• Nie Znaleziono Wyników

Nie-boska komedya

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nie-boska komedya"

Copied!
110
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

WYBÓR PISARZĆW POLSKICH I OBCYCH DLA DOMU I SZKOŁY - k 8

ZY G M U N T KRASIŃSKI

HIE-B0SK3 K0MEDY9

ze w s tę p e m i o b ja ś n ie n ia m i

HENRYKA GALLEGO

W y d a n ie d ru g ie , p rz e jrz a n e i p o p ra w io n e

K R A K Ó W — G. G E B E T H N E R I S P Ó Ł K A .

(6)

SKŁADY GŁÓWNE:

Poznań — M. N iem ierkiew icz.

New Jork, The Polish Book Im porting Co., Inc.

Geprilft nnd freigegeben P resseverw altung, W a rachan , <1. 5 .-IX . 1918.

T. N r. 11325. D r. N r. 298.

Z a k l. G raf. B. W ie rz b ic k i i S -k a, W a rs za w a , Chm ielna 61.

(7)

C hw ila napisania ,,N ie-B oskiej K o m e d yi“ przypada na epokę dojrzew ania duchowego Zygm unta. M ia ł on wówczas la t 21, dojrzew anie w ięc było nie w ą tp liw ie przedwczesne.

Z ło ż y ł się na to ca ły łańcuch różnorodnych przyczyn. Je­

dynak w rodzin ie arystokratycznej, nader starannie w ykształ­

cony, po matce, M a ryi R a d ziw iłłó w n ie , która go wcześnie osierociła, odziedziczył nerwowość i skłonność do m elan­

ch o lii, w ątłość ciała, w połączeniu z żywością i w rażliw ością um ysłu. O jcie c jego, jenerał W incenty Krasiński, dawny N apoleończyk, później w ie rn y sługa Aleksandra I w w ojsku polskiem , dum ny i am bitny magnat, ch cia ł w idzieć w swym synu chlubę rodu, lu b ił, gdy go podziwiano, jako „cu d o w n e ", jakbyśm y dziś pow iedzie li, dziecko, cieszył się z jego przed­

wczesnego rozw oju.

W listopadzie 1828 r. Z yg m u n t zamieszkał w Genewie.

P ilne czytanie poetów, zwłaszcza angielskich, h isforyków i filo z o fó w , słuchanie w ykładów np. prof. Pelegrina Rossi’ego, w ybornego znawcy h isto ryi Rzymu, wspólna wycieczka w A lp y Berneńskie z M ickiew iczem , starszym o lat. kilkanaście, już głośnym poetą, serdeczna przyjaźń, którą <¥awarł z m łodym , inte lig e n tn ym A nglikiem arystokratycznego rodu, H enrykiem Reeve’em, wreszcie nieszczęśliwa m iło ść do m łodej A ngielki, H e n rye tty W illa n , z którą o jciec nie p o z w o lił mu się p o łą ­ czyć, wszystko to rozszerzało jego w idnokrąg um ysłow y, po­

g łę b ia ło ducha.

(8)

4

A le najw ażniejszym bezsprzecznie czynnikiem była b y ­ stra obserwacya zjaw isk życia społecznego. Od czasu ko n ­ gresu wiedeńskiego (1815 r.) prądy rew olucyjne zaczęły coraz g łę b ie j nurtow ać policyjn o -m o n a rch iczn y u stró j państw’

E uropy. Od Petersburga (zam ach grudniow ców 1825 r.) do Paryża (rew olucya lipcow a 1830 r.), wszędzie daw ały się spostrzegać niepokojące objaw y w rzenia, któ re z coraz wzrastającą potęgą w ystąpiły pod koniec trzeciego dziesiątka la t X IX w., w yw o łu ją c jednocześnie nieom al rew olucyę we F rancyi, B e lg ii i Polsce.

Do czynników politycznych w tych ruchach przyłącza się jeszcze nowy pierw iastek, któ ry w „N ie -B o s k ie j Kome- d y i“ znajdzie doskonały w yraz artystyczny, m ianow icie eko­

nom iczno - społeczny. K iedy K rasiński b a w ił w Genewie, w Lyonie w yb u ch ły w śród pracow ników fa b ryk jedw abiu rozruchy robotnicze, które m ia ły przebieg bardzo krw aw y:

w starciu z w ojskiem padło przeszło tysiąc trupów , jakiś czas nawet powstańcy b y li panami miasta, zanim ściągnięto dostateczną ilo ść wojska.

Jednocześnie w Paryżu uczniow ie m yśliciela społecz­

nego i ekonom isty, ojca późniejszego pozytyw izm u i socya- lizm u , autora słynnego dzieła: „N o w y chrystyanizm " ( „ L e nouveau ch ristia n ism e “ ) i S aint-S im ona ( + 1825 r.), zw łasz­

cza Bazard i E nfantin, oraz Żyd francuski, O linde R o d ri- gues, głoszą hasła przeobrażenia u stroju politycznego, hasła w yzw olenia kobiety i w arstw pracujących, w spólności posia­

dania, zwalczają ka tolicyzm i p rzyw ile je kastowe, tw orzą nową religię, organizują sw oje gm iny, nie tylko w Paryżu, ale i na prow incyi, oparte na zasadach kolektyw izm u (w s p ó l­

nej w łasności).

W ydaw ali oni pism o p. t. „L e G lobe", w którem g ło ­ s ili hasła w yw rotow e. „N ie macie już o łta rzy — pisa ł tam E n fa n tin — T ro n y się chw ieją, Rodziny są w rozdarciu: nie­

ma Boga, niem a K ró ló w , niema M iło ś c i. Nowa Religia, no­

wa P olityka, nowa M oralność — oto, co wam przynoszę".

„W y wszyscy — pisał „L e G lo b e " dn. 5 marca 1831 — co chcecie porządku, pokoju, bezpieczeństwa, nie m ów cie, że m y w y w o łu je m y p tze w ró t ogólny; otw órzcie oczy, wszędzie

(9)

5

jest p rze w ró t dokonany, wszystko pada, wszystko w a li się d okoła was: tro n , ołta rz, św iątynia, p a ła c". A Bazard w o ła ł kiedyś na posiedzeniu saint-sim onistów : „ Jesteśmy równocześnie dziedzicam i katolicyzm u i kontynuatoram i re- w olucyi; chcem y zniszczyć resztki tro n u i ołtarza, a na tych ruinach odbudow ać społeczeństwo i w ła d zę ".

Krasińskiego w rok po przybyciu do Genewy czekała znowu boleść. W ieść o rew olucyi listopadow ej zastała go w Rzym ie, zadumanego nad upadkiem niezm iernej niegdyś potęgi Cezarów. Pierwszą m yślą b yło , oczywiście, rzucić się na pole w alki. A le surow y zakaz ojca trzym a ł go, jak na uwięzi.

Pozostaw ał więc Zygm unt bezczynnie od m arca 1831 r.

w Genewie, pełny rozpaczy i ro zte rki duchow ej, z p ie rw ­ szymi o b jaw am i choroby oczu. Prócz pisania, największą jego przyjem nością w ow ym czasie przelom dlwym była ko- respondencya, zwłaszcza serdeczna w ym iana listó w (fra n ­ cuskich) z H enrykiem Reeve’em, a także lektura. Zapo­

znaje się K rasiński w ty m przełom ow ym okresie życia b li­

żej z filo z o fią , a zwłaszcza z filo z o fią społeczną Zachodu:

dziełom m yśliciela francuskiego, P io tra B alla n ch e ’a, za­

wdzięcza głęboką wiarę w m oc odradzającą cierpienia lu d z ­ kiego, filo z o f francuski W ik to r Cousin obznajm ia go z zasa­

dam i m yślenia abstrakcyjnego, rozczytyw anie się w h is to ry ­ kach Francyi, G u izo t’cie. i M ic h e le t’cie, ro d zi w nim m yśl o nieustannym postępie rozw ojow ym ludzkości.

Bada też K rasiński p iln ie i z niepokojem objaw y ży­

cia społeczno-ekonom icznego. Z a jm u je go bardzo doktryna w olnom ularzy, a bardziej jeszcze poczynania sa in t-sim o n i­

stów. Zapoznał się z ich naukam i d zięki Reeve’owi, k tó re ­ go w p ływ na ukształtow an ie ste pojęć społecznych K ra siń ­ skiego nie da się zaprzeczyć. ^On to z w ró c ił uwagę swego m łodego p rz y ja c ie la -P o la k a na idee, głoszone w „L e G lo- be“ , i na w ynikające stąd groźne niebezpieczeństwo dla d zi­

siejszego porządku społecznego. ,,Le G lobe” też b yło g łó w - nem źródłem poznania saint-sim onizm u i jego istoty; a rty ­ k u ły tego czasopisma odzywają się donośnem echem po kartach „N ie -B o s k ie j K o m e d y i".

(10)

I

A poglądy naszego poety na przejaw y życia zb io ro ­ wego ludzkości b y ły w tym okresie pełne pesym izm u i lęku.

Pesym izm b y ł zasadniczym tonem jego duszy od zarania m yśli. A teraz cierpienia fizyczne i duchowe uczyniły go jeszcze w rażliw szym na niepokojące o b ja w y 'ż y c ia społecz­

nego. Zaczęła w nim coraz bardziej nurtow ać m yśl, że św iat dzisiejszy, jak niegdyś państwo Rzym skie za Cezarów, sto i na skraju przepaści, że wkrótce nastąpi straszliw y ka­

ta klizm , w k tó rym zginą wszystkie ostoje dzisiejszego bytu politycznego państw europejskich. Już latem 1851 r. w l i ­ stach Zygm unta do Reeve’a odzywa się nuta trw o g i i przy­

gnębienia.

A w listopadzie tegoż roku, po re w o lu cyi ro b o tn i­

czej w Lyonie, pisze w jednym z listów : „O czyw istem jest, że szybko zbliża się upadek teraźniejszego tow arzystw a eu­

ropejskiego, że wszędzie równowaga zerwana, nadpsuta zgo­

da, nadw ątlone posady, i pod zasłoną zawichrzań i nieładu coś nowego, nieznanego, o którem nie dom yślam y się na­

wet, u siłu je w yjść na w ierzch i św iat ten zagarnąć. W po- dobnem jesteśmy położen iu do państwa Rzymskiego, kona­

jącego pod napadem barbarzyńców ... Jedynym tu puklerzem jest wiara w C hrystusa".

Do Reeve’a zaś pisze w dn. 17 lutego 1832 r.: „T a k, zgadłeś, s a in t-s im o n iś c i są antychrystam i naszej e p o ki".

„J a sądzę— pisa ł w styczniu tegoż ro k u — że saint-sim oniści spełnią swe przeznaczenie, a przeznaczeniem ich je s t— sta­

nąć kiedyś na czele w ielkiego ruchu proletaryuszów ; w tedy przyjdą dni próby, któ re zachw iałyby nawet w ybranych, je ­ ś lib y Bóg nie przyśpieszył ostatniego dnia św ia ta ".

Do tego ponurego obrazu dążności w yw rotow ych przy­

łącza się jeszcze i ta okoliczność, że poeta, zgodnie z za­

patryw aniam i swego ojca, po upadku rew olucyi listopadow ej przyszedł do przekonania, iż zg u b ili ją klu b iści, dążący do rew o lu cyi społecznej. „K lu b iś c i— pisze dn. 14 lipca 1832 r.—

nas zgubili... Ci nędzni szewcy, przechrzty i kraw cy, c h c i­

w i pieniędzy, nie wiedzący nic o Polsce i o je j przeszłości...

Poza arystokracyą nic niem a w Polsce, ani talentów , ani św iatła, ani poświęcenia. Nasz stan trze ci to marność; nasi

6 f .

(11)

7

c h ło p i to maszyny. M y ty lk o jesteśmy ludźm i w Polsce...

Radykalizm nas podniesie, by nas obalić i zgładzić nas z po­

w ierzchni ziem i... P racujem y na naszą zgubę, m im o to pracujem y: to nasza powinność, a Bóg nas w idzi; potem przyjdzie szubienica i w ieczność'1. D o tych klubietów za li­

czał też K rasiński Leona Łubieńskiego, niegdyś przyjaciela i kolegę, teraz śm iertelnego wroga, k tó ry przyszłego tw órcę

„P rz e d ś w itu 11 zniew ażył w uniw ersytecie w W arszawie za odm ów ienie udziału w dem onstracyjnym pogrzebie m arszał­

ka P io tra B ielińskiego (zobacz przedm owę do „Iry d io n a ", W y­

bór pisarzów p o lskich Ns 12). A przytem , w pierwszych dniach re w o lu cyi lud warszawski, prowadzony przez członków k lu ­ bu patryotycznego, za g ro ził śm iercią generałow i K rasińskie­

mu, rz u c ił się nań i b yłb y go rozszarpał, gdyby C h ło p icki nie o s ło n ił go własną piersią; o tern syn nie m ó g ł zapo­

m nieć.

Przytoczone tu uryw ki korespondencyi, a także w iele innych świadectw, np. fragm enty zniszczonego utw oru fra n ­ cuskiego, napisanego pod bezpośredniem w rażeniem 1831 r., p. t. „A d a m le F o u “ („A d a m S za le n ie c"), oraz pow iastki fra n cu skie j w stylu B alzac’a p. t. „L e c h o le ra " („C h o le ra "), świadczą, że ju ż w Genewie k ie łk o w a ł w um yśle poety po­

m ysł „N ie -B o s k ie j K o m e d yi", a jednocześnie i pom ysł „ I r y ­ d io n a ": dwa te utw ory, z których jeden przedstawia rozkład m o ra ln y i p o lityczn y świata nowoczesnego, drugi zaś— sta­

rożytnego, dopełniają się nawzajem.

Dwa lata jeszcze u p łyn ę ły, zanim m yśl „N ie -B o s k ie j"

przybrała fo rm y artystyczne. Tymczasem Z ygm unt p o w ró ­ c ił z zagranicy, po trzech latach zobaczył ojczyznę, zn i­

szczoną powstaniem, upokorzoną, upadającą pod ciężarem represyi; a potem na rozkaz ojca pojecha ł do Petersburga, gdzie je n e ra ł przygotow yw ał m u karyerę dworską. Skoń­

czyło się na jednej audyencyi u M ik o ła ja I. N ie s łu ż y ł poe­

cie k lim a t petersburski: p o now iła się choroba oczu i n e r­

wów. M arzenia jenerała m usiały ustąpić przed obawą o zdrow ie jedynaka. Uzyskawszy paszport i pozw olenie na w yjazd, Z yg m u n t u d a ł się do W iednia, skąd w k ró tk im cza­

sie towarzysz i p rzyjaciel Zygm unta, D anielew icz, donosi

(12)

8

jeneraław i (w liście z dn. 4 lipca 1833 r.) o nowem dziele, rozpoczętem jeszcze w kw ie tn iu tegoż roku, gdzie bohate­

rem ma być „poeta, który, w zięty, jako człow iek, w sferze wypadków je st wiecznie zerem— żonę zaniedbuje i do grobu wpędza, dziecko ro b i nieszczęśliwem , nareszcie wśród po­

litycznych w ypadków gra bardzo zabawną rolę, bo nic nie działającą i nic nie znaczącą, i trochę na arlekina zakraw a".

Nowe to dzieło, któ re z początku m ia ło nosić ty tu ł: „M ą ż “ , potem .L u d zka Kom edya* ( „ L ’Umana C o m m e d ia ")— w prze­

ciw ieństw ie do .B o s k ie j K om e d yi* („D iv in a C o m m e d ia *) Dantego, wreszcie zaś „N ie-B oska K om edya", zostało ukoń­

czone we w rześniu i październiku 1833 r. w Weneęyi i w y­

szło w Paryżu w r. 1835, bezim iennie jak w szystkie -u tw o ry Krasińskiego.

W liście z listopada 1833 r. do Konstantego Gaszyń­

skiego, serdecznego p rzyjaciela z czasów w arszawskich, tak charakteryzuje K rasiński ten pierwszy w ie lki swój pom ysł poetycki: .M a m dram at, dotyczący się rzeczy w ieku nasze­

go; walka w nim dw óch pryncypiów : arystokracyi i demo- kracyi; ty tu ł: .M ą ż * , rzecz, sądzę, dobrze napisana. Jest to obrona tego, na co się targa w ie lu hołyszów : re lig ii i chw ały przeszłości*.

Jeżeli te określenia celu i tendencyi „ N ie - B o s k ie j"

zestaw im y z przytoczonym powyżej listem D anielew icza, znajdziem y tu całą charakterystykę poematu.

B ohaterem utw oru, „poetą, k tó ry w zięty, jako c z ło ­ w iek, w sferze wypadków , jest w iecznie zerem *, jest hrabia Henryk, k tó ry im ię swe zapewne zawdzięcza Reeve’ow i.

Do niego to odnosi się wstęp do części pierw szej, jed n o z a rcyd zie ł prozy poetyckiej.

H enryk żyje ty lk o poezyą, m arzeniam i i dlatego w św iecie rzeczyw istym je st „w ie czn ie ze re m *, on tego świata nie zna, nie rozum ie, nie chce go rozum ieć, bo rzeczy­

wistość w ydaje m u się czemś pospolitem i obrzydłem , nie- godnem jego uwagi. On nie chce wiedzieć, że życie w k ła ­ da na niego pewne obow iązki, nie poczuwa się do nich;

zresztą, żyjąc ty lk o wyobraźnią, nie zna rzeczyw istych uczuć, nikogo, prócz siebie, szczerze nie kocha. Goni m arę

(13)

poetyczności, uosobioną w postaci Złego Ducha, przem ie­

nionego czaram i w piękną dziewicę, i w pogoni tej n ie uważa, co na drodze, depce oddane m u bezgranicznie serce d obrej, cichej, łagodnej, pobożnej, chociaż prostej i proza­

icznej M aryj ^ f f i e w stępie tym K rasiński przeprowadza m yśl;

^ .^ - ^ “ poeźya bez serca jest ułu d ą i nicością, że praw dziw y ( poeta pow inien być p o e tą .s ło w a .i .czynu zarazem, m ieć w y­

obraźnię b ły s k o tliw ą , ale i gorące uczucie. M ów iąc o t y m , '"

v., co nie o d d z ie lił się od m iło ś c i „przepaścią s ło w a ", K ra siń ­ ski m ia ł zapewne na m yśli M ickiew icza, o któ rym tak pisze w liście do jenerała poety, Franciszka M orawskiego, z Pe­

tersburga z dn. 30 stycznia 1833 r.: „P o zn a łe m także za granicą M ickiew icza. W nim jest praw dziw a poezya, bo szuka praw dy i jedynie prawdy, um rze z głodu, a nie bę­

dzie zm yślał fałszyw ych uczuć; od niej dostało m u się na­

tchnienie, jakie znam ionuje wieszcza, połączone z w ielką potęgą m yślenia i rozum ow ania. Do tego je st w ielka har­

m onia m iędzy jego w yobraźnią a jego sercem *...

Rozpoczyna się u tw ó r szeregiem scen kró tkich , a je d ­ nak pełnych treści: często jednym zwrotem , jednym w yra ­ zem poeta w ybornie charakteryzuje swoje postacie, tak g łó w n e :vlie n ry k a , M aryę, jak i drugorzędne: O jca chrzest­

nego, gości -na chrzcinach, żonę doktora -w szpitalu o b łą ­ kanych i t. p. Za swój egoizm i lekceważenie uczuć lu d z ­ kich H enryk zostaje surowo ukarany: nieszczęśliwa żona nie może sprostać o rlim w zlo to m jego w yobraźni, biedną je j głow ę rozsadza chaos jego szczytnych m yśli, dostaje p o ­ m ieszania zm ysłów — w obłąkan iu m ie n i się poetką; co dla niego b y ło pozą, frazesem, deklamacyą, dla niej staje się szaleństwem i przyczyną śm ierci.

O stosunku poety do życia pisze sam K rasiński do Reeve’a dn. 4 kw ie tn ia 1833 r., w łaśnie w c h w ili rozpoczy­

nania „N ie -B o s k ie j K o m e d yi*, co następuje: „S ztuka jest tylko prawdą praw dy, uczuciem uczucia, a nie uczuciem samem. Istnieją dla a rtysty rozkosze niew ysłow ione, jak przytem jest przeznaczeniem jego cierpieć w ięcej, niż k to ­ k o lw ie k na świecie. W isto cie jego egoizm jest w zn io słyr ale zawsze jest to egoizm... N ie zazna on nigdy, co to

(14)

10

znaczy praw dziw ie kochać; bo dla niego wszystko jest nim samym-.. Kocha on w ięc arcydzieła; ale nie kocha niczego poza tern... Ż yje pośrodku ludzi, jak Kain, z piętnem k lą t­

w y na czole*.

Słowa powyższe są doskonałym kom entarzem do po­

staci hrabiego Henryka w I i II części poem atu i świadczą o tern, jak" bystro podpa trzył Krasiński niepokonaną tru d ­ ność zharm onizow ania życia i poezyi. Należy dodać, że, kreśląc charakter bohatera „N ie -B o s k ie j", K rasiński ko rzy­

s ta ł z pewnych m otyw ów z „M a n fre d a " Byrona.

Część drugą poprzedza prześliczny portrecik: to sm u t­

ne, przedwcześnie rozw inięte, żyjące tylko duchem dzie­

c ię — to on sam, Zygm untek K rasiński, z czasów, kiedy „n ie hasał na k ijk u , nie b a w ił się la lk ą ", ale pożerał książki, p ochła n ia ł wiedzę i, 13-letni chłopiec, pisyw ał ponure, na­

stro jo w e lis ty do ojca.

P iękny ten wizerunek O rcia, skreślony d e likatnym i r y ­ sami, uzupełnja się w następnych”, subtelnych i w yrzeźbio­

nych scenach, w które poeta w p ló tł tyle osobistych wrażeń tak z czasów dzieciństwa, jak i z późniejszej epoki 1831 — 1832 r. (choroba oczu). Na H enryka spada sroższa jeszcze kara, dotykając go w osobie jedynej isto ty, którą w całem swem życiu kochał naprawdę, O rcia: jakby na urągowisko, O rc io jest poetą, i to w łaśnie jest jego przekleństwem , bo w ątłe, ja k pajęczyna, cia ło dziecka ugina się pod ciężarem m yśli i wrażeń poetyckich. O rcio ślepnie, a o jcie c jego, w yzuty ze w szelkiej chęci do życia, idzie szukać czczej ch w a ły w walce z braćm i swym i. Łagodny- sm utek O rcia, rozpacz, szczera rozpacz Henryka, lodow ata obojętność o ta ­ czających (O jcie c chrzestny, krew ni, lekarze), wszystko to odtw orzone jest z w ielką w ypukłością, choć niew ie lu rysam i.

Henryk, k tó ry w końcu drugiej części staje na rozdrożu, nie pójdzie za głosem A n io ła -S tró ża , któ ry naw ołuje go do m iło ści „schorzałych, zgłodniałych, rozpaczających", bo on kochać nie um ie, on nigdy nie znał, co serce; natom iast porw ie go za sobą w w ir w alki beznadziejnej O rzeł, sym bol sław y znikom ej, ale olśniew ającej podnieconą cho ro b liw ie

•wyobraźnię. H enryk-poeta, człow iek, co „w sferze w ypad­

(15)

11

ków jest wiecznie zerem ", nie m ógł b y ł inaczej postąpić.

Na tern zamyka się druga część „N ie -B o s k ie j", która łą cz­

nie z pierwszą stanow i zam knięty w sobie dram at r o d z i n ­ n y . Druga połow a utw oru, luźno związana z pierwszą, sta­

n o w i, dram at s p o ł e c z n y .

[ Wstęp do trzeciej części, pełny ponurych barw obraz, pędzlem prawdziwego artysty narzucony, wprowadza na sce­

nę now ych, prócz Henryka, aktorów tego dram atu. M ożnaby ich p o dzielić na dw ie grupy: tłu m , długo krzyw dzony i w y­

zyskiwany, podniecony fizycznem w prost pożądaniem jadła i napoju, pełen dzikich, krw aw ych in styn któ w , jakie zawsze ro z w ija ją się w gromadach ludzkich, i przywódców, tych w łaśnie, których poeta w liście do Gaszyńskiego nazywa

„hołyszam i, targającym i się na re lig ię i chw ałę przeszłości".

A każdy z nich inny: P rzechrzta to zim ny, w yrachow a­

ny egoista, dla którego rewolucya to m ętna woda, w któ re j ła tw o ryby łapać; jak i cały chór przechrztów , nienaw idzi on arystokracyę, nienaw idzi dem okratów , nienaw idzi chrześ­

cijan, zna tylko interes własny; podobne zresztą obniżenie ideałów życiow ych i karyerow iczostw o m ógł poeta w idzieć w W arszawie po r. 1831, kiedy żądza zbogacenia się opa­

n ow ała um ysły i serca. Leonarcj, którego dopiero w jednej z następnych scen zobaczymy, to fanatyczny wyznawca i prorok, d o ktryn e r społeczny, rozum ny i bystry — ale serca w nim niemasz. ^a n kra cy wreszcie, którego św ietny p o rtre t w i­

dzim y we wstępie, największy z nich duchem , przestał już w ie ­ rzyć w siebie samego, zw ą tp ił o słuszności swej sprawy, w a l­

czy jeszcze, ale już gardzi tłum em , nie kocha go, może go n i­

gdy nie kochał. Te wszystkie, tak różne, a pom im o to po­

dobne do siebie postacie to w cielenie dążeń i haseł saint- sim onistów ; w iadom o też, że w ich organizacyi Ż ydzi (ja k P rzechrzci w „N ie -B o s k ie j") odgryw ali poważną rolę.

M usim y rozw iązać jedną jeszcze pozorną sprzeczność:

dlaczego K rasiński, k tó ry tak gorąco c z u ł krzyw dy ludu, w odzów dem okracyj, którzy w^zak w im ie n iu tego ludu i jego praw w ystępują, u czyn ił tak m ało sym patycznym i? dlaczego, choć słuszność jest za nim i, nic uczynić nie mogą dla przy­

(16)

12

szłości? O dpow iedź łatw a: ja k H enryk w sferze sw oich stosunków jest „w ie czn ie zerern“ , bo i nic i ■nikogo nie ko­

chał, prócz siebie i m yśli swoich, tak w odzowie dem okracyi, którym obca jest m iło ść szczera i gorąca, giną m arnie, nie osiągnąwszy celu swych m arzeń i am bicyi, bo brak im — dobrej w oli.

Środkowe sceny trzeciej części są najw ażniejsze w po­

em acie. W całej lite ra tu rze naszej nie znajdziem y utw oru, któ ryb y w tak genialny sposób zobrazow ał istotę ruchów rew olucyjnych, o d s ło n ił je w całej nagości prawdy. W y­

różnia się pod tym względem scena, w któ re j H enryk, w ie ­ d ziony może ciekawością, a może i potrzebą serca, ostat- niem echem głosu A nioła-S tróża , udaje się do obozu dem o­

kratów . Nasuwające mu się przed oczy obrazy jakże sm ut­

ne i jakże prawdziwe! choć od napisania „N ie -B o s k ie j“

u p łyn ę ły trzy ćw ie rci wieku, nie s tra c iły one nic ze sw ojej w artości. W szystkie rew olucye europejskie: od lu to w e j 1848 r. w Paryżu do rosyjskiej 1917 — 1918 r., to żywe ilu s tra - cye „N ie -B o s k ie j” , to wym ow ne dow ody genialnej in tu ic y i poety. K ilk u rysam i Krasiński zaznacza tu z w ielką tra ­ fnością różnorodne strony ruchów rew olucyjnych, od krw a­

w ych nam iętności w Chórze Rzeźników do zawiązku przy­

szłej d yktatury w ojskow ej w osobie generała B ianchettiego.

' Do tego groźnego obrazu przyszłej re w o lu cyi, na tle ciem ności nocnych, rozśw ietlonych krw aw ym i odblaskam i ognisk i pochodni, w ielka scena m iędzy H enrykiem a P an­

kracym w zamku Ś w iętej T ró jc y niew ie le ju ż nowego d o ­ daje. Pankracy przychodzi kusić swego przeciw nika, k tó ­ rego wyższość duchowa gniewa go, m ógłby go zgnieść rrlrowiem swego ludu, ale chce odnibść nad nim większy try u m f — m oralny. iLecz do porozum ienia nie dojdzie, bo pom iędzy n im i nie było dobrej w o li, nie było m iło ś c i. H ra ­ bia H enryk i Pankracy, jako w cie le n ia wzajem nych niena­

w iści społecznych, nie mogą dojść do „p o lu b o w n e j ugo d y” ; muszą znieść się, unicestw ić nawzajem, a w tedy wszystkie krzyw dy i wszystkie kłam stw a starego św iata znikną na zawsze z oblicza ziem i. Wysoce bezstronny poeta obu ich p o tę p ił.

(17)

13

Obrazem tego nieuniknionego starcia je st czwarta część

„N ie -B o s k ie j K o m e d yi", rozpoczynająca się od pięknego krajobrazu, jedynego w całym poemacie. To wszystko, co nastąpi, jest tylko epilogiem ; dram at społeczny rozegrał się ju ż w scenie m iędzy H enrykiem a Pankracym . H enryk w i­

dzi się u szczytu swych marzeń poetyckich: jest wodzem, rozkazuje tysiącom . Nikczem ność obrońców okopów Ś w iętej T ró jc y zaznacza doskonale w k ilk u scenach, dodać należy, iż podobne objaw y upodlenia m ógł poeta postrzegać wśród arystokracyi polskiej po r. 1831 w W arszawie. Jeden H en­

ryk góruje nad n im i. A le niedługo trw a ta jego .pieśń o s ta tn ia ". Jeszcze jedna, ważna pod względem ideowym , scena, w któ re j O rcio prow adzi swego ojca do podziem i zam kowych, by w ysłuchał w yroku potępienia na siebie i na całą swą kastę,/ i rozwiązanie zbliża się szybko: ostatnia tw ierdza arystokracyi zdobyta, Henryk rzuca się w przepaść, d e m o kra ci tryu m fu ją . A le tylko pozornie. 'Pankrrfcy, prze­

zorniejszy od innych, czuje to. O to w id zi na niebiosach prom ienną postać Chrystusa, nie może znieść tego w idoku i — kona. \

Rozwiązanie to, faktycznie trochę niespodziane, ideo­

wo — jest najzupe łniej uspraw iedliw ione. Z g in ą ł Henryk, m usi zginąć i jego zaprzeczenie — Pankracy. Ci n ic zbu­

dow ać nie mogą, bo nienawiścią nic zbudować się nie da.

Z ja w ia się Chrystus, zrazu jako M ściciel, karzący zbrodnie starego świata; ale nadejdzie czas — i ten Bóg m iło ści sta­

nie się B u dow nikie m w ielkiego ju tra narodów, a potem już nie będzie krzyw dy i ucisku, nie będzie nienaw iści, jeno m iło ś ć wiekuista, braterstw o i zgoda.

Takim akordem w iary, nadziei i m iło ści kończy się ten utw ór, pełny barw ciem nych i posępnych, rozstroju i nie­

nawiści, ten „w ie lk i poem at o braku serca", ja k go nazwano (K le in e r). Pesym izm , przeważający dotąd w tw órczości i w życiu Krasińskiego, w ypływ ający z prze n ikliw e j obser- w acyi stosunków społecznych, z badawczej m yśli i k ry ty c z ­ nej rozwagi, ustępuje w ostatniej c h w ili m iejsca podniosłe­

mu optym izm ow i, którego źró d ło kryje się w wierze gorącej w moc nieprzem ożoną nakazów m oralnych, w płom iennem

(18)

14

uczuciu m iło ś c i bliźniego. T y lk o że dzisiejszy św iat dale­

k i je st jeszcze od tych w zniosłych ideałów : „N a tej ziem i nigdzie ideałów niema, są one ty lk o w sercu naszem, jako przeczucia, i w niebie, jako rzeczywistość, ludzkie zaś życie oddane analizie potu i k rw i" — pisze do K. Gaszyńskiego w dn. 7 lipca 1833 r.

N ie dość w ięc, że „N ie -B o s k a K om edya" posiada w ielką doniosłość społeczno-polityczną, jako w ie lki a prze­

dziw nie tra fn y obraz nurtujących w g łę b i społeczeństw eu­

ropejskich prądów rew olucyjnych. Nie dość, że odznacza się, ja k w idzieliśm y, w ielu zaletam i artystycznem i. Nad wszystkiem góruje dążność m oralna: idea w ie lkie j, wszech­

potężnej m iło ści.

N adm ienić wreszcie wypada, że już w ow ym okresie Krasiński zam yślał o dalszych częściach „N ie -B o s k ie j Ko­

m e d y i", którą chciał rozw inąć w trylogię: fl część m iała opowiadać o m łodości hr. H enryka i Pankracego, cz. 11 — sta n o w ił znany nam poemat, w cz. 111 — zam ierzył poeta opow iedzieć dalsze dzieje hr. Henryka, cudow nie ocalonego

„przez duchy Pańskie". 1 część, odnalezioną we fragm en­

tach pośm iertnych poety, w ydal przyjaciel jego, K onstanty Gaszyński, p. t. „N iedokończo ny poem at" (w łaściw szy je j ty tu ł jest: „N ie -B o s k ie j K o m edyi" część 1), III Krasiński n i­

gdy nie w ykonał, natom iast pom ysł je j p rze ro d ził się z cza­

sem w nową kreacyę poetycką, w „P rz e d ś w it".

□ □ n a a o a a o c a a

WAŻNIEJSZE OPRACOWANIA.

A. D Z IE Ł A O G Ó LN E .

K laczko Ju lia n . La poesie polonaise au X IX siecle et le poete anonyme (Revue des deux mondes, 1862, styczeń),- przekład p olski w „D z ie n n ik u lite ra c k im " lw ow skim w r. 1862, a także w zbiorach pism K laczki: „P ism a p o lskie " (W arszawa, 1902) i „S zkice i rozpraw y" (W a r- szawa> i Kraków, 1904).

(19)

15

Tarnow ski S ta n isła w . Zygm unt K rasiński. Studya do h i- sto ryi lite ra tu ry p o lskiej. W iek X IX (K raków , 1892, II wyd., Kraków, 1912).

Kallenbach Józef. Zygm unt Krasiński, Ż ycie i tw órczość la t m łodych, 2 to m y (L w ó w , 1904).

K le in e r Ju liusz. Z ygm unt Krasiński, dzieje m yśli, 2 tom y, (L w ó w , 1912).

t

B. M O N O G R A F IE .

M ickie w icz A dam . „L ite ra tu ra słow iańska", tom III i IV (Poznań, 1865).

S tro ka W. „N ieboska K om edya" i „N ie d o ko ń czo n y poe­

m at" (K o ło m y ja , 1878).

Blum enstock H. „D ie U n g ó ttlich e K om edie* von Sigism und Krasiński. (D ie D ioskuren, tom IX i osobno. W iedeń,

1880).

Tarnow ski S ta n is ła w . O „N ie b o skie j K o m e d yi" (N iw a , 1882).

C hm ielow ski P io tr. Zygm unt K rasiński pom iędzy r. 1829 a 1848 (A teneum , 1882, t. IV ).

M a rre n e W alerya. „N ieboska K om edya* (P rzegląd T yg o ­ dniow y. Dodatek. W arszawa, 1883).

N e h rin g W ładysław . „N ieboska K om edya" (S tudya lite ­ rackie. Poznań, 1884).

C hlebow ski B ronisław . „N ieboska K om edya" i „Iry d io n "

(A teneum , 1884 i osobno, także Pism a t. I).

Zdziechow ski M aryan. „M essyaniści i s ło w ia n o file " (K ra kó w , 1888).

Zdziechow ski M a ry a n . „M essyaniści i sło w ia n o file " (K ra ­ ków, 1888).

D ziam a L . „S ądy współczesne o Irydionie i N ieboskiej K o m e d yi" (Poznań, 1893).

S te rn a l L. dr. „Z pow odu dzieła St. Tarnow skiego o Z yg ­ m uncie K rasiń skim " (L w ó w , 1894, także w Przew od­

niku naukowym i lite ra c k im w r. 1890).

Jellenta Cezary. „W szechpoem at" (K ra kó w , 1894).

K ozło w ski W ł. M . „M a n fre d , hr. H enryk, P łoszow ski" (A te ­ neum, 1894).

(20)

Siegeleisen H. „K om edya N ieboska" w św ietle w spółczes­

nej k ry ty k i (B ib lio te k a Warszawska, 1896).

Zdziecfyowski M a rya n . „B y ro n i jego w ie k *, 2 to m y (K ra ­ ków, 1897).

C hm ielow ski P io tr. „N ieboska K om edya", opracow ał dla użytku szkolnego... (A rcyd zie ła polskich i obcych p i­

sarzy Ne 6, B rody, 1902).

W ilkosz Jan. R ozbiór „N ie b o skie j K o m edyi" Z. K rasiń­

skiego, opracow ał w sposób przystępny... (K raków , 1902).

K ra s iń s k i A d a m . Z. Krasińskiego nieznany pom ysł try lo g ii (P am iątkow a księga 1866— 1890, prace b yłych uczniów St. Tarnow skiego, Kraków , I, 1904).

D o b rzycki S ta n isła w . Z. Krasińskiego „n ie zn a n y" pom ysł try lo g ii (P a m ię tn ik lite ra c k i, 1904, t. 111).

K allenbach Józef. „L a ta szkolne Zygm unta K rasińskiego"

(L w ó w , 1907).

D o b rzycki St. „N ieboska K om edya" (K raków , 1907, także:

Rozprawy A kadem ii U m iej, w ydziału filologicznego, serya II, tom 27, Kraków , 1907).

M ossoczy W ład. „N ieboska K om edya", objaśnił... (T a r ­ nopol, 1908).

M a u re r h . „P rzeszłość P o lski w N ieboskiej K o m e d yi" (K ra ­ ków, 1912).

W ojakow ski Franc. „Id e a ły narodowe i ide a ły ogóln o -lu d z- k ie “ Zygm unta Krasińskiego (S tanisław ów , 1912).

K o sta n e cki A n to n i. „B oska i Nieboska Komedya, ich m yśli społeczne" (B ib lio te k a W arszawska, 1912, tom II, str.

201 — 244).

16

(21)

N I E - B O S K A K O M E D Y A

.D o błędów, nagromadzonych przez przodków, dodali to, czego nie znali ich przodkowie — w a­

hanie się i bojaźń; — i stało się zatem, że zniknęli z powierzchni -ziemi, i wielkie m ilczenie jest

po nich".

„To be or not to be, that is the question" ')•

Hamlet.

Bezimienny.

') »Być albo nie być monologu Ham leta Szekspiro

danie* — początek słynnego

(22)
(23)

POŚWIĘCONE MARYI )

' ) Tem im ieniem poeta nazywa tu panią Joanną z Morzkow- skich Bóbr-Piotrowicką, którą poznał wiosną 1834 roku w Rzymie.

(24)
(25)

C Z Ę Ś Ć P I E R W S Z A .

Ciwiazdy w o ko ło tw o je j głow y — pod tw o je m i nogi *) fale m orza — na falach m orza tęcza przed tobą pędzi i ro z­

dziela m gły — co ujrzysz, je st tw ojem — brzegi, miasta i lu ­ dzie tobie się przynależą — niebo jest tw ojem — chwale tw o je j niby nic nie zrówna 2). —

*

* *

T y grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. — S p la ­ tasz serca i rozwiązujesz; gdyby wianek, igraszkę palców tw o ich — łzy wyciskasz — suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na ch w ilę — na ch w il kilka — cza­

sem na w ieki. — A le sam co czujesz? — ale sam co tw o ­ rzysz?— co myślisz?— Przez ciebie płynie strum ień piękności,

) Forma nieprawidłowa, często już w staropolszczyźnie uży­

wana; pow. b.: nogami. »

*) Apostrofa do poezyi.

(26)

22 Z y g m u n t K ra siń ski

ale ty nie jesteś p ię kn o ścią 1). — Biada ci — b ia d a !— D zie­

cię, co płacze na ło n ie m am ki — k w ia t polny, co nie wie 0 w oniach swoich, w ięcej ma zasługi przed Panem od ciebie. —

*

* *

Skądżeś pow stał, m arny cieniu, k tó ry znać o św ietle dajesz, a św iatła nie znasz, nie w idziałeś, nie obaczysz!

K to cię s tw o rz y ł w gniewie lub w iro n ii? — kto c i d a ł życie nikczem ne, tak zwodnicze, że potrafisz udać anioła chw ilą, n im zagrząfniesz w b ło to , nim , jak płaz, pójdziesz czołgać 1 zadusić się m u łe m ? — T obie i niew ieście jeden jest po­

czątek 2) . —

*

# *

A le i ty cierpisz, choć tw o ja boleść nic nie utw orzy, na n ic się nie zda.— O statniego nędzarza jęk policzon m ię ­ dzy tony h a rf niebieskich. — T w o je rozpacze i westchnienia opadają na d ó ł i szatan je zbiera, dodaje w radości do sw oich kłam stw i złudzeń — a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły P a n a .—

#

* *

N ie przeto wyrzekam na ciebie, poezyo, m atko pięk­

ności i zbawienia. — Ten ty lk o nieszczęśliwy, kto na św ia­

tach poczętych, na św iatach, m ających zginąć, m usi wspo-

') Krasiński określa w ten sposób człowieka, który pięknym frazesem poetyckim okrywa czczość duszy, jest poetą słowa tylko, a nie poetą czynu. Taka poezya musi być marna, złudna i bezpłodna. Wy- obrazicielem takiej poezyi jest hr. H enryk..

ł ) Słowa te, przypominające wykrzyk Hamleta: „Kobieto! twoje im ię jest słabość”, charakteryzują słabość, nicość takiego poety.

(27)

N ie-B oska Komedya. 23

m inąć lub przeczuwać ciebie — bo jedno tych gubisz, k tó ­ rzy się pośw ięcili tobie, którzy się stali żyw ym i glosam i tw ej c h w a ły .—

— #

• •

B łogosław io ny ten, w którym zamieszkałeś, jako Bóg zam ieszkał w świecie, niew idziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, w ie lk i, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i m ówią: „O n jest tu ta j* .— T a k i cię będzie nosił, gdyby gwiazdę, na czole swojem , a nie oddzieli się od twej m iłości przepaścią s ło w a 1)- — On będzie kochał ludzi i w y­

stąpi mężem pośród braci sw oich.— A kto cię nie dochowa, kto zdradzi zawcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom , tem u sypniesz kilka kw iatów na głow ę i odw rócisz się, a on zw ię d łym i się baw i i grobow y w ieniec splata sobie przez całe życie.— Tem u i niew ieście jeden je st początek.—

* «

* •

') Poezyi słowa Krasiński przeciwstawia poezyę słowa i czynu M id r i*1**' 8 iedyn’e daje szczęście i zadowolenie; takim poetą byl

(28)

A N IO Ł S T R Ó Ż . Pokój ludziom dobrej w o li — b ło g o ­ sław iony pośród stworzeń, kto ma serce on jeszcze zba- w ion być może — żono dobra i skrom na, zjaw się dla nie­

go — i dziecię niechaj się urodzi w domu w a s z y m 1)- — ( przelatuje).

*

•» # *

C H Ó R Z Ł Y C H D U C H Ó W . W drogę, w drogę, widm a, lećcie ku n ie m u !— T y naprzód, ty na czele, cieniu nałożni­

cy, um arłej w czoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kw iaty, dziew ico, kochanko poety, naprzód.

W drogę i ty, sławo, stary orle, wypchany w piekle, zd ję ty z palu, kędy cię strzelec zaw iesił w jesieni leć i roz­

tocz skrzydła, w ielkie, białe od słońca, nad głową poety.

Z naszych sklepów wynidź, spró ch n ia ły obrazie e d e ­ nu 2), dzieło B e lze b u b a s) — d ziury zalepiem i rozw iedziem y pokostem — a potem, płó tn o czarodziejskie, zw iń się w ch m u ­ rę i leć do poety — wnet się rozw iąż naokoło niego, opasz

i ) Anioł Stróż przedstawia dodatni pierwiastek w duszy Hen- ryka; pierwsze jego słowa przypominają wyrazy chórów anielskich, słyszanych przez pasterzy pod Betleem w chwili narodzenia się Chry-

stusa Pana. , . .

ł ) Eden — raj ziemski według podań hebrajskich.

*) Belzebub — szatan, dyabeł.

(29)

N ie-B oska Kom edya. 25

go skalam i i w odam i, naprzem ian nocą i dniem . — M a tk o naturo, otocz p o e tę !1)

* * *

W ie ś k o ś c ió ł n a d ko ś c io łe m A N IO Ł S T R Ó Ż się kołysze.

Jeśli dotrzym asz przysięgi na w ieki, będziesz bratem m oim w obliczu O jca niebieskiego ( z n ik a ) .

* * *

W n ę trz k o ś c io ła ś w ia d k i g ro m n ic a n a o łta r z u. —

K S IĄ D Z ( ś lu b d a je ).

' P am iętajcie na t o . —

W sta je p a r a— M Ą Ż ś c is k a rę kę żo n y i o d d a je j ą k re w n e m u — w szyscy w ych o d zą on sam z o s ta je w ko ście le .

Z s tą p iłe m 2) do ziem skich ślubów, bom znalazł tę, o któ re j m arzyłem — przeklęstw o m o je j głow ie, je ś li ją kiedy kochać przestanę. —

K o m n a ta p e łn a osób b a l m u z y k a św iece k w ia ty . P a n n a m ło d a w a lc u je i p o k ilk u o k rę g a c p s ta je , p rz y p a d k ie m n a p o ty k a m ę ża w tłu m ie i g ło w ę o p ie ra n a je g o r a m ie n iu.

P A N M Ł O D Y . Ja kie ś m i piękna w osłabieniu swo- jem — w nieładzie kw ia ty i p e rły na w łosach tw o ich p ło ­ niesz ze w stydu i znużenia — o wiecznie, w iecznie będziesz pieśnią m oją. —

P A N N A M Ł O D A . Będę w ierną żoną tobie, jako m at­

ka m ów iła, jako serce m ów i. — A le ty le lu d zi jest tu ta j tak gorąco i huczno. —

0 Z łe duchy są wcieleniem fałszywej poetyczności Henryka, której gotów był wszystko poświęcić.

2) Wyraz ten doskonale określa stosunek Henryka do zaw ar­

tego dopiero małżeństwa i tłómaczy późniejsze jego postępowanie.

(30)

26 Z y g m u n t K rasiński.

P A N M Ł O D Y . Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w m yśli patrzał na sunących a n io łó w 1). —

P A N N A M ŁO D A . Pójdę, je ś li chcesz, ale już s ił pra­

w ie nie m a m .—

P A N M ŁO D Y . Proszę cię, m oje kochanie. — (Taniec i muzyka).

*

* *

N oc pochm urna— D U C H Z Ł Y pod postacią dziewicy, lecąc.—

e

Niedawnom jeszcze biegała po ziem i, w taką samą porę — teraz gnają m nie czarty i każą świętą u d a w a ć.—

(le c i nad ogrodem).

K w iaty, od ryw a jcie się i lećcie do m oich w ło s ó w .—

(le c i nad cmentarzem).

Świeżość i w dzięki u m a rłych dziew ic, rozlane w po­

w ie trz u , płynące nad m o g iła m i, lećcie do jagód m o ich .—

T u czarnowłosa się rozsypuje — cienie je j puklów , za­

w iś n ijc ie m i nad czo łe m ! — Pod tym kam ieniem zgasłych d w oje ócz b łę k itn y c h — do m nie, do m nie, ogień, co tla ł w nich! — Za te m i kraty sto grom nic się pali — księżnę dziś pochow ano — suknio atłasowa, b iała ja k m leko, o d e rw ij się od n ie j! — Przez kraty le ci suknia do m nie, trzepocząc się, ja k ptak— a dalej, a d a le j.—

Pokój sypialny — lam pa nocna sto i na stole i blado oświeca męża, śpiącego obok żony. —

‘) Oba przem ówienia Henryka w tej krótkiej scenie są n iezm ier­

n ie charakterystyczne i uwydatniają kontrast charakterów: słodkiej, d ob rej, prostej M aryi i fantasty, chorującego na poezyę, jej męża.

(31)

M Ą Ż (przez sen). Skądże przybywasz, niew idziana, nieslyszana oddawna — jak woda płynie, tak płyną tw o je stopy, dwie fale b iałe — pokój św ię to b liw y na skroniach tw oich — wszystko, com m a rzył i kochał, zeszło się w to ­ b ie 1) — (przebudza się). G dzież jestem ! — ha, przy żonie — to m oja żona (w patruje się w żonę). Sądziłem , że to ty je ­ steś m arzeniem m ojem , a otóż po d łu g ie j przerw ie w ró c iło ono i rożnem je st od ciebie.— T y dobra i m iła , ale tam ta...

Boże — co widzę — na jaw ie! —

D Z IE W IC A . Z d ra d ziłe ś m nie (znika).

M Ą Ż . Przeklęta niech będzie chw ila, w któ re j poją­

łem kobietę, w któ re j opuściłem kochankę la t m łodych, m yśl m yśli m oich, duszę duszy m ojej...

Ż O N A (przebudza się). Co się stało — czy ju ż dzień — czy powóz z a s ze d ł? — W szak m am y jechać dzisiaj po różne sprawunki. —

M Ą Ż. Noc głucha — śpij — śpij głęboko. —

Ż O N A . Możeś zasłabł nagle, m ój drogi? Wstanę i dam c i eteru2). —

M Ą Ż . Z aśnij. —

Ż O N A . Powiedz m i, drogi, co m a s z 3), bo głos tw ó j niezw yczajny, i gorączką nabiegły ci jagody. —

M Ą Ż (zryw ając się). Świeżego pow ietrza m i trz e b a .—

Zostań się — przez Boga, nie chodź za mną — nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze — (wychodzi).

N ie -B o s k a Kom edya. 27

Ogród przy świetle księżyca — za parkanem kościół.

M Ą Ż . Od dnia ślubu m ojego spałem snem o d rętw ia­

łych , snem żarłoków , snem fabrykanta Niem ca przy żonie

■) Henryk czuje zbliżenie się pokusy chorobliwej poetyczności, uosobionej w Złym Duchu, co zjawia się w postaci dziewicy; jedno­

cześnie stosunek małżeński zaczyna mu ciężyć, jak nieznośna proza

‘ P°r- następną scenę).

*) Środek, używany często przez samego poetę podczas cierpień.

) Gallicyzm; pow. być: co ci jest?

(32)

N iem ce *) — św iat cały jakoś zasnął w około m nie na po­

dobieństw o m oje — je źd ziłe m po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się m i narodzić, m yślałem 0 mamce. —

(B ije druga na wieży kościoła).

Do m nie, państwa m oje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod m yśl m oją — słuchające natchnień m o ich — niegdyś odgłos nocnego dzwonu b y ł hasłem waszem-— (cho­

dzi i załam uje rące). Boże, czyś T y sam uśw ięcił związek dw óch ciał? czyś T y sam w yrzekł, że nic ic h rozerw ać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała, gdyby dwa trupy, zostawią przy sobie? —

Znow u jesteś przy m nie — o m oja — o m oja, zabierz m nie z sobą.— Jeśliś złudzeniem , je ślim cię w ym yślił, a tyś się u tw o rzyła ze m nie i teraz obawiasz się m nie, niechże 1 ja będę marą, stanę się m głą i dym em , by zjednoczyć się z to b ą .—

D Z IE W IC A . P ójdzieszli za mną, w k tó ryko lw ie k dzień, przylecę po ciebie?

M Ą Ż . O każdej c h w ili tw o im je s te m .—

D Z IE W IC A . P a m ię ta j.—

M Ą Ż . Zostań się — nie rozpraszaj się, jako sen. — Jeśliś pięknością nad pięknościam i, pom ysłem nad wszyst- kie m i m yśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej, m y ś li? —

( O kn o o tw ie ra się w p rz y le g ły m d o m u ).

G ŁO S K O B IE C Y . M ój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, m ój najlepszy, bo m i tęskno samej w tym czarnym , dużym p o k o ju .—

M Ą Ż. D obrze — za ra z.—

28 Z y g m u n t K ra s iń s k i.

0 Poeta w ten sposób wyobrażał sobie przyszłe pożycie z ko­

bietą, którą mu ojciec narzuci (tak się też w samej rzeczy stało), jako coś niezm iernie prozaicznego i płaskiego.

(33)

N ie-B oska K om edya. 29

Z n ik ł duch, ale obiecał, że pow róci, a w tedy żegnaj m i, ogródku, i dom ku, i ty, stworzona dla ogródka i dom ku, ale nie dla mnie. —

G ŁO S. Z m iłu j się — coraz c h ło d n ie j nad rankiem .—

M Ą Ż . A dziecię m oje — o Boże! (w y c h o d z i).

* * *

S a lo n d w ie św iece n a fo r te p ia n ie k o le b k a z uśpionem d z ie c k ie m w k ą c ie M ą ż ro z c ią g n ię ty n a krze śle , z tw a rz ą

u k r y tą w d ło n ia c l). Ż o n a p rz y fo r te p ia n ie .

Ż O N A . B yłam u O jca B eniam ina, obiecał m i się na pojutrze. —

M Ą Ż . D ziękuję ci. —

Ż O N A . P osłałam do cukiernika, żeby kilka to rt przy­

sposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny — wiesz — takie czekoladowe, z cyfrą Jerzego S ta n is ła w a l )-—

M Ą Ż. D ziękuję ci.

Ż O N A . Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrzą­

dek — że O rcio nasz zupełnie chrześcijaninem się sta­

n ie — bo, choć już ochrzczony z wody, zdawało m i się za­

wsze, że mu nie dostaje czegoś — (id z ie do k o le b k i). Ś pij, m oje dziecię — czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś k o ł­

d e rk ę — ot, tak — teraz leż tak. — O rcio m i dzisiaj niespo­

k o jn y — m ój m aleńki — m ój śliczny, ś p ij. —

M Ą Ż ( n a s tro n ie ). Parno — duszno— burza się gotuje—

rych ło ż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce m oje? — Z O N A (w ra c a , s ia d a do fo r te p ia n u , g r a i p rz e ry w a , znow u g r a ć z a c z y n a i p rz e s ta je z n o w u ). D zisiaj, w czoraj — ach! m ój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech ty ­ godni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do m n ie — i wszyscy, których widzę, m ów ią m i, że źle wyglądam . —

M Ą Ż ( n a s tro n ie ). Nadeszła godzina — n ic je j nie od­

wlecze — (g ło ś n o ). Zdaje m i się, owszem, że dobrze w y­

glądasz. —

' ) Imiona, wybrane dla ich synka, który vma być niebawem ochrzczony.

(34)

Ż O N A . T obie wszystko jedno, bo ju ż nie patrzysz na m nie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę b lizko .— W czoraj byłam u spowiedzi i przypom inałam sobie wszystkie grzechy— a nie m ogłam nic znaleźć takiego, coby cię obrazić m o g ło .—

M Ą Ż . N ie obraziłaś m nie. — Ż O N A . M ój Boże — m ój Boże! —

M Ą Ż . Czuję, że pow inienem cię ko c h a ć .—

Ż O N A . D obiłeś m nie tern jednem : „p o w in ie n e m ” — ach!

lepiej wstań i pow iedz — „n ie kocham " — przynajm niej ju ż będę w iedziała w szystko wszystko. (z r y w a się i b ie rz e d z ie c k o z k o le b k i). Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew tw ó j poświęcę — dziecko m oje kochaj — dziecko m oje, H en­

ryku — (p rz y k lę k a ).

M Ą Ż (p o d n o s z ą c ). N ie zważaj na to, com p o w ie d z ia ł—

napadają m nie często złe c h w ile — n u d y .—

Ż O N A . O jedno słow o cię proszę — o jedną obietnicę ty lk o — powiedz, że go zawsze kochać będziesz.—

M Ą Ż . I ciebie i jego — w ierzaj m i.

( C a łu je j ą w c z o ło — a o n a go o b e jm u je r a m io n a m i— w te m g rz m o t s ły c b a ć z a ra z p o te m m u z y k ę a k o rd p o a k o rd z ie

i c o ra z d z ik s z e ).

Ż O N A . Co to znaczy? — (d z ie c ię c iś n ie do p ie rs i) . ( M u z y k a się u ry w a ).

W cb o d zi D Z IE W IC A .

O m ój luby, przynoszę c i błogosław ieństw o i rozkosz—

chodź za mną. —

O m ój luby, odrzuć ziem skie łańcuchy, któ re cię pę­

ta ją .— Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy O* — Jam tw oja. —

Ż O N A . Najświętsza Panno, ra tu j m nie — to w idm o blade, ja k u m a rły,— oczy zgasłe i głos, ja k skrzypienie woza, na którym tru p le ż y .—

30 Z y g m u n t K ra siń ski.

' ) T. j. ze świata wyobraźni i poezyi.

(35)

M Ą Ż. Tw e czoło jasne, tw ó j w ło s kw ieciem p rze ty- kany, o lu b a .—

Ż O N A . C ałun w szmatach opada je j z ra m io n .—

M ĄŻ. Ś w ia tło le je się naokoło ciebie — głos tw ó j raz jeszcze — niechajza ginę potem .—

D Z IE W IC A . Ta, która cię w strzym uje, jest złudze­

n ie m .— Jej życie znikom e — je j m iłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych — ale ja nie p rz e m in ę .—

Ż O N A . H enryku, H enryku, zasłoń m nie, nie daj m ńie—

czuję siarkę i zaduch grobow y ’ )• —

M Ą Ż. K obieto z gliny i z b ło ta , nie zazdrość, nie po- tw a rza j— nie b lu źń — patrz— to m yśl pierwsza Boga o to b ie 2), ale tyś poszła za radą węża *) i stałaś się, czem jesteś. —

Ż O N A . N ie puszczę cię. —

M Ą Ż. O luba! rzucam dom i idę za to b ą —(w y c h o d z i).

Ż O N A . H enryku H e n ry k u ! (m d le je i p a d a z d z ie c ­ kie m — d r u g i g rz m o t).

*

* *

C h rz e s t G oście O jc ie c B e n ia m in O jc ie c c h rz e s tn y

M a tk a c h rz e s tn a M a m k a z d z ie c k ie m na s o fie n a boku s ie d z i Ż o n a w g łą b i s łu ż ą c y .

P IE R W S ZY GOŚĆ (p o c ic h u ). D ziw na rzecz, gdzie H rabia się podział. —

D R U G I GOŚĆ. Z a b a ła m u cił się gdzieś lub p is z e .—

P IE R W S Z Y GOŚĆ. A P ani blada, niewyspana, słow a do nikogo nie przem ów iła. —

T R Z E C I GOŚĆ. Chrzest dzisiejszy przypom ina m i bale, na które zaprosiwszy gospodarz zgra się w ilią w karty, a po­

tem gości p rzyjm u je z grzecznością rozpaczy. —

') W tej rozmowie najlepiej może uwydatnia się przeciwieństwo charakterów Henryka i Maryi: on w zjawiającym się duchu dziewicy widzi wymarzoną w snach poetyckich kochankę, ona, kobieta prosta i pospolita — przebrzydłą marę, groźną dla jej szczęścia domowego.

Odbicie nauki Platona o wiecznych ideach, przebywających w tonie Boga, ideach, których rzeczy zmysłowe są tylko slabem i nie- aoskonałem odbiciem.

J) Aluzya^do legendy biblijnej o grzechu pierworodnym.

N ie-B oska K om edya. 31

(36)

C Z W A R T Y GOŚĆ. O puściłem śliczną księżniczkę — przyszedłem — sądziłem , że będzie sute śniadanie, a zam iast tego, ja k P ism o m ów i, płacz i zgrzytanie zębów. —

O JC IE C B E N IA M IN . Jerzy Ś tanisław ie, przyjm ujesz o le j św ięty?

O JC IE C i M A T K A C H R Z E S T N A . P rz y jm u ję .—

JE D E N Z G O ŚC I. Patrzcie, wstała i stąpa, ja k gdyby we śnie. —

D R U G I GOŚĆ. R oztoczyła ręce przed się i, chw iejąc się, idzie ku synowi. —

T R Z E C I GOŚĆ. Co m ów icie !— P odajm y je j ram ię, bo zem dleje. —

O JC IE C B E N IA M IN . Jerzy Stanisław ie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?

O JC IE C i M A T K A C H R Z E S T N A . W yrzekam s ię .—

JE D E N Z G O ŚC I. C yt — s łu c h a jc ie .—

Ż O N A ( k ła d ą c d ło n ie n a g ło w ie d z ie c ię c ia ). Gdzie o j­

ciec tw ó j, O rc io 1) ? —■

O JĆ IE C B E N IA M IN . Proszę nie p rz e ry w a ć .—

Ż O N A . B łogosław ię cię, O rciu, błogosław ię, dziecię m oje. — Bądź poetą, aby cię O jciec kochał, nie o d rzu cił kiedyś 2). —

M A T K A C H R Z E S T N A . A le pozwólże, m oja M arysiu.—

Ż O N A . T y O jcu zasłużysz się i przypodobasz — a w te ­ dy on tw o je j M atce przebaczy. —

O JC IE C B E N IA M IN . B ój się Pani H rabina Boga. — Ż O N A . P rzeklinam cię, je ś li nie będziesz poetą — ( m d le je w ynoszą j ą s łu g i) .

G O Ś C IE (r a z e m ). Coś nadzwyczajnego zaszło w tym dom u — wychodźm y, w y c h o d źm y!— /

(T y m c z a s e m o b rz ą d się k o ń c z y d z ie c ię p ła c z ą c e odnoszą do k o le b k i).

32 Z y g m u n t K ra s iń s k i.

') Zdrobniałe od Jerzy.

2) Pierwszy to objaw rozstroju umysłowego nieszczęśliwej ko­

biety, która, chcąc dorównać poetycznym uniesieniom męża, dostaje pomieszania zmysłów.

(37)

N ie-B oska Komedya. 33

O JC IE C C H R Z E S T N Y (p r z e d k o le b k ą ). Jerzy S ta n i­

sławie, dopiero coś został chrześcijaninem i w szedł do to ­ warzystwa ludzkiego, a później zostaniesz obywatelem , a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakom itym urzędnikiem — pamiętaj, że O jczyznę kochać trzeba, i że nawet za O j­

czyznę zginąć jest p ię k n ie ...1) (W y c h o d z ą w szyscy).

* * *

(P ię k n a o k o lic a w z g ó rz a i la s y g ó ry w o d d a li2) . M Ą Ż . Tegom żądał, o to przez długie m o d liłe m się lata i nareszciem już b liz k i m ojego celu — św iat lu d zi zo­

staw iłem z ty łu — niechaj sobie tam każda m rów ka bieży i baw i się źdźbłem swojem , a kiedy go opuści, niech ska­

cze ze złości lu b um iera z ż a lu .—

G ŁO S D Z IE W IC Y . T ędy — tędy. — (P rz e c h o d z i).

* * *

G ó ry i p rz e p a ś c ie p o n a d m o rze m g ę ste c h m u ry b u rz a . M Ą Ż. Gdzie m i się podziała — nagle ro zp łyn ę ły się wonie poranku, pogoda się zaćm iła — stoję na tym szczy­

cie, otchłań pode mną, i w ia try huczą przeraźliw ie. — G ŁO S D Z IE W IC Y (w o d d a le n iu ). Do m nie, m ój lu b y !—

M Ą Ż . Jakże ju ż daleko* a ja przesadzić nie zdołam przepaści. —

G ŁO S (w p o b liż u ). Gdzie skrzydła tw o je ?

M Ą Ż. Z ły duchu, co się natrząsasz ze m nie, gardzę tobą. —

G ŁO S D R U G I. U wiszaru góry tw oja w ielka dusza, nieśm iertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć m iała, ot Kona! — i nieboga tw o ich stóp się prosi, by nie szły dalej — w ielka dusza — serce w ie lkie . —

*) Epizodyczna postać Ojca Chrzestnego, napuszonego a zimnego dek.amatora, w tym krótkim monologu występuje z wielką wyrazistością.

■) W tle krajobrazowem tej i następnych scen odbijają się w ra­

żenia poety z pobytu w Szwajcaryi, a także i krajobraz alpejski w „M anfredzie”.

Nie-Boska Komedya. 3

(38)

M Ą Ż . Pokażcie m i się, weźcie postać, którąbym m ógł zgiąć i obalić. — Jeśli s ię 'w a s ulęknę, bodajbym Jej nie otrzym ał nigdy. —

D Z IE W IC A (n a drugiej stronie przepaści). U w iąż się d ło n i m ojej i w z le ć ! —

M Ą Ż . Cóż się dzieje z tobą? — K w ia ty odryw ają się od skroni tw o ic h i padają na ziem ię, a jak tylko się je j dotkną, ślizgają, ja k jaszczurki, czołgają, jak żm ije. —

D Z IE W IC A . M ój luby! —

M Ą Ż . Przez Boga, suknię w ia tr z d a rł ci z ram ion i ro zd a rł w szmaty. —

D Z IE W IC A . Czemu się ociągasz? —

M Ą Ż . Deszcz kapie z w ło s ó w — kości nagie w yzierają z łona. —

D Z IE W IC A . O biecałeś — p rzysią g łe ś.—

M Ą Ż . B łyskaw ica źrzenice je j w yżarła.

C H Ó R D U C H Ó W Z ŁY C H . Stara, wracaj do piekła — u w io d ła ś serce w ie lkie i dum ne, podziw lu d zi i siebie sa­

mego. — Serce w ielkie, idź za lubą tw oją.

M Ą Ż . Boże, czy ty m nie za to potępisz, żem uw ie ­ rzył, iż tw o ja piękność przenosi o całe niebo piękność te j ziem i — za to, żem ścigał za nią i m ęczył się dla niej, ażem s ta ł się igrzyskiem szatanów?

D U C H Z Ł Y . S łuchajcie, bracia — słuchajcie! — M Ą Ż . D o b ija ostatnia godzina.— B urza kręci się czar­

nym i w iry — m orze dobyw a się na skały i ciągnie ku m nie niew idom a siła pcha m nie coraz dalej — coraz b liżej z ty łu tłu m lu d zi w sia d ł m i na b a rki i prze ku o tc h ła n i1)-

DUC.H ZŁY . R adujcie się, bracia — radujcie.

M Ą Ż . Napróżno w alczyć — rozkosz o tc h ła n i m nie p o ­ rywa — zaw rót w duszy m o je j2) — Boże wróg T w ó j zw y­

cięża! s) —

’ ) W słowach tych zamyka się jakby pierwsze przeczucie strasz­

liw ej burzy społecznej, która ma rozegrać się w III części poematu.

*) W słowach tych przebija się chęc samobójstwa, do ktorego nie dopuszcza Anioł Stróż, powracając Henryka na łono rodziny. S a­

mobójczą śm iercią ginie Henryk dopiero przy końcu II części.

3) T. j. Szatan.

34 Z y g m u n t K ra s iń s k i.

(39)

A N IO Ł S T R Ó Ż (p o n a d m o rz e m). P okój wam, bałw any, uciszcie się! —

W tej c h w ili na głow ę dziecięcia twego zlewa się woda święta. —

W racaj do dom u i nie grzesz w ięcej *)• — W racaj do dom u i kochaj dziecię tw oje. —

N ie-B oska K om edya. 35

S a lo n z fo rte p ia n e m w ch o d zi M ą ż s łu ż ą c y ze św ie cą za n im .

M Ą Ż. Gdzie pani ?

S ŁU G A . J. W. P ani słaba. —

M ĄŻ. B yłem w je j pokoju — p u sty.—

S ŁU G A . Jasny Panie, bo J. W. P ani tu n iem a.—

M Ą Ż . A gdzie?

S ŁU G A . O d w ie źli ją w c z o r a j...

M Ą Ż . G dzie?

S ŁU G A . Do dom u w aryatów (u c ie k a z p o k o ju ).

M Ą Ż . S łuchaj, M aryo, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby m nie ukarać, ozw ij się, proszę cię — M aryo — M arysiu! —

N ie — n ik t nie odpow iada — Janie — K a ta rzyn o ! — Ten dom cały o g łu c h ł — o n ie m ia ł. —

Tę, któ re j przysiągłem w ierność i szczęście, sam s trą ­ ciłem do rzędu potępionych ju ż na tym św iecie.— W szystko, czegom się dotknął, zniszczyłem , i siebie samego zniszczę w końcu. — Czyż na to piekło m nie w ypuściło, bym trochę dłużej b y ł jego żywym obrazem na ziem i?

Na jakiejże poduszce ona dziś głow ę p o ło ż y ? — Ja­

kież dźw ięki otoczą ją w n o cy? Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. — W idzę ją — czoło, na któ re m zawsze m yśl spokojna, w itająca — uprzejm a — przezierała — pochylone trzym a — a m yśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka się biedna i płacze- —

' ) G erm anizm , pow. b.: nie grzesz już.

Cytaty

Powiązane dokumenty

I kiedyś przyniósł mi tylko informację, że jest awantura w jakimś baraku przeznaczonym na mieszkania dla pracowników budowlanych, ponieważ mieszkańcy tego baraku nie

Strona szeroko informuje o misjach, a także zachęca do włączania się w prowadzone inicjatywy misyjne.. Strona korzysta z kanałów Facebo- ok oraz YouTube, jest również

Proszę dokładnie zaadresować rozwiązania ponieważ niektórzy wysyłali rozwiązania na błędny adres i nie mam

Wojtyła był akurat na Mazurach, gdy został wezwany do prymasa Stefana Wyszyńskiego i dowiedział się, że został wybrany na biskupa... To była

Przypomnijmy: mediacyjna pomiędzy niedostępną dla człowieka mądrością a ignorancją, z której chce się wyrwać (s. Do tej właś ­ nie funkcji odwołuje się Niżnik

Rzecz dzieje się w mieście, w pomieszkania pana Inickiego... i

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..

Warto przytoczyć fragment wypowiedzi Anny Szomowej, przewodniczącej jury teatrów zagranicznych, która w ten sposób pisała na łamach festiwalowego biuletynu, o „Dokąd