• Nie Znaleziono Wyników

POŚWIĘCONE MARYI )

W dokumencie Nie-boska komedya (Stron 23-110)

' ) Tem im ieniem poeta nazywa tu panią Joanną z Morzkow- skich Bóbr-Piotrowicką, którą poznał wiosną 1834 roku w Rzymie.

C Z Ę Ś Ć P I E R W S Z A .

Ciwiazdy w o ko ło tw o je j głow y — pod tw o je m i nogi *) fale m orza — na falach m orza tęcza przed tobą pędzi i ro z­

dziela m gły — co ujrzysz, je st tw ojem — brzegi, miasta i lu ­ dzie tobie się przynależą — niebo jest tw ojem — chwale tw o je j niby nic nie zrówna 2). —

*

* *

T y grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. — S p la ­ tasz serca i rozwiązujesz; gdyby wianek, igraszkę palców tw o ich — łzy wyciskasz — suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na ch w ilę — na ch w il kilka — cza­

sem na w ieki. — A le sam co czujesz? — ale sam co tw o ­ rzysz?— co myślisz?— Przez ciebie płynie strum ień piękności,

) Forma nieprawidłowa, często już w staropolszczyźnie uży­

wana; pow. b.: nogami. »

*) Apostrofa do poezyi.

22 Z y g m u n t K ra siń ski

ale ty nie jesteś p ię kn o ścią 1). — Biada ci — b ia d a !— D zie­

cię, co płacze na ło n ie m am ki — k w ia t polny, co nie wie 0 w oniach swoich, w ięcej ma zasługi przed Panem od ciebie. —

*

* *

Skądżeś pow stał, m arny cieniu, k tó ry znać o św ietle dajesz, a św iatła nie znasz, nie w idziałeś, nie obaczysz!

K to cię s tw o rz y ł w gniewie lub w iro n ii? — kto c i d a ł życie nikczem ne, tak zwodnicze, że potrafisz udać anioła chw ilą, n im zagrząfniesz w b ło to , nim , jak płaz, pójdziesz czołgać 1 zadusić się m u łe m ? — T obie i niew ieście jeden jest po­

czątek 2) . —

*

# *

A le i ty cierpisz, choć tw o ja boleść nic nie utw orzy, na n ic się nie zda.— O statniego nędzarza jęk policzon m ię ­ dzy tony h a rf niebieskich. — T w o je rozpacze i westchnienia opadają na d ó ł i szatan je zbiera, dodaje w radości do sw oich kłam stw i złudzeń — a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły P a n a .—

#

* *

N ie przeto wyrzekam na ciebie, poezyo, m atko pięk­

ności i zbawienia. — Ten ty lk o nieszczęśliwy, kto na św ia­

tach poczętych, na św iatach, m ających zginąć, m usi

wspo-') Krasiński określa w ten sposób człowieka, który pięknym frazesem poetyckim okrywa czczość duszy, jest poetą słowa tylko, a nie poetą czynu. Taka poezya musi być marna, złudna i bezpłodna. Wy- obrazicielem takiej poezyi jest hr. H enryk..

ł ) Słowa te, przypominające wykrzyk Hamleta: „Kobieto! twoje im ię jest słabość”, charakteryzują słabość, nicość takiego poety.

N ie-B oska Komedya. 23

m inąć lub przeczuwać ciebie — bo jedno tych gubisz, k tó ­ rzy się pośw ięcili tobie, którzy się stali żyw ym i glosam i tw ej c h w a ły .—

— #

• •

B łogosław io ny ten, w którym zamieszkałeś, jako Bóg zam ieszkał w świecie, niew idziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, w ie lk i, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i m ówią: „O n jest tu ta j* .— T a k i cię będzie nosił, gdyby gwiazdę, na czole swojem , a nie oddzieli się od twej m iłości przepaścią s ło w a 1)- — On będzie kochał ludzi i w y­

stąpi mężem pośród braci sw oich.— A kto cię nie dochowa, kto zdradzi zawcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom , tem u sypniesz kilka kw iatów na głow ę i odw rócisz się, a on zw ię d łym i się baw i i grobow y w ieniec splata sobie przez całe życie.— Tem u i niew ieście jeden je st początek.—

* «

* •

') Poezyi słowa Krasiński przeciwstawia poezyę słowa i czynu M id r i*1**' 8 iedyn’e daje szczęście i zadowolenie; takim poetą byl

A N IO Ł S T R Ó Ż . Pokój ludziom dobrej w o li — b ło g o ­ sław iony pośród stworzeń, kto ma serce on jeszcze zba- w ion być może — żono dobra i skrom na, zjaw się dla nie­

go — i dziecię niechaj się urodzi w domu w a s z y m 1)- — ( przelatuje).

*

•» # *

C H Ó R Z Ł Y C H D U C H Ó W . W drogę, w drogę, widm a, lećcie ku n ie m u !— T y naprzód, ty na czele, cieniu nałożni­

cy, um arłej w czoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kw iaty, dziew ico, kochanko poety, naprzód.

W drogę i ty, sławo, stary orle, wypchany w piekle, zd ję ty z palu, kędy cię strzelec zaw iesił w jesieni leć i roz­

tocz skrzydła, w ielkie, białe od słońca, nad głową poety.

Z naszych sklepów wynidź, spró ch n ia ły obrazie e d e ­ nu 2), dzieło B e lze b u b a s) — d ziury zalepiem i rozw iedziem y pokostem — a potem, płó tn o czarodziejskie, zw iń się w ch m u ­ rę i leć do poety — wnet się rozw iąż naokoło niego, opasz

i ) Anioł Stróż przedstawia dodatni pierwiastek w duszy Hen- ryka; pierwsze jego słowa przypominają wyrazy chórów anielskich, słyszanych przez pasterzy pod Betleem w chwili narodzenia się

Chry-stusa Pana. , . .

ł ) Eden — raj ziemski według podań hebrajskich.

*) Belzebub — szatan, dyabeł.

N ie-B oska Kom edya. 25

go skalam i i w odam i, naprzem ian nocą i dniem . — M a tk o naturo, otocz p o e tę !1)

* * *

W ie ś k o ś c ió ł n a d ko ś c io łe m A N IO Ł S T R Ó Ż się kołysze.

Jeśli dotrzym asz przysięgi na w ieki, będziesz bratem m oim w obliczu O jca niebieskiego ( z n ik a ) .

* * *

W n ę trz k o ś c io ła ś w ia d k i g ro m n ic a n a o łta r z u. —

K S IĄ D Z ( ś lu b d a je ).

' P am iętajcie na t o . —

W sta je p a r a— M Ą Ż ś c is k a rę kę żo n y i o d d a je j ą k re w n e m u — w szyscy w ych o d zą on sam z o s ta je w ko ście le .

Z s tą p iłe m 2) do ziem skich ślubów, bom znalazł tę, o któ re j m arzyłem — przeklęstw o m o je j głow ie, je ś li ją kiedy kochać przestanę. —

K o m n a ta p e łn a osób b a l m u z y k a św iece k w ia ty . P a n n a m ło d a w a lc u je i p o k ilk u o k rę g a c p s ta je , p rz y p a d k ie m n a p o ty k a m ę ża w tłu m ie i g ło w ę o p ie ra n a je g o r a m ie n iu.

P A N M Ł O D Y . Ja kie ś m i piękna w osłabieniu swo- jem — w nieładzie kw ia ty i p e rły na w łosach tw o ich p ło ­ niesz ze w stydu i znużenia — o wiecznie, w iecznie będziesz pieśnią m oją. —

P A N N A M Ł O D A . Będę w ierną żoną tobie, jako m at­

ka m ów iła, jako serce m ów i. — A le ty le lu d zi jest tu ta j tak gorąco i huczno. —

0 Z łe duchy są wcieleniem fałszywej poetyczności Henryka, której gotów był wszystko poświęcić.

2) Wyraz ten doskonale określa stosunek Henryka do zaw ar­

tego dopiero małżeństwa i tłómaczy późniejsze jego postępowanie.

26 Z y g m u n t K rasiński.

P A N M Ł O D Y . Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w m yśli patrzał na sunących a n io łó w 1). —

P A N N A M ŁO D A . Pójdę, je ś li chcesz, ale już s ił pra­

w ie nie m a m .—

P A N M ŁO D Y . Proszę cię, m oje kochanie. — (Taniec i muzyka).

*

* *

N oc pochm urna— D U C H Z Ł Y pod postacią dziewicy, lecąc.—

e

Niedawnom jeszcze biegała po ziem i, w taką samą porę — teraz gnają m nie czarty i każą świętą u d a w a ć.—

(le c i nad ogrodem).

K w iaty, od ryw a jcie się i lećcie do m oich w ło s ó w .—

(le c i nad cmentarzem).

Świeżość i w dzięki u m a rłych dziew ic, rozlane w po­

w ie trz u , płynące nad m o g iła m i, lećcie do jagód m o ich .—

T u czarnowłosa się rozsypuje — cienie je j puklów , za­

w iś n ijc ie m i nad czo łe m ! — Pod tym kam ieniem zgasłych d w oje ócz b łę k itn y c h — do m nie, do m nie, ogień, co tla ł w nich! — Za te m i kraty sto grom nic się pali — księżnę dziś pochow ano — suknio atłasowa, b iała ja k m leko, o d e rw ij się od n ie j! — Przez kraty le ci suknia do m nie, trzepocząc się, ja k ptak— a dalej, a d a le j.—

Pokój sypialny — lam pa nocna sto i na stole i blado oświeca męża, śpiącego obok żony. —

‘) Oba przem ówienia Henryka w tej krótkiej scenie są n iezm ier­

n ie charakterystyczne i uwydatniają kontrast charakterów: słodkiej, d ob rej, prostej M aryi i fantasty, chorującego na poezyę, jej męża.

M Ą Ż (przez sen). Skądże przybywasz, niew idziana, nieslyszana oddawna — jak woda płynie, tak płyną tw o je stopy, dwie fale b iałe — pokój św ię to b liw y na skroniach tw oich — wszystko, com m a rzył i kochał, zeszło się w to ­ b ie 1) — (przebudza się). G dzież jestem ! — ha, przy żonie — to m oja żona (w patruje się w żonę). Sądziłem , że to ty je ­ steś m arzeniem m ojem , a otóż po d łu g ie j przerw ie w ró c iło ono i rożnem je st od ciebie.— T y dobra i m iła , ale tam ta...

Boże — co widzę — na jaw ie! —

D Z IE W IC A . Z d ra d ziłe ś m nie (znika).

M Ą Ż . Przeklęta niech będzie chw ila, w któ re j poją­

łem kobietę, w któ re j opuściłem kochankę la t m łodych, m yśl m yśli m oich, duszę duszy m ojej...

Ż O N A (przebudza się). Co się stało — czy ju ż dzień — czy powóz z a s ze d ł? — W szak m am y jechać dzisiaj po różne sprawunki. —

M Ą Ż. Noc głucha — śpij — śpij głęboko. —

Ż O N A . Możeś zasłabł nagle, m ój drogi? Wstanę i dam c i eteru2). —

M Ą Ż . Z aśnij. —

Ż O N A . Powiedz m i, drogi, co m a s z 3), bo głos tw ó j niezw yczajny, i gorączką nabiegły ci jagody. —

M Ą Ż (zryw ając się). Świeżego pow ietrza m i trz e b a .—

Zostań się — przez Boga, nie chodź za mną — nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze — (wychodzi).

N ie -B o s k a Kom edya. 27

Ogród przy świetle księżyca — za parkanem kościół.

M Ą Ż . Od dnia ślubu m ojego spałem snem o d rętw ia­

łych , snem żarłoków , snem fabrykanta Niem ca przy żonie

■) Henryk czuje zbliżenie się pokusy chorobliwej poetyczności, uosobionej w Złym Duchu, co zjawia się w postaci dziewicy; jedno­

cześnie stosunek małżeński zaczyna mu ciężyć, jak nieznośna proza

‘ P°r- następną scenę).

*) Środek, używany często przez samego poetę podczas cierpień.

) Gallicyzm; pow. być: co ci jest?

N iem ce *) — św iat cały jakoś zasnął w około m nie na po­

dobieństw o m oje — je źd ziłe m po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się m i narodzić, m yślałem 0 mamce. —

(B ije druga na wieży kościoła).

Do m nie, państwa m oje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod m yśl m oją — słuchające natchnień m o ich — niegdyś odgłos nocnego dzwonu b y ł hasłem waszem-— (cho­

dzi i załam uje rące). Boże, czyś T y sam uśw ięcił związek dw óch ciał? czyś T y sam w yrzekł, że nic ic h rozerw ać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała, gdyby dwa trupy, zostawią przy sobie? —

Znow u jesteś przy m nie — o m oja — o m oja, zabierz m nie z sobą.— Jeśliś złudzeniem , je ślim cię w ym yślił, a tyś się u tw o rzyła ze m nie i teraz obawiasz się m nie, niechże 1 ja będę marą, stanę się m głą i dym em , by zjednoczyć się z to b ą .—

D Z IE W IC A . P ójdzieszli za mną, w k tó ryko lw ie k dzień, przylecę po ciebie?

M Ą Ż . O każdej c h w ili tw o im je s te m .—

D Z IE W IC A . P a m ię ta j.—

M Ą Ż . Zostań się — nie rozpraszaj się, jako sen. — Jeśliś pięknością nad pięknościam i, pom ysłem nad wszyst- kie m i m yśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej, m y ś li? —

( O kn o o tw ie ra się w p rz y le g ły m d o m u ).

G ŁO S K O B IE C Y . M ój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, m ój najlepszy, bo m i tęskno samej w tym czarnym , dużym p o k o ju .—

M Ą Ż. D obrze — za ra z.—

28 Z y g m u n t K ra s iń s k i.

0 Poeta w ten sposób wyobrażał sobie przyszłe pożycie z ko­

bietą, którą mu ojciec narzuci (tak się też w samej rzeczy stało), jako coś niezm iernie prozaicznego i płaskiego.

N ie-B oska K om edya. 29

Z n ik ł duch, ale obiecał, że pow róci, a w tedy żegnaj m i, ogródku, i dom ku, i ty, stworzona dla ogródka i dom ku, ale nie dla mnie. —

G ŁO S. Z m iłu j się — coraz c h ło d n ie j nad rankiem .—

M Ą Ż . A dziecię m oje — o Boże! (w y c h o d z i).

* * *

S a lo n d w ie św iece n a fo r te p ia n ie k o le b k a z uśpionem d z ie c k ie m w k ą c ie M ą ż ro z c ią g n ię ty n a krze śle , z tw a rz ą

u k r y tą w d ło n ia c l). Ż o n a p rz y fo r te p ia n ie .

Ż O N A . B yłam u O jca B eniam ina, obiecał m i się na pojutrze. —

M Ą Ż . D ziękuję ci. —

Ż O N A . P osłałam do cukiernika, żeby kilka to rt przy­

sposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny — wiesz — takie czekoladowe, z cyfrą Jerzego S ta n is ła w a l )-—

M Ą Ż. D ziękuję ci.

Ż O N A . Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrzą­

dek — że O rcio nasz zupełnie chrześcijaninem się sta­

n ie — bo, choć już ochrzczony z wody, zdawało m i się za­

wsze, że mu nie dostaje czegoś — (id z ie do k o le b k i). Ś pij, m oje dziecię — czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś k o ł­

d e rk ę — ot, tak — teraz leż tak. — O rcio m i dzisiaj niespo­

k o jn y — m ój m aleńki — m ój śliczny, ś p ij. —

M Ą Ż ( n a s tro n ie ). Parno — duszno— burza się gotuje—

rych ło ż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce m oje? — Z O N A (w ra c a , s ia d a do fo r te p ia n u , g r a i p rz e ry w a , znow u g r a ć z a c z y n a i p rz e s ta je z n o w u ). D zisiaj, w czoraj — ach! m ój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech ty ­ godni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do m n ie — i wszyscy, których widzę, m ów ią m i, że źle wyglądam . —

M Ą Ż ( n a s tro n ie ). Nadeszła godzina — n ic je j nie od­

wlecze — (g ło ś n o ). Zdaje m i się, owszem, że dobrze w y­

glądasz. —

' ) Imiona, wybrane dla ich synka, który vma być niebawem ochrzczony.

Ż O N A . T obie wszystko jedno, bo ju ż nie patrzysz na m nie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę b lizko .— W czoraj byłam u spowiedzi i przypom inałam sobie wszystkie grzechy— a nie m ogłam nic znaleźć takiego, coby cię obrazić m o g ło .—

M Ą Ż . N ie obraziłaś m nie. — Ż O N A . M ój Boże — m ój Boże! —

M Ą Ż . Czuję, że pow inienem cię ko c h a ć .—

Ż O N A . D obiłeś m nie tern jednem : „p o w in ie n e m ” — ach!

lepiej wstań i pow iedz — „n ie kocham " — przynajm niej ju ż będę w iedziała w szystko wszystko. (z r y w a się i b ie rz e d z ie c k o z k o le b k i). Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew tw ó j poświęcę — dziecko m oje kochaj — dziecko m oje, H en­

ryku — (p rz y k lę k a ).

M Ą Ż (p o d n o s z ą c ). N ie zważaj na to, com p o w ie d z ia ł—

napadają m nie często złe c h w ile — n u d y .—

Ż O N A . O jedno słow o cię proszę — o jedną obietnicę ty lk o — powiedz, że go zawsze kochać będziesz.—

M Ą Ż . I ciebie i jego — w ierzaj m i.

( C a łu je j ą w c z o ło — a o n a go o b e jm u je r a m io n a m i— w te m g rz m o t s ły c b a ć z a ra z p o te m m u z y k ę a k o rd p o a k o rd z ie

i c o ra z d z ik s z e ).

Ż O N A . Co to znaczy? — (d z ie c ię c iś n ie do p ie rs i) . ( M u z y k a się u ry w a ).

W cb o d zi D Z IE W IC A .

O m ój luby, przynoszę c i błogosław ieństw o i rozkosz—

chodź za mną. —

O m ój luby, odrzuć ziem skie łańcuchy, któ re cię pę­

ta ją .— Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy O* — Jam tw oja. —

Ż O N A . Najświętsza Panno, ra tu j m nie — to w idm o blade, ja k u m a rły,— oczy zgasłe i głos, ja k skrzypienie woza, na którym tru p le ż y .—

30 Z y g m u n t K ra siń ski.

' ) T. j. ze świata wyobraźni i poezyi.

M Ą Ż. Tw e czoło jasne, tw ó j w ło s kw ieciem p rze ty- kany, o lu b a .—

Ż O N A . C ałun w szmatach opada je j z ra m io n .—

M ĄŻ. Ś w ia tło le je się naokoło ciebie — głos tw ó j raz jeszcze — niechajza ginę potem .—

D Z IE W IC A . Ta, która cię w strzym uje, jest złudze­

n ie m .— Jej życie znikom e — je j m iłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych — ale ja nie p rz e m in ę .—

Ż O N A . H enryku, H enryku, zasłoń m nie, nie daj m ńie—

czuję siarkę i zaduch grobow y ’ )• —

M Ą Ż. K obieto z gliny i z b ło ta , nie zazdrość, nie po- tw a rza j— nie b lu źń — patrz— to m yśl pierwsza Boga o to b ie 2), ale tyś poszła za radą węża *) i stałaś się, czem jesteś. —

Ż O N A . N ie puszczę cię. —

M Ą Ż. O luba! rzucam dom i idę za to b ą —(w y c h o d z i).

Ż O N A . H enryku H e n ry k u ! (m d le je i p a d a z d z ie c ­ kie m — d r u g i g rz m o t).

*

* *

C h rz e s t G oście O jc ie c B e n ia m in O jc ie c c h rz e s tn y

M a tk a c h rz e s tn a M a m k a z d z ie c k ie m na s o fie n a boku s ie d z i Ż o n a w g łą b i s łu ż ą c y .

P IE R W S ZY GOŚĆ (p o c ic h u ). D ziw na rzecz, gdzie H rabia się podział. —

D R U G I GOŚĆ. Z a b a ła m u cił się gdzieś lub p is z e .—

P IE R W S Z Y GOŚĆ. A P ani blada, niewyspana, słow a do nikogo nie przem ów iła. —

T R Z E C I GOŚĆ. Chrzest dzisiejszy przypom ina m i bale, na które zaprosiwszy gospodarz zgra się w ilią w karty, a po­

tem gości p rzyjm u je z grzecznością rozpaczy. —

') W tej rozmowie najlepiej może uwydatnia się przeciwieństwo charakterów Henryka i Maryi: on w zjawiającym się duchu dziewicy widzi wymarzoną w snach poetyckich kochankę, ona, kobieta prosta i pospolita — przebrzydłą marę, groźną dla jej szczęścia domowego.

Odbicie nauki Platona o wiecznych ideach, przebywających w tonie Boga, ideach, których rzeczy zmysłowe są tylko slabem i nie- aoskonałem odbiciem.

J) Aluzya^do legendy biblijnej o grzechu pierworodnym.

N ie-B oska K om edya. 31

C Z W A R T Y GOŚĆ. O puściłem śliczną księżniczkę — przyszedłem — sądziłem , że będzie sute śniadanie, a zam iast tego, ja k P ism o m ów i, płacz i zgrzytanie zębów. —

O JC IE C B E N IA M IN . Jerzy Ś tanisław ie, przyjm ujesz o le j św ięty?

O JC IE C i M A T K A C H R Z E S T N A . P rz y jm u ję .—

JE D E N Z G O ŚC I. Patrzcie, wstała i stąpa, ja k gdyby we śnie. —

D R U G I GOŚĆ. R oztoczyła ręce przed się i, chw iejąc się, idzie ku synowi. —

T R Z E C I GOŚĆ. Co m ów icie !— P odajm y je j ram ię, bo zem dleje. —

O JC IE C B E N IA M IN . Jerzy Stanisław ie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?

O JC IE C i M A T K A C H R Z E S T N A . W yrzekam s ię .—

JE D E N Z G O ŚC I. C yt — s łu c h a jc ie .—

Ż O N A ( k ła d ą c d ło n ie n a g ło w ie d z ie c ię c ia ). Gdzie o j­

ciec tw ó j, O rc io 1) ? —■

O JĆ IE C B E N IA M IN . Proszę nie p rz e ry w a ć .—

Ż O N A . B łogosław ię cię, O rciu, błogosław ię, dziecię m oje. — Bądź poetą, aby cię O jciec kochał, nie o d rzu cił kiedyś 2). —

M A T K A C H R Z E S T N A . A le pozwólże, m oja M arysiu.—

Ż O N A . T y O jcu zasłużysz się i przypodobasz — a w te ­ dy on tw o je j M atce przebaczy. —

O JC IE C B E N IA M IN . B ój się Pani H rabina Boga. — Ż O N A . P rzeklinam cię, je ś li nie będziesz poetą — ( m d le je w ynoszą j ą s łu g i) .

G O Ś C IE (r a z e m ). Coś nadzwyczajnego zaszło w tym dom u — wychodźm y, w y c h o d źm y!— /

(T y m c z a s e m o b rz ą d się k o ń c z y d z ie c ię p ła c z ą c e odnoszą do k o le b k i).

32 Z y g m u n t K ra s iń s k i.

') Zdrobniałe od Jerzy.

2) Pierwszy to objaw rozstroju umysłowego nieszczęśliwej ko­

biety, która, chcąc dorównać poetycznym uniesieniom męża, dostaje pomieszania zmysłów.

N ie-B oska Komedya. 33

O JC IE C C H R Z E S T N Y (p r z e d k o le b k ą ). Jerzy S ta n i­

sławie, dopiero coś został chrześcijaninem i w szedł do to ­ warzystwa ludzkiego, a później zostaniesz obywatelem , a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakom itym urzędnikiem — pamiętaj, że O jczyznę kochać trzeba, i że nawet za O j­

czyznę zginąć jest p ię k n ie ...1) (W y c h o d z ą w szyscy).

* * *

(P ię k n a o k o lic a w z g ó rz a i la s y g ó ry w o d d a li2) . M Ą Ż . Tegom żądał, o to przez długie m o d liłe m się lata i nareszciem już b liz k i m ojego celu — św iat lu d zi zo­

staw iłem z ty łu — niechaj sobie tam każda m rów ka bieży i baw i się źdźbłem swojem , a kiedy go opuści, niech ska­

cze ze złości lu b um iera z ż a lu .—

G ŁO S D Z IE W IC Y . T ędy — tędy. — (P rz e c h o d z i).

* * *

G ó ry i p rz e p a ś c ie p o n a d m o rze m g ę ste c h m u ry b u rz a . M Ą Ż. Gdzie m i się podziała — nagle ro zp łyn ę ły się wonie poranku, pogoda się zaćm iła — stoję na tym szczy­

cie, otchłań pode mną, i w ia try huczą przeraźliw ie. — G ŁO S D Z IE W IC Y (w o d d a le n iu ). Do m nie, m ój lu b y !—

M Ą Ż . Jakże ju ż daleko* a ja przesadzić nie zdołam przepaści. —

G ŁO S (w p o b liż u ). Gdzie skrzydła tw o je ?

M Ą Ż. Z ły duchu, co się natrząsasz ze m nie, gardzę tobą. —

G ŁO S D R U G I. U wiszaru góry tw oja w ielka dusza, nieśm iertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć m iała, ot Kona! — i nieboga tw o ich stóp się prosi, by nie szły dalej — w ielka dusza — serce w ie lkie . —

*) Epizodyczna postać Ojca Chrzestnego, napuszonego a zimnego dek.amatora, w tym krótkim monologu występuje z wielką wyrazistością.

■) W tle krajobrazowem tej i następnych scen odbijają się w ra­

żenia poety z pobytu w Szwajcaryi, a także i krajobraz alpejski w „M anfredzie”.

Nie-Boska Komedya. 3

M Ą Ż . Pokażcie m i się, weźcie postać, którąbym m ógł zgiąć i obalić. — Jeśli s ię 'w a s ulęknę, bodajbym Jej nie otrzym ał nigdy. —

D Z IE W IC A (n a drugiej stronie przepaści). U w iąż się d ło n i m ojej i w z le ć ! —

M Ą Ż . Cóż się dzieje z tobą? — K w ia ty odryw ają się od skroni tw o ic h i padają na ziem ię, a jak tylko się je j dotkną, ślizgają, ja k jaszczurki, czołgają, jak żm ije. —

D Z IE W IC A . M ój luby! —

M Ą Ż . Przez Boga, suknię w ia tr z d a rł ci z ram ion i ro zd a rł w szmaty. —

D Z IE W IC A . Czemu się ociągasz? —

M Ą Ż . Deszcz kapie z w ło s ó w — kości nagie w yzierają z łona. —

D Z IE W IC A . O biecałeś — p rzysią g łe ś.—

M Ą Ż . B łyskaw ica źrzenice je j w yżarła.

C H Ó R D U C H Ó W Z ŁY C H . Stara, wracaj do piekła — u w io d ła ś serce w ie lkie i dum ne, podziw lu d zi i siebie sa­

mego. — Serce w ielkie, idź za lubą tw oją.

M Ą Ż . Boże, czy ty m nie za to potępisz, żem uw ie ­ rzył, iż tw o ja piękność przenosi o całe niebo piękność te j ziem i — za to, żem ścigał za nią i m ęczył się dla niej, ażem s ta ł się igrzyskiem szatanów?

D U C H Z Ł Y . S łuchajcie, bracia — słuchajcie! — M Ą Ż . D o b ija ostatnia godzina.— B urza kręci się czar­

nym i w iry — m orze dobyw a się na skały i ciągnie ku m nie niew idom a siła pcha m nie coraz dalej — coraz b liżej z ty łu tłu m lu d zi w sia d ł m i na b a rki i prze ku o tc h ła n i1)-

DUC.H ZŁY . R adujcie się, bracia — radujcie.

M Ą Ż . Napróżno w alczyć — rozkosz o tc h ła n i m nie p o ­ rywa — zaw rót w duszy m o je j2) — Boże wróg T w ó j zw y­

cięża! s) —

’ ) W słowach tych zamyka się jakby pierwsze przeczucie strasz­

liw ej burzy społecznej, która ma rozegrać się w III części poematu.

*) W słowach tych przebija się chęc samobójstwa, do ktorego nie dopuszcza Anioł Stróż, powracając Henryka na łono rodziny. S a­

mobójczą śm iercią ginie Henryk dopiero przy końcu II części.

3) T. j. Szatan.

34 Z y g m u n t K ra s iń s k i.

A N IO Ł S T R Ó Ż (p o n a d m o rz e m). P okój wam, bałw any, uciszcie się! —

W tej c h w ili na głow ę dziecięcia twego zlewa się woda święta. —

W racaj do dom u i nie grzesz w ięcej *)• — W racaj do dom u i kochaj dziecię tw oje. —

N ie-B oska K om edya. 35

S a lo n z fo rte p ia n e m w ch o d zi M ą ż s łu ż ą c y ze św ie cą za n im .

M Ą Ż. Gdzie pani ?

S ŁU G A . J. W. P ani słaba. —

M ĄŻ. B yłem w je j pokoju — p u sty.—

S ŁU G A . Jasny Panie, bo J. W. P ani tu n iem a.—

M Ą Ż . A gdzie?

S ŁU G A . O d w ie źli ją w c z o r a j...

M Ą Ż . G dzie?

S ŁU G A . Do dom u w aryatów (u c ie k a z p o k o ju ).

M Ą Ż . S łuchaj, M aryo, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby m nie ukarać, ozw ij się, proszę cię — M aryo — M arysiu! —

N ie — n ik t nie odpow iada — Janie — K a ta rzyn o ! — Ten dom cały o g łu c h ł — o n ie m ia ł. —

Tę, któ re j przysiągłem w ierność i szczęście, sam s trą ­ ciłem do rzędu potępionych ju ż na tym św iecie.— W szystko, czegom się dotknął, zniszczyłem , i siebie samego zniszczę w końcu. — Czyż na to piekło m nie w ypuściło, bym trochę dłużej b y ł jego żywym obrazem na ziem i?

Na jakiejże poduszce ona dziś głow ę p o ło ż y ? — Ja­

kież dźw ięki otoczą ją w n o cy? Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. — W idzę ją — czoło, na któ re m zawsze m yśl

kież dźw ięki otoczą ją w n o cy? Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. — W idzę ją — czoło, na któ re m zawsze m yśl

W dokumencie Nie-boska komedya (Stron 23-110)

Powiązane dokumenty