1.
Twój wzrok utkwiony w duszy, jakby [s∏oƒce sk∏onione na liÊciu, bogaci jego kwitnienie przeêroczystà
[tonià dobroci i skupia w swoim promieniu
– lecz popatrz, Mistrzu,
có˝ stanie si´ z liÊciem i s∏oƒcem? – [wieczór nadchodzi.
2.
Dusza nie jest taka jak liÊç, który za s∏oƒcem nie podà˝y
i zgaÊnie, kiedy si´ zieleƒ w nim wypali – – to tylko s∏oƒce b´dzie coraz dalej, coraz dalszà go drogà okrà˝a.
Nie doÊç liÊciu, ˝e co dzieƒ dnieje, nie doÊç, ˝e s∏oƒce wschodzi.
Âmierç jest tylko zbyt krótkim
[promieniem s∏onecznych godzin.
29
3.
Dusza nie jest taka jak liÊç.
Mo˝e s∏oƒce zatrzymaç nad sobà, uni˝ajàc si´ razem z nim
nieodst´pnym ∏ukiem od zachodu.
Tam go dosi´ga i zostaje, dzielàc s∏oneczne uni˝enie, a gdy up∏ynie jeszcze dalej,
jednoczy si´ z nim d∏ugim cieniem – Ani horyzontów nie ∏amie,
niespokojna o dalekie dni – po prostu puka do drzwi.
I oto wszystkiego dosi´g∏a:
oto s∏oƒce co dzieƒ przywraca do swego widnokr´gu.
30
4.
Kiedy smutek si´ zmiesza z wieczorem – – podobne do siebie sà z barw –
razem stajà si´ dziwnym napojem, który z l´kiem nachylam do warg.
Wi´c, a˝eby w tym niepokoju nie pozostawiaç mnie samego, odjà∏eÊ groz´ wieczoru, da∏eÊ wiecznoÊci smak chleba.
Gdy z bezmiaru wy∏ania∏eÊ czas i opiera∏eÊ si´ na przeciwnym brzegu, us∏ysza∏eÊ daleki mój p∏acz,
i od wieków wiedzia∏eÊ, dlaczego.
Wiedzia∏eÊ, ˝e takiej t´sknoty, która raz si´ napi∏a z Twych ócz, nie nasycà s∏oneczne zachwyty, lecz rozkrwawià jak brzegi ró˝.
31
5.
JeÊli ten kosmos jest ga∏´zià ci´˝kà [od liÊci, którà op∏ywa Êwiat∏o s∏oƒca,
jeÊli spojrzenie jest tonià spokojnà, zaczerpni´tà na otwartà d∏oƒ.
Wi´c chocia˝ liÊcie dr˝à i opadajà w niedalekiej g∏´bi odbite,
toƒ spokojna si´ ciàgle wpatruje w Ciebie – Ukryty.
32
6.
Te biedne moje oczy, gdy stwarza∏eÊ, czerpiàc z toni w otwartà d∏oƒ, o tym wiecznym spojrzeniu myÊla∏eÊ, zachwyconym w niezmiernà toƒ, i mówi∏eÊ:
uni˝´ si´, bracie, uni˝´, nie osamotni´ nigdy twoich oczu, naprzód ukryj´ si´ w krzy˝u, potem chlebem w dojrza∏ym zbo˝u.
Wi´c myÊl´:
dlatego tak si´ uni˝asz, by nie osamotniç w kosmosie moich ramion dalekich od krzy˝a i mych oczu oddanych t´sknocie.
33
7.
JeÊli mi∏oÊç najwi´ksza w prostocie, a pragnienie najprostsze w t´sknocie, wi´c nie dziw, ˝e pragnà∏ Bóg, aby najprostsi Go przyj´li, ci, którzy dusze majà z bieli, a dla mi∏oÊci swej nie znajà s∏ów.
Sam, gdy nas umi∏owa∏, prostotà nas oczarowa∏, biedà, biedà, i siankiem – Wtedy Matka Dziecin´ bra∏a, na r´kach Go ko∏ysa∏a
i otula∏a Mu stopy w sukmank´.
O cud, cud, cud!
kiedy Boga os∏aniam cz∏owieczeƒstwem, os∏oniony od Niego mi∏oÊcià,
os∏oniony m´czeƒstwem.
34
8.
W jednym spojrzeniu dzieci´cym skupionym w ∏agodnej Hostii spotka∏em si´ z Ojcem Niebieskim, który patrza∏ z niezmiernà mi∏oÊcià.
Przed g∏´bià tego spojrzenia, w którym ujrzany by∏ Êwiat, zadr˝a∏y oczy moje
jak ods∏oni´ty kwiat.
Syn mówi∏: Oto si´ spe∏nia pragnienie naszej mi∏oÊci,
˝e oczy ludzkie patrzà nie odmienione Êwiat∏oÊcià.
O blask! O Stwórcze spojrzenie, z którego niezmiernie obficiej stworzenie si´ nowe wy∏ania, nowe Êwiaty powstajà w ukryciu.
35
9.
O, czuç t´ chwil´ nicoÊci, t´ chwil´ sprzed stworzenia – i nie odst´powaç jej nigdy, jak nie odst´puje si´ cienia.
Powracaç ciàgle w ten czas, gdy utulony tylko Twojà MyÊlà, niewinnoÊç wi´kszà ni˝ dziecko i g∏´bszà mia∏em przejrzystoÊç.
DziÊ, oszo∏omiony istnieniem, zapominam o mojej nicoÊci,
w dalekich si´ b∏àkam promieniach, oderwany od promieni najprostszych.
Lecz jedno spojrzenie w g∏àb,
które wiecznoÊç ods∏ania z przep∏ywu – jedno najprostsze spojrzenie,
którym w MyÊli znów Twojej przebywam. – To wtedy – gdy w blasku ukrytym skupiam siebie ca∏ego,
i staj´ si´ znów Twojà MyÊlà, mi∏owany bia∏ym ˝arem Chleba.
36
10.
Cz´sto stamtàd d∏ugo na mnie patrzy spojrzeniami przykuwajàc mi twarz – Czy ty wiesz, czy ty wiesz, mój bracie, jak mi∏uje nas Ojciec nasz?
Ale g∏´bi owych s∏ów nikt nie zna, ale przyczyn najdalszych nikt nie wie, jaka m´ka to by∏a bezbrze˝na
ta samotnoÊç na krzy˝owym drzewie.
Lecz nie krew, która w drzewie
[rozkwit∏a, jak rozkwita ka˝dy trud w jutrzejszym
[chlebie – tylko to odepchni´cie od Ojca,
to odtràcenie...
Za te s∏owa: CzemuÊ mnie opuÊci∏, Ojcze, Ojcze – za mej Matki p∏acz – Ja na wargach Twoich odkupi∏em dwa najprostsze s∏owa: Ojcze nasz.
37
11.
Jest we mnie toƒ przeêroczysta, dla mych oczu zasnuta mg∏à –
kiedy, jak potok up∏ywam zbyt bystro, na tak g∏´bokie nie zas∏uguj´ dno.
Tam Pan mój co dzieƒ przychodzi [i pozostaje – smuga krwi gdy zatapia si´ w Ênieg – – i poznany wzajemnie poznaje i wzajemnà obfitoÊcià tchnie.
Gdyby wtedy ktoÊ toƒ przeêroczystà potrafi∏ odsnuç z mg∏y,
ujrzano by – w jakiej n´dzy, ujrzano by – w kim
i ujrzano by – jaka Êwiat∏oÊç zalewa przyçmionà toƒ, ujrzano by – w sercu ludzkim, najprostszym z s∏oƒc.
38
12.
Jest we mnie kraina przeêroczysta w blasku jeziora Genezaret – i ∏ódê... i rybacza przystaƒ, oparta o ciche fale...
i t∏umy, t∏umy serc,
zagarni´te przez Jedno Serce, przez Jedno Serce najprostsze, przez naj∏agodniejsze –
– albo znowu – wieczór z Nikodemem, – albo znowu – nad brzegiem morskim, dokàd powracam codziennie,
oczarowany Twà pi´knoÊcià.
A to wszystko: ten wieczór
[z Nikodemem, ta kraina i rybacza przystaƒ,
i toƒ taka przeêroczysta, i Postaç taka bliska,
a to wszystko przez Punkt jeden Bia∏y z najczystszej bieli
obj´ty w sercu cz∏owieczym krwawym przep∏ywem czerwieni.
39
13.
Prosz´ Ci´, byÊ mnie ukrywa∏
w miejscu niedost´pnym, w nurcie cichego podziwu lub w nocy pos´pnej.
Prosz´ Ci´, byÊ mnie os∏ania∏
od tej strony, co zapada w mrok – a prosz´ Ci´, byÊ mnie ods∏ania∏
ku tej stronie, co przykuwa wzrok – bo wiem o takim ukryciu,
˝e w nim nic nie rozprosz´ z tych s∏oƒc, które p∏onà pod horyzontem
spojrzeƒ utkwionych w g∏àb.
A wtedy dokona si´ cud przemiany:
oto Ty staniesz si´ mnà – ja – eucharystyczny.
40
14.
Prosz´, wyjdê, Panie, ode mnie i myÊli mojej omylnej
nie nara˝aj na takà niemoc, nie nara˝aj na takà bezsilnoÊç – bo nie ma takiej wdzi´cznoÊci, aby obj´∏a nieskoƒczonoÊç,
˝eby serce obj´∏o Ciebie s∏onecznà smugà czerwonà – a choçby obj´∏o Êwiat i choçby rozp∏onà∏ do sza∏u, i choçbym rozda∏ siebie – wiem, ˝e nic nie odda∏em.
A Ty jeszcze co dzieƒ pomna˝asz mojà bezsilnoÊç,
poddajàc Twà nieskoƒczonoÊç pod mojà myÊl omylnà.
41
15.
Jak˝e odwdzi´cz´ morzu, ˝e fale jego [ciche wychodzà, aby szukaç moich
[codziennych zb∏àkaƒ?
Jak˝e odwdzi´cz´ s∏oƒcu, ˝e zachód [mnie nie odpycha,
˝e wieczór i poranek nied∏uga dzieli [roz∏àka?
Có˝ Ci oddam za t´ bliskoÊç,
którà w takim rozniecasz bezmiarze, jak ogniska,
jak serca w równowadze.
Có˝ Ci oddam za t´ poufa∏oÊç, którà w dzieci´cym spojrzeniu nawiàzujesz, a koƒczysz chwa∏à nieosmuconà w odcieniu.
Có˝ Ci oddam za t´ bezbronnoÊç, która nie skàpi mi dnia –
przecie˝ Ci, Panie, nie wolno ufaç takiemu jak ja.
42
Jak˝e odwdzi´cz´ morzu, ˝e fale jego [ciche wychodzà, aby szukaç moich
[codziennych zb∏àkaƒ?
Jak˝e odwdzi´cz´ s∏oƒcu, ˝e zachód [mnie nie odpycha,
˝e wieczór i poranek nied∏uga dzieli [roz∏àka?
43
16.
O Panie, przebacz mej myÊli, ˝e nie doÊç [jeszcze mi∏uje, przebacz mi∏oÊci mej, Panie, ˝e tak
[strasznie przykuta do myÊli,
˝e ch∏odnym myÊlom, jak nurt, Ciebie [odejmuje i nie ogarnia p∏onàcym ogniskiem.
Ale przyjmij, Panie, ten podziw, który si´
[w sercu zrywa, jak zrywa si´ potok w swym êródle – – znak, ˝e stamtàd przyp∏ynie ˝ar – i nie odtràcaj, Panie, nawet tego
[ch∏odnego podziwu, który nasycisz kiedyÊ kamieniem
[p∏onàcym u warg – l nie odtràcaj, Panie, mojego podziwu, który jest niczym dla Ciebie, bo Ca∏y
[jesteÊ w Sobie, ale dla mnie teraz jest wszystkim,
strumieniem, co brzegi rozrywa, nim oceanom niezmiernym t´sknot´
[swojà wypowie.
1944
44