• Nie Znaleziono Wyników

Powstaje nowe pismo. Jak zwykle w takich razach, zaczyna się od nazwy, od tytułu. To nie tylko kwestia brzmienia czy zewnętrznego efektu. Tytuł bywa, powinien być, jest – programem. Mówi wiele, niekiedy wszystko.

„Polityka polska”! Tak, ten tytuł – to program. Lecz jeśli tak jest w istocie, to doprawdy trudno o tytuł bardziej obligujący, ambitniejszy, nakładający na twórców pisma większe wymagania, zobowiązujący do wyższych aspiracji.

Czy zatem nie porywamy się na przedsięwzięcie przekraczające nasze moż-liwości? Innymi słowy: czy można dzisiaj w Polsce uprawiać – politykę polską, a jeśli nawet, to w jaki sposób?

Trzeba by wprzód określić istotę tego pojęcia, ustalić jego skalę, potem rozpoznać okoliczności czasu i miejsca, wreszcie – sumiennie oszacować własne siły i możliwości. Na pierwszy rzut oka rachunek wygląda fatalnie: point de rêveries!1

Rzeczywiście – „Polska leży w Europie”. Więcej: jeśli tak się można wyra-zić, to „leży ona w świecie”. A zarazem w jego – jakże konkretnym – punkcie: nad Wisłą, akurat między Rosją a Niemcami. I nic nie zmieni tego faktu, chociaż to nieco inna Rosja i zupełnie inne Niemcy niż przed laty, kiedy nasi przodko-wie formułowali swoje ówczesne polityczne katechizmy. Nasza generacja może ten kanon samowiedzy poszerzyć o wypraktykowaną na własnej skórze, dogłęb-ną znajomość realiów systemu, w jakim jej przyszło żyć oraz o pamięć kilku dat historycznych, począwszy od sierpnia 1944 aż do 13 grudnia 1981, stanowiącą – by rzec nieco patetycznie – cierniową koronę naszych doświadczeń.

Politykę zasługującą na miano polskiej próbowano w tym kraju po II woj-nie światowej uprawiać trzykrotwoj-nie, każdorazowo w warunkach zupełwoj-nie lub niemal beznadziejnych: w okresie częściowych swobód, brutalnie złamanych aktem likwidacji PSL w 1947 r., w nader wąskim zakresie w 1956, wreszcie w skali bardziej znaczącej w czasie istnienia „Solidarności”. Tę gdzie indziej nieosiągalną cechę trwałości i ciągłości nieprzerwanej od 1945 r. miała jedynie polityka prowadzona przez Kościół, zwłaszcza w okresie, gdy kierował nią śp. Prymas, kardynał Wyszyński. To wszystko. Poza tym w Polsce – polityki pol-skiej nie było. Polpol-skiej, to znaczy uwzględniającej dobro, suwerenność i

natural-ne aspiracje tego narodu, szanującej jego tradycje, obyczaje i kulturę, próbującej zaspokoić jego potrzeby duchowe i materialne, przestrzegającej sprawiedliwie praw ludzkich i obywatelskich.

* * *

Jakież zatem szanse jej współtworzenia posiadamy obecnie? Nadal przecież nie mamy suwerennego rządu, zaś środki skutecznego oddziaływania na panującą z obcego mandatu władzę są w gruncie rzeczy wątłe, a w wielu przypadkach zgoła żadne. Nie mamy swoich ambasad, przedstawicielstw i rezydentów, siły zbroj-nej, urzędów, środków materialnych i technicznego zaplecza. Nie dysponujemy też masową partią polityczną ani głosami wyborców gotowych poprzeć nasze koncepcje i programy. Zresztą i tak pozostałyby one słabo słyszalne, gdyż poza naszym zasięgiem znajduje się telewizja i wysokonakładowa prasa, dyploma-tyczne salony i wielkie meetingi, międzynarodowe sympozja i gabinetowa hochpolitik. Czy w tych warunkach można mówić o czymkolwiek, czy aby na-sze zamiary nie zakrawają na zwykłe chciejstwo, parodię poważnej działalności, groteskową megalomanię?

Może jednak niezupełnie? Po pierwsze bowiem każdy przejaw niekonce-sjonowanej działalności społecznej czy kulturalnej, każdy fakt, wypowiedź, czy zdarzenie wymykające się państwowej kontroli – automatycznie uzyskuje w tym systemie kwalifikację polityczną. A poza tym istnieje przecież wcale niemały obszar rzeczywistej aktywności politycznej, który można i należy wy-pełnić istotną treścią.

Bowiem polityka polska – w naszym rozumieniu i wedle obecnych, real-nych możliwości – to przede wszystkim rozległa sfera refleksji, myśli, kultury politycznej. Oto dziedzina od dziesięcioleci porażona niedowładem, niemal do-szczętnie wyjałowiona przez system z premedytacją nakierowany na niszczenie wszelkich znamion myślenia i działania, wyswobadzającego się z kleszczy obo-wiązującej, wszechwładnej doktryny. Doniosłe fakty powstania opozycji demo-kratycznej, a jeszcze później „Solidarności” zaledwie zapoczątkowały trudny proces powolnej odbudowy polskich niezależnych elit politycznych – zdławio-nych niemal zupełnie w wyniku II wojny światowej i stalinowskiej ekstermina-cji. To proces żmudny i zarazem niezmiernie delikatny, wymagający spełnienia przynajmniej minimum koniecznych warunków, spośród których poczucie cią-głości tradycji oraz możność swobodnego czerpania z dorobku współczesnej myśli światowej – stanowią potrzebę nieodzowną.

Wiele z tych warunków w czasach obecnych po prostu zaistnieć nie może, innych jeszcze dotyczy szereg ograniczeń: niedostępne archiwa, zakazane zbiory, utrudnienia w kontaktach zagranicznych a nawet i krajowych, szalejąca cenzura, tępienie niezależnych działaczy, naukowców i publicystów, odcięcie od

najwarto-ściowszych dokonań politologii zachodniej, wreszcie praktyczna niemożność prowadzenia jakiejkolwiek oficjalnej działalności politycznej pozostającej w zgo-dzie z elementarnymi wymogami sumienia i poczuciem godności.

Jednak nawet te względy nie powinny – nie mogą – zwalniać nikogo spo-śród ludzi myślących i uczciwych od powinności podjęcia refleksji politycznej, od tworzenia koncepcji i programów, od kształcenia elit, od pielęgnowania kul-tury narodowej. To naturalny, organiczny niejako obowiązek polskiej inteligen-cji, tym bardziej oczywisty w dobie tak ciężkich i surowych doświadczeń.

* * *

Należymy do młodego pokolenia, które w przedsierpniowych czasach podjęło niezależne inicjatywy polityczne, aby potem logiczną rzeczy koleją współtwo-rzyć „Solidarność”, czynnie w tym ruchu uczestnicząc, a jeszcze później – wal-cząc o jego istnienie i broniąc jego ideałów.

W przeciągu tych kilku brzemiennych w wydarzenia lat nieraz dawaliśmy publicznie wyraz naszym poglądom i przekonaniom. Poglądy, w miarę nabywa-nia doświadczeń, przeszły pewną ewolucję – to zrozumiałe. Podstawowe prze-konania pozostały niezmienne.

Nadal wspierają się one na fundamencie, który stanowi równoważne uzna-nie uzna-niezbywalnej wartości osoby ludzkiej oraz wspólnoty narodowej, czemu towarzyszy przekonanie o naturalnym prawie każdego – a więc i polskiego na-rodu do posiadania niepodległego państwa, zdolnego spełnić polityczne, spo-łeczne, kulturalne i materialne aspiracje jego obywateli, państwa rządzonego demokratycznie przez legalną, wyłonioną w wolnych wyborach, obdarzoną ak-ceptacją ogółu społeczeństwa – władzę.

Będąc otwarci na wiele nurtów polskiej tradycji politycznej, bodaj najwię-cej czerpiemy z inspiracji wciąż odnajdywanej w wielu wątkach nadal twórczej myśli narodowo-demokratycznej. Z tej szkoły myślenia wypływa również re-spektowanie twardych wymogów geopolityki,liczenie się z faktami, przekona-nie, że polityka jest sztuką możliwości.

Wszelako ta realistyczna postawa wcale nie musi być równoznaczna z za-sklepianiem się w przyciasnym kręgu swoistego „neoorganicznikostwa”, nie musi oznaczać zaniżenia ideałów i odstąpienia od prób kreślenia planów ambit-niejszych, wizji śmiałych, dalekowzrocznych. Wprost przeciwnie, nieustanna korelacja tych dwu pozornie sprzecznych perspektyw winna być warunkiem, bez spełnienia którego wszelka refleksja polityczna zamienia się w jałową, bezpłod-ną spekulację.

Nie mamy wszakże żadnego tytułu do uderzania w ton mentorski i dawania pouczeń. Nikt nie ma monopolu na jedynie słuszną i właściwą politykę polską, tym bardziej my pretensji do tego monopolu nie rościmy. Nie jedyna, ale

zaled-wie jedna z zaled-wielu możliwych czy prawdopodobnych. Postrzegamy ją jako żmudny, nieustający proces dochodzenia do splotu stanowiących ją uwarunko-wań i ograniczeń, jako badanie tysięcy krępujących ją zależności i uwikłań, jako uważne śledzenie wpływających nań koniunktur zewnętrznych i wewnętrznych, odkrywanie mechanizmów, ustalanie trwałych zasad, na jakich winna się wspie-rać, ale i burzenie wielu zastarzałych mitów, nadal trzymających ją w sztywnym gorsecie pojęć już przebrzmiałych. Nie mamy gotowych, niezawodnych recept – najpierw musimy starannie zbadać zastane składniki i możliwe między nimi w przyszłości związki. Chcąc uprawiać politykę, jedno-cześnie musimy się jej – nieustannie – uczyć. Wprawdzie uczyć się można i trzeba od wszystkich, lecz wiedza nie zawsze oznacza akceptację. Wzory kul-tury politycznej godnej upowszechnienia odnajdujemy w tej części świata, która wpisana jest w krąg cywilizacyjny Zachodu i czerpie z inspiracji chrześcijań-skiej. Również z tego względu za jeden z głównych punktów odniesienia w polityce uważamy kategorie nie tylko pragmatyczne, ale – w nie mniejszym stopniu – także etyczne, dążność do przepojenia uprawianej refleksji i działalno-ści politycznej trwałymi pierwiastkami moralnymi.

Dlatego, pochłonięci na co dzień wytyczaniem granic tego, co dziś możli-we, kreśleniem celów osiągalnych w doraźnej perspektywie, rozważaniem bli-skich etapów i taktycznych posunięć – choćby na chwilę nie możemy tracić z oczu fundamentalnego celu polityki polskiej: niepodległości.

Tu wątpliwości nie ma; mogą zmieniać się wiodące doń drogi, środki i me-tody, niepodobna dziś przewidzieć, która okaże się skuteczna, ani nawet w przybliżeniu określić czasu, kiedy to może nastąpić. Jednakże sam cel pozo-staje niezmienny.

* * *

„Polityka Polska” – pismo ex definitione polityczne – stawia sobie jeszcze jeden cel. Oto po 13 grudnia obserwujemy osobliwą „migrację”, niemającą wszelako nic wspólnego z pędem do wyjazdów zagranicznych ani z tzw. emigracją we-wnętrzną. Chodzi o gigantyczną, masową reorientację ideową o niespotykanej od 1945 r. skali, istne ruchy tektoniczne zachodzące w świadomości milionów Polaków, związane z ostatecznym porzuceniem resztek złudzeń żywionych wo-bec „etosu lewicy”, „socjalizmu o ludzkim obliczu” etc., coś, co można określić jako olbrzymie, choć nie zawsze w pełni uświadamiane przesunięcie „w prawo”… Teraz wielu tych ludzi, wyzbytych ostatnich mrzonek, niejedno-krotnie znalazło się na rozdrożu, zawisło w ideowej próżni. Zwłaszcza tych młodych ożywiają często wyłącznie uczucia negatywne: ślepa nienawiść do ustroju, głębokie rozczarowanie, nihilizm.

Również i tym – zagubionym, pozbawionym ideowej busoli – chcielibyśmy zaproponować wspólne poszukiwanie programów pozytywnych, przedstawić system trwałych wartości, pomóc wyjść z jałowego kręgu samych tylko gniew-nych odruchów, zaprosić do prób politycznego myślenia. Chcielibyśmy, by „Po-lityka Polska” stworzyła z czasem jeden z poważnych ośrodków refleksji poli-tycznej, by skupiła środowiska wychodzące z podobnych założeń ideowych, by – zachowując swą tożsamość – stała się jednocześnie otwartą trybuną niezależ-nej publicystyki. Chociaż pismo nasze zwraca się głównie do inteligencji, jego zamiarem nie jest wąski elitaryzm. Pragniemy raczej by spełniało funkcje elito-twórcze, kształcące, stąd jego tyleż edukacyjny, co dyskursywny charakter. Spo-dziewamy się wypracować – zapewne nie od razu – własny, charakterystyczny styl politycznego myślenia! Układ pisma, podział na stałe rubryki i działy służy w intencjach redaktorów zapewnieniu wewnętrznej spoistej konstrukcji, ruszto-wania, na którym nasze poglądy powinny prezentować się jaśniej i przejrzyściej. Nie chcemy, by „Polityka Polska” była tylko przypadkowym zbiorem najlep-szych choćby artykułów.

Spośród wielu działów, przynajmniej trzy wymagają krótkiego objaśnienia. „W kręgu tradycji” – sądzimy, iż jest to krąg szeroki, wszakże nie na tyle, by zdolny był pomieścić każdą tradycję. Nieprzypadkowo też zaczynamy od podjęcia jednego z najbliższych nam, a w polskiej spuściźnie politycznej najdo-nioślejszych wątków, który personifikuje postać Jana Ludwika Popławskiego2

. „Czas przeszły teraźniejszy” – to tylko pozorny paradoks. Praktyczny sens tej nieco przekornie brzmiącej nazwy upatrujemy w potrzebie odmumifikowania historii. Nie chcemy traktować jej na zasadzie muzealnego zabytku. To materia mimo czasowego oddalenia wciąż żywa, pulsująca nowymi znaczeniami, dyna-miczna. Będziemy ją ciągle wietrzyć, brać pod światło, aktualizować.

„Sprawy międzynarodowe” – powołanie tak obszernej rubryki wypływa z poczucia, iż polska myśl polityczna nazbyt często zasklepiała się w ciasnym zaułku swojskiego partykularyzmu, że nieraz nie nadążała za nowymi prądami i procesami rozwojowymi Europy i świata, mamy również przekonanie, że spra-wy polskiej nie sposób oddzielić od szerokiego kontekstu polityki międzynaro-dowej.

Jeszcze jedna uwaga. Tytuł naszego pisma przywołuje szereg skojarzeń, z Polityką polską i odbudowaniem państwa Romana Dmowskiego3 na czele. Byłaby to asocjacja wielce dla nas zaszczytna. Nie musimy chyba nikogo prze-konywać, że „Polityka polska…” Dmowskiego jest nam bliższa od „Polityki” Rakowskiego czy ostatnio – Bujaka.

A poza tym chcemy podjąć wyzwanie, jakie rzuca nam czas teraźniejszy. Czas, w którym nie ma ucieczki od polityki. W którym polityka jest po prostu narodowym obowiązkiem myślącego człowieka. Również dlatego, że nic nie straciły na aktualności słowa wypowiedziane niegdyś przez Edmunda Burke’a4

„Dla zwycięstwa zła wystarcza, aby dobrzy ludzie nic nie robili”. Chcemy i musimy robić coś, miejmy nadzieję dobrego. Będziemy szczęśliwi, jeśli kiedyś okaże się, że i „Polityka Polska” mogła przyczynić się w jakimś stopniu do stworzenia polityki polskiej – godnej tego miana.

Przypisy

1

„Koniec z marzeniami!” (w innej wersji „Żadnych mrzonek, panowie”) – od-powiedź Aleksandra II, udzielona polskiej delegacji w czasie pobytu cara w Warszawie w 1856 r., a dotycząca ewentualności przywrócenia Polsce niepodległości.

2

Jan Ludwik Popławski (1854-1908) – publicysta i działacz polityczny, jeden z twórców obozu narodowo-demokratycznego i autor jego pierwszych koncepcji ide-owych, które formułował m.in. na łamach „Przeglądu Wszechpolskiego”.

3

Roman Dmowski (1864-1939) – przywódca i ideolog polskiego ruchu narodo-wego, pisarz polityczny i powieściopisarz, najważniejszy obok J. Piłsudskiego architekt polityki polskiej na początku XX wieku i w II RP, autor wielu ważnych książek poli-tycznych m.in. Myśli nowoczesnego Polaka (1903), Niemcy, Rosja a kwestia polska (1908), Polityka polska i odbudowanie państwa (1925).

4

Edmund Burke (1729-1797) – angielski polityk, publicysta i filozof polityczny, uchodzący za jednego z najważniejszych myślicieli konserwatywnych w historii tego nurtu. Był on przeciwnikiem radykalizmu i zwolennikiem ewolucyjnych przemian poli-tycznych, społecznych i kulturowych, stąd wyniknął jego gwałtowny sprzeciw wobec rewolucji francuskiej, której gruntowną krytykę zawarł w słynnych Rozważaniach o rewolucji we Francji (1790), pisanych we wczesnych jej stadiach, a wnikliwie przewidu-jących późniejszą falę terroru. Zarazem Burke popierał prawa amerykańskich kolonii do niepodległości, bronił praw Irlandczyków i występował przeciw rozbiorom Polski.

Wiesław Chrzanowski