• Nie Znaleziono Wyników

Oczywiście, gdy nie weźm iem y pod uwagę anachronizmu czasu

ANACHRONIZM W KONSTRUOWANIU CZASU W URODZI E ŻYCI A

19 Oczywiście, gdy nie weźm iem y pod uwagę anachronizmu czasu

34 Kazim iera Zapałowa

kroku. W m asowej ucieczce sw ojej w ydaw ały przyciszony, niespokojny syk. Ten syk rozlegał się w ciem ności i niepokoił ucho jak ciche w ołanie z ziemi. Noc zeszła czar­ na, duszna. Brzask w stającego księżyca zamajaczał w topielach ruchomych. Piotr poczuł znowu w ielkość sw ego pragnienia i niezgłębioność tęsknoty za duszą Tatiany. Śniło mu jię na jawie, że to ona głosem morskich żyjątek woła z ziemi, pieszczot­ liw ie povAarzając jego im ię (s. 370).

Uprzejmy gospodarz nie pozw olił gościow i czuć się w osamotnieniu [...] przybysz z odlegtych krajów pożądał rozmowy polskiej, lecz słowo polskie ledwo przeciskało się w tym tow arzystw ie (s. 356).

Przykłady te ilustrują ten rodzaj narracji, gdy ..punkt obserw acyjny” um iesz­ czony jest w św iadom ości bohatera prowadzącego. Czytelnik poznaje św iat otaczający i m yśli tego bohatera. Innych poznaje tylko zew nętrznie, tak jak m ógł ich w idzieć Rozłucki. Jest to tzw. narrator z perspektyw ą jednopostaciową, 0 czym pisał Henryk M arkiewicz 20.

Nie jest to jedyny rodzaj narratora, jaki wyróżnić można w om awianym utworze. Czasem w ystęp u je tu tzw . narrator „w szechwiedzący”, czyli posiada­ jący nieograniczoną w iedzę o środowisku, w iedzę szerszą od bohatera. Na przy­ kład w m om encie egzam inów:

G enerałowie siedzieli na sw ych m iejscach jak wmurowane w ścianę posągi. Tylko lodowate, niepostrzeżone uśm iechy błądzące po ich twarzach św iadczyły, że są to ludzie, którzy pilnie czuwają nad swą i cudzą karierą lub karkołomną ruiną (s. 14).

Lub w czasie m od litw y Rozłuckiego w kościele Notre-Dam e:

Piotr w patrzył się w ten posąg, w m yślił w dzieje Joanny i oto z jego serca w y- buchnęło błaganie do bohaterki, ażeby jej dusza ocknęła się w duszy Tatiany. Nie w iedział, czego chce, co czyni, nie przypuszczał nawet, że się modli [...]. W chw ili tej nieobecną Tatianę m iał na sw ej piersi i obejm ował ją rękoma ducha. Długo tak na­ daremnie płonął przed kam iennym posążkiem (s. 103).

Stał się na nowo starym sobą, nie tym młodym człowiekiem, który tu przyjechał 1 uczestniczy w przyjemnej ekskursji — lecz w stąpił do ciemnicy sw ej duszy. Bo istniał w nim jakby podświadomy schów, o którym nie w ie nikt, i o którego istn ie­ niu on sam nie w iedział (s. 234).

Wiedza narratora jest tu szersza niż w iedza bohatera prowadzącego. Zna on przyszłość (zdanie: „długo tak nadarem nie płonął”) albo teraźniejszość lepiej niż sam Piotr (zdanie: „nie przypuszczał naw et, że się m odli”). Narrator w ie, że to była m odlitwa, z czego głów n y jej aktor nie zdaje sobie sprawy. Byw ają takie rozdziały, gdzie narrator ogląda wydarzenia z boku, jedynie rejestruje je:

Czarny orszak posuw ał się z wolna, szeroką drogą przez puste i mroczne pola ku odległem u cmentarzowi (s. 197).

10 H. M arkiewicz G łów n e proble m y w ie d zy o literaturze, Kraków 1965, s. 168. Dalsze terminy rodzajów narratora także zaczerpnięte zostały z wymienionej pracy.

Nad karta m i „Urody życia” Stejana Żeromskiego 35

Z wolna, z wolna, ludzie zataczali półkole, zsuwali się coraz szczelniej, stając z bliska, ramią przy ram ieniu (s. 199).

Jest to tzw. narrator neutralny, nie angażujący się, nie interpretujący czy oceniający.

Narrator w om awianej pow ieści nigdy nie zwraca się bezpośrednio do czy­ telnika. Ten ostatni n ie istnieje w utworze, choć niekiedy można sądzić, że narrator próbuje nawiązać z czytelnikiem pew ną łączność. Przypom nijm y jeszcze raz m odlitw ę Piotra z Notre-D am e:

...i oto z jego serca buchnęło błaganie... (s. 103).

K ażdy czytelnik, bez późniejszego kom entarza narratora: „nie przypuszczał naw et, że się m odli” (s. 103) — w ie, że to jest m odlitw a i późniejsze w yjaśnienia narratora są tu chyba próbą porozum ienia m iędzy nim a odbiorcą utworu. Czasem narrator kom entuje pew ne zjawiska. Oto przykłady: „Głowę [mowa o generale P olenow ie — przyp. K. Z.] — na przekór zdaje się jej dążeniom poufnym — trzym ał zadartą do góry” (s. 45). Podobnym przykładem, kom en­ tującym m yśli Piotra o „szklanej epoce”, jest zdanie: „takie to były niedo­ rzeczne koszmary, które się sam otnem u oficerowi ukazyw ały” (s. 295).

N iekiedy zdarza się, że autor pow ieści nie potrafi zachować pełnej rezerw y w stosunku do narratora abstrakcyjnego, przez co osłabia typow ość tegoż. W ypowiada sw oje osobiste sądy — komentarze, oparte na mniej czy bardziej

konkretnych w łasnych doświadczeniach. Przypom nijm y choćby fragm ent

z I rozdziału:

Przesunął się przed ław kam i [mowa o jednym z profesorów — przyp. K. Z.], w ykonał ręką nieokreślony, niem al kabalistyczny znak. Znikł jak cień. Przez chw ilę słychać było ostrożny podźwięk jego ostróg, najbardziej odpowiedni, specjalny śro­ dek do potrącenia naprężonych nerwów (s. 7).

Sądzić należy, że dźw ięk ostróg nie w y w o ły w a ł na uczniach szkoły oficerskiej specjalnie nieprzyjem nego wrażenia, podobnie jak tony skrzypiec nie są w sta­ nie w yw ołać zdenerw ow ania studenta szkoły m uzycznej (o ile są to oczyw iście tony czyste), ale n iem iłe w rażenie może sprawić dźw ięk ostróg na człowieku cyw ilnym , którem u zdarzyło się słyszeć je przy okazji jakiegoś aresztowania, rew izji itp.

M ówiąc o ukształtow aniu czasowym odnotow aliśm y tzw. zgęszczenia i rozsze­ rzenia czasu pow ieściow ego. Sprawa ta łączy się z inną, którą rozpatrzym y tutaj. Mowa o tem pie narracji, czyli stosunku rozpiętości w ydarzeń pow ieściow ych do czasu trwania opow iadania o nich.

Jak niejednostajne jest tempo narracji poszczególnych rozdziałów, ilustrować m ogłyby przykłady, gdy opowiadanie o jednym w ydarzeniu rozciąga się na kilku stronach (np. rozdział IX części I), a o w ielu niejednostkow ych m ieści się na takiej samej ilości stron (np. rozdział I części I).

Krótki okres czasu, jedno w ydarzenie, rejestruje narrator bardzo w nikliw ie, przedstawia m iejsce, czas, okoliczności, w ygląd osób i stany w ew nętrzne boha­ tera — przez co znacznie zw alnia tempo. W innych przypadkach bardzo je przyśpiesza om awiając skrótowo sytuacje i uczucia.

36 Kazimiera Zapałowa VI

Postaci U rody życia, tak jak i innych powieści Żeromskiego, są ukazywane i charakteryzow ane w rozm aity sposób. Zastosowuje tu autor tzw. pośrednie sposoby charakterystyki. Pierwszym takim sposobem jest ukazyw anie czynów charakteryzujących daną postać. Ilustrować to zjawisko może paryska rozmowa generała P olenow a z Piotrem , w czasie której stary generał ukazuje młodemu porucznikowi perspektyw y kariery w ojskow ej, jaką dla niego planuje, i podobna rozmowa m iędzy Rozłuckim a Nastawą. Stosunek Piotra — tak do jednej, jak do drugiej propozycji — jest negatyw ny, z czego w ysnuw am y w niosek, że Piotr w sw ym życiu zam ierzał zdobywać w szystko o w łasnych siłach, nie chciał kariery za cenę w yrzeczenia się swej polskości czy też za cenę jakiegokolw iek uzależnienia od hrabiego Nastawy, którym pogardzał.

Drugim pośrednim sposobem charakteryzowania postaci są w ypow iedzi o nich innych osób powieściowych. Na przykład: Piotr charakteryzuje Tatianę w rozmowie z nią:

Ty nie jesteś niczemu winna, bo jesteś dziecko. Ale w tobie, w dziecku, streszcza się świat, który cię w ydał. Narody się mordowały, zbrodnie pokrywały się zbrod­ niami, konali ludzie w kajdanach, a ich śmierć na nic się nie zdała — pom yśl — m arli po rowach dalekiej drogi, a nic im dotąd nie dało zadośćuczynienia. Marli po to, żebyś ty mogła być w esoła, jak jesteś [...] Ty jesteś dziecko zbytku (s. 167— 168).

Ksiądz W olski m ów i do Piotra o pannie Małgorzacie:

Ta panna była warta, żeś ją obronił, żeś się o nią rąbał i poniósł rany (s. 209).

Przytoczone fragm enty inform ują o pew nych cechach charakterystycznych. Tatiana — to w ych ow an a w zbytku, luksusie dziewczyna, która przyw ykła do niego tak absolutnie, że trudno wyobrazić ją sobie w innych warunkach, a pan­ na Małgorzata to -— według opinii księdza — szlachetna Polka.

Istnieją także w pow ieści, przeważnie krótkie, odautorskie, charakterystyki bezpośrednie, np. „na ogół biorąc Tatiana była uparta i skryta” (s. 109). Rola ich polega na tym , że podkreślają cechy om ówione pośrednio. Są one rzadkim w powieści sposobem charakteryzowania. Częściej w ykorzystuje autor w yżej om ów ione sposoby pośrednie.

Zajm ijm y się bliżej charakterystyką bohatera prowadzącego. Jest to kreacja przedstawiona w sposób dynamiczny. W czasie trwania akcji ulega znacznym przemianom. Poznajem y Piotra jako m łodego porucznika, z przekonań i w y ­ chowania, jak sam m ów i, jest „prawosławny i ruski”. Pod w pływ em nowo powstałej m iłości do zm arłego ojca, który ukochał Polskę i w alcząc o jej w o l­ ność zginął, a także dzięki zainteresowaniu życiem ludzi w Przyw iślańskim Kraju, przeobraża się w patriotę.

Charakterystykę Rozłuckiego pogłębił autor przez ukazanie go w sytuacji konfliktow ej. Bohater m usi dokonać wyboru. M ożliwość szybkiej kariery w oj­ skowej i m iłość Tatiany przeciw staw ione zostały rozbudzonym uczuciom do tej szarej ziem i i polskiego ludu, które pokochał jego ojciec.

Nad karta m i „Urody życia ” Stefana Żeromskiego 37

Trudno jest zrezygnować ze szczęścia osobistego, którego uosobieniem jest Tatiana. Ona jednak inaczej niż Joasia z B ezdom nych spogląda na „polską ponurość” Piotra. N ie rozumie jego sm utku, rozterek, nie potrafi m u pomóc. Dlatego musi dojść do rozstania.

Bohater prowadzący, jak już było wcześniej powiedziane, nie został w po­ w ieści ukazany dzień po dniu. Nie ma tutaj ciągłości zachodzących w nim zmian. Autor, rozwijając akcję na długi, dwudziestoparoletni okres czasu, nie był w stanie zanotować, jak przebiega cały rozwój osobow ości Piotra. O św ietlił w ięc pisarz m om enty charakterystyczne, przełom owe, w ęzłow e, które m ogą orien­ tować w zachodzących przemianach.

Do takich w ęzłow ych m om entów zaliczamy: pierw sze spotkanie z Tatianą, paryską rozm owę z nią, gdy Piotr opowiada o zm arłym ojcu, odkopanie m ogiły, bójkę w restauracji, śm ierć Tatiany, rozm owę Piotra z N astaw ą w jego po­ w ozie, uw olnienie w ięźniów , udział w procesie księdza W olskiego, decyzję w y ­ jazdu do Am eryki, lot aeroplanem.

W przeciw ieństw ie do bohaterów Prusa czy Orzeszkowej, o których w y g lą ­ dzie zewnętrznym można powiedzieć dość dużo, u Żerom skiego poznajem y bohaterów ,,od w ew nątrz”. Do końca pow ieści nie bardzo w iem y, jak Piotr w ygląda, jakiego jest wzrostu, jaki ma kolor w łosów , karnację itp., ale znamy za to stan jego duszy.

Odczuwa się w zw iązku z tym dużą dysproporcję m iędzy czynam i, bezpo­ średnim działaniem , a całym św iatem w ew nętrznym bohatera, jego m yślam i, marzeniami i przeżyciami duchowym i. Przeżycia te przedstaw ione zostały w utworze w rozmaitych formach językow o-stylistycznych. Zastosował autor tzw. m owę pozornie zależną:

Uczuł jej ramię oparte o sw oje ramię, rozkoszny nacisk, który był już częścią jego zm ysłowej jaźni — m iękki zwój w łosów na policzku... Tyle już dni, tyle już nocy tych w łosów ustam i nie muskał... Jakże? Wróciła się! Zadrżało jej w ierne serce — i tak niezgłębiony krzyk m iłości był w jej głębokim wzroku. Taka w jej twarzy pokora i taki szczery wstyd! Jawnogrzesznicy Chrystus przebaczył, a on? Postąpił z nią w tej stanowczej chw ili nie tylko jak kat, lecz jak gruby, brutalny cham! (s. 181).

M onolog Piotra przytoczony tu został w trzeciej osobie, ale z zachowaniem cech w łaściw ych w ypow iedzi bezpośredniej. Mowa pozornie zależna nie jest w powieści jedynym sposobem ukazyw ania przeżyć. Uczucia Rozłuckiego prze­ kazane są często w sposób m etaforyczny. Zjawisko to ilustrują następujące przykłady:

Gdzieś w piersiach nastąpiło na skutek tego okrzyku coś, jak pęknięcie k rw io­ nośnej żyły (s. 179).

Z oczu jego — och, nie z oczu, lecz z rany przebitego serca poczęły lać się sa ­ m otne łzy (s. 179).

Szaleństwo płom ieniem zapaliło się w kościach głowy. M yśli pękły i rozprysły się (s. 180).

W ściekły, niem al zwierzęcy rzut m ęczarni i płom ienisty w ybuch dumy porwał się z piersi na nowo i zamarł na ustach (s. 181).

38 K azim ie ra Zapałowa

Mocne i stałe cierpienie poczęło w ysysać wszelką rację i w szystką siłę bytowania (s. 183).

Już słowa: szaleństw o, w ściekły, męczarnia — sugerują olbrzymią siłę, gw ałtow ność uczuć prezentow anych. N ie należy to u Żeromskiego do zjaw isk w yjątkow ych. Podobnie ukazyw ane są przeżycia innych pow ieściow ych boha­ terów: Judym a, Rafała, Salom ei, E w y czy Nienaskiego.

W każdej pow ieści znaleźć m ożna fragm enty przedstawiające silne uczucia z pomocą m etafory w ziętej najczęściej ze sfery zjaw isk fizycznych i fizjolo­ gicznych (pęknięcie, zapalenie, rozpryśnięcie, wybuch, ssanie itp.).

Oprócz w ym ienionych sposobów prezentowania stanów w ew nętrznych boha­ tera w ystępuje w pow ieści rów nież monolog w ew nętrzny w swojej tradycyjnej, tzn. pełnozdaniowej odmianie. Forma ta należy do rzadkości. Jest łatw a do zauważenia, gdyż zawsze sama w ypow iedź bohatera zamknięta jest cudzysło­ w em :

Przem knęła m yśl w gorzkim uśmiechu: „I to dla tej panienki tak strasznie skrzywdziłem Tatianę, że aż rzuciła się w ramiona Roszowa!” (s. 226).

„Nie jest to widm o z tragedii, nie jest to postać ukazująca się w e snach, lecz i nie gąska” m yślał sam do siebie pomiędzy sentencjami, które form owały się i układały w zdania (s. 225).

Omawiając sprawę w ew nętrznych przeżyć bohatera trzeba wspom nieć o roli przyrody, która zaw sze odpow iednio harmonizuje, dopełnia „stan duszy”. Blask księżyca, szept rzeki, kolor kw iatów , w on ie ziół — w szystko w iąże się z tym , co w danej chw ili czuje bohater.

Inaczej zgoła konstruow ane są przez pisarza postacie kobiece. Opis w yglądu zewnętrznego jest tu w łaściw ie regułą. Do om ówienia tego w yglądu dochodzi zawsze przy pierw szym spotkaniu z bohaterem prowadzącym. Tak jest w w y ­ padku M ałgorzaty w pociągu:

Na przeciwległej ławce, również pod oknem, siedziała młoda osoba. Młoda osoba m iała już na pew no siedem naście lat, ale n iew iele ponad to. B yła bardzo urocza w swym niem al dzieciństw ie a już kobiecości. Zdjęła była skromny, słom kowy kapelusz i ciem ne jej w łosy, w sposób w ysoce oryginalny zaczesane na bok, lśniły w porannym słońcu. Twarz m iała zaróżowioną, nos prosty, usta bardzo ładne [...], Jej prosta, jednostajna suknia liliow ego koloru nie była zmięta ani zakurzona [...]. Jej w łosy i cera twarzy — to był łan dojrzałej pszenicy (s. 21).

Podobnie w m om encie spotkania z Tatianą, z tą jednak różnicą, że opis w yglądu córki generała jest znacznie obszerniejszy, ponad dwustronicowy.

I przy tej okazji zauważyć trzeba, że Żeromski czyni postacie kobiece, które pokocha bohater, istnym i cudam i piękności, w dzięku, harmonii, w ów czas gdy w stosunku do innych jest znacznie bardziej pow ściągliw y.

Można przypuszczać, że panna M ałgorzata w ydaje się hrabiem u N astaw ie najcudow niejszą istotą na ziemi. G dybyśm y zatem poznali ją oczyma hrabiego, byłby to opis rów nie obszerny i przekonyw ający, jak ten ukazujący uroki Ta­ tiany widzianej przez Piotra. Przy każdej niem al okazji spotkania z piękną kobietą autor opisuje jej strój, jeśli nie cały, to jakiś jego szczegół. W czasie spotkania w parku Tatiana ubrana była w pluszow y paltocik, duży kapelusz ze

Nad karta m i „Urody życia ” Stefana Żeromskiego 39

strusim i piórami. Miała także puszystą, skunksową m ufkę. Do szpitala przyszła odw iedzić Piotra w olbrzym im m odnym kapeluszu i paryskiej narzutce, błękitna i woniejąca. Gdy odw iedziła chorego Piotra w jego pokoju, m iała na sobie lekki kostium błękitny.

Przykładów tego typu znaleźć można w powieści bardzo dużo. Ogólnie okre­ ślić można, że postacie kobiece charakteryzowane są „od zewnątrz"’, czasem tylko w ystępują om ów ienia ich w ew nętrznych przeżyć. Ilustruje to zjawisko rozmowa w domu Ościeniów, po przyjeździe Piotra:

Jej w ewnętrzne przeżycie tamtego wypadku — [mowa o bójce w restauracji, której przyczyną i świadkiem była panna Małgorzata — przyp. K. Z.] — najw idocz­ niej nie m ieściło się w klubach doskonałego wychowania i raz w raz wydobywało na zewnątrz w postaci spojrzeń, gry twarzy, a nawet gestów niezupełnie tam ow a­ nych. Była to rzecz oczywista, że panna Małgorzata m iałaby bardzo w iele do p ow ie­ dzenia gościowi na tem at owego zajścia, m iałaby cały szereg pytań, żądań w yjaśn ie­ nia sytuacji i swoich uwag niem ało — ale na to wszystko nie pozwalał kodeks, który stał się jej drugą naturą, tak dalece mu podlegała. Piotr dojrzał to inne, głębokie życie, płynące pod zewnętrzną powłoką, ukryte za m niemanym spokojem twarzy i ruchów. B aw ił go widok tych dwu sił tak widocznych w sposobie zacho­ w ania się tej młodej panny, równych co do mocy, a opanowanych jedna przez drugą — siły wychow ania i siły w ewnętrznej, niesfornej jak kręta i wartka rzeka (s. 225).

Cechy charakteru Tatiany poznajem y także z jej w łasnych wypow iedzi :

Ja nie jestem zdolna, ale potrafię być uparta [mówi do Piotra — przyp. K. Z.]. Jestem inna — to prawda, nie umiem nic a nic, ale się zmuszę. Jeśli to trzeba uczyć się czego, będę się uczyć (s. 166— 167).

Postaci dalszoplanowe ukazane są przeważnie „od zew nątrz”, tak jak je w idzi bohater prowadzący. Czasem w iedza o nich jest szersza, niż m ógł ją miec w danej chw ili Rozłucki, jest to w iedza narratora znającego środowisko. Przy­ kładem m oże być charakterystyka generała Polenow a (rozdział V), z której dow iadujem y się, że lubił on porządek, był z w ykształcenia artylerzystą, w dow ­ cem itp„ aby dow iedzieć się później tego, co Piotr m ógł zaobserwować, że Po- lenow

był suchym, w ysokim mężczyzną. Łysinę zam askowywał wichrem z w łosów wyhodowanych pieczołowicie na lew ym flanku czaszki. N osił krótko przystrzyżone bokobrody na modłę późnomikołajewską, które zbielały do szczętu (s. 44—45).

Jeśli w którejś z dalszoplanowych postaci dom inuje jakaś cecha, poznajem y ją jak za pomocą ołówka karykaturzysty. Na przykład postać hrabiego N astaw y jest skonstruowana w taki sposób, że uw idoczniona została w szczególności jego obłuda.

W charakterystykach brak jest w artościow ania postaci i ich czynów (dobry— zły). Autor i stw orzony przez niego narrator nie oceniają ani pobudek, ani sa­ m ych czynów poszczególnych postaci, czy to będą osoby pierw szo-, czy dalszo­ planow e.

Jeśli dow iadujem y się o dziejach postaci pow ieściow ych, które m iały m iejsce w przedakcji, to dochodzi do tego najczęściej nie w toku narracji, ale w form ie opowiadania o sobie, w spom nienia itp. Tak na przykład opow iada o sobie ksiądz W olski (kościelna kariera), a w III części pow ieści — G ustaw Bezmian.

40 Kazim iera Zapałowa

VII

S tyl U rody życia jest bardzo zróżnicowany tak w dialogach, jak i w partiach narracji odautorskiej. W dialogach wykorzystana została tzw. „mowa ustna”, polegająca na w prow adzeniu w yrażeń potocznych, zdań nom inalnych, niedo­ powiedzeń itp.

Dzięki zastosow aniu tych środków dialogi są ważnym m ateriałem służącym do poznania poziomu um ysłow ego i środowiska, do którego należy dana postać.

Przypom nijm y choćby rozm owę Wiktora z ojcem:

— Stodołę mi kiedy spalisz tą twoją latarnią... — mruknął do syna stryj Michał. — Wody tu Pan Jezus nie poskąpił, to się ogieniaszek zaleje w nagłym razie. Potem można będzie wziąć pełną asekurację — i „partia”.

— Tak, tobie zawsze w głow ie frazesy.

— Jako, że się na adwokata „obuczam”. A stodoła teraz pusta jak frazes — przed­ nówek w niej widać nieuświadom ionym okiem. Ani cebulki, ani w co wkrajać. Doskonale się w niej naukowe pewniki rozlegają. Już też papuś dobrodziej jesteś bogacz cwany — no (s. 39).

Użyta tu została potoczna m owa, charakterystyczna dla środowiska studen­ ckiego. Wyraz „cw any” uznać można za żargonowy. Cała w ypow iedź Wiktora utrzymana jest w tonie drw iącc-dobrotliw ym .

O w iele w ażniejszy od dialogów i bardziej interesujący dla analizy stylistycz­ nej jest materiał narracji odautorskiej. W om awianej powieści jest on prezen­ tow any v/ sposób różnorodny. N ie jest to tylko rejestrująca, obiektyw na relacja. Żeromski rozwija w narracji pierw iastki em otyw ne, używa słów w yrazistych, oceniających i klasyfikujących:

Byli to oficerowie piechoty, ryfy rozmaitego kalibru i rozmiaru, przeważnie ku­ dłate, brodate i kostropate. Naczelne wśród nich m iejsce w końcu stołu zajął kapitan Sorokin, gruby opój, z twarzą jak rondel i sterczącym i kudłami wąsów (s. 137).

Sama była nie to, że nieśm iała, lecz jakoś sennie, marząco pogrążona w sobie. W ewnętrzne w esele, wyniosła i niepobłażliwa ironia, w łasny świat ufundowany na śmiechu — przezierał przez ową zewnętrzną mgłę jak promień. Słońce, padając z w ielkich drzwi szklanych, ozłociło jej policzki i przebiło zwój w łosów nad czo­ łem przeczystej białości (s. 46).

Uśm iechnęła się z okrucieństwem . Po chw ili cisnęła książkę na stół i patrzyła na nią strasznym i oczyma, podparłszy głow ę rękami. Śliczne jej palce zapuszczone

Powiązane dokumenty