• Nie Znaleziono Wyników

Podstawowe zadania leksykografii definicyjnej

Witold Doroszewski w uwagach wstępnych do Słownika ję zy k a polskiego pisał:

„dziś pojmujemy wyrazy jako swoiste zwierciadełka, w których odbijają się obrazy świata i za pom ocą których ludzie sobie te obrazy i myśli o nich w żyw ym ze sobą obcowaniu przekazują” [1958, s. XVI], Dzięki osiągnięciom kognitywistów wiemy, że owych „zwierciadełek” nie m ożna rozumieć dosłownie i struktury znaczeniowe wyrazów - w tym nazw własnych - nie stanow ią „zwierciadlanych odbić” odnoś­

nych denotatów, lecz raczej świadectwa stereotypowych wyobrażeń o nich, przy czym cechy stereotypowe m ogą pozostawać w równowadze z cecham i stricte refe- rencjalnymi, m ogą też jednak nad nimi dominować (np. Pcim, Cygan, Szwab). W y­

nika stąd, że tego typu jednostki „funkcjonują w naszej kom unikacji nie tylko, a n a­

wet nie tyle w swej pierwotnej referencjalnej funkcji nazewniczej, ale także, i to bodaj przede wszystkim, we wtórnej funkcji symbolicznej - nom inatywnej jak i pierwsza, nominującej jednak nie miejsca i obiekty w przestrzeni fizycznej, lecz pojęcia w siatce m entalnego obrazu świata. Tym samym nazwy własne jak o skład­

niki dyskursu publicznego m ają wartość nie tylko lokalizacyjną („geograficzną”) i nazewniczą (onomastyczną), ale też kognitywną, będąc środkami i dokum entami swoiście narodowego interpretowania świata. Jako takie nazwy te powinny być obiektem filologicznego opisu leksykograficznego” [Chlebda 1997, s. 6]. N a konie­

czność filologicznego opisu tego rodzaju zjawisk w słownikach definicyjnych wskazują też omówione w rozdziale poprzednim wyniki badania studentów; przy­

pomnijmy, że ankieta ta dowiodła, jak słaba jest wśród m łodych ludzi znajomość tych derywatów onomastycznych, które, jak nam się wydaje, są składnikami nasze­

go kodu kulturowego.

Jeśli znajomość polskich derywatów onomastycznych jest bardzo słaba, to właściwie nie powinien dziwić fakt jeszcze miemiejszej znajomości derywatów ro­

syjskich. A przecież niektóre z nich (np. Konbijua, zynaz, cmaxanoeeif, JlyÓHHKa, Cmapan m oufadb) m ają duże znaczenie nie tylko dla dyskursu społecznego Pola­

ków i Rosjan, ale ważą także w dyskursie europejskim i światowym. Dlatego koniecz­

ne wydaje się uwzględnienie nazw własnych w funkcjach wtórnych w procesie glottodydaktycznym. Sprawność i prawidłowy przebieg tego procesu uzależnione są od wielu czynników, w tym także od jakości słowników objaśniających i prze­

kładowych. Sądzimy więc, że obecność derywatów onom astycznych w takich słow­

nikach jest warunkiem sine qua non, umożliwiającym prawidłowy przebieg procesu nauczania języków obcych.

Tymczasem leksykografia polska (i nie tylko, por. BepemarHH, KocTOMapoB 1977, s. 125) zdaje się nazw własnych nie dostrzegać, poza polem jej opisu pozo­

staje więc znaczna część cennego materiału językowego. Jak już pisaliśmy wynika to zapewne z faktu przejęcia tezy logików, która mówi, że nazwy własne nie znaczą, lecz jedynie oznaczają, spełniając tylko funkcję czysto referencjalną, w związ­

ku z czym - jako jednostki mające „denotację”, ale pozbawione „konotacji” - mogą być eksplikowane w encyklopediach czy leksykonach, ale nie w filologicznych słownikach definicyjnych.

W naszej tradycji leksykograficznej, jak zauważa Henryk Borek [1982, s. 131]

dom inowała zawsze tendencja do opracowywania słownictwa apelatywnego odręb­

nie od nazw własnych, co chyba najbardziej rygorystycznie przeprowadził Słownik język a polskiego pod red. W. Doroszewskiego, który nie rejestruje w zasadzie na­

wet form pochodnych od nazw geograficznych (przymiotników odmiejscowych, nazw narodowości, nazw mieszkańców itp.). Trzymając się tej tradycji, kontynuuje Borek, m ożna by najogólniej stwierdzić, że przedm iotem zainteresowania leksyko­

grafii onomastycznej powinny być wszystkie uporządkowane zbiory leksemów uznawanych za nazwy własne, a zwłaszcza te zasoby, których nie rejestrują nasze słowniki apelatywne. Słowniki onomastyczne powstawały w Polsce od dawna, je d ­ nak, ja k twierdzi Borek [1982, s. 134], tylko nieliczne spełniają sw oją źródłowo- -usługow ą rolę. Dlatego istnieje konieczność opracowania ścisłych kryteriów, które um ożliw ią opracowywanie m ateriału słownikowego w sposób jednorodny i meto­

dologiczny. Zasadniczym kryterium przy opracowywaniu słownika onomastyczne- go winno być jego przeznaczenie. Ze względu na takie kryterium Borek widzi co najmniej trzy typy słowników onomastycznych:

1) słowniki podstawowe, źródłowo-bazowe, o charakterze poznawczo-nauko- wym, grom adzące w sposób możliwie wyczerpujący i naukowo uwierzytelniony pełny zasób nazw objętych opracowaniem;

2) słowniki i leksykony informacyjne, których głównym przeznaczeniem jest od­

powiednia, najczęściej urzędowa informacja o danym zasobie nazw, często w połącze­

niu z inform acją o nazwanych obiektach;

3) słowniki popularnonaukowe, przeznaczone dla szerokiego kręgu odbiorców, zaspokajające ich ciekawość poznaw czą w tej dziedzinie lub informujące o popraw­

nym używ aniu form nazewniczych.

Jak widać, H enryk B orek kładzie nacisk na uznanie jednostek onomastycznych jako klasy swoistej, której należy się traktowanie odrębne i kodyfikacja w słowni­

kach specjalnych, a nie m ieszanie jej z klasą jednostek apelatywnych. Stanowisko takie jest bezdyskusyjne, gdy dotyczy nazw własnych sensu stricto, w ich prymar- nym wymiarze referencjalnym jedynie - racją przem aw iającą za takim rozw iąza­

niem jest głównie fakt, że ilość nazw własnych znacznie przekracza ilość nazw pos­

politych i połączenie ich w jednym słowniku spowodowałoby „utonięcie” tych ostatnich w oceanie nazw własnych.

Jeśli jednak leksykografia wytyczy między klasą nazw własnych i klasą nazw pospolitych linię demarkacyjną i będzie dążyć do przydzielenia obu tych klas do róż­

nych typów słowników, natychmiast natknie się na problem teoretycznego i praktycz­

nego ustosunkowania się do (ogromnego ilościowo) zbioru zjaw isk zajm ujących pole pograniczne m iędzy nomina propria i nomina appellativa. W dyskusji nad projektem nowego słownika współczesnego języka polskiego do problem u owego pogranicza próbował ustosunkować się Kazimierz Rymut. Pisał on: „ze względu na ścisłe związki nazw własnych z wyrazami pospolitymi, winny być one zebrane ra­

zem. Ideałem byłby olbrzymi słownik zbierający wszystkie wyrazy pospolite i wszyst­

kie nazwy własne języka określonej epoki. [...] Zarówno opracowanie, ja k i opubli­

kowanie takiego słownika jest nierealne. [...] Dlatego sądzę, że wielki słownik języ ­ ka polskiego powinien zebrać wyrazy pospolite funkcjonujące obecnie w języku, a nazwy własne winny się znaleźć w odpowiednio opracowanych onom astykonach, stanowiących uzupełnienie słownika. Nie oznacza to, by w apelatywnej części słownika nie miały się znaleźć te wyrazy, które stanowiąc kategorię pograniczną, łączą te dwie duże klasy leksykalne” [Rymut 1988, s. 120-121],

Do słownika języka polskiego powinny wejść, zdaniem Rymuta, na równi z w y­

razami sensu stricto pospolitymi, następujące kategorie:

1) wyrazy pospolite pochodne od nazw własnych,

2) wyrazy pospolite, które równocześnie m ogą pełnić funkcję nazw własnych, 3) nazwy własne, które równocześnie m ogą funkcjonować w języku jako wyrazy pospolite,

4) nazwy własne występujące jako części składowe wyrażeń frazeologicznych, 5) nazwy własne wielodesygnatowe.

Rymut twierdzi, że cechą w spólną formacji zaliczanych do tych pięciu grup jest to, że obok właściwości typowych dla nazw własnych, posiadają one równocześnie właściwości wyrazów pospolitych. Kryterium pozwalającym zaliczyć wyrazy danej formacji do zasobu słownika jest semantyka. Te twory, dla których m ożna podać znaczenie leksykalne, weszłyby do słownika.

Problem wprow adzenia nazw własnych do słowników był przedm iotem dyskusji podczas konferencji w Paszkówce w 1986 roku [zob.: Wokół słownika w spółczesne­

go języka polskiego 1988]. Uczeni biorący udział w dyskusji doszli do wniosku, że w słowniku powinny znaleźć się:

1) przymiotniki od nazw własnych, szczególnie te, które posiadają dodatkowy element semantyczny,

2) nazwy własne nacechowane emocjonalnie (np. Pacanów, Kłaj, Zuzanna), 3) nazwy wielodesygnatowe, będące zdaniem Andrzeja Bogusławskiego, nazwa­

mi pospolitym i (np. giew onty - papierosy, wołgi - samochody itp.).

Z powyższego wynika, że nazwy własne - pochodzące z „pogranicza”, a więc nie w ich prym am ej funkcji referencjalnej — nie tylko mogą, ale wręcz powinny (w pew nym wyborze) stać się składnikami siatki pojęciowo-hasłowej ogólnego filo­

logicznego słownika definicyjnego, gdyż kryją w sobie bogatą informację ling- worealioznawczą. Nazwy własne są więc elementem językow ego obrazu świata i jako takie powinny być rejestrowane przez słowniki objaśniające. Z kolei obec­

ność leksyki onimicznej w słownikach filologicznych pozwoli podtrzymać wiedzę 0 naszym kodzie kulturowym i, co za tym idzie, wiedzę o nas samych.