy dębowe wokół Drohobycza. Zapamiętał „konie rżące na połoninach, wędrówki na Urycz, legowiska sarnie z wygniecioną pościółką i dzikie maliny wśród pajęczyn, jastrzębie pod niebem i kwiczoły na jałow-cach”. Opisywał słowiańskie „brzozy nad piaszczystą drogą, miodny zapach ściętych traw i mgły – oddech ziemi mojej, grające świerszcze na łąkach, sady słowi-cze, arbuzy i kukurydzę, jesienne jarmarki i ukraińskie furmanki”11.

Na emigracji w Stanach Zjednoczonych i Anglii Kazimierz Wierzyński przechodził kryzysy, popadał w długotrwałe okresy melancholii i depresji. Odbijało się to w jego twórczości, często katastroficznej. W wierszu

„Ojczyzna chochołów” pisał:

Krzyknęli „Wolność, wolność ponad wszystko”

A potem wolność zdradziecko wydali Na śmierć, na hańbę, na urągowisko.

I nic. I cisza. I świat się nie wali12.

Optymizm wracał, gdy wspominał swą drohobycką młodość:

Szumi w mej głowie, jak w zielonym boru Przez włosy radość wielka mi się dymi Jam niebieskiego cały jest koloru Wypiwszy niebo, jak puchar olbrzymi Słońce jak monokl złoty, noszę w oku

Księżyc w pierścionku, gwiazdy w butonierce Siedem mil robię w każdym moim kroku I ze czternaście lat ma moje serce13.

Schulz i Wierzyński to najwięksi i najsławniejsi drohobyccy pisarze, z tym że sława Wierzyńskiego, zdobywcy Złotego Lauru Poetyckiego na Olimpiadzie w Amsterdamie w 1928 roku, zdaje się, w przeciwieństwie do Schulza, zanikać, nie ma szczęścia do wybitnych biografów, a bez nich – by użyć określenia Jerzego Jarzębskiego – pisarz „po raz drugi umiera”. Jak w wierszu Lama:

Nowe imię gasi dawne A sława sławę zaciera.

Stanisław Sławomir Nicieja

11 Zob. B. Hadaczek, Historia literatury kresowej,.., s. 317.

12 P. Kuncewicz, Agonia i nadzieja, Warszawa 1991, t. I, s. 30.

13 Tamże, s. 28.

Kazimierz Wierzyński w klasie maturalnej

C

C

zy warto poświęcić uwagę męskiemu zarostowi twarzy?

Gdy przegląda się stare foto-grafie, to odpowiedź jest jednoznacz-na: tak.

Bywały okresy, że noszenie przez mężczyzn brody było wręcz nakazem mody, a w niektórych kulturach naka-zem tradycji. Tak jest w Kościele Pra-wosławnym, gdzie wszyscy duchowni mają obfite zarosty, podobnie jest w kulturze islamu, gdzie brodę uznaje się za atrybut dodający mężczyźnie powagi, dostojeństwa, godności. No-szenie brody jest obowiązkowe wśród ortodoksyjnych Żydów oraz duchow-nych islamskich i imamów.

Broda – jest to zarost na dolnej części twarzy. Mówimy, że ktoś ma brodę, gdy ma zarośniętą twarz od ucha do ucha (broda całościowa), ale też wtedy, gdy zarośnięta jest tylko broda jako część ciała (broda wła-ściwa). Rozróżniamy jeszcze baki, zwane też bokobrodami lub fawory-tami (zarost z boku twarzy sięgający ust), baczki (zarost wyrastający przed uszami) i wąsy (zarost pod nosem, a nad ustami).

Ze swojej kolekcji wybrałam takie fotografie, które ukazują upodobania panów oraz ilustrują różne typy za-rostów.

Pierwsze zdjęcie z mojej kolekcji, pochodzące z roku ok. 1870–1880, wykonane w Raciborzu w pracowni J.D.P. Platza, przedstawia