• Nie Znaleziono Wyników

OIICYALISTA STAREGO AUTORAM ENTU

P a n Ł ukasz h erb u N ow ina, nosił skrom ny tytuł wojskowego grodzkiego latyczowskiego non

beneńciatiis, ale też zarazem był „lustratorem

dóbr koronnych J . O. księcia A ugusta C zarto­ ryskiego, wojew ody ruskiego.“ Nie podajem y tu ­ taj nazw iska naszego b o h a te ra , nie chcem y bo ­ wiem jego potom kom w yrządzać p rz y k ro śc i, dorobiw szy się bowiem m ajątku, ubrali w dzie­ więć pereł tarczę herbow ą, w yw odząc się od antenatów n a Pom orzu kw itnących, choćby daleko stosowniej było szukać ich n a ubogich cm enta­ rzyskach kresowych.

Ale Bóg z nim i! Może słuszny ra n k o r m ają w sercu do p an a Ł u k a s z a , że nie zostaw ił im w spadku nic prócz poczciwego imienia. A w szakże lu stro w ał w szystkie m ałopolskie dobra wojewody,

z kolei potem i dobra jego syna, generała ziem podolskich — i to lustrow ał przez całych lat czterdzieści z niezw ykłą sum iennością, uk ład ając potrzeb n e o nich relacye.

Nim rozpocznę moje opow iadanie, m uszę w as pierw ej zaznajom ić z tym urzędem . D ziś on nie egzystuje, bo nie m a racyi bytu. T akich m ajątków , jak ie posiadali C zartoryscy w końcu pierw szej i na początku drugiej połowy X V III. stulecia, nie znajdziecie już te ra z n a całym ob­ szarze ziem, należących niegdyś do Rzeczypo­ spolitej. P od względem bogactw postaw ić ich m ożna było zaraz po R ad ziw iłłach , chociaż co do dochodów państw o Nieświeskie stało daleko niżej. K oniecpolskich fortuna ju ż się w ów czas ro z p ad ła; Lubom irscy w ładali w praw dzie zna- cznem i obszaram i z ie m i, ale nie korzystali z niej w cale; a Potockich fortuna, rozdrobiona m iędzy liczne tego domu konary, dopiero około 1760 r. albo i później jeszcze zlała się w jednę w ielką schedę w ręku F ran ciszk a Salezego, zwanego „królikiem ruskim .“

N ow ina więc był lustrato rem u najbogat­ szego p an a w Polsce, a dodajm y u najrządniej- szego, najbardziej w nikającego we wszystko.

M aszyna adm inistracyjna, raz nakręco na przez w ojew odę, szła ja k zegarek, nad w szystkiem jego czuw ało oko, a spraw ozdania lu stra to ra słu­

żyły m u za wskazówkę, kędy ja k ie należy za­ prow adzić zm iany.

L u stra to r pryw atny, ja k lu stra to r królew - szczyzn, jednakie m iał za d an ie; zjeżdżał on do danej posiadłości i w szystko b ad a ł na m ie jsc u ; a spraw ozdanie pierw szego było daleko więcej szczegółowe, bo kiedy lu stra to r królew szczyzn doszukiw ał się funduszów, chcąc oznaczyć w y­ sokość kw arty, tam ten opisyw ał gospodarskie zabudow ania, rem anenta, dochody z arend, m ły­ nów, staw ów , poczem szły regestra poddanych i ciężące n a nich p o w in n o ści, z rozm aitem i no­ tatk am i historycznego i ekonomicznego znacze­ nia. Mówiło się w nich naprzykład często o spu­ stoszeniach tatarsk ich i „od żo łn ierza“ , o inkur- syach hajd am ack ich , o ra bunkach popełnionych przez aljanckie zastępy, o pow ietrzu i o jego szkodliwych w pływ ach n a cyfrę ludności. Potem szła rzecz o rzem ieślnikach wioskowych, o km ie­ ciach „ciągłych“ i o „podsad k ach , na pańskiej straw ie“ zostających. K ończyła rachunki osobna kategorya tak zw anych danin, słowem, m nóstw o

ciekaw ych szczegółów, i stąd lustracy a m iała w iele podobieństw a do w izyt kościelnych i in- w en tarzów gospodarskich z X V II. stu lecia, tak skw apliw ie dzisiaj przez komisyę kijow ską ogła­ szanych drukiem.

N iedaw no dowcipny jakiś korespondent Ga­

zety W arszaw skiej żartow ał sobie w najlepsze

z ludzi zbierających podobne dokum enta. Re- dakcya zapew ne podziela poglądy owego pana, kiedy jego pisanie w ydrukow ała. Snać duch ojca Łuskiny nie przestaje swego pisklęcia otulać skrzydłam i pobożnej opieki. Bo kiedy ów skryptor śm ieje się z kogoś; co stare zbiera papiery, ja tym czasem m am sobie do w yrzucenia, żem w ła ­ śnie czterdziestoletnią pracę p. Ł ukasza w ypu­ ścił z rąk i d ał jej zm arnieć zupełnie.

K to z nas m a ra c y ę , niech rozstrzygnie czytelnik... co do m nie m am okoliczności łago­ dzące. P rzestraszy łem się o g ro m u ; bo było b li­ sko 60 foliantów, a jeszcze brakow ało lat kilku, każdy rok bow iem z dwóch skład ał się fascy- kułów , jed en stanow ił streszczenie spraw ozdania i składany był w oryginale d ziedzicow i, drugi za w ierał rozm aite a n n e k sa , w yjaśniające m iej­ scow e stosunki danej posiadłości. P rzep atrzy łem

w praw dzie w szystkie, naw et niew ielkie z nich poczyniłem w yciągi, ale to kropla w m orzu w stosunku do całej pracy.

P ow tarzan i raz jeszcze, choćby nie jeden, ale stu korespondentów śm iać się ze mnie m iało, że w yrzucam sobie do dzisiaj obojętność dla ksiąg zapisanych ręką pracow itego lustratora. J u ż z nich snadno mogłeś poznać człow ieka. W ojski był bardzo akuratny, spraw ozdania sw oje um ieszczał w foliantach jednakow ych rozm iarów , jednakow o o praw nych, jednakow o zaryglow a­

nych, n a jednakow ym papierze, jednakow ym k re ­ ślił je atra m en tem , a co ciekaw sza, kaligrafia nie uległa żadnej zm ianie przez cały ciąg lat czterdziestu... Czy tu w praw a znaczyła wiele, czy m oże raczej był to wynik porządnego, pocz­ ciwie a pięknie spędzonego żyw ota? M nóstw o uw ag n astręczała mi ow a p raca Nowiny i eko­ nom icznych i adm inistracyjnych i archeologicz­ nych potrosze... N ajprzód w yprow adziłem w nio­ sek, że zarząd m ajątkow y, ja k i fabrykacya p a­ p ieru nie uległy u nas żadnej zm ianie przez cały ciąg panow ania A ugusta II I., pow tóre ten atra m en t dał mi dużo do m y śle n ia !... N a podo­ bny in k au st w dzisiejszych czasach nie zdobę­

dziem y się. Nasz w ypełznie w jak ie ćw ierć w ie k u , a następcy nasi dokum entów po nas przechow yw ać nie będą — i dobrze... bo nie w arto...

Tyle co do zew nętrznej w artości pracy, ale i w ew nętrzna była n ie la d a ! W opisie naprzy- k ład domu kom isarskiego albo podstarościńskiego, najprzód szła jego długość, wysokość, liczba okien, potem dach, ściany, izby, piece, podłogi, d rz w i, klam k i, h ac zk i, skoble, meble, jeśli były skarbow e, ich stan, regestr „w ym aganych rep a- ra c y i“ , ilość m ateryału p otrzebna dla doprow a­ dzen ia ich do porządku, jeżeli m atery ał znajdo­ w ał się n a gruncie, a jeżeli się m e znajdow ał, to sum a potrzeb n a do jego zakupienia. I tak od ćw ieczka, aż do rem an en tu ruchomego i nie­ ruchom ego, do zapasów zboża w stertach, spich­ rz a c h , wszystko z całą należało opisać su b ­ te ln o śc ią , w yciągnąć dochód, w ykazać wydatki, n aw et sperandy zysków przy zaprow adzeniu pe­ w nych m elioracyi.

Nie zapom inajcie, że N ow ina nie w jednym 'kluczu, ale w e w szystkich dobrach koronnych wojew ody układał rok rocznie podobne spraw o­ zdania. W zm iankow aliśm y o koronnych, bo było

i litew skie, ale te należały do innego lu s tra ­ tora...

Może pozw olicie, abym je tu choć pobie­ żnie w yszczególnił; sam i się p rz ek o n ac ie, że w cale pokaźna wiązka. Tak, pod W arszaw ą klucz W illan o w sk i, to zabaw ka p a ń sk a , bo stanow iła deficyt w bilansie przychodów, dalej szły P u ­ ław y w L ubelskiem , rezydencya w ojew ody; Kle- w ańszczyzna n a W ołyniu, k tó ra posiadała leśne niew yczerpane bogactw o, a składała się z m ia­ steczka i 10 wiosek. G ranów w B racław skiem , który liczył 26 w ielkich osad, gdzie długo pano­ w a ła słoboda, a dochód stanow iły stepy, n a któ­ rych hulało sw obodnie stado z 7C0 m atek zło­ żone , a w ołów w ypasano ty sią c a m i, lud zaś obow iązany był tylko do służby kozackiej i d a­ w ał re k ru ta do pułku granowskiego, noszącego b arw y książęce. J a k wiadom o, d arow ał je n e ra ł ziem podolskich pułk ten n a usługi Rzeczypo­ spolitej pod koniec czteroletniego sejmu. Na P o ­ dolu tak zw ana M iędzyboszczyzna stanow iła trzy klucze, w których skład wchodziło cztery m ia­ steczk a i sześćdziesiąt pięć w iosek z ludnością

18.687. T u już było gospodarstw o rolne, gleba p sz e n n a , dochody olbrzymie. W wojew ódz­

tw ie ruskiem klucz brzeżański nad Z ło tą L ipą, druga rezydencya wojewody, i dalej dobra ja ro ­ sław skie, sieniąw skie i mikulinieckie. Tyle tego było do 1750 roku. W tym czasie przybyło j e ­ dnak pan u Nowinie do obrachunku dw a sta ro ­ stw a, K am ienieckie i L atyczow skie o 27 wios­ kach i 3725 poddanych, a w 1753 po ro zk aw ał­ kow aniu dóbr ordynacyi o stro g sk iej, dostały się księciu n a spółkę z zięciem S tanisław em L u b o ­ m irskim starokonstantynow skie włości.

B yły lata, w których lu stracy a obejm ow ała przeszło 200 wiosek, a dochód u ra sta ł do 2,500.000 zł., zatem do większej sumy, nad tę, k tó rą R oe- pell podaje w swojej zajm ującej rozpraw ie. Co do liczby osadników, n a gruntach księcia osia­ dłych, powiem y tylko, że w r. 1795 w prow in- cyach przez Rosyę zakord onow any ch, więc w m niejszej połow ie dóbr należących do Czar­ toryskich, liczono ich 43.566, cyfra dość im po­ nująca, choć j ą w tej epoce przew yższał Szczę­ sny P o to c k i, który m iał około 130.000 p o d d a­ nych.

R o zpatrując się w papierach, mimowoli dzi­ wić się potrzeba ogromowi pracy naszego p an a Nowiny. T rudno uw ierzyć, żeby jed en człowiek,

przy tak pierw otnych w arunkach lokom ocyi, mógł podołać w szystkiem u, w stosunkow o krótkim czasu okresie. Rzućcie okiem n a mapę, oznacz­ cie n a niej trzy p u n k ta : Sieniawę w ruskiem wojew ództw ie, K lew ań n a W ołyniu i W illanów pod W a rsza w ą, następnie połączcie je ze sobą liniam i, a otrzym acie tró jk ą t, w którym ja k w zaklętem kole kręcił się nasz bo h ater rok ro ­ cznie, i to przez całych la t czterdzieści... Ani ra zu nie w strzym ała go c h o ro b a , ani razu w y­ padki polityczne, ani razu osobiste interesa, ani ra zu zw ykłe w życiu ludzkiem przygody!

P rzyznacie po tern w szystkiem , że jeżeli w ojew oda kunsztow nie um iał nakręcać m aszynę ad m in istracy jn ą, to pan N ow ina w tej m aszynie stanow ił kółko nieocenionej wartości...

Długo szukał książę A ugust C zartoryski czło­ w ieka godnego zaufania, aż m u go się w ynaleść udało, i to bardzo prostym sposobem. W iemy, źe m ajętności, k tóre wyliczyliśm y, spadły nań po żonie, ostatniej z S ien iaw sk ich , w dow ie po Denhoffie, w ojew odzie połockim i hetm anie litew ­ skim. Po długich zabiegach złączył się z nią w połow ie 1731 r . ; a jeszcze nie m iał czasu nal eżycie uorganizow ać adm inistracyi w nowych

nabytkach, kiedy A ugust II . u m arł i rozpoczęła się elekcyjna zaw ierucha. K siążę m usiał się w y­ nieść w raz z m ałżonką do G dańska, tam znow u zatrzym ała go długa samej pani choroba, w G dań­ sku to bow iem ujrzał św iatło dzienne ks. Adam K azim ierz, ów słynny upadającej Rzeczypospo­ litej obywatel.

Nie odrazu przem inęła b urza bezkrólew iem spow odow ana, a szalała ona najbardziej n a R usi i w w ojew ództw ach kresow ych, gdzie najwięcej dóbr posiadał wojew oda. To też po ustaleniu pokoju, dopiero około r. 1739, książę pan zje­ chał n a kresy, aby obejrzeć swoje m ajętności. Z astał je w stanie opłakanym ... W szędzie ru in a! Dochody uszczuplone, gospodarstw o w nieładzie.. W ów czas to zapragnął m ieć w ierny obraz m a­ jątk u , aby go mógł przekształcić na ta k i, jakim

być powinien. Umyślił zatem zaprow adzić urząd lu strato ra generalnego, ale gdzie znaleść do tej funkcyi przydatnego człow iek a? Z w ierzył się ze swojej troski przed p. P o d o s k im , podkomo­ rzym różańskim , który przeby w ał podówczas w B rzeżanach, a posiadał w ielki wpływ n a w o­ jewodę, o czem w iedzieli wszyscy, m aw iając, że

W łaśnie przyszedł n a myśl podkom orzem u w dobrą godzinę p. Łukasz Nowina, jego pow i­ nowaty., 25-letni m łodzieniec, nad wiek poważny i stateczny. W yrósł on n a dw orze wojewody podolskiego, Stefana Humieckiego, używ any przez niego do rachunków , był nadto dobrym szlach­ cicem, i posiadał n aw et niewielki kaw ałek ziem i, w ięc bene natus et possesionatus.

S taw ił się N ow ina n a w ezw anie do B rze- żan, a tak się um iał skrom nym ukłonem podo­ b ać bogatem u panu, tak n a pytan ia o rach u n ­ kowości odpow iadał przytom nie, że natychm iast stanęła ugoda. P a n w ojew oda nap isał w łasną ręk ą instrukcyę, polecił now em u oficyaliście, aby od niej nie o d stęp o w a ł, dał praw o utrzym yw a­ n ia n a koszcie skarbu pisarzy i kopistów, ilu ich będzie potrzeba, i naznaczył term in trzyletni na uczynienie ogólnej i szczególnej w dobrach ko­ ronnych rewizyi.

Zdziw ienie księcia atoli było niem ałe, kiedy pan Łukasz po dwóch latach, s ta n ą ł przed obli­ czem pańskiem z o zn ajm ien iem , że wszystko w edług rozkazu uskutecznił. Z kim innym łatw a sp ra w a , ale nie z w ojew odą, zaw ołanym

jego czasu nietylko gospodarzem , ale i rachm i­ strzem . Z pew nem niedow ierzaniem z ab rai się do w ertow ania ksiąg lustracyjnych; dw a m ie­ siące przesiedział nad niem i w B rzeżanach, dw a m iesiące trzym ał Nowinę, a jed n ak ani razu nie m iał potrzeby przyw oływ ać go do swojej kance- la ry i, re g estra bow iem tak jasn o były ułożone, tak żadnej w nich nie dostrzegł gm atw aniny, że w końcu uw ierzył w sum ienność i niepospolite zdolności p an a Ł ukasza. Pomim o całej powagi i chłodu, rozentuzjazm ow ał się dobry pan, dzię­ kow ał lustratorow i, a dw orzanie, w idząc dowody łask i książęcej dla ubogiego szlachcica, n ad sk a­ kiw ali mu przesadzając w grzeczności.

W cale to nie odurzyło N ow iny; skromny, cichy, m ilczący, za b rał przez siebie zapisane fo- lianty, otrzym ał now e instrukcye i n a wózku puścił się w przydługą, bo całoroczną wędrówkę. Nie o brał jeszcze locum, staudi, nie potrzebow ał go z r e s z tą , bo nie m iał żony i w łasnego gniazda.

Nie w biło go w pychę uszanow anie, jakie m u okazyw ali oficyaliści. W szędzie podejm o­ w ano gościnnie urzędnika, zaszczyconego jaw nem i dow odam i zaufania pańskiego. D la niesum ien­

nych było strasznem jego przybycie, ale że ta ­ kich nie wielu znalazło się w dobrach wojewody, więc tem sam em i zadanie p an a Ł ukasza staw ało się latw iejszem . Z najdow ał pomoc i w szelką gotowość, a tego m u dość było.

W cztery lata po wyżej opisanych zd arze­ niach spotykam y naszego lu strato ra w Między- bożu. Z ałożył tu swoję rezydencyę, m iasteczko bow iem najwięcej m u się podobało z tego szcze­ gólnie względu, źe położone było w e środku dóbr pod dozór jego oddanych. Czy bow iem na w schód rzucił się do K lew ania, m iał na drodze m ajętności g ra n o w sk ie; czy n a zachód do Sieniawy, w ów czas etapem dlań były B rzeżany i J a ro s ła w ; czy po­ dążył do W illanow a, to o P uław y zaw adzić m u przychodziło...

Z nalazł tu odpowiednie tow arzystw o. P rz e ­ m ieszkiw ał w M iędzybożu F ran c u z D essier, stary oficer, faw oryt Sieniaw skich, który w roku 1702 osobistem m ęztw em i przytom nością ochronił w arow nię od rozhukanego kozactw a, skąd p o

-chodziła szczególna estym a nieboszczyka hetm ana, w ielkie względy i zapew niony byt do zgonu. Z aglądał także tutaj często i J a n K am penhauzen, zięć D e ssie ra , niegdyś kom endant K am ieńca, gorliw y obrońca hussaryi, któ ry osiadł n a starość w Rybiszkach, ale zjeżdżał do m iasteczka, modlił się często w kościele w ciężką zbroję p rzy b ran y ; potem rad, że m a cierpliwego słuchacza w panu Łukaszu, opow iadał m u o daw nych tryum fach, 0 w ędrów kach po Europie, i faworach, jak ich od nieboszczyka króla doznaw ał. W praw dzie z to ­ w arzystw a tego nie długo k orzystał Nowina, bo 1 sta ry F ran cu z i generał pom arli około 1750 r., ale zaw sze p rz e ta rł się trochę, n a b ra ł poloru potrzebnego... Je d n a k po zgonie onych ludzi, ja k b y do innej należących społeczności, został jeszcze ks. A ndrzej Topolski, probosz miejscowy, gorący przeciw nik Sasów, a co najw ażniejsza, zostały kobiety, m ianow icie w dow a po D essierze i jej kuzynki, panny B ykow skie, stolników ny bracław skie.

B yły one nad wszelki w yraz grzeczne dla m łodego lu strato ra, a pan Łukasz, jak b y odw za­ jem niając się, w ich obecności czuł się tak sw o­ bodnym , jakby w kółku rodzinnem przebyw ał.

Serce m u miękło, liczby, z którem i się nosił, usuw ały się z pierw szego planu, błogość ja k a ś nieokreślona w piersi się jego rozsiadała, strze­ lała rozrzew nieniem z oczu, w błogi uśm iech u b iera ła usta, a krew b u rzyła szlachetniejszym zapałem ... I gotów był w ów czas N ow ina rzucić fascykuły do pieca, rachunki odesłać do licha... R ycerski go zapał ogarniał, z chęcią dźw ignąłby n a sobie ciężką zbroicę po K am penhauzenie po­ z o sta łą , kopią jego olbrzym ią w yw ijałby ja k piórkiem . Niezwykły anim usz tłóm aczył sobie afektem, a uczuć takich dośw iadczał szczególnie w tow arzystw ie starszej stolnikówny, panny K u- negundy. Raz naw et, o zg ro zo ! dla niej o cały dzień spóźnił swój wyjazd. Ależ tak go wdzię­ cznie prosiła, aby został, aby z niem i ostatnie dnie zapust p rz e p ę d z ił! O ożenieniu w szakże myśl mu nie po w stała w głowie. K tóraż ko­ b ieta zechce oddać rękę człowiekowi skazanem u n a w ieczne tułactw o ? Toż ledwie dw a m iesiące przesiadyw ał N ow ina w d o m u , a i przez te dw a m iesiące ślęczał nad księgami, porządkow ał papiery, pisał spraw ozdania, aby je w term inie złożyć pryncypałow i. W reszcie nie posiadał

%

żadnego tytułu, żadnego odznaczenia, a szlachcie bez honorowego urzędu nie znaczył wiele.

Ale w idać, że się w czepku urodził p an Łukasz, bo kiedy tak sm utno deliberow ał nad sw oją przyszłością, gotując się do sam otnego kaw alerskiego żyw ota; n araz dochodzi go pismo od księcia, z następującem a d re s e m : „JM ć panu Łukaszow i Nowinie, w ojskiem u grodzkiem u laty- czowskiem u, lustrato ro w i dóbr moich koronnych, m nie w ielce m iłościw em u p anu a b ra tu .“ Osłu­ piał n a widok tej skryptury, w yraźnie ręk ą księcia nakreślonej. Ależ to om yłka być musi ? On to w praw dzie je st Łukaszem Nowiną, on generalnym lustratorem , ale w ojskim grodzkim latyczowskim, nigdy jak o żywo nie b y ł! W a h ał się naw et, czy m a odpieczętow ać k o p e rtę ; odw ażył się nareszcie i w niej znalazł nom inacyę, w raz z kom plem entem bardzo wdzięcznie ułożonym. Schow ał dokum ent na pam iątk ę, aby dzieci, jeżeli je kiedy m ieć będzie, wiedziały, jakiego to zacnego p an a zesłało mu niebo.

N aturalnie, że odtąd podwoił gorliwość, jeżeli ją podwoić jeszcze był w stanie.

W tym że czasie został w ojew oda generałem ziem podolskich, to je s t staro stą w dwóch gro­

w ięc do lustracyi dw a starostw a, k tó re leżały w praw dzie w bliskiej okolicy, ale kłopot z ich uporządkow aniem był nie m ały, bo dezolacye były wielkie, a sam książę dostrzegł ich podczas chwilowego n a kresach pobytu, po niedługiej więc konferencyi z Nowiną, zagadnął go:

— P racujesz mości wojski zapam iętale, tak długo ciągnąć nie p otrafisz, a byłoby mi ciężko bez twojej poczciwej rady. Z najdź więc sobie p o m o c n ik a , któryby ciebie w yręczyć potrafił, a stosow ne w ynagrodzenie ze skarbu pobierać będzie.

T aką drogą pan Tom asz P atkiew icz, od lat kilkunastu skrom ny skryptor w kancelaryi w oj­ skiego, podniesiony został do tej wysokiej go­ dności. A i to typ w swoim rodzaju dość rzadki. S ierota, w ychow aniec międzyboźskiego proboszcza zam iłow any w rachunkach, żelaznej w ytrw ałości, pokory zakonnej, poza p racą biurow ą nie p o j­ m ujący życia. M iał czas poznać go dobrze p an Ł u k a s z ; w w iecznie m ilczącym chłopaku dopa­ trzy ł i p rzyw iązania do siebie i nieposzlakow anej poczciw ości Mógł na nim polegać zupełnie, od etch n ął więc sw obodniej.

Jeszcze jed nę propozycyę zrobił wojewoda sw em u w iernem u słudze.

— W arto m ości wojski, rzek ł mu, pom yśleć o żeniaczce, bez białogłow y sm utno n a świecie,

ch y b a m nichem chcesz zostać.

J a k alkerm us spłonął Nowina, usłyszaw szy tę niespodziew aną uwagę, p rzekraczającą granice jeg o funkcyi lustratorskich.

K siążę to spostrzegł, uśm iechnął się i dodał nad wszelki w yraz dobrotliw ie :

— Chwali się w aści m łodzieńczą wstydli- wość, ale ze znalezienia się twego widzę, że już sobie coś naw iązałeś. Zeń że się — a chleba n am nie zabraknie.

J a k b y n a spełnienie rozkazów pańskich, N ow ina po powrocie do Międzyboża pierw szego zaraz w ieczora ośw iadczył się pannie stolników nej, a w m iesiąc potem już ją poślubił. N aturalnie, że d rużbą by ł Patkiew icz, srodze zażenow any zaszczytem . Podczas skrom nej uczty doręczono

Powiązane dokumenty