ANACHRONIZM W KONSTRUOWANIU CZASU W URODZI E ŻYCI A
19 Oczywiście, gdy nie weźm iem y pod uwagę anachronizmu czasu
34 Kazim iera Zapałowa
kroku. W m asowej ucieczce sw ojej w ydaw ały przyciszony, niespokojny syk. Ten syk rozlegał się w ciem ności i niepokoił ucho jak ciche w ołanie z ziemi. Noc zeszła czar na, duszna. Brzask w stającego księżyca zamajaczał w topielach ruchomych. Piotr poczuł znowu w ielkość sw ego pragnienia i niezgłębioność tęsknoty za duszą Tatiany. Śniło mu jię na jawie, że to ona głosem morskich żyjątek woła z ziemi, pieszczot liw ie povAarzając jego im ię (s. 370).
Uprzejmy gospodarz nie pozw olił gościow i czuć się w osamotnieniu [...] przybysz z odlegtych krajów pożądał rozmowy polskiej, lecz słowo polskie ledwo przeciskało się w tym tow arzystw ie (s. 356).
Przykłady te ilustrują ten rodzaj narracji, gdy ..punkt obserw acyjny” um iesz czony jest w św iadom ości bohatera prowadzącego. Czytelnik poznaje św iat otaczający i m yśli tego bohatera. Innych poznaje tylko zew nętrznie, tak jak m ógł ich w idzieć Rozłucki. Jest to tzw. narrator z perspektyw ą jednopostaciową, 0 czym pisał Henryk M arkiewicz 20.
Nie jest to jedyny rodzaj narratora, jaki wyróżnić można w om awianym utworze. Czasem w ystęp u je tu tzw . narrator „w szechwiedzący”, czyli posiada jący nieograniczoną w iedzę o środowisku, w iedzę szerszą od bohatera. Na przy kład w m om encie egzam inów:
G enerałowie siedzieli na sw ych m iejscach jak wmurowane w ścianę posągi. Tylko lodowate, niepostrzeżone uśm iechy błądzące po ich twarzach św iadczyły, że są to ludzie, którzy pilnie czuwają nad swą i cudzą karierą lub karkołomną ruiną (s. 14).
Lub w czasie m od litw y Rozłuckiego w kościele Notre-Dam e:
Piotr w patrzył się w ten posąg, w m yślił w dzieje Joanny i oto z jego serca w y- buchnęło błaganie do bohaterki, ażeby jej dusza ocknęła się w duszy Tatiany. Nie w iedział, czego chce, co czyni, nie przypuszczał nawet, że się modli [...]. W chw ili tej nieobecną Tatianę m iał na sw ej piersi i obejm ował ją rękoma ducha. Długo tak na daremnie płonął przed kam iennym posążkiem (s. 103).
Stał się na nowo starym sobą, nie tym młodym człowiekiem, który tu przyjechał 1 uczestniczy w przyjemnej ekskursji — lecz w stąpił do ciemnicy sw ej duszy. Bo istniał w nim jakby podświadomy schów, o którym nie w ie nikt, i o którego istn ie niu on sam nie w iedział (s. 234).
Wiedza narratora jest tu szersza niż w iedza bohatera prowadzącego. Zna on przyszłość (zdanie: „długo tak nadarem nie płonął”) albo teraźniejszość lepiej niż sam Piotr (zdanie: „nie przypuszczał naw et, że się m odli”). Narrator w ie, że to była m odlitwa, z czego głów n y jej aktor nie zdaje sobie sprawy. Byw ają takie rozdziały, gdzie narrator ogląda wydarzenia z boku, jedynie rejestruje je:
Czarny orszak posuw ał się z wolna, szeroką drogą przez puste i mroczne pola ku odległem u cmentarzowi (s. 197).
10 H. M arkiewicz G łów n e proble m y w ie d zy o literaturze, Kraków 1965, s. 168. Dalsze terminy rodzajów narratora także zaczerpnięte zostały z wymienionej pracy.
Nad karta m i „Urody życia” Stejana Żeromskiego 35
Z wolna, z wolna, ludzie zataczali półkole, zsuwali się coraz szczelniej, stając z bliska, ramią przy ram ieniu (s. 199).
Jest to tzw. narrator neutralny, nie angażujący się, nie interpretujący czy oceniający.
Narrator w om awianej pow ieści nigdy nie zwraca się bezpośrednio do czy telnika. Ten ostatni n ie istnieje w utworze, choć niekiedy można sądzić, że narrator próbuje nawiązać z czytelnikiem pew ną łączność. Przypom nijm y jeszcze raz m odlitw ę Piotra z Notre-D am e:
...i oto z jego serca buchnęło błaganie... (s. 103).
K ażdy czytelnik, bez późniejszego kom entarza narratora: „nie przypuszczał naw et, że się m odli” (s. 103) — w ie, że to jest m odlitw a i późniejsze w yjaśnienia narratora są tu chyba próbą porozum ienia m iędzy nim a odbiorcą utworu. Czasem narrator kom entuje pew ne zjawiska. Oto przykłady: „Głowę [mowa o generale P olenow ie — przyp. K. Z.] — na przekór zdaje się jej dążeniom poufnym — trzym ał zadartą do góry” (s. 45). Podobnym przykładem, kom en tującym m yśli Piotra o „szklanej epoce”, jest zdanie: „takie to były niedo rzeczne koszmary, które się sam otnem u oficerowi ukazyw ały” (s. 295).
N iekiedy zdarza się, że autor pow ieści nie potrafi zachować pełnej rezerw y w stosunku do narratora abstrakcyjnego, przez co osłabia typow ość tegoż. W ypowiada sw oje osobiste sądy — komentarze, oparte na mniej czy bardziej
konkretnych w łasnych doświadczeniach. Przypom nijm y choćby fragm ent
z I rozdziału:
Przesunął się przed ław kam i [mowa o jednym z profesorów — przyp. K. Z.], w ykonał ręką nieokreślony, niem al kabalistyczny znak. Znikł jak cień. Przez chw ilę słychać było ostrożny podźwięk jego ostróg, najbardziej odpowiedni, specjalny śro dek do potrącenia naprężonych nerwów (s. 7).
Sądzić należy, że dźw ięk ostróg nie w y w o ły w a ł na uczniach szkoły oficerskiej specjalnie nieprzyjem nego wrażenia, podobnie jak tony skrzypiec nie są w sta nie w yw ołać zdenerw ow ania studenta szkoły m uzycznej (o ile są to oczyw iście tony czyste), ale n iem iłe w rażenie może sprawić dźw ięk ostróg na człowieku cyw ilnym , którem u zdarzyło się słyszeć je przy okazji jakiegoś aresztowania, rew izji itp.
M ówiąc o ukształtow aniu czasowym odnotow aliśm y tzw. zgęszczenia i rozsze rzenia czasu pow ieściow ego. Sprawa ta łączy się z inną, którą rozpatrzym y tutaj. Mowa o tem pie narracji, czyli stosunku rozpiętości w ydarzeń pow ieściow ych do czasu trwania opow iadania o nich.
Jak niejednostajne jest tempo narracji poszczególnych rozdziałów, ilustrować m ogłyby przykłady, gdy opowiadanie o jednym w ydarzeniu rozciąga się na kilku stronach (np. rozdział IX części I), a o w ielu niejednostkow ych m ieści się na takiej samej ilości stron (np. rozdział I części I).
Krótki okres czasu, jedno w ydarzenie, rejestruje narrator bardzo w nikliw ie, przedstawia m iejsce, czas, okoliczności, w ygląd osób i stany w ew nętrzne boha tera — przez co znacznie zw alnia tempo. W innych przypadkach bardzo je przyśpiesza om awiając skrótowo sytuacje i uczucia.
36 Kazimiera Zapałowa VI
Postaci U rody życia, tak jak i innych powieści Żeromskiego, są ukazywane i charakteryzow ane w rozm aity sposób. Zastosowuje tu autor tzw. pośrednie sposoby charakterystyki. Pierwszym takim sposobem jest ukazyw anie czynów charakteryzujących daną postać. Ilustrować to zjawisko może paryska rozmowa generała P olenow a z Piotrem , w czasie której stary generał ukazuje młodemu porucznikowi perspektyw y kariery w ojskow ej, jaką dla niego planuje, i podobna rozmowa m iędzy Rozłuckim a Nastawą. Stosunek Piotra — tak do jednej, jak do drugiej propozycji — jest negatyw ny, z czego w ysnuw am y w niosek, że Piotr w sw ym życiu zam ierzał zdobywać w szystko o w łasnych siłach, nie chciał kariery za cenę w yrzeczenia się swej polskości czy też za cenę jakiegokolw iek uzależnienia od hrabiego Nastawy, którym pogardzał.
Drugim pośrednim sposobem charakteryzowania postaci są w ypow iedzi o nich innych osób powieściowych. Na przykład: Piotr charakteryzuje Tatianę w rozmowie z nią:
Ty nie jesteś niczemu winna, bo jesteś dziecko. Ale w tobie, w dziecku, streszcza się świat, który cię w ydał. Narody się mordowały, zbrodnie pokrywały się zbrod niami, konali ludzie w kajdanach, a ich śmierć na nic się nie zdała — pom yśl — m arli po rowach dalekiej drogi, a nic im dotąd nie dało zadośćuczynienia. Marli po to, żebyś ty mogła być w esoła, jak jesteś [...] Ty jesteś dziecko zbytku (s. 167— 168).
Ksiądz W olski m ów i do Piotra o pannie Małgorzacie:
Ta panna była warta, żeś ją obronił, żeś się o nią rąbał i poniósł rany (s. 209).
Przytoczone fragm enty inform ują o pew nych cechach charakterystycznych. Tatiana — to w ych ow an a w zbytku, luksusie dziewczyna, która przyw ykła do niego tak absolutnie, że trudno wyobrazić ją sobie w innych warunkach, a pan na Małgorzata to -— według opinii księdza — szlachetna Polka.
Istnieją także w pow ieści, przeważnie krótkie, odautorskie, charakterystyki bezpośrednie, np. „na ogół biorąc Tatiana była uparta i skryta” (s. 109). Rola ich polega na tym , że podkreślają cechy om ówione pośrednio. Są one rzadkim w powieści sposobem charakteryzowania. Częściej w ykorzystuje autor w yżej om ów ione sposoby pośrednie.
Zajm ijm y się bliżej charakterystyką bohatera prowadzącego. Jest to kreacja przedstawiona w sposób dynamiczny. W czasie trwania akcji ulega znacznym przemianom. Poznajem y Piotra jako m łodego porucznika, z przekonań i w y chowania, jak sam m ów i, jest „prawosławny i ruski”. Pod w pływ em nowo powstałej m iłości do zm arłego ojca, który ukochał Polskę i w alcząc o jej w o l ność zginął, a także dzięki zainteresowaniu życiem ludzi w Przyw iślańskim Kraju, przeobraża się w patriotę.
Charakterystykę Rozłuckiego pogłębił autor przez ukazanie go w sytuacji konfliktow ej. Bohater m usi dokonać wyboru. M ożliwość szybkiej kariery w oj skowej i m iłość Tatiany przeciw staw ione zostały rozbudzonym uczuciom do tej szarej ziem i i polskiego ludu, które pokochał jego ojciec.
Nad karta m i „Urody życia ” Stefana Żeromskiego 37
Trudno jest zrezygnować ze szczęścia osobistego, którego uosobieniem jest Tatiana. Ona jednak inaczej niż Joasia z B ezdom nych spogląda na „polską ponurość” Piotra. N ie rozumie jego sm utku, rozterek, nie potrafi m u pomóc. Dlatego musi dojść do rozstania.
Bohater prowadzący, jak już było wcześniej powiedziane, nie został w po w ieści ukazany dzień po dniu. Nie ma tutaj ciągłości zachodzących w nim zmian. Autor, rozwijając akcję na długi, dwudziestoparoletni okres czasu, nie był w stanie zanotować, jak przebiega cały rozwój osobow ości Piotra. O św ietlił w ięc pisarz m om enty charakterystyczne, przełom owe, w ęzłow e, które m ogą orien tować w zachodzących przemianach.
Do takich w ęzłow ych m om entów zaliczamy: pierw sze spotkanie z Tatianą, paryską rozm owę z nią, gdy Piotr opowiada o zm arłym ojcu, odkopanie m ogiły, bójkę w restauracji, śm ierć Tatiany, rozm owę Piotra z N astaw ą w jego po w ozie, uw olnienie w ięźniów , udział w procesie księdza W olskiego, decyzję w y jazdu do Am eryki, lot aeroplanem.
W przeciw ieństw ie do bohaterów Prusa czy Orzeszkowej, o których w y g lą dzie zewnętrznym można powiedzieć dość dużo, u Żerom skiego poznajem y bohaterów ,,od w ew nątrz”. Do końca pow ieści nie bardzo w iem y, jak Piotr w ygląda, jakiego jest wzrostu, jaki ma kolor w łosów , karnację itp., ale znamy za to stan jego duszy.
Odczuwa się w zw iązku z tym dużą dysproporcję m iędzy czynam i, bezpo średnim działaniem , a całym św iatem w ew nętrznym bohatera, jego m yślam i, marzeniami i przeżyciami duchowym i. Przeżycia te przedstaw ione zostały w utworze w rozmaitych formach językow o-stylistycznych. Zastosował autor tzw. m owę pozornie zależną:
Uczuł jej ramię oparte o sw oje ramię, rozkoszny nacisk, który był już częścią jego zm ysłowej jaźni — m iękki zwój w łosów na policzku... Tyle już dni, tyle już nocy tych w łosów ustam i nie muskał... Jakże? Wróciła się! Zadrżało jej w ierne serce — i tak niezgłębiony krzyk m iłości był w jej głębokim wzroku. Taka w jej twarzy pokora i taki szczery wstyd! Jawnogrzesznicy Chrystus przebaczył, a on? Postąpił z nią w tej stanowczej chw ili nie tylko jak kat, lecz jak gruby, brutalny cham! (s. 181).
M onolog Piotra przytoczony tu został w trzeciej osobie, ale z zachowaniem cech w łaściw ych w ypow iedzi bezpośredniej. Mowa pozornie zależna nie jest w powieści jedynym sposobem ukazyw ania przeżyć. Uczucia Rozłuckiego prze kazane są często w sposób m etaforyczny. Zjawisko to ilustrują następujące przykłady:
Gdzieś w piersiach nastąpiło na skutek tego okrzyku coś, jak pęknięcie k rw io nośnej żyły (s. 179).
Z oczu jego — och, nie z oczu, lecz z rany przebitego serca poczęły lać się sa m otne łzy (s. 179).
Szaleństwo płom ieniem zapaliło się w kościach głowy. M yśli pękły i rozprysły się (s. 180).
W ściekły, niem al zwierzęcy rzut m ęczarni i płom ienisty w ybuch dumy porwał się z piersi na nowo i zamarł na ustach (s. 181).
38 K azim ie ra Zapałowa
Mocne i stałe cierpienie poczęło w ysysać wszelką rację i w szystką siłę bytowania (s. 183).
Już słowa: szaleństw o, w ściekły, męczarnia — sugerują olbrzymią siłę, gw ałtow ność uczuć prezentow anych. N ie należy to u Żeromskiego do zjaw isk w yjątkow ych. Podobnie ukazyw ane są przeżycia innych pow ieściow ych boha terów: Judym a, Rafała, Salom ei, E w y czy Nienaskiego.
W każdej pow ieści znaleźć m ożna fragm enty przedstawiające silne uczucia z pomocą m etafory w ziętej najczęściej ze sfery zjaw isk fizycznych i fizjolo gicznych (pęknięcie, zapalenie, rozpryśnięcie, wybuch, ssanie itp.).
Oprócz w ym ienionych sposobów prezentowania stanów w ew nętrznych boha tera w ystępuje w pow ieści rów nież monolog w ew nętrzny w swojej tradycyjnej, tzn. pełnozdaniowej odmianie. Forma ta należy do rzadkości. Jest łatw a do zauważenia, gdyż zawsze sama w ypow iedź bohatera zamknięta jest cudzysło w em :
Przem knęła m yśl w gorzkim uśmiechu: „I to dla tej panienki tak strasznie skrzywdziłem Tatianę, że aż rzuciła się w ramiona Roszowa!” (s. 226).
„Nie jest to widm o z tragedii, nie jest to postać ukazująca się w e snach, lecz i nie gąska” m yślał sam do siebie pomiędzy sentencjami, które form owały się i układały w zdania (s. 225).
Omawiając sprawę w ew nętrznych przeżyć bohatera trzeba wspom nieć o roli przyrody, która zaw sze odpow iednio harmonizuje, dopełnia „stan duszy”. Blask księżyca, szept rzeki, kolor kw iatów , w on ie ziół — w szystko w iąże się z tym , co w danej chw ili czuje bohater.
Inaczej zgoła konstruow ane są przez pisarza postacie kobiece. Opis w yglądu zewnętrznego jest tu w łaściw ie regułą. Do om ówienia tego w yglądu dochodzi zawsze przy pierw szym spotkaniu z bohaterem prowadzącym. Tak jest w w y padku M ałgorzaty w pociągu:
Na przeciwległej ławce, również pod oknem, siedziała młoda osoba. Młoda osoba m iała już na pew no siedem naście lat, ale n iew iele ponad to. B yła bardzo urocza w swym niem al dzieciństw ie a już kobiecości. Zdjęła była skromny, słom kowy kapelusz i ciem ne jej w łosy, w sposób w ysoce oryginalny zaczesane na bok, lśniły w porannym słońcu. Twarz m iała zaróżowioną, nos prosty, usta bardzo ładne [...], Jej prosta, jednostajna suknia liliow ego koloru nie była zmięta ani zakurzona [...]. Jej w łosy i cera twarzy — to był łan dojrzałej pszenicy (s. 21).
Podobnie w m om encie spotkania z Tatianą, z tą jednak różnicą, że opis w yglądu córki generała jest znacznie obszerniejszy, ponad dwustronicowy.
I przy tej okazji zauważyć trzeba, że Żeromski czyni postacie kobiece, które pokocha bohater, istnym i cudam i piękności, w dzięku, harmonii, w ów czas gdy w stosunku do innych jest znacznie bardziej pow ściągliw y.
Można przypuszczać, że panna M ałgorzata w ydaje się hrabiem u N astaw ie najcudow niejszą istotą na ziemi. G dybyśm y zatem poznali ją oczyma hrabiego, byłby to opis rów nie obszerny i przekonyw ający, jak ten ukazujący uroki Ta tiany widzianej przez Piotra. Przy każdej niem al okazji spotkania z piękną kobietą autor opisuje jej strój, jeśli nie cały, to jakiś jego szczegół. W czasie spotkania w parku Tatiana ubrana była w pluszow y paltocik, duży kapelusz ze
Nad karta m i „Urody życia ” Stefana Żeromskiego 39
strusim i piórami. Miała także puszystą, skunksową m ufkę. Do szpitala przyszła odw iedzić Piotra w olbrzym im m odnym kapeluszu i paryskiej narzutce, błękitna i woniejąca. Gdy odw iedziła chorego Piotra w jego pokoju, m iała na sobie lekki kostium błękitny.
Przykładów tego typu znaleźć można w powieści bardzo dużo. Ogólnie okre ślić można, że postacie kobiece charakteryzowane są „od zewnątrz"’, czasem tylko w ystępują om ów ienia ich w ew nętrznych przeżyć. Ilustruje to zjawisko rozmowa w domu Ościeniów, po przyjeździe Piotra:
Jej w ewnętrzne przeżycie tamtego wypadku — [mowa o bójce w restauracji, której przyczyną i świadkiem była panna Małgorzata — przyp. K. Z.] — najw idocz niej nie m ieściło się w klubach doskonałego wychowania i raz w raz wydobywało na zewnątrz w postaci spojrzeń, gry twarzy, a nawet gestów niezupełnie tam ow a nych. Była to rzecz oczywista, że panna Małgorzata m iałaby bardzo w iele do p ow ie dzenia gościowi na tem at owego zajścia, m iałaby cały szereg pytań, żądań w yjaśn ie nia sytuacji i swoich uwag niem ało — ale na to wszystko nie pozwalał kodeks, który stał się jej drugą naturą, tak dalece mu podlegała. Piotr dojrzał to inne, głębokie życie, płynące pod zewnętrzną powłoką, ukryte za m niemanym spokojem twarzy i ruchów. B aw ił go widok tych dwu sił tak widocznych w sposobie zacho w ania się tej młodej panny, równych co do mocy, a opanowanych jedna przez drugą — siły wychow ania i siły w ewnętrznej, niesfornej jak kręta i wartka rzeka (s. 225).
Cechy charakteru Tatiany poznajem y także z jej w łasnych wypow iedzi :
Ja nie jestem zdolna, ale potrafię być uparta [mówi do Piotra — przyp. K. Z.]. Jestem inna — to prawda, nie umiem nic a nic, ale się zmuszę. Jeśli to trzeba uczyć się czego, będę się uczyć (s. 166— 167).
Postaci dalszoplanowe ukazane są przeważnie „od zew nątrz”, tak jak je w idzi bohater prowadzący. Czasem w iedza o nich jest szersza, niż m ógł ją miec w danej chw ili Rozłucki, jest to w iedza narratora znającego środowisko. Przy kładem m oże być charakterystyka generała Polenow a (rozdział V), z której dow iadujem y się, że lubił on porządek, był z w ykształcenia artylerzystą, w dow cem itp„ aby dow iedzieć się później tego, co Piotr m ógł zaobserwować, że Po- lenow
był suchym, w ysokim mężczyzną. Łysinę zam askowywał wichrem z w łosów wyhodowanych pieczołowicie na lew ym flanku czaszki. N osił krótko przystrzyżone bokobrody na modłę późnomikołajewską, które zbielały do szczętu (s. 44—45).
Jeśli w którejś z dalszoplanowych postaci dom inuje jakaś cecha, poznajem y ją jak za pomocą ołówka karykaturzysty. Na przykład postać hrabiego N astaw y jest skonstruowana w taki sposób, że uw idoczniona została w szczególności jego obłuda.
W charakterystykach brak jest w artościow ania postaci i ich czynów (dobry— zły). Autor i stw orzony przez niego narrator nie oceniają ani pobudek, ani sa m ych czynów poszczególnych postaci, czy to będą osoby pierw szo-, czy dalszo planow e.
Jeśli dow iadujem y się o dziejach postaci pow ieściow ych, które m iały m iejsce w przedakcji, to dochodzi do tego najczęściej nie w toku narracji, ale w form ie opowiadania o sobie, w spom nienia itp. Tak na przykład opow iada o sobie ksiądz W olski (kościelna kariera), a w III części pow ieści — G ustaw Bezmian.
40 Kazim iera Zapałowa
VII
S tyl U rody życia jest bardzo zróżnicowany tak w dialogach, jak i w partiach narracji odautorskiej. W dialogach wykorzystana została tzw. „mowa ustna”, polegająca na w prow adzeniu w yrażeń potocznych, zdań nom inalnych, niedo powiedzeń itp.
Dzięki zastosow aniu tych środków dialogi są ważnym m ateriałem służącym do poznania poziomu um ysłow ego i środowiska, do którego należy dana postać.
Przypom nijm y choćby rozm owę Wiktora z ojcem:
— Stodołę mi kiedy spalisz tą twoją latarnią... — mruknął do syna stryj Michał. — Wody tu Pan Jezus nie poskąpił, to się ogieniaszek zaleje w nagłym razie. Potem można będzie wziąć pełną asekurację — i „partia”.
— Tak, tobie zawsze w głow ie frazesy.
— Jako, że się na adwokata „obuczam”. A stodoła teraz pusta jak frazes — przed nówek w niej widać nieuświadom ionym okiem. Ani cebulki, ani w co wkrajać. Doskonale się w niej naukowe pewniki rozlegają. Już też papuś dobrodziej jesteś bogacz cwany — no (s. 39).
Użyta tu została potoczna m owa, charakterystyczna dla środowiska studen ckiego. Wyraz „cw any” uznać można za żargonowy. Cała w ypow iedź Wiktora utrzymana jest w tonie drw iącc-dobrotliw ym .
O w iele w ażniejszy od dialogów i bardziej interesujący dla analizy stylistycz nej jest materiał narracji odautorskiej. W om awianej powieści jest on prezen tow any v/ sposób różnorodny. N ie jest to tylko rejestrująca, obiektyw na relacja. Żeromski rozwija w narracji pierw iastki em otyw ne, używa słów w yrazistych, oceniających i klasyfikujących:
Byli to oficerowie piechoty, ryfy rozmaitego kalibru i rozmiaru, przeważnie ku dłate, brodate i kostropate. Naczelne wśród nich m iejsce w końcu stołu zajął kapitan Sorokin, gruby opój, z twarzą jak rondel i sterczącym i kudłami wąsów (s. 137).
Sama była nie to, że nieśm iała, lecz jakoś sennie, marząco pogrążona w sobie. W ewnętrzne w esele, wyniosła i niepobłażliwa ironia, w łasny świat ufundowany na śmiechu — przezierał przez ową zewnętrzną mgłę jak promień. Słońce, padając z w ielkich drzwi szklanych, ozłociło jej policzki i przebiło zwój w łosów nad czo łem przeczystej białości (s. 46).
Uśm iechnęła się z okrucieństwem . Po chw ili cisnęła książkę na stół i patrzyła na nią strasznym i oczyma, podparłszy głow ę rękami. Śliczne jej palce zapuszczone