• Nie Znaleziono Wyników

Prawo cywilne, handlowe i procesowe

K o n i c Henryk: Prawo osobowe. Część trzecia. Warszawa 1929. F. Hoesick, str. 428.

Szybkim krokiem postępuje naprzód wielkie — w na­

szych warunkach — wydawnictwo prof. Henryka Konica w y k ł a d u p o r ó w n a w c z e g o n a t l e p r a w o d a w ­ s t w a o b o w i ą z u j ą c e g o w P o l s c e w z e s t a w i e ­ niu z K o d e k s e m S z w a j c a r s k i m P r a w a C y w i l ­ nego. P. Konic wykłada w Uniwersytecie Warszawskim pra­

wo cywilne, wykłada je łącznie z kolegą, wykłada tak, aby łącznie z kolegą (prof. K. Lutostańskim) stanowić jedną ca­

łość. Kurs swój ogłasza, albowiem studentom chciałby oszczę­

dzić potrzeby korzystania z tak zwanych „kursów", przez poza profesorem ogłaszanych. Chciałby im dać w ręce rzecz pewną, za którą odpowiedzialność ponosi profesor wykładający.

W ten sposób powstaje z biegiem lat wielotomowy kurs pra­

wa cywilnego, dziś już obejmujący siedm tomów ( P r a w o M a ł ż e ń s k i e 1 tom, P r a w o S p a d k o w e l tom, P r a ­ wo R z e c z o w e 1 tom, P r a w o O s o b o w e 3 t o m y , w s z y s t k o n a k ł a d e m K s i ę g a r n i F . H o e s i c k a w W a r s z a w i e 1926—1929). Jest to największy kurs prawa cywilnego, jaki posiada literatura nasza. Świadczy to wyjąt­

kowo dodatnio o młodzieży uniwersyteckiej, jeżeli na ser jo taki olbrzymi kurs studjować musi i egzamin z niego zdaje.

Za moich czasów uniwersyteckich wykładał w uniwersytecie warszawskim profesor W ł a d y s ł a w H o l e w i ń s k i ,

wy-kładał sam jeden w ciągu dwu lat. Był to sławny nauczy­

ciel, jednocześnie sędzia warszawskiego Sądu Apelacyjnego, nauczyciel, który wykształcił w zakresie prawa cywilnego cały szereg pokoleń prawników warszawskich. W myśl przepisów musiał kurs swój obarczać wskazówkami z dziedziny prawa cywilnego obowiązującego w Rosji (I. część X. tomu S w o d a Z a k o n o w). We Francji w paryskiej Szkole Prawa M. Pla-niol czy H. C a p i t a n t wykładają trzy lata z rzędu i z tych wykładów powstają trzytomowe cenne kursy „elementarne"

(tak brzmi tytuł) prawa cywilnego, na których kształcą się tysiące prawników w krajach, w których obowiązuje dotych­

czas autentyczny albo zrewidowany Kodeks Cywilny fran­

cuski. Kurs Planiola, kiedy całość kursu p. Konica będzie goto­

wa, da się zestawić z polskim wykładem prawa cywilnego.

Zobaczymy wtedy, który z tych dwu profesorów potrzebował więcej albo mniej miejsca dla wyłożenia tych samych przed­

miotów. Przekonamy się wtedy, jakie polski autor będzie mu­

siał wprowadzić poprawki dydaktyczne do kursu swego. Kurs Planiola wykładany był w przeciągu lat piętnastu, zanim zna­

komity jego autor, zarówno teoretyk, jak i praktyk (muszę wziąć pod uwagę jego „noty krytyczne", drukowane pod ju-rysprudencją w wydawnictwach Dalloza albo Sireya), zde­

cydował się ogłosić go drukiem. P. Konic, powodowany im-peratywnem interesem młodzieży, j u r i s s t u d i o s a e, któ­

rej jest przewodnikiem, nie czekał lat. Nie stosował rady Ho-racego, który kazał dziewięć lat pracować nad wykładem, za­

nim go się do dyspozycji odda czytelnikowi. P. Konic miał oczywiście wielką rację, śpiesząc się (Polska odrodzona ma tyle do odrobienia w dziedzinie kultury, że musi się spieszyć).

Muszę dodać, że p. Konic miał wiele subjektywnej racji, gdy kurs swój, ledwo wygłoszony, oddał do druku. Ma bowiem za sobą olbrzymie doświadczenie praktyczne, jako adwokat cy-wilista, jeden z najznakomitszych w adwokaturze warszaw­

skiej, wielokrotny b a t o n n i e r , v i r p e r i t i s s i m u s , dla którego najtrudniejsze, najbardziej zawiłe zagadnienia kode­

ksowe nie mają tajemnic i który z równym talentem mógłby przewodniczyć rozprawom polskiej izby kasacyjnej, jak bro­

nić tej czy innej tezy w zawiłem procesie cywilnym; który od lat najmłodszych ujawnił zasadnicze przywiązanie do teo­

retycznej książki prawniczej, i tego zainteresowania dowody składał w G a z e c i e S ą d o w e j W a r s z a w s k i e j od ro­

ku 1896, redagując ją tj. w ciągu lat dwudziestu prowadząc ją,

sternik doświadczony, poprzez skały i rafy wszystkich oku-pacyj.... Człowiek tej miary ma z natury rzeczy cały kodeks cywilny w każdej chwili „w głowie", w każdej chwili wie dokładnie, jak zagadnienie cywilne rozwiązać należy i jak do zagadnienia podejść należy, aby je rozwiązać zgodnie z rozumem, z doświadczeniem stulecia, z nakazem życia.

Taka olbrzymia wiedza dodaje, jak mniemam, wiele odwagi autorowi. Autor nie posiadający tak olbrzy­

miego doświadczenia musi się wahać, zaglądając tu i owdzie, radzić się komentatorów od Demolombe'a do Franciszka Laurent'a, teoretyków od Bufnoir (nauczycieli Saleilles'a i Planiol'a) i Aubry et Rau, aż do niemieckich znaw­

ców (i jak wysokiej miary!) prawa francuskiego Cromego i Kohlera... Pan Konic czytał tych wszystkich autorów, upo­

rządkował sobie ich kontrowersyjne poglądy w głowie i kurs jego był gotów, zanim go jeszcze napisał, skończony i całko­

wity jak Atena Pallas w chwili, gdy wychodziła na jaśnię z głowy Zeusa.

Autor jest członkiem, i członkiem bardzo czynnym Komi­

sji Kodyfikacyjnej. Ody się kurs jego czyta, czuje się na każ­

dym kroku, że myśl jego jest zajęta rozwiązywaniem zagad­

nień u n i f i k a c j i i m o d e r n i z a c j i polskiego prawa cy­

wilnego. Dlatego kurs p. Konica jest p o r ó w n a w c z y , dla­

tego nie jest jedynie kursem przeznaczonym dla jednej dziel­

nicy Rzplitej, dlatego zestawia prawo u nas obowiązujące z „najnowszym" (1912) kodeksem cywilnym szwajcarskim.

Przed laty, pisząc sprawozdanie z podręcznika prawa cywil­

nego profesora F. Zolla (w miesięczniku K s i ą ż k a r. 1907) wytknąłem autorowi jako grzech, że ignoruje kodeksy, obo­

wiązujące na innych ziemiach Rzplitej. Szanowny autor przy­

znał mi słuszność (w rozmowie prywatnej). Coprawda, zmie­

niły się zasadniczo warunki, dziś nie moglibyśmy sobie nawet pozwolić na zbytek ignorowania tego, co się w innych dziel­

nicach Rzplitej dzieje. „Unifikujemy". „Kodyfikujemy". P. Ko­

nic w każdym dziale „kursu" swego mówi w specjalnym roz­

dziale o „innych kodeksach polskich". Przepisy zaś wszyst­

kich kodeksów polskich zestawia z kodeksem s z w a j c a r ­ skim. Myśli o przyszłości. Myśli o tem, co z tych kodeksów pozostanie, a co będzie odrzucone, jako przestarzałe, i co zby­

teczne, albo poprostu szkodliwe. W tym procesie wielkie dzie­

ło E u g e n j u s z a H a b e r a jest wskazówką wielkiej wa­

gi, ile że kodeks ten zunifikował przecie prawodawstwo

całe-374

go szeregu kantonów szwajcarskich, tak bardzo zazdrosnych o swoje przywileje dawności i suwerenności... *). Kodeks Hu-bera „urzeczywistnił, o ile to tylko jest możliwe, ideał kodyfi­

kacji ludowej" — według opinji największych znawców przed­

miotu w Szwajcarji, w Niemczech, we Francji („Palestra", 1925, 792).

W zakończeniu sprawozdania pozwalam sobie wygłosić życzenie. Gdy już całość wykładu p. Konica będzie zamknię­

ta, będzie dobrze, jeżeli autor napisze „Wstęp" do całości, to znaczy poświęci takiemu wstępowi cały tom. Po długich na­

mysłach i po wielokrotnie ponawianych żądaniach ze strony profesoratu — francuskie Ministerstwo Oświecenia Publiczne­

go zaprowadziło taki obowiązkowy przedmiot, jak „wstęp do nauki prawa cywilnego". Stąd powstała tak pożyteczna książ-ka, jak „I n t r o d u t i o n à l'é t u d e d u d r o i t c i v i 1" profe-sora paryskiego H. Capitant'a (według czwartego wyd. 1925 r.

str. 443). Systematyka francuskiego kodeksu cywilnego jest, jak wiadomo, od czasów Savigny'ego zupełnie błędna. Kurs swój prof. Holewiński poprzedził obszernym wstępem. Wy­

kłada się u nas prawo cywilne na wyższych kursach wydzia­

łu prawnego, kiedy już słuchacz ma za sobą i kurs Prawa Rzymskiego i kurs Encyklopedji Prawa. W wykładzie uniwer­

syteckim można się obejść i bez specjalnego wstępu w duchu francuskim (we Francji prawo cywilne jest wykładane od pierwszego roku studjów). Sądzę atoli, że w tak obszernym wykładzie, jak kurs p. Konica, taki wstępny zeszyt filozoficz­

ny byłby nietylko bardzo pożądany, ale i wprost konieczny.

Byłby to tak gdyby zwornik w kopule, który wykład wiąże w jedną całość. Capitant mówi w swoim „Wstępie" o prawie w ogólności, o źródłach, o kodyfikacji, o wykładni, o prawie podmiotowym, o osobach, o rzeczach, o nabywaniu praw, o akcie prawnym, o dowodzie itd. O większości tych kwestyj autor wykładu mówi w tekście. Zebranie atoli tych wszyst­

kich kwestyj wstępnych w jedną całość może posiadać za­

sadnicze znaczenie dla poznania, dla zrozumienia instytucyj prawa cywilnego. Ca p i t a n t przyznał w czwartym wyda­

niu swojego „Wstępu", że wykład jego jest jeszcze nie wy­

starczający, że filozoficzny jego aparat jest zbyt ubogi i

zapo-*) Patrz uwagi moje w pracy, drukowanej w „Palestrze" warszawskiej 1925 str. 790 i n. i w artykułach „O Kodyfikacji polskiej" w tygodniku war­

szawskim „Świat" 1928 (lipiec).

wiada, że wróci jeszcze w oddzielnej książce do z a s a d, na których spoczywa prawo cywilne. Byłoby bardzo pożądanem, aby „Wstęp" p. Konica spełnił zapowiedź pana Capitant'a.

Dzieło profesora Konica wypełnia lukę w literaturze pol­

skiej, lukę bardzo poważną. Wypełnia ją z dużym talentem.

Zasługa p. Konica jest ponad wszelką wątpliwość bardzo znaczna. Nie chcę mnożyć pochwał ani superlatywów. Wobec tak poważnej pracy jest to niewłaściwe. Jak posiądziemy ca­

łość, wrócę raz jeszcze do całości, i rozbiór mój będzie pod­

ówczas bardziej szczegółowy. Wytknę wtedy autorowi i nie­

dbałą korektę i duży brak literatury przedmiotu. Uważam bo­

wiem, że „komu dane dwa talenty odpowiada z dwu talentów"

a kto może podejmować wydawnictwa tej wagi, powinien traktować ich wykonanie techniczne z całą starannością. Gdy zaś praca przeznaczona jest dla młodzieży, staranność ta po­

winna być podwójna. Być może, że indeks rzeczowy będzie dodany do wszystkich części, jednak indeks jest konieczny i ułożyć go może utalentowany słuchacz, gdy autor czasu nie ma i mieć nie będzie. Autor nie weźmie mi za złe tych kilku uwag. Są one również dowodem głębszego zainteresowania je­

go wielką pracą, która jest jednocześnie koroną pracy nauko­

wej całego jego żywota. W roku bieżącym (1929) upływa lat pięćdziesiąt od czasu, kiedy młodociany student zaczął pier­

wsze stawiać kroki w literaturze naukowej. Dziś adwokatura zamierza uczcić jubileuszem pracę całego tego, służbą dla Prawa, dla idei Prawa wypełnionego żywota. Autor sam datę tę uczcił najpiękniej i najtrwalej, budując swoje n e c o m n i s m o r i a r jako zamknięcie długich dziesiątków lat pracy, spę­

dzonych u stolika badacza i przed kratką sądową, t. j. tam, gdzie się tworzy nowe żywe prawo.

Stanisław P o s n e r, senator (Warszawa).

G ó r s k i Józef: Włościańskie zwyczaje spadkowe w woje­

wództwach poznańskiem i pomorskiem. Warszawa. Pań­

stwowy Instytut Naukowy Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach 1928, str. 96.

Praca p. Górskiego stanowi część wydawnictwa Pań­

stwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach, mającego objąć włościańskie zwyczaje spadko­

we w całej Polsce. Dzieło to posiadać będzie nietylko wielką doniosłość naukową ale także z faktycznych względów uka­

zanie się jego jest bardzo pożądane a nawet konieczne, jako

informacyjnej podstawy dla ustawodawczego uregulowania kwestji dziedziczenia mniejszej własności rolnej celem zapo­

bieżenia dalszemu jej rozdrobnieniu. Cała bowiem przebudo­

wa ustroju rolnego dokonywana obecnie w drodze przepisów o tak zw. reformie rolnej może się okazać niezdrową i krót­

kotrwałą, o ile tylko ograniczy się — jak obecnie — do two­

rzenia nowych gospodarstw rolnych, a równocześnie nicze­

go nie uczyni dla ich utrzymania. Jednym ze środków ku te­

mu będzie odpowiednio skonstruowane prawo dziedziczenia zdążające do utrzymania tych osad w jednem ręku. Czy i w ja­

kim stopniu da się to uskutecznić zależeć będzie w znacznej mierze od dotychczasowych przyzwyczajeń ludności wło­

ściańskiej, stąd poznanie ich jest warunkiem wstępnym po­

myślnego rozwiązania problemu.

Autor opracował temat odnośnie do województw poznań­

skiego i pomorskiego. Zadanie jego było o tyle wdzięczniejsze niż co do innych terytorjów, że miał tu już poprzedników a więc wzory i materjał porównawczy. Mam tu na myśli wydawnic­

two S e r i n g a p. t. Die Vererbung des ländlichen Gruntbesi-tzer im Königreich Preussen z ostatnich lat XIX stulecia, któ­

re zawierało dane takie co do Poznańskiego i Pomorza. Sto­

sunki wprawdzie i faktyczne i prawne się zmieniły ale właśnie znajomość stanu poprzedniego ułatwia uwydatnienie tenden-cyj rozwojowych.

Po omówieniu wstępnem historycznem i statystycznem stosunków rolnych na wspomnianem terytorjum przedstawia autor w krótkim zarysie przepisy prawne odnoszące się do dziedziczenia a następnie — i to stanowi najważniejszą i naj­

ciekawszą część pracy — sposoby przechodzenia gospodarstw wiejskich z rodziców na dzieci. Dane zaczerpnięte są na pod­

stawie ankiety głównie u sądów i notarjuszów. Okazuje się że najczęstszą formą (około 70% przypadków) jest przekaza­

nie gospodarstwa za życia rodziców drogą kontraktu zdania, natomiast dziedziczenie testamentowe następuje tylko w 5—

10% przypadków, a reszta przypada na dziedziczenie bez-testamentowe. Będzie to ważną wskazówką dla ustawodaw­

cy, że należy szczegółowiej niż dotychczas unormować kon­

trakt zdania a zwłaszcza połączoną z nim instytucję wymiaru, jako w praktyce mającą o wiele częstsze zastosowanie niż właściwe przepisy spadkowe.

Najdonioślejszej wartości jest fakt ustalony przez autora, że zarówno w przypadku przekazania gospodarstwa za życia

rodziców jak i dziedziczenia niema zwyczaju dzielenia gospo­

darstwa. Obejmuje je w całości jeden z dziedziców ustawo­

wych i to nie koniecznie najstarszy albo najmłodszy, syn czy córka, tylko w każdym przypadku decyduje wyraźna lub domniemana wola rodziców, z którą spadkobiercy sie liczą.

De lege ferenda autor jest zdania, że należałoby rozcią­

gnąć przepisy ustawy z 8. czerwca 1896 r. o niepodzielnem dziedziczeniu osad rentowych na wszelkie gospodarstwa, któ­

rych obszar nie przekracza 10 ha oraz na osady tworzone w wykonaniu reformy rolnej bez względu na ich obszar. Roz­

wiązanie takie oczywiście możliwe tylko w razie utrzyma­

nia w dalszym ciągu w mocy przepisów dzielnicowych. Przy ujednoliceniu ustawodawstwa agrarnego w całem państwie wymagałaby sprawa odmiennego załatwienia formalnego.

Praca p. Górskiego bardzo sumienna i dokładna wykazu­

je wielką znajomość życia wiejskiego i zrozumienie dla za­

gadnień agrarnych. Układ systematyczny bez zarzutu, sposób przedstawiania jasny i zwięzły. Stanowić ona będzie ważny przyczynek do badań agrarnych w Polsce i świadczyć nader pochlebnie o zdolnościach i metodzie naukowej autora.

Prof. Alfred Ohanowicz (Poznań).

D b a ł o w s k i Włodzimierz dr. i Przeworski Jan dr.: Prze­

pisy o ochronie lokatorów (wraz z ustawą śląską) obja­

śnione orzecznictwem izby pierwszej i trzeciej Sądu Naj­

wyższego. Warszawa. F. Hoesick 1928.

Można powiedzieć, że Sąd Najwyższy w pewnej mierze posiada faktyczną władzę prawodawczą. Wprawdzie brak jest wśród norm, organizujących Państwo, norm, któreby Sądowi Najwyższemu nadawały prawodawcze kompetencje, wpraw­

dzie nie znamy nawet nazwy prawodawczych aktów Sądu Najwyższego, jednak nie da się zaprzeczyć istnieniu jego wła­

dzy prawodawczej. Sąd Najwyższy w swej praktyce sądowej ostatecznie orzeka o zakresie i treści terminów, w których normy prawne są wyrażone. To ścieśnia zakres stosowania jednej normy, to rozszerza zakres stosowania drugiej. Wię­

cej jeszcze. Zmienia nawet treść norm prawnych w znanem orzecznictwo contra legem. W tym wszystkich wypadkach Sąd stanowi reguły postępowania, które stają się normami prawnemi. Czyż rozciągnięcie stosowania normy na wypadki normą nieobjęte nie jest w stosunku do nich ustanowieniem nowej normy? Ponieważ w organizacji Państwa Sąd

Naj-wyższy sprawuje ostateczną kontrolę nad rozpoznawanemi przez się stosunkami prawnemi, niestosowanie się do tezy Są­

du Najwyższego powoduje te same skutki co niezastosowanie się do normy ustawy — mianowicie odmowę sankcyj prawnych lub zastosowanie represyj. Stąd też wypływa ważność prak­

tyczna tez Sądu Najwyższego. Realnie biorąc znajomość ustalonego orzecznictwa Sądu Najwyższego dotyczącego pew­

nej normy jest ważniejsza od znajomości samej normy, bo o sporze decyduje właśnie sposób uprzedmiotowienia normy przez Sąd Najwyższy, przejawiający się w orzecznictwie. Au­

torzy też wielką przysługę oddali praktyce sądowej, wydając swoją książkę. Zawiera ona właśnie ogół norm prawnych o ochronie lokatorów, w oświetleniu tez Sądu Najwyższego, zebranych nader starannie i obficie.

Dla prawników praktyków „Przepisy o ochronie lokato­

rów" winny stać się książką tak niezbędną, jak we Francji słynne „Codes annotés" Dalloz'a.

Żałować należy, że autorzy nie uwzględnili jako przepisu o ochronie lokatorów normy, zawartej w art. 38 ust. 1 Rozp.

Prez. Rzeczyp. z mocą ustawy z dnia 16 czerwca 1928 r.

(Dz. U. 35/28 poz. 323). Jest ona niewątpliwie normą szcze­

gółową w stosunku do art. 2 ust. 1 punkt e ustawy o ochronie lokatorów. Dr. J. K. G i d y ń s k i (Poznań).

S t a w s k i Józef dr. adwokat: Waloryzacja zobowiązań pry-watno-prawnych. Warszawa 1928. F. Hoesick. str. 195 + IV.

Autor zamierzył uczynić zadość „praktycznej potrzebie prawnika", dając w swej książce tekst kilku Rozporządzeń waloryzacyjnych, motywy prawodawcze i orzecznictwo.

Istotną częścią książki jest Rozporządzenie Prezydenta Rze­

czypospolitej z dnia 14 maja 1924 roku o przerachowaniu zo­

bowiązań prywatno prawnych (D. U. Rz. P. Nr. 30/25). Po tekście poszczególnych paragrafów Rozporządzenia autor za­

mieścił odpowiednio motywy prawodawcze i odnośne tezy Są­

du Najwyższego z uzasadnieniem. Żałować należy, że autor, przeznaczając swą pracę dla prawników b. dzielnicy rosyj­

skiej, ograniczył się zasadniczo tylko do orzecznictwa I. izby, zebranego zresztą bardzo obficie i bardzo starannie. Cenną niewątpliwie przysługą dla prawników praktyków byłoby ze­

branie razem orzecznictwa wszystkich izb Sądu Najwyższego.

Prócz motywów prawodawczych i orzecznictwa autor

zebrał rozproszoną po czasopismach prawniczych literaturę, odnoszącą się do waloryzacji i zacytował ją przy odpowied­

nich normach. Poza podstawowem Rozporządzeniem o walo­

ryzacji zobowiązań prywatno-prawnych, książka zawiera Rozporządzenie Prezyd. Rzeczypospolitej z dnia 3. 10. 1924 r.

o opłatach stemplowych i sądowych w sprawach związanych z przerachowaniem wierzytelności prywatno-prawnych, Rozp.

Prezydenta Rzeczypospolitej z 13. 10. 1927 o stabilizacji złote­

go oraz Rozp. Prez. Rzecz. z dnia 5. 11. 1927 w sprawie zmia­

ny ustroju pieniężnego. Ponadto jako aneks do §§ 43—46 Rozp.

waloryzacyjnego dodał autor krótkie treściwe informacje o problemacie waloryzacji zagranicą.

Autor niewątpliwie cel osięgnął. Książka czyni zadość praktycznej potrzebie prawników praktyków i stanowi cenne uzupełnienie komentarza prof. Zolla i dr. Hełczyńskiego.

Dr. J. K. G i d y ń s k i (Poznań).

P l a n i o l M. : O spadkach. Autoryzowany przekład pod re­

dakcją J. Namitkiewicza. Warszawa 1927 r. F. Hoesick str. 314.

Kodeks cywilny Napoleona w okresie swego obowiązy­

wania doczekał się w ojczyźnie swej literatury niesłychanie bogatej zarówno w postaci prac monograficznych, jak i dzieł syntetycznych. Prawdziwy embarras de richesse prac nauko­

wych spowodował nawet specjalne wydawnictwa jak Re­

pertoire Dalloz'a, których zadaniem było systematyczne przedstawienie opinij doktryny odnośnie do niezliczonych pro­

blematów, jakie stawiano i rozwiązywano w czasie stosowa­

nia kodeksu. U nas, w przeciwieństwie do intensywnego ru­

chu we Francji, panowała cisza zupełna, zakłócana niesły­

chanie rzadkiemi wydaniami książek z zakresu prawa cywil­

nego. Jak gdyby praktyka sądowa nie potrzebowała dla po­

głębienia orzekania cywilistycznych dogmatycznych rozwa­

żań, jak gdyby nasza nauka prawa cywilnego nie była w sta­

nie ich dostarczyć. Prawie zupełny brak jest w języku pol­

skim nietylko oryginalnych prac, lecz nawet tłómaczeń do­

skonałych francuskich podręczników. Nie było nawet tłóma­

czenia Planiol'a „Traité élementaire de droit civil" najpopu­

larniejszego w świecie elementarza prawa cywilnego francu­

skiego, pierwszej lektury studentów prawa francuskich uni­

wersytetów. Luka ta zaczyna się wreszcie zapełniać. Książ­

ka „O spadkach" jest tłumaczeniem części trzeciego tomu

słynnego podręcznika Planiol'a, zawierającej rozważania, od­

noszące się do tytułu I księgi III kodeksu (art. art. od 718 do 892 włącznie).

Żmudnej pracy tłómaczenia dokonał p. Jan Freyer pod re­

dakcją prof. Namitkiewicza. Naogół tłómaczenie jest bardzo poprawne. Pewne zarzuty możnaby sformułować z uwagi nie­

które zwroty terminologiczne, użyte w tłómaczeniu, jak np.

„rząd wspólności", „podrządem prawa ogólnego", „przymiot współmałżonka", „akty pod tytułem obciążliwym", „uwiąza­

nie" etc. Zarzuty jednak odnieść należałoby raczej do tłóma-czów kodeksu Napoleona niż do tłómatłóma-czów książki „O spad­

kach". Zrozumiałą bowiem i usprawiedliwioną jest chęć przy­

stosowania terminów tłómaczenia książki, zawierającej roz­

ważania cywilistyczno-prawne, do terminów odpowiedniego kodeksu cywilnego.

Przez przyswojenie polskiej literaturze prawniczej części dzieła Planiol'a tłómacze położyli dużą zasługę. Mniemam, że książka przyniesie duże korzyści przez podniesienie jakości wymiaru sprawiedliwości, oczywście, jeśli wymierzający sprawiedliwość książkę tę przeczytają. Żałować należy tylko, że tłómacze nie chcieli posunąć swej zasługi o jeden krok dalej i dostosować ściśle pracę Planiol'a do ustawodawstwa, obowiązującego w okręgach sądów apelacyjnych warszaw­

skim i lubelskim, a zwłaszcza do procedury cywilnej i kodek­

su cywilnego Królestwa Polskiego. Wprawdzie autor w przy-piskach poza tekstem odsyła czytelnika do odpowiednich przepisów prawnych, jednak jest to tylko wskazanie czy­

telnikowi pracy, którą ma wykonać, jeśli chce mieć realny obraz istniejącej rzeczywistości prawnej.

Wartość tłómaczenia powiększają cytowane tezy orzecz­

nictwa b. senatu rosyjskiego i Sądu Najwyższego. W aneksie zamieszczone są odnoszące się do prawa spadkowego normy polskiego prawa międzynarodowego prywatnego i między-dzielnicowego prywatnego według dwu ustaw z 2 sierpnia 1926 o prawie właściwem dla stosunków prywatnych we­

wnętrznych oraz o prawie właściwem dla stosunków prywat­

nych międzynarodowych. Dr. J. G i d y ń s k i (Łódź).

N a m i t k i e w i c z Jan: Zasady prawa handlowego obowią­

zującego w Polsce. Warszawa. Rzepecki 1928, str. 184.

Gdyby chcieć krótko określić co jest treścią książki nale­

ży powiedzieć : zwięzły krótki szkic, informujący o

całokształ-cie prawa handlowego, obowiązującego w Polsce z uwzględnie­

niem wszystkich bardzo licznych zmian, wprowadzonych do roku 1928 włącznie. Kodeksy handlowe dzielnicowe, stano­

niem wszystkich bardzo licznych zmian, wprowadzonych do roku 1928 włącznie. Kodeksy handlowe dzielnicowe, stano­

Powiązane dokumenty