ZD RO W Y O D PO W IE D N IK : C Y K LO TY M IA I SC H IZ O T Y M IA (S Y N T O N IA I S C H IZ O ID IA )
W rozdziale o podstaw ow ych zespołach i objaw ach psychopato- logicznych niejednokrotnie podkreślaliśmy, że każdy objaw psychozy m a swój odpowiednik w zdrow ej psychice. T u będziem y mogli rozsze
rzyć tę tezę pokazując, i e nie tylko poszczególne symptomy, ale i całe zespoły objaw ów, całe obrazy chorobowe mogą pow staw ać na tle okre
ślonej k o n s t y t u c j i p s y c h i c z n e j normalnego człow ieka. (K o n stytucją nazyw am y zespół cech odziedziczonych i odziedziczalnych: to, co człowiek przynosi ze sobą na świat rodząc się i co o d d aje następ
nym pokoleniom ).
K a ż d y zna pewien charakterystyczny typ budow y ciała ludzkie
go, typ t. zw. „jam ow ców “ , odznaczających się obszerną jam ą brzusz fią i klatką piersiow ą: niezbyt dużego wzrostu, nie otyli, ale zwykle z w arstw ą tłuszczu na brzuchu, co n ad aje im swoisty „p ęk aty “ w y
gląd. R ęce i nogi dość krótkie, dłonie, stopy — m ałe i szerokie, tw arz również szeroka, nieraz okrągła. L udzie tacy są dobroduszni, życzli
wi, łatw o dostosow ują się do każdego otoczenia, łatw o zżyw ają się, rozum ieją innych; m ają zmysł życia, który im pozw ala realnie (w d o datnim sensie) patrzeć na k ażd ą sprawę, nie stw arzają niepotrzebnych trudności sobie i innym ; nie m ają do nikogo pretensji bez pow odu;
gdy im kto dokuczy, naw ym yślają mu, ale nie grom adzą u razy ; „ul
żywszy sobie“ m ogą naw et sami przeprosić; m ają w sobie jakieś w ew nętrzne ciepło, które przyciąga do nich ludzi; wszyscy jakoś intuicyj
nie w yczuw ają ich życzliwość. Jeśli tak dobrze w spółdźw ięczą ze śww- tern, to jest rzeczą zrozum iałą, że samotność nie dostarcza im przyjem ności: są towarzyscy, grzeją się niejako we własnym cieple, odbitym od serc ludzkich. W iększość m a przy tym na ogół optymistyczne, w e
sołe, ruchliwe usposobienie, hum or; rysem charakterystycznym takich ludzi jest też wielomówność, szybkość w pracy. U niektórych od czasu do czasu w ystępuje okres jakiegoś zesmutnienia, spowolnienia, utraty zwykłej dobrej myśli, ale i w tedy, choć m ało mówią, czuje się tych sa
m ych dobrodusznych, życzliw ych ludzi. W takim m elancholijnym okresie również nikogo nie winią, nie osk arżają; obcy im jest agresyw
ny pesymizm tych, którzy zaw sze w iedzą na pewno, że wszystko źle
się skończy, „bo przecież porządny człowiek (o n i!) nigdy nie może znaleźć uznania.“
Z d a r z a ją się ludzie tego typu i z odwrotnym układem faz: do
broduszna melancholijność jest ich zwykłym stanem, a tylko czasem m iew ają okresy wesołości. W szystko inne pozostaje to samo. W reszcie są tacy, u których w rozmaity sposób zmieniają się okresy wesołości, smutku i przeciętnego nastroju. Istotne są dwie rzeczy: współdźwięcze- nie ze światem i fazowość. B ardzo zaś różna bywa kolejność i czę
stość, z jaką fazy następują po sobie. M oże być naw et i tak, że czło
wiek całe życie jest ruchliwym optymistą i tylko raz, dajm y na to w okresie przekw itania, staje się na pewien czas smutny — lub od
wrotnie.
A teraz terminologia. Budowę cielesną takich typów nazyw am y p y k n i c z n ą , a człowieka — p y k n i k i e m . Ich duchow y kształt i barw ę określamy słowami s y n t o n i ą lub c y k 1 o t y mi a.*) O d a a - ją one wspóldźwięczenie ze światem i fazowość, któreśmy tylko co p o d kreślili.
W dużej mierze przeciwieństwo syntonika stanowi inny znów typ ludzki: postać długa i cienka, niekoniecznie wysoka, ale chuda. Jeśli pyknik przypom inał stojącą elipsę, to ten drugi typ kojarzy się po pro
stu z linią. R ęce i nogi długie i cienkie, stopy i dłonie długie i wąskie („arystokratyczne“ ) , tw arz en face w zdłuż wyciągnięta, z boku czę
sto przypom ina profil p tak a : nos stanowi kąt z brodą („p ro fil kątow a- ly “ ) . Brzuch zapadły, klatka piersiowa długa i wąska.
O d g r a n i c z a n i e s i ę o d ś w i a t a jest p o d sta
wow ą cechą tego typu, który cieleśnie nazyw a się l e p t o s o m e m * * ) . a psychicznie — s c h i z o i d e m . „Ściana“ stoi m iędzy nim a nami.
Z a ścianą zaś czuje się chłodnego, suchego człowieka, który żyje w e własnym świecie i którego my, podchodzący doń, nic właściwie nie obchodzim y. N ie przeszkadza mu to bardzo żywo interesować się nami, jeśli jesteśmy dlań narzędziem lepszego zażyw ania jego własnych, w ew nętrznych przyjemności, np. umiemy słuchać w ykładów z dziedziny pracy schizoida, opow iadań o jego planach; ale spróbujm y tylko p o wiedzieć takiemu przyjacielow i: „ A wiesz, ja... — odpowie grzecz
nie „ah a, tak, rzeczywiście, owszem, b ard zo ...“ , zamknie nam usta
bra-*) Słow a te pochodzą z greckiego. „Pyknik“ — „człow iek gruby“ ; „synto- n ia44 — „w spółdźw ięczenie“ ; „cyklotym ia“ — „okresow ość uczuć4’.
**) „Leptosom “ — „człow iek chudy, delikatny44.
62 CHOROBY P SYCH IC ZN E
kiem zainteresow ania i po chwili zacznie mówić o sobie. „Ś ciana“ dzia
ła autom atycznie. P rz y ja ź ń takich ludzi jest, uczuciowo biorąc, zawsze pasożytnicza. Życiowo niekoniecznie: schizoid może w yśw iadczać nam najw iększe przysługi, nie dlatego, byśmy go obchodzili, jako my, ale że jest wierny zasadom : „p raw dziw ych przyjaciół poznajem y
PYKNIK LEPTOSOM
w biedzie“ etc., że podświadomie boi się stracić powiernika, wreszcie
— przez wdzięczność za doznane w tym jednostronnym obcowaniu przyjemności.
Schizoid jest chłodny i suchy, powiedzieliśmy — tak, ale chłodny i suchy dla nas. W e w nętrzu swym może kryć całe w ulkany afektu i olbrzym ie ładunki energii, tylko nie d la ludzi, którzy się z nim sty
k ają, a d la pracy społecznej, zbaw ienia dusz, państw a, elektryfikacji czy jakiejkolw iek innej idei. N a s, realnych ludzi, schizoid w imię tej idei spokojnie każe spalić na stosie. Jeżeli zaś tego będzie potrzeba — sam pójdzie na śmierć. W banalniejszych p rzypadkach afekty po pro
stu obracają się dokoła interesu, korzyści. Schizoid niekoniecznie jest egoistą, a syntonik altruistą w życiowym znaczeniu. Schizoid może ca
łe życie najofiarniej oddaw ać się pracy d la ludzkości, syntonik — sprze • d aw ać wędliny. A le syntonik zauw aży i zatroska się, że klientkę gło
w a boli, schizoid zaś przez 5 miesięcy nie domyśli się, że jego ideow a niewiele płynie korzyści, a praw dziw ie dobrzy organizatorzy (w łaści
ciel sklepu czy Juliusz C ezar) są typam i mieszanymi.
W spom nieliśm y ju ż w yżej, że schizoid nie w yczuw a realnej
sytu-„P rofil k ątow aty“. (Z e z b i o r ó w K l i n i k i P s y c h ia t r y c z n e j Uniw . J. P. w
W a r s z a w i e ) .
64 CHOROBY P SYCH IC ZN E
acji — dlatego też nie umie się w niej znaleźć. N ie potrafi na ogół odpowiedzieć trafnie na zaczepkę, naw ym yślać i zapomnieć. N ie umie
„ulżyć sobie“ , jak syntonik, lecz urazy gromadzi. Jest też niezadow o
lony, że nie zareagow ał i niezadowolenie to jeszcze pogłębia urazę;
karm i się więc i zatruw a złością na siebie i innych. W szystko to odby
w a się na wpół lub całkiem w podświadomości. Schizoid kiedyś w y
buchnie w najmniej odpowiednim momencie, a zaw sze już odnosi się do faktów nie tak, jakb y należało ; w idzi je bowiem nie takimi, jakie są, lecz jakimi mu je przedstaw ia ukryta u raza lub strach przed no
wym atakiem. N azyw am y to skłonnością do „kom pleksów “ .*)
Kom pleksy i nierealny stosunek do życia spraw iają, że nigdy nie wiadomo, czego oczekiwać od schizoida. Niekoniecznie musi to być człowiek narw any o przesadnych reakcjach, ale nie umie patrzeć na rzeczy w sposób prosty, kom plikuje życie, m a nagłe pretensje bez do
statecznego powodu. Pow odem jest taki czy inny kom pleks: w biurze np. urzędniczki kpią z koleżanki, że nie umie się porządnie uczesać;
ta nie zdobyw a się nigdy na poskromienie napadów , a za to po pół roku robi wielką scenę komuś, kto w dobrej w ierze pochw alił jej fry
zurę.
Schizoid jest więc często podejrzliw y i nastaw iony nieufnie. F a k t ten m a swe źródło nie tylko w nagrom adzonych urazach i lęku przed nowymi ciosami. K orzeniam i swymi tkwi w samej psychice schizoida:
schizoid taki już jest, nieufność leży w jego naturze.
A fe k t schizoida zasadniczo nie ulega takim wahaniom , jak u cy- klotymików. Pew nego jednak odpow iednika dla cyklotym icznej fazo- wości m ożna się dopatryw ać w kom pleksowych nagrom adzeniach, p rze sunięciach i niespodziew anych Wybuchach. A fe k t syntonika i jego w a
hania idą linią falistą o wielkich falach, schizoida — zygzakiem . O b ra z syntonii i schizoidii naszkicowaliśmy z dw óch pow odów : primo — poniew aż na gruncie syntonii w yrasta psychoza m aniakalno- depresyjna, a na gruncie schizoidii — schizofrenia; secundo — zeby pokazać zbieżność tych typów psychicznych z cielesnymi: z pyknicz- nyrn i leptosomicznym.
Z a z n ac z y ć należy, że typ leptosomiczny odpow iada typow i schi
zoidalnem u często, ale nie zawsze. Schizoidalna psychika może się mie
ścić także w ciele o budow ie typu a t l e t y c z n e g o (n azw a zupełnie dobrze go ch arak tery zu je). P o z a tym w typologii trudno o ścisłość
*) Kom pleks — sp lot m y śli siln ie przepojony afektem , z którego czło w iek zw ykle niedostatecznie zd aje sobie sprawę.
m atem atyczną; leptosomowi czy atletykow i odpow iada psychicznie schizoid, a pykmkowi — syntomk uderzająco często, ale nie zaw sze.
I w końcu ju ż w obrębie samej psychiki syntonię lub schizoidię moż
na rozumieć jako kardynalne c e c h y człowieka. W tym sensie są one ogólnoludzkie i z n a jd ą się w każdym osobniku. Jeśli zaś idzie o k o n k r e t n y c h l u d z i , to czysty syntonik i czysty schizoid są dwom a krańcam i i jako tacy nie m ogą być najczęstsi. W iększość ludzi stanowi typy mieszane z przew agą jednego lub drugiego zespołu. P rak tyczn ie jest to bardzo pomyślne. Jak o typy krańcow e, syn tonią i schizoidia m a
ją ujem ne strony każdej krańcowości. W mieszaninie się uzupełniają.
T a k np. dobry b ad acz m a syntoniczne wyczucie realności, a schizoi
d aln ą skłonność do abstrakcji i szerokie spojrzenie; dobry dyrektor fabryki — syntoniczny „zm ysł szczegółu“ , a schizoidalną ram owość i wolę.
P SY C H O Z A M A N IA K A L N O -D E P R E S Y JN A
Przypom nijm y sobie rozdziały „ M a n ia “ i „M elancho lia“ o raz niedaw ny opis cyklotymii. M a n ia lub m elancholia jest patologicznym wyolbrzymieniem wesołości lub smutku. P rzebieg choroby — to zw yk
ła cyklotym iczna falowość i tylko wśród fal norm alnych z d a rz a ją się od czasu do czasu wielkie wzniesienia i spadki. O kresy zdrow ia m ogą być długie, fale choroby — krótkie i nieczęste. D la przeżyć chorego w ażne jest, czy wśród napadów psychozy przew aża m elancholiczna mę
ka czy m aniakalna wesołość. B yw a, że chory w ciągu całego życia p rz e chodzi tylko kilka miesięcy manii, a i w zdrow iu miewa w ahania raczej ku górze niż ku dołowi, inny znów praw ie wszystkie swoje lata spędza na m yślach, jak oszukać pielęgniarzy i popełnić samobójstwo. M ięd zy tymi biegunami m ieszczą się przypadki pośrednie, o zwykłym p rzeb ieg u : kilka do kilkunastu napadów choroby w ciągu całego życia, rozkład manii i m elancholii —- rozm aity (sam e stany m aniakalne lub m elancho- liczne, m ania i m elancholia na przem ian e tc .). N a p a d trw a zw ykle od paru miesięcy do roku. N a p a d y m ijają nie zostaw iając żadnych śla
dów w psychice; w okresach przerw y chorzy są pełnowartościowym i ludźm i, a nieraz naw et w znoszą się ponad norm ę: nierzadkie uzdolnie
nia artystyczne. W melancholii częste są samobójstwa.
O b j a w y chorobow e d a d z ą się streścić jako stan m aniakalny lub melancholiczny w połączeniu z syntonią. W manii towarzyskość i kontakt z ludźm i jest aż zanadto dobry, ale naw et u najbardziej um ę
czonego m elancholika nie w yczuw a się „ściany“ . Inteligencja i pam ięć zachow ana, a tylko myślenie jest powierzchowne wskutek nadm iernej
66 CHOROBY P SYCH IC ZN E
szybkości albo utrudnione wskutek zaham ow ania przez smutek. W b a r
dzo ciężkich stanach m aniakalnych gonitwa m yślowa przekształca się w dziki wir. P rz y zupełnym zaham ow aniu depresyjnym lub silnym łę i zna podstępy melancholików. M aniakalni również powinni przeby
w ać w szpitalach; nie są niebezpieczni d la siebie ani otoczenia, ale w dom u m ają zbyt wiele podniet, no i za b ardzo zakłó cają wszystkim spokój. Słabe znów stany manii p ro w adzą do tysięcy ciężkich kom pli
kacji, jak robienie katastrofalnych interesów, u kobiet zachodzenie w cią
żę, głupie m ałżeństw a itp. W szystk o to nie pochodzi oczywiście z otę
i gonitwowy bieg myśli. W szpitalu chory powinien pozostaw ać raczej z a długo, niż za krótko. Stan chorych przedw cześnie w ypuszczonych .z zakładów znów się pogarsza, odw rotnie niż w schizofrenii.
L e c z e n i e — objaw ow e. U m aniaków uspokajające: środki .nasenne, hydroterapia, izolacja w oddzielnym pokoju; u depresyjnych:
środki nasenne, pobudzanie apetytu, w alka ze stałym zaparciem . N ie- ikiedy trzeb a chorych karm ić zgłębnikiem. W lekkich stanach
depre-C hora na psychozę m aniakalno-depresyjną. Z lew ej stron y: chora w sta n ie m a
n iak aln ym , z praw ej: w stan ie m elancholicznym . ( W g Dide et G uira u d ).
syjnych należy dostarczyć choremu niew ytężającej pracy i zw łaszcza d b a ć o to, żeby nie był zmuszany do żadnych decyzji, naw et w dro
biazgach. R ozryw ki nic nie pom agają, a często szkodzą, szczególnie w cięższych stanach przygnębienia. M aniakalno-depresyjni nie pow in
ni palić, gdyż są skłonni do wczesnej sklerozy; odnosi się to oczywiś
c ie i do okresów zdrow ia.
S C H IZ O F R E N IA
I s t o t a i p r z y c z y n y . Jest to najczęstsza z psychoz, o wiele częstsza niż m aniakalno-depresyjna — tak samo schizoidów sp o tykam y częściej, niż syntoników.
Schizofrenia jest dziedziczna. N ie w yw ołuje zbyt wielkich zmian w m ózgu; przez niektórych autorów naw et te niewielkie są kwestiono
w a n e . M am y praw o uw ażać schizofrenię za organiczną chorobę m óz
gu raczej dlatego, że jeśli długo trw a, dopro w adza psychikę do ruin y. T o nasuw a przypuszczenie, że jej przyczyną jest jakiś w yraźny
68 CHO ROBY P SY C H IC Z N E
szkodliwy czynnik, podobnie jak w innych organicznych chorobach.
D ziedziczność nie w yklucza konkretnego czynnika szkodliwego, po
niew aż dziedziczy się nie chorobę, lecz skłonność do niej. Jaki jest ten przypuszczalny czynnik — nie w iadom o (nieznana infekcja, w ew nętrzne z a tru cie ? ).
O b j a w y. „Schizofrenia“ znaczy po grecku „rozszczepienie psychiczne“ . N a z w a w yraża istotę rzeczy.
W psychice w yobrażenia i pojęcia łączą się trw ale z innymi wy obrażeniam i i pojęciami, tw orząc m ateriał d la myśli i wiedzę. ( U wszy- kich ludzi słońce kojarzy się z w yobrażeniem ciepła, u wszystkich P o laków G órny Śląsk — z P o ls k ą ). U czucia skojarzone są trw ale z my
ślami, pozw alając ludziom podobnie reagow ać na podobne rzeczy.
(M y śl o dobrej kolacji budzi przyjem ność, myśl o katastrofie kolejo
wej — s tra c h ). R ów nież całe wielkie zespoły psychiczne łączą się z in
nymi zespołami.
R usztow anie tych trw ałych połączeń stanowi to, co jest wspólne w duszach wszystkich ludzi, a także to, co jest w człowieku osobiste, ale utrw alone na stałe. N a tym rusztow aniu tw orzy się niezliczona ilość zw iązków przejściowych.
W ią z a n ia psychiczne m ogą być mocne lub wiotkie. Cyklotymik rodzi się z m ocnym i; wszystko w jego duszy solidnie trzym a się w so
bie. Schizoid m a wiotsze w iązania i skłonny jest do tego, by związki trw ałe zastępow ać przypadkow ym i*) : np. zam iast przeciętnego ludz
kiego stosunku do jakiejś rzeczy — przypadkow y „kom pleks“ **). T a k np. schizoid może w p ad ać w gniew, gdy go zapraszają na dobrą kolację — bo dziesięć lat temu na pewnym przyjęciu został sromotnie pokonany w dyskusji. W schizofrenii znaczna ilość zasadniczych w ią
zań psychicznych pęka. T o właśnie nazyw am y „rozszczepieniem “ (d la schizofrenika G órny Śląsk może być jednym z pierścieni S a tu rn a ).
J a k ju ż zaznaczyliśm y, nowe w iązania, pojaw iające się na miej
sce zniszczonych, są przypadkow e. P rz y p ad e k trzeba rozumieć w ten
*) Nazwa „schizoid“ jest to neologizm utw orzony z greckiego „schizo“ —
„rozszczepiam “ . Możnaby ja przetłum aczyć jako „człow iek skłonny do roz
szczepień“.
**) W iązania przypadkow e, raz zajaw szy m iejsce zasadniczych, moga utrzym yw ać się z w ielk a uporczyw ością. Schizoid m oże być przez całe ży cie fanatykiem ja k ie jś jednej idei, scliizofrenik m oże np. pow tarzać ja k iś jeden zw rot (pew ien chory przez dwa lata pow tarzał zdanie: „D żentelm en G ałązka w szystk ich zam orduje“ ).
sposób, że zw iązek jest niezrozum iały, przypadkow y d l a z d r o w e g o c z ł o w i e k a . W gruncie rzeczy tylko część now opow stających połączeń możemy uznać za napraw dę przypadkow e. Z większością ma się rzecz inaczej: w procesie zniszczenia ginie to, co jest najsłabsze;
słabe zaś jest to, co w rozw oju najpóźniej pow stało, a więc najw yższe w arstw y świadomej psychiki. N a miejsce jej zrujnow anych w iązań w chodzą pierw otne myśli, uczucia, instynkty i p o p ędy; takie, jakie by
ły kiedyś duszą prazw ierzęcia i człow ieka jaskiniowego, a u nas są ukryte w najgłębszych ciemniach podświadomości i na ogół opa
now ane przez świadom e „ ja “ . U ja w n ia ją się w chw ilach sparaliżo
w an ia świadomej psychiki przez afekt, np. na wojnie. W id a ć je u nie
mowlęcia i małego dziecka, bo w yższe w arstw y świadomej psychiki jeszcze się nie w ytw orzyły. Spostrzegam y je w e śnie, którego istotą jest przecież rozluźnienie w yższych w arstw . Schizofrenik zaś ujaw nia to wszystko w codziennym życiu. M o żn a go nazw ać współczesnym czło
wiekiem jaskiniowym. W pewnej mierze jest podobny do wszystkich psychicznie chorych, a naw et do zdrow ego, kiedy się upije, ale w ż a d nej chorobie w ynurzanie się prym ityw nej duchowości nie jest tak jas
kraw e, jak właśnie w schizofrenii. D lateg o to schizofrenik m aże się kałem (n ie m o w lę!), tłucze szyby, zab ija bez powodu. D latego k oja
rzenia schizofrenika są podobne do kojarzeń sennych.
O siow a właściwość schizoidii — to słaby kontakt z ludźmi. S ła bość kontaktu jest rów noznaczna z brakiem zainteresow ania. Z a in te resowanie światem — to uczuciowy stosunek do niego, trw ały zw iązek rzeczywistości z afektem . U schizofrenika następuje paraliż lub nie
dow ład tego zw iązku. Jest to pierwszy, podstaw ow y objaw r o z - s z c z e p i e n n y . A fe k t, który nie wiąże się z rzeczywistością zew nętrz
ną, musi się zwrócić do w ew nątrz. O dciąw szy się od św iata realnego schizofrenik żyje w e własnym świecie duchowym . Spotykam y tu więc zjaw isko a u t y z m u (p. rozdział o podstaw ow ych objaw ach obłą
kania) . W najcięższych przypadkach chorzy siedzą nieruchomi, nie in
teresują się niczym ; robią pod siebie, bo im jest wszystko jed n o ; jedzą, bo im się kładzie do ust. Ignorują pytania nie dlatego, by mieli dc tego jakiś pow ód, ale — że ich nic nie obchodzi. M ilczą nieraz lata mi. G d y b y im przyprow adzić najukochańszą niegdyś osobę — nawet nie spojrzą. A u ty zm w schizofrenii istnieje zaw sze, ale nie musi być tak zupełny, jak w tych najcięższych obrazacn. Inni chorzy np. lubią być sami, chow ają się po zakam arkach, bo im ludzie jeszcze przeszka
d z a ją (tam tym już n ie ). S ą i tacy, których zachow anie m ało odbie
ga od normy. P o rozm aw iają ze starym przyjacielem o pogodzie i
woj-70 CHOROBY P SYCH IC ZN E
nie chińskiej, d a d z ą mu do zrozum ienia, że może już iść — i ów sta
ry przyjaciel nigdy się nie dowie, jak ą rolę odegrał. A b ył m ianowi
cie pośrednikiem potężnych protektorów chorego; słowo „pog o da“"
oznaczało, że chory m a „pogodzić się“ ze swoim przeznaczeniem , a „w o jn a“ — że m a się szykow ać do objęcia w ładzy. P rzy jaciel, jako- taki, nie istnieje w cale i rzeczywistość m a znaczenie tylko na tym od cinku, na jakim się zazębia z urojeniami.
E nergia psychiczna nie jest bez granic. U czucie musi się karmić, i pokarm em jego są bodźce ze świata. Schizofrenik odciął sobie te b o d ź ce, został sam ze swoim zapasem afektu. Z a p a s w ystarcza na dłużej lub- krócej i powoli w yczerpuje się. W pierwszych latach chłód uczuciowy może być tylko p o z o rn y : afekt odwrócił się od ludzi. Z początku umie
jętn a prow okacja ujaw nia bogaty świat przeżyć: żyw e fantazje, m a
rzenia, urojenia, halucynacje. P o latach panuje już praw ie tylko pust
k a : skorupa sięgnęła do ją d ra ( zupełnego zaniku uczuć co praw da, nigdy się nie w id z i). C hory m a z daw nych czasów urojenie, że go k a zał wbić na pal prezydent O ktaw ian A ugust, który jest też dyrektorem szpitala — ale mu to absolutnie wszystko jedno. S tan taki n a zy w a
my o t ę p i e n i e m u c z u c i o w y m . Ja k k a ż d a właściwość schizo- frenika, może ono w ahać się w b ardzo szerokich granicach — od opi
sanych tu krańców do najlżejszego osłabienia.
U zdrow ego afekt m ożna porów nać do m elodii: m a pew ną to
nację, ale zmienia się, w aha i m oduluje. Z a le ż y to od bodźców zew nętrznych i od biegu myśli. O tó ż u schizofreników afekt odszczepiony jest nie tylko od św iata, ale w pewnej mierze również i od własnego- intelektu: myśli, wspomnień, idei. Bez bodźców , potrącających go w tę- i ow ą stronę, staje się jednostajny, jak się to mówi „sztyw ny“ . Schizo
frenik pozostanie taki, jaki był, czy mu przyniesiemy wiadom ość o śmier
ci m atki, czy o wielkiej w y g ra n e j; i również z jednakow ym afek tem będzie w ypow iadał różne myśli, które d la każdego innego byłyby po
w odem do całej gamy uczuć. A w ięc: o d s z c z e p i e n i e a f e k t u
w odem do całej gamy uczuć. A w ięc: o d s z c z e p i e n i e a f e k t u