• Nie Znaleziono Wyników

4 marca 1889 roku odbyło się posiedze- posiedze-nie Najwyższej Rady, aprobujące moje kierownictwo nad ekspedycją wyekwipowaną

przez Imperatorskie Rosyjskie Towarzystwo Geografi czne, żeby zbadać Kafi ristan, czyli kraj Kafi rów.

Koszty na ową ekspedycję częściowo pokryte zostały przez cesarzewicza, a częś-ciowo ufundowane przez Jego Wysokość, pełniącego funkcję honorowego członka na-szego Towarzystwa. W sumie na ekspedycję Towarzystwo Geografi czne przeznaczyło 5000 rub., a oprócz tego minister Dworu Cesarskiego, hrabia I.I. Woroncow-Daszkow1 z Gabinetu Jego Wysokości, wydzielił 100 półimperiałów pięciorublowej wartości na zakup prezentów dla ekspedycji.

Cesarzewicz wyraził zgodę w razie sukcesu nazwać ekspedycję swoim imieniem.

Ponadto Najwyższa Rada pozwoliła zachować na czas ekspedycji całość otrzymy-wanego w czasie pełnienia służby wynagrodzenia zarówno mnie, jak i niższym stopnia-mi członkom ekspedycji.

Głównym celem ekspedycji, jak zostało to powiedziane wyżej, miało być poznanie niezależnych plemion Kafi rów, zasiedlających południowe zbocza Hindukuszu. Oprócz tego Towarzystwo poleciło mi zbadać zakole rzeki Piandż i jezioro Sziwę.

W celu realizacji tego przedsięwzięcia zakładano, że ekspedycja ostatecznie sfor-muje się w mieście Margelanie obwodu fergańskiego i wyruszy w drogę 15 maja prosto na południe przez przełęcz Tengiz-Baj do Daraut-Kurganu w Dolinie Wielkiego Ałaju, skąd przez rzekę Muk-Su przejdzie do Ałtyn-Mazar i dalej przez jedną, zachodnią lub wschodnią, przełęcz lodowca Fedczenki dotrze do źródeł rzeki Wancz; następnie zej-dzie w dół do rzeki Piandż i w górę jej biegu przejzej-dzie do Kała-i-Bar-Piandż; stamtąd w bok wyekspediowana zostanie grupa, żeby zbadać jezioro Sziwa, a następnie przez Iszkaszym i Zebak uda się do M […]

Tam, według zebranych wcześniej przeze mnie informacji, corocznie na jesień schodzą z gór niektóre plemiona Kafi rów, aby dokonać zakupu niezbędnych rzeczy.

Przewidziane zostało, żeby z niektórymi przedstawicielami starszyzny wejść w kontakt i zapewniwszy sobie ich zgodę, pod ich opieką, przedostać się do Kafi ristanu. Droga powrotna uzależniona miała być od sytuacji politycznej.

1 Iłłarion Iwanowicz Woroncow-Daszkow, Илларион Иванович Воронцоов-Даашков (1837–1916) – w latach 1881–1897 minister dworu Aleksandra III, jeden z najbliższych przyjaciół cesarza.

3

D Z I E N N I K E K S P E D Y C J I

4

Jeśli do chwili przybycia ekspedycji na tereny Szugnanu Afgańczycy zdążyliby opa-nować w górze rzeki Amu-Daria Szugnańskim, Wachańskim, Gorańskim i in. mniej-szymi chanatami i sprzeciwiliby się przejściu ekspedycji przez te chanaty do granic Ka-fi ristanu, to przewidywano, że z Darwazu ekspedycja skieruje się na Roszan, Aliczur i Wielki Pamir do Przełęczy Borogilskiej, skąd przejdzie do Dangnyn-Basz i, trzymając się możliwie najbliżej głównej osi łańcucha górskiego Muz-Tag, skieruje się na południo-wy wschód do Połu, gdzie, porównawszy swoje zdjęcia ze zdjęciami N.M. Przewalskie-go, wyjdzie do Kerji i przez Chotan i Jarkend wróci na tereny Rosji. Czas dla ekspedycji zakładano od 7 miesięcy do roku. Prace naukowe ekspedycji powinny zawierać: przygo-towywanie zdjęć i opisy tras, określenie położenia geografi cznego, określenie wysokości położenia osad, obserwacje meteorologiczne, gromadzenie entomologicznych zbiorów, a także w miarę możliwości – zoologicznych, botanicznych i mineralogicznych, i opisy-wanie z punktu widzenia geografi cznego i etnografi cznego przebytych krajów.

Właśnie tak w ogólnym zarysie wyglądały zadania i założenia ekspedycji.

29 marca miałem szczęście ostatni raz przedstawić się ich cesarskim mościom i ce-sarzewiczowi, i pokazać albumy gatunków [zwierząt] i typów [ludzi] sfotografowanych podczas ekspedycji do Kandżutu i Raskemu, a 15 kwietnia wyjeżdżałem już od swoich bliskich z guberni czernihowskiej w kierunku Kijowa, Odessy, Batumi, Baku, Uzun--Ada i Samarkandy w czekającą mnie długą i ryzykowną podróż.

Przyjechawszy do Odessy, niestety, spóźniłem się na parowiec odpływający bez-pośrednio do Batumi. Musiałem czekać na następny, odpływający dopiero za trzy dni.

Czas ten, nie mając w Odessie żadnych znajomych ani żadnych spraw do załatwienia, spędziłem w dokuczliwym znudzeniu, które pozostanie na długo w mojej pamięci. Pod koniec kwietnia wsiadłem na parowiec „Cesarzówna” Rosyjskiego Towarzystwa Parow-cowego i Handlu. Parowiec okazał się być statkiem pocztowym, zawijającym do każdego portu Morza Czarnego, robiąc w niektórych długie przerwy, czasami ponad 12-godzin-ne. Zmuszony zostałem podporządkować się tym regułom i zająłem się zwiedzaniem zabytków w portach Morza Czarnego.

Odessa: olbrzymie miasto, uważające siebie za trzecie co do wielkości w Rosji. Port jest przepiękny, handel w nim kwitnie, lecz życia publicznego – żadnego. Zupełnie mar-twe miasto. Żyje na pokazowo-kupiecki sposób. Na przykład jest tam znakomity teatr, jeden z lepszych w Rosji, ale własnego zespołu teatralnego nie mają. W czasie mojego pobytu z przedstawianiami występowało Moskiewskie Dramaturgiczne Towarzystwo artystyczne. Sztuki wystawiali świetne, przy czym teatr porażał pustką. Jezdnie mają piękne, lecz nie polewają ich wodą, co z powodu pyłu uniemożliwia otwarcie oczu.

S[…] hotel dobry, ale gazet w nim żadnych itd. Nadmorski bulwar wspaniały.

Eupatoria: port rozpaczliwy i zupełnie nieosłonięty; w czasie sztormu statki wy-rzucane są na brzeg. Miasteczko jak kruszynka, brudne – całkowity brak zieleni i ro-ślinności. Przy brzegu stały dwa parowce: angielski i francuski, ogromnych rozmiarów;

przypłynęły po pszenicę, załadowywane były za pomocą żaglowych łódek.

Sewastopol: port przepiękny, lokalizacja bardzo malownicza; zaczyna się odbu-dowywać po bombardowaniach, których ślady pozostały po dziś dzień. Oglądałem:

muzeum morskie, zbiorową mogiłę (pomnik Korniłowa), kurhan Małachowa, muzeum starożytności, klasztor i znowu odbudowujący się sobór pod wezwaniem św. Włodzi-mierza w miejscu chrztu. Również brak zieleni.

5

D Z I E N N I K E K S P E D Y C J I

Teodozja: malutkie, zakurzone miasteczko, żyjące przede wszystkim dzięki Ajwa-zowskiemu. Zwiedziłem muzeum starożytności i Galerię Ajwazowskiego.

Kercz: malutkie, brudne miasteczko z okropnymi ulicami. Muzeum starożytności dosyć przyzwoite; wykopaliska w Królewskim Kurhanie interesujące.

Dalej cały szereg drobnych portów albo dokładniej miniaturowych bucht (zatok), rozrzuconych po malowniczym wybrzeżu gór kaukaskich; wśród nich zachwycające:

Suhum-Kale2 dzięki parkowi Wwiedeńskiego3; są w nim drzewa, które można aklima-tyzować na południu Rosji: całe aleje z rododendronów i azalii, drzewa palmowe, fi kusy itd. Poti: z okropnym portem, do którego w czasie sztormu wpłynąć nie ma możliwości i Batumi – nowe miasto, ale mające przed sobą przyszłość.

Najcudowniejszym ze wszystkich portów Morza Czarnego jest bez wątpliwo-ści Jałta. Ten niesamowity zakątek tonie w parkach, zieleni i cyprysach. Lokalizacja przepiękna; wiele wspaniałych domów. Z miasta do cesarskiej posiadłości Liwadia wie-dzie wspaniała szosa. Posiadłość to szczyt przepychu i uroku. Dalej Oreanda – ma-jątek W.K. Konstantego Mikołajewicza4. Na wybrzeżu Krymu uwagę zwraca jeszcze Gurzuf – [majątek] Gubonina5. W ogóle podróż parowcem po Morzu Czarnym pod-czas sprzyjającej pogody i w dobrym wesołym towarzystwie przyczyni się do dużej, acz drogiej przyjemności. W Batumi buduje się aktywnie nowy port. Zakaukaska kolej przebiega przez okolice nadzwyczaj malownicze; zadziwia swoimi podjazdami i pochy-leniami. Taryfa jest bardzo wysoka, co powoduje, że najtańsza droga z Petersburga do Azji wiedzie przez Moskwę, Niżny, Astrachań. Droga ta jest dwukrotnie tańsza niż przez Odessę–Baku lub na Władykaukaz–Tyfl is.

Baku żyje tylko dzięki ropie, z przekazaniem przemysłu w ręce Rotszylda – jest tam wielu obcokrajowców. Miasto jest zakurzone, nie ma dobrej wody. Miejski park (parczek) jest młody, rośnie z trudem, ma bardzo dobry widok na morze. Tutaj spot-kałem się z preparatorem wynajętym przeze mnie dla celów ekspedycji w Petersburgu.

Niestety, preparator okazał się chory na trudną do leczenia przypadłość, która z powo-du zmiany klimatu odnowiła się i nie dawała nadziei na szybkie wyzdrowienie. Trzeba się było rozstać, a ja zmuszony zostałem do szukania nowego.

Między Batumi i Baku, z powodu zaniedbań służby bagażowej parowca, część rze-czy oddanych przeze mnie na bagaż, została w Tyfl isie. Ponieważ odpłynięcie parowca

2 Osmańska nazwa Suchumi obowiązująca do 1810 roku, kiedy Księstwo Abchaskie zostało wcielone do Imperium Rosyjskiego.

3 Park Wwiedeńskiego (u Grąbczewskiego nazwa zapisana błędnie jako сад Веденского) – założony w 1878 roku przez zapalonego miłośnika botaniki i rolnictwa, pułkownika artylerii Apollona Wwiedeńskie-go (Аполлон Введенский). Oficjalnie wówczas obowiązująca nazwa parku to „Акклиматизированный сад А.Н. Введенского”.

4 Konstanty Mikołajewicz Romanow, Константин Николаевич Романов (1827–1892) – wielki książę Rosji, w latach 1845–1892 prezes Cesarskiego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego, przez krótki okres (1862–1863) namiestnik Królestwa Polskiego. Był jednym z najważniejszych protektorów ini-cjatyw podróżniczych Grąbczewskiego. Po śmierci wielkiego księcia, na prośbę jego żony, wielkiej księżnej Aleksandry Józefowny, Grąbczewski był przez rok opiekunem jej najstarszego syna Mikołaja Konstantynowicza.

5 Piotr Ionowicz Gubonin, Пётр Ионович Губонин (1825–1894) – kupiec rosyjski i mecenas sztuki.

6

do Uzun-Ada zbiega się z przybyciem parowca przywożącego pasażerów z Batumi, to musiałem w Baku ponownie czekać trzy dni na parowiec do Uzun-Ada.

Przewidując zatrzymanie się w Bucharze w celu otrzymania od naszego politycz-nego agenta ostatecznej decyzji o trasie, której miała trzymać się nasza ekspedycja, zwróciłem się do miejskiego naczelnika pana Despot-Zenowicza6 z pokorną prośbą o odebranie rzeczy z pociągu i wysłanie ich pocztą do Samarkandy. Otrzymawszy uro-czystą obietnicę wysłania rzeczy następnym parowcem, sam wyruszyłem parowcem

„Cesarzewicz” do Uzun-Ada, gdzie, dzięki zapobiegliwości i służbowej uprzejmości ge-nerała Annienkowa7, do mojej dyspozycji oddany został przedział w pierwszej klasie.

Wyjechawszy z Uzan-Ada 29 kwietnia, przybyłem do Buchary 2 maja i zatrzymałam się w siedzibie Politycznej Agentury. Agenturą, na czas nieobecności N.W. Czarykowa8, administrował Wasilij Oskarowicz Klemm, z którym ustaliliśmy, że do Szugnanu po-jadę przez Karategin i Darwaz i że władze w Bucharze będą zawczasu poinformowane o mojej podróży. Ponieważ ekspedycja miała zadanie przejechać częściowo przez posiad-łości bucharskie, administrująca Agentura uznała, że koniecznie będę musiał przedsta-wić się Emirowi (staprzedsta-wić się przed Emirem). Spotkanie wyznaczone zostało na następny dzień na 8 rano w zamiejscowym parku Emira Seid-Abduł-Achad-Chana9. O godzinie 6 rano Emir przysłał do mnie mułłę Nasrullę Bija z połyskliwie ubraną świtą buchar-skich urzędników. Dostojnik ten bardzo dobrze mówił po rosyjsku, niedawno wrócił z Petersburga i był obeznany z europejskimi zwyczajami. Zasięgnąwszy informacji o moim zdrowiu, służbowej pozycji i planowanej podróży, a również poprosiwszy o moją wizytówkę, on, jak się później okazało, o wszystkim natychmiast pisemnie zaraporto-wał Emirowi, a sam pozostał, żeby mi towarzyszyć.

Z siedziby Agentury, znajdującej się w mieście, w mundurze galowym w towa-rzystwie 5 kozaków, mojego mirzy, kilku miejscowych urzędników i bucharskich osób urzędowych, wierzchem przez całe miasto, udałem się do podmiejskiego parku Emira, znajdującego się około 8 wiorst za miastem. Mimo wczesnego poranka panował strasz-ny upał i podróż wierzchem w mundurze po zakurzonej drodze nie należała do przy-jemnych. Kiedy podjechałem do głównej bramy pałacu, wezwana została straż wartow-nicza pod bronią dowodzona przez ofi cera, który po rosyjsku wydał rozkaz: „Na ramię broń”. Ciekawe, że ofi cer nie stanął od frontu straży, lecz rozkazywał, stojąc z boku, przy czym odsalutowawszy szablą, opuścił ją do nogi, jednocześnie salutując z podniesioną lewą ręką do daszka, i pozostawał w takiej pozycji do czasu, aż nie przejechałem przed frontem. Bucharscy żołnierze ubrani byli w czarne sukienne kurtki i czapki z baranków.

6 Stanisław Despot-Zenowicz, Станислав Иванович Деспот-Зенович (1835–1900) – pochodzący z Wileń-szczyźny Polak, ówczesny burmistrz Baku.

7 Michaił Mikołajewicz Annienkow, Михаил Николаевич Анненков (1835–1899) – generał piechoty, bu-downiczy Kolei Zakaspijskiej. W omawianym okresie był jej zarządcą.

8 Nikołaj Waleriewicz Czarykow, Николай Валерьевич Чарыков (1855–1930) – dyplomata, w latach 1886–

1889 pełnił funkcję agenta politycznego w Bucharze.

9 Said Abd al-Ahad Khan (1859–1910) – siedemnasty emir Buchary. W Dzienniku Grąbczewski pisał o nim Сеидъ-Абдулъ-Ахадъ-Ханъ, natomiast w polskojęzycznych wspomnieniach występuje jako Emir Mahomed--Seid Chan (zob. B. Grąbczewski, Przez Pamiry i Hindukusz do źródeł rzeki Indus, Wyd. Gebethner i Wolf, Warszawa 1924, s. 22).

7

D Z I E N N I K E K S P E D Y C J I

Krój mundurów i czapek podobny był do naszego. Żołnierze wyglądali rześko. Uzbro-jeni byli w karabiny ładowane od strony lufy.

W głównej bramie przywitali mnie dwaj udajczy, czyli generałowie-adiutanci, w brokatowych chałatach z długimi kijkami w rękach. Na pierwszym podwórzu przy-witał mnie Inak Ostona kuli-bek, ulubieniec Emira. Tam też stała wewnętrzna straż pod komendą czcigodnego bojowego dowódcy z wielką bucharską gwiazdą na piersi.

Następnie w towarzystwie całej tej świty przeszliśmy do parku, gdzie w pawilonie naj-zupełniej prostej, niewymyślnej konstrukcji siedział Emir Seid-Abduł-Achad-Chan.

Okna-drzwi otwarte były na oścież, świta szła z obydwu moich stron, co chwi-lę kłaniając się w pas. Podszedłszy do drzwi, Inak10 otworzył je na oścież i znalazłem się wewnątrz przestronnej, zupełnie prostej komnaty, wytynkowanej alabastrem; za-miast mebli stały tam dwa proste, miejscowego wykonania, drewniane malowane fotele, podłoga zaścielona była dwoma dywanami. Na fotelu stojącym w przepierzeniu mię-dzy dwoma drzwiami-oknami siedział Emir, który wstał ze swego miejsca jednocześnie z moim wejściem do komnaty.

Emir, młody człowiek około trzydziestki, wysokiego wzrostu, krępy, z ujmującą twarzą i z bujną czarną brodą, ubrany był we wspaniały, płaskim haftem zszyty, wzorzy-sty chałat, z dwiema gwiazdami na lewej stronie piersi (rosyjską i bucharską) i w białym turbanie na głowie.

Zrobiwszy dwa kroki w moją stronę, przywitał się ze mną, podając rękę, i posadził mnie na fotelu naprzeciw siebie, sam siadając w fotelu w przepierzeniu. Rozmowa trwa-ła około ½ godziny i w przeważającej mierze obracatrwa-ła się wokół przebytej już i mającej się odbyć dalszej podróży. Przy czym zupełnie zrozumiała ostrożność nakazywała mi, w miarę możliwości, bardziej wstrzemięźliwie wypowiadać się na temat zaplanowanej podróży. Świta pozostała na zewnątrz pawilonu, a ja siedziałem oko w oko z Emirem.

Rozmowa prowadzona była w języku turkijskim, którym władam biegle. Żegnając się ze mną, Emir stał, przy czym potrząsając mocno moją dłonią, po rosyjsku życzył mi

„szczęśliwej drogi”. Następnie kłaniając się, wyszedłem, a oczekująca świta odprowadzi-ła mnie do dużej komnaty na pierwszym podwórzu, gdzie przygotowany został poczę-stunek. Na środku komnaty stał wielki stół w całości zastawiony łakociami. Ze stołu opadał obrus na podłogę i tutaj stały całe stosy chleba, głowy cukru, skrzynki z landryn-kami itd. Przy stole usadowiony zostałem przez Inaka, który zajął miejsce obok, dalej usiadł jeden z udajczy, następnie mułła Nasrull Bij i jeszcze dwoje ludzi, nieznanych mi Bucharczyków. Podano herbatę, zupę, kilka mięsnych potraw i nieunikniony pilaw.

Wszystko podane zostało jednocześnie, i chociaż Inak serdecznie częstował mnie jad-łem, to wypiłem tylko jedną szklankę herbaty, z powodu upału nie będąc w stanie spró-bować kuchni władcy Buchary. Bucharczycy nie tykali się do niczego z racji postu.

Skończywszy herbatę i założywszy, że ceremonia stawiennictwa dobiegła końca, chciałem pożegnać się z obecnymi, ale Inak uprzejmie zatrzymał mnie słowami, że musi „uzyskać pozwolenie Emira na mój odjazd”. Wróciwszy za kilka sekund, ogłosił, że Emir zwalnia mnie, przy czym towarzyszący mu ludzie położyli przy moich nogach

10 Inak – urzędnik zarządzający dworem możnowładcy, marszałek dworu. Według Seymour Becker inak to urzędnik w Chiwie, a atalik – w Bucharze (zob. S. Becker, Russias Protectorates in Central Asia. Bukhara and Khiva 1865–1924, Routledge Curzon, London and New York 2005, s. 7).

8

dwa pęki chałatów, z których jeden przeznaczony był dla mnie, a drugi dla towarzyszą-cych mi kozaków i ludzi. Podziękowawszy świcie za miłe przyjęcie, wyszedłem na dwór, gdzie straż oddała mi honory wojskowe. Inak pozostał na pierwszym podwórzu, udajczy odprowadzili mnie do bramy, a tam, w towarzystwie tego samego orszaku, o godzinie 10 rano wróciłem do miasta.

W samym mieście Buchara interesujący jest jedynie bazar, nie tylko z racji swoich rozmiarów, ale i z powodu bogactwa, a również minaret, z którego zrzucano przestęp-ców skazanych na karę śmierci. Dlatego ulice i życie uliczne interesujące mogą być tylko dla podróżników-Europejczyków nieznających Azji. Jeśli chodzi o zabytki starożytno-ści, to o wiele ciekawsza jest Samarkanda.

W czasie mojego przejazdu przez Bucharę przyjechał do niej sekretarz wicekróla Indii, sir Donald Mackenzie Wallace11, z pozwolenia naszego rządu podróżujący po rosyjskim Turkiestanie. Sir Wallace to człowiek gruntownie wykształcony, doskonale znający język rosyjski i rozmowa z nim w czasie 2–3 godzin dostarczyła mi prawdziwej przyjemności.

Jeszcze tam w Bucharze zapoznałem się z doktorem Heifelderem12, lekarzem zmarłego M.D. Skobielewa i uczestnikiem francusko-pruskiej kampanii w charakterze lekarza Czerwonego Krzyża. Ten interesujący człowiek wiele widział w swoim życiu i w zajmujących rozmowach chętnie dzielił się swoim doświadczeniem.

Do Samarkandy przyjechałem 4 maja. Rzeczy zostawionych w Baku nie zastałem tutaj i czekałem na nie 10 dni w męczącym wyczekiwaniu, aż w końcu je otrzymałem.

Okazało się, że pan Despot-Zenowicz wysłał je nie pocztą, a za pośrednictwem Kantoru Kaukaz i Merkury, który z kolei nie wydał należytego rozporządzenia o bezzwłocznej wysyłce bagażu. Gdzie rzeczy utknęły – nie wiem, lecz dostałem je dopiero 14 maja, co, oprócz dużej i zupełnie zbędnej straty, pociągnęło za sobą odczuwalną zwłokę w czasie.

Otrzymawszy w końcu rzeczy i otworzywszy je, z przerażeniem zauważyłem, że nieznani złodzieje rozpruli nożem skórzany pokrowiec futerału, w którym znajdował się uniwersalny przyrząd, następnie okazało się, że drewniana skrzynka w dwóch miej-scach została wyłamana jakimś tępym narzędziem, a sam przyrząd zniszczony i niena-dający się do użycia. Nie ma wątpliwości, że złodziei skusiła waga skrzynki, w której przechowywany był przyrząd, a także wysoka kwota jej ubezpieczenia. Włamawszy się do skrzynki i przekonawszy się, że jest w niej na nic nieprzydatny przyrząd, złodzieje niczego nie ruszyli i tak precyzyjnie zapakowali ją z powrotem, że najbardziej wprawne oko nie zauważyłoby, że skrzynka była otwierana. Interesujące jest tutaj to, że plomby i pieczęcie na skrzynce były nieuszkodzone. O całym wydarzeniu, w obecności poli-cji, agenta Towarzystwa i świadków, sporządzony został protokół, lecz dotrzeć do tego, gdzie dokonano włamu, nie udało się.

11 Donald Mackenzie Wallace (1841–1919) – brytyjski urzędnik państwowy, redaktor i zagraniczny kore-spondent londyńskiego The Times, w omawianym okresie prywatny sekretarz wicekróla Indii Henry’ego Petty-Fitzmaurice’a, 5. markiza Lansdowne.

12 Oskar Heyfelder, Оскар Фердинандович Гейфельдер (1828–1890) – niemiecki lekarz wojskowy na służ-bie rosyjskiej, w tym czasie służył przy generale M.N. Annienkowie jako starszy lekarz Kolei Zakaspijskiej.

W Dzienniku nazwisko zapisane niepoprawnie (Гейфендер).

9

D Z I E N N I K E K S P E D Y C J I

Uszkodzenie przyrządu było dotkliwym ciosem dla ekspedycji, ponieważ pozba-wiałem się możliwości przeprowadzania astronomicznych pomiarów. Wymienić przy-rząd można było tylko w Petersburgu, ale zamówienie nowego zatrzymałoby ekspedycję na zbyt długi czas.

16 maja o brzasku przyjechałem do Taszkientu i tego samego dnia przyjęty by-łem przez generał-gubernatora, który następnego dnia wyjeżdżał na przegląd rejonu fergańskiego.

W taszkienckim obserwatorium pracował jako mechanik pan Redlin, który w cią-gu dwóch owocnych dni pracy zdołał naprawić przyrząd na tyle, że wydawało się, iż bę-dzie się on nadawał do prac ekspedycji, za co składam panu Redlinowi moje najgłębsze wyrazy wdzięczności.

W Taszkiencie zjawił się u mnie entomolog, pan Leopold Conrad, i zaproponował swoje usługi w charakterze preparatora-próbkobiorcy ekspedycji. Ponieważ pan Conrad posiadał wspaniałe referencje, odbył już podróż po Tian-Szanie i dwuletnią po Amery-ce Środkowej, to z ochotą zgodziłem się wziąć go z sobą na następujących warunkach:

zaproponowałem panu Conradowi 300 rubli za czas całej wyprawy i resztę wydatków wziąłem na siebie; za to pan Conrad zobowiązał się wszystkie zbiory, tak osobiście przez siebie zebrane, jak i zebrane przez członków wyprawy pod jego kierownictwem, odda-wać wyłącznie ekspedycji.

Preparator ekspedycji, Leopold Conrad.

Zdjęcie wykonane po zakończeniu ekspedycji.

10

Wyjechawszy z Taszkientu o świcie 18 maja, dotarłem do Margelanu dopiero 20 wie-czorem, wskutek zatrzymania po drodze koni z powodu przejazdu generał-gubernatora.

W Margelanie do 25, tzn. do dnia wyjazdu generał-adiutanta Rozenbacha13, nie mogłem niczego zdecydowanie przedsięwziąć w celu szybszego wyposażenia i wyru-szenia ekspedycji. Życie rejonu zupełnie się zatrzymało, ludność i władze zajęte były w całości przyjęciem Naczelnika Kraju, który odwiedził rejon drugi raz w ciągu

W Margelanie do 25, tzn. do dnia wyjazdu generał-adiutanta Rozenbacha13, nie mogłem niczego zdecydowanie przedsięwziąć w celu szybszego wyposażenia i wyru-szenia ekspedycji. Życie rejonu zupełnie się zatrzymało, ludność i władze zajęte były w całości przyjęciem Naczelnika Kraju, który odwiedził rejon drugi raz w ciągu

Powiązane dokumenty