• Nie Znaleziono Wyników

Japoński film animowany Mamoru Oshiiego, znany pod angielskim tytułem Ghost in the Shell (przypis 3.1. Oshii 1995), pozwala bez większego trudu zrozumieć, dlaczego proponowane dziś koncepcje pamięci cyfrowej rzucają tak ogromne wyzwanie

obowiązującym wyobrażeniom o człowieczeństwie, budząc lęki przed apokaliptycznym końcem ludzkiej rasy. Niczym w każdym typowym filmie science fiction świat przyszłości w Ghost in the Shell stanowi jedną z możliwych wersji naszej rzeczywistości. Taką wersję, w której trudno odróżnić człowieka od maszyny, gdyż rzadkością stali się już ludzie, którzy nie zmodyfikowali technologicznie swoich ciał dla spotęgowania zdolności fizycznych i intelektualnych. Jak się jednak okazuje, technologia to miecz obosieczny. Z jednej strony obiecuje wolność od ograniczeń natury i chorób, pozwala zwiększyć poznawcze i

fizjologiczne możliwości ciał, a nawet umożliwia kontrolę nad procesem ewolucji. Z drugiej jednak strony technologia w rękach władzy to kolejne i nawet skuteczniejsze od

poprzednich narzędzie panowania nad umysłami, zwłaszcza w chwili, kiedy jako mniej lub bardziej zaawansowana wersja programu komputerowego zmieniły się one w software, kierujący maszynerią ludzkich ciał. Ghost in the Shell pokazuje zatem udział rewolucji cyfrowej w zmianie sposobu, w jaki zwykliśmy ujmować relację między sferą materialną a

umysłową, prezentując zarówno niekłamane zalety tej rewolucji, jak i płynące z niej zagrożenia. Świat przyszłości zaludniają bowiem istoty, które prezentują się nam jako doskonalsi od nas nadludzie i zarazem jako pozbawieni indywidualności podludzie, jako bezwolne marionetki, które najbardziej prywatne wspomnienia zmieniły w informacje zapisane w binarnym kodzie zerojedynkowym.

Str. 96

Kryminalna intryga w Ghost in the Shell służy przede wszystkim jako pretekst do przedstawienia etycznych i politycznych dylematów epoki, w której organiczna pamięć stała się pamięcią cyfrową i tym samym integralną częścią ogólnoświatowej sieci

informacyjnej. Fabularną osią filmu jest dochodzenie w sprawie niezwykle skutecznego i nieuchwytnego hakera, samozwańczego Władcy Marionetek. Na początku wydaje się, że bez pardonu włamuje się on do zdigitalizowanych umysłów ludzi, cyborgów i maszyn, gdyż planuje jakiś atak terrorystyczny na ogromną skalę, dzięki któremu zdobędzie upragniony rząd cybernetycznych dusz. Śledztwo prowadzone przez kobietę-androida, major Motoko Kusanagę, ujawnia jednak, że poszukiwany przez nią przestępca nie jest wcale, jak należałoby się spodziewać, zwyczajną w jej świecie istotą z krwi, kości i cyfrowych

podzespołów. To złośliwy wirus komputerowy, stworzony w amerykańskich laboratoriach, który wymknął się spod kontroli i zyskał bezprecedensową autonomię. Zrodzony z

pramaterii morza informacji Władca Marionetek nauczył się wędrować od jednego cybernetycznego ciała do drugiego. Jak się jednak wkrótce okazuje, jego nadrzędnym celem nie jest wcale panowanie nad światem, pod tym względem różni się bowiem znacznie od innych zbuntowanych maszyn, znanych z prozy i filmów science fiction.

Władca Marionetek pragnie jedynie zyskać wolność i autonomię, przynależne innym formom życia. Choć narodził się w laboratorium, podlega takim samym prawom ewolucji i doboru naturalnego, jak wszystkie inne żywe istoty. Dlatego, żeby przetrwać, musi

połączyć własny kod z kodem innego programu i wymienić z nim informacje tak, jak w trakcie połączenia cząsteczek DNA. Dopiero wtedy stworzy nowy, jeszcze doskonalszy program, który przekaże dalej wspólne dane. Jak można się spodziewać, wybór Władcy Marionetek pada na major Kusanagę. Ich oprogramowania się łączą, wydając na świat nowy program, który jako duch wypełnia następnie martwą powłokę nowego, sztucznego ciała.

Nie bez przyczyny cybernetyczne gody Władcy Marionetek i major Kusanagi rozgrywają się pod wielkim malowidłem na ścianie, które przedstawia darwinowskie drzewo

filogenetyczne. Ghost in the Shell stara się bowiem oswoić nasze lęki przed postępującą

technologizacją, wpisując cybernetyczne formy życia w rzekomo naturalne i uniwersalne prawa ewolucji, którym muszą się one podporządkować.

Str. 97

Oczywiście, naturalizacja cyfrowych tworów tego typu pociąga za sobą określoną koncepcję cyberpamięci: jako binarny kod funkcjonuje ona dokładnie tak, jak zwykliśmy przyjmować, że działa kod genetyczny, zaś jej trwanie ściśle zależy od nieustannej wymiany i krzyżowania się informacji. Finał Ghost in the Shell klarownie zatem pokazuje, że doskonała pamięć cybernetyczna to właśnie realizacja rzekomo naturalnych i

odwiecznych zasad przekazywania materiału genetycznego. W ramach tej koncepcji istoty cybernetyczne okazują się kolejnymi i równie niezbędnymi ogniwami naturalnego procesu ewolucji, od ludzi różni ich zaś wyłącznie to, że za sprawą nowoczesnej technologii mają dostęp do tych zasobów cielesnej pamięci, które istnieją w każdej, nawet najbardziej prymitywnej komórce naszego ciała w postaci łańcuchów aminokwasów.

W filmie Oshiiego zidentyfikować można kolejną wersję mitu pamięci absolutnej. Pozwala ona spojrzeć na problemy pamięci cyfrowej i jej kontekstualizacji pod kątem innym niż ten, pod którym analizowałem wybrane przykłady w rozdziale poprzednim. W przypadku Ghost in the Shell pamięć indywidualna jako podstawa tożsamości istot zarówno ludzkich, jak i nieludzkich została utożsamiona z pamięcią biologiczną na poziomie komórkowym, czyli z procesem przekazywania kodu genetycznego z pokolenia na pokolenie. W świecie

przyszłości Ghost in the Shell to właśnie najnowsze osiągnięcia technologiczne, czyli urządzenia cyfrowe, implanty i media, umożliwiają przechowywanie i transfer informacji w taki sposób, który przypomina przekazywanie materiału genetycznego na poziomie komórkowym i tym samym warunkuje zarówno trwanie gatunku, jak i pojawianie się pojedynczych osobników z indywidualnymi cechami. Oshii przenosi zatem opisane przez genetyków prawa dziedziczenia i przekazywania informacji genetycznej do świata

cyfrowego, w konsekwencji na nowo szkicując relacje między technologią i naturą. Można wręcz dojść do wniosku, że postawienie znaku równości między procesami biologicznego i cybernetycznego transferu danych służy temu, żeby pokazać, jak biologia i cybernetyka wzajem się oświetliły i wyjaśniły, jak stały się dwiema stronami tego samego medalu jako dwa warianty uniwersalnego procesu przekazywania materiału informacyjnego.

Str. 98

Z jednej bowiem strony proces tworzenia nowych organizmów cybernetycznych uległ daleko idącej naturalizacji i został podporządkowany niezmiennemu prawu ewolucji. Z

drugiej zaś procesy ewolucji uzyskały wyjaśnienie na głębokim, komórkowym poziomie właśnie dzięki temu, że ich metaforą stał się transfer i kombinacja danych cyfrowych.

W tym kontekście, podobnie jak w przykładach przywołanych w poprzednim rozdziale, doskonale widać, dlaczego pamięć cyfrowa mogła stać się w Ghost in the Shell kolejnym wcieleniem mitu pamięci absolutnej. Przypisana jej forma i funkcje wynikają z tego, że przedstawiono ją tu w ramach określonej metafory, tym razem zaczerpniętej z dziedziny nauk biologicznych. Absolutny charakter tej pamięci nie wynika jednak wcale z tego, że da się w niej przechowywać nieograniczoną ilość danych, możliwych w każdej chwili do wydobycia w nienaruszonym stanie. Wręcz przeciwnie. Zaczerpnięta z dziedziny genetyki metafora akcentuje przede wszystkim dynamiczny charakter pamięci, gdyż istotą

procesów mnemonicznych czyni bezustanną wymianę i rekombinację danych. Jak w finałowej sekwencji filmu podkreśla Władca Marionetek, to właśnie niepowstrzymany ruch danych, ich ciągłe przegrupowywania się i nowe układy gwarantują ciągłość pamięci, jej trwanie w czasie i możliwość przekazania informacji kolejnym pokoleniom. Analogia między genetyką i cybernetyką sięga oczywiście dalej. Pojedyncze nukleotydy

odpowiadają bowiem cyfrowym danym. Jak te pierwsze dopiero wtedy kodują białka, kiedy ułożą się w odpowiednią sekwencję, tak te drugie zmieniają się w informacje nie

wcześniej, nim zostaną odpowiednio ze sobą zestawione i uporządkowane. W ramach tej konceptualizacji absolutna pamięć umożliwia zatem nie tyle przechowywanie danych w nienaruszonym kształcie przez nieskończenie długi czas, ile raczej ich aktywne używanie, ciągłe przegrupowywanie i łączenie w poszukiwaniu nowych porządków i nieoczekiwanych układów.

Str. 99

Takim właśnie nieoczekiwanym, momentalnym układem danych, który ku zaskoczeniu wszystkich wyłonił się z zasobów pamięci cybernetycznej, jest przecież sam Władca Marionetek jako cyfrowy wirus, który przedostał się z komputera swoich stwórców do sieci i tam, wchodząc w fuzje z innymi programami, na drodze ewolucji zyskał autonomię i wolną wolę.

Przedstawiona w filmie Oshiiego koncepcja pamięci cyfrowej interesuje mnie właśnie dlatego, że akcentuje przede wszystkim procesualny aspekt pamiętania, które polega na ponawianym akcie selekcji i łączenia danych w większe całości. Pod tym względem metafora pamięci jako bezustannej rekombinacji danych różni się zasadniczo od omówionych w poprzednim rozdziale metafor przestrzennych, które konceptualizowały pamięć jako pomieszczenie lub spichlerz, w którym przechowywane wyobrażenia zostały

raz na zawsze poukładane w jednym, dobrze określonym porządku. W ramach tamtych wyobrażeń zapominanie oznaczało przede wszystkim brak dostępu do określonych danych czy wyobrażeń lub też omyłkową bądź celową zmianę w sposobie czy kolejności ich odczytywania. Tymczasem proces pamiętania, wzorowany na wymianie materiału genetycznego, nie prowadzi już do dokonanego raz na zawsze ustalenia ostatecznego porządku danych. Nic więc dziwnego, że także zapominanie zyskuje w ramach tego modelu inny wymiar niż we wcześniejszych przykładach, gdyż staje się nie tyle błędem czy karygodnym niedopatrzeniem, ile raczej koniecznością i zarazem gwarancją trwania pamięci. Jeśli bowiem pamięć nigdy nie zastyga w ostatecznym kształcie, zapominanie stać się musi inną nazwą dla tych procesów łączenia i rekombinacji zasobów pamięci, które prowadzą do wyłaniania się nowych, dynamicznych porządków danych. Inaczej mówiąc, to koncepcja pamięci o zasadniczo performatywnym charakterze, pamięci jako niekończącego się następstwa aktów układania danych w tymczasowe porządki.

Koncepcja pamięci cyfrowej jako domeny zapominania łączy się z dwoma powiązanymi ze sobą problemami, które chciałbym poruszyć w tym rozdziale. Jak starałem się dotąd pokazać, analizując kilka modeli pamięci absolutnej, jej konceptualizacje mają zawsze charakter poznawczych, heurystycznych metafor, które zakładają określone procedury zarówno przechowywania zasobów wiedzy, jak i korzystania z nich.

Str. 100

Z tego punktu widzenia zmiany koncepcji pamięci cyfrowej muszą się ściśle wiązać z historycznymi przemianami mediów, z wprowadzonymi do powszechnego użytku

technologiami, które zaczynają funkcjonować jako modele procesów pamiętania. Ale nie tylko. W tym kontekście równie istotne, co same technologie, okazują się przyjęte i rozpowszechnione sposoby korzystania z nich oraz konkretne metody posługiwania się nimi ze względu na określone cele. To zaś wiąże się z kolejnym, istotnym problemem.

Jeśli bowiem maszyny dostarczają poznawczych metafor, obrazujących funkcjonowanie procesów pamięci, i dzieje się tak również na poziomie fizjologicznym i genetycznym, to jaki związek łączy je z materialnością ludzkiego ciała? Aby odpowiedzieć na tak

postawione pytanie, zajmuję się w tym rozdziale dwoma ściśle ze sobą powiązanymi problemami: staram się pokazać, jakie konkretnie procedury zapominania, czyli selekcji i rekombinacji danych, można zidentyfikować w ramach kilku wybranych koncepcji pamięci cyfrowej, a także tym, w jaki sposób procedury te łączą się z koncepcjami relacji między technologią cyfrową i ciałem.

Z tej perspektywy Ghost in the Shell znakomicie pokazuje, że w istocie te dwa problemy

najczęściej występują razem. Tu wykorzystano ze wszech miar tradycyjną koncepcję relacji między pamięcią i ciałem. Przecież tytułowy duch w pancerzu to nic innego jak najnowsza postać dualizmu metafizycznego, leżącego u podstaw całego zachodniego humanizmu co najmniej od czasów Kartezjusza. Na paradoks zakrawa wręcz fakt, że ta akurat koncepcja pamięci jako procedur rekombinacji danych nawiązuje wprost do

opracowanego przez genetyków wzorca wytwarzania białek z aminokwasów, które wedle ustalonego przez DNA wzorca budują komórki indywidualnego organizmu. To oczywiście tylko pozorny paradoks, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w drugiej połowy 20 wieku to właśnie genetyka dostarczyła kulturze popularnej inspiracji dla tworzenia wyobrażeń o DNA jako nośniku informacji, który odpowiada za tworzenie organizmu nie tylko na poziomie morfologicznym i fizjologicznym, lecz także w sferze emocji, predyspozycji umysłowych i tożsamości [przypis 3.1.].

Str. 101

Natomiast w Ghost in the Shell zasadzie tej podlegają również cyfrowe organizmy, co daje im niezbędną zdolność uwalniania się od materialności ciał i różnego typu maszyn. Oshii zdaje się w swoim filmie wręcz otwarcie nawiązywać do tego stwierdzenia, które zawarł już w 1976 roku w swojej pracy Samolubny gen Richard Dawkins. Pisał wtedy, że istoty ludzkie są „maszynami przetrwania (survival machines) – zaprogramowanymi zawczasu robotami, których zadaniem jest ochranianie samolubnych cząsteczek zwanych genami”

[przypis 3.2.]. Jak słusznie podpowiadają Dorothy Nelkin i M. Susan Lindee w pracy na temat genu jako kulturowej ikony 20 wieku, pomimo otwarcie deklarowanego

antyreligijnego nastawienia, Dawkins w swojej koncepcji samolubnego genu tworzy wizję DNA jako nieśmiertelnego i niematerialnego pierwiastka, dla którego konkretne ciało to tylko tymczasowa forma przetrwalnikowa, służąca przekazaniu dalej informacji

genetycznej [przypis 3.3.]. W ramach tej koncepcji geny stają się czymś w rodzaju

nieśmiertelnej duszy, znanej z teologicznych narracji zrodzonych w rozmaitych kulturach.

Zgodnie z tymi wyobrażeniami Władca Marionetek z jednakową wprawą zasiedla zarówno maszyny organiczne, czyli ludzkie ciała, jak organizmy cyborgów i innych maszyn. Nic zatem dziwnego, że pamięć cyfrowa może z tej perspektywy wydawać się pamięcią absolutną. Uwolniła się bowiem od ciężaru materii organicznej i nieorganicznej, która nie zakłóca w żaden sposób procesów rekombinacji danych, gdyż nie ma już na nie w gruncie rzeczy żadnego wpływu. Dzięki takiemu rozwiązaniu twórcy Ghost in the Shell, podobnie jak wspomniany w poprzednim rozdziale Gordon Bell, widzą w pamięci cyfrowej kolejną obietnicę nieśmiertelności. Duch przeniesiony na cyfrowe nośniki będzie mógł bowiem

wiecznie podróżować między kolejnymi maszynami, zasiedlając je jako swoje tymczasowe ciała.

Str. 102

Bardziej istotne w kontekście tego rozdziału wydaje mi się jednak to, że radykalne

oddzielenie pamięci od materialności pociąga za sobą kolejne założenie: w trakcie migracji między kolejnymi nośnikami dane nie tylko nie ulegają żadnym modyfikacjom, lecz nie zmienia się ponadto ich uporządkowanie. Wszystkie mają także jednakowe znaczenie, skoro pozostają w dynamicznej równowadze jako elementy określonego układu pamięci.

Właśnie w tym miejscu najlepiej widać z dzisiejszej perspektywy anachroniczność

większości rozwiązań fabularnych w Ghost in the Shell, którego twórcy wyraźnie nawiązali do wyobrażeń o DNA jako zarazem przekaźniku danych i nieśmiertelnej duszy,

szczególnie jeśli przyjrzeć im się w kontekście toczonych dziś debat naukowych.

W czasie dwóch ostatnich dekad znacznej modyfikacji uległ zarówno model badań genetycznych, jak też podstawowa zasada konceptualizacji DNA jako pamięci

biologicznej. Dyskusje w łonie współczesnej genetyki zgrabnie podsumowuje Thierry Bardini w pracy Junkware, przekonująco opisując paradygmatyczną wręcz zmianę

sposobu myślenia tyleż o pamięci biologicznej, ile o procesach kulturowych [przypis 3.4.].

Owszem, jak przekonuje Bardini, jeszcze w latach siedemdziesiątych 20 wieku, w erze jawnej dominacji semiotyki i u progu ery komputeryzacji, kod genetyczny traktowano niczym spójną wiązkę danych bez elementów przypadkowych i bezużytecznych, zapisanych na elektronicznym nośniku. Nawet kiedy w 1977 roku biolodzy molekularni ustalili, że nie wszystkie fragmenty genomu biorą udział w syntezie białek, teoretycy komunikacji i semiotycy nadal uważali, że i tak podstawową funkcją DNA pozostaje kodowanie białek. Tak choćby wykorzystał odkrycia genetyków Umberto Eco w swojej teorii semiotycznej, kiedy kod genetyczny zakwalifikował do tej grupy kodów, które mają za zadanie wywołanie konkretnego efektu pragmatycznego, w tym wypadku rozumianego jako wytworzenie określonego białka [przypis 3.5.].

Str. 103

Zaś elementy niekodujące to zaledwie znaczniki niezbędnych w tym procesie przerw, pozwalające oddzielić od siebie dyskretne jednostki kodu. Jak twierdzi Bardini, teoria genów niekodujących znalazła swoją analogię nawet w koncepcji efektu realności Rolanda Barthesa, przedstawionej w S/Z ( przypis 3.2. Barthes 1970) . Kiedy poddał on analizie realizm w powieści 19 wieku, okazało się, że pozornie nic nieznaczące, zdecydowanie

marginalne elementy świata przedstawionego służą jednak wzmocnieniu podstawowego wrażenia, jakoby fikcyjny świat stanowił wierną kopię rzeczywistości społecznej.

Analogicznie niekodująca sekwencja DNA funkcjonuje jako rodzaj szumu czy hałasu, który samym swoim istnieniem sprawia, że nadrzędna metafora kodu organizującego DNA wydaje się bardziej realistyczna, czyli tym adekwatniej opisuje procesy naturalne. W jednym i w drugim przypadku to, co nieznaczące i marginalne, pełni wyłącznie funkcję wspomagającą w procesie wytwarzania znaczeń, czyli wzmacnia produkowany efekt realności, czy też nadzoruje budowę organizmu z konkretnych białek.

Do decydującego zwrotu w badaniach nad ludzkim genomem doszło u progu 21 wieku, kiedy genetycy radykalnie zrewidowali ustalenia poprzedników, zarówno badaczy

prowadzących eksperymenty w laboratoriach, jak i teoretyków komunikacji, którzy wywarli niebagatelny wpływ na dotychczasowe konceptualizacje procesu przekazywania i

modyfikowania materiału genetycznego. Okazało się bowiem, że niekodujące części DNA nie stanowią wcale krótkich sekwencji pomiędzy częściami kodującymi, funkcjonującymi jako potrzebne „przerywniki”, lecz są główną częścią naszego genomu. Wedle ustaleń, na które powołuje się Bardini, zaledwie 1,5 procent materiału genetycznego w DNA posiada znaczenie z czysto informatycznego punktu widzenia i bierze czynny udział w procesie syntezy białek. Reszta, czyli aż 98,5 procent, nie stanowi wbrew wcześniejszym

założeniom tej części kodu genetycznego, która nadal oczekuje na rozszyfrowanie, lecz jest niezrozumiałym dla nas szumem informacyjnym, prawdopodobnie jakimiś resztkami starego materiału genetycznego w formie długich sekwencji aminokwasów. Choć nie kodują one protein, to przecież zostały zachowane w łańcuchu DNA i zapewne odgrywają kluczową rolę w procesach przekazywania danych genetycznych, a przynajmniej w każdej chwili taką możliwość stwarzają.

Str. 104

Na przykład, mogły zostać zachowane właśnie po to, żeby kiedyś, w nieokreślonej bliżej przyszłości, stać się elementem procesu produkcji białek. Dla Bardiniego to naukowe odkrycie stanowi najlepszy przykład tego, jak zasadniczo zmieniły się w międzyczasie fundamentalne zasady definiowania życia jako zjawiska naturalnego. Jak pisze w Junkware, kiedy na łańcuchy DNA zaczęto patrzeć jak na rodzaj oprogramowania komputerowego, życie stało się funkcją software'u, czyli takim rodzajem kodu, którego pełne zrozumienie pozwoli kontrolować przebieg żywotnych procesów, dotąd

wymykających się naszemu sterowaniu i kontroli. Dlatego genetycy nadal próbują

zrozumieć funkcję tych genetycznych resztek, rzekomych odpadów biologicznej pamięci,

które niczym nieprzydatne w danej chwili rzeczy na strychu czy w piwnicy zostały zachowane, jak się zdaje, na wszelki wypadek, do późniejszego wykorzystania.

Efektem wspomnianych poszukiwań był szereg modyfikacji rozumienia tyleż funkcji, co struktury genomu. Najistotniejsza z nich w kontekście modeli pamięci cyfrowej polegała na przejściu od linearnego do sieciowego rozumienia powiązań między sekwencjami DNA.

Zgodnie z wcześniejszym, sekwencyjnym rozumieniem łańcucha DNA miał on tworzyć swoje znaczenia tak, jak kolejne wyrazy w zdaniu. Ich połączenia regulują niezmienne zasady gramatyki i składni, dzięki czemu z dyskretnych elementów, pozbawionych

samodzielnego znaczenia, rodzi się nadrzędny i komunikowany sens. Tymczasem nowsze badania nad niekodującymi częściami DNA doprowadziły genetyków do wniosku, że poszczególne elementy w łańcuchu nukleotydów nie są niewolnikami zasady przyległości i nie łączą się tylko i wyłącznie ze swoimi bezpośrednimi sąsiadami. Jak udało się ustalić, relacje funkcjonalne powstają także między odległymi częściami łańcucha. Co więcej, genetycy doszli do zaskakującego wniosku, że połączeń tych nie da się przewidzieć, gdyż dochodzi do nich w sposób aleatoryczny. Tym samym linearną koncepcję DNA zastąpił teraz model sieciowy, który wiąże się z odmienną koncepcją przekazywania materiału genetycznego.

Str. 105

Nie polega już ono na wiernym powtarzaniu tej samej sekwencji nukleotydów, która wytwarza niezmienne ten sam typ białka. W ramach modelu DNA jako sieci główną zasadą transmisji danych stała się wariantywność. Każde kopiowanie łańcucha nukleotydów może potencjalnie doprowadzić do nowej sieci połączeń między jego sekwencjami, czyli również wywołać modyfikacje w strukturze i funkcji wytwarzanych białek. Z tego punktu widzenia proces genetycznego przekazu danych stracił charakter wiernego powtarzania, w którym odejście od ustalonego schematu uznać należało za zjawisko marginalne i z gruntu patologiczne. Sieciowy model DNA natomiast zakłada, że to właśnie nieprzewidziana modyfikacja stanowi samą podstawę przekazywania materiału genetycznego.

Bardini jako teoretyk komunikacji nie ogranicza jednak swoich rozważań do obszaru

Bardini jako teoretyk komunikacji nie ogranicza jednak swoich rozważań do obszaru

Powiązane dokumenty