• Nie Znaleziono Wyników

CZYLI SCHRONIENIE W LASKU S. ZO FJI, w ielkie m elodram a w o je n n e , ze śp ie­

w kam i i tańcam i.

Rzecz i M uzykę n a p isa ł: M ich. S u c h o r o w s k i ,

( D o c h ó d dziełka, równie jali i pierwsze przedstawienie d ra­

matu, poświęcone są na wsparcie biednych sierot). W e L w o ­ w i e d r u k i e m P i o t r a P i l l e r a 1832. in 12mo. S t r . 73,

o p r ó c z n ó t .

Gdy dobrych xiążek n ie sta ło , w ziąłem się do now ego w i e l k i e g o m e l o d r a m a t u w o ­ j e n n e g o z m u z y k ą p rzez P. Suchor. u ło ż o n e ­ go. Jeżeli m am p ra w d ę p o w ie d z ie ć , w ziąłem się do niego z u p rz ed ze n ie m : bo k t o s i ę n a g o ­ r ą c e m s p a r z y , i n a z i m n e d m u c h a . Za­

płaciłem za p ierw sze zabaw ki P. Suchor. i do p o ło w y niedoczytaw szy, niecierpliw ością zdjęty, w rzu ciłem je n a kom inkow y o g ień , p rz y k tó ­ ry m , jak w iadom o, na wsi w jesien i n a jp rz y je ­ m niej siedzieć. T eraz m iałem cierpliw ości w

ię-( w )

c ćj, l od bom p rzeczy tał od końca do k o ń ca , 2 re bom n ie w rz u c ił n a ogień. Nie znalazłem jed n ak w idocznej p o p ra w y w A utorze. M ozę to je s t skutek ze ludzie u talen to w a n i milczą.

Zawsze to tak b y ło , że k ru k i, w ro n y i w róble zagłuszą słow ika. Jak słow ik dw a tylko mie­

siące śp ie w a ; tak i dobrzy poeci n ie w iele w y­

d a ją , bo to im przychodzi z p ra c ą — łatw iej zaś pierw szym p rzez cały rok krakać. Ileż to cza­

su w yszło od W allenroda do ZiszŁil Jak daw no nic n ie mamy od naszego A. F re d rą ! Ale za to P. Suchor. nim się w ydrukuje je d n a b ro s z u ra , ju ż d ru g ą n ie sie ; w jego ślady godnie wTstępują i in n i autorom ani.

Zadziw ia zap ew n e, że zdaję sp raw ę z tego m elodram atu. Cóż ro b ić ? Taki je st obow iązek Czasopism a, ażeby w sobie m ieścił w iadom ości, o dziełach w Galicji w ychodzących; jak ie w ięc w ychodzą, o talach m ówić potrzeba. Ależ to niesczęście, że nie w iele chw alić przychodzi.

N ie zaprzeczam , że przedm iot obrany, m ógłby dla u talentow anej głow y podać piękną m a te rje do m elodram atu interessującego. Ale jak go u - k lecił P. Suchor. nie wiem kto znajdzie ro z r y ­ w kę z czy tan ia, i au to r podobno niepocieszy się jego w ystaw ieniem n a te a trz e . W yobraź so­

bie tłum. urzędników k o ro n n y c h , szlachty, m ło­

dzieży p łci obojej, załogi m iasta, Hajdamaków, Krakowiaków, R usinów , G oralów i Bóg wie ko­

p o ? a przyznasz: że biedny te a tr lwowski nie

je s t w s ta n ie p rz ed staw ien ia; chybaby wszyscy te ra ź n ie jsi a u to ro w ie (chcąc jescze i po te n w ie ­ n ie c sięgnąć) sam i, i ich ad h e ren c i p rz y łą czy li się do kom edjantów .

Lubo Więc to m e lo d ra m a , (ja k i w szystkie ro b o ty P . S u c h o r.) n ie zasługuje n a re c e n z ję , a n i n a u w a g ę; w szakże w idząc A utora chęć n ie ­ p rzezw y ciężo n ą do pisan ia n a naszą b ie d ę , p o ­ stanow iłem zro b ić jakiś ro z b ió r (je ż e li z tego chaosu coś da się sk leić) dla p rz ek o n an ia P . Su­

chor. jak m ało m a n ie tylko zdolności do zosta­

n ia a u to re m , lecz n a w a t m ało posiada Logiki.

G dybym z n a ł osobiście P . Suchor. n ajo tw artsz ą- bym ra d ę m u p o d a ł: — « P o r z u ć a u t o r ­ s t w o . »

Zaczyna się sztuka od ze b ra n ia Hajdamaków p o d sam ym L w ow em w lasku S. Z ofji, k tó rzy u ch o d zą za K onfederatów barskich. G łuchonie­

m a W a n d a , b o h a te rk a m e lo d ra m a tu , w odd. II.

oznajm uje Jagusi i P anienkom z m iasta, ze to są rozbójnicy, i ze jćj b ra ta zabili. Hajdamacy ro b ią plan;, n a p a d u ,— w oddz. III. w padają do L w o w a, do Zamku i straż w y rz y n a ją , in n i zaś Hajdamacy w lasku S. Zofji poddają się ko ­ b ieto m ; Szwaczka n aczelnik Hajdamaków ciągle p ra w ie przjy bo k u W ojew ody Jabłonow skiego i B ronisław y] z k tó rą (udaw szy się za P otockiego) m a się ż e n ić , lecz przychodzi W a n d a, p o ry w a ­ j ą teg o n ac zeln ik a, i n a tem się kończy sztuka.

R eszta scętn czyli s p r a w , jak a u to r ch c e, je st

( W )

zupełnie oddzielnych i nie należących do rozw i- n ien ia sztuki: tali Jagusia żona G apiełły kokietuje z M yliołą Hajdamakiem, M y koła w odd. I. i II. za­

pija lirupniczek podw ójnym r a z e m , G apielło b ła ­ znuje płasko, skaczą i śpiew ają p ra w ie wszędzie bez c e lu , b alu je W o jew o d a, W anda dająca nazw ę sztu ce dopiero w odd. II. pokazuje się pierw szy ra z z u p e ł n i e c z y t e l n i k o w i n i e z n a j o m a (b o przedm ow a do sztuki n ie n a le ż y ), M ykoła z Jagusią są najw ięcej n a scenie, i n ie b ard zo m oralne dają n au k i, słow em je st to s z e n e Ka - t e r y n k a pokazująca się w w idokach coraz r ó ­ żn y ch , i zu p ełn ie innego zam iaru. Ju żb y w ięc z tego w zg lęd u , ta sztuka pow inna bydź zapo­

m n ian ą; cóz z nią się stan ie, gdy jescze większe niedorzeczności przyłączym y? W edle porządku jak są w sztu ce , te niedorzeczności wskaże:

l od n a s t r . 10. Hajdamacy gotując się n a w y­

rżnięcie Lachów, śpiew ają przecie

Nc bijte sia 'lacki dity, pyjtc w y n o |u stoła:

teper można wam sedity jak pid kryłom aulieła. etc.

Znana je s t i lubiona ta pieśń p o w szech n ie, ale ci którzy ją śpiew ają, nie byli i n ie są Haj­

damakami.

2 re n a t e j ż e s t r o n i e w y strz a ł z pistoletu m a bydź znakiem , że setnik n adchodzi. Obczy- tan y jak w idzę nasz a u to r w h isto rjacli zbóje­

ckich ( R aubergeschicliten ) , niecliciuł opuścić

zw yczajnego w nich zw iastow ania h e rs z ta , ale co w A p p e n in a c h , czeskich la s a c h , lub stepach u k raińskich ujść m ogło, t o m i ę d z y u d a n y ­ m i K o n f e d e r a t a m i pod m uram i L w ow a w ca­

le n ie uchodzi.

3 cicn a s t r . 11. p ły n ie z u s t M ykoły b a r d z o m o r a l n a n a u k a (?!) o ty ra ń stw ie szlachty i o sposobie zem sty, to je s t : t r z a s n ą ć w ł e b i k w i t a .

4te n a s t r . 12. Hajdamacy u chodzą za K on­

fe d era tó w b arsk ic h , i zaraz pokazuje s ię , zc oni b r o ń , konie u k r y li, i nikogo z p rzybyłych n azad niepu sczali do m iasta. Jeż eli w ięc za K onfederatów b y li u w a ż a n i, n a co b ro ń u k ry ­ w a li? je ż e li zaś b ro ń u k ry w a li, ju z tem sam em byli p o d e jź ra n i i n ie mogli ujść za obrońców . N iechże kto to z ro z u m ie , a n a w e t sam P . Such.

5 te T rw o g a rozchodzi się w m ieście o b li- zkim n apadzie hajdam aków , Jabłonow ski W oje­

w oda jed n ak do b alu się sposobi. P rzy p o m n ia­

w szy jaki p rz e stra c h rozn o sili Hajdamacy, zgo­

dnie z h is to r ją , n ie m ożna inaczej posądzić, jak ze albo Jabłonow ski b y ł ostatni g łu p ie c , a lb o ..., chociaż rozum nie n a to sam a u to f, p rz e z usta B ronisław y n a str. 00 odpow iada: «p o trze b a b y ­ ło zaniechać dzisiejszej uczty, gdy całe m iasto

( '*7 )

(1) Słowa autora nie zupełnie wedle jego ortografji umie- sczone, bo jego niektórych zgłosek jcscze pisać nie umimy, $ nawet trzcionek nie mamy. np. o z ogonhiem.

je st w trw o d z e , lepiej było odłożyć ja na czas dalszy » (1).

6 le s t r . 21. M ykoła m ów i do G ap iełły : T a ­ k i m , j a k t y , w c a l e n i c z ł e g o (Hajdamacy) n i e r o b i ą . Ale takich jak ty (c o masz m łodą i piękną ż o n ę , a jesteś za zd ro sn y ) w s a d z a j ą ż y w c e m n a r o ż e n , t ł u k ą i p i e k ą j a k w o ­ ł o w ą p i e c z e ń i t. d. Co za sprzeczność! p o ­ zn a ł się na niej sam n aw et G apiełło, luedy w o ­ ła jak żeby straszydło zobaczył: W s z e l k i d u c h c h w a l i P a n a B o g a .

7 me T ru d n a rzecz do w ie rz e n ia , aby Szw a­

czka m iesczanin k an io w sk i, m ógł tak dalece ujść za P o to ck ieg o , żeby się z nim w dała w rom anse B ro n isła w a , córka m ożnego W o jew o d y , tym w ięcej aby te n ż e W ojew oda m iał ją zaręczyć nieznajom em u. Jaka je st nieznajom ość a u to ra dziejów n aro d o w y ch , stąd się pokazuje. W ia­

domo jak M agnaci polscy byli o stro żn i w koja­

rz e n iu m ałżeństw ; w iadom o, że P otoccy w ó w ­ czas pierw szą p raw ie arystokracką składali ia- m ilję, Jabłonow ski także. Jak w ięc te n ostatni nie p o zn a ł z d ra d y , kiedy ary sto k raci m ieli p o trz e b ę dla sejmów, nie tylko znać w sp ó łary - stokratów , ale n aw et i m ałą szlachtę do sejm i­

ków n ależ ącą ? tru d n o w ytłóm aczyć. Niew iem czy to wy tłóm aczą sami n a w e t po w o łan i w p rz e ­ m owie n a św iadectw o P P . T u l j e i S i g n i o ?

8me n a s t r . 35. Jagusia z dziew czętam i, gdy o r k i e s t r a w p a d a ( gdzie ? po co ? ) w ta n ie c

(

48

)

isa Pokuciu kołom yjką zw any, tańczą z a j a d l e , p rzez c z w i e r ć (sic) godziny, tw o rzy się ś l i ­ c z n y o braz i zasłona spada. Ale jaki o b ra z ? M niejsza o to u P. S u c h o r., bvle ś l i c z n y .

Qtc n a s t r . 36. W sp raw ie ( ? I ) drugiej w p a­

da nagle pom ieszana, (nie zalękniona lu b p rz e ­ strasz o n a, tylko cokolw iek) p r z y l e k n i o n a G łuchoniem a, to je st g ł u c h a i niem a. Ale dziw n ad dziwy! T a g łu c h a , nie g łu c h a , bo najdosko­

nalej słyszy, nie tylko co Jagusia m ów i, ale kto bądź co bądź pod nosem sobie p rz eb ąk u je lu b m yśli np. w sp raw ie ( ? ! ) 15 i jescze ra z 15tej (sic) gdzie M ykoła sam , do siebie rozm aw ia.

Chciano tu podobno naśladow ać N i e m e z P o r - t.ic i , ale jak n ie z rę c z n ie ,! jak n iew łaściw ie,!

bo F e n e lla , je st t y l k o n i e m ą , a W anda z u ­ p ełn ie g ł u c h o n i e m ą , w ięc słyszeć niepo- w inna.

10 tc n a s t r . 57. i następ. Nie tylko G łucho­

n iem a, ale p ro sta m leczarka Jagusia i w szystkie m elodram atu osoby d o w o d z ą , że b y ły w szkole xiędza L’ E p e e , bo najdoskonalej na mimice się rozum ieją np. G łuchoniem a pokazuje, z e z a m o r ­ d o w a n o j e j b r a t a (jak ież to są m igi na od­

znaczenie b r a t a ? )

l l t&n a s t r . 5 9 ,4 0 . B ę d z i e t e m u t y d z i e ń ( mówi Jagusia) jak pow racając z m iasta, n ap a d ł ją rozb ó jn ik ślepy n a jedno oko, o b d arł ją , tylko fartu szek je d e n zatrzym ał. M ykoła p rz y ­ lepia sobie p la ste r na oku, Jagusia poznaje

7 ( *9 )

atnim zaraz owego rozb ó jn ik a, a on jćj oddaje fartuszek p o rw an y . A jakiż te n M ykoła g łu p i, każdy p o w ie , pocóż się on w y d aw ał p rz e d J a ­ g u sią, że je s t ro z b ó jn ik ? Ale to u a u to ra nasze­

go b ag a te la; Jagusia chociaż oczyw iście z b ó j a p o z n a ła , cieszy sie , k o n te n ta , i śpiew a sobie:

« że b o h a ty r w spaniały, p o w r a c a do chw ały

« ( m usiał ją gdzieś p o rz u c ić , i w raca do n ie j)

* p u h a r sław y w i d z i a ł ( ?!!) duszk iem , biedę k u - j e i t. d. i t . d . Ale co g o rsza, z opow iadania t e ­ g o , pokazuje się, że Hajdamacy ju ż c a ł y t y ­ d z i e ń (a m oże i w ię c e j) w lasku S. Zofji gości­

li, a w e Lw ow ie n ik t o tein n ie w iedział.

12 te n a s t r . 46-48. S o b e k ś w i s t n ą ł , M y ­ k o ł a o d ś w i s t u j e , i z n o w u S o b e k ś w i ­ s t n ą ł . . . . czy tak się K onfederaci z w o ły w a li?

Oli podobno nie ta k , a zatem Hajdamacy źle ich udaw ali. Nie dosyć n a te m , Szwaczka n a d ­ chodzi i w oła zdalelta: p o g a s i ć O g n i e . D la czego? Aby się dow iedział, czy sąw Tszyscy; bo - się w łaśn ie o to pyta. Cóż dalej ? Ze Sobek

p rz y ją ł służbę lokajską u W ojew ody, n a to się zgadzam ; ale jak ten że sam Sobek m ógł grać ro lę D o k to ra , tego niltt au to ro w i n ie uw ierzy.

Lw ów w ted y zapew ne nie p o ró w n a n ie mniej m iał D oktorów , a zatem w szystkim , a ty m b a r­

dziej w ładzy n ad w ięźniam i p rz e ło ż o n e j, zn a­

jom ych; te ra z chociaż znaczna j e s t l i c z b a Le­

k arzy, przecięby się ta sztuka n ie u d a ła , i dla tego słusznie au to r sam sobie p rzez usta

Szwa-(

50

)

ezki str. 49 dał p rz e s tro g ę : « śm iałość zadalelio p o s u n ię ta » — Szkoda ze p o w tarza w yrazy nie w cliodząc w ich znaczenie.

1 3 te S karby i córki znaczniejszych obyw ate- ló w , każe a u to r chow ać za m iastem w kościoł- ku S. Zofji, kiedy n a s t r . 10 pow iad a: ze m ia­

sto « j e s t d u ż e i o b r o n n e . — N ikt jescze z a u to ró w takiego niero zsąd k u n ie p rz y p isa ł L w o­

w ianom . W yprow adzać bogactw a i dzieci z m iejsca obronnego na czyste p o le , je s t to sam o­

chcąc je oddaw ać w rę c e Hajdamaków, i na to m usze słow am i a u to ra ze str. 15 o dpow iedzieć:

« Słuchajcie m nie i śm iejcie się to w a rz y sz e , co tam w m ieście u ra d z o n o .»

1 4 lc G łuchoniem a str. 30. p rz estrzeg a Jagu się i p anienki (zap ew n ie delik atn ie w ychow ane i bojaźliw e) tań cz ące : ze ich otaczają Hajdam a- cy; nic to im n ie zn aczy , śpiew ają i skaczą w e so ło , aż dop iero n a str. 43 za sceną słab n ą, zapew ne ze zn u ż e n ia , gdy im c z w i e r ć (sic) godziny a u to r tańcow ać k a z a ł, bo jeśliby z p rz e ­ strachu, pow inny b y ły w ted y p o in d leć, gdy p rz e ­ strzeżone zostały. Ale u naszego a u to ra je st w szystko, a n a w e t czucie n a z a w o ła n ie , n ie- chciał ująć dla słuchaczów w idoku tańców i śpiew ów , n iew ie d z ą c , że te najw ięcej ich w tej ch w ili n u d z ą , gdzie n iebezpieczeństw o grozi.

1 5 le n a s t r . 49. Szwaczka m ów i: K o g o . . . . w y d a r t o . . . . j e s t e s t w o . . . . t e n i d z i e z a m n ą . To się ma znaczyć kto n i e j e s t , idzie

(

51

)

za mną. W łaściw ie zaś nie w ydziera się Lo­

g o , ale Łomu jestestw o ! Tal<ież to reg u ły m o­

w y p rz ep isu je w y d a w c a gram atyki polskiej?

Nie dosyć n a te m ; a u to r baje ustam i Szwaczki:

D z i ś b ę d z i e m y p ł u k a ć n o ż e i p i k i w j u ­ s z e p o l s k i e j (choć na str. 10. każe Hajdama­

kom śp ie w a ć :

Ne bij te sia lacki dity pyjte wyno u stoła:

teper można wam sedity jak pid kryłom anheła)

d z i ś z a ś p i e w a m y s o b i e p r z y p e ł n y m p u h a r z e ( j a k gdyby Hajdamacy nigdy jescze p rz y pełnym p uharze nie śp iew a li) m am yz...

k r w i ą r o s p ł y w a ć s i ę (? ! ) nad nie swojim s n o p e m ....? w e ź c i e w a s z e n o ż e d o r a k n i e c h d ł u ż ć j w e r d z y n i e l e ż ą ( b o Haj­

dam acy n a w e t chleba swymi nożam i nie k ra ­ ja li, tylko je w e rdzy zostaw iali) m i e l i ś c i e ś w i e ż y p r z y k ł a d p o W o j e w o d z i e S t ę p ­ k o w s k i m , j a k o k r o p n i e L a c h y k o ń c z ą s w o j e d z i e ł a ( p r a wd a ! dla tego Hajdamacy n a str, 10 chcąc w ypędzić w roga z P olski, śpie­

w ają:

łlodi tobi wPolsczu Iinaty tutki widem propadesz hodi tobi z uamy hraty Ne ujdes z! ne ujdesz ! Wiązy, koły, riz w ralia !)

H a w r y ł k o ! u w o l n i o n y c h h a j d a m a k ó w p o d z i e l i s z n a d w a d z i e ś c i a c z ę ś c i ... z a ­ p a l ą d o m y n a d w u d z i e s t u n a z n a c z o

-(

52

)

n y c h (?) m i e j s c a c h i t. d. Dwadzieścia i dw a­

dzieścia; m nie b y się lepićj zd a w ało : d w a ­ d z i e ś c i a p i ę ć , a l e ...

16te n a s t r . 5 4 - 5 6 . G łuchoniem a n ie tylko n ie je s t g łu c h a , ale pod kopicą została j a s n o ­ w i d z ą c ą . P rze w id ziała d o b rz e , iż to , co M y- koła do b y ł z z a n a d r z a je s t tru c iz n a , dla tego w yłazi z kopicy i p rz em ien ia k u b k i, czerpa w o ­ d ę , zalćw a m iny, gasi św iatło (k tó re g o podo­

bno n ie b y ło , kiedy Szwaczka ro zk azał p o g a ­ s i ć o g n i e ) .

1 7 te M ykoła w ypiw szy zam iast G apiełły t r u ­ ciznę p o d p ala m iny, k o ścio łek , ( czem ? chyba św iecam i z poza k u lissy , bo ognie kazał Szwa­

czka pogasić, a św iatło W anda zg a siła ), rz u ca klucze do stu d n i i t. d .; chyba dla te g o , aby z d ra d z ił sp ra w ę sw oich to w arzy szó w ; ale to się n ie pokazuje ze sztu k i; do końca je s t on godnym hajdam aka. W szakże n a te n ra z po w i­

n ie n b y ł oddać k lu c z e , i dać ro zk azy k tó rem u ze sw oich to w arzyszów . N ie m oże się a u to r sk ład ać , że ich n ie b y ło , bo kilk ak ro tn ie sam p o w ta rz a : że cały lasek S. Zofji je s t p rz ez Haj­

dam aków zajęty; n a w e t n a p rzy p ad ek potrzeb y , M ykoła m iał dać pom oc z pozostałem i to w arzy ­ szam i Hajdamakom w m ieście; tru d n o w ięc p rz y ­ p u śc ić , aby o n tak m iał n ie ro z s ą d n ie p o czy n ać, w szakże m usiał rozsądkiem n ad in n y ch celow ać, kiedy b y ł starszym . Przypuściw szy, gdyby n a j­

lepiej szło w mieście H ajdam akom , a m iny i

po-(

53

)

z a r kościołka zalany nie b y ł, samo to w ybu- c h n ie n ie , ju zb y popsuło całą spraw ę Hajdama­

k ó w , bo obróciłoby ich uw agę clo lasku S. Zo- (ji i w zbudziło bojaźń zdrady.

1 8 le n a s t r . 59. W ty le n a stopniach c a ł a b a n d a ustaw iona. Jaka to b a n d a ? czy ro z ­ bójników ? czy Hajdamaków ?

1 9 le n a s t r . 61. W chodzą u r z ę d n i c y k o ­ r o n n i . W ielez ich to było i ja c y ? S z u m n y t a n i e c p o l s k i ( n ie b a rd z o , b o ty lk o ) w e c z t e r y p a r y ; p o d c z a s p l ą s ó w g o s 'c ie j e ­ d z ą (siedząc p rz y trzech sto łach ). N iebyło t e ­ go nigdy i nie je st u nas w e zw yczaju, ażeby tań co w an o pod czas biesiady, bo nie p o trze b a w cale do p o traw , p rochu lub k u rz u tań cu ją­

cych. U nas w P o lsc z e , kiedy je d z ą , to nie ta ń ­ cują.

2 0 le n a s t r . 02. Hajdamacy w y t ł o c z y l i jak au to r pow iada w zamek i w yrżnęli jego s tra ż ; n a następnej wszakże s tro n ie , W ojew oda każe iść ku Halickiej bram ie — kom u ? czy w y rż n ię ­ tej zało d ze?—'b y ło b y to zaw iele.

2iszc n a s t r> £>5, J a g u s i a i d z i e w c z ę t a w c z w o r o g r a n i a s t y c h c z a p e c z k a c h . Co u k a ta ? Zkądze ich tak prędko dostały. Cz yj e w kościołku S. Zofji za m k n ię te, po om acku z pa­

jęczy n y u tkały ?

22»e n a s t r . 64. D z i e w c z ę t a n a b i j a j ą - s t r z e l b y . Ale gdzie ich dostały i kto je n a­

bijać p o u c z y ł?

( 54 )

23 cic W iadom o, że klucze zostały do stu d n i w r z u c o n e ; pan ien k i w ylazły z kościołka p rzez o k n o , p rz ecież str. 05, kościoł je st otw arty , Ha- w ry łk o do niego w chodzi, Jagusia zam yka k lu ­ c z e m , z k ą d ż e go w zięła? Je st to m ała o koli­

czn o ść, dow odząca w szakże w ielkiej n iezręcz­

n o śc i i n ie logiki au to ra .

2 4 te K iedy Jagusia z panienkam i dokazuje cu­

dów odw ag i, Hajdamacy p a trz ą n a to spokojnie, ow szem n a w ezw an ie Jagusi k lęk ają , poddają s ię , id ą z n ią n a o b ro n ę m iasta. T o w szystko do w o d zi: ze a u to r n ie z ro b ił sobie w y o b ra żen ia , co to b y li Hajdamacy ? albo zapom niał co o nich w yżej p ow iedział. Jużby daleko n a tu ra ln ie j b y ł o , aby a u to r każdą z nich za C hrzanow skę p rz e d sta w ił, i siłą do p o d d an ia się przym usił Hajdam aków. J

2 5 te Sobek n ie ra z b y ł w lasku S. Z ofji, a n ikt go za szpiega n ie p o z n a ł, d o p iero jak na st. 00 p rz y p ro w ad z a W ojew odzanlsę w p ł a s c z y k u , w o ła je d n a z d ziew czą t, w o ła n a w e t G ap iełło : t o s p i e g , t o z w i a d a, jak żeby to m iał na czole napisane. P o te m za raz p ro w ad zą Sobka do w ięzien ia; aleśm y jescze n ie słyszeli aby ko ­ ło S. Zofji było jak ie w ię z ie n ie , m usiał się a u ­ to r zapom nieć i sąd z ić , że scena je s t w m ieście.

2 0 tc W ojew oda, chociaż ju ż m iał u p rz ed ze n ie o Szw aczce, tak jed n ak jest zapam iętały, że na jego je d n o słow o każe Jagusię ro z strz e la ć ; p r a ­

w dziw ie nie w pięknem św ietle w ystaw ia

gło-w e X cia W ojegło-w ody. Otóż mamy drugi p rz y ­ kład sadów Salom onow ych u P. Suchor.— D a­

w niej Gomółl<a, tylko co n ie został za całus p o ­ w ieszony, te ra z Jagusia o m ało co nie została ro z strz e la n ą w slmtek kilku słów potw arczych człow ieka niegodnego w iary; bo kiedy oskarża Ja g u się , ze daw ała p rz y tu łe k Hajdamakom, to znakiem , ze w iedział o n ic h ; a czemuż nie do­

n ió sł, T n ie zapobiegł napadow i n a miasto. P r a ­ wda , ze to na te a trz e ; ale po cóż hańbić p r a ­ w a daw ne z tylu względów szaco w n e, i rzucać

potw arz n a osoby, godne lepszego w spom nienia.

27me s t r . 71. Szwaczka chce u ciek ać, obok tego dobyw a sza b li!!! i chce głowę W andy r o z ­ p ł a t a ć . T en czyn dopiero B ronisław ie o tw ie­

ra oczy i p rz e k o n y w a ją , że Szwaczka je st do- w ódzcą Hajdamaków i m ordercą jej drogiego oblubieńca. Zaiste nie m ocne p rz ek o n an ie, kie­

dy naczelnik w najokropniejszej rzezi nie dow o­

dzi sw oim i, lecz ciągle przy boku chodzi B ro ­ nisław y i kiedy na str. 60 W ojew oda w ie z p e ­ w nością o jego w ojennej odw adze i czynach.

2 8 me G łuchoniem a nasadza ( ? ) Jagusi swój h e ł m . W hełm ach nie chodzili Hajdamacy, a n a str. 58 czytamy, że G łuchoniem a o b d a r ł a M ykołę z sukien i w nie się u s tro iła ; w zięła więc czapkę, ale nie h e ł m .

29te B ronisław a W anda i Jagusia są niesione na c a ł u n i e . Gdybym b y ł D yrek to rem teatru i miał nierozsądną ochotę w ystaw ić kiedy tę

( 56 )

sztukę n a sce n ie ; praw d ziw ie n ie w iedziałbym : czy te trz y b o h aterk i m ają być ż y w e , czy u m a r­

ł e ? I in n e niezliczone co w iersz sprzeciw ień - stw a i śmieszności.

D um ki P a d u ry są całą ozdobą tego m elo d ra­

m a tu , ale jak i one niestosow nie p rz y p ię te , ju z w yżćj pow iedziano. W iadom o iż ta pieśń w ła ­ ś n ie , zu p e łn ie je s t p rzeciw n a hajdam ackim za­

m ysłom . Szkoda, że P . S uchor. chcący być sam a u to re m , tak ma ciasne p o jęcie : ze n a w e t cu ­ dzych jasn y ch m yśli n ie rozum ie.

Juz n ie pow iem nic o in n y ch śm iesznościach, pisow ni jakiejś d ziw aczn ej, o b łę d a c h jćj n a n o ­ w o p rz y w o łan y ch jescze z początków sam ych p am iątek p iśm ie n n y ch , o nieznajom ości języ k a polskiego, o w yrażeniach dziw acznych i p ła ­ skich , o w ierszach u ło żonych i n apisanych & 1 a Kiszka Z gierski, o p rz en o sin ach częstych z m iej­

sca n a m iejsce, o w ychodzeniu osób ze sceny b ez żadnćj przyczyny ( o czćm m ożna p o w ie­

dzieć słow am i a u to ra n a str. 2 6 , « że u staw i­

cznie się plączą ») i t. d. W innem dziele b y ły b y to w ielkie b łęd y , lecz t u p rz y ty lu pom yłkach p rz eciw zdrow ym u rozsądkow i, są b ard zo m ały­

mi. O prócz tego, ju ż to m elodram a ze w szyst- kiem i sw em i n ó ta m i, okładkam i i innem i ozdo­

bam i i tak n ad w a rto ść uw agę czytelnika za ję­

ło . Szkoda p a p ie ru i fatygi, ale cóż ro b ić , ju ż się n ap isało , a napisało dla te g o , aby te n r o ­ zb ió r w p a d łs z y w rę ce au to ra obfitego, o d

strę-8

czyi go od w ydaw ania m onstrów piśm iennych.

M y na wsi z y ja c , w w olnym jesiennym czasie, potrzebow alibyśm y dzieł do czy tan ia, ale wolćmy p rz estać n a M a re w ic z u , B ielaw skim , Bace n a re sz c ie , a niżeli n a takich lw ow skich n o ­ w ych d zieła ch ; są to p aro d je smaku i oświe­

cenia teraźniejszego. Z ty tu łu ich w idać, ze au to ro w ie dosyć są m ożni, kiedy tak liczne dzie­

ła drukują. W oleliby ten koszt obrócić na e d u ­ kację siero ty zd a tn e j, któraby m oże d o b ro czy ń ­ cę u w ieczn iła kiedyś, w oleliby te pieniądze r o ­ zdać na ubogich.

P. Suchor. z tego m elodram atu zysk ofiarow ał na sieroty biedne. Szkoda, nie ■wiele zy skają!

W ięcejby daleko zasiłków otrzym ały, gdyby ich rąk doszły w ydatki na dr uk, p a p ie r, lito g rafję i t. d ., a a u to r nie uzyskałby sław y podobnej do ow ej, którćj dopiął podpalacz Efezkiej św ią­

tyni. On też p o dpala, nisczy lite ra tu rę . ( 58 )

Rustyk Szubrawiec.

D E Z E D L I T Z ,

p o d t y t u ł e m:

T O D T E N — K R A N Z E ,

yszlych w W iedniu u J. B .W allisliauser 1828. 8°

W tćm xięzyc śród gwiazd mnogich zajaśniał nnd tonią Miłem światłem rozwiednił bezmierne przestrzenie, Po których jescze z nami gryfy mknęły lotne;

Z szumiącą falą srebrne igrały promienie, I ujrzę jak przeze mgły, gdy ziemię osłonią, Jakby nagi kościotrup skalisko samotne:

Blaskiem xięzyca migotne,

Ponuro pośród morskich stojące topieli — I spytam przewodnika, czy to kres podróży ? T ak , rzeknie, bądź cierpliwym, juz krócćj niz dłuzćj, A ptaki wartkich skrzydeł ku brzegom pomknęli, ZIckka się płascz czarowny rozesłał po ziemi, Jak rydwan przeniósłszy nas szlaki powictrznemi.

Prócz głazów które z otchłań morskich rość się zdały Niebios sczytcm sięgając, nic nie ujrzy oko — W k o ł o , jakby step szklanny, obłoki i woda — W k o ł o morza rozla ne, szeroko, szeroko! — A jak wielki widok rąg, prócz morza i skały, Żadna wdzięcznej natury niekrasi uroda—

Prócz głazów które z otchłań morskich rość się zdały Niebios sczytcm sięgając, nic nie ujrzy oko — W k o ł o , jakby step szklanny, obłoki i woda — W k o ł o morza rozla ne, szeroko, szeroko! — A jak wielki widok rąg, prócz morza i skały, Żadna wdzięcznej natury niekrasi uroda—

Powiązane dokumenty