• Nie Znaleziono Wyników

Całe obywatelstwo powiatu L. wie bardzo' dobrze, że ua kilka mil w około nie ma dwóch zawziętszycb nieprzyjaciół, jak pan Roch z panem Mateuszem. Pan Roch psy wiesza na pana Ma-|

teusza, ten znowu głosi bez ceremonji, że j e g o ’ sąsiad ma w głowie zajączki — słowem przy każdej sposobności przypinają sobie łatki i j e d e n ; o drugim jeżeli się odezwie, to z przekąsem.

A jeduak nie tak zbyt dawno panowała po­

między nimi najprzykładniejsza zgoda i przyjaźń serdeczna, nie widywano ich prawie inaczej jak | obu razem, czy to w kościele, czy ua jarmarku, j czy w zwykły dzień w miasteczku, skutkiem c z e - 1 go pozyskali sobie miano braci sjamskicb.

Co ich tylko różniło niekiedy, to opinje, pan Roch bowiem uchodził za zajadłego iu i.y stn k ra.te i iTRrltmoutaiia, gdy przeciwnie, pan Mateusz uda­

wał ultrademokrate, chociaż Bogiem apTawdą ani jeden ;un'Rrrrgr-nio wiedział czego chciał i skut­

kiem tego nie był tem, na co pozował. Pomimo to przecież, każdy z nich przy lada okazji gardło­

wał zawzięcie za zasadami, do których się przy­

znawał, zkąd powstawały między sąsiadami częste kolizje, że joduak potrzobnem im to było dla kon- kokcji, więc nie sprowadzało żadnych złych na­

stępstw i uio psuło pomiędzy nimi harmonji.

Ale wszystko ma swój koniec.

Razu jednego w piękny dzień czerwcowy,

P raktyczna rada Nowomodne

wykazlafcenir-— W yobraź sobie, grałem niedawno w k a r ty , W tem robi się aw antura i m n ie w yrzucają przez okno z pierw ­ szego p ię tra ; powiedz mi. co mam teraz robić?

— Grywaj u a dole.

— W idziałeś tę w aksam itnym kapelusiku z ptasz­

kiem — ależ to szyk, czy znasz j ą ?

— A znam — to córka kupca.

— Czy w ykształcona?

— Pow iadają, że ma blisko 60.000 guldenów.

pau Roch z panem Mateuszem w najlepszej w świę­

cie zgodzie, jechali na wózku w parę kasztanów zaprzężonym.

AYózek był żółty, niedawno malowany, skrzy­

pienie wszakże jednego koła wskazywało wido­

cznie, że ta świeża sukienka była tyłko zamasko­

waniem braków spowodowanych długiem użyciem, powiedzmy wyraźnie, wózek był stary, ale świeżo

odnowiony.

Podejrzane skrzypienie powtarzało się perjo- dycznie za każdym obrotem koła, w rzadszych odstępach, gdy konie szły wolniej, w częstszych, g'dy Ilko śmiguął ua nie, ale ustawać nie usta­

wało. Pau Roch znosił je dość obojętnie, pana Mateusza przeciwnie niecierpliwiło niepomalu; to też co chwila przechylał się na wózku i oglądał, usiłując zbadać, czy ta niemiła muzyka nie spro­

wadzi jakowej katastrofy, do której zażegnania trzeba będzie użyć po drodze stelmacha, albo ko­ wzmogła zniecierpliwienie paua Mateusza, skargi koła rozdzierały mu serce, więc rzekł do pana do zrobienia, sąsiedzi pojechali razem.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ów nie­

fortunny projekt paua Mateusza, żeby wstąpić do Tuliszek. Pan Roch, jako arystokrata lekceważył Talajskiego, który był kiedyś rządcą w sąsiedz­ się obowiązanym do zrobienia jakiegoś ustępstwa, więc r z e k ł :

cjalistę albo rzemieślnika, którego sąsiad wiezie.

— W imię ojca i syna! Talajskiego, więc przystał ua tę kombinację, daw­

szy solenne słowo, że zabawi jak się tylko da najkróciej.

W pół godziny potem, wózek stanął przed gankiem dworku w Tnliszkach, pan Mateusz wy­

skoczył prędko i wszedł do domu, z którego otwar­

tych okien dolatywała jakaś wrzawa,

Ilko odjechał z przed ganku i zawróciwszy

lali kieliszki wśród głośnych wiwatów.

* * szybkim ruchem, oburzony do najwyższego stopnia, ale wkrótce zmiękł i żal mu się czegoś zrobiło.

kowi, rzekłszy poprzednio do Ilka:

— Słuchaj Ilkn, ja tam idę do nieb, ale nie oraz miejscowy jakiś facet, siedzieli na ławkach.

Żaden z nich nie znał pana Rocha osobiście, więc zobaczywszy człowieka, który cierpliwie do­

tychczas wyczekując na wózku, ni ztąd ni zowąd zrobiło wrażenia, zawołał mocno rozgniewany:

— A ja durniu, to co? i ja pan jestem — puśćcie mnie zaraz do miljon djablów!

— Śliczny pan, co czeka godzinę na wózku za pan brat z furmanem — odezwa! się inny znowu.

Pan Roch był wściekły i o mały włos nie przyszło do skandalicznej awantury. Szczęściem na wszczęty z tego powodu hałas, wyszedł sam pan domu i poznawszy pana Rocha, wprowadził go tryumfalnie do pokoju.

Okoliczność ta była naturalnie hasłem do nowych wiwatów; przybycie gościa bardzo pochle­

biło panu Tałajskiemu, a właśnie tak się zda­

rzyło, że odprawiała się u niego mała uroczystość familijna, mianowicie chrzciny najmłodszej có­

reczki i z tego powodu zebrało się kilkanaście osób. Pomiędzy niemi prym trzymali pan Niko­

dem i pani Nikodemowa, rodzice chrzestni dziew­

czynki, która na tę pamiątkę drugie imię otrzy­ zrównało w jego przekonaniu wszystkie koterje;

uznał w duchu swoją niesprawiedliwość, i wno­

sząc z własnej inicjatywy zdrowie dziecka, miał małą improwizowaną mówkę, w której wynurzył życzenie, aby nowonarodzone niemowlę, chowało się szczęśliwie na pociechę rodziców i chlubę oby­ znacząco, wzywając do odwrotu.

Nie wiedzieć czego zaATstydził się pan Roch,

taj po team pan się spóźnili na kolej... teraz by­

dzic przysiółka na Majdanowszczyźuie, wróg nie­

przejednany wszystkich panów i panków, przy­

czepi! się doń i nie opuści! żadnej sposobności przypięcia mu łatki.

Rozdrażniony tem pan Roch, nrzy kolacji nie mógł się oprzeć pokusie oddania piękuem za na­

dobne i zaimponowania współbiesiadnikom; więc wziąwszy na stronę kogoś z zaimprowizowanej i dworu niezadowolony w połowie z biesiady.

Pan Roch nieźle już nacięty, bo wiwaty nie ustawały, gdy mu dano znać o przybyciu' Ilka, kazał go wprowadzić do pokoju i rzekł doń:

— Stój za mną i odmieniaj mi talerze, a jak ci dam znak, pójdziesz zaptządz.

Ilko pomimo niezadowolenia, jako słuźbista wypełnił rozkaz, a że obznajomiony był ze służbą wreszcie nie mogąc wytrzymać, wyszedł z pokoju.

Nie wiele kto nu to uważał, gdyż biesiada doszła już do lego punktu rozprzężenia, wśród któ­

rego wiele rzeczy przechodzi niepostrzeźonych — po niejakim czasie jednak wrócił, prowadząc za gzakiem do paua Mateusza.

— Sąsiedzie — rzekł — jedziemy natychmiast,

dział, kiedy ząMiął snem sprawiedliwego

Nie wyspał się jeszcze jak należy, gdy obu­

Należało to sprawdzić, więc pan Mateusz wyszedł z garderóbki... w domu było cicho, wszy­

stko jeszcze spało.

Udał się na podwórze... najpierwsza rzecz, którą zobaczył, był jego własny wózek, stojący przed stajnią.

Poszedł więc do niego.

— A pójdziesz szelmo! rzekł przedewszystkiem do psa podwórzowego, który wylęgał się szczę­

śliwie na fartuchu.

Ale pies wyszczerzył zęby i nie chciał się ruszyć, a że pan Mateusz nie miał kija, więc spo- litykował i poprzestał tylko na zestraszeniu kur, które spacerowały sobie po koźle i poduszkach, zbierając resztki rozsypanego obficie obroku.

Spędziwszy kury, pan Mateusz poszedł do stajni nie zaczepiając już psa, który spoglądał nań z podełba.

W stajni dopiero dowiedział się wszystkiego.

Pau Roch wczoraj w nocy wyszedłszy z po­

koju, kazał likowi włożyć na konie chomonta, wsiadł na jednego z wielką trudnością i cere- monjami, Ilko na drugiego i obadwaj odjechali wierzchem.

— W którą stronę? ■— zapytał pan Mateusz markotny bardzo.

— Prosto ku miastu, ta j u ż !

P an Mateusz spuścił uos na kwintę, czuł, że wzbraniając panu Rochowi swojego wózka, dał dowód niepraktykowanej pomiędzy sąsiadami nie- uźytości.

Ale- cóż było robić — stało s i ę !

Więc obiecawszy jednemu z parobków parę

; szóstek, posłał go na wieś po konie, i odjechał

; cichaczem, nim jeszcze się gospodarstwo i nocu- jjący goście pobudzili.

Pan Roch, jak się później dowiedziano, b łą ­ dził z likiem przez całą noc, spadł dwa razy z konia i zaledwie o świcie dobił do miasta, gdzie w głowę zachodzono, co mogło skłonić pana Ro­

cha do podróżowania w tak oryginalny sposób.

Pan Roch do dziś dnia darować nie może panu Mateuszowi i odtąd datuje się uieprzyjaźń pomiędzy sąsiadami — a że żaden z nich nie chce mówić wyraźnie i zapytujących zbywa ni tem, ni owern, przeto całe sąsiedztwo wzrusza ramionami i jedni drugich pytają:

— O co im poszło?

Nikt nie przypuszcza, że o taką bagatelę, więc domysły rodzą się coraz nieprawdopodo­

bniejsze, ogół otrzymuje, że przyjaźń pomiędzy panem Rochem i panem Mateuszem zerwana ua zawsze.

I tak to wisi, aż do pierwszych chrzcin lub : wesela, które stargane węzły z pewnością spoją

! na nowo.

O! bo złote to serca — gdybyż i głowy by­

ły podobne!

]Va ś l i z g a w c e .

— Aj Zosiu, jak aś niedobra, przeszkadzasz m i —■ prze/, ciebie nie mogę tak zręcznie upaść, ja k sobie obm yślałam .

O j c i e c % s y n e m . D o w c i p n e d z i e c k o . 0 , nie drwijcie!... Nigdym w życiu

Me czuł tak, jak po przepiciu, Kędy leży cel żywota,

Gdzie jest fałsz — a gdzie jest cnota!..

0 nie drwijcie... Skruchę ową Jam ukochał sercem, głową;

Za nią tęsknę bez przestanku, 1 j ej tylko szukam w dzbanku, U waszego siadłszy stoła...

— Ja wskrzeszam w sobie... anioła!...

— M ech pan profesor tak ni6 krzyczy, bo ja całkiem Ochrypnę.

Powiązane dokumenty