• Nie Znaleziono Wyników

158 ROZMOWY O LITERATURZE

W dokumencie Rozmowy o literaturze (Stron 162-167)

ruszyć a cóż dopiero rozgrzać i rozpłomienić do temperatury entuzjazmu

158 ROZMOWY O LITERATURZE

I leż to ra z y trzeba przeczytać będący w ro b o ­ cie u tw ó r od początku, aby dopisać do niego n o ­ w y ro z d z ia ł! Ile w ie rszy i stro n ic trzeba p rz e k re ­ ślić, prze ro b ić lu b napisać na now o, aby osiągnąć sw ój cel! Ile przeżyć trzeba u tra p ie ń w pościgu za o d p o w ie d n ie m i w y ra z a m i, oddają cem i istotę om a w ia n ych rzeczy, bo w y ra z y te nie zawsze są napodorędziu. Nieraz trzeba je gonić ta k, ja k je g o n ił w osta tn ich sw oich ch w ila c h G uy de M au passant, ulegając c h o ro b liw e m u złudzeniu , że oto w y fru n ę ły m u one z g ło w y, ja k b a rw n e m otyle...

Ten tru d p is a rs k i p ro za ika nie pociąga k u so­

bie poetów najm łodszego pokolen ia, k tó rz y nie lu b ią i u n ik a ją w y s iłk u . D latego m a m y w tw ó r ­ czości współczesnej przerost li r y k i n a d in n e m i ro d z a ja m i lite ra c k ie m i. D latego także — u m ło d ­ szych p ro z a ik ó w m a m y dow olne pomieszanie ty c h ro d za jó w . O to przestają ju ż istn ie ć granice p om iędzy now elą, opow iad aniem , hum oreską, ro ­ m ansem i powieścią. W szystko jest pomieszane.

W szystko jest dozw olone. M ało k to chce i um ie n a kła d a ć na siebie ry g o ry fo rm y . M ało k to zdaje sobie sprawę z tego, że w y b ó r fo rm y , n a jo d p o ­ w iedniejszej dla danej treści, jest pierwszem i zasadniczem zadaniem a rty s ty , którego wogóle bez poczucia fo rm y niem a, i że p o m y łk a w ty m w yb o rze zemści się zawsze na całości przedsię­

wziętego dzieła.

T ra fić na w ła ściw ą fo rm ę — to znaczy wejść na w ła ściw ą drogę, k tó ra ju ż sama p ro w a d z i do

POEZJA I PROZA 159

celu. P o m y lić się w je j w yborze — to znaczy zb łą ­ dzić i wejść na m anowce.

P roza współczesna, w sku te k nieustan nych p o ­ m yłek w w yborze fo rm y , w sku te k tego laissezfai- ryzm n , k tó ry za pano w ał w je j potężnem p a ń ­ stwie, bardzo często chodzi m anow cam i. Staje się ona naczyniem , w k tó re w le w a się w in a ro z m a i­

tych g a tu n kó w , ja kże w ięc mogą one sm ako­

wać?

I rzeczywiście, s m a ku ją coraz m n ie j. B u d z i się też w nas tęsknota raczej do czystej w o d y ź ró ­ dlanej, n iż do t3rch lite ra c k ic h c o c k ta il‘ów , p r z y ­ goto w yw a n ych dla n ie w y b re d n y c h podniebień

W celu łatw iejszego i szybszego zaw rócenia w głowie.

T a k ą czystą w odą źró d la n ą jest dobra proza, k tó re j tra d y c je nie b yle ja k ie posiada polszczjzn a od X V I-g o w ie ku , od Łukasza G órnickiego i Sta­

nisław a O rzechowskiego począwszy.

Te tra d y c je zaczynają się d zisia j rw ać. W ich miejsce z ja w ia się n o w a to rstw o , szpikujące ję zyk p o lski m nóstw em w y ra z ó w obcych, p re te n sjo n a l­

nych, n ie z ro z u m ia ły c h dla ogółu, k tó r y m a je d n a k poczucie ducha ję zyka , poczucie jęd rn o ści m o w y ojczystej i na „fa rb o w a n y c h lisach11 pozna się zawsze.

W vo la p u cko w e j prozie gustuje ty lk o snobizm , a że przed sta w icie la m i snobizm u literackiego są n nas przew ażnie Ż ydzi, p a so rzytu ją cy na w szyst­

kich lite ra tu ra c h św iata a stąd in te le ktu a ln ie i psy­

160 ROZMOWY O LITERATURZE

chicznie usposobieni m iędzynarod ow o, przeto ich w łaśnie u m ię d zyn a ro d o w io n e m u s m a ko w i odpo­

w ia d a to, co nas od polszczyzny oddala.

Nie chcem y przez to powiedzieć, żebyśm y nie u z n a w a li p ra w a każdej e poki do własnego stylu.

I owszem. N iech będzie w n o w y c h czasach now y styl, niech m odzie stanie się zadość, lecz niechaj to będzie s ty l p o ls k i i m oda polska, niech styl ten ks z ta łtu je się drogą e w o lu c ji na p odw alin ach, zb udow a nych przez całą plejadę św ietnych i w ie l­

k ic h p isa rzy polskich , od k tó ry c h w iele może się nauczyć ten, k to chce się uczyć.

Ale tu zastępuje na m drogę najboleśniejsza spraw a: d z isia j m a ło k to chce się uczyć!

Tym czasem p ro z a ik bez tej n a u k i, bez tej p ra ­ cy przygotow aw cze j obejść się nie może, z w ła ­ szcza p ro z a ik lite ra tu ry d e m o kra tyzu ją ce j się, p ro ­ za ik, którego przeznaczeniem jest, aby m ia ł dale­

k o liczn ie jszych c z y te ln ikó w , n iż poeta, piszący wierszem.

L ite ra tu ra polska czeka na witelką prozę, k tó ra p o p ły n ę ła b y ró w n ą i spokojną fa lą , ja k rzeka w uregulow a nem łożysku. Pisarze współcześni z n ie liczn e m i w y ją tk a m i — oczekiw anie to zaw o­

dzą, p rze kła d a ją c w ierszow ane ekstraw agancje nad jasną, potoczystą, logiczną i pełną treści p ro ­ zę. O garnia ic h przed n ią lęk, bo wiedzą, że nie p o d o ła ją zadaniu.

Z F A L I NA FA LĘ .

W a lk a o p ie rw ia ste k irra c jo n a ln y w lite ra tu rze jest w y b ija n ie m d rz w i o tw a rty c h , i ci, k tó rz y tę w a lk ę co pew ien czas p o d e jm u ją , dobrze o tem wiedzą, a p rz y n a jm n ie j wiedzieć p o w in n i, odkąd b ow iem istn ie je lite ra tu ra , ja k o w y ra z tw ó rczych u siło w a ń człow ieka, odtąd is tn ie ją w n ie j także rów nolegle d w a składow e każdej tw órczości czyn­

n ik i — ra c jo n a ln y i irra c jo n a ln y .

P ierw szy opiera się na spostrzeganiu i re je stro ­ w a n iu fa k tó w życia realnego, d ru g i jest w y b ie ­ ganiem poza ra m y tego życia, w ybieganiem , opar- tem na w yczuciu, że poza św iatem , dostępnym dla nasz3^ch zm ysłó w , jest jeszcze św iat, którego z m y ­ s ła m i ogarnąć nie m ożem y, k tó r y je d n a k istnieje, bo istnieć może. Istn ie n ie takiego św iata zupełnie, zresztą, jest zgodne z dzisiejszem stanow iskiem n a u k i, k tó ra tw ie rd z i, iż to, że czegoś nie w iem y, b y n a jm n ie j nie jest dow odem , iż tego niema. P rze­

ciw nie, d o w ia d u je m y się ciągle, w m ia rę postępu i ro z w o ju w iedzy, o rzeczach i zjaw iskach, k tó ­ ry c h istn ie n ia naw et nie przeczuw aliśm y.

Rozm owy o litc ra tu rzę , J J

162 ROZMOWY O LITERATURZE

P raw da, je d yn a i ostateczna, jest i będzie dla nas zawsze z a kryta . Jesteśmy je d n a k i będziem y, d o ­

p ó k i nie zgasną s iły badawcze u m y s łu ludzkiego, w drodze do tej p ra w d y . W drodze tej, ja k w k a ż­

dej drodze, id z ie m y od etapu do etapu. P orusza­

m y się p o w o li ale po ru sza m y się ciągle naprzód.

W ychodząc z p u n k tu a w id z im y przed sobą naszą drogę ty lk o do przecięcia z lin ją h o ryzo n tu . Czy znaczy to je d n a k, iż tu droga się u ry w a i że dalej niem a je j wcale?

Nie. Trzeba ty lk o dojść do tego p u n k tu , k tó ry n a m obserwacja zm ysłow a za kre śliła , ja k o g ra n i­

cę, b y przekonać się, że ta granica b y ła złudzeniem oka i że poza n ią rozpościera się dalsza droga aż do p u n k tu b, znów do przecięcia z lin ją h o ryzo n tu . I ta k nieustannie. T o p ro w a d z i nas do w n io sku , że nie w o ln o n a m zakreślać g ra n ic n ie p rz e k ra ­ czalnych naszemu p oznan iu nau ko w e m u a cóż d opiero po zn a w a n iu artystycznem u, k tó re jest w łaśnie poznaw a niem ow ych iksó w , w y m y k a ją ­ cych się z pod realnej o bserw acji życia. F o rm u łą s z tu k i n ic może w ięc b j7ć n ig d y prosta fo rm u ła a + b + c + .... n, lecz fo rm u ła złożona:

(a + x) + (b + x) + (c + x) + .... (n + x ) , bo w każdem dziele s z tu k i obok realnego mate- rja łu , z którego ono pow stało, tk w ią w a rto ś c i ir - realne, w yrażające się przez ow o tajem nicze X, k tó re w życiu sp o ty k a m y aż n a d to często i na k a ż­

d y m k ro k u , abyśm y m ie li p ra w o w im ię ra c jo n a ­ liz m u przeczyć obecności w otaczającym nas

Z FA LI NA FALĘ 163

W dokumencie Rozmowy o literaturze (Stron 162-167)

Powiązane dokumenty