DWIE
GAWĘDY Z PRZESZŁOŚCI.
! D r a s i ^ a t o r u i e g o
a r - ?<V £ S *
¿1 - . ^ A „ : j F l G l E Ł n i O ^ T E D E B A C K r ' A p O F IC Y A L IS T A S T A K E G O . -A B T O R A JfE X 'T (j. ; ! wMi - ^ 4 W E L W O W IE .Skład główny w księgarni tiubry no wieża ł Selim Id la p r z y p ł a c o K a t e d r a l n y m .
K sięgarni GUBRYNOWICZA i SCHMIDTA w e Lw ow ie.
zł. ct. B i b l i o t e k a p o ls k a . K ażd y to m b ro s z . 1 z łr. 80 c t., w o p ra w ie . 2 30
T . 1 - 2 K rasiń sk i Z. P is m a . W y d a n ie z p rz e d m o w ą S ta n isła w a lir. T a rn o w s k ie g o , 2 to m y . 3—6. Mickiewicz Adam. D z ie ła . W y d a n ie z u p e łn e 4 t. 7—10. Z aleski B. P o e z y e p r z e jr z a n e przetz a u t o r a . 11. P am iętn ik i Paska. W y d a n ie d r a W ę c le w sk ie g o . 12. Niemcewicz ¿ . J a n z T ę c z y n a . P o w ie ść h is to r . 1 3 —16. Sło w acki Juliu sz, D z ie ła . W yd. p rz e jrz . p rz e z p ro f. d r a A..Ma łe c k ie g o 17 — 19. E...ly, (A sn y k A d a m ). P o e z y e 3 to m y . 20—22.
M ałecki A. Ż y c ie i p is m a J u liu s z a S ło w ack ieg o , w y d a n ie d ru g ie z n a c z n ie p o m n o ż o n e 3 to m y . 23. J. W ybicki. P a m ię tn ik i. 24 - 2 5 .
Mickiewicz A. D z ie ła - 5 —6. 26—28. Mickiewicz A. K o^espon- d e n c y e . 3 to m y . 29—31. KitoWiCZ X P a m ię tn ik i, 3 to m y . 32—33. KitOWiCZ X. O pis o b y cz ajó w i zw y c z a jó w z a p a n o w a n ia A u g u s ta I I I . , 2 to m y . 34—37. R om anow ski M. P is m a 4 t 38—39. Sło- w acki J. L isty , 2 t. w y d . 2. p o m n o ż o n e. 40 - 4 2 . Słow acki J.
P is m a p o śm . 3 t. w yd. 2 p o m n o ż o n e 43 — 44. K rasiń sk i. P is m a 3— 4 45. K raszew ski J. I. P oezye.
A ntoni J. D r. N ow e o p o w ia d a n ia , w y d a n ie d r u g i e ... 3 — — O p o w ia d a n ia h is to ry c z n e , S ery a V I ...3 40
— „ , „ V I I . 3 20
B o lesław ita B . D z iecię S tare g o M iasta- O b ra z e k z u a tu r y , ^ c z ę ś c i 1 20
D ucłlińska S. P ism a . P a m ię tn ik P o e z y é ... 3 2)
Dzieduszycki W. H is to r y a m a la rs tw a w e W ło sz e c h . . . . . 5 60 — B a ś ń n a d B a ś n ia m i 2 to ń iy ... 3 20
Je r. L is ty M aszy d o P asz y . . . . 1 8o
Jeż T. T. O stap ek . U stę p z p rz e s z ło śc i e m i g r a c y j n e j ...2 4)
Jodko A ntoni Narkiewicz. S z k ic h is to ry c z n y r o z r o ju s z tu k i 3 t 18 —
w o p ra w ie w p łó tn o . . . 22 —
K aczkow ski K. le k a r z w o js k p o i. W s p o m ń ic n ia 1S0S—1S31 2 2 40
Kaczkow ski Zygm. O lb ra c h to w i ry c e rz e , p o w ie ść h is to r. 3 to m y tí 4C
K rasiń sk i. L i s t y : I do G a szy ń sk ieg o , I I do S o łta n a , I I I do S ło w ac k ieg o , Z a łu s k ie g o i t. p ., (tó m I . d o I I I . ) ... 9 60 — P is m a , w y la n ie n a le p sz y m p a p ie rz e , 4 to m y . . . . 1 0 — K r e c b O W ie c k i A. Z m a r n o w a n i ... 2 40 K ubala L. J e r z y O sso liń sk i, 2 t o m y ...7 60
Łoziński B r . D r Iu rie H g ć o r a n tia , stt^dyum p ra w n o -p o lity c z n e 5 — — P a tr y c y a t a m ieszcza ń stw o lw o w sk ie w X V I i X V I I
w ie k u , w yd. 2 z 107 r y c in a m i ... ... 10 — — N o w e o p o w ia d a n ia Im ć , P a n a W i ta N a rw o ja . . . . 3 —
M ickiewicz W ł. Ż y w o t A d a m a M ick iew ic za to m 1. . . 3 50
N aganow ski Edm. A n g lia w szecłim o żn a. P o w ieść obycz. 2 t 3 20 Nagoda. W ła s n y m i o czy m a. N o w e l e ...2 20
N iewiarowicz A. L. W sp o m n ien ie o A . M ick iew iczu . . . . 2 2o
O sta tn ia w o je w o d zin a w ile ń s k a ( H e le n a z P rz e z d z ie c k ic h ks
R a d z iw iłł o w a ) ... 4 20
O l i z a r G. P a m ię tn ik i 1793— 1S65 3 60
Paw łow icz Ed. W sp o m n ien ia ? n a d W ilii i N ie m n a , stn d y a i p o d r . 2 30
R aw ita Fr. C h arc y zy , p o w ieść h is to r y c z n a 2 to m y . . . 3 —
Wodzicki K. Z a p is k i o r n ito l. V I I I S k o w ro n e k — 80 — O rły p o l s k i e ... • ' ...2 40
W ilczyński A . Z m ia s ta i ze w si. O b ra z k i z ż y c i a 2 —
W olicki K. W s p o m n ie n ia z p o b y tu w c y ta d e li w a rsz i n a S y b efy i 2 88
W ybranow ski A. S y lw a re r u m ze s ta ry c h w sp o m n ień . . . . 1 2 )
A in s w o r th W ., Crichlon. 2 to m y . B e rs e z io W , N in a , ro m a n s w ło s k i. B e r th o u d , Poświęcenie kobiety. B ra c k e l F . , Nora. B u lw e r L ., R ie n z i, o s ta tn i tr y b u n rz y m sk i. B r o n ik w sk i A ., Powieści h is to r .:
K a zim ierz W ielki i E stera M oina.
— J a n I I I . Sobieski i dwór jeg o 2 1. C a b a rc llo , K le m en cya , p ow . h isz p . G arc an o J . Angiola M ary a. C a rle n F ., R o k za m ężcia. — K a p ryśn a kobieta. 3 t. — B ra cia m leczn i. 2 t. — R ó ża z T istelen u . 2 t. C o llin s W ., 0 zm ro ku . — P a n n a czy p a n i? C o n scie n ce H , Ta lizm a n . C o o p er J . F . , O sta tn i M ohikanin. 2 t. — Pionierowie n a d brzegam i S u s - kehany. 2 t. D ic k e n s, h lub Pickwicka. E b e r s G. D r., Córka króla egipskiego.
— Se>apis. K o m an s h is to r . 2 t. E d w a r d s A. B ., Tysiąc m il n a fa la ch
N ilu , 2 to m y .
E n a u lt K ., P rzeznaczenie. F e liń s k i X ., P a u lin a , córka Ew y Fe
liń skiej.
F e u il e t O ., H isto rya P a ryża n ki. G e rs tiie k e r F . , R e g u la to rzy w A r ka n sa s. G o e ra n y o u s K ., S ynow ie B a ro n a . G ry z o ń , W ojewodzie, 2 t. H a c k la e n d e r F ., B u r z y k , p o w ieść z n a d je z io r a . Z lir . Ł o s ió w b a r. M. H a g e n . Z ż y cia. N o w e lle. H o r a in . Z życia p o ety. W s p o m n ie n ia o W ład y sław ie S y ro k o m li. J . A n to n i D r. k s. S. C h o ło n ie w sk i
Opis po d ró ży kijowskiej.
J a m e s I I . , A m eryka n in , 2 t. J o k a j M , Nowy d zied zic. 2 to m y .
— Serce ka m ien n e, "i to m y . — Powieści pom niejsze. — Bielica Itwoczańska: 2 to m y .
— B ie d n i bogacze. 2 to m y . K ra s z e w sk i J . I ., N a cm en ta rzu , n a
w ulkanie.
— P a n z Panón.
— Złoto i B ioto , p o w ieść. 3 t. K u b a la L ., Je rzy O ssoliński, 2 to m y .
K siężn iczka z M instenbergu, p o w ie ś ć
h is t, z X IV . w ie k u . L a m J a n , d z i e ł a : I . W ielki św iat C a p ie ć; kuroniarz w G alicyi — — I I . Id e a liści. — I I I . D ziw ne k a iy e r y . — IV . V. Głowy do p o z ło ty . 2 to m y . L is ty Ja n a I I I . k r ó la p o ls k ie g o do k ró lo w y K a z im iry w c ią g u w y p ra w y p o d W iedeń 18(>3 r. N iem cew icz J . N ., Ja n z T en czyn a . P ie ń k o w s k i K „ Powieści.
— P o m yłka serca.
P rz y b o ro w sk i W ., R u b in W ezyrski. R e a d e K ., Kto chce kochać, cierpieć
rnnsi.
K ead e C. i B o u c ic a u lt D . Skazaniec. K id d e rs ta d t C. F ., C zarna ręka. S a rn e c k i Z , Z łote serce, p o w . 3 t. S as B . , M ozaika. 2 to m y . Sass P a w e ł, P a m ię tn ik znaleziony.
2 to m y w ie d n y m . S a w ic k i, Podróże po H iszp a n ii. S c h w a rtz Z . M ., N a m iętn o ści.
— Rratowe. — Dwaj bracia. — Dwie m a tki.
— N a ro zsta jn ych drogach. — Ofiara zem sty. — Przygody mojego ży c ia . — P rzyszło ść G ertrudy. — Wdowa i j e j dzieci.
S ę d z im ir, K siężniczka z g m in u . S m ith F . J . , Boleść i
radość-— S tra szn a gospoda.
S ta n le y H ., J a k od szu ka łem L ivin g -
sło n a .
S tin d e , R o d zin a Buchholzów. 2 t. S z u m sk i T , Z m ierzc h y i św ity . T a rn o w s k i W ł , Archiw um W róble-
wiec kie.
T a to m ir L , Ferye alpejskie. T r e tia k J . , P a m iętn ik D aniela. W e tlie re ll F . , Szeroki św iat. W ilczy ń sk i A , Opiekunowie wdowca.
— K łopoty starego ko m endanta. — Nowe fotografie społeczeństwa
2 to m y .
W ilk o ń s k a L , Powołanie. W ilk o ń s k a P ., N a dwóch kra ń ca ch . W iśn io w sk i S ., Powieści.
Y o n g c, D ziedzic z lted clyffe. 2 t. Z a c h a rja sie w ic z J , Teorja p. F ilip a .
GAWĘDY Z PRZESZłOSCI
D r a H n t o n i e | o J . > i F I G I E L K O N E E D E B A C K I. O F IC Y A L IS T A S T A E E G O A U T O R A M E N T U . W E LW O W IE.Skład główny w księgarni Gubrynowlcza i Schmidta przy placu K ated raln y m .
N iespożytym hum orem odznaczali się ojcowie n a s i! W nieszczęściu, w b ie d z ie , w śród trosk i niewygód nie opuszczała ich w erw a i pusta, nieledw ie dziecinna sw aw ola.
Z za łez, przezierał uśm iech.
B ył li to odblask daw nych, dobrych jeszcze czasów, czy w ynik przekonań o królew skości herbow nego w R zeczypospolitej potom ka, a może w ypływ ał on z owej w ie lk ie j, niezwykłej w onej epoce swobody, będącej w śród p aństw ościen nych anom alją pewnego rodzaju.
Gdzieindziej korona ledwie daw ała takie przywileje, jakie każdy szlachcic polski posiadał. P ra w d a , że u sąsiadów baro n feodalny, za m knięty w niedostępnym zam eczku, mógł sobie wiele pozw alać, ale jednocześnie czuw ać m usiał nad w łasnćm bezpieczeństw em , i to z bronią
dzień i noc na placów ce, bo pochw ycony w ręce adm inistratoró w sp raw ied liw o ści, odpokutowy- w a! z n a w ią z k ą ; u nas, szczególnie n a kopcach granicznych, hulaszcza sw aw ola nie chow ała się p o z a grube ściany, najeżone działam i, przech a dzała się w biały dzień, zarów no bezpiecznie po ulicach miejskich, ja k w śród s te p u , z uśm ie chem zadow olenia na u stach , z podniesioną g ło w ą , pełna dowcipu i hum oru.
Z bytek ten w ylew ał się po za kraw ędzie czary — i jeszcze go n a sm utną starczyło go dzinę...
Ale jako żywo nie myślimy naw et rów nać naszej nieuległości praw om i przepisom ze zbó je c k ą drapieżnością p an iąt z nad K eu u ; innej one zupełnie, były natury. L u d z i, którzyby się kierow ali żądzam i h ajd am a ck iem i, n aw et u ściany tatarskiej ze św iecą szukać po trzeb a — n a oso biste zyski nie oglądano się nigdy..i swaw oliliśm y często, ale tak, dla fa n ta z y i, nieraz hojnie n a gradzając tych, którzy z pow odu naszej sw aw oli ucierpieli.
Z astrzeżenie to konieczne je st — inaczej ubliżylibyśm y przeszłości.
N a dowód niech posłuży ta krótka opo wieść.
J a k z a w sz e , tak i d z isia j, w yprow adzając aktorów n a scenę, um ieścić m uszę n a w stępie owe konieczne czy w d ra m a tach , czy w kome- dyach słow a: „Rzecz się dzieje tam a t a m .a Bez tego gawęda będzie n ie ja s n a , a choć konstruk- cya jej niekunsztow na, ba, n aw et zbyt pospolita, ale praw dziw ością przytoczonego fak tu- ratuję jej formę nieudolną.
Z aręczam tylko, że w as zbyt nudzić nie będę. H istoryę zam knę w kilku w yrazach, nad ludźmi trochę się zastanow ię dłużej.
B yło to w pierw szych m iesiącach Barskiej konfederacyi. B ranicki spłynął n a Podole jak o łow czy' koronny i raptem w yrósł n a regim en- tarza. T ytułu tego udzielono m u po cichu, bo od hetm an a zależała nom inacya, a hetm an w ię cej sprzyjał związkowym, wreszcie i rzeczyw isty regim entarz partyi ukraińskiej czy podolskiej, p an D zied u szy ck i, jeżeli się u su n ął z p o la, to urzędu nie złożył. Że jed n ak szlachta m iejscow a lubiła rzecz po im ieniu nazyw ać, a tytułam i ra d a szafow ała, zw łaszcza, jeżeli szafunkiem mogła się od rabunku uchronić, więc i p an ło w
czy w jej przekonaniu w yrósł na regim entarza, bo był nim de facto.
Jó z e f Stem pkowski został o b o źn y m , albo „ su b a lte rn em “ Branickiego. B egaliści tryum fo wali. B ar zdobyty z pom ocą A p ra k sin a , U kraina uspokojona przez K reczetnikow a, k tó ry i Berdy- czow ską w arow nię w ziął szturm em . K onfede ra tó w siła zginęło, a resztki ich w końcu czer w ca z staro stą różańskim , K rasińskim i p odcza szym litewskim Joachim em P otockim , p rz ep ra wiły się przez D n iestr w M ohylow ie, niedobitki zaś ze staro stą stęgw ilskim , F ranciszkiem P u łaskim , zebrały się między Szerogrodem a Ceki- n ó w k ą, ale n ap a rte przez k ró lew szcz an , także w T urcyi szukały schronienia.
B ranicki lauram i okryw ał sw e skronie. Z a plecam i m iał aljanckie zastępy, przed sobą sp u stoszone Podole, a na jego skraju szarą wstęgę D niestru, za D niestrem zaś w ygnanych i tu ła ją cych się rebelizantów .
Czyja dola była św ietniejsza? N aturalnie, że B ranickiego; a jed n ak słusznie pow iedział p o e ta , że „robak gnieździ się i w wonnym kw iecie.“
W pierw szej w szakże c h w ili, ani k r ó l , ani zaim prow izow any re g im e n ta rz , nie dostrzegli tego. Owszem upojeni zwycięztwem , w zajem ne sobie praw ili grzeczności. B ranicki był chudym pachołkiem , m ałego znaczenia człowiekiem. S ta nisław August w ierzył w przyjaźń, w ierzył więc i w sentym entu p an a B ranickiego. T ak naprzy- kład, dow iedziaw szy się, że ostatni „zbytecznie się w w alkach z m alkontentam i i chłopstw em n a ra ż a “ , z a k lin a ł, aby się zachow yw ał prze zornie.
— Nietylko p ro sz ę, ale n a seryo zalecam i przykazuję — pisał król Jegom ość — szanuj się, trze b a mi cię dla ojczyzny, a przy tem n aj w iększe zwycięstwo nie ukoiłoby w e m nie do zgonnego ża lu , gdybym najlepszego w życiu, strzeż Boże, stracił p rz y ja ciela!“
Łowczy dziękując za te dowody łaski p ań skiej, w końcu bolejąc nad tem , że jed en z fawo rytów kró lew sk ich , D z ie rża n o w sk i, zrobił akces do k o n fed eracy i, w oła patetycznie :
— „B yłeś, Miłościwy P a n ie , od osiędzenia tro n u naszego arcy-łaskaw y, arcy-hojny i datny, czas Miłościwy K rólu być teraz groźnym, bo my daleko lepsi kiedy płaczem , niż kiedy s k a c z e m !“
Z siebie w idocznie b ra ł wzorki.
K ról jed n ak nie um iał być groźnym, owszem p ragnął burzę zażegnać ja k m ożna najprędzej. Gdzie o n i, owi nieprzyjaciele tronu, owi w ichrzy ciele spokojności publicznej ? pytał nieustannie regim entarza, a ten mu donosił, co wiedział.
W początkach p isał, że stoją w Nelipow- cach, i że m ają tylko 200 ludzi. P oniatow ski, z n atu ry opty m ista, przypu szczał, „że tak do brze pom noży się ich bieda w T urecczyźnie, że sam i będą woleli przyjąć nakoniec ofiarowany pardo n." Z alecał też przyjacielow i, by stosow ne poczynił kroki.
— „M oja rzecz i żądanie całe, mówi d a lej — aby ich ja k najwięcej m ożna rato w ać. W łaśn ie winni są n a jb a rd z ie j, którzy wiedząc, że nie m ają się czego spodziew ać, a m am ią ludzi płonnem i nadziejam i. Ci praw dziw ie sk ru pu ł m ieć pow inni, gdyż w łaśnie z ich okazyi krew się leje obyw atelska.“
Odezwa ta zaszczyt przynosi sercu dobrego króla...
Ale jakoś m edytacye nie udaw ały się regi- m entarzow i. R ozporządzał on znaczną siłą, m iał przy swym boku kilka tysięcy w o jska, ułanów
(tatarów litew skich) Koryckiego, pułki G rabow skiego, Kozłowskiego, Byszewskiego, regim ent królow ej, hetm an a polnego, a nadto do 500 pocz tow ych , zabranych pod B a re m , oprócz załogi konsystującej w K am ieńcu. Przeciw nicy 200 tylko ludzi liczyli, a przecież nie poddaw ali się. P o dobna b u ta trochę gniew ała łowczego, lekcew a żył jed n ak jeszcze „żeb rak ó w “, bo ja k utrzym y w a ł, m iędzy wygnańcam i jed en tylko podczaszy litewski „coś m a — re szta h o ło ta.“
P o w tarzał to samo i baszy chocim skiem u i rosyjskim g e n e ra ło m ; hołota jed n ak trzym ała się i nietylko „recessów od aktów swoich nie robiła", ale niebaw em do im ponującej cyfry 3000 ludzi urosła.
— „K onfederaci, pisał w końcu lipea B ra- nicki do króla, z Turecczyzny nie w yszli, k tó rym codziennie praw ie czynię insynuacye, ale to chim eryczna cudzoziemskiego sukursu nadzieja, to nieuw ażna bojaźri... n a tam tej zatrzym uje ich stro n ie.“
K łam ał pan łowczy, bo stosunków z konfe deratam i nie zaw iązyw ał nigdy, tak go bow iem
pow ody n a stepie ich zatrzym ują.
Ale Poniatow ski nalegał. W sierpniu znow u zaklinał p rz y jaciela, aby nam aw iał „zadniestro- wych P olaków “ do pow rotu, a on „włoży się za nim i do Rzeczypospolitej i do Im p era torow ej, aby im w ina d arow aną b y ła.u Zniecierpliw iony B ra n ic k i, chcąc dogodzić N ajjaśniejszem u P anu, zam yślał już w yruszyć n a środek D n iestru i u rz ą dzić schadzkę z m alkontentam i, ale go zakaz R epnina odwiódł od tego.
R ebelizanci żyli, trzym ali się, jakim cudem ? Skąd pieniądze m ają? K ról pragnął wiedzieć 0 tern koniecznie. Pew nie fran cu sk ie!... Łowczy utrzym yw ał, że „księże są to grosze.“ Ale nie mniej przeto i broni znalazło się podostatkiem . P a n staro sta augustow ski rekrutow ał k arab in ie rów , pan podczaszy u b ie ra ł, m usztrow ał pie chotę i posiadał zdolnych „egzercyrm ajstrów “, którzy wojska now ozaciężne do frontowej służby nałam yw ali.
A w k ra ju , w posiadaniu królew szczan zo stającym , nie bardzo było spokojnie. W końcu lipca stanęły sejmiki deputackie w K am ieńcu 1 Lwowie. O brani n a nich Luboński i Szep
tycki... ale n astąp iła między d eputatam i delibe- racya — ja k się dostać do P iotrkow a? P o dłu gich n arad ach w ysłano p. Lubońskiego pod eskortą do L w o w a , stam tąd obudw u kom endant K orytow ski także pod osłoną w ojska pchnął do W arszaw y, tak, że ledw ie w kilka tygodni dy gnitarze ci n a posiedzenie try b u n ału trafili. K u - ryerów królew skich często chw ytano i odsyłano do B essarabii. Poniatow ski po dw akroć w ysyłał gwiazdę św. S tanisław a Sterńpkowskiemu - i oba razy zaw ieruszyła się w drodze
B ranicki więc zrzucił pychę z serca i w raz z kasztelanem kijowskim, M arcinem L anckoroń- skim, n apisał do zw iązkow ych , grzecznie u p ra szając o respons. N aturalnie żyda w ybrał na posła. M alkontenci w odpowiedzi przysłali „ce d u łę“, że korespondencyę otrzym ali — nic nadto... Jak o ś nie dobrze składało się wszystko łow czemu — więc rw a ł się do W arszaw y, wojsko pragnął rozm ieścić „na k an to n y “, „blesejrow a- n y ch “ w ysyłał w głąb kraju... Nic nie m iał król przeciw ostatniem u, ale n a pierw sze i on i Re- pnin nie zgadzał się: „potrzebny je s te ś “.... W y słannik zaś carowej znaczył nie m ało — daw ał
pieniądze na prow adzenie wojny, i.... nie żą d a ł z nich rachunku...
W krótce i te skąpe z N elipow cam i stosunki zostały przerw ane. Co robią konfederaci? do w iedzieć się stało niepodobieństw em . Szpiegów p rz ep łaca n o — ale ochotników do szpiegow ania b ra k ło . Ani sz la c h c ic a , ani wojskowego użyć nie było bezpiecznie, bo zaraz zrobi akces do zw iązk u , o chłopach nie było m ow y; Orm ianie zachow yw ali się biernie; Lipkow ie chocim scy trzym ali za jedno „z burzycielam i spokojności publicznej“, sław etni tchórzem podszyci; z ży dów nie w ielka pociecha, w reszcie nie dopusz czano ich , a natrętni szli na gałąź...
W połowie więc sierpnia przybył B ranicki do K am ieńca, aby się z W ittem w tak ciężkiej przygodzie naradzić. K om endant zap ew n ił, że spraw ę w yw iedzenia się, ja k stoją rzeczy w obo zie konfederatów , bierze n a s ie b ie , i że pan regim entarz najdalej za dni kilkanaście otrzym a najpew niejsze o usposobieniu zw iązkow ych i ich sile wiadomości.
Mocno się tem uradow ał B ran ick i, i pozo stał w m iasteczku, czekając na skutek zabiegów jen erała, dla skrócenia zaś czasu um izgał się do
pięknych buziaków , w an tra k tach spijał się ze s z la c h tą , za co naw et zyskał niem ało popular ności. Ziem ianie n a wyścigi spieszyli ugościć tak miłego dygnitarza, ściągali najznakom itszych opi- jusów , ale żaden z nich nie mógł prześcignąć łow czego w liczbie w ypitych kuflów... I kiedy sław a w ojew ództw a, p an chorąży K a w ieck i, do tąd niezwyciężony, leżał nieprzytom ny pod ław ą, wówczas pan B ranieki jeszcze się dobrze trz y m ał n a nogach i w cale przytom nie do dalszych zagrzew ał libacyi. P o w ażna firm a Szadbejów, h an d lu jąca starym w ęgrzynem w K am ieńcu, trw ożyła się niep om ału, ażali jej nie zab rak n ie trunków w p iw n ic y .. B yłaby to hań b a nie lada,
bo dotąd słynęła z niew yczerpanych zapasów ... M iałżeby pan łow czy podkopać jej wziętość, zdo b y tą przeszło dw uw iekow em i zasługam i?
R egim entarz był niezwyciężony, ale razem n ie p rz eb ra n y w grzecznościach i zabiegach. Nie- tylko słodkiem i uśm iecham i karm ił p an ie, nie- tylko ziem ianom dogadzał, w końcu i do sław e tnych obyw ateli zbliżać się p o czął, i o dziwo... przełam aw szy w strę t, ja k i m iał do płatającego m u figle duchow ieństw a, naw et zaczął się m i zdrzyć do ks. surrogatora Brzezińskiego, z po
k orą chylącego głowę przed w szelaką w ładzą doczesną...
T ak to m u było wesoło w Kam ieńcu... Atoli w chw ilach zw ątp ien ia, biegł do p an a W itta i py tał n iesp o k o jn ie:
— A cóż, generale, w ysłałeś n a podsłuchy ? — W ysłałem pewnego i zręcznego w cale człow ieka, już ja w tem, że się spraw i ja k n a leży...
— Daj Boże, daj B o ż e ! K ról Jegom ość nie zapom ni m u tej usługi.
G enerał kłaniał się nisko, w ów czas bowiem był jeszcze „w ielkim chudopachołkiem a, świeżo podniesionym do godności kom en d an ta, którą pełnił tym czasowo, i nie m iał indygenatu w kie szeni...
Tym czasem w N elipow cach, n a stepie u rz y j- skim rzuco n y ch , życie w rzało w całej sile. R oz lokow ał się tu obóz „zadniestrow ych P olaków ", o w y c h rebelizantów , buntow ników , nazyw anych «m alkontentam i b arsk im i“, od czasu ja k k r ó l’ a w łaściw ie R e p n in ; strac ił w iarę w przełam anie oporu tej garstki. U znaw ano ich więc potrochu za stronę w ojującą i łam ano sobie głow ę, w ja k i sposób rozpocząć z „niesfornym i ducham i" akcyę dyplom atyczną ?... P oniatow ski prag n ął zażegnać burzę , choćby kosztem ofiar i u p o k o rz eń ; w idział o n , że pożar się ro z sz e rz a , że objął ju ż całą R uś C zerw o n ą, w ybuchł w okolicy K ra k o w a, p o k a zuje się w W ołyńskiem , przedostaje się na Litw ę... i w szystko stąd czerpie początek...
N a stepie, pow tarzam y, było gwarno, ludno i wesoło. W ioseczka z kilku chat złożo^Q prz
pełniona była żołnierstw em spływ ającem z całej M ałopo lski, m ieściło się to pod iichem i nam io tam i , w szałasach a nieopodal od obozu d łu gim szeregiem ciągnęły się budy kupieckie i szyn- kow nie n ad e r skromnego w e jrzen ia, w iechą zie loną naznaczone. Łatw o zresztą domyśleć się m o g łe ś, kędy w ó d k ę , piwo i kw aśne wino miej ■ scowe sp rz ed ają, ju ż choćby z natłoku i zbie gowiska panującego w około tych gospód zaim prow izow anych.
Otóż pewnego sierpniowego w ieczora przed odtrąbieniem ca p strzy k a, obok jednej z karczem n elip o w sk ich , zatrzym ały się dw a wozy, cią-
3 ■ .-.^-osłe ale tęgie konie. W ozy
.. . ^ e wysoko, okryte s k ó rą , w cale w yglą dały pokaźnie. Na pierw szym z nich siedziała kobieta olbrzym ich kształtów i herodowej miny. Liczyć m ogła około lat 4 0 ; ubiór m iała m iesz czański ale porządny, nogi zw ieszone za p ó łd ra- bek u bran e były w pończochy niciane i trzewi! safia n o w e; n a głowie biały czepiec, n a grzbiecie chustka w zorzysta w jask ra w e „kaje“, — słow em
w szy°n ¿ostatek. Ale pow ierzcho
w no ła sympatyi. Z trw ogą
czarne, biegające o c z k i, reprezentow ały owe suche rodzynki na ubogim placku w ielk anocnym , skąpą ręką rz u c o n e ; niskie czoło osłaniały jeszcze b a r dziej szlarki suto k a rb o w a n e , nos ledw ie na nazw ę nosa za słu g iw a ł, taki był płaski i niewielki,, pod nosem duże szerokie w arg i, ow iane siw ieją cym już w ąsikiem , gęściej rozrzuconym w k ątach u st na pół uśm iechniętych; dalej szedł w spaniały okrągły podbródek, w fałdach spływ ający na p ie rs i, które znow u opierały się o w spaniałą okrągłość tuszy. T ak w yglądał „fronton“ tego wędrownego b ó stw a, m am yż je jeszcze dokład niej opisyw ać ? Nie... dodam
olbrzymie ra m io n a , grube, duże ręce, i .— jakby tych drobnych rączek w groźny sposób używ ać um iała.
G aw iedź zebrana u gospody ciekawie przy glądała się podróżnej babie, k tóra postękując ' wzdychając zlazła z w oza , w zięła się pod boki i ję ła się rozpatryw ać w tłum ie. N araz w ysunął się z niego m łodzieniec w m undurze artylerzysty, ale schludniej od innych ubrąpw.. . jd rf1 hpm - b ard je r niegdyś z tw ie rd z y kam /' ; »oraz zagorzały konfederat i wielki fa\, uezaszego
litewskiego. Zbliżył się 011 do p rz y b y łe j, pilnie zag lądnął jej w oczy i ze zdziw ieniem zaw o łał:
-— A kogoż to ja widzę!... Toż to, ja k mi Bóg miły, ciotka Paulucow a!
— W w łasnej swojej osobie mój chłopcze — zaw ołała rezolutnie b a b a , p opraw iając czepiec na głowie. Ale cóż ty tu M acieju p o rabiasz?
— P rzy stałem do k o n fe d era tó w , odrzekł zapy tany. Z a w iarę św iętą w o jn a, więc nie godzi się rą k o p u szc zać; w reszcie wolę tu w szcze- rem polu choć głodem przym rzeć, ja k tam za m uram i kisnąć Bóg wie, ile czasu !
— Oj praw da w a sz a , w ielka praw d a! I ja tak sobie p o m y ślałam , to też widzicie mnie z całym s tra g a n e m , n a usługi w asze.
I to m ówiąc, w sk az ała na wozy.
— Trafiliście w złą chwilę ciotko; grosza nie w iele w obozie, a głodu za to dużo, korzyści i zysków nie spodziew ajcie się tutaj.
— Alboż to j a już taka b ie d n a , że i na k re dyt a n aw et darm o nie nak arm ię? Toż stać na to ciotkę P a u lu c o w ę !
Ciekawy tłum słysząc w spaniałom yślną obie tnicę , zbliżył się jeszcze bardziej do kobiety
i otoczył ją w ieńcem , a je d e n , drugi zaglądał do wozów. P ełn e w ę d lin , sam e sp ecy ały ! Nie dziw, że niebaw em wszyscy z radam i zaczęli się narzucać, a w pierw szym rzędzie sam w ła ściciel gospody, którem u bardzo b y ła n a rękę
sprzedaż m ięsiw solonych. Szynka budzi p ra gnienie, stąd zysk oczywisty, bo zwiększy się konsum cya i piw a i wódki. W ziął więc w opiekę przy b y łą, obiecał jej urządzić stragan z im pro w izow aną na prędcę w erandą ze słomy, a tym czasem na nocleg panią kupcow ę zap rosił do siebie.
Maciej w ysunął się z tłum u i pociągnął zam y ślony do obozu. D ziw nem mu się trochę wydało to poświęcenie P a u lu c o w e j, znał ją dobrze od daw na. Przed kilkunastu laty z W arszaw y p rzy w ędrow ała z ojcem do K am ień ca, ta k a szpetna ja k dzisiaj; o n , Niemiec, kabaniarstw em się tr u
dnił , ona m u d o p o m ag ała; a ja k córeczka była tłu sta i k w itn ą c a , tak znow u rodzic chudy i długi. W krótce po przybyciu um arł Niemiec, a córka jako jedy na spadkobierczyni objęła po nim suk-
cesyę
O jej m ężu P aulucu m ało kto sły s z a ł, ale za to nikt go nigdy nie w idział; jedni utrzym
w a li, że nie egzystow ał w cale inni zaś, że w chwili nieprzytom ności ożenił się z szpetną n iew iastą , ale odzyskawszy zmysły uciekł od niej n a zawsze. Dość, że K a ta rzy n a w ystępow ała jak o w dow a, lubiła dużo rozpow iadać o swoich w stolicy su k c e sa c h , posiad ała w szystkie cechy wielkom iej skich p rzek u p ek , była sw a rliw a , śm iała, silna ja k d rag o n , a że handel szedł jej dobrze, więc zarozum iała i lekcew ażąca uboższe koleżanki; do tego słynęła ze skąpstw a i złego s e r c a , a biedny
gem ejn t . j . żołnierz , skoro w ziął n a „p o czekane“
cokolwiek z jej s tra g a n u , i nie uiszczał się prędko z d łu g u , m iał się pew ne z p y s z n a ; ła ja ła go publicznie, nie d ała przejść spokojnie ulicą, w końcu skarżyła przed oficeram i, ścigając bez litości opieszałego dłużnika.
Nie lubiano kabaniarki w K am ieńcu, szcze gólnie żołnierze i uboższe m ieszczaństw o, bo ze starszyzną um iała żyć w zgodzie, nadskakiw ała i burm istrzow i i rajcom i podstarościem u grodz kiem u , a cóż już mówić o panach garnizono w y ch , o sam ym kom endancie, w obec którego ja k przed ołtarzem sk ład ała tłu ste ręce n a p ier siach , chyliła głowę pokornie, ale tak nisko, że
z trudnością niekiedy m ogta zachow ać rów n o w agę, co przy m onstrualnej korpulencyi dość kom icznie wyglądało.
Maciej to wszystko ro z w aża ł, znał bow iem dobrze, pow tarzam y raz jeszcze, ciotkę P aulu- cowę.
— Nie bez kozery przyjechała baba, pow ie dział konkludując w szystkie pro i contra piętrzące się w jego umyśle.
N uzajutrz rozgospodarow ała się k ab a n ia rk a pod gospodą nelipow iecką, a kiedy w ieść gruch nęła o jej przybyciu, niejeden z daw nych zn a jom ych , a było ich sporo, szczególnie w oddziale podczaszego litewskiego, z królew skich żołnie rz y ; otóż niejeden pośpieszył do k arcze m k i, aby się naocznie o w szystkiem przekonać, a kiedy zoczył przysm aki n a s to la c h , m ianow icie kieł b a s k i, szperkę w ędzoną, szynki i nogi w ieprzow e oblane g a la re tą , ślinka mu do u st p ły n ęła, ro z czulenie m igotało w o czach , a straganiarka w brew opinji d aw n iejszej, nad w yraz w szelki okazyw ała się ła g o d n ą , pobłażliw ą i miękką. N ajprzód tanio sp rzedaw ała tow ar, a często gęsto daw ała naw et
bez pieniędzy, M nąc się n a w szystkie św ięto ści, że będzie w zg lęd n ą, że o dług upom ni się u pana żołnierza kiedyś, później, ja k się w ojna skończy, a kraj zupełnie uspokojony zostanie.
Nie potrzebujem y dodaw ać, że p rodukta przy w iezione rozpłynęły się w dni kilka. W począt kach ciotka zachow yw ała pew ne pozory, i trzeba było daw nej znajom ości, aby m ieć u niej k re d y t, ale z czasem obeszło się i bez tego, a stragany mimo to zaw sze były pełne, bo opróżnione jednego d n ia , już n a drugi pokryw ały się nowemi p rzy smakam i.
— Ot dobrodziejka praw dziw a, szeptało żołnierstw o, na biednych żołnierzy łaskaw a. Musi być p o cz ciw a, kiedy z w łasną stra tą karm i nas tak hojnie!
— E j , licho to nie b a b a , odpowiedział kiw ając głową z niedow ierzaniem Maciej. Znam j a ją dobrze i d a w n o ; tw ard a ja k żelazo, a że z m ięk ła, to chyba gdzieś się z ks. M arkiem spot k ała , i chyba w yegzam inow ał j ą , w ygnał z niej c z a rta , a anioła posadził... tylko że anioł w takiej skorupie nie popasłby długo, zerw ałby się naw et z łańcuch a i frunął do nieba.
Nie bardzo słuchali koledzy rezonującego b o m b a rd y e ra , dla nich sm aczne śn iadania stan o wiły w ię c e j, niż wszelkie p rz y p u szcz en ia, toć ednej baby bać się niem a czego.
M iało się ku końcowi sierpnia. Paulucow a nie u staw a ła w gorliwości gościn n ej, ale za czę sto k ręciła się po obozie. B ab a była zbyt cie kaw a, poczęła się pilnie rozglądać i rozpytyw ać, gdzie kto ze starszyzny m ieszka, ile je s t żołnie rz a i jak ie na przyszłość m ają zam iary naczel nicy ? W kole szeregow ców znalazło się kilku, którzy za kęs w ieprzow iny w ędzonej nosili jej p lo tk i, a że publicznie zdaw ali jej spraw ę, więc nie obudziło to pod ejrzen ia, nie dziwiono się naw et w cale ciotce, tłóm aczono to ciekaw ością n ie w ie śc ią , w reszcie dodaw ano, że i dobrodziejka będzie się m usiała zastosow ać do obrotów w oj sk a , które przecież w iekow ać nie m oże n a ste p ie , a kiedy w yruszy, cóż się stanie ze stra g a nem ? Pośród M ołdawianów , żydów, cyganów i innych przybłędów zostaw ać nie bardzo
przy-je m n ie obyw atelce, a do K am ieńca po tylu go rących dow odach afektów dla zw iązkow ych, nie m a po co w racać.
Aliści w ypadek z r z ą d z ił, że podejrzliw y Maciej dowiedział się o całej tajem nicy i po
b u d k ach , które skłoniły przekupkę do rzekom ej w spaniałom yślności. Oto w ysłany był przez p o d czaszego litewskiego z k a rtk ą do p an a starosty czereszyńskiego, stojącego obozem w okolicy N e- lipowiec, w łaśnie n a polance bliżej ku K am ień cowi wysuniętej. B om bardyer się sp óźnił, w ra cał więc w nocy, a zm ęczony, przysiadł w b u rzanach,, aby odpocząć chwilę.
N araz usłyszał tu rk o t wozu i zaczął się rozpatry w ać w ciemności. Jak o ż po chwili n a d je c h a ł spory w a są g , ciągniony przez parę koni,
a nasz bom bardyer zaraz p o zn a ł, że to taki sa m , jakim ciotce dostaw iano produktu. Nikt w wozie nie sied ział, m oże więc konie sam e znudzone oczekiw aniem , a bez dozoru zo sta
wione, ruszyły z pod gospody. J u ż Maciej m iał się posunąć dla ich zatrzym ania, kiedy usłyszał, stłum ioną rozmowę... i istotnie poznał P au lu - cowę i jej p a r o b k a , którego także m iał od d a w n a w podejrzeniu, bo przybyw ał zaw sze nocą,
zawsze nocą odjeżdżał, p atrzył z podełba, zanadto był osm arow any i zanadto unikał spojrzeń lu d z kich. T eraz kab an iark a i parobek szli opodal od wozu, kordyalnie dysputując ze sobą.
— Zatrzym ajcie no konie panie G rzegorzu, dalej już nie jestem w stanie się ruszyć — ozw ała się ciotka.
— D obrze, bo otóż i stu d n ia; konie napiją się wody, my tym czasem usiądźmy.
R ozlokowali się o parę kroków od M acieja ukrytego w burzanach.
— Cóż mi każecie rapo rto w ać generało wi ? zaczął m ężczyzna.
— Pow iedzcie mu, że ja tu ja k czarny w ół pracuję. W iadom ości m am skąpo — ale pew ne. K łó cą się ze sobą panow ie starsz y zn a, n a js tra szniejszy jed n ak i najzaw ziętszy, to pan pod czaszy! K siądz biskup z F ran cu zam i się wodzi, chce K am ieniec odebrać — ale na siebie, T u rcy zaś chcą n a siebie. D ni kilka tem u był tu basza chocim ski A rbandży, jak iś słuszny, edukow any i bogaty człow iek, przyjm ow ali go z honoram i, m ó w ią, że w iele m oże u swojego k ró la, więc dużo sobie obiecują z tej bytności.
— A ludzi ilu w szystkich? — spytał w o źnica.
— Moc... R ach u n k u jeszcze nie m a m , ale dostanę, co dnia przybyw ają nowi.
— K iedyż go nam dostarczycie?
— N a to kosztów potrzeba, a ja i tak m ar nuję się n a tern stepie i wygód żadnych nie mam, i to w szystko za m izernych kilkadziesiąt czer wonych złotych.
— A próbow aliście nam aw iać, aby zbiegi w racali ?
— Niby próbow ałam , ale boję się, aby ich przed „krygsrechty“ nie sta w io n o ; w reszcie i tu bez pieniędzy nic, każdem u coś dać p o trze b a n a drogę.
— D alekaż to mi droga, przerw ał z p rz e kąsem p aro b ek , o t, naw róconych doj mnie
z pew nym przysyłajcie znakiem , ja ich odstaw ię do fortecy, na koszta zaś generał p rz y s ła ł w am nowego grosza trochę.
I m ówiąc to, w etk n ął w tłu stą rękę kaba- niarki nie w ielką paczkę.
— Dziękuję wielm ożnem u porucznikow i! za w o łała urad o w an a ciotka.
— C yt, cyt — p rzerw ał w oźnica — nie poruczn ik, ale G rzegorz, p achołek w asz! Nie zapom inajcie, inaczej i siebie i m nie zgubić m o żecie.
Potem nastąpiły szepty i pożegnanie. Maciej skam ieniał ze zgrozy. W pierw szej chw ili chciał biec za P au lu co w ą , dopędzić ją, udusić, ale pom iarkow ał się potem . W dobre pół godziny podniósł się z legowiska i prosto podą żył do p an a podczaszego litewskiego.
Jeszcze Potocki nie s p a ł, kiedy m u oficer d oniósł, że bom bardyer Maciej w rócił z respon- sem, ale się osobiście potrzebuje staw ić przed obliczem p an a regim entarza.
— Zaw ołaj go mości poruczniku, odpowie dział podczaszy, w stając od sto łu , przy którym pracow ał.
W prow adzony b o m b a rd y e r, zaczął lakoni cznie:
— Mamy szpiega w o b o z ie !
P o tem pow oli, system atycznie, opowiedział całą rozm ow ę , jakiej był m im ow olnym słucha czem. Gdy skończył, gospodarz kilka razy p rze szedł się po izbie, jakby się nam yślał, co m a z tem wszystkiem uczynić, nareszcie stając przed
pujące słow a :
— B ardzo ci się chw ali przezorność i czuj ność szczególną i ten wzgląd n a dobro naszej spraw y, ale gdybyś był pojm ał porucznika, zaraz bym go przed sądem w ojennym p o staw ił, a z babą.... powiedz mi co j a z b a b ą zrobię?
B om bardyer m ilczał, z nogi tylko na nogę przestępow ał.
— Powiesić łatw o, jeśli oczyw iste dowody się znajdą... I cóż nam z tego przybędzie? Tylko w rzaski i n a rz e k a n ia , źe się znęcam y nad słabem i niew iastam i.
— Ale to proszę jaśn ie wielmożnego regi- m e n ta rz a , nie słab a je s t osoba! ośmielił się w trącić M a c ie j, rad, że przyjść m oże do słow a nie s ła b a , przeciw nie siln a, ogromna.
T u zam ilkł, bo spotkał się ze zw rokiem służbowego oficera, który za plecam i podcza szego stojąc, daw ał m u zn ak i, aby nie plótł dużo, bo to oznacza nieuszanow anie dla s ta r szego.
Potocki dojrzał tego m anew ru i uśm iechnął się nieznacznie.
— Ot wiesz mości p o ru c zn ik u , przem ó- w ił zw racając się w stronę surow ego p rzestrze- gacza subordynacyi wojskowej, obm yśliłem spo sób. B abę aresztow ać n aty ch m iast, a że je s t z K a m ień c a, więc ju tro odesłać ją do księdza biskupa, niech j ą w ybada jak o kapłan, a p o s ta nowi potem o je j losie, jako m ający głos w zw iązku naszym. N aw et m u tem usługę wyświadczę, dodał pół ż a rte m , agentów dyplom atycznych teraz niem a, F ran c u zi w yjechali, nudzi się p a sterz ; będzie więc m iał rozrywkę.
J a k Potocki ro z k aza ł, tak się stało. N a za ju trz w całym obozie w iedziano o pojm aniu szpiega, a ks. K rasiński m iał sobie przedstaw ione w szystkie szczegóły w ypadku. Biskup najprzód w ybadał M acieja, a potem rozkazał przyprow a dzić ciotkę Paulucow ę. O toczona silną eskortą, szła w ylękła jak b y n a ścięcie. Ju ż nocleg w ko zie nie bardzo jej się podobał. W jam ie okrytej m ie rz w ą , trzym ano j ą kilkanaście godzin w raz z odartym cyganem , włóczęgą, który był złapany n a kradzieży w o b o z ie , a zapom niano go po wiesić.
O tucha jed n ak w stąpiła w n ią , kiedy się dow iedziała od konw ojujących żołnierzy, że nie
baw em m a stan ąć przed kam ienieckim bisku pem... W prow adzona do izby, m iała już n a
ustach zw yczajne i pow szechnie przyjęte „niech będzie pochw alony“, ale się nagle w strzym ała. W w yobraźni kaban iark i m ieszkanie senatora duchownego, choć w ch acie, w inno było nosić cechy stanow i jego w łaściw e, do sakram entu kapłańskiego przyw iązane. W ięc spodziew ała się znaleść pełno w izerunków św iętych pańskich po śc ia n a c h ; ołtarzyk choćby m a lu te ń k i, krucyfiks, m s z a ł, kropielnicę zaś u drzw i ze św ięconą w odą koniecznie. A tu jako żywo, nic tego nie b y ło ! P ośrodku n isk ie j, niebielonej izby, sta ł prosty s t ó ł , zarzucony p a p ie ra m i, n a ścianach w isiały tręzle, chom onta, siodła, c z a p ra k i, naw et nahajki k o za ck ie, broń wszelkiego ro d z a ju ; w kącie skrom ny tap czan ik , okryty skórą niedźwiedzią,, jedyny zbytek w u m eb lo w an iu ; wszędzie zaś do- raźność b iła w oczy, okienko n a prędce w sta wione i nie przypasow ane należycie, kom inek przytulony do pieca, dziwnej ko n stru k cy i, był jak b y nie u siebie, nie n a m iejscu.
A sam że ksiądz b isk u p ?! Paulucow a w idy w ała go, albo jadącego pow ażnie w karocy, i błogosław iącego spokojnych o b y w a te li, albo
w kościele z infułą n a głow ie, a z pastorałem w ręku, kroczącego z wielkim m ajestatem przez głów ną naw ę, otoczonego przez liczny kler pon- tyfikalnie ubrany, w śród śpiewów uroczystych i dym u k a d z id e ł, co w znosił się w kształcie obłoków aż pod stropy św iątyni. T u zaś stała przed człow iekiem nie młodym, do hajduka r a czej , niźli do k ap łan a podobnym. W łos krótki przystrzyżony n a głowie, tonsury ani śladu, wąs zaw iesisty, broda d u ża , przypruszona siw izną, ścięta z boków po szwedzku, w oczach energia, u sta dum nie zacięte. Niewielki ten jegom ość odziany był w krótki b aran i kożuszek; długie buty sięgały m u po nad k o la n a , a przy nich ogrom ne, ja k u dragona o s tro g i; ręka b iała i de lik atn a zd rad zała w nim człow ieka, nie szu k a jącego chleba w pracy fizycznej.
P aulucow a aż się cofnęła przerażona, i gdyby nie eskortujący ją żołnierze, którzy przystąpili z uszanow aniem do ucałow ania ręki pasterza, m yślałaby, że kogo innego m a przed sobą. Ksiądz; biskup spostrzegł ten ru c h , i inaczej go sobie w ytłu m aczy ł, bo zaw ołał:
— J a k to znać, żeś zbrodnię popełniła, kiedy z tak ą trw ogą przystępujesz do kapłana.
— K iedy bo ja nie zbrodni się ulękłam. — A czegóż?
— Nie śm iem .pow iedzieć. — Mów śmiało.
— Ulękłam się księdza p a ste rz a , bó nie po p astersku wygląda, a p rę d z e j, nie przym ierzając, do rozbójnika podobny.
U śm iechnął się se n a to r, b ab a m iała słu szność. K ozacka katan k a podszyta futerkiem , a ściągnięta w biodrach pasem rzem iennym , nie licow ała z posłannictw em kapłańskiem .
B iskup k a z a ł u sunąć się straży i został sam z P aulucow ą. In dagacya trw a ła długo, a re z u l ta t jej w ypadł snać po myśli księdza biskupa, bo zadowolony zacierał ręce, podczas gdy ciotka w yszła z izby sk ruszona, łzam i zalana, z głow ą zw ieszoną n a piersi. N a tu raln ie, że żołnierze odprow adzili ją znow u do obrzydłej jam y, u p rz ą tnąw szy z niej w przódy wylękłego cygana.
Tegoż jeszcze w ieczora w m ieszkaniu p an a podczaszego litew skiego odbyw ała się gorąca n a r a d a , w której biskup K rasiński b ra ł czynny udział. Do deliberacyi przypuszczony był m a jo r O grodzki, p raw a ręk a Potockiego, in stru k to r znakom ity, a ja k wówczas nazyw ano,
„egzercyr-m a jste r“, sław ny n a całe wojew ództwo podol skie. U drzw i siedział młody p orucznik, Jó ze f B ie rn a w sk i, bardzo ulubiony dla w iecznie w eso łego hum oru. B ył on synem zasłużonego oficya- listy p an a podczaszego, który go też forytow ał sam do w ojska i um ieścił w regim encie królo wej , pod opieką pułkow nika węgierskiego. M ło dzieniec n a wieść o konfed eracy i, jed en z pier wszych staw ił się w obozie Potockiego, a ten rozczulony tą gotow ością, poklepał po ram ieniu chłopaka i zaw o łał:
— J a k mi Bóg miły, dobra k r e w ! Z ostań w aść przy moim boku, a nie będziesz tego ża łować.
Odtąd B iernaw ski nieustanie pełn ił ordy- n ans ową służbę przy swoim opiekunie, i te ra z z wielką uw agą rozm ow ie się przysłuchiw ał.
— Cóż tedy ów s z p ie g -b a b a ? — zapytał gospodarz Jego Ekscelencyi.
— P rzyznam się waszm ościom, żem się cie kaw ych od uwięzionej dow iedział rzeczy. Toż to nasy łają n a nas z tego przedm urza chrześci jańskiego rozm aitych lu d zi, aby podkopać k re d y t, podkupić, zdem oralizow ać, zgnębić! Jeszcze nie dziwię się W ittow i; homo novus — nieznany
w Rzeczypospolitej , więc zasługuje się ja k umie; ale pan łowczy koronny...
— A pan łowczy koronny — przerw ał mu z niezw ykłym ferw orem , przym rużając lew e oko podczaszy, niby to także nie je st nowym czło w iekiem ?
— Sporu o to prow adzić nie b ęd ę, ale szlachcic p rzy n ajm n iej, kiedy tam ten n aw et indygenatu nie posiada. O toż za w spólną n a ra d ą obaj w ypraw ili tu ciem ną, ale chciw ą zysków babę, żeby pod pozorem handlu relacye o n as p rz esy łała, żeby zaś łatw iej m ogła sk ap to w a ć stronników , kom endant polecił jej darm o niem al ro zdaw ać w iktuały żo łn ierzo m , a naw et sam sklep jej zasilał.
— Przypuszczam , że żołnierzom to n a złe nie wyszło, w trącił O grodzki, korzystali też skw apliw ie z tej uczynności przekupki! Z yska liśmy widocznie, lud nasz odkarm ił s ię , a reg a liści ponieśli stratę.
— P an łowczy bezpłatnym dostaw cą pro w iantu dla m alkontentów ! odezw ał się pod czaszy, to trochę zabaw nie w y g lą d a ; a że
pieniądze daje kto inny, więc... chyba i jem u wdzięczność się należy.
R zucił się ksiądz biskup na w zm iankę 0 wdzięczności.
— Idźm y d a le j, ciągnął pow olnie, dotąd b a b a ; ale co g o rsza, że oficera przebranego z a w oźnicę p rzysłał t u ta j, aby uw ięzioną w ybadał. — I tem u nie należy się dziwić księże biskupie, odparł podczaszy, który był w szcze gólnie dobrym h um o rze, i tem u się nie należy dziwić. N aśladuje nas pod tym względem.
— J a k to n a s? zapytał pasterz, co w asz-mość pod tem rozum iesz ?
Potocki za całą odp o w ied ź, od stóp do głowy obrzucił spojrzeniem Jego Ekscelencyę. — Ż artuj sobie zdrów , zaw ołał ks. K ra siński , dom yślając s i ę , że go bierze podczaszy n a fundusz, oficer jed n ak był tu kilka ra zy , 1 siła nam zaszkodzić może.
— Czy wolno o nazw isko tego nieuczciwego m istyfikatora za p y ta ć? odezw ał się B iernaw - ski od proga.
— I o tem się dow iedziałem ; je s t to n a czelnik luki g ra n ic z n e j, konsystującej w P a - n io w ca ch , porucznik z regim entu k ró lo w ej, T o m asz Goliszewski.
B iernaw ski aż podskoczył z radości n a sto łk u , nic jed n ak nie m ó w ił; i w kilka m inut potem w ysunął się niepostrzeżenie z pokoju.
S tarszyzna deliberow ała je szc ze, ja k m a z b ab ą postąpić, ks. biskup staw ał w jej obro nie i był za ułaskaw ieniem , bo okazała p ra w dziw ą skruchę i p rzyznała się do wszystkiego. P odczaszy ani z a , ani przeciw wyrokow i nie d aw ał głosu, za to m ajor Ogrodzki głosował za zastosow aniem „artykułów w ojskow ych“ w ca łej rozciągłości, bo tylko tak ą drogą odstraszyć m ożna od naśladow nictw a.
P o w stał spór, który długo by się był p rz e w ló k ł, gdyby nagle nie w sunął się znow u do
pokoju B iernaw ski i nie poprosił p an a regi- m en tarza o chwilkę rozm ow y n a osobności w bardzo ważnej spraw ie.
Podczaszy zakłopotany słuchał relacyi p o rucznika. P od jej w pływ em rozchm urzyło mu się oblicze, a w końcu śm iać się zaczął s e rd e cznie i poklepaw szy B iernaw skiego po ra m ie n iu ,
z a w o ła ł:
— P ozw alam i a k c e p tu ję !
— Cały tok spraw y zm ienić się m usi, rz e k ł, w racając do gości, jeżeli w aszm ość
nowie przychylicie się do projektu podanego mi przed chw ilą przez mojego oficera ordynanso- wego.
I począł w yłuszczać propozycye pana B ier n a wskiego. Biskup, słu c h a ją c , zanosił się od śm iechu, Ogrodzki także rozpogodził czoło.
— W ięc arm istitium mości panow ie, n a dni pięć najwięcej, odezw ał się Potocki.
— Zgoda, zgoda!
— A delikw entka idzie n a g ałąź , m ości biskupie.
— Tylkoż nie de facto, nie de fa c to ! — To się m a rozum ieć, przynajm niej do czasu, p o m ru k n ął nieubłagany p an Ogrodzki.
J a k o ż istotnie w krótce potem przyniósł ktoś do K am ieńca w iadom ość, że P au lucow a zo stała najhaniebniej od konfederatów zam ordow ana. M ieszczaństw o po cichu radow ało się z tego, a pan W itt zm artw ił się nie mało.
W P aniow ieckim zam eczku m iał komendę, ja k o tem było wyżej , pan Tom asz G oliszew ski, porucznik regim entu królowej. N iezdara w ielki, człow iek już nie m łody, syn zagonowego szla ch cica, nie w dający się w żadne dysputy, ślepy w ykonaw ca rozkazów starszyzny.
D ziedzicem Paniow iec był podówczs P aw eł S tarzy ń sk i, g enerał-lejtnant Jeg o K rólew skiej Mości i szczery p arty z an t S tanisław a Augusta. N a czas niepokojów w yniósł się on do dóbr swo ich pod L w o w e m , a niedaw no nabyte kresow e dziedzictwo zostaw ił na O patrzność B o sk ą , ucie szył się więc niepom ału , kiedy w ruinach s ta rego zam eczka w ojska Rzeczypospolitej stanęły załogą. R egalistom nie udaw ało się w tej s tro nie osadzić granicy, luka p rzypadała na U ścia sm otryczańskie, nad sam ą rzeką położone, ala
tam jakoś nie o staw ała się placów ka, bo zaraz ją znosili konfederaci, a w łaściw ie na sw oją p rz y ciągali stronę. Ze jed n ak k ąt ów potrzebow ał obrony, że obrona ciężyła na w ojskach R zeczy pospolitej , więc pan W itt placów kę przeniósł do P aniow iec, o dobrą milę od D niestru położonych, w zm ocnił ją pocztem so w ity m , zam iast ośmiu żołnierzy, postaw ił c z te rd z ie stu , a na ich czele G-oliszewskiego.
— Czy tylko w ybór szczęśliw y? pytał łow czy koronny g e n e ra ła , znał bowiem osobiście porucznika i to nie z arcy-dobrej strony.
— K arn y je s t, a przynajm niej m am p e wność, że się nie przerzuci n a stronę buntow ni ków i kom endy nie pozwoli bałam ucić.
Z czasem placów ka paniow iecka n ab rała j e szcze większego zn aczen ia, leżała bow iem na trakcie prow adzącym z K am ieńca do Nelipowiec; należał przytem do niej spory obszar brzegu dniestrow ego, poczynając od Sokoła do W róblo- wiec... W itt się bał w kroczenia tędy konfedera tów , w łaśnie bow iem n a tej przestrzeni 'e ż a l je d e n z siedm iu brodów, więc załogę paniow iecką zw iązał łańcuchem strażniczym z K a m ień c em , także o dobrą milkę zasuniętym w głąb kraju.
Na rzeczonej przestrzeni znajdow ało się 7 do 8 p la c ó w e k , w taki sposób u staw io n y ch , że k ażda osobno w zięta w idziała dwie sąsiednie. Obok w edety ustaw iono wysokie żerdzie, okręcone słom ą m aczaną w smole, w nocy n a znak niebezpie czeństw a grożącego P aniow com , siedem takich
pochodni buchało w górę p ło m ie n ie m , i straż zrobiw szy sw oje um ykała co siły starczy do w arow ni.
- B ył to prastary zwyczaj słow iański, n a jp ra k tyczniejszy jed n ak w tych stronach. Jed n o c ze śnie z napadam i tatarskiem i zaczęto go stosow ać,
a w iedział o tern dobrze drapieżny nieprzyjaciel podnoszący się z B udziaku n a rabu n ek R zeczy pospolitej , zadaniem bowiem jego było zaw sze znosić podstępnie placów ki i obalać żerdzie. „N a jeźd ź ca poniszczył zn ak i strażnicze", znaczyło to sam o w XV. w ieku, co dzisiaj zrujnow anie k o lei i przecięcie drutów telegraficznych.
Ale w róćm y do Goliszew^skiego. Choć odda lony o milę od K am ień ca, m iał przecież z a p e wnione sobie bezpieczeństw o, w ięc nosił głowę do góry, i przestrzeg ał subordynacyi drobnost- kowo. Ż ołnierz zaw sze w Polsce do zbytku zaznaw ał swobody, tera z bałam ucony przez zw iąz
k o w y c h , sarkał n a dyscyplinę wojskową i m a rzyło m u się obyw atelstw o. Nie lubieli więc pod kom endni porucznika, choć nie w ym agał nic nadto, co każe regulam in. Tyle tylko zaznaw ała swobody zało ga, kiedy jej dowódzca wyjeżdżał ze swej rezy d en c y i, a w ostatnich zw łaszcza cza sach znikał często n a dobę i n a dwie n a w e t, po w ra cał bardzo zmęczony, , i spał ja k zabity. W iem y j u ż , czem był zaprzątnięty w chw ilach nieobecności w P a n io w c a c h , choć żołnierze u trzy m y w ali, że się zakochał w córce podstaro- ściego z sąsiedniej wioski i do dziewki jeździł na umizgi.
B ądź ja k b ą d ź , porucznik urósł w pychę nie m a łą , widząc, że m u ta k w ażny posterunek pan generał p oruczył, i że używ a go do tak subtel nych m isyi, a jeszcze m u serce większą się w y pełniło ra d o ścią, kiedy pan łowczy koronny d o ręczył m u korespondencyę z ro zk azem , aby ją przez najzaufańszego żołnierza albo i k ap rala w ysłał do Nelipowiec. P o pierw szem pisaniu nastąpiło drugie, po drugiem trzecie z poleceniem przyniesienia odpowiedzi.
Goliszewski gryzł się tem w łaśnie, że res- ponsu n a żadne z nich nie chciano dać w o b o
zie. L ekcew ażenie podobne do furyi go nieraz doprow adzało. J a k to ? h ołota w yrzucona po za granice Rzeczypospolitej tak sobie w iele p o z w a la ! R usza w ięc porucznik konceptem razu pewnego i m ówi posłańcow i, aby objaw ił stanow czo, że jeżeli żądanego nie otrzym a pokw ito w an ia, w ów czas i listu nie odda. Biednego posłańca w y śmiali za ten dowcip m alkontenci i w ypchnięty z obozu w rócił poseł ja k niepyszny z nietknię tym pakietem p an a łowczego. Goliszewski u ra dowany, że się znalazł po ju n a c k u , jedzie z r a portem do K a m ie ń c a , pew ny pochw ały, a tu tym czasem zmyli mu głowę w kom endanturze za to... Do pośrednictw a użyto żyda, który zrobił tyle, że od p an a podczaszego Potockiego wym odlił „ ced u łę“, w której s t a ł o , napisane to tylko, iż epistołę, przez powiernego Jo sia czy S rula p rze w iezioną, „otrzym ała głów na k ancelarya zw iązku barskiego. “
Ze jed n ak spodziew ano się responsu n a owo pisanie, a by ła to królew ska do rebelizantów ode zwa, Goliszewski przeto otrzym ał upow ażnienie, żeby w ysłańców z Nelipowiec, nie bacząc na ich kondycyę, przyjm ow ał, ułatw iał im podróż do K a m i e ń c a ^ ani chw ili nie z a trz y m y w a ł n a m iejscu
W fatalną godzinę przyszedł ten ordynans. W łaśn ie tylko co porucznik dow iedział się o tr a gicznym zgonie Paulucow ej. D rż ał n a wszyst- kiem c ie le , przypuszczając, że b ab a w zięta na “konfesatę to rtu ra ln ą “, w yśpiew ła coś o jego w spólnictw ie. Z am knął się u siebie i w niemej trw odze przepędził tak dużo czasu. W łaśnie w tedy przyniesiono mu rozporządzenie W itta. Zgyziony porucznik nie odczytał go należycie, a w yznać potrzeba, że nie biegły był w sztuce decyfrow ania papierów przybyw ających z kom en d antury, odłożył więc spraw ę do dnia jasnego, a sam spać się położył. Bo też i au ra do snu u s p o s a b ia ła ; ochłódło nagle n a dworze, niebo się zasunęło deszczowem i chm uram i i kapuśnia czek na dobre sie k a ł, zapow iadając zbliżenie się jesieni.
P o z n u ż e n iu , po trwodze, snem żelaznym z a sn ą ł kom endant paniowieckiego fo rw a c h tu , ale rojenia n a jaw ie poczęte dręczyć go nie p rz e sta w a ły . M arzyło m u s ię , że go buntow nicy p o jm ali, że staw ią przed sąd e m , w ojennym , że posiadają niezbite dowody, jako o n , porucznik Tegimentu pieszego k ró lo w e j, przyjął na siebie haniebny obow iązek sz p ie g a , za co też
kriegs-z n a c kriegs-z a , i to najw strętn iejskriegs-zą bo kriegs-ze stryckriegs-zkiem — n a szubienicy.
P o t zim ny oblał czoło śpiącego, pierś pod nosiły w estchnienia ciężkie, choć zm ora gniotła j ą jak b y olbrzym im kam ieniem . P orucznik b ie d n y nie sły szał, jak żołnierz z jego kom endy w p a d ł do izby, nie czuł n a w e t, ja k go szarpał z a nogi; ocknął się dopiero, kiedy m u w rzasn ął p raw ie w samo u c h o :
— P anie p o ru c zn ik u ! konfederat pod bram ą! — Co c o ! zaw ołał zryw ając się n a pół p rzy tom ny G oliszew ski, konfederaci! Z apalać co ży wo wiechy strażnicze, zaryglow ać wejście, pod bro ń cała kom enda!
— Ale proszę p an a porucznika. — Milcz ! robić ja k rozkazano !
Sen złowieszczy spraw dzał się! W przeko n a n iu Goliszewskiego zw iązkow i w yraźnie po niego
m usieli przyjechać, gotowi zbałam ucić kom endę, a ta go w yda niechybnie w ich ręce. P orucznik j ą ł się stroić w ry n s z tu n e k , ryngraf z w izeru n
kiem M atki Boskiej Częstochowskiej zaw iesił na p ie r s i, przypasał p ałasz i z pistoletem w rę k u w yskoczył n a dziedziniec.
D eszcz trzep ał po daw nem u. O lbrzym ia w ie c h a , utkw iona n a bram ie p o d ru jn o w a n ej, go rz a ła , druga podobna n a przeciw nej górze b u ch ała jasnym płom ieniem , cała kom enda stała pod bronią.
— No dobrze, pom yślał sobie, w K am ieńcu m uszą ju ż w iedzieć o niebezpieczeństw ie, a my tym czasem , czekając n a odsiecz bronić się tutaj będziem y. Ale gdzie nieprzyjaciel?
Cisza była wokoło, nigdzie gw aru i szm eru. Cóż to je s t, czy się ulękli?
K iedy pan porucznik szukał n ieprzyjaciela, k apral zbliżył się do niego, salutując według r e gulam inu i z a ra p o rto w a ł:
— W ysłaniec z za D n ie s tru , od p an a pod czaszego litewskiego czeka pod bram ą. U trzy muje, że m a pilną do p an a porucznika korespon- d e n c y ę ; co z nim pan porucznik zrobić rozkaże?
-— Ja k i w ysłaniec? to konfederaci!...
— W jednej tylko osobie, podoficer z od działu nadw ornych huzarów starosty czereszyń- skiego prosi o posłuchanie.
Goliszewski osłupiał. S traszne sny — to zm ora tylko, ale alarm — to już na jaw ie! Całą załogę K am ieniecką podnieść n a nogi i to bez
pow o d u ; a niech to licho porw ie — zakląi sia r czyście.
— Gdzie posłaniec, zaw ołał z gniewem, to pew nie szpieg, podejść nas chce.
— P roszę więc zaw iązać mi o c z y ! odezw ał się rezolutnie głos z za bram y — i aresztow ać, ale w puścić w końcu, bo przem okłem do n itk i, a wiozę z sobą odpowiedź n a listy p an a łow czego koronnego i p an a generała.
Nie było rady. R ozjątrzony dowódzca pole cił zadość uczynić żądaniom k u ry e ra , z zacho w aniem wszelkich ostrożności, a sam wrócił do
t izby, przem yśliw ając, jak się w ykręcić potrafi przed kom endantem z tego fałszywego alarm u.
Isto tn ie nie m ało strachu napędził goreją- cem i wiecham i. Z araz bęben i trąb k a uderzyły pobudkę w K am ieńcu i wojsko zajęło w skazane stanow iska. Noc ciem na pow iększała trwogę. W jakiej nieprzyjaciel sile? Może już pod mu- ram i w arow ni? W iedzieć przy tern należy, że „niezw yciężona“ tw ierdza w cale do tego tytułu nie m iała p ra w a , bo opatrzenie jej było więcej - niż skrom ne, i dopiero W itt zabierał się do ła ta
nia ścian rozw alonych... L ęk tedy wielki padł na m ieszczan ze snu spokojnego zbud zo n y ch , z po
czątku myśleli o n i, że ogień w mieście. Rzucili się do o kien , p atrz ą n a w szystkie strony, ciemno. A trą b k a gra nieustannie, klekot bęb n a rozpływ a się po ulicach i ginie w skał załom ach, ru ch niezw ykły się w zm ag a, kom panie żołnierzy kłu sem przebiegają p lace , kom enda się ro z le g a , sam generał poleciał do zamku. To ju ż coś gorszego niż ogień, nieprzyjaciel pod m uram i m iasta! Mie szczanie znosili dobytek do lochów, chow ając w nich kosztow niejsze sprzęty, odw ażniejsi da chy okryli zwilgoconem i szm atam i, nie b acząc n a to, że deszcz padający zabezpieczał je d o sta tecznie.
J a k to zw ykle w takich w ypadkach b y w a , znalazł się k t o ś , co słyszał strzały arm atnie, in nego słuch obostrzony trw o g ą , podsłuchał okrzy ków b o jo w y ch , inny znow u w idział pękające granaty, bielejący obóz turecki od strony pod z am cza, L ipków chocim skich od ruskiej b ra m y , a konfederatów w około i m iasta i zamku.
S ądny dzień n a sta ł w spokojnym grodzie; p an łowczy baw iący tu chwilowo, w starościń skim domu rozlokow any, kazał się pakow ać co p rę d z e j, słowem nikt nie sp ał przez noc całą. P laców ki strażnicze ściągnęły do m iasteczka
przez lacką b ra m ę , nie w idziały one nic, toż ich zadaniem było um knąć co prędzej z w edety po dokonaniu powinności.
Ale oto w iechy podopalały się, n a sta ł po żądany ranek.
N ieprzyjaciela ja k nie widać, tak nie widać. R ada w ojenna zeb ran a n a prędce, postano w iła sukursow ać paniow iecką placów kę i podja zdem pom knęła w tę stronę chorągiew dragonji. Jak ież było zdziw ienie p an a Jełow ickiego, do- wódzcy rzeczonej chorągw i, kiedy się przeko n a ł , że ów groźny nieprzyjaciel reprezentow any je st przez h u z a ra , w ysłanego z listem na im ię Groliszewskiego adresow anym . Nie myśląc w iele, Jełow icki z a b ra ł z sobą i porucznika i konfede ra ta do K am ieńca.
T rudno było do kieszeni schow ać p o słań ca konfederackiego, więc jech a ł sobie buńdziueznie, otoczony strażą z dobytem i p ałaszam i, a ta k i m iał m un d u r jaskraw y, tyle sznurków m isterni e ukręconych i kutasów strzępiastych zdobiły je g o kurtkę, że mimowoli rzu cała się w oczy m iesz czanom.
— Jen iec, jeniec, widzisz go panie K a je ta nie, mówił przez nos słuszny obyw atel orm iań