• Nie Znaleziono Wyników

Ukryty blask

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ukryty blask"

Copied!
176
0
0

Pełen tekst

(1)

Karol WOJTY¸A

Ukryty blask

(2)
(3)

Karol

WOJTY¸A

Ukryty blask

wybór i pos∏owie ks. Jan Sochoƒ

Wydawnictwo Uniwersytetu Kardyna∏a Stefana Wyszyƒskiego

Warszawa 2003

(4)

© Copyright by Libreria Editrice Vaticana

Citt∫ del Vaticano 2002

© Copyright by Wydawnictwo Uniwersytetu Kardyna∏a Stefana Wyszyƒskiego

Warszawa 2003

Redaktor:

Henryk Cz. Podolski Opracowanie graficzne:

Stanis∏aw Stosiek

W cz´Êci ilustracyjnej wykorzystano zdj´cia autorstwa ks. Jana Krajewskiego MIC

ISBN 83-7072-265-2

Wydawnictwo Uniwersytetu Kardyna∏a Stefana Wyszyƒskiego 01-815 Warszawa, ul. Dewajtis 5, tel./fax 839-89-85

e.mail: wydawnictwo@uksw.edu.pl www.uksw.edu.pl

www.ika.edu.pl

„Adam” Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna i Reklamowo-Handlowa ul. Rolna 191/193, 02-729 Warszawa

tel./fax 843-20-52, tel. 843-08-79, 843-37-23, 843-47-91

(5)

Nagle budzi mnie szelest.

Nie jestem samotny, bo dr˝´.

Karol Wojty∏a

(6)
(7)

pieʃ o Bogu ukrytym

(8)

II

Wybrze˝a pe∏ne ciszy

1.

Dalekie wybrze˝a ciszy zaczynajà si´ tu˝

[za progiem Nie przefruniesz tamt´dy jak ptak.

Musisz stanàç i patrzeç coraz g∏´biej [i g∏´biej, a˝ nie zdo∏asz ju˝ odchyliç duszy od dna.

Tam ju˝ spojrzeƒ ˝adna zieleƒ nie nasyci, nie powrócà oczy uwi´zione.

MyÊla∏eÊ, ˝e ci´ ˝ycie ukryje przed [tamtym ˚yciem w g∏´biny przechylonym.

Z nurtu tego – to wiedz – ˝e nie ma [powrotu.

Obj´ty tajemniczym pi´knem wiecznoÊci!

Trwaç i trwaç. Nie przerywaç odlotów cieniom, tylko trwaç

coraz jaÊniej i proÊciej.

9

(9)

Tymczasem wcià˝ ust´pujesz przed KimÊ, [co stamtàd nadchodzi zamykajàc za sobà cicho drzwi izdebki

[maleƒkiej – a idàc krok ∏agodzi

– i tà ciszà trafia najg∏´biej.

10

(10)

2.

To Przyjaciel. Ciàgle wracasz pami´cià do tego poranka zimà.

Tyle lat ju˝ wierzy∏eÊ, wiedzia∏eÊ

[na pewno, a jednak nie mo˝esz wyjÊç z podziwu.

Pochylony nad lampà, w snopie Êwiat∏a [wysoko zwiàzanym, nie podnoszàc swej twarzy, bo po co – – i ju˝ nie wiesz, czy tam, tam daleko

[widziany, czy tu w g∏´bi zamkni´tych oczu – Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz

[dr˝enia, oprócz s∏ów odszukanych z nicoÊci – ach, zostaje ci jeszcze czàstka tego

[zdziwienia, które b´dzie ca∏à treÊcià wiecznoÊci.

11

(11)

3.

Póki morze przyjmujesz w swe otwarte [êrenice pod postacià falujàcych kó∏,

zdaje ci si´, ˝e utonà w tobie wszystkie [g∏´bie i wszystkie granice – lecz ju˝ stopà dotknà∏eÊ si´ fali,

a tobie si´ zdawa∏o:

to Morze we mnie mieszka∏o

takà cisz´ rozlewajàc wko∏o, taki ch∏ód.

Tonàç, tonàç! Przechyliç si´, potem [obsuwaç si´ z wolna, nie wyczuwaç w tym odp∏ywie stopni, po których zbiega si´ dr˝àc –

tylko dusza, dusza cz∏owieka zanurzona [w maleƒkiej kropli, dusza porwana w pràd.

12

(12)

4.

Nie taki jest ˝ywio∏ Êwiat∏a.

Kiedy morze ci´ szybko ukrywa i roztapia w milczàcej g∏´bi – Êwiat∏o od fal pow∏óczystych

[prostopad∏e blaski oderwie i z wolna koƒczy si´ morze, a jasnoÊç

[nap∏ywa.

A wtedy, zewszàd widoczny,

[w zwierciad∏ach dalekich i bliskich widzisz swój cieƒ.

Jak si´ ukryjesz w tym Âwietle?

Za ma∏oÊ jest przeêroczysty, a jasnoÊç zewszàd tchnie.

Wtedy – patrz w siebie. To Przyjaciel, który jest jednà iskierkà, a ca∏à

[Âwiat∏oÊcià.

Ogarniajàc sobà t´ iskr´, ju˝ nie dostrzegasz nic

i nie czujesz, jakà jesteÊ obj´ty Mi∏oÊcià.

13

(13)

5.

Mi∏oÊç mi wszystko wyjaÊni∏a, mi∏oÊç wszystko rozwiàza∏a – dlatego uwielbiam t´ Mi∏oÊç, gdziekolwiek by przebywa∏a.

A, ˝e si´ sta∏em równinà dla cichego [otwartà przep∏ywu, w którym nie ma nic z fali huczàcej,

[nie opartej o t´czowe pnie, ale wiele jest z fali kojàcej, która Êwiat∏o

w g∏´binach odkrywa i tà Êwiat∏oÊcià po liÊciach

nie osrebrzonych tchnie.

Wi´c w takiej ciszy ukryty ja-liÊç, oswobodzony od wiatru,

ju˝ si´ nie troskam o ˝aden

[z upadajàcych dni, gdy wiem, ˝e wszystkie upadnà.

14

(14)

6.

KtoÊ si´ d∏ugo pochyla∏ nade mnà.

Cieƒ nie cià˝y∏ na kraw´dziach brwi.

Jakby Êwiat∏o pe∏ne zieleni, jakby zieleƒ, lecz bez odcieni,

zieleƒ niewys∏owiona, oparta na kroplach [krwi.

To nachylenie dobre, pe∏ne ch∏odu [zarazem i ˝aru, które si´ we mnie osuwa, a pozostaje

[nade mnà, chocia˝ przemija opodal – lecz wtedy

[staje si´ wiarà i pe∏nià.

To nachylenie dobre, pe∏ne ch∏odu [zarazem i ˝aru, taka milczàca wzajemnoÊç.

Zamkni´ty w takim uÊcisku – jakby [muÊni´cie po twarzy, po którym zapada zdziwienie i cisza,

[cisza bez s∏owa, która nic nie pojmuje, niczego

[nie równowa˝y – w tej ciszy unosz´ nad sobà nachylenie

[Boga.

15

(15)

7.

Pan, gdy si´ w sercu przyjmie, jest jak [kwiat, spragniony ciep∏a s∏onecznego.

Wi´c przyp∏yƒ, o Êwiat∏o z g∏´bin

[niepoj´tego dnia i oprzyj si´ na mym brzegu.

P∏oƒ nie za blisko nieba i nie za daleko.

Zapami´taj, serce, to spojrzenie, w którym wiecznoÊç ca∏a ciebie czeka.

Schyl si´, serce, schyl si´, s∏oƒce

[przybrze˝ne, zamglone w g∏´binach ócz,

nad kwiatem niedosi´˝nym, nad jednà z ró˝.

16

(16)

8.

Co to znaczy, ˝e tyle dostrzegam, gdy [nic nie widz´, kiedy ju˝ poza horyzont ostatni osunà∏

[si´ ptak, kiedy fala w szkle go ukry∏a – opad∏em

[jeszcze ni˝ej, zanurzajàc si´ razem z ptakiem w nurcie

[ch∏odnego szk∏a.

Im bardziej wzrok nat´˝am, tym widz´

[mniej, i woda schylona nad s∏oƒcem tym bli˝sze [przynosi odbicie, im dalszy od s∏oƒca oddziela jà cieƒ, im dalszy cieƒ od s∏oƒca oddziela moje

[˝ycie.

Wi´c w mroku jest tyle Êwiat∏a, ile ˝ycia w otwartej ró˝y, ile Boga zst´pujàcego na brzegi duszy.

17

(17)

9.

Z wolna s∏owom odbieram blask, sp´dzam myÊli jak gromad´ cieni, – z wolna wszystko nape∏niam nicoÊcià, która czeka na dzieƒ stworzenia.

To dlatego, by otworzyç przestrzeƒ dla wyciàgni´tych Twych ràk, to dlatego, by przybli˝yç wiecznoÊç, w którà byÊ tchnà∏.

Nie nasycony jednym dniem stworzenia, coraz wi´kszej po˝àdam nicoÊci,

aby serce nak∏oniç do tchnienia Twojej Mi∏oÊci.

18

(18)

10.

Za t´ chwil´ pe∏nà Êmierci dziwnej, która w wiecznoÊç niezmiernà op∏ywa, za dotkni´cie dalekiego ˝aru,

w którym ogród g∏´boki omdlewa.

Zmiesza∏y si´ chwila i wiecznoÊç, kropla morze obj´∏a –

opada cisza s∏oneczna w g∏´bin´ tego zalewu.

Czy˝ ˝ycie jest falà podziwu, falà wy˝szà [ni˝ Êmierç?

Dno ciszy, zatoka zalewu – samotna [ludzka pierÊ.

Stamtàd ˝eglujàc w niebo, kiedy wychylisz si´ z ∏odzi, miesza si´ szczebiot dzieci´cy – i podziw.

19

(19)

11.

Uwielbiam ci´, siano wonne, bo nie [znajduj´ w tobie dumy dojrza∏ych k∏osów.

Uwielbiam ci´, siano wonne, któreÊ tuli∏o [w sobie Dziecin´ bosà.

Uwielbiam ci´, drzewo surowe, bo nie [znajduj´ skargi w twoich opad∏ych liÊciach.

Uwielbiam ci´, drzewo surowe, boÊ kry∏o [Jego barki w krwawych okiÊciach.

Uwielbiam ci´, blade Êwiat∏o pszennego [chleba, w którym wiecznoÊç na chwil´ zamieszka, podp∏ywajàc do naszego brzegu

tajemnà Êcie˝kà.

20

(20)

12.

A˝ dotàd doszed∏ Bóg i zatrzyma∏ si´

[krok od nicoÊci, tak blisko naszych oczu.

Zdawa∏o si´ sercom otwartym, zdawa∏o si´

[sercom prostym,

˝e zniknà∏ w cieniu k∏osów.

A kiedy uczniowie ∏aknàcy ∏uskali ziarna [pszenicy, jeszcze g∏´biej zanurzy∏ si´ w ∏an.

– Uczcie si´, prosz´, najmilsi, ode mnie [tego ukrycia.

Ja, gdzie ukry∏em si´, trwam.

Powiedzcie, k∏osy wynios∏e, czy wy nie [wiecie, gdzie si´ zatai∏?

Gdzie Go szukaç? – k∏osy, powiedzcie, gdzie Go szukaç w tym urodzaju?

21

(21)

13.

Bóg spoczywa∏ w sercu i wszechÊwiat, lecz wszechÊwiat gas∏,

z wolna stawa∏ si´ Rozumu Jego pieÊnià, najni˝szà z gwiazd.

Opowiadam wam zdziwienie wielkie, [helleƒscy mistrze:

nie warto czuwaç nad bytem, który [wymyka si´ z ràk, jest Pi´kno rzeczywistsze,

utajone pod ˝ywà krwià.

Czàstka chleba rzeczywistsza ni˝

[wszechÊwiat, pe∏niejsza bytu i S∏owa

– pieʃ jak morze zalewajàca – odm´t s∏oƒca

– wygnanie Boga.

22

(22)

14.

Synu, kiedy odejdziesz, wzbierajàca [g∏´bio odwieczna, w której wszystko ujrza∏em –

Ojcze, Mi∏oÊç oznacza koniecznoÊç wzbierania chwa∏à.

Synu, spójrz, niedaleko od Twojej

[jasnoÊci jest k∏osów dojrza∏e p´cznienie –

Przyjdzie dzieƒ, gdy odejmà Ci blask, kiedy jasnoÊç Twà wydam ziemi.

Ojcze, spójrz, niedalekie od mojej mi∏oÊci jest me spojrzenie,

którym ogarniam odwiecznie ten dzieƒ wzbierajàcej zieleni.

R´ce Twoje odejmà z mych ramion – synu, widzisz to unicestwienie, Twój blask, kiedy przyjdzie dzieƒ, wydam k∏osom p´czniejàcej ziemi.

23

(23)

Ojcze, r´ce odj´te z Twych ramion spoj´ z drzewem odartym z zieleni, bladym Êwiat∏em pszenicznym nasyc´

ten blask, który w k∏osy zamienisz.

Synu, kiedy odejdziesz, Mi∏oÊç odwieczna, któ˝ ogarnie Ci´ nurtem najbli˝szym?

Ojcze, opuszczam Twoje wejrzenie [wzbierajàce zalewem s∏onecznym, obieram oczy ludzkie –

obieram oczy ludzkie zalane Êwiat∏em [pszenicznym.

24

(24)

15.

Staç tak przed Tobà i patrzeç tymi [oczyma, w których zbiegajà si´ drogi gwiazd – o oczy, nieÊwiadome Tego, Kto w was

[przebywa, odejmujàc Sobie i gwiazdom niezmierny

[blask.

Wi´c wiedzieç jeszcze mniej, a jeszcze [wi´cej wierzyç.

Powieki powoli zamykaç przed Êwiat∏em [pe∏nym dr˝eƒ, potem wzrokiem odepchnàç przyp∏yw

[gwieêdzistych wybrze˝y, nad którymi zawisa dzieƒ.

Bo˝e bliski, przemieƒ zamkni´te oczy w oczy szeroko otwarte

i nik∏y podmuch duszy drgajàcej

[w szczelinach ró˝

otocz ogromnym wiatrem.

25

(25)

16.

Cz´sto myÊl´ o tym dniu widzenia, który pe∏en b´dzie zdziwienia nad tà Prostotà,

z której Êwiat jest uj´ty, w której przebywa nietkni´ty a˝ dotàd

– i dalej ni˝ dotàd.

A wtedy koniecznoÊç prosta coraz [wi´kszà si´ staje t´sknotà za owym dniem,

który wszystko obejmie takà niezmiernà [Prostotà, mi∏osnym tchem.

26

(26)

17.

Zabierz mnie, Mistrzu, do Efrem,

[i pozwól tam z sobà pozostaç, gdzie ciszy dalekie wybrze˝a opadajà na

[skrzyd∏ach ptaków, jak zieleƒ, jak fala bujna, nie zmàcona

[dotkni´ciem wios∏a, jak ko∏o szerokie na wodzie, nie

[sp∏oszone cieniem przestrachu.

Dzi´ki, ˝eÊ miejsce duszy tak daleko [odsunà∏ od zgie∏ku i w nim przebywasz przyjaênie otoczony

[dziwnym ubóstwem, Niezmierny, ledwo celk´ zajmujesz

[maleƒkà, kochasz miejsca bezludne i puste.

Bo jesteÊ samà Ciszà, wielkim

[Milczeniem, uwolnij mnie ju˝ od g∏osu,

a przejmij tylko dreszczem Twojego [Istnienia, dreszczem wiatru w dojrza∏ych k∏osach.

27

(27)

28

II

Pieʃ o s∏oƒcu niewyczerpanym

1.

Twój wzrok utkwiony w duszy, jakby [s∏oƒce sk∏onione na liÊciu, bogaci jego kwitnienie przeêroczystà

[tonià dobroci i skupia w swoim promieniu

– lecz popatrz, Mistrzu,

có˝ stanie si´ z liÊciem i s∏oƒcem? – [wieczór nadchodzi.

(28)

2.

Dusza nie jest taka jak liÊç, który za s∏oƒcem nie podà˝y

i zgaÊnie, kiedy si´ zieleƒ w nim wypali – – to tylko s∏oƒce b´dzie coraz dalej, coraz dalszà go drogà okrà˝a.

Nie doÊç liÊciu, ˝e co dzieƒ dnieje, nie doÊç, ˝e s∏oƒce wschodzi.

Âmierç jest tylko zbyt krótkim

[promieniem s∏onecznych godzin.

29

(29)

3.

Dusza nie jest taka jak liÊç.

Mo˝e s∏oƒce zatrzymaç nad sobà, uni˝ajàc si´ razem z nim

nieodst´pnym ∏ukiem od zachodu.

Tam go dosi´ga i zostaje, dzielàc s∏oneczne uni˝enie, a gdy up∏ynie jeszcze dalej,

jednoczy si´ z nim d∏ugim cieniem – Ani horyzontów nie ∏amie,

niespokojna o dalekie dni – po prostu puka do drzwi.

I oto wszystkiego dosi´g∏a:

oto s∏oƒce co dzieƒ przywraca do swego widnokr´gu.

30

(30)

4.

Kiedy smutek si´ zmiesza z wieczorem – – podobne do siebie sà z barw –

razem stajà si´ dziwnym napojem, który z l´kiem nachylam do warg.

Wi´c, a˝eby w tym niepokoju nie pozostawiaç mnie samego, odjà∏eÊ groz´ wieczoru, da∏eÊ wiecznoÊci smak chleba.

Gdy z bezmiaru wy∏ania∏eÊ czas i opiera∏eÊ si´ na przeciwnym brzegu, us∏ysza∏eÊ daleki mój p∏acz,

i od wieków wiedzia∏eÊ, dlaczego.

Wiedzia∏eÊ, ˝e takiej t´sknoty, która raz si´ napi∏a z Twych ócz, nie nasycà s∏oneczne zachwyty, lecz rozkrwawià jak brzegi ró˝.

31

(31)

5.

JeÊli ten kosmos jest ga∏´zià ci´˝kà [od liÊci, którà op∏ywa Êwiat∏o s∏oƒca,

jeÊli spojrzenie jest tonià spokojnà, zaczerpni´tà na otwartà d∏oƒ.

Wi´c chocia˝ liÊcie dr˝à i opadajà w niedalekiej g∏´bi odbite,

toƒ spokojna si´ ciàgle wpatruje w Ciebie – Ukryty.

32

(32)

6.

Te biedne moje oczy, gdy stwarza∏eÊ, czerpiàc z toni w otwartà d∏oƒ, o tym wiecznym spojrzeniu myÊla∏eÊ, zachwyconym w niezmiernà toƒ, i mówi∏eÊ:

uni˝´ si´, bracie, uni˝´, nie osamotni´ nigdy twoich oczu, naprzód ukryj´ si´ w krzy˝u, potem chlebem w dojrza∏ym zbo˝u.

Wi´c myÊl´:

dlatego tak si´ uni˝asz, by nie osamotniç w kosmosie moich ramion dalekich od krzy˝a i mych oczu oddanych t´sknocie.

33

(33)

7.

JeÊli mi∏oÊç najwi´ksza w prostocie, a pragnienie najprostsze w t´sknocie, wi´c nie dziw, ˝e pragnà∏ Bóg, aby najprostsi Go przyj´li, ci, którzy dusze majà z bieli, a dla mi∏oÊci swej nie znajà s∏ów.

Sam, gdy nas umi∏owa∏, prostotà nas oczarowa∏, biedà, biedà, i siankiem – Wtedy Matka Dziecin´ bra∏a, na r´kach Go ko∏ysa∏a

i otula∏a Mu stopy w sukmank´.

O cud, cud, cud!

kiedy Boga os∏aniam cz∏owieczeƒstwem, os∏oniony od Niego mi∏oÊcià,

os∏oniony m´czeƒstwem.

34

(34)

8.

W jednym spojrzeniu dzieci´cym skupionym w ∏agodnej Hostii spotka∏em si´ z Ojcem Niebieskim, który patrza∏ z niezmiernà mi∏oÊcià.

Przed g∏´bià tego spojrzenia, w którym ujrzany by∏ Êwiat, zadr˝a∏y oczy moje

jak ods∏oni´ty kwiat.

Syn mówi∏: Oto si´ spe∏nia pragnienie naszej mi∏oÊci,

˝e oczy ludzkie patrzà nie odmienione Êwiat∏oÊcià.

O blask! O Stwórcze spojrzenie, z którego niezmiernie obficiej stworzenie si´ nowe wy∏ania, nowe Êwiaty powstajà w ukryciu.

35

(35)

9.

O, czuç t´ chwil´ nicoÊci, t´ chwil´ sprzed stworzenia – i nie odst´powaç jej nigdy, jak nie odst´puje si´ cienia.

Powracaç ciàgle w ten czas, gdy utulony tylko Twojà MyÊlà, niewinnoÊç wi´kszà ni˝ dziecko i g∏´bszà mia∏em przejrzystoÊç.

DziÊ, oszo∏omiony istnieniem, zapominam o mojej nicoÊci,

w dalekich si´ b∏àkam promieniach, oderwany od promieni najprostszych.

Lecz jedno spojrzenie w g∏àb,

które wiecznoÊç ods∏ania z przep∏ywu – jedno najprostsze spojrzenie,

którym w MyÊli znów Twojej przebywam. – To wtedy – gdy w blasku ukrytym skupiam siebie ca∏ego,

i staj´ si´ znów Twojà MyÊlà, mi∏owany bia∏ym ˝arem Chleba.

36

(36)

10.

Cz´sto stamtàd d∏ugo na mnie patrzy spojrzeniami przykuwajàc mi twarz – Czy ty wiesz, czy ty wiesz, mój bracie, jak mi∏uje nas Ojciec nasz?

Ale g∏´bi owych s∏ów nikt nie zna, ale przyczyn najdalszych nikt nie wie, jaka m´ka to by∏a bezbrze˝na

ta samotnoÊç na krzy˝owym drzewie.

Lecz nie krew, która w drzewie

[rozkwit∏a, jak rozkwita ka˝dy trud w jutrzejszym

[chlebie – tylko to odepchni´cie od Ojca,

to odtràcenie...

Za te s∏owa: CzemuÊ mnie opuÊci∏, Ojcze, Ojcze – za mej Matki p∏acz – Ja na wargach Twoich odkupi∏em dwa najprostsze s∏owa: Ojcze nasz.

37

(37)

11.

Jest we mnie toƒ przeêroczysta, dla mych oczu zasnuta mg∏à –

kiedy, jak potok up∏ywam zbyt bystro, na tak g∏´bokie nie zas∏uguj´ dno.

Tam Pan mój co dzieƒ przychodzi [i pozostaje – smuga krwi gdy zatapia si´ w Ênieg – – i poznany wzajemnie poznaje i wzajemnà obfitoÊcià tchnie.

Gdyby wtedy ktoÊ toƒ przeêroczystà potrafi∏ odsnuç z mg∏y,

ujrzano by – w jakiej n´dzy, ujrzano by – w kim

i ujrzano by – jaka Êwiat∏oÊç zalewa przyçmionà toƒ, ujrzano by – w sercu ludzkim, najprostszym z s∏oƒc.

38

(38)

12.

Jest we mnie kraina przeêroczysta w blasku jeziora Genezaret – i ∏ódê... i rybacza przystaƒ, oparta o ciche fale...

i t∏umy, t∏umy serc,

zagarni´te przez Jedno Serce, przez Jedno Serce najprostsze, przez naj∏agodniejsze –

– albo znowu – wieczór z Nikodemem, – albo znowu – nad brzegiem morskim, dokàd powracam codziennie,

oczarowany Twà pi´knoÊcià.

A to wszystko: ten wieczór

[z Nikodemem, ta kraina i rybacza przystaƒ,

i toƒ taka przeêroczysta, i Postaç taka bliska,

a to wszystko przez Punkt jeden Bia∏y z najczystszej bieli

obj´ty w sercu cz∏owieczym krwawym przep∏ywem czerwieni.

39

(39)

13.

Prosz´ Ci´, byÊ mnie ukrywa∏

w miejscu niedost´pnym, w nurcie cichego podziwu lub w nocy pos´pnej.

Prosz´ Ci´, byÊ mnie os∏ania∏

od tej strony, co zapada w mrok – a prosz´ Ci´, byÊ mnie ods∏ania∏

ku tej stronie, co przykuwa wzrok – bo wiem o takim ukryciu,

˝e w nim nic nie rozprosz´ z tych s∏oƒc, które p∏onà pod horyzontem

spojrzeƒ utkwionych w g∏àb.

A wtedy dokona si´ cud przemiany:

oto Ty staniesz si´ mnà – ja – eucharystyczny.

40

(40)

14.

Prosz´, wyjdê, Panie, ode mnie i myÊli mojej omylnej

nie nara˝aj na takà niemoc, nie nara˝aj na takà bezsilnoÊç – bo nie ma takiej wdzi´cznoÊci, aby obj´∏a nieskoƒczonoÊç,

˝eby serce obj´∏o Ciebie s∏onecznà smugà czerwonà – a choçby obj´∏o Êwiat i choçby rozp∏onà∏ do sza∏u, i choçbym rozda∏ siebie – wiem, ˝e nic nie odda∏em.

A Ty jeszcze co dzieƒ pomna˝asz mojà bezsilnoÊç,

poddajàc Twà nieskoƒczonoÊç pod mojà myÊl omylnà.

41

(41)

15.

Jak˝e odwdzi´cz´ morzu, ˝e fale jego [ciche wychodzà, aby szukaç moich

[codziennych zb∏àkaƒ?

Jak˝e odwdzi´cz´ s∏oƒcu, ˝e zachód [mnie nie odpycha,

˝e wieczór i poranek nied∏uga dzieli [roz∏àka?

Có˝ Ci oddam za t´ bliskoÊç,

którà w takim rozniecasz bezmiarze, jak ogniska,

jak serca w równowadze.

Có˝ Ci oddam za t´ poufa∏oÊç, którà w dzieci´cym spojrzeniu nawiàzujesz, a koƒczysz chwa∏à nieosmuconà w odcieniu.

Có˝ Ci oddam za t´ bezbronnoÊç, która nie skàpi mi dnia –

przecie˝ Ci, Panie, nie wolno ufaç takiemu jak ja.

42

(42)

Jak˝e odwdzi´cz´ morzu, ˝e fale jego [ciche wychodzà, aby szukaç moich

[codziennych zb∏àkaƒ?

Jak˝e odwdzi´cz´ s∏oƒcu, ˝e zachód [mnie nie odpycha,

˝e wieczór i poranek nied∏uga dzieli [roz∏àka?

43

(43)

16.

O Panie, przebacz mej myÊli, ˝e nie doÊç [jeszcze mi∏uje, przebacz mi∏oÊci mej, Panie, ˝e tak

[strasznie przykuta do myÊli,

˝e ch∏odnym myÊlom, jak nurt, Ciebie [odejmuje i nie ogarnia p∏onàcym ogniskiem.

Ale przyjmij, Panie, ten podziw, który si´

[w sercu zrywa, jak zrywa si´ potok w swym êródle – – znak, ˝e stamtàd przyp∏ynie ˝ar – i nie odtràcaj, Panie, nawet tego

[ch∏odnego podziwu, który nasycisz kiedyÊ kamieniem

[p∏onàcym u warg – l nie odtràcaj, Panie, mojego podziwu, który jest niczym dla Ciebie, bo Ca∏y

[jesteÊ w Sobie, ale dla mnie teraz jest wszystkim,

strumieniem, co brzegi rozrywa, nim oceanom niezmiernym t´sknot´

[swojà wypowie.

1944

44

(44)
(45)

pieʃ o blasku wody

A odpowiadajàc Jezus rzek∏ jej: Ka˝dy, kto pije t´ wod´, znowu pragnàç b´dzie; kto jednak napije si´ wody, którà ja mu dam, nigdy nie uczuje pragnienia. (J 4,13)

(46)

1. Nad studnià w Sychem

Popatrz – tam ∏uskà srebrzystà

[nieustannie si´ woda odrywa, oto g∏´bi brzemieniem dr˝y

jak êrenica czujàc dno obrazu.

Woda jednak miejsca zm´czone wokó∏

[twych oczu przemywa, gdy odbiciem szerokich liÊci dosi´ga

[twojej twarzy.

Tak daleko do êród∏a – Te oczy znu˝one to znak,

˝e ciemne wody nocy p∏yn´∏y w s∏owach [modlitwy (– nieurodzaj, nieurodzaj dusz –)

a teraz Êwiat∏o studni pulsuje g∏´boko [w tych ∏zach, które – pomyÊlà przechodnie – wycisnà∏

[podmuch snu...

A tymczasem –

ta studnia otwiera w twym wzroku tylko [migot liÊci i ∏uskà odbitej zieleni zasnuwa mi´kko

[twà twarz tam – w g∏´bi.

47

(47)

Czy daleko jeszcze do êród∏a?

Przecie˝ w Tobie dr˝y tylu ludzi

przeÊwietlonych blaskiem Twoich s∏ów – jak êrenice przeÊwietla blask wody...

Tych ludzi znu˝eniem zarazem i Êwiat∏em [znasz.

48

(48)

2. Gdy otworzysz oczy w g∏´bi fali...

Kamienie po Êwie˝ym deszczu

[przejrzyste – lÊnià w stopach przechodniów nieznacznie

[uniesione.

Ju˝ blisko wieczór. Ilu˝ ludzi przenika [w g∏àb drzwi otwieranych z ∏oskotem –

ilu˝ topnieje od Êwiat∏a w g∏´bi okien?

Ju˝ wieczór. Âciana ludzka co czas jakiÊ [otwiera si´ twarzà przechodnia – potem okiem przenoszà jà

[Êwiat∏a na inne miejsce opodal –

zw´˝ana, rozszerzana co chwil´.

[Jednaka.

Wzrok wyrywa si´ ledwo z jej mroku.

[¸atwa.

49

(49)

A ja ci powiadam, ˝e to tylko twój wzrok dostrzega ludzi tak s∏abo, kiedy p∏ynà

[za falà neonu.

W∏aÊciwie ods∏ania ich to, co najbardziej [ukryte w nich i czego ˝aden nie wypala p∏omieƒ.

A kiedy przymkniesz oczy, przestrzeƒ [znowu si´ staje pe∏niejsza wprost niepoj´tych treÊci – oto ludzi

[rozsuwa si´ mrok, ko∏yszàc w sobie t´ dobroç,

którà – milczàc – sycisz si´ z nich [wszystkich, którà – krzyczàc – rozbijasz w proch.

Nie, nie – to nie jesteÊcie wy tylko – [a jeÊli nawet wy, tedy obecnoÊç wasza nie tylko trwa, lecz [objawia – Byle oczy otworzyç inaczej,

otworzyç inaczej ni˝ zwykle I nie zapomnieç widzenia, którym

[wówczas wzrok si´ napawa∏.

50

(50)

3. S∏owa niewiasty u studni, które wypowiedzia∏a odchodzàc

Od tej chwili moja niewiedza zamkn´∏a si´

[za mnà jak drzwi, którymi wszed∏eÊ – poznajàc to

[wszystko, czego ja nie wiem – I milczàc tylu ludzi przeprowadzi∏eÊ

[przeze mnie I dróg dalekich – i ulic rosnàce

[w ludziach zarzewie.

51

(51)

4. Póêniejsze rozpami´tywanie spotkania

Tak widzieç w sobie nie odwa˝y si´ nikt [z nas. – On poznawa∏ inaczej.

Prawie oczu nie podniós∏.

By∏ wielkim zbiorowiskiem poznania – jak studnia blaskiem wody wiejàca

[przez twarz.

Mia∏ zwierciad∏o... jak studnia...

[Êwiecàce g∏´boko.

Nie potrzebowa∏ wychodziç z siebie, ani [oczu podnosiç, by odgadnàç.

Widzia∏ mnie w sobie. Posiada∏ mnie [w sobie.

Przenika∏ we mnie bez trudu

i wstydem wytryska∏ we mnie i myÊlà [st∏umionà od dawna.

Jakby dotyka∏ rytmu w moich skroniach i znu˝enie ogromne dêwiga∏ we mnie nagle...

i pieczo∏owicie...

S∏owa by∏y proste. Sz∏y ko∏o mnie jak [owce wabione.

52

(52)

A wewnàtrz... zrywa∏y we mnie ptaki [drzemiàce w gniazdach.

By∏ ca∏y w moim grzechu i w mej tajemnicy.

Powiedz, to musia∏o boleç – to musia∏o [cià˝yç (fala myÊli opada tak ci´˝ko jak wieko

[z metalu) – Milczysz – lecz dzisiaj ju˝ wiem, otwarta na zawsze Twym s∏owem –

˝e wtedy nie docierpia∏am w Tobie [w∏aÊciwych rozmiarów.

Powiedz... dziÊ mi∏oÊç chcia∏aby sobie [przywróciç ten ból...

odebraç go Tobie i w siebie jak taÊm´

[ostrà przewinàç...

Za póêno, dziÊ ka˝dy ból, który powraca [od Ciebie, po drodze odmienia si´ w mi∏oÊç.

Jaki˝ skrót! Jaka dobroç poznania!

A przecie˝ nawet nie podnios∏eÊ oczu – mówi∏eÊ ze mnà tylko tamtymi oczami, które studni g∏´boki blask odtworzy∏.

53

(53)

5. Rozmowy, które prowadzi∏ w niej On i ludzie ze Êciany wieczoru

Tak zdajà si´ mówiç ludzie ze Êciany [wieczoru:

– Nie myÊl, ˝e chodzisz sam. Towarzyszy [Ci ciàgle takich jak ja – odmienionych twoim

[zamyÊleniem w nas... tak, twoim zamyÊleniem w nas, jakby s∏owa prostym przeszczepieniem, wiotkiego s∏owa przeszczepieniem

[w blask – takich jak ja,

dêwigni´tych w mroku tratowanych [gwiazd.

WÊród ludzi ze Êciany wieczoru znajduje si´

[owa niewiasta.

Teraz On mówi przez nià do nich:

– Nie chodzicie samotni.

Nigdy, ani na chwil´ nie od∏àcza si´ od [was mój profil, 54

(54)

który w was staje si´ prawdà, ciàgle [staje si´ prawdà i waszej ˝ywej fali rozdarciem

[niezmiernie g∏´bokim.

Moja twarz

spieczona waszych dusz pustynià ciàgle zwiewana oddechem zm´czonego

[snu – – Dlaczego ze mnie swojego nie

[wyjmujecie krzy˝a, jak ja wyjà∏em z was?

gdy p∏onà∏ w waszych ramionach [i zwisa∏ w ci´˝kim tchu – Oni:

kiedy w smutnej Êcianie wieczoru

[odnajdujesz nasze twarze oÊlizg∏e jak kad∏ub ryby od Êwiat∏a tylu

[lamp – mamy krew, mamy krew

i krwià mo˝emy uderzyç!

On:

Przyszed∏em przewa˝yç krwià.

Przyszed∏em szukaç znu˝enia – podobny [wam.

55

(55)

6. Samarytanka

Owa studnia z∏àczy∏a mnie z Tobà, owa studnia wprowadzi∏a mnie w Ciebie.

Nie by∏o wÊród nas nikogo, tylko jej [blask g∏´boki dr˝àcy jak czysta êrenica w orbitach

[kamieni – ona mnie w oczy twoje przenios∏a i w nich zamkn´∏a.

56

(56)

7. Rozwa˝ania ponowne

Wtedy to ja – to ja, przytomna mojemu [ocknieniu, jak cz∏owiek w przejrzystym nurcie

[przytomny w∏asnemu odbiciu – nagle dêwigni´ty z zwierciad∏a

[i przeniesiony w siebie oddech tamuje zdumiony, nad Êwiat∏em

[si´ w∏asnym ko∏yszàc.

Jak zosta∏am dêwigni´ta – nie wiem.

[Choç by∏am przytomna sobie – przedtem – i potem – sobie...

rozgraniczona – czy˝by tylko

[przebudzeniem?

i prostym otwarciem Êciany, przez którà [chodzi∏am dotàd, nie wiedzàc, ˝e mnie dzieli ode mnie

[samej – i nie tylko ode mnie.

57

(57)

O, jak˝e zosta∏am dêwigni´ta.

Choç wszystko jest jak dawniej:

z tamtego wzgórza mu∏y zsuwajà si´ jak [co dzieƒ juczne.

Âwiat si´ podnosi i miarowo opada [w blask domów niesionych b∏´kitem powietrza –

[(na pró˝no, na pró˝no) – znów lamp palonych w poÊrodku

[oczekiwanych gwiazd –

*

Ten ci´˝ar, który ze mnie wyjà∏eÊ – ja [rozpoznam dopiero powoli miarà w∏asnego znu˝enia wÊród tylu,

[tylu walk, gdy zechc´ wydobyç ze siebie jakàÊ

[czàstk´ tej prostej harmonii, którà Ty masz bez trudu – i bez miar.

Popatrz – a we mnie nie bez trudu jà [mia∏eÊ – t´ czàstk´. Przecie˝ wiem, ˝e nie

[zawis∏o w pró˝ni to brzemi´, które ze mnie wyjà∏eÊ – którego ˝adna z wag nie odwa˝y –

[i nie odró˝ni.

58

(58)

Wi´c nie-odró˝nionym wa˝´ –

i nie-odró˝nionym znów jestem lekka.

Tak lekkim staje si´ p∏omieƒ uniesiony [z zesch∏ego drzewa

∏ukiem Êwietlanym,

który wokó∏ siebie podwa˝a nocy

[rozleg∏e wieko.

59

(59)

8. Pieʃ o blasku wody

A w samej g∏´bi, z której przysz∏am [zaczerpnàç tylko wody dzbanem – – tak ju˝ dawno

[do êrenic przywiera ten blask... tyle, tyle poznania znalaz∏am – ile˝ wi´cej ni˝ dotàd!

Znalaz∏am w odbiciu tej studni tyle [pustej w sobie przestrzeni.

O jak dobrze! Nie zdo∏am Ci´ ca∏ego [przenieÊç w siebie – ale pragn´, byÊ pozosta∏ jak

[w zwierciadle studni zostajà liÊcie i kwiaty z wysoka zdj´te spojrzeniem zdumionych oczu

– oczu bardziej przeÊwietlonych ni˝

[smutnych.

1950

60

(60)
(61)

matka

(fragment)

(62)

II

2. Przestrzeƒ, która w tobie zosta∏a...

W przestrzeƒ Twojego Syna, pierwszego [Syna Twojego, powracam cz´sto. Wówczas myÊli biorà

[Jego kszta∏t, ale oczy zostajà puste –

na wargi s∏owa wracajà te same, którymi On si´ okry∏, gdy z nami

[pozostaç chcia∏.

Gdy wi´c te same s∏owa przestrzeƒ Jego [ogarnà bardziej ni˝ wzrok,

ni˝ pami´ç i serce – o Matko – znowu Go mo˝esz mieç –

Pochyl si´ ze mnà – i przyjmij.

Smak chleba ma Twój Syn – a prócz tego smaku ma ciàgle

[niewys∏owionà treÊç.

63

(63)

I oto – przestrzeƒ Jego bardziej ni˝

[w szepcie mych warg, bardziej ni˝ w myÊlach, we wzroku,

[w pami´ci – czy tak˝e bardziej ni˝ w chlebie? – zapami´tana jest w Twoich ramionach;

[przytulona g∏ówkà do Twych bark, bo przestrzeƒ ta w Tobie zosta∏a, bo ona

[wzi´ta jest z Ciebie.

I nigdy pustkà nie Êwieci. Tak bardzo zaÊ [w Tobie jest,

˝e gdy ju˝ w dr˝àcych palcach ∏ama∏em [chleb, by podaç Matce –

stanà∏em na chwil´ zdumiony,

bo ca∏à t´ prawd´ ujrza∏em przez jednà [w Twych oczach ∏z´.

64

(64)
(65)

myÊl jest przestrzenià dziwnà (fragmenty)

... i przeprawi∏ si´ przez bród Jaboku... a oto mà˝ zmaga∏ si´

z nim a˝ do zarania... I nazwa∏ Jakub imi´ onego miejsca Fanuel, mówiàc: „Widzia∏em Boga twarzà w twarz... ” (Z Ksi´gi Rodzaju, 32)

(66)

II

Jakub

Jakub odchodzi∏ z wolna, zna∏ bowiem [si∏´ wody i wàt∏e golenie swych owiec, które

[z daleka wiód∏.

Na pró˝no w strumieniu, nad którym [stan´li on i trzody, szuka∏ jakiegoÊ miejsca, które by przejÊç

[mogli w bród.

A by∏ to Jakub pasterz, który wÊród [pot´g ziemi nie czu∏ si´ nigdy obco. Tak w nich po

[prostu tkwi∏,

˝e masyw milczàcej wiedzy wyrasta∏

[w nim bez natchnienia i bywa∏ myÊlom przytomny, choç

[brakowa∏o s∏ów.

67

(67)

I nagle, gdy noc ju˝ zupe∏na stopniowo [zgasi∏a oczy owiec, a potem wielb∏àdów, a potem

[dzieci i ˝on, Jakub z masywem swej wiedzy pozosta∏

[zupe∏nie samotny, lecz czu∏, ˝e ktoÊ go ogarnia i ˝e nie

[ruszy si´ stàd.

I ktoÊ – ten sam – tak samo otworzy∏

[jego ÊwiadomoÊç do dna, tak samo, a jednak inaczej ni˝ dziecko,

[ni˝ owca czy sprz´t;

jednak˝e tamtych nie zmia˝d˝y∏, nie [zepchnà∏, tylko objà∏, tak ˝e wszystkie z Nim z lekka dr˝a∏y,

[ods∏aniajàc swój wewn´trzny l´k.

I Jakub dr˝a∏ w Nim równie˝, bo nigdy [rzeczywistoÊç nie rozstàpi∏a si´ przed nim tak nagle, wi´c zgià∏ si´ pod jej ci´˝arem – i przez

[to u∏atwi∏ myÊlom,

˝e mog∏y uchwyciç w tym wszystkim [najprostszà równowag´.

68

(68)

III

1. Przestrzeƒ potrzebna kroplom wiosennego deszczu

Zatrzymaj przez chwil´ wzrok na

[kroplach Êwie˝ego deszczu:

oto w nich skupia swój blask ca∏a zieleƒ [wiosennych liÊci, tak ˝e wszystkie prawie cià˝à

[w kroplach, w granicach si´ w∏asnych [nie mieszczà – a choç oczy twe pe∏ne zdumienia, nie mo˝esz, naprawd´ nie mo˝esz do dna

[otworzyç swej myÊli.

Na pewno jà b´dziesz ucisza∏ jak dzieci´

[zbudzone ze snu:

nie oddzielaj si´ od blasku przedmiotów, [droga moja, pozostaƒ w zdumieniu!

Pró˝ne s∏owa! Czy˝ nie czujesz?

[To przez nià w∏aÊnie jesteÊ tak g∏´boko w Êwiat∏oÊci rzeczy,

˝e musisz w sobie szukaç coraz g∏´bszej [dla nich przestrzeni.

69

(69)

2. B∏àd

Czy˝ mo˝na odjàç myÊlom ich równe, [ciche dno?

– Mog´ pochylaç ulic´ ku jednej stronie [jezdni, we wzroku idàcych dziewczàt i ch∏opców [odkrywaç b∏àd, bo gdy szeregi aut zbiegajà,

to chyba tylko w ich szybach zasklepia si´

[jakiÊ bezmiar.

A oni mówià:

– myÊl nasza si´ zwiàza∏a z jasnoÊcià [przedmiotów, myÊl nasza wiernà zosta∏a pot´dze

[zwyczajnych rzeczy, a jeÊli tyle z nich nie otwar∏o si´

[przed nami dotàd, to znaczy, ˝e nasza myÊl nie zakoƒczy∏a si´

[jeszcze.

70

(70)

3. Ci´˝ar w∏aÊciwy

Te s∏owa wstrzàsnà ka˝dym. Bo

[zakoƒczenie myÊli znaczy, ˝e ma si´ ona wyczerpaç

[w przedmiotach i zgasnàç jak oko, które jasnym swym rdzeniem

[nasyca rzeczywistoÊç i przeobra˝a – choç nie uwalnia jej nigdy [od drgaƒ ludzkiego czasu.

Lecz gdy ona ca∏ym swym ci´˝arem [pochyli si´ na mnie i runie, to wówczas nape∏nia si´ myÊlà i obsuwa si´

[na dno cz∏owieka, po którym rzadko stàpam, którego

[w∏aÊciwie nie umiem, choç wiem,

˝e ju˝ dalej rozpaÊç si´ nie mog´, bo widzenie i Przedmiot zupe∏ny takà

[w∏aÊnie posiadajà przepaÊç.

Rzadko nawet o tym rozmawiam, lecz [ciàgle z tego wnioskuj´

o ci´˝arze w∏aÊciwym Êwiata i o w∏asnej [g∏´bi mojej.

71

(71)

IV Dla towarzyszów drogi

1.

JeÊli szukasz owego miejsca, na którym [zmaga∏ si´ Jakub, nie w´druj do krain Arabii, nie szukaj na

[mapach potoku, bowiem znajdziesz o wiele bli˝ej ich Êlad.

Pozwól tylko: w perspektywie myÊli niech [zjawiajà si´ Êwiat∏a przedmiotów, coraz ÊciÊlej zwiàzane myÊlà i w coraz

[prostszy kszta∏t.

Wówczas obraz si´ nie rozprasza, lecz [cià˝y. I na to bàdê gotów,

˝e masz w sobie ten obraz udêwignàç, ˝e [si´ ca∏y zamieniasz w t´ treÊç, której sprzyja cisza i samotnoÊç,

samotnoÊç mo˝liwa w cz∏owieku, mo˝liwa dlatego, bo od niej nie odrywa

[nikogo Êmierç.

72

(72)

2.

Je˝eli zaÊ nasze dni wype∏niajà uczynki [zwyczajne, w których ciàgle samo wn´trze czynu

[nieodst´pny przes∏ania gest, to jednak ˝ywimy t´ pewnoÊç, ˝e kiedyÊ

[gest ów odpadnie, a zostanie w uczynkach naszych tylko

[to, co naprawd´ jest.

1952

73

(73)
(74)

kamienio∏om

(fragmenty)

(75)

3.

D∏onie sà krajobrazem serca. D∏onie [p´kajà nieraz jak wàwozy, którymi si´ toczy

[nieokreÊlony ˝ywio∏.

Te same d∏onie, które cz∏owiek wówczas [dopiero otwiera, gdy nasycone sà trudem –

i widzi, ˝e przez niego jednego inni [ludzie spokojni ju˝ idà.

D∏onie sà krajobrazem. Gdy p´knà, to [wtedy w ranach wzbiera fizyczny ból, rwàcy swobodnie

[jak strumieƒ.

Ale cz∏owiek nie myÊli o bólu.

Ból sam jeszcze nie jest wielkoÊcià, a swej w∏aÊciwej wielkoÊci on po prostu

[nazwaç nie umie.

77

(76)

III Uczestnictwo

Oto Êwiat∏o surowej deski niedawno [wyj´te z pnia up∏ywa w twojà d∏oƒ ogromem wszelkiej

[pracy.

A ca∏e tej d∏oni napi´cie o taki opiera si´

[Akt,

˝e wszystko przenika w cz∏owieku [i wszystko g∏adzi.

Cz∏owiek ma oczy zm´czone i ostre brwi.

Kamienie majà kraw´dzie ostre jak no˝e, Pràd elektryczny tnie Êciany jak

[niewidzialny bicz, S∏oƒce, lipcowe s∏oƒce. W kamieniach

[bia∏y po˝ar.

78

(77)

Czy˝ r´ce moje nale˝à do Êwiat∏a, co [blaskiem przecina tory kolejki, kilofy i w górze nad nami

[p∏ot?

Moje r´ce nale˝à do serca, a serce nie [przeklina – (oddalaj serce od ust, gdy usta prostacko

[klnà!).

Znam was, wspaniali ludzie, ludzie bez [manier i form.

Umiem patrzeç w serce cz∏owieka bez [obs∏on i bez pozorów.

CzyjeÊ r´ce nale˝à do pracy, czyjeÊ r´ce [nale˝à do krzy˝a.

W górze nad wami p∏ot – tam kilofy [rozrzucone na torach.

Sà puste miejsca w kamieniach – nie [trafiaj na takie miejsca!

Filary podci´te pràdem zsypujà si´ w dó∏

[jak do naczyƒ.

M∏odzi szukajà drogi. Wprost w moje [serce uderza droga wszystkich. Czy˝ kamieƒ

[przebacza?

79

(78)

S∏uchaj, gdyby Êwiat stanà∏ w tej

[równowadze ràk, którà przez ka˝dy wybuch kamienia

[i cz∏owieka rozpoÊcierasz niezmiennie nad p∏otem,

[o kilka kroków stàd – tamt´dy czasem dziecko nieostro˝nie

[przebiega.

Lecz równowaga ta, którà samotnie [trzymasz, wydaje si´ równoczeÊnie za blisko

[i za daleko.

Trzeba si´ nagiàç zarazem i zarazem [trzeba si´ wspiàç.

(Dziecko jest nieostro˝ne i ∏atwo

[tamt´dy przebiega.) I znów zostaje milczenie mi´dzy sercem,

[kamieniem i drzewem.

Ka˝dy w nie mo˝e wejÊç. JeÊli wszed∏, [pozostanie sobà.

JeÊli nie wszed∏, to mimo pozorów, we [wszystkich sprawach ziemi nie uczestniczy dotàd.

80

(79)
(80)

profile Cyrenejczyka (fragmenty)

... i przymusili przechodzàcego niejakiego Szymona Cyrenejczyka, idàcego z pola, ojca Aleksandra i Rufa,

aby niós∏ krzy˝ Jego...

(Mk 15, 21)

(81)

2.

Stopy szukajà w trawie – jest ziemia.

Owady drà˝à zieleƒ i s∏oƒca ko∏yszà [strumieƒ.

Stopy Êcierajà bruk, bruk Êciera stopy na [przemian.

Nie ma patosu. Jest myÊl nie domówiona [w tym t∏umie.

Weê myÊl – jeÊli potrafisz – weê myÊl, [pozakorzeniaj w palcach r´kodzielników, albo te˝

[w palcach kobiet piszàcych na maszynie po osiem godzin

[codziennie czarne litery nawis∏e u zaczerwienionych [powiek.

Weê myÊl i dokoƒcz cz∏owieka lub te˝ mu pozwól rozpoczàç siebie

[samego na nowo lub te˝ inaczej: niech on Ci tylko

[pomaga, a Ty go prowadê.

83

(82)

3.

Dlaczego nie jest tak? Magdaleno, [Szymonie z Cyreny?

Czy pami´tasz ów pierwszy krok, [którym dotàd idziesz bez przerwy?

84

(83)

4.

Falujà trawy jak hamak, ko∏yska

[zwiewnych pszczó∏.

Kamienne p∏yty stojà – prostopad∏y [rozdziela je promieƒ.

Idê lepiej falà! Idê falà i nie raƒ stóp – fala ogarnie ci´ tak, ˝e nie poczujesz,

[jak toniesz.

85

(84)

5.

Wtedy jednak nadejdzie On i swoje [w∏asne jarzmo przeniesie na twoje barki. Poczujesz,

[ockniesz si´, zadr˝ysz.

86

(85)

3. Niewidomi

Stukajàc bia∏ymi laskami w bruk stwarzamy dystans nieodzowny.

Kosztuje ka˝dy krok.

W pustych êrenicach wcià˝ umiera Êwiat do siebie samego niepodobny:

Êwiat z∏o˝ony nie z barw, lecz z ∏oskotów (kontury, linie szmerów).

PomyÊl, z jakim trudem dojrzewa si´ do [ca∏oÊci, gdy zawsze tylko cz´Êç zostaje – i t´ cz´Êç

[musimy wybieraç.

O jak˝e ch´tnie ka˝dy z nas wzià∏by ca∏y [ci´˝ar cz∏owieka, który bez laski bia∏ej obejmuje [od razu przestrzeƒ!

Czy zdo∏asz nas nauczyç, ˝e sà krzywdy [inne prócz naszej?

Czy potrafisz przekonaç, ˝e w Êlepocie [mo˝e byç szcz´Êcie?

87

(86)

5. Dziewczyna zawiedziona w mi∏oÊci

Cz´sto cierpienie uczuç mierzy si´

[s∏upkiem rt´ci podobnie jak ciep∏o powietrza lub cia∏ – a przecie˝ trzeba inaczej wykrywaç ich

[wielkoÊç...

(lecz ty zanadto jesteÊ osià swoich [spraw).

GdybyÊ zdo∏a∏a pojàç, ˝e osià tych spraw [nie jesteÊ, a Ten, co nià jest,

te˝ nie znajduje mi∏oÊci – – gdybyÊ zdo∏a∏a to pojàç.

Po có˝ jest serce ludzkie?

Temperatura wszechÊwiata i serce [ludzkie – i rt´ç.

88

(87)

Pieƒ drzewa i ziemia w ksi´˝ycu:

[niedoszeptany tli trójkàt.

Mg∏y nie dêwign´∏y si´ jeszcze. Serca [dzieci wyrastajà nad rzek´.

Czy zawsze tak b´dzie – pytam – gdy [wstanà stàd i pójdà?

Albo te˝ jeszcze inaczej: kielich Êwiat∏a [nachylony wÊród roÊlin ods∏ania w ka˝dej z nich jakieÊ przedtem [nie znane dno.

Tego, co w was si´ zacz´∏o, czy

[potraficie nie popsuç, czy b´dziecie zawsze oddzielaç dobro

[i z∏o?

89

(88)

6. Dzieci

Dorastajà znienacka przez mi∏oÊç, [i potem tak nag∏e doroÊli trzymajàc si´ za r´ce w´drujà w wielkim

[t∏umie – (serca schwytane jak ptaki, profile

[wrastajà w pó∏mrok).

Wiem, ˝e w ich sercach bije t´tno ca∏ej [ludzkoÊci.

Trzymajàc si´ za r´ce usiedli cicho nad [brzegiem.

90

(89)

ll

Magdalena

Duch si´ przesunà∏ nagle, a cia∏o jeszcze [zosta∏o na dawnym swoim miejscu. Dlatego

[ogarnà∏ mnie ból.

I trwaç on b´dzie tak d∏ugo, a˝ nie [dojrzeje cia∏o, w duchu znajdzie pokarm dla siebie,

[a nie jak dotàd g∏ód.

To sà chwile, gdy mi∏oÊç boli: tygodnie, [miesiàce, lata.

J´zyk i podniebienie jak korzeƒ suchego [drzewa, wargi odarte ze szminki. Prawda d∏ugo

[gruntuje b∏àd.

Jednak susz´ ca∏ego Êwiata nie ja odczuwam, lecz On.

91

(90)

III Szymon z Cyreny

Oko w oko z Cz∏owiekiem. Ulica i wiele twarzy – i uderzenie w skroniach jak kuêni

[miarowy huk.

Ja nie id´ szukaç przygód. Nikogo nie [chc´ obra˝aç.

Chc´ wystarczyç sobie samemu.

Niech przeto nie wdziera si´ we mnie [˝aden n´dzarz, skazaniec ni Bóg.

Chc´ jednak byç sprawiedliwy, wi´c [targuj´ si´ z wami, siepacze, o tego drugiego Cz∏owieka – (a przecie˝

[chc´ wróciç do miasta).

Targuj´ si´ z wami o to, co

[sprawiedliwoÊç ka˝e, co mnie s∏usznie winno ominàç, a co dla

[niego jest ∏askà.

92

(91)

Chc´ zawsze byç sprawiedliwy. Tu próg.

Poza ten próg nie przechodê, nie dotykaj [myÊli i serca, niczego stamtàd nie ruszysz – ach,

[przymus i gwa∏t!

I on Êmie na to si´ godziç – ten ˝ebrak!

Cz∏owiek sprawiedliwy dotàd – a dalej?

Pójdà ludzie – kobiety i dzieci – ci sami, a ja z nim –

Któ˝ nas odró˝ni, gdy ci´˝ar z∏àczonych [na ziemi´ powali?

Ja z nim –

ja nie wytrzymam: sprawiedliwoÊç to nie [posàg ze stali.

Rozbij i otwórz! (zdania muszà byç zwi´z∏e, Êlizgaç si´ muszà i rwaç – nie b´dà to

[strofy okràg∏e) Rozbij i otwórz!

Zawis∏a nade mnà êrenica –

[promieniowanie serca, êrenica wy˝sza o belk´ poprzecznà, wy˝sza o tyle nade mnà, ˝e nie

[osiàgn´...

93

(92)

Mój ma∏y Êwiat: sprawiedliwoÊç ÊciÊni´ta [kleszczami norm!

Twój wielki Êwiat, Twój wielki Êwiat:

[êrenica, belka – i On!

I móg∏byÊ w tym wielkim Êwiecie mojego [ma∏ego nie dostrzec, i móg∏byÊ rozbiç go do cna i unicestwiç, i móg∏byÊ idàc z krzy˝em postawiç

[wszystko na ostrzu – Ty, szeroki, dost´pny – Ty, w którym

[ka˝dy cz∏owiek si´ mieÊci.

Ja ju˝ nie chc´ byç sprawiedliwy!

[Ale ledwo stoj´ na progu, skàd widaç nowy Êwiat! A obok

[przep∏ywa t∏um, kobiety, dzieci, ˝o∏nierze: wszyscy

[krà˝à na granicy Boga.

Cisza, cisza –

SprawiedliwoÊç domaga si´ buntu – [lecz przeciw komu bunt?

1957

94

(93)
(94)

narodziny wyznawców

(fragmenty)

(95)

MyÊli o k∏adce

4.

MyÊl´ o k∏adce rzuconej, na której [stawiam stop´.

Czy k∏adkà jest serce drgajàce od [wzruszeƒ jakby od wiàzaƒ?

Czy k∏adkà jest myÊl?

(MyÊl´ w∏aÊciwie wcià˝ o tym, co sercem [tropi´, i nie wiem, czy jestem pe∏niejszy

[wzruszeƒ, czy poznaƒ.) W przyczó∏kach mej k∏adki jest

[wszystko. Inaczej jednak˝e rosn´.

Inaczej tak˝e si´ chwiej´, w inny bowiem [wczuwam si´ wiatr.

Przemawia do mnie si∏a i s∏aboÊç – [tej si∏y kontrast:

chyba inaczej na sile,

a na s∏aboÊci inaczej opiera si´ Êwiat.

97

(96)

Czy˝ k∏adka jest tylko obrazem tego, kto [po niej przechodzi?

Tkwi w nurcie, a brzegów si´ trzyma.

[Wcià˝ dr˝y na zbiegu ˝ywio∏ów.

Cz∏owiek nie czuje od wewnàtrz ci´˝aru [godzin, które zostajà od góry, ale mijajà od do∏u.

98

(97)

5.

A jednak stoj´. Bior´ mà postaç w profilu [fali, która odsuwa wcià˝ tylko siebie, a mnie

[zostawia.

Mój ruch jest inny:

tam tylko postaç w przeêroczysty uj´ta [nawias, a tutaj prawda, którà mym ˝yciem musz´

[utrwaliç.

99

(98)

6.

Czekaj wi´c, bàdê cierpliwy. Zbior´

[Ciebie ze wszystkich ∏o˝ysk, z potoków, êróde∏ Êwiat∏a, z korzeni

[drzew i s∏oƒca p∏aszczyzn.

Kiedy ju˝ dosyç nasiàkn´,

streszczajàc w sobie dwa ci´˝ary: ci´˝ar [nadziei i grozy, a g∏´bia, którà osiàgn´,

b´dzie dosyç przejrzysta – nikt mi nie [powie, ˝e upraszczam.

100

(99)
(100)

koÊció∏

(fragmenty)

(101)

Synodus

(…)

Zostaniemy biedni i nadzy, a przy tym [przejrzyÊci jak szk∏o, które nie tylko odbija, lecz tnie:

i taki rozci´ty Êwiat niech si´ zrasta pod [smaganiem sumieƒ, które olbrzymià Êwiàtyni´ obra∏y sobie

[za t∏o.

103

(102)

Ewangelia

Prawda nie sàczy oliwy do ran, by nadto [nie piek∏y, nie wsadza na os∏a, którego si´ potem

[ulicami wodzi – prawda musi boleç i kryç si´.

Napinajà si´ w mózgu konstrukcje, kiedy [coÊ si´ nachyla jak gmach wybudowany w ludziach – wszyscy

[myÊlà, jak wyprostowaç nie fronton, lecz grunt g∏´boki, bo

[w∏aÊnie ten si´ opiera jak fala ∏odzi.

Prawda dêwiga cz∏owieka. Kiedy

[cz∏owiek nie dêwignie siebie, gmach zbudowany ciÊnie podwójnym

[zaprawd´ ci´˝arem, który wszyscy w sobie znajdujemy jak

[tajemniczy ekstrakt – obiegajàc zdumione ulice, po których

[obwodzi si´ os∏a (coraz mniej w tych ulicach prawdy?

[czy coraz wi´cej?), patrzymy spokojnie przed siebie, nie

[dosi´ga nas przestrach.

104

(103)
(104)

Wigilia Wielkanocna 1966

(fragmenty)

(105)

W∏aÊciwa inwokacja, czyli wo∏anie do cz∏owieka, który sta∏ si´ cia∏em historii

4.

Do Ciebie wo∏am, Cz∏owieku, Ciebie [szukam – w którym historia ludzi mo˝e znaleêç swe Cia∏o.

Ku Tobie id´, i nie mówi´ „przybàdê”, ale po prostu „bàdê”,

bàdê tam, gdzie w rzeczach ˝aden nie [widnieje zapis, a cz∏owiek by∏, by∏ duszà, sercem, pragnieniem,

[cierpieniem i wolà, gdzie go trawi∏y uczucia i pali∏

[najÊwi´tszy wstyd – bàdê jak wieczysty Sejsmograf tego, co

[niewidzialne a Rzeczywiste.

Cz∏owieku, w którym ludzkie dno si´

[spotyka i ludzki szczyt, w którym wn´trze nie jest ci´˝arem

[i mrokiem, lecz w∏aÊnie sercem.

107

(106)

Cz∏owieku, w którym ka˝dy cz∏owiek [odnaleêç mo˝e zamys∏ najg∏´bszy i korzeƒ w∏asnych uczynków: zwierciad∏o [˝ycia i Êmierci wpatrzone w ludzki nurt, do Ciebie – Cz∏owieku – stale docieram

[przez p∏ytkà rzek´ historii, idàc w stron´ serca ka˝dego, idàc

[w stron´ ka˝dej myÊli (historia – myÊli st∏oczeniem i Êmiercià

[serc).

Szukam dla ca∏ej historii Twojego Cia∏a, szukam Twej g∏´bi.

108

(107)

II

OpowieÊç o drzewie zranionym

1.

By∏ wokó∏ sad, szczepiono drzewa.

Mieszko przechadza∏ si´ w cieniu

[i patrzy∏.

Nie widzia∏ ogrodnika, nie widzia∏ drzew, [nie widzia∏ szczepów.

MyÊla∏: nie skosztuj´ ju˝ tych owoców, [gdy wzejdà.

Skosztuje syn, skosztujà wnuki, prawnuki.

Czy sad obrodzi? jaki owoc uznajà ludzie za dobry?

Nie l´ka si´ ogrodnik nacinaç kory.

[Wierzy drzewu:

˝ycie b´dzie silniejsze od naci´ç, na [nowo wzbierze...

Na siebie patrzeç musz´ jako na pieƒ – rozrasta si´ przeze mnie te˝

[ZRANIONE DRZEWO.

109

(108)

2.

Dlaczego przeze mnie rozrastaç si´ ma [ZRANIONE DRZEWO?

Dlaczego patrzeç mam na siebie jako na [jego owoc?

Korzeƒ, z którego wyrastam, jest mnà – do rozkwitu dochodz´: jest to rozkwit

[w∏asny, jest to w∏asne pi´kno i brzydota scalone

[w jeden twór, w∏asne dobro i z∏o wype∏nia mojà

[ÊwiadomoÊç i od niej zale˝y.

Gdy owoc spada z drzewa historii – [w∏asnym opada ci´˝arem i dojrza∏oÊcià istnienia, po którym

[zostaje znak.

I znak mnie zasklepia.

Drzewo nie wciàgnie mnie w swe arterie:

[w cieÊniny ˝ycia.

Nie przyjmuj´ jego kory ni cienia, który [roztacza...

110

(109)

3.

A jednak przyjà∏em DRZEWO ZRANIONE, choç mu si´ wcià˝ sprzeciwiam.

Przyjà∏em, by ros∏o przeze mnie, przez moich wnuków, prawnuków, by rodzi∏o nas jako owoce –

owoce naci´ç, w których przyjmuje si´

[szczep.

Zrozumia∏em: musi byç zranione, by [szczep mia∏ gdzie utkwiç.

Zrozumia∏em: musi byç zranione, aby [mog∏o przesàczyç si´ ˝ycie.

Zrozumia∏em: musz´ si´ otworzyç...

(granice mego ˝ycia przesuwajà si´ tak,

˝e to, co nie-moje, staje si´ moje – czy˝ nie muszà si´ przesunàç tak,

˝e co moje, stanie si´ nie-moje?)

111

(110)

4.

DRZEWO mówi∏o tak:

nie l´kaj si´, gdy umieram – nie l´kaj si´

[ze mnà umrzeç, nie l´kaj si´ Êmierci – bo patrz,

[od˝ywam: Êmierç tylko dotkn´∏a kory.

Nie l´kaj si´ ze mnà umrzeç i od˝yç.

[Zasklepi si´ znak.

Dojrzeje w nim wszystko na nowo – i owoc nie opadnie ci´˝arem w∏asnym.

DRZEWO odda owoce Temu, kto je [szczepi∏ – b´dziecie po˝ywaç owoce wyros∏e na Mnie, [Zranionym Drzewie.

DRZEWO mówi∏o „na Mnie” – nie [czu∏em jego obcoÊci, znik∏o poczucie przeciwieƒstw pomi´dzy

[Nim a mnà (mo˝e zrazu na chwil´?).

Odchodzi∏em, a DRZEWO sta∏o, obejmujàc przesz∏oÊç i przysz∏oÊç.

112

(111)

5.

Mówi∏em: dobrze, przeroÊnij mnie, gdy [masz moc takà, przeroÊnij wszystkich ludzi albo ich

[wch∏oƒ (nie wch∏ania si´ ludzi, mo˝na ich

[przerosnàç:

wtedy powstaje przestrzeƒ, w której [mieÊci si´ ka˝dy – ka˝dy zostaje sobà, choç zaczyna na

[nowo ˝yç).

113

(112)

VII Wigilia Wielkanocna 1966

Jest taka Noc, gdy czuwajàc przy Twoim grobie, najbardziej jesteÊmy KoÊcio∏em – jest to noc walki, jakà toczy w nas

[rozpacz z nadziejà:

ta walka wcià˝ si´ nak∏ada na wszystkie [walki dziejów, nape∏nia je wszystkie w g∏àb

(wszystkie one – czy tracà swój sens?

[czy go wtedy w∏aÊnie zyskujà?).

Ten Nocy obrz´d ziemi dosi´ga swego [poczàtku.

Tysiàc lat jest jak jedna Noc:

[Noc czuwania przy Twoim grobie.

1966

114

(113)
(114)

rozwa˝anie o Êmierci

(fragmenty)

(115)

Nadzieja, która si´ga poza kres

1.

Nadzieja dêwiga si´ w por´ ze

[wszystkich miejsc, jakie poddane sà Êmierci –

nadzieja jest jej przeciwwagà, w niej Êwiat, który umiera, na nowo

[ods∏ania swe ˝ycie.

Ulicami przechodnie w krótkich bluzach, [z w∏osami, które spadajà na kark, przecinajà ostrzem swoich kroków przestrzeƒ wielkiej tajemnicy, jaka rozciàga si´ w ka˝dym z nich

[mi´dzy Êmiercià w∏asnà i nadziejà:

przestrzeƒ biegnàcà w gór´ jak g∏az [s∏onecznej plamy odwalony od drzwi grobowych.

117

(116)

2.

W przestrzeni tej, w najpe∏niejszym [Êwiata wymiarze, JESTEÂ

i wtedy ja mam sens i moje w grób [opadanie i przechodzenie w Êmierç –

a rozpad, który mnie czyni prochem [niepowtarzalnych atomów, jest czàstkà Twojej Paschy.

118

(117)

3.

W´druj´ wi´c po wàskim tej ziemi [trotuarze, Êrodkiem biegnà pojazdy, odrywajà si´

[kosmiczne rakiety...

w tym wszystkim jest ruch odÊrodkowy (cz∏owiek... fragment Êwiata

[uruchomiony inaczej...), ruch ten nie dociera do jàdra

[nieÊmiertelnoÊci, nie wyzwala od Êmierci –

(cz∏owiek... fragment Êwiata inaczej [uruchomiony...) w´druj´ wi´c po wàskim tej ziemi

[trotuarze, nie odwracajàc uwagi od Twego Oblicza, którego nie ods∏ania mi Êwiat.

119

(118)

4.

Âmierç jest jednak doÊwiadczeniem kresu i ma w sobie coÊ z unicestwienia – nadziejà odrywam moje „ja”, musz´

[oderwaç, aby stanàç nad unicestwieniem...

a wtedy zewszàd wo∏ajà i nadal wo∏aç [b´dà:

„szalejesz, Pawle, szalejesz! ” – oto zmagam si´ z sobà samym i zmagam si´ z tylu ludêmi o mà nadziej´ – mej nadziei nie potwierdza we mnie

˝adne z∏o˝e w∏asnej tylko pami´ci, nadziei w zwierciadle mijania nie

[odtwarza nic, tylko Twoje PrzejÊcie paschalne

zespolone z zapisem najg∏´bszym mego [bytu.

120

(119)

5.

I tak jestem wpisany w Ciebie nadziejà, poza Tobà istnieç nie mog´ –

jeÊli w∏asne me „ja” stawiam ponad [Êmiercià i wydzieram z gruntu zniszczenia, to dlatego,

˝e wpisane jest w Ciebie jak w Cia∏o,

które swojà wype∏nia moc nad ka˝dym [ludzkim cia∏em, by zbudowaç na nowo me „ja” podj´te

[na gruncie mej Êmierci konturem tak bardzo odmiennym

[a przecie˝ najwierniejszym, w którym cia∏o mej duszy i dusza cia∏a

[zespala si´ na nowo, by swój byt – dotàd oparty o ziemi´ –

[ostatecznie oprzeç o S∏owo i zapomnieç wszelkiego bólu jak serce

[uderzone nag∏ym Wichrem, którego nie udêwignie ˝aden na ziemi

[cz∏owiek – a lasy p´kajà w koronach lub nisko

[u korzeni.

Ten Wicher pchni´ty Twà d∏onià staje si´

[oto Milczeniem.

121

(120)

6.

Atomy dawnego cz∏owieka wià˝à

[prastarà gleb´

Êwiata, którego dotykam mojà Êmiercià, i ostatecznie przeszczepiam w siebie, by sta∏y si´ wszystkie Twà Paschà – czyli

[PRZEJÂCIEM.

122

(121)
(122)

odkupienie szuka Twego kszta∏tu by wejÊç w niepokój

wszystkich ludzi

(123)

I

Weronika

1.

Wcià˝ we mnie si´ przeobra˝a zawartoÊç [powszednich dni, wcià˝ szuka ujÊcia jak rzeka,

w∏asnym swoim ci´˝arem przyciÊni´ta do [dna – t´dy wcià˝ up∏ywa ziemia, powszednie

[dni zostajà:

pomi´dzy mnà a ziemià jest ciàg∏oÊç [zarazem i „hiatus”, najciekawsze p´kni´cie wszechÊwiata, który mo˝e nie szuka spe∏nienia, lecz ja, cz∏owiek, musz´ go szukaç, jak rzeka ujÊcia.

W tym szukaniu przeobra˝a si´ wcià˝

[zawartoÊç powszednich dni – ujÊciem jest myÊl?

125

(124)

2.

(˚ywio∏ l˝ejszy od ˝ywio∏ów ziemi i niepodobny do nich,

w którym one majà swoje podobieƒstwo, pozostaje poza nimi jak zwierciad∏o zapatrzone w wszystkie tajemnice, ukryte ogniwo spe∏nieƒ:

przez myÊl stale wchodz´ sam w siebie i stale od siebie odchodz´,

jestem tak˝e w poÊrodku wszystkiego, tak jak ona jest w poÊrodku mnie.) 126

(125)

3.

Przez myÊl Êwiat nie uchodzi w krain´

[samych znaczeƒ, nie uchodzà zwierz´ta ni ludzie, kwiaty

[w wazonach czy te˝ kwiaty na ∏àkach ludzkiego

[osamotnienia ani krople krwi na czole um´czonego

[cz∏owieka – kraina znaczeƒ rozpoÊciera si´

[w poprzek niedocieczonej mi∏oÊci,

stanowi stopieƒ do niej i wst´p.

127

(126)

4.

Tutaj czekam na twoje d∏onie

[pe∏ne codziennych poczynaƒ, tutaj czekam na twoje d∏onie

[trzymajàce zwyczajne p∏ótno.

W krain´ najg∏´bszych znaczeƒ

[wnieÊ twe r´ce, Weroniko, wnieÊ twe r´ce

i dotknij twarzy cz∏owieka.

128

(127)

5.

(Nie pragniesz ani przez chwil´, by twój uczynek

nazwano nie-codziennym;

gdybyÊ zapragn´∏a, ju˝ nie by∏by to uczynek ten sam.)

129

(128)

II Siostra

1.

RoÊniemy razem.

Rosnàç w gór´: przestrzeƒ zieleni

[podparta sercem idzie naprzeciw brzemieniom wiatru zrzucanym znienacka w listowie, rosnàç w g∏àb: nie rosnàç, odkrywaç, jak g∏´boko zapuÊci∏aÊ korzenie,

˝e jeszcze g∏´biej...

Poruszamy si´ w mroku korzeni zapuszczonych we wspólnej glebie.

Porównuj´ stàd Êwiat∏a w górze:

refleks wody na brzegach zieleni.

130

(129)

2.

˚aden cz∏owiek nie ma Êcie˝ek

[gotowych.

Rodzimy si´ jak gàszcz,

który mo˝e zap∏onàç podobnie jak krzak [Moj˝esza lub mo˝e uschnàç.

Âcie˝ki trzeba przecieraç wcià˝, bo mogà [zarosnàç na nowo, przecieraç je trzeba tak d∏ugo, a˝ stanà si´

[proste prostotà i dojrza∏oÊcià wszystkich chwil:

oto ka˝da chwila si´ otwiera ca∏ym [czasem, staje jakby ca∏a ponad sobà,

znajdujesz w niej ziarno wiecznoÊci.

131

(130)

3.

Kiedy ciebie nazywam siostrà, wówczas myÊl´, ˝e ka˝de spotkanie nie tylko nosi w sobie wspólnot´ chwili, lecz ziarno tej samej wiecznoÊci.

132

(131)

III

Imi´

1.

Imi´ twoje powsta∏o wÊród ludzi, którzy [naprzód dostrzegli Êcie˝k´, jakà bieg∏aÊ,

[jakà si´ przedziera∏aÊ.

Idàc z wszystkimi, którzy szli w kierunku miejsca Skazania – czy zacz´∏aÊ si´ nagle przedzieraç, czy te˝ przedziera∏aÊ si´

[od poczàtku?

Od jak dawna? – powiedz, Weroniko.

Imi´ powsta∏o w tej chwili, gdy twe serce [sta∏o si´ obrazem: obrazem prawdy.

Imi´ twoje powsta∏o z zapatrzenia.

133

(132)

2.

Tak bardzo pragniesz widzieç, siostro, tak bardzo pragniesz czuç, ˝e wzrok

[twój dotar∏, tak bardzo pragniesz obrazu w sercu, by czuç.

Widzenie jest przestrzenià mi∏oÊci.

134

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli jesteś uczniem szkoły albo oddziału z nauczaniem języka mniejszości narodowej – musisz również przystąpić do części pisemnej egzaminu z języka tej mniejszości

Wyniki pierwszych randomizowa- nych badań są obiecujące, a dalszy postęp w tej dziedzinie może stać się kolejnym krokiem milowym w kar- diologii interwencyjnej. Wy- starczy dodać,

Krzysztofa Ziai z Ka- tedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Naczyń Śląskiego Uniwersytetu Medycznego (lityczne leczenie udarów i wylewów) oraz prof.. Rafała Kurzawy, szefa

Podczas dyskusji panelowej goście zapoznali się z działaniami, które szkoła realizowała w ramach programu:.. • Szkoła utrzymuje wysokie

• Dzieci poniżej 12 roku życia, nieznające języka niderlandzkiego, mogą uczęszczać na lekcje w każdej szkole!. • Dzieci pomiędzy 12 a 18 rokiem życia mogą rozpocząć

I tę brzozę, która rosła przy studni i która chyba jeszcze tam rośnie już jako bardzo wiekowa. Data i miejsce nagrania

Z tego powodu, właściwsze jest, aby opinia biegłego rewidenta stwierdzała, czy wstępny bilans otwarcia został przygotowany we wszystkich istotnych aspektach zgodnie z

Rozpatruje się w nim naj- istotniejsze funkcje narządu wzroku, tj.: ostrość wzro- ku do dali i bliży, pole widzenia, widzenie prze- strzenne, rozpoznawanie barw,