• Nie Znaleziono Wyników

Dwie gawędy z przeszłości dra Antoniego J.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dwie gawędy z przeszłości dra Antoniego J."

Copied!
172
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

DWIE

GAWĘDY Z PRZESZŁOŚCI.

! D r a s i ^ a t o r u i e g o

a r - ?

<V £ S *

¿1 - . ^ A „ : j F l G l E Ł n i O ^ T E D E B A C K r ' A p O F IC Y A L IS T A S T A K E G O . -A B T O R A JfE X 'T (j. ; ! wMi - ^ 4 W E L W O W IE .

Skład główny w księgarni tiubry no wieża ł Selim Id la p r z y p ł a c o K a t e d r a l n y m .

(6)

K sięgarni GUBRYNOWICZA i SCHMIDTA w e Lw ow ie.

zł. ct. B i b l i o t e k a p o ls k a . K ażd y to m b ro s z . 1 z łr. 80 c t., w o p ra w ie . 2 30

T . 1 - 2 K rasiń sk i Z. P is m a . W y d a n ie z p rz e d m o w ą S ta n isła w a lir. T a rn o w s k ie g o , 2 to m y . 3—6. Mickiewicz Adam. D z ie ła . W y d a n ie z u p e łn e 4 t. 7—10. Z aleski B. P o e z y e p r z e jr z a n e przetz a u t o r a . 11. P am iętn ik i Paska. W y d a n ie d r a W ę c le w sk ie g o . 12. Niemcewicz ¿ . J a n z T ę c z y n a . P o w ie ść h is to r . 1 3 —16. Sło­ w acki Juliu sz, D z ie ła . W yd. p rz e jrz . p rz e z p ro f. d r a A..Ma­ łe c k ie g o 17 — 19. E...ly, (A sn y k A d a m ). P o e z y e 3 to m y . 20—22.

M ałecki A. Ż y c ie i p is m a J u liu s z a S ło w ack ieg o , w y d a n ie d ru g ie z n a c z n ie p o m n o ż o n e 3 to m y . 23. J. W ybicki. P a m ię tn ik i. 24 - 2 5 .

Mickiewicz A. D z ie ła - 5 —6. 26—28. Mickiewicz A. K o^espon- d e n c y e . 3 to m y . 29—31. KitoWiCZ X P a m ię tn ik i, 3 to m y . 32—33. KitOWiCZ X. O pis o b y cz ajó w i zw y c z a jó w z a p a n o w a n ia A u g u s ta I I I . , 2 to m y . 34—37. R om anow ski M. P is m a 4 t 38—39. Sło- w acki J. L isty , 2 t. w y d . 2. p o m n o ż o n e. 40 - 4 2 . Słow acki J.

P is m a p o śm . 3 t. w yd. 2 p o m n o ż o n e 43 — 44. K rasiń sk i. P is m a 3— 4 45. K raszew ski J. I. P oezye.

A ntoni J. D r. N ow e o p o w ia d a n ia , w y d a n ie d r u g i e ... 3 — — O p o w ia d a n ia h is to ry c z n e , S ery a V I ...3 40

— „ , „ V I I . 3 20

B o lesław ita B . D z iecię S tare g o M iasta- O b ra z e k z u a tu r y , ^ c z ę ś c i 1 20

D ucłlińska S. P ism a . P a m ię tn ik P o e z y é ... 3 2)

Dzieduszycki W. H is to r y a m a la rs tw a w e W ło sz e c h . . . . . 5 60 — B a ś ń n a d B a ś n ia m i 2 to ń iy ... 3 20

Je r. L is ty M aszy d o P asz y . . . . 1 8o

Jeż T. T. O stap ek . U stę p z p rz e s z ło śc i e m i g r a c y j n e j ...2 4)

Jodko A ntoni Narkiewicz. S z k ic h is to ry c z n y r o z r o ju s z tu k i 3 t 18 —

w o p ra w ie w p łó tn o . . . 22 —

K aczkow ski K. le k a r z w o js k p o i. W s p o m ń ic n ia 1S0S—1S31 2 2 40

Kaczkow ski Zygm. O lb ra c h to w i ry c e rz e , p o w ie ść h is to r. 3 to m y tí 4C

K rasiń sk i. L i s t y : I do G a szy ń sk ieg o , I I do S o łta n a , I I I do S ło ­ w ac k ieg o , Z a łu s k ie g o i t. p ., (tó m I . d o I I I . ) ... 9 60 — P is m a , w y la n ie n a le p sz y m p a p ie rz e , 4 to m y . . . . 1 0 — K r e c b O W ie c k i A. Z m a r n o w a n i ... 2 40 K ubala L. J e r z y O sso liń sk i, 2 t o m y ...7 60

Łoziński B r . D r Iu rie H g ć o r a n tia , stt^dyum p ra w n o -p o lity c z n e 5 — — P a tr y c y a t a m ieszcza ń stw o lw o w sk ie w X V I i X V I I

w ie k u , w yd. 2 z 107 r y c in a m i ... ... 10 — — N o w e o p o w ia d a n ia Im ć , P a n a W i ta N a rw o ja . . . . 3 —

M ickiewicz W ł. Ż y w o t A d a m a M ick iew ic za to m 1. . . 3 50

N aganow ski Edm. A n g lia w szecłim o żn a. P o w ieść obycz. 2 t 3 20 Nagoda. W ła s n y m i o czy m a. N o w e l e ...2 20

N iewiarowicz A. L. W sp o m n ien ie o A . M ick iew iczu . . . . 2 2o

O sta tn ia w o je w o d zin a w ile ń s k a ( H e le n a z P rz e z d z ie c k ic h ks

R a d z iw iłł o w a ) ... 4 20

O l i z a r G. P a m ię tn ik i 1793— 1S65 3 60

Paw łow icz Ed. W sp o m n ien ia ? n a d W ilii i N ie m n a , stn d y a i p o d r . 2 30

R aw ita Fr. C h arc y zy , p o w ieść h is to r y c z n a 2 to m y . . . 3 —

Wodzicki K. Z a p is k i o r n ito l. V I I I S k o w ro n e k — 80 — O rły p o l s k i e ... • ' ...2 40

W ilczyński A . Z m ia s ta i ze w si. O b ra z k i z ż y c i a 2 —

W olicki K. W s p o m n ie n ia z p o b y tu w c y ta d e li w a rsz i n a S y b efy i 2 88

W ybranow ski A. S y lw a re r u m ze s ta ry c h w sp o m n ień . . . . 1 2 )

(7)
(8)
(9)

A in s w o r th W ., Crichlon. 2 to m y . B e rs e z io W , N in a , ro m a n s w ło s k i. B e r th o u d , Poświęcenie kobiety. B ra c k e l F . , Nora. B u lw e r L ., R ie n z i, o s ta tn i tr y b u n rz y m sk i. B r o n ik w sk i A ., Powieści h is to r .:

K a zim ierz W ielki i E stera M oina.

— J a n I I I . Sobieski i dwór jeg o 2 1. C a b a rc llo , K le m en cya , p ow . h isz p . G arc an o J . Angiola M ary a. C a rle n F ., R o k za m ężcia. — K a p ryśn a kobieta. 3 t. — B ra cia m leczn i. 2 t. — R ó ża z T istelen u . 2 t. C o llin s W ., 0 zm ro ku . — P a n n a czy p a n i? C o n scie n ce H , Ta lizm a n . C o o p er J . F . , O sta tn i M ohikanin. 2 t.Pionierowie n a d brzegam i S u s - kehany. 2 t. D ic k e n s, h lub Pickwicka. E b e r s G. D r., Córka króla egipskiego.

— Se>apis. K o m an s h is to r . 2 t. E d w a r d s A. B ., Tysiąc m il n a fa la ch

N ilu , 2 to m y .

E n a u lt K ., P rzeznaczenie. F e liń s k i X ., P a u lin a , córka Ew y Fe­

liń skiej.

F e u il e t O ., H isto rya P a ryża n ki. G e rs tiie k e r F . , R e g u la to rzy w A r­ ka n sa s. G o e ra n y o u s K ., S ynow ie B a ro n a . G ry z o ń , W ojewodzie, 2 t. H a c k la e n d e r F ., B u r z y k , p o w ieść z n a d je z io r a . Z lir . Ł o s ió w b a r. M. H a g e n . Z ż y ­ cia. N o w e lle. H o r a in . Z życia p o ety. W s p o m n ie n ia o W ład y sław ie S y ro k o m li. J . A n to n i D r. k s. S. C h o ło n ie w sk i

Opis po d ró ży kijowskiej.

J a m e s I I . , A m eryka n in , 2 t. J o k a j M , Nowy d zied zic. 2 to m y .

— Serce ka m ien n e, "i to m y . — Powieści pom niejsze.Bielica Itwoczańska: 2 to m y .

— B ie d n i bogacze. 2 to m y . K ra s z e w sk i J . I ., N a cm en ta rzu , n a

w ulkanie.

— P a n z Panón.

— Złoto i B ioto , p o w ieść. 3 t. K u b a la L ., Je rzy O ssoliński, 2 to m y .

K siężn iczka z M instenbergu, p o w ie ś ć

h is t, z X IV . w ie k u . L a m J a n , d z i e ł a : I . W ielki św iat C a p ie ć; kuroniarz w G alicyi — — I I . Id e a liści. — I I I . D ziw ne k a iy e r y . — IV . V. Głowy do p o ­ z ło ty . 2 to m y . L is ty Ja n a I I I . k r ó la p o ls k ie g o do k ró lo w y K a z im iry w c ią g u w y ­ p ra w y p o d W iedeń 18(>3 r. N iem cew icz J . N ., Ja n z T en czyn a . P ie ń k o w s k i K „ Powieści.

— P o m yłka serca.

P rz y b o ro w sk i W ., R u b in W ezyrski. R e a d e K ., Kto chce kochać, cierpieć

rnnsi.

K ead e C. i B o u c ic a u lt D . Skazaniec. K id d e rs ta d t C. F ., C zarna ręka. S a rn e c k i Z , Z łote serce, p o w . 3 t. S as B . , M ozaika. 2 to m y . Sass P a w e ł, P a m ię tn ik znaleziony.

2 to m y w ie d n y m . S a w ic k i, Podróże po H iszp a n ii. S c h w a rtz Z . M ., N a m iętn o ści.

— Rratowe. — Dwaj bracia. — Dwie m a tki.

— N a ro zsta jn ych drogach. — Ofiara zem sty. — Przygody mojego ży c ia . — P rzyszło ść G ertrudy.Wdowa i j e j dzieci.

S ę d z im ir, K siężniczka z g m in u . S m ith F . J . , Boleść i

radość-— S tra szn a gospoda.

S ta n le y H ., J a k od szu ka łem L ivin g -

sło n a .

S tin d e , R o d zin a Buchholzów. 2 t. S z u m sk i T , Z m ierzc h y i św ity . T a rn o w s k i W ł , Archiw um W róble-

wiec kie.

T a to m ir L , Ferye alpejskie. T r e tia k J . , P a m iętn ik D aniela. W e tlie re ll F . , Szeroki św iat. W ilczy ń sk i A , Opiekunowie wdowca.

— K łopoty starego ko m endanta. — Nowe fotografie społeczeństwa

2 to m y .

W ilk o ń s k a L , Powołanie. W ilk o ń s k a P ., N a dwóch kra ń ca ch . W iśn io w sk i S ., Powieści.

Y o n g c, D ziedzic z lted clyffe. 2 t. Z a c h a rja sie w ic z J , Teorja p. F ilip a .

(10)
(11)

GAWĘDY Z PRZESZłOSCI

D r a H n t o n i e | o J . > i F I G I E L K O N E E D E B A C K I. O F IC Y A L IS T A S T A E E G O A U T O R A M E N T U . W E LW O W IE.

Skład główny w księgarni Gubrynowlcza i Schmidta przy placu K ated raln y m .

(12)
(13)
(14)
(15)

N iespożytym hum orem odznaczali się ojcowie n a s i! W nieszczęściu, w b ie d z ie , w śród trosk i niewygód nie opuszczała ich w erw a i pusta, nieledw ie dziecinna sw aw ola.

Z za łez, przezierał uśm iech.

B ył li to odblask daw nych, dobrych jeszcze czasów, czy w ynik przekonań o królew skości herbow nego w R zeczypospolitej potom ka, a może w ypływ ał on z owej w ie lk ie j, niezwykłej w onej epoce swobody, będącej w śród p aństw ościen­ nych anom alją pewnego rodzaju.

Gdzieindziej korona ledwie daw ała takie przywileje, jakie każdy szlachcic polski posiadał. P ra w d a , że u sąsiadów baro n feodalny, za m ­ knięty w niedostępnym zam eczku, mógł sobie wiele pozw alać, ale jednocześnie czuw ać m usiał nad w łasnćm bezpieczeństw em , i to z bronią

(16)

dzień i noc na placów ce, bo pochw ycony w ręce adm inistratoró w sp raw ied liw o ści, odpokutowy- w a! z n a w ią z k ą ; u nas, szczególnie n a kopcach granicznych, hulaszcza sw aw ola nie chow ała się p o z a grube ściany, najeżone działam i, przech a­ dzała się w biały dzień, zarów no bezpiecznie po ulicach miejskich, ja k w śród s te p u , z uśm ie­ chem zadow olenia na u stach , z podniesioną g ło w ą , pełna dowcipu i hum oru.

Z bytek ten w ylew ał się po za kraw ędzie czary — i jeszcze go n a sm utną starczyło go­ dzinę...

Ale jako żywo nie myślimy naw et rów nać naszej nieuległości praw om i przepisom ze zbó­ je c k ą drapieżnością p an iąt z nad K eu u ; innej one zupełnie, były natury. L u d z i, którzyby się kierow ali żądzam i h ajd am a ck iem i, n aw et u ściany tatarskiej ze św iecą szukać po trzeb a — n a oso­ biste zyski nie oglądano się nigdy..i swaw oliliśm y często, ale tak, dla fa n ta z y i, nieraz hojnie n a ­ gradzając tych, którzy z pow odu naszej sw aw oli ucierpieli.

Z astrzeżenie to konieczne je st — inaczej ubliżylibyśm y przeszłości.

(17)

N a dowód niech posłuży ta krótka opo­ wieść.

J a k z a w sz e , tak i d z isia j, w yprow adzając aktorów n a scenę, um ieścić m uszę n a w stępie owe konieczne czy w d ra m a tach , czy w kome- dyach słow a: „Rzecz się dzieje tam a t a m .a Bez tego gawęda będzie n ie ja s n a , a choć konstruk- cya jej niekunsztow na, ba, n aw et zbyt pospolita, ale praw dziw ością przytoczonego fak tu- ratuję jej formę nieudolną.

Z aręczam tylko, że w as zbyt nudzić nie będę. H istoryę zam knę w kilku w yrazach, nad ludźmi trochę się zastanow ię dłużej.

B yło to w pierw szych m iesiącach Barskiej konfederacyi. B ranicki spłynął n a Podole jak o łow czy' koronny i raptem w yrósł n a regim en- tarza. T ytułu tego udzielono m u po cichu, bo od hetm an a zależała nom inacya, a hetm an w ię­ cej sprzyjał związkowym, wreszcie i rzeczyw isty regim entarz partyi ukraińskiej czy podolskiej, p an D zied u szy ck i, jeżeli się u su n ął z p o la, to urzędu nie złożył. Że jed n ak szlachta m iejscow a lubiła rzecz po im ieniu nazyw ać, a tytułam i ra d a szafow ała, zw łaszcza, jeżeli szafunkiem mogła się od rabunku uchronić, więc i p an ło w ­

(18)

czy w jej przekonaniu w yrósł na regim entarza, bo był nim de facto.

Jó z e f Stem pkowski został o b o źn y m , albo „ su b a lte rn em “ Branickiego. B egaliści tryum fo­ wali. B ar zdobyty z pom ocą A p ra k sin a , U kraina uspokojona przez K reczetnikow a, k tó ry i Berdy- czow ską w arow nię w ziął szturm em . K onfede­ ra tó w siła zginęło, a resztki ich w końcu czer­ w ca z staro stą różańskim , K rasińskim i p odcza­ szym litewskim Joachim em P otockim , p rz ep ra­ wiły się przez D n iestr w M ohylow ie, niedobitki zaś ze staro stą stęgw ilskim , F ranciszkiem P u ­ łaskim , zebrały się między Szerogrodem a Ceki- n ó w k ą, ale n ap a rte przez k ró lew szcz an , także w T urcyi szukały schronienia.

B ranicki lauram i okryw ał sw e skronie. Z a plecam i m iał aljanckie zastępy, przed sobą sp u­ stoszone Podole, a na jego skraju szarą wstęgę D niestru, za D niestrem zaś w ygnanych i tu ła ją ­ cych się rebelizantów .

Czyja dola była św ietniejsza? N aturalnie, że B ranickiego; a jed n ak słusznie pow iedział p o e ta , że „robak gnieździ się i w wonnym kw iecie.“

(19)

W pierw szej w szakże c h w ili, ani k r ó l , ani zaim prow izow any re g im e n ta rz , nie dostrzegli tego. Owszem upojeni zwycięztwem , w zajem ne sobie praw ili grzeczności. B ranicki był chudym pachołkiem , m ałego znaczenia człowiekiem. S ta­ nisław August w ierzył w przyjaźń, w ierzył więc i w sentym entu p an a B ranickiego. T ak naprzy- kład, dow iedziaw szy się, że ostatni „zbytecznie się w w alkach z m alkontentam i i chłopstw em n a ra ż a “ , z a k lin a ł, aby się zachow yw ał prze­ zornie.

— Nietylko p ro sz ę, ale n a seryo zalecam i przykazuję — pisał król Jegom ość — szanuj się, trze b a mi cię dla ojczyzny, a przy tem n aj­ w iększe zwycięstwo nie ukoiłoby w e m nie do­ zgonnego ża lu , gdybym najlepszego w życiu, strzeż Boże, stracił p rz y ja ciela!“

Łowczy dziękując za te dowody łaski p ań ­ skiej, w końcu bolejąc nad tem , że jed en z fawo­ rytów kró lew sk ich , D z ie rża n o w sk i, zrobił akces do k o n fed eracy i, w oła patetycznie :

— „B yłeś, Miłościwy P a n ie , od osiędzenia tro n u naszego arcy-łaskaw y, arcy-hojny i datny, czas Miłościwy K rólu być teraz groźnym, bo my daleko lepsi kiedy płaczem , niż kiedy s k a c z e m !“

(20)

Z siebie w idocznie b ra ł wzorki.

K ról jed n ak nie um iał być groźnym, owszem p ragnął burzę zażegnać ja k m ożna najprędzej. Gdzie o n i, owi nieprzyjaciele tronu, owi w ichrzy­ ciele spokojności publicznej ? pytał nieustannie regim entarza, a ten mu donosił, co wiedział.

W początkach p isał, że stoją w Nelipow- cach, i że m ają tylko 200 ludzi. P oniatow ski, z n atu ry opty m ista, przypu szczał, „że tak do­ brze pom noży się ich bieda w T urecczyźnie, że sam i będą woleli przyjąć nakoniec ofiarowany pardo n." Z alecał też przyjacielow i, by stosow ne poczynił kroki.

— „M oja rzecz i żądanie całe, mówi d a­ lej — aby ich ja k najwięcej m ożna rato w ać. W łaśn ie winni są n a jb a rd z ie j, którzy wiedząc, że nie m ają się czego spodziew ać, a m am ią ludzi płonnem i nadziejam i. Ci praw dziw ie sk ru ­ pu ł m ieć pow inni, gdyż w łaśnie z ich okazyi krew się leje obyw atelska.“

Odezwa ta zaszczyt przynosi sercu dobrego króla...

Ale jakoś m edytacye nie udaw ały się regi- m entarzow i. R ozporządzał on znaczną siłą, m iał przy swym boku kilka tysięcy w o jska, ułanów

(21)

(tatarów litew skich) Koryckiego, pułki G rabow ­ skiego, Kozłowskiego, Byszewskiego, regim ent królow ej, hetm an a polnego, a nadto do 500 pocz­ tow ych , zabranych pod B a re m , oprócz załogi konsystującej w K am ieńcu. Przeciw nicy 200 tylko ludzi liczyli, a przecież nie poddaw ali się. P o ­ dobna b u ta trochę gniew ała łowczego, lekcew a­ żył jed n ak jeszcze „żeb rak ó w “, bo ja k utrzym y­ w a ł, m iędzy wygnańcam i jed en tylko podczaszy litewski „coś m a — re szta h o ło ta.“

P o w tarzał to samo i baszy chocim skiem u i rosyjskim g e n e ra ło m ; hołota jed n ak trzym ała się i nietylko „recessów od aktów swoich nie robiła", ale niebaw em do im ponującej cyfry 3000 ludzi urosła.

— „K onfederaci, pisał w końcu lipea B ra- nicki do króla, z Turecczyzny nie w yszli, k tó ­ rym codziennie praw ie czynię insynuacye, ale to chim eryczna cudzoziemskiego sukursu nadzieja, to nieuw ażna bojaźri... n a tam tej zatrzym uje ich stro n ie.“

K łam ał pan łowczy, bo stosunków z konfe­ deratam i nie zaw iązyw ał nigdy, tak go bow iem

(22)

pow ody n a stepie ich zatrzym ują.

Ale Poniatow ski nalegał. W sierpniu znow u zaklinał p rz y jaciela, aby nam aw iał „zadniestro- wych P olaków “ do pow rotu, a on „włoży się za nim i do Rzeczypospolitej i do Im p era torow ej, aby im w ina d arow aną b y ła.u Zniecierpliw iony B ra n ic k i, chcąc dogodzić N ajjaśniejszem u P anu, zam yślał już w yruszyć n a środek D n iestru i u rz ą ­ dzić schadzkę z m alkontentam i, ale go zakaz R epnina odwiódł od tego.

R ebelizanci żyli, trzym ali się, jakim cudem ? Skąd pieniądze m ają? K ról pragnął wiedzieć 0 tern koniecznie. Pew nie fran cu sk ie!... Łowczy utrzym yw ał, że „księże są to grosze.“ Ale nie­ mniej przeto i broni znalazło się podostatkiem . P a n staro sta augustow ski rekrutow ał k arab in ie­ rów , pan podczaszy u b ie ra ł, m usztrow ał pie­ chotę i posiadał zdolnych „egzercyrm ajstrów “, którzy wojska now ozaciężne do frontowej służby nałam yw ali.

A w k ra ju , w posiadaniu królew szczan zo­ stającym , nie bardzo było spokojnie. W końcu lipca stanęły sejmiki deputackie w K am ieńcu 1 Lwowie. O brani n a nich Luboński i Szep­

(23)

tycki... ale n astąp iła między d eputatam i delibe- racya — ja k się dostać do P iotrkow a? P o dłu­ gich n arad ach w ysłano p. Lubońskiego pod eskortą do L w o w a , stam tąd obudw u kom endant K orytow ski także pod osłoną w ojska pchnął do W arszaw y, tak, że ledw ie w kilka tygodni dy­ gnitarze ci n a posiedzenie try b u n ału trafili. K u - ryerów królew skich często chw ytano i odsyłano do B essarabii. Poniatow ski po dw akroć w ysyłał gwiazdę św. S tanisław a Sterńpkowskiemu - i oba razy zaw ieruszyła się w drodze

B ranicki więc zrzucił pychę z serca i w raz z kasztelanem kijowskim, M arcinem L anckoroń- skim, n apisał do zw iązkow ych , grzecznie u p ra ­ szając o respons. N aturalnie żyda w ybrał na posła. M alkontenci w odpowiedzi przysłali „ce­ d u łę“, że korespondencyę otrzym ali — nic nadto... Jak o ś nie dobrze składało się wszystko łow ­ czemu — więc rw a ł się do W arszaw y, wojsko pragnął rozm ieścić „na k an to n y “, „blesejrow a- n y ch “ w ysyłał w głąb kraju... Nic nie m iał król przeciw ostatniem u, ale n a pierw sze i on i Re- pnin nie zgadzał się: „potrzebny je s te ś “.... W y­ słannik zaś carowej znaczył nie m ało — daw ał

(24)

pieniądze na prow adzenie wojny, i.... nie żą d a ł z nich rachunku...

W krótce i te skąpe z N elipow cam i stosunki zostały przerw ane. Co robią konfederaci? do­ w iedzieć się stało niepodobieństw em . Szpiegów p rz ep łaca n o — ale ochotników do szpiegow ania b ra k ło . Ani sz la c h c ic a , ani wojskowego użyć nie było bezpiecznie, bo zaraz zrobi akces do zw iązk u , o chłopach nie było m ow y; Orm ianie zachow yw ali się biernie; Lipkow ie chocim scy trzym ali za jedno „z burzycielam i spokojności publicznej“, sław etni tchórzem podszyci; z ży­ dów nie w ielka pociecha, w reszcie nie dopusz­ czano ich , a natrętni szli na gałąź...

W połowie więc sierpnia przybył B ranicki do K am ieńca, aby się z W ittem w tak ciężkiej przygodzie naradzić. K om endant zap ew n ił, że spraw ę w yw iedzenia się, ja k stoją rzeczy w obo­ zie konfederatów , bierze n a s ie b ie , i że pan regim entarz najdalej za dni kilkanaście otrzym a najpew niejsze o usposobieniu zw iązkow ych i ich sile wiadomości.

Mocno się tem uradow ał B ran ick i, i pozo­ stał w m iasteczku, czekając na skutek zabiegów jen erała, dla skrócenia zaś czasu um izgał się do

(25)

pięknych buziaków , w an tra k tach spijał się ze s z la c h tą , za co naw et zyskał niem ało popular­ ności. Ziem ianie n a wyścigi spieszyli ugościć tak miłego dygnitarza, ściągali najznakom itszych opi- jusów , ale żaden z nich nie mógł prześcignąć łow czego w liczbie w ypitych kuflów... I kiedy sław a w ojew ództw a, p an chorąży K a w ieck i, do­ tąd niezwyciężony, leżał nieprzytom ny pod ław ą, wówczas pan B ranieki jeszcze się dobrze trz y ­ m ał n a nogach i w cale przytom nie do dalszych zagrzew ał libacyi. P o w ażna firm a Szadbejów, h an d lu jąca starym w ęgrzynem w K am ieńcu, trw ożyła się niep om ału, ażali jej nie zab rak n ie trunków w p iw n ic y .. B yłaby to hań b a nie lada,

bo dotąd słynęła z niew yczerpanych zapasów ... M iałżeby pan łow czy podkopać jej wziętość, zdo­ b y tą przeszło dw uw iekow em i zasługam i?

R egim entarz był niezwyciężony, ale razem n ie p rz eb ra n y w grzecznościach i zabiegach. Nie- tylko słodkiem i uśm iecham i karm ił p an ie, nie- tylko ziem ianom dogadzał, w końcu i do sław e­ tnych obyw ateli zbliżać się p o czął, i o dziwo... przełam aw szy w strę t, ja k i m iał do płatającego m u figle duchow ieństw a, naw et zaczął się m i­ zdrzyć do ks. surrogatora Brzezińskiego, z po­

(26)

k orą chylącego głowę przed w szelaką w ładzą doczesną...

T ak to m u było wesoło w Kam ieńcu... Atoli w chw ilach zw ątp ien ia, biegł do p an a W itta i py tał n iesp o k o jn ie:

— A cóż, generale, w ysłałeś n a podsłuchy ? — W ysłałem pewnego i zręcznego w cale człow ieka, już ja w tem, że się spraw i ja k n a ­ leży...

— Daj Boże, daj B o ż e ! K ról Jegom ość nie zapom ni m u tej usługi.

G enerał kłaniał się nisko, w ów czas bowiem był jeszcze „w ielkim chudopachołkiem a, świeżo podniesionym do godności kom en d an ta, którą pełnił tym czasowo, i nie m iał indygenatu w kie­ szeni...

(27)

Tym czasem w N elipow cach, n a stepie u rz y j- skim rzuco n y ch , życie w rzało w całej sile. R oz­ lokow ał się tu obóz „zadniestrow ych P olaków ", o w y c h rebelizantów , buntow ników , nazyw anych «m alkontentam i b arsk im i“, od czasu ja k k r ó l’ a w łaściw ie R e p n in ; strac ił w iarę w przełam anie oporu tej garstki. U znaw ano ich więc potrochu za stronę w ojującą i łam ano sobie głow ę, w ja k i sposób rozpocząć z „niesfornym i ducham i" akcyę dyplom atyczną ?... P oniatow ski prag n ął zażegnać burzę , choćby kosztem ofiar i u p o k o rz eń ; w idział o n , że pożar się ro z sz e rz a , że objął ju ż całą R uś C zerw o n ą, w ybuchł w okolicy K ra k o w a, p o k a ­ zuje się w W ołyńskiem , przedostaje się na Litw ę... i w szystko stąd czerpie początek...

N a stepie, pow tarzam y, było gwarno, ludno i wesoło. W ioseczka z kilku chat złożo^Q prz

(28)

pełniona była żołnierstw em spływ ającem z całej M ałopo lski, m ieściło się to pod iichem i nam io­ tam i , w szałasach a nieopodal od obozu d łu ­ gim szeregiem ciągnęły się budy kupieckie i szyn- kow nie n ad e r skromnego w e jrzen ia, w iechą zie­ loną naznaczone. Łatw o zresztą domyśleć się m o g łe ś, kędy w ó d k ę , piwo i kw aśne wino miej ■ scowe sp rz ed ają, ju ż choćby z natłoku i zbie­ gowiska panującego w około tych gospód zaim ­ prow izow anych.

Otóż pewnego sierpniowego w ieczora przed odtrąbieniem ca p strzy k a, obok jednej z karczem n elip o w sk ich , zatrzym ały się dw a wozy, cią-

3 ■ .-.^-osłe ale tęgie konie. W ozy

.. . ^ e wysoko, okryte s k ó rą , w cale w yglą­ dały pokaźnie. Na pierw szym z nich siedziała kobieta olbrzym ich kształtów i herodowej miny. Liczyć m ogła około lat 4 0 ; ubiór m iała m iesz­ czański ale porządny, nogi zw ieszone za p ó łd ra- bek u bran e były w pończochy niciane i trzewi! safia n o w e; n a głowie biały czepiec, n a grzbiecie chustka w zorzysta w jask ra w e „kaje“, — słow em

w szy°n ¿ostatek. Ale pow ierzcho­

w no ła sympatyi. Z trw ogą

(29)

czarne, biegające o c z k i, reprezentow ały owe suche rodzynki na ubogim placku w ielk anocnym , skąpą ręką rz u c o n e ; niskie czoło osłaniały jeszcze b a r ­ dziej szlarki suto k a rb o w a n e , nos ledw ie na nazw ę nosa za słu g iw a ł, taki był płaski i niewielki,, pod nosem duże szerokie w arg i, ow iane siw ieją­ cym już w ąsikiem , gęściej rozrzuconym w k ątach u st na pół uśm iechniętych; dalej szedł w spaniały okrągły podbródek, w fałdach spływ ający na p ie rs i, które znow u opierały się o w spaniałą okrągłość tuszy. T ak w yglądał „fronton“ tego wędrownego b ó stw a, m am yż je jeszcze dokład­ niej opisyw ać ? Nie... dodam

olbrzymie ra m io n a , grube, duże ręce, i .— jakby tych drobnych rączek w groźny sposób używ ać um iała.

G aw iedź zebrana u gospody ciekawie przy­ glądała się podróżnej babie, k tóra postękując ' wzdychając zlazła z w oza , w zięła się pod boki i ję ła się rozpatryw ać w tłum ie. N araz w ysunął się z niego m łodzieniec w m undurze artylerzysty, ale schludniej od innych ubrąpw.. . jd rf1 hpm - b ard je r niegdyś z tw ie rd z y kam /' ; »oraz zagorzały konfederat i wielki fa\, uezaszego

(30)

litewskiego. Zbliżył się 011 do p rz y b y łe j, pilnie zag lądnął jej w oczy i ze zdziw ieniem zaw o łał:

-— A kogoż to ja widzę!... Toż to, ja k mi Bóg miły, ciotka Paulucow a!

— W w łasnej swojej osobie mój chłopcze — zaw ołała rezolutnie b a b a , p opraw iając czepiec na głowie. Ale cóż ty tu M acieju p o rabiasz?

— P rzy stałem do k o n fe d era tó w , odrzekł zapy­ tany. Z a w iarę św iętą w o jn a, więc nie godzi się rą k o p u szc zać; w reszcie wolę tu w szcze- rem polu choć głodem przym rzeć, ja k tam za m uram i kisnąć Bóg wie, ile czasu !

— Oj praw da w a sz a , w ielka praw d a! I ja tak sobie p o m y ślałam , to też widzicie mnie z całym s tra g a n e m , n a usługi w asze.

I to m ówiąc, w sk az ała na wozy.

— Trafiliście w złą chwilę ciotko; grosza nie w iele w obozie, a głodu za to dużo, korzyści i zysków nie spodziew ajcie się tutaj.

— Alboż to j a już taka b ie d n a , że i na k re ­ dyt a n aw et darm o nie nak arm ię? Toż stać na to ciotkę P a u lu c o w ę !

Ciekawy tłum słysząc w spaniałom yślną obie­ tnicę , zbliżył się jeszcze bardziej do kobiety

(31)

i otoczył ją w ieńcem , a je d e n , drugi zaglądał do wozów. P ełn e w ę d lin , sam e sp ecy ały ! Nie dziw, że niebaw em wszyscy z radam i zaczęli się narzucać, a w pierw szym rzędzie sam w ła­ ściciel gospody, którem u bardzo b y ła n a rękę

sprzedaż m ięsiw solonych. Szynka budzi p ra gnienie, stąd zysk oczywisty, bo zwiększy się konsum cya i piw a i wódki. W ziął więc w opiekę przy b y łą, obiecał jej urządzić stragan z im pro­ w izow aną na prędcę w erandą ze słomy, a tym ­ czasem na nocleg panią kupcow ę zap rosił do siebie.

Maciej w ysunął się z tłum u i pociągnął zam y­ ślony do obozu. D ziw nem mu się trochę wydało to poświęcenie P a u lu c o w e j, znał ją dobrze od daw na. Przed kilkunastu laty z W arszaw y p rzy­ w ędrow ała z ojcem do K am ień ca, ta k a szpetna ja k dzisiaj; o n , Niemiec, kabaniarstw em się tr u ­

dnił , ona m u d o p o m ag ała; a ja k córeczka była tłu sta i k w itn ą c a , tak znow u rodzic chudy i długi. W krótce po przybyciu um arł Niemiec, a córka jako jedy na spadkobierczyni objęła po nim suk-

cesyę

O jej m ężu P aulucu m ało kto sły s z a ł, ale za to nikt go nigdy nie w idział; jedni utrzym

(32)

w a li, że nie egzystow ał w cale inni zaś, że w chwili nieprzytom ności ożenił się z szpetną n iew iastą , ale odzyskawszy zmysły uciekł od niej n a zawsze. Dość, że K a ta rzy n a w ystępow ała jak o w dow a, lubiła dużo rozpow iadać o swoich w stolicy su k ­ c e sa c h , posiad ała w szystkie cechy wielkom iej­ skich p rzek u p ek , była sw a rliw a , śm iała, silna ja k d rag o n , a że handel szedł jej dobrze, więc zarozum iała i lekcew ażąca uboższe koleżanki; do tego słynęła ze skąpstw a i złego s e r c a , a biedny

gem ejn t . j . żołnierz , skoro w ziął n a „p o czekane“

cokolwiek z jej s tra g a n u , i nie uiszczał się prędko z d łu g u , m iał się pew ne z p y s z n a ; ła ja ła go publicznie, nie d ała przejść spokojnie ulicą, w końcu skarżyła przed oficeram i, ścigając bez litości opieszałego dłużnika.

Nie lubiano kabaniarki w K am ieńcu, szcze­ gólnie żołnierze i uboższe m ieszczaństw o, bo ze starszyzną um iała żyć w zgodzie, nadskakiw ała i burm istrzow i i rajcom i podstarościem u grodz­ kiem u , a cóż już mówić o panach garnizono­ w y ch , o sam ym kom endancie, w obec którego ja k przed ołtarzem sk ład ała tłu ste ręce n a p ier­ siach , chyliła głowę pokornie, ale tak nisko, że

(33)

z trudnością niekiedy m ogta zachow ać rów n o­ w agę, co przy m onstrualnej korpulencyi dość kom icznie wyglądało.

Maciej to wszystko ro z w aża ł, znał bow iem dobrze, pow tarzam y raz jeszcze, ciotkę P aulu- cowę.

— Nie bez kozery przyjechała baba, pow ie­ dział konkludując w szystkie pro i contra piętrzące się w jego umyśle.

N uzajutrz rozgospodarow ała się k ab a n ia rk a pod gospodą nelipow iecką, a kiedy w ieść gruch­ nęła o jej przybyciu, niejeden z daw nych zn a­ jom ych , a było ich sporo, szczególnie w oddziale podczaszego litewskiego, z królew skich żołnie­ rz y ; otóż niejeden pośpieszył do k arcze m k i, aby się naocznie o w szystkiem przekonać, a kiedy zoczył przysm aki n a s to la c h , m ianow icie kieł­ b a s k i, szperkę w ędzoną, szynki i nogi w ieprzow e oblane g a la re tą , ślinka mu do u st p ły n ęła, ro z­ czulenie m igotało w o czach , a straganiarka w brew opinji d aw n iejszej, nad w yraz w szelki okazyw ała się ła g o d n ą , pobłażliw ą i miękką. N ajprzód tanio sp rzedaw ała tow ar, a często gęsto daw ała naw et

(34)

bez pieniędzy, M nąc się n a w szystkie św ięto ści, że będzie w zg lęd n ą, że o dług upom ni się u pana żołnierza kiedyś, później, ja k się w ojna skończy, a kraj zupełnie uspokojony zostanie.

Nie potrzebujem y dodaw ać, że p rodukta przy­ w iezione rozpłynęły się w dni kilka. W począt­ kach ciotka zachow yw ała pew ne pozory, i trzeba było daw nej znajom ości, aby m ieć u niej k re d y t, ale z czasem obeszło się i bez tego, a stragany mimo to zaw sze były pełne, bo opróżnione jednego d n ia , już n a drugi pokryw ały się nowemi p rzy ­ smakam i.

— Ot dobrodziejka praw dziw a, szeptało żołnierstw o, na biednych żołnierzy łaskaw a. Musi być p o cz ciw a, kiedy z w łasną stra tą karm i nas tak hojnie!

— E j , licho to nie b a b a , odpowiedział kiw ając głową z niedow ierzaniem Maciej. Znam j a ją dobrze i d a w n o ; tw ard a ja k żelazo, a że z m ięk ła, to chyba gdzieś się z ks. M arkiem spot­ k ała , i chyba w yegzam inow ał j ą , w ygnał z niej c z a rta , a anioła posadził... tylko że anioł w takiej skorupie nie popasłby długo, zerw ałby się naw et z łańcuch a i frunął do nieba.

(35)

Nie bardzo słuchali koledzy rezonującego b o m b a rd y e ra , dla nich sm aczne śn iadania stan o ­ wiły w ię c e j, niż wszelkie p rz y p u szcz en ia, toć ednej baby bać się niem a czego.

(36)

M iało się ku końcowi sierpnia. Paulucow a nie u staw a ła w gorliwości gościn n ej, ale za czę­ sto k ręciła się po obozie. B ab a była zbyt cie­ kaw a, poczęła się pilnie rozglądać i rozpytyw ać, gdzie kto ze starszyzny m ieszka, ile je s t żołnie­ rz a i jak ie na przyszłość m ają zam iary naczel­ nicy ? W kole szeregow ców znalazło się kilku, którzy za kęs w ieprzow iny w ędzonej nosili jej p lo tk i, a że publicznie zdaw ali jej spraw ę, więc nie obudziło to pod ejrzen ia, nie dziwiono się naw et w cale ciotce, tłóm aczono to ciekaw ością n ie w ie śc ią , w reszcie dodaw ano, że i dobrodziejka będzie się m usiała zastosow ać do obrotów w oj­ sk a , które przecież w iekow ać nie m oże n a ste­ p ie , a kiedy w yruszy, cóż się stanie ze stra g a ­ nem ? Pośród M ołdawianów , żydów, cyganów i innych przybłędów zostaw ać nie bardzo

(37)

przy-je m n ie obyw atelce, a do K am ieńca po tylu go­ rących dow odach afektów dla zw iązkow ych, nie m a po co w racać.

Aliści w ypadek z r z ą d z ił, że podejrzliw y Maciej dowiedział się o całej tajem nicy i po­

b u d k ach , które skłoniły przekupkę do rzekom ej w spaniałom yślności. Oto w ysłany był przez p o d ­ czaszego litewskiego z k a rtk ą do p an a starosty czereszyńskiego, stojącego obozem w okolicy N e- lipowiec, w łaśnie n a polance bliżej ku K am ień­ cowi wysuniętej. B om bardyer się sp óźnił, w ra ­ cał więc w nocy, a zm ęczony, przysiadł w b u ­ rzanach,, aby odpocząć chwilę.

N araz usłyszał tu rk o t wozu i zaczął się rozpatry w ać w ciemności. Jak o ż po chwili n a d ­ je c h a ł spory w a są g , ciągniony przez parę koni,

a nasz bom bardyer zaraz p o zn a ł, że to taki sa m , jakim ciotce dostaw iano produktu. Nikt w wozie nie sied ział, m oże więc konie sam e znudzone oczekiw aniem , a bez dozoru zo sta­

wione, ruszyły z pod gospody. J u ż Maciej m iał się posunąć dla ich zatrzym ania, kiedy usłyszał, stłum ioną rozmowę... i istotnie poznał P au lu - cowę i jej p a r o b k a , którego także m iał od d a­ w n a w podejrzeniu, bo przybyw ał zaw sze nocą,

(38)

zawsze nocą odjeżdżał, p atrzył z podełba, zanadto był osm arow any i zanadto unikał spojrzeń lu d z­ kich. T eraz kab an iark a i parobek szli opodal od wozu, kordyalnie dysputując ze sobą.

— Zatrzym ajcie no konie panie G rzegorzu, dalej już nie jestem w stanie się ruszyć — ozw ała się ciotka.

— D obrze, bo otóż i stu d n ia; konie napiją się wody, my tym czasem usiądźmy.

R ozlokowali się o parę kroków od M acieja ukrytego w burzanach.

— Cóż mi każecie rapo rto w ać generało­ wi ? zaczął m ężczyzna.

— Pow iedzcie mu, że ja tu ja k czarny w ół pracuję. W iadom ości m am skąpo — ale pew ne. K łó cą się ze sobą panow ie starsz y zn a, n a js tra ­ szniejszy jed n ak i najzaw ziętszy, to pan pod­ czaszy! K siądz biskup z F ran cu zam i się wodzi, chce K am ieniec odebrać — ale na siebie, T u rcy zaś chcą n a siebie. D ni kilka tem u był tu basza chocim ski A rbandży, jak iś słuszny, edukow any i bogaty człow iek, przyjm ow ali go z honoram i, m ó w ią, że w iele m oże u swojego k ró la, więc dużo sobie obiecują z tej bytności.

(39)

— A ludzi ilu w szystkich? — spytał w o­ źnica.

— Moc... R ach u n k u jeszcze nie m a m , ale dostanę, co dnia przybyw ają nowi.

— K iedyż go nam dostarczycie?

— N a to kosztów potrzeba, a ja i tak m ar­ nuję się n a tern stepie i wygód żadnych nie mam, i to w szystko za m izernych kilkadziesiąt czer­ wonych złotych.

— A próbow aliście nam aw iać, aby zbiegi w racali ?

— Niby próbow ałam , ale boję się, aby ich przed „krygsrechty“ nie sta w io n o ; w reszcie i tu bez pieniędzy nic, każdem u coś dać p o trze b a n a drogę.

— D alekaż to mi droga, przerw ał z p rz e ­ kąsem p aro b ek , o t, naw róconych doj mnie

z pew nym przysyłajcie znakiem , ja ich odstaw ię do fortecy, na koszta zaś generał p rz y s ła ł w am nowego grosza trochę.

I m ówiąc to, w etk n ął w tłu stą rękę kaba- niarki nie w ielką paczkę.

— Dziękuję wielm ożnem u porucznikow i! za­ w o łała urad o w an a ciotka.

(40)

— C yt, cyt — p rzerw ał w oźnica — nie poruczn ik, ale G rzegorz, p achołek w asz! Nie zapom inajcie, inaczej i siebie i m nie zgubić m o­ żecie.

Potem nastąpiły szepty i pożegnanie. Maciej skam ieniał ze zgrozy. W pierw szej chw ili chciał biec za P au lu co w ą , dopędzić ją, udusić, ale pom iarkow ał się potem . W dobre pół godziny podniósł się z legowiska i prosto podą­ żył do p an a podczaszego litewskiego.

Jeszcze Potocki nie s p a ł, kiedy m u oficer d oniósł, że bom bardyer Maciej w rócił z respon- sem, ale się osobiście potrzebuje staw ić przed obliczem p an a regim entarza.

— Zaw ołaj go mości poruczniku, odpowie­ dział podczaszy, w stając od sto łu , przy którym pracow ał.

W prow adzony b o m b a rd y e r, zaczął lakoni­ cznie:

— Mamy szpiega w o b o z ie !

P o tem pow oli, system atycznie, opowiedział całą rozm ow ę , jakiej był m im ow olnym słucha­ czem. Gdy skończył, gospodarz kilka razy p rze­ szedł się po izbie, jakby się nam yślał, co m a z tem wszystkiem uczynić, nareszcie stając przed

(41)

pujące słow a :

— B ardzo ci się chw ali przezorność i czuj­ ność szczególną i ten wzgląd n a dobro naszej spraw y, ale gdybyś był pojm ał porucznika, zaraz bym go przed sądem w ojennym p o staw ił, a z babą.... powiedz mi co j a z b a b ą zrobię?

B om bardyer m ilczał, z nogi tylko na nogę przestępow ał.

— Powiesić łatw o, jeśli oczyw iste dowody się znajdą... I cóż nam z tego przybędzie? Tylko w rzaski i n a rz e k a n ia , źe się znęcam y nad słabem i niew iastam i.

— Ale to proszę jaśn ie wielmożnego regi- m e n ta rz a , nie słab a je s t osoba! ośmielił się w trącić M a c ie j, rad, że przyjść m oże do słow a nie s ła b a , przeciw nie siln a, ogromna.

T u zam ilkł, bo spotkał się ze zw rokiem służbowego oficera, który za plecam i podcza­ szego stojąc, daw ał m u zn ak i, aby nie plótł dużo, bo to oznacza nieuszanow anie dla s ta r­ szego.

Potocki dojrzał tego m anew ru i uśm iechnął się nieznacznie.

(42)

— Ot wiesz mości p o ru c zn ik u , przem ó- w ił zw racając się w stronę surow ego p rzestrze- gacza subordynacyi wojskowej, obm yśliłem spo­ sób. B abę aresztow ać n aty ch m iast, a że je s t z K a m ień c a, więc ju tro odesłać ją do księdza biskupa, niech j ą w ybada jak o kapłan, a p o s ta ­ nowi potem o je j losie, jako m ający głos w zw iązku naszym. N aw et m u tem usługę wyświadczę, dodał pół ż a rte m , agentów dyplom atycznych teraz niem a, F ran c u zi w yjechali, nudzi się p a ­ sterz ; będzie więc m iał rozrywkę.

J a k Potocki ro z k aza ł, tak się stało. N a za­ ju trz w całym obozie w iedziano o pojm aniu szpiega, a ks. K rasiński m iał sobie przedstaw ione w szystkie szczegóły w ypadku. Biskup najprzód w ybadał M acieja, a potem rozkazał przyprow a­ dzić ciotkę Paulucow ę. O toczona silną eskortą, szła w ylękła jak b y n a ścięcie. Ju ż nocleg w ko­ zie nie bardzo jej się podobał. W jam ie okrytej m ie rz w ą , trzym ano j ą kilkanaście godzin w raz z odartym cyganem , włóczęgą, który był złapany n a kradzieży w o b o z ie , a zapom niano go po­ wiesić.

O tucha jed n ak w stąpiła w n ią , kiedy się dow iedziała od konw ojujących żołnierzy, że nie­

(43)

baw em m a stan ąć przed kam ienieckim bisku­ pem... W prow adzona do izby, m iała już n a

ustach zw yczajne i pow szechnie przyjęte „niech będzie pochw alony“, ale się nagle w strzym ała. W w yobraźni kaban iark i m ieszkanie senatora duchownego, choć w ch acie, w inno było nosić cechy stanow i jego w łaściw e, do sakram entu kapłańskiego przyw iązane. W ięc spodziew ała się znaleść pełno w izerunków św iętych pańskich po śc ia n a c h ; ołtarzyk choćby m a lu te ń k i, krucyfiks, m s z a ł, kropielnicę zaś u drzw i ze św ięconą w odą koniecznie. A tu jako żywo, nic tego nie b y ło ! P ośrodku n isk ie j, niebielonej izby, sta ł prosty s t ó ł , zarzucony p a p ie ra m i, n a ścianach w isiały tręzle, chom onta, siodła, c z a p ra k i, naw et nahajki k o za ck ie, broń wszelkiego ro d z a ju ; w kącie skrom ny tap czan ik , okryty skórą niedźwiedzią,, jedyny zbytek w u m eb lo w an iu ; wszędzie zaś do- raźność b iła w oczy, okienko n a prędce w sta ­ wione i nie przypasow ane należycie, kom inek przytulony do pieca, dziwnej ko n stru k cy i, był jak b y nie u siebie, nie n a m iejscu.

A sam że ksiądz b isk u p ?! Paulucow a w idy­ w ała go, albo jadącego pow ażnie w karocy, i błogosław iącego spokojnych o b y w a te li, albo

(44)

w kościele z infułą n a głow ie, a z pastorałem w ręku, kroczącego z wielkim m ajestatem przez głów ną naw ę, otoczonego przez liczny kler pon- tyfikalnie ubrany, w śród śpiewów uroczystych i dym u k a d z id e ł, co w znosił się w kształcie obłoków aż pod stropy św iątyni. T u zaś stała przed człow iekiem nie młodym, do hajduka r a ­ czej , niźli do k ap łan a podobnym. W łos krótki przystrzyżony n a głowie, tonsury ani śladu, wąs zaw iesisty, broda d u ża , przypruszona siw izną, ścięta z boków po szwedzku, w oczach energia, u sta dum nie zacięte. Niewielki ten jegom ość odziany był w krótki b aran i kożuszek; długie buty sięgały m u po nad k o la n a , a przy nich ogrom ne, ja k u dragona o s tro g i; ręka b iała i de­ lik atn a zd rad zała w nim człow ieka, nie szu k a­ jącego chleba w pracy fizycznej.

P aulucow a aż się cofnęła przerażona, i gdyby nie eskortujący ją żołnierze, którzy przystąpili z uszanow aniem do ucałow ania ręki pasterza, m yślałaby, że kogo innego m a przed sobą. Ksiądz; biskup spostrzegł ten ru c h , i inaczej go sobie w ytłu m aczy ł, bo zaw ołał:

— J a k to znać, żeś zbrodnię popełniła, kiedy z tak ą trw ogą przystępujesz do kapłana.

(45)

— K iedy bo ja nie zbrodni się ulękłam. — A czegóż?

— Nie śm iem .pow iedzieć. — Mów śmiało.

— Ulękłam się księdza p a ste rz a , bó nie po p astersku wygląda, a p rę d z e j, nie przym ierzając, do rozbójnika podobny.

U śm iechnął się se n a to r, b ab a m iała słu­ szność. K ozacka katan k a podszyta futerkiem , a ściągnięta w biodrach pasem rzem iennym , nie licow ała z posłannictw em kapłańskiem .

B iskup k a z a ł u sunąć się straży i został sam z P aulucow ą. In dagacya trw a ła długo, a re z u l­ ta t jej w ypadł snać po myśli księdza biskupa, bo zadowolony zacierał ręce, podczas gdy ciotka w yszła z izby sk ruszona, łzam i zalana, z głow ą zw ieszoną n a piersi. N a tu raln ie, że żołnierze odprow adzili ją znow u do obrzydłej jam y, u p rz ą ­ tnąw szy z niej w przódy wylękłego cygana.

Tegoż jeszcze w ieczora w m ieszkaniu p an a podczaszego litew skiego odbyw ała się gorąca n a r a d a , w której biskup K rasiński b ra ł czynny udział. Do deliberacyi przypuszczony był m a­ jo r O grodzki, p raw a ręk a Potockiego, in stru k to r znakom ity, a ja k wówczas nazyw ano,

(46)

„egzercyr-m a jste r“, sław ny n a całe wojew ództwo podol­ skie. U drzw i siedział młody p orucznik, Jó ze f B ie rn a w sk i, bardzo ulubiony dla w iecznie w eso­ łego hum oru. B ył on synem zasłużonego oficya- listy p an a podczaszego, który go też forytow ał sam do w ojska i um ieścił w regim encie królo­ wej , pod opieką pułkow nika węgierskiego. M ło­ dzieniec n a wieść o konfed eracy i, jed en z pier­ wszych staw ił się w obozie Potockiego, a ten rozczulony tą gotow ością, poklepał po ram ieniu chłopaka i zaw o łał:

— J a k mi Bóg miły, dobra k r e w ! Z ostań w aść przy moim boku, a nie będziesz tego ża­ łować.

Odtąd B iernaw ski nieustanie pełn ił ordy- n ans ową służbę przy swoim opiekunie, i te ra z z wielką uw agą rozm ow ie się przysłuchiw ał.

— Cóż tedy ów s z p ie g -b a b a ? — zapytał gospodarz Jego Ekscelencyi.

— P rzyznam się waszm ościom, żem się cie­ kaw ych od uwięzionej dow iedział rzeczy. Toż to nasy łają n a nas z tego przedm urza chrześci­ jańskiego rozm aitych lu d zi, aby podkopać k re ­ d y t, podkupić, zdem oralizow ać, zgnębić! Jeszcze nie dziwię się W ittow i; homo novus — nieznany

(47)

w Rzeczypospolitej , więc zasługuje się ja k umie; ale pan łowczy koronny...

— A pan łowczy koronny — przerw ał mu z niezw ykłym ferw orem , przym rużając lew e oko podczaszy, niby to także nie je st nowym czło­ w iekiem ?

— Sporu o to prow adzić nie b ęd ę, ale szlachcic p rzy n ajm n iej, kiedy tam ten n aw et indygenatu nie posiada. O toż za w spólną n a ra d ą obaj w ypraw ili tu ciem ną, ale chciw ą zysków babę, żeby pod pozorem handlu relacye o n as p rz esy łała, żeby zaś łatw iej m ogła sk ap to w a ć stronników , kom endant polecił jej darm o niem al ro zdaw ać w iktuały żo łn ierzo m , a naw et sam sklep jej zasilał.

— Przypuszczam , że żołnierzom to n a złe nie wyszło, w trącił O grodzki, korzystali też skw apliw ie z tej uczynności przekupki! Z yska­ liśmy widocznie, lud nasz odkarm ił s ię , a reg a­ liści ponieśli stratę.

— P an łowczy bezpłatnym dostaw cą pro­ w iantu dla m alkontentów ! odezw ał się pod­ czaszy, to trochę zabaw nie w y g lą d a ; a że

pieniądze daje kto inny, więc... chyba i jem u wdzięczność się należy.

(48)

R zucił się ksiądz biskup na w zm iankę 0 wdzięczności.

— Idźm y d a le j, ciągnął pow olnie, dotąd b a b a ; ale co g o rsza, że oficera przebranego z a w oźnicę p rzysłał t u ta j, aby uw ięzioną w ybadał. — I tem u nie należy się dziwić księże biskupie, odparł podczaszy, który był w szcze­ gólnie dobrym h um o rze, i tem u się nie należy dziwić. N aśladuje nas pod tym względem.

— J a k to n a s? zapytał pasterz, co w asz-mość pod tem rozum iesz ?

Potocki za całą odp o w ied ź, od stóp do głowy obrzucił spojrzeniem Jego Ekscelencyę. — Ż artuj sobie zdrów , zaw ołał ks. K ra ­ siński , dom yślając s i ę , że go bierze podczaszy n a fundusz, oficer jed n ak był tu kilka ra zy , 1 siła nam zaszkodzić może.

— Czy wolno o nazw isko tego nieuczciwego m istyfikatora za p y ta ć? odezw ał się B iernaw - ski od proga.

— I o tem się dow iedziałem ; je s t to n a ­ czelnik luki g ra n ic z n e j, konsystującej w P a - n io w ca ch , porucznik z regim entu k ró lo w ej, T o ­ m asz Goliszewski.

(49)

B iernaw ski aż podskoczył z radości n a sto łk u , nic jed n ak nie m ó w ił; i w kilka m inut potem w ysunął się niepostrzeżenie z pokoju.

S tarszyzna deliberow ała je szc ze, ja k m a z b ab ą postąpić, ks. biskup staw ał w jej obro­ nie i był za ułaskaw ieniem , bo okazała p ra w ­ dziw ą skruchę i p rzyznała się do wszystkiego. P odczaszy ani z a , ani przeciw wyrokow i nie d aw ał głosu, za to m ajor Ogrodzki głosował za zastosow aniem „artykułów w ojskow ych“ w ca­ łej rozciągłości, bo tylko tak ą drogą odstraszyć m ożna od naśladow nictw a.

P o w stał spór, który długo by się był p rz e­ w ló k ł, gdyby nagle nie w sunął się znow u do

pokoju B iernaw ski i nie poprosił p an a regi- m en tarza o chwilkę rozm ow y n a osobności w bardzo ważnej spraw ie.

Podczaszy zakłopotany słuchał relacyi p o ­ rucznika. P od jej w pływ em rozchm urzyło mu się oblicze, a w końcu śm iać się zaczął s e rd e ­ cznie i poklepaw szy B iernaw skiego po ra m ie n iu ,

z a w o ła ł:

— P ozw alam i a k c e p tu ję !

— Cały tok spraw y zm ienić się m usi, rz e k ł, w racając do gości, jeżeli w aszm ość

(50)

nowie przychylicie się do projektu podanego mi przed chw ilą przez mojego oficera ordynanso- wego.

I począł w yłuszczać propozycye pana B ier­ n a wskiego. Biskup, słu c h a ją c , zanosił się od śm iechu, Ogrodzki także rozpogodził czoło.

— W ięc arm istitium mości panow ie, n a dni pięć najwięcej, odezw ał się Potocki.

— Zgoda, zgoda!

— A delikw entka idzie n a g ałąź , m ości biskupie.

— Tylkoż nie de facto, nie de fa c to ! — To się m a rozum ieć, przynajm niej do czasu, p o m ru k n ął nieubłagany p an Ogrodzki.

J a k o ż istotnie w krótce potem przyniósł ktoś do K am ieńca w iadom ość, że P au lucow a zo stała najhaniebniej od konfederatów zam ordow ana. M ieszczaństw o po cichu radow ało się z tego, a pan W itt zm artw ił się nie mało.

(51)

W P aniow ieckim zam eczku m iał komendę, ja k o tem było wyżej , pan Tom asz G oliszew ski, porucznik regim entu królowej. N iezdara w ielki, człow iek już nie m łody, syn zagonowego szla­ ch cica, nie w dający się w żadne dysputy, ślepy w ykonaw ca rozkazów starszyzny.

D ziedzicem Paniow iec był podówczs P aw eł S tarzy ń sk i, g enerał-lejtnant Jeg o K rólew skiej Mości i szczery p arty z an t S tanisław a Augusta. N a czas niepokojów w yniósł się on do dóbr swo­ ich pod L w o w e m , a niedaw no nabyte kresow e dziedzictwo zostaw ił na O patrzność B o sk ą , ucie­ szył się więc niepom ału , kiedy w ruinach s ta ­ rego zam eczka w ojska Rzeczypospolitej stanęły załogą. R egalistom nie udaw ało się w tej s tro ­ nie osadzić granicy, luka p rzypadała na U ścia sm otryczańskie, nad sam ą rzeką położone, ala

(52)

tam jakoś nie o staw ała się placów ka, bo zaraz ją znosili konfederaci, a w łaściw ie na sw oją p rz y ­ ciągali stronę. Ze jed n ak k ąt ów potrzebow ał obrony, że obrona ciężyła na w ojskach R zeczy­ pospolitej , więc pan W itt placów kę przeniósł do P aniow iec, o dobrą milę od D niestru położonych, w zm ocnił ją pocztem so w ity m , zam iast ośmiu żołnierzy, postaw ił c z te rd z ie stu , a na ich czele G-oliszewskiego.

— Czy tylko w ybór szczęśliw y? pytał łow ­ czy koronny g e n e ra ła , znał bowiem osobiście porucznika i to nie z arcy-dobrej strony.

— K arn y je s t, a przynajm niej m am p e ­ wność, że się nie przerzuci n a stronę buntow ni­ ków i kom endy nie pozwoli bałam ucić.

Z czasem placów ka paniow iecka n ab rała j e ­ szcze większego zn aczen ia, leżała bow iem na trakcie prow adzącym z K am ieńca do Nelipowiec; należał przytem do niej spory obszar brzegu dniestrow ego, poczynając od Sokoła do W róblo- wiec... W itt się bał w kroczenia tędy konfedera­ tów , w łaśnie bow iem n a tej przestrzeni 'e ż a l je ­ d e n z siedm iu brodów, więc załogę paniow iecką zw iązał łańcuchem strażniczym z K a m ień c em , także o dobrą milkę zasuniętym w głąb kraju.

(53)

Na rzeczonej przestrzeni znajdow ało się 7 do 8 p la c ó w e k , w taki sposób u staw io n y ch , że k ażda osobno w zięta w idziała dwie sąsiednie. Obok w edety ustaw iono wysokie żerdzie, okręcone słom ą m aczaną w smole, w nocy n a znak niebezpie­ czeństw a grożącego P aniow com , siedem takich

pochodni buchało w górę p ło m ie n ie m , i straż zrobiw szy sw oje um ykała co siły starczy do w arow ni.

- B ył to prastary zwyczaj słow iański, n a jp ra k ­ tyczniejszy jed n ak w tych stronach. Jed n o c ze­ śnie z napadam i tatarskiem i zaczęto go stosow ać,

a w iedział o tern dobrze drapieżny nieprzyjaciel podnoszący się z B udziaku n a rabu n ek R zeczy­ pospolitej , zadaniem bowiem jego było zaw sze znosić podstępnie placów ki i obalać żerdzie. „N a­ jeźd ź ca poniszczył zn ak i strażnicze", znaczyło to sam o w XV. w ieku, co dzisiaj zrujnow anie k o lei i przecięcie drutów telegraficznych.

Ale w róćm y do Goliszew^skiego. Choć odda­ lony o milę od K am ień ca, m iał przecież z a p e ­ wnione sobie bezpieczeństw o, w ięc nosił głowę do góry, i przestrzeg ał subordynacyi drobnost- kowo. Ż ołnierz zaw sze w Polsce do zbytku zaznaw ał swobody, tera z bałam ucony przez zw iąz­

(54)

k o w y c h , sarkał n a dyscyplinę wojskową i m a­ rzyło m u się obyw atelstw o. Nie lubieli więc pod­ kom endni porucznika, choć nie w ym agał nic nadto, co każe regulam in. Tyle tylko zaznaw ała swobody zało ga, kiedy jej dowódzca wyjeżdżał ze swej rezy d en c y i, a w ostatnich zw łaszcza cza­ sach znikał często n a dobę i n a dwie n a w e t, po­ w ra cał bardzo zmęczony, , i spał ja k zabity. W iem y j u ż , czem był zaprzątnięty w chw ilach nieobecności w P a n io w c a c h , choć żołnierze u trzy m y w ali, że się zakochał w córce podstaro- ściego z sąsiedniej wioski i do dziewki jeździł na umizgi.

B ądź ja k b ą d ź , porucznik urósł w pychę nie m a łą , widząc, że m u ta k w ażny posterunek pan generał p oruczył, i że używ a go do tak subtel­ nych m isyi, a jeszcze m u serce większą się w y­ pełniło ra d o ścią, kiedy pan łowczy koronny d o ­ ręczył m u korespondencyę z ro zk azem , aby ją przez najzaufańszego żołnierza albo i k ap rala w ysłał do Nelipowiec. P o pierw szem pisaniu nastąpiło drugie, po drugiem trzecie z poleceniem przyniesienia odpowiedzi.

Goliszewski gryzł się tem w łaśnie, że res- ponsu n a żadne z nich nie chciano dać w o b o ­

(55)

zie. L ekcew ażenie podobne do furyi go nieraz doprow adzało. J a k to ? h ołota w yrzucona po za granice Rzeczypospolitej tak sobie w iele p o z w a la ! R usza w ięc porucznik konceptem razu pewnego i m ówi posłańcow i, aby objaw ił stanow czo, że jeżeli żądanego nie otrzym a pokw ito w an ia, w ów ­ czas i listu nie odda. Biednego posłańca w y­ śmiali za ten dowcip m alkontenci i w ypchnięty z obozu w rócił poseł ja k niepyszny z nietknię­ tym pakietem p an a łowczego. Goliszewski u ra ­ dowany, że się znalazł po ju n a c k u , jedzie z r a ­ portem do K a m ie ń c a , pew ny pochw ały, a tu tym ­ czasem zmyli mu głowę w kom endanturze za to... Do pośrednictw a użyto żyda, który zrobił tyle, że od p an a podczaszego Potockiego wym odlił „ ced u łę“, w której s t a ł o , napisane to tylko, iż epistołę, przez powiernego Jo sia czy S rula p rze­ w iezioną, „otrzym ała głów na k ancelarya zw iązku barskiego. “

Ze jed n ak spodziew ano się responsu n a owo pisanie, a by ła to królew ska do rebelizantów ode­ zwa, Goliszewski przeto otrzym ał upow ażnienie, żeby w ysłańców z Nelipowiec, nie bacząc na ich kondycyę, przyjm ow ał, ułatw iał im podróż do K a ­ m i e ń c a ^ ani chw ili nie z a trz y m y w a ł n a m iejscu

(56)

W fatalną godzinę przyszedł ten ordynans. W łaśn ie tylko co porucznik dow iedział się o tr a ­ gicznym zgonie Paulucow ej. D rż ał n a wszyst- kiem c ie le , przypuszczając, że b ab a w zięta na “konfesatę to rtu ra ln ą “, w yśpiew ła coś o jego w spólnictw ie. Z am knął się u siebie i w niemej trw odze przepędził tak dużo czasu. W łaśnie w tedy przyniesiono mu rozporządzenie W itta. Zgyziony porucznik nie odczytał go należycie, a w yznać potrzeba, że nie biegły był w sztuce decyfrow ania papierów przybyw ających z kom en­ d antury, odłożył więc spraw ę do dnia jasnego, a sam spać się położył. Bo też i au ra do snu u s p o s a b ia ła ; ochłódło nagle n a dworze, niebo się zasunęło deszczowem i chm uram i i kapuśnia­ czek na dobre sie k a ł, zapow iadając zbliżenie się jesieni.

P o z n u ż e n iu , po trwodze, snem żelaznym z a sn ą ł kom endant paniowieckiego fo rw a c h tu , ale rojenia n a jaw ie poczęte dręczyć go nie p rz e­ sta w a ły . M arzyło m u s ię , że go buntow nicy p o jm ali, że staw ią przed sąd e m , w ojennym , że posiadają niezbite dowody, jako o n , porucznik Tegimentu pieszego k ró lo w e j, przyjął na siebie haniebny obow iązek sz p ie g a , za co też

(57)

kriegs-z n a c kriegs-z a , i to najw strętn iejskriegs-zą bo kriegs-ze stryckriegs-zkiem — n a szubienicy.

P o t zim ny oblał czoło śpiącego, pierś pod­ nosiły w estchnienia ciężkie, choć zm ora gniotła j ą jak b y olbrzym im kam ieniem . P orucznik b ie­ d n y nie sły szał, jak żołnierz z jego kom endy w p a d ł do izby, nie czuł n a w e t, ja k go szarpał z a nogi; ocknął się dopiero, kiedy m u w rzasn ął p raw ie w samo u c h o :

— P anie p o ru c zn ik u ! konfederat pod bram ą! — Co c o ! zaw ołał zryw ając się n a pół p rzy ­ tom ny G oliszew ski, konfederaci! Z apalać co ży­ wo wiechy strażnicze, zaryglow ać wejście, pod bro ń cała kom enda!

— Ale proszę p an a porucznika. — Milcz ! robić ja k rozkazano !

Sen złowieszczy spraw dzał się! W przeko­ n a n iu Goliszewskiego zw iązkow i w yraźnie po niego

m usieli przyjechać, gotowi zbałam ucić kom endę, a ta go w yda niechybnie w ich ręce. P orucznik j ą ł się stroić w ry n s z tu n e k , ryngraf z w izeru n ­

kiem M atki Boskiej Częstochowskiej zaw iesił na p ie r s i, przypasał p ałasz i z pistoletem w rę k u w yskoczył n a dziedziniec.

(58)

D eszcz trzep ał po daw nem u. O lbrzym ia w ie c h a , utkw iona n a bram ie p o d ru jn o w a n ej, go­ rz a ła , druga podobna n a przeciw nej górze b u ­ ch ała jasnym płom ieniem , cała kom enda stała pod bronią.

— No dobrze, pom yślał sobie, w K am ieńcu m uszą ju ż w iedzieć o niebezpieczeństw ie, a my tym czasem , czekając n a odsiecz bronić się tutaj będziem y. Ale gdzie nieprzyjaciel?

Cisza była wokoło, nigdzie gw aru i szm eru. Cóż to je s t, czy się ulękli?

K iedy pan porucznik szukał n ieprzyjaciela, k apral zbliżył się do niego, salutując według r e ­ gulam inu i z a ra p o rto w a ł:

— W ysłaniec z za D n ie s tru , od p an a pod­ czaszego litewskiego czeka pod bram ą. U trzy­ muje, że m a pilną do p an a porucznika korespon- d e n c y ę ; co z nim pan porucznik zrobić rozkaże?

-— Ja k i w ysłaniec? to konfederaci!...

— W jednej tylko osobie, podoficer z od­ działu nadw ornych huzarów starosty czereszyń- skiego prosi o posłuchanie.

Goliszewski osłupiał. S traszne sny — to zm ora tylko, ale alarm — to już na jaw ie! Całą załogę K am ieniecką podnieść n a nogi i to bez

(59)

pow o d u ; a niech to licho porw ie — zakląi sia r­ czyście.

— Gdzie posłaniec, zaw ołał z gniewem, to pew nie szpieg, podejść nas chce.

— P roszę więc zaw iązać mi o c z y ! odezw ał się rezolutnie głos z za bram y — i aresztow ać, ale w puścić w końcu, bo przem okłem do n itk i, a wiozę z sobą odpowiedź n a listy p an a łow ­ czego koronnego i p an a generała.

Nie było rady. R ozjątrzony dowódzca pole­ cił zadość uczynić żądaniom k u ry e ra , z zacho­ w aniem wszelkich ostrożności, a sam wrócił do

t izby, przem yśliw ając, jak się w ykręcić potrafi przed kom endantem z tego fałszywego alarm u.

Isto tn ie nie m ało strachu napędził goreją- cem i wiecham i. Z araz bęben i trąb k a uderzyły pobudkę w K am ieńcu i wojsko zajęło w skazane stanow iska. Noc ciem na pow iększała trwogę. W jakiej nieprzyjaciel sile? Może już pod mu- ram i w arow ni? W iedzieć przy tern należy, że „niezw yciężona“ tw ierdza w cale do tego tytułu nie m iała p ra w a , bo opatrzenie jej było więcej - niż skrom ne, i dopiero W itt zabierał się do ła ta ­

nia ścian rozw alonych... L ęk tedy wielki padł na m ieszczan ze snu spokojnego zbud zo n y ch , z po­

(60)

czątku myśleli o n i, że ogień w mieście. Rzucili się do o kien , p atrz ą n a w szystkie strony, ciemno. A trą b k a gra nieustannie, klekot bęb n a rozpływ a się po ulicach i ginie w skał załom ach, ru ch niezw ykły się w zm ag a, kom panie żołnierzy kłu ­ sem przebiegają p lace , kom enda się ro z le g a , sam generał poleciał do zamku. To ju ż coś gorszego niż ogień, nieprzyjaciel pod m uram i m iasta! Mie­ szczanie znosili dobytek do lochów, chow ając w nich kosztow niejsze sprzęty, odw ażniejsi da­ chy okryli zwilgoconem i szm atam i, nie b acząc n a to, że deszcz padający zabezpieczał je d o sta ­ tecznie.

J a k to zw ykle w takich w ypadkach b y w a , znalazł się k t o ś , co słyszał strzały arm atnie, in ­ nego słuch obostrzony trw o g ą , podsłuchał okrzy­ ków b o jo w y ch , inny znow u w idział pękające granaty, bielejący obóz turecki od strony pod­ z am cza, L ipków chocim skich od ruskiej b ra m y , a konfederatów w około i m iasta i zamku.

S ądny dzień n a sta ł w spokojnym grodzie; p an łowczy baw iący tu chwilowo, w starościń­ skim domu rozlokow any, kazał się pakow ać co p rę d z e j, słowem nikt nie sp ał przez noc całą. P laców ki strażnicze ściągnęły do m iasteczka

(61)

przez lacką b ra m ę , nie w idziały one nic, toż ich zadaniem było um knąć co prędzej z w edety po dokonaniu powinności.

Ale oto w iechy podopalały się, n a sta ł po­ żądany ranek.

N ieprzyjaciela ja k nie widać, tak nie widać. R ada w ojenna zeb ran a n a prędce, postano­ w iła sukursow ać paniow iecką placów kę i podja­ zdem pom knęła w tę stronę chorągiew dragonji. Jak ież było zdziw ienie p an a Jełow ickiego, do- wódzcy rzeczonej chorągw i, kiedy się przeko­ n a ł , że ów groźny nieprzyjaciel reprezentow any je st przez h u z a ra , w ysłanego z listem na im ię Groliszewskiego adresow anym . Nie myśląc w iele, Jełow icki z a b ra ł z sobą i porucznika i konfede­ ra ta do K am ieńca.

T rudno było do kieszeni schow ać p o słań ca konfederackiego, więc jech a ł sobie buńdziueznie, otoczony strażą z dobytem i p ałaszam i, a ta k i m iał m un d u r jaskraw y, tyle sznurków m isterni e ukręconych i kutasów strzępiastych zdobiły je g o kurtkę, że mimowoli rzu cała się w oczy m iesz­ czanom.

— Jen iec, jeniec, widzisz go panie K a je ta ­ nie, mówił przez nos słuszny obyw atel orm iań­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Założenie: najefektywniejsze rozwiązanie stosu za pomocą tablicy – szczyt stosu to ostatni element wstawiony tablicy począwszy od miejsca o indeksie 0 (jeśli liczba elementów

Należy zmodyfikować tabelki kosztu algorytmów sortowania bąbelkowego, przez selekcję i wstawianie, jeśli wiadomo, że liczby sortowane są już posortowane rosnąco.. Czy

Potem w milczeniu pili tę herbatę, grzejąc ręce, i Ignaś, z początku silnie zakłopotany, ośmielił się stopniowo.. Potem ona sobie przypomniała, że ma w plecaku paczkę

jeden z uczniów przygotowuje pytania do ankiety, drugi uczeń opracowuje formularz ankiety, trzeci uczeń przygotowuje się do prowadzania ankiety. Należy zwrócić szczególną uwagę

I jest to prawie zawsze ucieczka przed zagrożeniem życia, głodem, niedostat- kiem.. Nie wydaje się, aby sytuacja mogła ulec radykalnej zmianie, redukcji tego zjawiska,

Dzieje się tak, gdyż najwyższym priorytetem dla człowieka nie jest bynajmniej działanie zgodne z rozsądkiem, w imię największego pożytku, lecz poczynania zgodne z własną,

Czemu równy jest kwadrat tak zdefiniowanego b, jeśli a nie jest resztą

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje