Pamięci porucznika Janusza Rakowicza.
«Kochana Matko — T y, coś mnie uczyła, Jak obowiązek wypełniać na ziemi — T y mnie nie szukaj, gdzie leży mogiła, Ani mnie łzami opłakuj swojemi,
Bo, choćbym upadł pod ołowiu gradem,
Dla żywych — żywym chcę zostać przykładem!
T y nie płacz Matko! Nie w mrokach spowity, Ale jasnością świeci mi dzień chwały,
I jak te złomów olbrzymich granity Odcięte od swej macierzystej skały, T ak kiedyś może będzie Ci wiadomem, Że syn Twój żyje granitowym złomem!
25
-G d yb y tak w wszystkich piersiach naszych grała, T a sama, wielka pobudka zapałów,
Jużby dziś dawno Polska zmartwychwstała, W śród dzwonów bicia i zwycięstw hejnałów, Jużby nie była, ojczyzna, ni wiara,
Poniewieraną despotyzmem cara!
Jeśli tej chwili nie doczekam może, Duchem proroczym w ostatniej godzinie Pozwól mi przecie, wiekuisty Boże, Zobaczyć jeszcze tę falę, co płynie Z podniesionymi do nieba sztandary, I ten Legionów długi pochód szary! . . .
Piszesz, że ręka raniona granatem
N ie włada dobrze. To praw da —- niestety . . . Lecz widzisz Matko — Bóg, co rządzi światem, Dość mi da siły, by pójść — na bagnety . . . B y poprowadzić towarzyszów broni,
Jeszcze utrzymam szablę w mojej dłoni! . . .
- 26
-Dzisiaj dzień wielki . . . dzień Polski patrona . . , Ósmego Maja . . , Święto Stanisława,
A kto na polu walki dzisiaj skona, Sam ego siebie Ojczyźnie oddawa, I choćbym nawet miał zostać kaleką, Św ięty mnie biskup otoczy opieką! . . .
T y nie płacz Matko! Radość błyszczy w oku . . . Rozkaz w ydany . . . dziś jedna jest droga . . , Idziemy . . . szabla mi dźwięczy u boku . . . Podwójne święto . . . idziemy na w roga . . . Rankiem się kładą pierwsze świateł snopy . . . Idziemy . . . naprzód . . . zdobywać okopy! . . .»
27
-Porucznik zginął. Jeg o list ostatni, Posyłam pani przez pocztę połową.
Piekło tam było . . . straszny huk armatni . . .
«Naprzód» — powtarzał — więc to jedno słowo:
«Naprzód» — na prostym krzyżu wypisałem , I sam go własną ręką pochowałem . . .
- 28
-W y r o k .
Pamięci porucznika Stanisława Kaszubskiego.
Pojmano go w Tarnowie! K ręcił się zbyt blisko — Aż i w padł w czujne oko rosyjskich patroli . . . Spisano z nim protokół. Powiedział nazwisko:
«Legionista K aszu b ski» — a potem, w niewoli,
-Jakoż, w czasie, g d y nastał pierwszy dzień wiosenny
-«W y o wolność słowiańskich walczycie narodów . . .
«Ani mnie śmierć przeraza, ani męki straszą . . .
«Już wybrałem . . . ja, wolę śmierć niż wolność
Stracono go wieczorem w przydrożnej stodole . . . Przybyła jedna więcej cierniowa korona . . .
M ogiłę stratow ały kozackie patrole,
I przeszły przez nią wojska północy Nerona . . . N a ziemię coraz bliższe padały pociski . . .
T o nasi . . . nasi idą . . . wyzwolin kres bliski! . . . [w aszą!»
- 31
-C n o ty w o jen n e.
Lecz, kto pochlebstwa błyszczących słów Sidłem cię mota —
Przed tym zejść z drogi — podobno znów W ielka jest cnota! —
32
-O dw et.
i863— 1 9 1 4 r.
Spojrzyj carze: pożogą i krwią ziemia płonie, Tyle ofiar zginęło w młodej życia wiośnie, Tyle zbrodni wiekowych stoi przy twym tronie, Że z krwi sierót, z łez matek straszny pomnik rośnie!
Pół roty widać w linii wyciągniętej sznurkiem . , . N a śniegu, jak z Grottgera wyjęci obrazu,
Z bronią w ręku nabitą, odwiedzionym kurkiem, Czekali, surowego komendy rozkazu . . .
Jeszcze chwila . . . Ofiarę związano powrozem, Św iat zastygł, gdzieś na polach prószył śnieg obfity, W iatr zajęczał, aż ziemia zaskrzypiała mrozem I Chrystus zwiesił głow ę na krzyżu przybity! . . .
- 33 - 3
Miał tylko lat szesnaście . . . włos mu spadał splotem N a twarz młodą, rumianą, o błyszczącym wzroku . . . Oficer skinął szablą . . . huknęło jak grzmotem . . . Ot . . . i koniec! . . . tak było ongiś w znanym roku!
Dziś młody legionisto, g d y z uczuciem świętem Ruszyłeś znowu w pole, na bój z Moskwą krwawy, Nie zapomnijże przecie oddać im z procentem, Za siebie i za tamtych męczenników spraw y!
Spojrzyj carze! pożogą i krwią ziemia płonie, T yle ofiar znów ginie w młodej życia wiośnie, T yle zbrodni wiekowych stoi przy twym tronie, Że z krwi sierót, z łez matek straszny pomnik rośnie!
34
-Jesienią.
Ziemia zastyga — wiatr borem kołysze I m gła wilgotna letnie żary studzi — — — Gdzież oni? . . . Poszli w cmentarne zacisze, Spoczęli, zdała od świata i ludzi! . . .
Opadłe liście do nóg im się tarza.
W e mgle porannej odbija się tęcza, I krzyż na grobie wiejskiego cmentarza Cienka niteczka zasnuła pajęcza! . . . Jak aś piosenka, niby przędza biała,
Z podmuchem wiatru w mroczny płynąc świat, Gdzieś z ramion krzyża w niebo uleciała — — N a grób -— zwarzony porzuciłem kwiat . . .
- 35 -
3-P o p rz e z u g o ry
Poprzez ugory, poprzez pola, Szlakami ziemi ukochanej, Szła z nimi jak aś lepsza dola, Nieśli ją w piersi rozśpiewanej, Wiedli ją z sobą w dzień i w nocy, W czasach goryczy i męczeństwa, W chwili zwątpienia i niemocy:
I tak szli w drogę — do zwycięstwa!
Bez słowa skargi, bez lamentu,
Z otuchą w sercu, w burz zawiejach, Spełniali wolę testamentu,
Napisanego w ojców dziejach , . .
36
N a m o g iła ch .
W iodły ich, w cichy, jasn y poranek Tajemne g ło sy . . .
W ił się im kwiecia polnego wianek, Chyliły kłosy . . .
Potem spętały życia południe Nadzieji sploty,
Słonecznym blaskiem oświetlił cudnie Jej promyk złoty —
Lecz, g d y wieczorem pierzchła daleko Marzeń ułuda —
Ł za się stoczyła w ich trumny wieko —
— I — ziemi gruda!
37
-Choinka.
Noc taka jasna, taka czysta, N ad cichą, senną, Rafajłow ą, Ze choć czasami wiatr zaśwista, Słychać szept każdy, każde słowo A kędy spojrzysz, w dal po świecie, Prószy białego śniegu kwiecie . . .
N a ziemię w całun owiniętą K siężyc się srebrną patrzy twarzą, Coś — jak b y jakieś wielkie święto, Coś — jak b y cuda się dziś marzą, Jak b y spływ ała moc tajemna
Od brzegów W arty — aż do N iem n a!
38
-/ >
-— K toś t y . . . ? -— zapytał major R o ja -—
-Choinka stała wciąż na dworze,
Nazajutrz ledwie zorze błysły, Przerwana dalej wrzała bitwa . . .
-Kantata
(na odsłonięcie pomnika A . Mickiewicza).
Pod królewskimi śpiąca szkarłaty, Gdzie wodze Twoi drzemią — W weselne dzisiaj przystrój się szaty
Posępna mogił ziemio! . . . Przywiedź zdobyte laury spiżowe, Monarszej dobądi korony, B y tego barda uwieńczyć głowę,
K tó ry pokochał miliony! . . . Spiesz ziemio polska z Twoimi syny,
Jeden Mu okrzyk wznieść:
Za nieśmiertelnej pamięci czyny
O cześć Ci wieszczu — cześć! . . , Przybyw aj Litwo, zrzuć swe okowy,
Z sercem przybywaj wdowiem;
42
-T y pierwsza nieś Mu wieniec laurowy,
-P ie r w s z y order.
Rekonesans jest trudny — tak kończył generał — Trudny i niebezpieczny . . . Śmierć wokoło czyha . . , K to pojedzie . . . no . . . niechby, g d y trzeba, umierał, Jak bohater . . . a może powrócić — do licha -—
Więc kto się o fia ru je ...? , który na czas z d ą ż y ...? ! -— Milczenie. . . Ze szeregu w ystąpił — ch orąży.. .!
Młodzieniaszkiem b ył jeszcze ■— Takich synów wiele Poszło bronić Ojczyzny w ofiarnym zapale . . . ! Stał chwilę, salutując — poczem rzekł nieśmiele:
«Jam gotów, choćby na śmierć — panie generale !>
D owódca skinął ręką i dodał: «jedź z Bogiem, A chyłkiem, byś samotrzeć nie spotkał się z w rogiem !»
_ 4:4 _
I pojechał chorąży! Gościńcem na lewo,
-Gdzie spojrzeć bój się toczył krwawy i zażarty, W ięc tem pewniej sądzono, że na czas nie zdąży — Aż oto, oczekiwań, g d y minął dzień czwarty,
Od przełęczy pantyrskiej -— pow racał chorąży . . . ! Nie sam jechał, bo przy nim szło dwóch jeńców razem I tak w trójkę stanęli z posłusznym rozkazem!
Chwalono czyn młodzieńca, pomyślność wyprawy, A kiedy przypinano mu medal zasługi —
On marzył, b y w Królestwie, gdzieś koło W arszawy, M ógł otrzymać w nagrodę taki medal drugi . . .