• Nie Znaleziono Wyników

(Homilia wygłoszona podczas Mszy św. za śp. Kazimierza Leszczyńskiego)

Ż

egnamy dzisiaj kogoś kogo znaliśmy, kto był nam bliski, ale nie zawsze było nas tak dużo. Ten dzień dzisiejszy, jakby specjalnie wyznaczony, choćby i pod względem pogody,

kie-Kazimierz Leszczyński urodził się 3 marca 1945 r. w Ra-ciążu. Do trzyletniej Szkoły Zawodowej w Laskach przybył w 1960 r. Pierwszym jego wychowawcą był pan Wacław Czy-życki, a nauczycielem zawodu mistrz, pan Jerzy Romazewicz.

Wielkim, szanowanym autorytetem stał się dyrektor Henryk Ruszczyc, z którym Kazimierz po ukończeniu szkoły utrzymy-wał stały kontakt. Był to czas, gdy pan Ruszczyc szukał dla ab-solwentów miejsc pracy w dużych zakładach przemysłowych.

Taką pracę w Zakładach im. Waryńskiego podjął Kazimierz.

W 1969 wziął ślub z Barbarą Adamczyk, pracownikiem ad-ministracji w Laskach.

W tym samym roku rozpoczął pracę w Spółdzielni „Metal”, jednocześnie podnosząc kwalifikacje: ukończył liceum i kursy mistrzowskie. Od 1992 roku, po ukończeniu kursów tyflopeda-gogicznych, pracował w Laskach w pracowni ćwiczeń terapii manualnej, uczył technologii i materiałoznawstwa. W rodzi-nie przyszły na świat dwie córki: Olga i Marta.

(redakcja)

dy to nad nami jest zapłakane niebo, kiedy to smutek napełnia wiele osób, gromadzi nas tutaj przy świętej pamięci Kazimierzu Leszczyńskim – takim zwykłym, takim byśmy powiedzieli nor-malnym człowiekiem, którego na co dzień spotykaliśmy na tych naszych laskowskich dróżkach. Spotykaliśmy go jako instruk-tora, nauczyciela, ale było coś w nim, co właśnie dzisiaj kazało nam tak licznie tutaj przyjść.

Stawiamy sobie pytanie co to takiego było i odpowiedź jest jedna: to właśnie on tak mocno zawierzył Jezusowi Chrystuso-wi. To on tak bardzo przejął się tym, co Pan Jezus powiedział do Swoich uczniów: „Będziecie mi świadkami po całej ziemi”

i on był tym świadkiem Jezusa Chrystusa na tej ziemi, na na-szej ziemi laskowskiej, ziemi zakładowej – jak mówimy. To wła-śnie ta jego osobowość, ta miłość, która płynęła z jego postawy, a była kierowana przede wszystkim ku tym, dla których praco-wał, którzy do niego przychodzili, dla tych, o których on wie-dział, że od tego, co ich nauczy, tak wiele zależy w ich życiu.

Taki był świętej pamięci Kazimierz. Muszę powiedzieć, że znałem go od bardzo dawna, bo przecież razem byliśmy tutaj w Laskach w szkole, w internacie. Jesteśmy przecież z jednego

rocznika. Nieraz żar-towaliśmy, że jest star-szy ode mnie, a był tylko dziewiętnaście dni starszy.

Dzisiaj on staje przed Panem Bo-giem, a my przy-chodzimy tutaj, żeby za nim orędować.

To właśnie nasza

wdzięczność za jego dobroć, za właśnie tę jego postawę, jakżeż wspaniałą, kiedy go się widziało wśród uczniów, zwłaszcza może te ostatnie czasy, kiedy i sił już nie było i tak często to zdrowie szwankowało, ta choroba postępowała, ale u niego była ta wielka troska, bo tam są uczniowie, bo tym uczniom tego czy tamtego potrzeba, że on ma ich czegoś nauczyć.

Chciałoby się dzisiaj wspomnieć z naszej polskiej literatury jeden pogrzeb wielki w Stanisławowie na dawnych ziemiach na-szych, kiedy to kapłan wołał do tragicznie zmarłego pana Woło-dyjowskiego. Tak dzisiaj by się chciało wołać: Panie Kazimierzu, rok szkolny się zaczął! Panie Kazimierzu, warsztaty są, uczniowie!

A gdzież ty jesteś? Tak zawsze byłeś, nigdy nie zawodziłeś! Ale dla Ciebie zabrzmiał ten ziemski dzwonek ostatni raz 20 września w sobotę. I poszedłeś. Już nie na lekcję. Już nie do chłopców.

Ale poszedłeś do Tego, który powiedział: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga i we Mnie wierzcie”. Poszedłeś, bo tam jest Twoje mieszkanie i Ty stamtąd będziesz patrzył na swo-ich uczniów, na swoją rodzinę, na nas wszystkswo-ich.

Każdy z nas, kiedy odchodzi z tej ziemi, zabiera jakąś wiel-ką tajemnicę tego spotkania z Bogiem, tego ostatecznego roz-rachunku i jaka tam tajemnica – tego nie wiemy, ale wiemy, że my w tej tajemnicy Twojego rozrachunku uczestniczymy. Tak

dużo nas tu przyszło, bo chcemy się modlić, żeby Pan Bóg Ci przebaczył wszystkie Twoje winy, żeby otworzył bardzo szeroko Swoje ramiona, żeby Ci wskazał, które to mieszkanie tam przy-gotowane przez Niego jest dla Ciebie, żebyś Ty mógł tam pójść za Twój trud, za Twoją wielką miłość i tę w rodzinie, i tę miłość nauczycielską i za to wszystko dobro, które przez Ciebie spoty-kało ludzi, a których bez słów uczyłeś. Jakie to było budujące.

Mówili, żeby nie mówić, ale to muszę powiedzieć. W ostat-nie lata jak tu jestem, jakże często widziałem właśostat-nie Kazimie-rza, mojego kolegę, który ze swoją małżonką szedł na spacer i szli z Basią tak bardzo zapatrzeni w siebie, tak bardzo sobie ufający. Tak by się chciało wtedy nieraz mówić: popatrzcie na nich, uczcie się tego.

Za to wszystko dzisiaj dziękujemy, a równocześnie pro-simy, żeby Cię Bóg przyjął do grona Swoich wybranych. Sta-jesz przed Jego tronem. My ufamy, że On Ci wszystko wyba-czy, bo Jego miłosierdzie jest wielkie, tak wielkie, że my sobie tego nie wyobrażamy. I aby to co dobre, poszło za Tobą przed Boży tron.

Ufamy, że On otwiera szeroko ramiona i przygarnia Cię do swojego Bożego Serca, a jeśli miałeś coś do odpokutowania, to On, Jezus Chrystus, nas też umiłował i tę naszą wdzięczność i tę naszą modlitwę

dzi-siaj przyjmie, otwo-rzy bramy czyśćca i powie: Kazimie-rzu, pójdź błogosła-wiony Ojca mojego i posiądź mieszka-nie, które Ci przy-gotowałem i żyj w pokoju wiecznym.

Amen.

KARTKA Z CMENTARZA

Teresa Cwalina wybór i oprac.