• Nie Znaleziono Wyników

Objaśnienia 4» pierwszej części Fausta

W dokumencie Faust. Cz. 1 i 2 (Stron 169-200)

;Str. 22.

Akcyi, a życia

,

niech dostatnio będzie.

W idoczna alluzya do szkoły Szekspirowskiej, przedewszystkiem podnoszącej akcyą. Goethe, ja k wiadomo, nie był w życiu później- szem gorącym wielbicielem Szekspira.

Str. 32.

Księga Nostradama.

Michel de Nótre-Dame, albo (podług ówczesnej mody latynizo- wania nazwisk) Nostradamus (ur.

1503

w Prow ancyi,

f 1566)

był-to znakomity lekarz i astrolog. W ydał on zbiór proroczych przepo­ wiedni, w czterowierszach rymowanych p. t . : „Les prophecies de Michel Nostradam us", który w swoim czasie wielkie wywołał w ra ­ żenie, zwłaszcza gdy niektóre z jego proroctw urzeczywistniły się. W przedmowie do swoich proroctw (podzielonych na centurye, t. j. działy o stu czterowierszach każdy) mówi on, że dla przepowiedni nie w ystarczają same tylko obliczenia zjawisk niebieskich, lecz po­ trzebną jest do tego i zdolność prorocza, którą Bóg obdarza tylko wybranych. Pismem jednak, które w tej chwili F aust otwiera, zdaje się być nie księga proroctw, lecz jego tra k ta t magiczno-kabalisty- czny, przedstawiający naturę jako jednolity organizm, fantazyjnemi spojony ogniwami w rodzaju słynnego również pisma „złoty łańcuch Homera" (aurea catena Homeri).

Str. 32.

Otwiera księgę i spostrzega znak makrolcosmu.

Wspomuienie o makrokosmie (szerokim świecie) sprowadza nas na samo dno mistycyzmu, ja k i się wywiązał z odmętowego pomieszania nauki Platona o ideach, z filozofii natury Arystotelesa, z demonolo­ gii biblijnej, zabarwionej mądrością pitagorejską, a może i indyjskim

dogmatem o emanacyi wszechświata z łona bóztwa. W monologu F au sta Goethe prawdopodobnie miał przed oczyma J a n a Pico di Mirandola, filozofa X V wieku, który w dziele swojém (Heptaplus = Siódmica) daje wykład Mojżeszowej księgi Stworzenia. Oto niektóre rysy téj filozofii n atu ry : „Bez zaprzeczenia istnieją trzy św iaty: św iat cielesny, niebieski i nadniebieski (czyli duchowy, anielski). Trzy te światy jednak stanowią jeden, nie tylko w tém znaczeniu, że mają wspólnego sprawcę i cel wspólny, lecz i dlatego, że w ża­ dnym z tych światów nie ma nic takiego, coby nie znajdowało się i w innych, z tą różnicą, że co istnieje w niższym, to w wyższym świecie je st doskonalszém. Tak np. co w naszym świecie je s t cie­ płem elementarném, to w świecie niebieskim jest siłą ogrzewającą, a w świecie duchowym jest zgoła tylko ideą ciepła i t. p..“ Otóż przypuszczając pokrewność i analogią pomiędzy wszechświatem a organizmem ludzkim, nazywano tam ten: wielkim światem (makro- kosmos), a ten : małym światem (mikrokosmos).

S tr. 32. W iadry złotemi mieniając się wzajem.

Faustow i, wpatrującemu się w tę spójność pomiędzy trzema świa­ tami (o czém zob. sławne pismo Agryppy „Ukryta mądrość" de phi- losophia occulta) bezwiednie przyjść musiał na myśl dogmat mani­ chejczyków, którzy utrzymywali, że dusze umarłych w czerpakach przenoszone bywały z ziemi do źródła światłości. Prześlicznem uzmysłowieniem owego ciągłego promieniowania potęgi bożej na świat niebieski i ziemski są właśnie złote wiadra.

Str. 33. Faust spostrzega na karcie znak Ducha Ziemi.

„Duch ziemi" jest to pojęcie sięgające jeszcze nauki orficznéj, gdzie znaném je s t pod imieniem Archeusza (arche = początek); je st to duch św iata elementarnego. Archeusza spotykamy także u gło­ śnego myśliciela, badacza natury, a tém samém obwinionego o sto­ sunki ze złym duchem: Filipa Aureola Paracelsa (1493 f 1541). S tr. 36. To owa księga o siedmiu pieczęciach.

Jest-to alluzya do apokalipsy św. J a n a V I. „I widziałem po prawej ręce siedzącego na stolicy księgi napisane, w ew nątrz i ze­ w nątrz zapieczętowane siedmią pieczęci".

S tr. 36. Upstrzą ci pompą maksym pragmatycznych.

Tak zwane: Staatsactionen byly-to dramatyczne wystawienia zdarzeń dziejowych (z historyi państw zagranicznych) po najw ięk­ szej części tłómaczone z języka hiszpańskiego, na których wypowia­

dano górnolotne morały stanu. Osobami tycb, jedynych aż dó począt­ ku wieku X V I I I widowisk ludowych, być musieli z urzędu dostoj­ nicy państwa, cesarze, wodzowie wszelkich krajów (wyjąwszy nie­ mieckich). Przeciw tym nędzotom teatru, a w obronie szlachetniej­ szego smaku, wystąpił Gottsched.

Str. 48 i 49. Ojciec [Fausta) był-to poczciwy mistyk.

W tem całem opowiadaniu F au sta przypominają się mroczne mi- sterye alchemii, kamienia mędrców, czarnej kuchni

jak to zwykle nazywano wówczas laboratoryum, z którego wychodziły na świat mniemane lekarstw a uniwersalne. Ojciec F au sta należał właśnie do rzędu owych pracowników czar n< j kuchni, w której się zamykał z gronem swoich adeptów i pod jego to ramieniem F a u st uczył się medycyny. Początek alchemii odnosi się do V I I I wieku po Chr. Zadaniem alchemików było uszlachetnienie metalów, t. j. przetwo­ rzenie ich na złoto, za pomocą tajemniczych operacyj. M arzenia te daléj jeszcze sięgały. Silono się nad odkryciem środków leczących, zapewniających długie życie, ba, naw et nieśm iertelność; środek ten zwał się „panaceum" = uśmierzenie wszelkich cierpień.

„Kamień mędrców". Kamień mędrców miał się otrzymywać z po­ łączenia męzkich nasion metalu z żeńskiemi, z ożenieniaich. Męzki pierwiastek i żeński miały rozliczne nazwiska: króla i królowej, zło­ tego, czerwonego lwa (ze złota) i żeńskiego otrzymanego ze srebra kleju orła białego. Naczynie hermetyczne, w którém się odbywało ześlubienie dwu pierwiastków, nazywano jajem filozoficzném (ovum philosophicum), bo w niém niby-to zalądz się miał kamień mędrców. Rozmaite procesa przechodzić musiało owe stadło nowożeńców, jako t o : spopielenie (cineratio), z czego otrzymywane ciało czarne (głowę kruczą), d a lé j: albificatio (wybielenie) i w téj fazie otrzymano ciało nazyw ano: „białym łabędziem", nakoniec, skoro po poddaniu mocniej­ szego ognia, mieszanina przybierze kolor czerwony i żółty, ja k szafran, będzie to właśnie „kamień mędrców" w swojej najwyższej doskonało­ ści. Tysiączne inne subtelności i term ina pomijamy, a raczej zmu­ szeni jesteśm y pominąć, ta k dalece zapuszczają się one w sferę allu- zyj matrymonialnych. Dodamy tylko, że pierwiastek męzki nazy­ wano też zalotnikiem, a odw rotny: dziewicą, oblubienicą i t. p. Sam wreszcie pracownik czarnej kuchni miał ty tu ł: filozofa węglowego, ogniowego (philosoplius per ignem).

Str. 51. N ie nawołujcież osławionej zgrai.

B rany czysto-psychologicznie tylko, wykrzyknik ten znaczyłby tyle, ile nasze wyrażenie „bodajbym nie wymówił tego w złą godzi­

nę“. Ale tu w ■wyrazach W agnera brzmią wierzenia w zaludnienie atmosfery naszej duchami-osobami i to sprawcami złego. „Są tam czterej królowie duchów, otoczonych tłumem demonów, ludziom szko­ dzących... tyfurg (twórca wyziewów), aplestus (nienasycony), filo- kreus (mięsolub), m ijastor (plamiciel) i nakoniec, w samym środku powietrza, nadwładca czterech królów : sarkoteus (mięsobóg)“ — mó­ wi Angelo Manzolli w poemacie: „Zodiacus vitae“ (Zwierzyniec ży­ cia).

S tr. 51. Pies czarny sadzi przez siewy i rżysko.

Uprzywilejowana postać, pod którą zwykł się ukazywać dyabel, dopóki chce zachować do czasu skromne incognito. Z resztą i w in­ nych księgach o Fauście czarny pudel towarzyszy mu (u W idmana, u Melanchtona i i.).

Str. 55. Salamandra, TJndena, klucz Salomona i t. d.

Jest-to szereg terminów kabalistycznych (co do bliższych szcze­ gółów odsyłamy czytelnika do książki W elłinga p. t . : „Opus mago- cabbalisticum“, albo, co przystępniejsze: Bruckera „Historia Philos.“). Salomonowi przypisywano „księgę cudów“, mocą których zaklinać miał duchy. K sięga ta ukazywała się w przekładach (z mniemane­ go oryginału hebrajskiego): niemieckim, włoskim, francuzkim, hi­ szpańskim i łacińskim (Claviculae Salomonis v. Theosophia pneuma- tica). Duchy elementarne, stosownie do tego, w jakiej dzielnicy mieszkają, (podług kabali) nazywają się: Salamandry (w ogniu), Undeny albo nimfy (w wodzie), Sylwani albo Sylfy (w powietrzu), Pigmeowie albo gnomy, koboldy (na ziemi). Incubus — domowy dyabel m ęzki; succubus= żeński.

S tr. 58. Ot ta na waszym progu pentagrama.

Fig ura geometryczna powstająca z pięciokąta foremnego, jeżeli na każdym jego boku jako na podstawie wystawimy tró jk ąt przedłu­ żając na zewnątrz dwa przyległe mu boki aż do spotkania się. P e n ­ tagram a w mitologii niemieckiej była figurą odstraszającą czarowni­ ce i złe duchy. U Pitagorejczyków była ona symbolem zdrowia. Tym razem F aust, kreśląc trójkąt zewnętrzny, przypadkiem nie do­ ciągnął linii kątowej, tak, że wystający róg pentagram y nie prze­ szkodził Mefistofelesowi wskoczyć do celi; ale trójkąt wewnętrzny wydostać mu się nie pozwolił.

Str. 60. Zgińcie, w y górne...

wyobrazić tu sobie należy obraz illuzyjnych zmian całego otocze­

n i a , wytwarzający się w duszy jego: ciemne sklepienie pracowni znika, mroki rozpraszają się, wyświeca się jasny widnokrąg, piękne krajobrazy i t. p.

Str. 66. Masz przysmak... złoto czerwone i t. d.

Złoto dyabłów i czarownic, podług wierzenia lu lu, ostatecznie okazuje się bryłkami węgla, drzazgami drzewa i t. p.

Str. 68. A podpiszesz krw i kapelką.

Podpisanie krwią należało do ceremoniału, o czem jest wzmianka w najdawniejszej „księdze o Fauście" i w „jasełkach". Przytem nie brak tu alluzyi do zmysłowości, której żywiołem je s t krew, a do której teraz F au st zwrócić się postanawia.

Str. 72 i następ. Mefistofeles i uczeń.

„Buty hiszpańskie1* rodzaj sznurówki ściskającej łydki, a więc = kleszcze, więzy. „Człowiek (powiada książę K arol August) a zw ła­ szcza niepospolity musi nosić dane sobie od Boga buty hiszpań­ skie1*.

Collegium logicum.

Jak o wstęp do metafizyki — i sama metafizyka ówczesna, tak zwana Wolfiańska w Lipsku, zdaniem Goethego, była tylko szer­ mierką wyrazów, terminów, określających rzeczy nominalnie tylk o.

„Złote drzewo" = rozkosz zmysłowa.

Encheiresis naturae.

Znaczy właściwie „ujęcie za rękę", opanowanie (owładnięcie n a­ turą). Chemia chełpi się, że niby owładła naturą, rozkładając ciała na pierwiastki, ale sama z siebie szydzi, gdyż tajemnicy sił nie prze­ nika.

Str. 83. Ongi król m iał dworzanina.

W ybranie skocznego, zwinnego owadu za godło dwornisiów, wci­ skających się do sfer najwyższych w państwie jest dowcipnym pomy­ słem. Szczególniej idzie tu poecie o wyszydzenie nepotyzmu.

U żyty w pieśni pijących str. 86 wyraz „kanibalicznie" przy­ pomina Szekspirowskiego K alibana (w „Burzy").

Scenę kuglarską z toczeniem wina z otworów w stole Goethe wziął z „Faustsage". Zupełnie też same cuda spotykamy (podług

tej księgi) na uczcie w Erfurcie. J a k wiadomo i czarownicom przy­ pisywano moc toczenia wina ze słupa. Zresztą, komiczna przygoda z „nosami" w piwnicy Auerbacka przypomina starożytne podania greckie o B achusie; i tam Likurg rozpłatał członki własnych dzieci, w tem złudzeniu, że obcina winogrona.

Str. 88. Kuchnia czarownic.

Najpoważniejsi komentatorowie całą scenę w „kuchni czarownic* uznają za utwór własny Goethego. D aty niektóre zaczerpał z Szeks­ pira (M akbeta); urządzenie kuchni spotykamy na miedziorycie ty tu ­ łowym do pisma L av atera „de spectris, lemuribus et yariis praesa- gitionibus" 1570 (O widmach, strachach nocnych i wróżbach). Oto scenerya m iedziorytu: na środku kocioł, z lewej strony czarownica, naprawo siedzi dyabeł i wyszczerza na nią zęby, w górze widać wiszącego drugiego dyabła, duchy czarodziejskie uwijają się naoko­ ło kotła, do którego dyabły wpychają węże, niedoperze, jaszczurki; po podłodze pełzają gady, żaby i t. p. — kości umarłych i zioła cza­ rodziejskie leżą w bezładzie naokoło, śmierć z kosą stojąca dopeł­ nia to sceniczne otoczenie. F a k t spadnięcia czarownicy kominem nie potrzebuje komentarza wobec tułających się i u nas zabytków czarowiarstwa. Zakreślenie koła i t. p. formy ceremoniału, ja k wia­ domo, wprowadza i Mickiewicz w „Ucieczce".

W podaniu Faustow i czary z cudownym napojem i w emfatycznej deklamacyi czarownicy komentatorowie (Diintzer, H artung i inni) upatrują alluzyą do obrzędów rytualnych i dogmatów opierając się na wzmiankach tego rodzaju u Goethego — naturalniej jednak bę­ dzie domyślać się tu ironicznych przygrywek do lekarzy-alchemi- ków, którzy eliksyry i specyfiki podawać byli zwykli chorym nie tyl­ ko do wypicia, lecz i do wierzenia.

Str. 102. Pieśń o królu tulijskim.

Jest-to znana ballada o wierności dochowanej kochance nawet po jej śmierci. A utor ,,Złotej legendy'4 miał może przed oczyma ten obrazek, kiedy w końcu poematu w usta dwojgu oblubieńcom k ła ­ dzie wzmiankę o pierścieniu F astrad y i przysięgę stałości, naw et po za grób sięgającej.

Nadmieniamy przytóm, że ballada ta pierwotnie miała postać nieco odmienną. W yszła ona poraź pierwszy w 1782 z melodyą i to ­ warzyszeniem fortepianu (muzyka Zygmunta Seckendorfa).

S tr. 119. Nie próżno twarz swoję ku mnie zwróciłeś w płomieniu.

Najwidoczniej w tym monologu leżą napomknienia billijne „o ukazaniu się bóztwa Mojżeszowi w krzaku gorejącym"'

Oto zastępy żyjących sprowadzasz przed oczy moje.

I tu również czuć oddźwięk mitu z Genezy o zwierzętach, które stanęły przed Adamem „aby im ponadawał imiona“.

Ostatecznem wreszcie potwierdzeniem tego zdania są wyrazy dalsze '•

W stają srebrzyste duchy pierwoświata

a więc są-to wspomnienia o przedwiecznej, rajskiej wspólności, b ra ­ terstwie i jednolitości człowieka z naturą.

Str. 120. Nieodczcpncgoś nasłał spól-wędrowca. (Mefistofelesa). Niektórzy badacze pojmują i ten dar optymistycznie; Faust, po­ dług nich, napomyka tu o potrzebie życia społecznego dla człowieka, którego Arystoteles już nazwał zwierzęciem politycznem (zóon poli- tikon). Wolimy jednak widzieć tu głos narzekania F au sta na to, że się go uczepił zuchwały, zimny towarzysz, który go do zmysłowości popycha, degraduje.

Str. 125. Powiedz mi, czcisz ty religią 9

Jeżeli, ja k powiedzieliśmy na wstępie, F au st ma być przede- wszystkióm poetyckim sprawozdawcą pojęć Goethego, tedy nie mógł on wybrać dla siebie charakterystyczniej szego przeciw-obrazu w sfe­ rze pojęć, ja k M ałgorzatę — wierzącą, katolicką. Z niniejszego trwożliwego wyw nętrzania się M ałgorzaty widać, że ona przeczuwa tu instynktowo w Fauście człowieka, stojącego na przeciwległym, nieznanym, niepojętym dla niej biegunie, i dlatego straszliwym. Nie ulega wątpliwości, że Goethe był spinozystą.

Str. 128. Oto jlaszeczkę. z kroplami przynoszę.

Co do „kilku kropli napoju", który uśpić miał matkę M ałgorzaty, koniecznem je st pewne wyjaśnienie, na którem waży się i stanowczo rozstrzyga kw estya etycznejnieskażoności dziewczęcia wobec upadku.

Stanowczo tedy zrozumieć potrzeba, że M ałgorzata mimowolnie, w ekstazie miłości, dolała za wiele kropli do wody, podanej matce. Str. 130. TJ zdroju.

„Co? jeszcze litujesz się nad n ią? “ (nad Basią).

Cały ten pręgierzowy ceremoniał, jakiem u poddawano upadłe dziewczęta, wziętym jest wprost ze świata ludowego. I wśród na­ szego długo zachowywał się — ba, i do tej chwili nie wygasł je ­

szcze — zwyczaj tej doraźnej pomsty obrażonego dziewictwa (ocze Piny).

Str. 132. Zajście na ulicy z Walentgpem.

Śmierć brata M ałgorzaty jest.n ie jak o ostatnią pieczęcią fatali­ zmu. F a u st (w połowie tylko własnowolnie) staje na pochyłości, z której cofnąć się niepodobna. Mężobójstwo jest tu ostatecznem przybiciem umowy z szatanem. K rytycy mają wiele do zarzucenia tej scenie, którą Goethe dodał do pierwotnej budowy poematu, pó­ źniej dopiero, bo w roku 1800. Uważają oni, że zabicie W alentyna jeszcze bardziej obnaża, publikuje sromotę nieszczęśliwej siostry, a tem samem osłabia przyszłe sytuacye (przed framugą N. Panny, oraz przed kościołem). Nie podzielamy tych skrupułów — raz zaci­ śnięty węzeł wspólnictwa z demonem nie rozluźniać się, ale wciąż tężeć i wzmagać się powinien.

Str. 134. Śpiewka Mefistofelesa: „Po co to tu?-4 i t. d.

Jest-to wolne naśladowanie piosenki ludowej, którą śpiewa Ofe- lia w Hamlecie (akt IV), i tam również (u Szekspira) spotykamy imię św. Walentyna. „Good morrow, ’tis Saint-Valentine’s day“ (dzień dobry, to dzień św. Walentego).

Str. 139. \o c Walpurgowa.

„Schierke" jest-to wieś nędzna najwyżej wzniesiona na Harcu. Niedaleko niej, na południowej stronie Brokenu leży Elend (Elends- thal i Elendsburg). Od „Schierke“ do szczytów Brokenu (Broks- bergu v. Blocksbergu) je st około trzech godzin drogi". Nie ma w ą t­ pliwości, że Goethe zasiadając do obrazu „Nocy W alpurgowej" miał przed oczyma poemat heroi-komiczny J . F . Loewen’a (1756) pod ta ­ kim samym tytułem „Noc W alpurgowa1*. „W ielka sobota czarownic", tak zwykła w procesach przeciw czarownicom, jeszcze zwykłej przy­ pada na noc św. Jakóba, św. J a n a (Sobótka).

„Kozioł i miotła1* — są to zwykłe lokomotywy czarownic. Iunas czarownice puszczają się na miotle w powietrze.

„Jakoś mi jeszcze zimowo na grzbiecie11. Mefistofeles jako duch zniszczenia, na widok odradzającej się natury, tylko wstręt czuć może.

„Błędny ognik-* i w naszych mitach ludowych przypomina świat czarodziejski, bo jest wskazówką miejsca ukrytych skarbów.

s tr. 141. Mammon.

W yrażać tu ma boga metalów, kryjących się w pokładach gór. Str. 143. Paulo.

Podług mitologii greckiej, dla pocieszenia Demetry bolejącej po stracie córki, Baubo odkryła się bez wstydu, tak, że Demetra, mimo- woli śmiać się musiała. Tu więc Baubo oznacza symbol bezwstydu. Str. 143. K ról JJryan.

Oznacza człowieka nieznajomego ; niekiedy i dyabeł nazywa się Uryanem (np. „Meister U rian“ u Burgera).

W zbijanie się, o jakiem tu wciąż jest mowa, oznacza nieustającą walkę pod rozmaitemi jej postaciami, czy to o byt, czy o sławę, wiedzę i t. d.

Str. 143. Dziecko się zgniotło.

Czarownice smarują sobie nogi i ramiona tak zwanym balsamem czarowniczym, to je s t tłuszczem dzieci umarłych bez chrztu.

Str. 144. Głos z dołu.

Ci, którym od ciągłego prania aż krwią ręce zabiegły, są-to kry ­ tycy, którzy wszędzie plamy tylko widzą; tu szczególniej poeta przymawia pismom: „Allgemeine deutsche Bibliotliek“, „Archiy der Z eit“, „Goettinger Anzeiger“.

Str. 144. Pnę się ju z od trzystu lat.

To alluzya albo do nauki (dźwigającej się od czasów odrodzenia}, albo, ja k inni tłómaczą, do pewnych m iast niemieckich, zacofanych- wśród ogólnego postępu.

Str. 144. Pół-czarownica {z dołu).

Oznacza mierne zdolności, pół-talenta rymotwórcze. Str. 145. Z drogi! przed księciem Yolandem.

Yoland, Yaland (a żeńskie: Yalandina, Yolandino, Yalenlina) są, to przydomki dyabła u poetów X I I i X I I I wieku.

Młoda czarownica naga, Dorobkowicz, A utor i coraz inne w ystę­ pujące postaci charakteryzują się jużto samym tytułem, jużto imie­ niem dobranem do charakteru. I t a k :

„Młoda czarownica bez okrywki" to zmysłowość rubaszna, mały świat, klujący się wśród świata wielkiego.

„Jenerał” ma być podług niektórych Dumouriez. „Minister", postać z epoki legitymistów.

„Autor“ skarży się na młode pokolenie pisarzy, jak się zdaje romantyków.

„Dorobkowicz* chwytający się stronnictwa monarchizmu, wkrótce zachwiać się mającego.

„Czarownica-tandeciarka", w niej Goethe chciał przedstawić typ eleganckich intryg „de la haute volee" ku wielkiemu zmartwie­ niu szatana wówczas już wywołany z obiegu.

Str. 148. „Lilit" — podług podania rabbinistycznego, przed Ew ą Adam miał za żonę, piękną ale złośliwą Lilith (Lilis, Lamia), która, pokłóciwszy się z mężem, uciekła i dyablicą została. Ma ona być szczególnie zgubną dla ludzi, zabójczy jej wpływ na dzieci męzkie rozciąga się aż do 8-go a na żeńskie do 12-go roku ich życia. Przedewszystkiem zaś lubi ona zwodzić mężów, z któremi płodzi dyablęta.

Str. 148. „Proktofantazmista". Jest-to znany w swoim czasie księgarz berliński, Fryderyk Nicolai, który zasłużywszy się dosyć poważnie literaturze, następnie wmieszał się do rzędu ówczesnych luminatorów (Aufklarer), i uwziąwszy się naprzód przeciwko przesą­ dom (o duchach, strachach i t. d.) zamarzył o wyparciu ze świata wszelkiej poezyi, wszelkiego ideału, o wypędzeniu — razem z duchami — i ducha. Ale, jak mówiono ironicznie: „duchy zemściły się w końcu nad nim-*: popadł w chorobę umysłową, w wizyonerstwo, zdawało mu się, że widzi postaci jakieś osób żywych i umarłych. Wśród podo­ bnych ataków pomagał sobie pijawkami („proktos“ po grecku zna­ czy: kiszkę odchodową albo jeszcze coś blizkiego). Do rzędu wy­ bryków fantazyi w peryodzie wizyonerstwa należy jego traktat p. t. „Przykład ukazania się pewnych fantazmatów", gdzie jest mowa o straszeniu w Teglu (późniejszej majętności Humboldta).

Str. 149. „Mysz czerwona" Jest-to własność czarownic, że im podczas snu koty lub myszy z ust wyskakują.

Str. 150. „Meduza" jest tu pojęciem mitologicznem assymilo- ] wanem do podania o św. Dyonizym, który, po ścięciu swojem, niósł głowę własną pod pachą dwie mile.

Str. 151*

Sen nocy Walpurgowéj, czyli złote wesele Oberona i Tyfanii. Intermezzo.

Intermezzo Goethego przypomina komedyą Szekspira „Sen nocy letniej".

„Oberon" utworzone z Alberon, Alberich albo Elberich (król Elfów).

„Tytania" jest-to królowa Elfów, ta sama, która w Romeo i Julii ma imię Mab (przypominamy czytelnikowi o cudownym poe­ macie Shelley’a p. t. „Królowa Mab).

„Puk" bardzo spokrewniony z naszym Chochlikiem, duch figlar­ ny, zwodzący i omamiający ludzi.

„Aryel“ duch powietrza.

Wszystko to są postaci Szekspirowskie.

Co do innych postaci, Goethe, podobnie jak Dante w Komedy» Bozkiéj, poumieszczał w „Nocy Walpurgowéj" przedstawicieli roz­ licznych kierunków, tak naukowych, jak społecznych lub artysty­ cznych. Przedmiotowym tytułem do wprowadzenia całej niniejszej dowcipnej sceny była dla Goethego ta myśl, że Mefistofeles pragnie rozerwać Fausta, któremu Meduza przypomniała jego Małgorzatę.

„Miedyng" był-to reżyser teatru w Wejmarze, znany ze zdolno­ ści swojej w rzeczach maszyneryi scenicznej; Goethe żartobliwie nazywał go „dyrektorem natury" i wspominał o nim z uznaniem. Str.

152—154.

Duch, Móry się kształtuje.

Alluzya do poetów początkujących, a mianowicie, jak mniema Hartung, do braci Stolbergów.

„Ciekawy podróżnik" to znów F. Nicolai, który nie wierzy, aby piękny bożek Oberon mógł się ukazać rzeczywiście.

„Artysta północny" prawdopodobnie sam Goethe.

„Prawowierny (Ortodoks)" pojmujący sztukę z punktu chrystya- nizmu, a więc przeciwnik plastyki greckiej.

„Purysta" Joachim Henryk Campe, który żądzę oczyszczenia języka niemieckiego aż do śmieszności posuwał.

„Hennings" szambelan duński, który przeciwko „Kseniom" (dru­ kowanym w Almanachu Schillera) wystąpił z ostrym protestem, nie szczędząc docinków; za to też dostał się tu pod chłostę. Jego też domyślać się należy i niżej pod osobami: „Muzagety i Byłego Ge­

W dokumencie Faust. Cz. 1 i 2 (Stron 169-200)

Powiązane dokumenty